Tytania, królowa wróżek, opiekunka
wróżkowego wzgórza, demon tańca. Tak, Erza z pewnością miała
sporo różnych przydomków. Ludzie widzieli w niej kogoś wręcz
idealnego. Silną i piękną kobietę, której nie straszne są
przeciwności losu. Ona sama jednak nie wiedziała czemu tak jest.
Wcale o to nie zabiegała. Sława sama do niej przyszła. Czasami
zastanawiała się dlaczego tak jest. Teraz jej myśli błądziły w
zupełnie innym kierunku. Od wczoraj nie mogła się skupić na
niczym innym jak przysłanym jej naszyjniku, oraz dołączonym do
niego liściku. Sam w sobie nie wyglądał podejrzanie. Musiała
przyznać, że nawet jej się podobał. Jednak zdanie wyskrobane na
niewielkiej kartce papieru nie dawało jej spokoju. Co ona wiedziała
o samej sobie? Przed porwaniem do Rajskiej wieży zamieszkiwała
sierociniec wioski Rosemary, a kiedy opętany Jellal skazał ją na
wygnanie od razu dołączyła do Fairy Tail. Tu zaczęła się jej
przygoda z magią. Kochała to miejsce całym sercem i była gotowa
oddać życie za swych przyjaciół. Mimo to nie mogła zrozumieć
sensu tego jednego, prostego zdania. Opadła na poduszki podnosząc
drobny naszyjnik do góry. Chciała znaleźć jakąś wskazówkę,
która naprowadzi jej myśli na właściwy tor. Niczego takiego
jednak nie było. Drobny naszyjnik, mienił się w padających nań
promieniach ale nie przejawiał żadnych magicznych właściwości.
- Hej, Erza – prawie podskoczyła gdy
usłyszała głos Kaishi'ego tuż nad sobą.
- Co ty tu robisz? - spytała podnosząc
się do pozycji siedzącej – to żeński akademik. Mężczyźni nie
powinni tutaj przebywać – oświadczyła posyłając mu strofujące
spojrzenie.
- Wiem, przepraszam ale chciałem
zobaczyć jak się trzymasz – uśmiechnął się w przepraszający
sposób – wszyscy są w gildii i zastanawiałem się dlaczego nie
przychodzisz. Przecież powinniśmy się teraz trzymać razem.
- Spokojnie zachowuję czujność po
prostu ciężko mi zebrać myśli – chciała się do niego
uśmiechnąć ale słabo jej to wyszło. W jej głowie dalej panował
zbyt wielki mętlik.
- Tak, ale nie zapominaj, że Laki
została zabita mimo tego że wielu członków gildii było w pobliżu
– Kaishi spojrzał na nią uważnie.
- Masz rację ale jest jeszcze coś co
teoretycznie nie powinno się tu znajdować – powiedziała po
dłuższym milczeniu szkarłatnowłosa. Mimo, krótkiej znajomości
całkowicie ufała chłopakowi.
- Masz na myśli mnie – zażartował
Kaishi – tak, już mi mówiłaś, że to żeński akademik. Pójdę
sobie jeśli mnie zaraz nie zabijesz – zaśmiał się.
Było w nim coś, co nie pozwalało jej
się długo smucić, czy złościć. Jego obecność miała na nią
bardzo pozytywny wpływ.
- To zupełnie inny problem. Chodziło
mi o to – po tych słowach pokazała mu naszyjnik i krótki list –
Może wiesz o co chodzi? - miała nadzieję, że choć on się czegoś
domyśli.
- List, jak list ale gdzieś już
widziałem podobny naszyjnik – powiedział po chwili namysłu.
- Widziałeś? – natychmiast się
ożywiła – czyli jednak on ma w sobie magię.
- Niezupełnie. Po prostu podczas
jednej z swoich podróży spotkałem się z podobnym. Ludzie mówili,
że prowadzi tego kto go nosi do poznania prawy o swoim istnieniu.
- Myślisz, że powinnam go założyć?
- słowa przyjaciela nieco ja uspokoiły ale ostatnie zdarzenia
znacznie wyostrzyły jej ostrożność. Dobrze wiedziała, że w
takich na pozór niewinnych przedmiotach często jest coś ukryte.
Zwłaszcza, gdy te pojawiają się w nie do końca jasnych
okolicznościach.
- Na pewno będziesz w tym dobrze
wyglądać – zaśmiał się delikatnie – wiesz, są tylko dwie
możliwości. Przysłał to przyjaciel lub wróg – dodał poważniej
– Obiecuję, że jeśli zaczniesz zachowywać się podejrzanie
natychmiast cię obezwładnię, zaknebluję i przetransportuje do
gildii gdzie już się tobą zajmą – dokończył z typowym dla
siebie uśmiechem.
- Bardzo śmieszne, wiesz – Erza mimo
wszystko też się zaśmiała i strzeliła mu kuksańca.
- A znasz inny sposób by cię
powstrzymać, gdy zamienisz się w niszczącego wszystko demona? –
spytał nie tracąc dobrego nastroju.
- Masz rację – powiedziała po
dłuższym milczeniu – jeśli może to pochodzić od ukrytego
sojusznika to chyba muszę zaryzykować – niepewnym, powolnym
ruchem zaczęła zakładać na szyję wisiorek.
- I jak mam lecieć po egzorcystę? –
spytał żartobliwie Kaishi podchodząc do niej.
- Chyba wszystko gra ale też nie czuję
żadnej różnicy, która pomogła by mi zrozumieć list –
szkarłatnowłosa wzruszyła ramionami ale puki co postanowiła go
nie zdejmować. Nie miała pojęcia dlaczego ale gdy tylko go
założyła poczuła jakby był częścią jej samej.
- Może potrzebuje czasu by się
uaktywnić ale pamiętaj, że w razie czego jestem gotowy do
działania – zapewnił Kaishi.
- Dziękuję, ale naprawdę nie musisz
się mną opiekować – powiedziała przenosząc wzrok w stronę
okna. Źle się czuła, gdy ktoś z jej bliskich musiał ją chronić.
- Czyli mam rozumieć, że nie dasz się
namówić na wspólną misję, gdy mistrz już do nas wróci -
żartobliwie stwierdził Kaishi.
- Tego nie powiedziałam – odparła
Scarlet, a uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Czuła, że nie
będzie się przy nim nudzić. Młody mag był niewątpliwie potężny,
a sama mogła się przekonać, że gdy zajdzie taka potrzeba
potraktuje sprawę poważnie do samego końca choć z pozoru może
wyglądać na lekkoducha pokroju Natsu.
- Więc, mogę uznać to za zgodę? –
Kaishi wyprostował się obracając w stronę drzwi – ale może
teraz chodzimy do gildii. Mirajane szykuje ciasto truskawkowe, a
mówiła mi, że je uwielbiasz. Chyba lepiej byś go spróbowała
zanim wyląduje na ziemi przez kolejną bójkę twoich znajomych –
nie musiał długo czekać na odpowiedź. Szkarłatnowłosa słysząc
wieść o swoim przysmaku błyskawicznie wyminęła go w drzwiach,
każąc mu się natychmiast pośpieszyć.
Nad rozległą polaną panowała noc.
Młody, ciemnoskóry blondyn leżał na trawie wpatrzony w gwiazdy.
On i jego przyjaciel mieli się tu spotkać ze swoją przyjaciółką.
- Millianna jak zwykle się spóźnia –
powiedział kanciasty mag podchodząc do niego.
- Znasz ją Wally – powiedział Shô
nie zmieniając pozycji – pewnie znów zobaczyła jakąś mysz, a
teraz lata za nią po krzakach.
- Czasem zastanawiam się, czy ona
zdaje sobie sprawę z faktu, że jest w istocie człowiekiem, a nie
kotem – Buchanan poprawił swój kapelusz dalej wypatrując
roztrzepanej dziewczyny.
- Szczerze powiedziawszy to wątpię –
zaśmiał się młody blondyn po czym z poważniejszą miną dodał –
bardziej mnie jednak zastanawia co takiego chce nam powiedzieć.
Następne kilka chwil upłynęło im na
rozmyślaniach. Oboje zastanawiali się co takiego ma im do
powiedzenia. Z krótkiego listu jaki od niej otrzymali, że sprawa ma
dotyczyć Jellal'a i Erzy ale z względu na bezpieczeństwo nie może
im wszystkiego tu napisać. Już to wystarczyło by namieszać im w
głowach. Erza była osobą, której zawdzięczali życie. Mimo, że
została wygnana i niesłusznie okrzyknięta zdrajczynią wytrwała.
Milczała na temat Rajskiej Wieży by ich chronić. Milczała mimo że
wiedziała,, że w każdej chwili może zostać porwana i złożona w
ofierze. Natomiast Jellal zdradził ich w momencie gdy mogli wreszcie
być wolni, uciec z tego okropnego miejsca gdzie wbrew własnej woli
musieli ciężko pracować. Wykorzystując ich przyjaźń wmówił
im, że muszą pozostać i ukończyć rzekomą świątynię dla
Zerefa mającą posłużyć jego odrodzeniu. Do dziś nie wiedzieli
czemu to zrobił. Przed feralnym wydarzeniem w noc buntu wszystkim
się wydawało, że on i Erza są ze sobą bardzo blisko. Czy to
możliwe by od początku udawał wszystko tylko po to by zdobyć ich
zaufanie i potraktować jako narzędzia w swoim planie?
- Chyba nie myślisz, że znów ją
zaatakował – spytał czarnowłosy mag wielokątów zapalając
kolejne cygaro.
Nim jednak Shô zdążył odpowiedzieć
coś szybko przemknęło między drzewami, a w chwilę później
między nich wpadła zdyszana Millianna. Jej bujne włosy były
potargane bardziej niż zazwyczaj.
- Mówię wam – krzyknęła na
powitanie, potrząsając energicznie w powietrzu zaciśniętą
pięścią – taką mysz widziała. Była wielka. Chyba dwa razy
większa niż normalna. Już ją prawie dorwałam, gdy uciekła w
krzaki. Przetrząsałam je kilka minut ale udało jej się mnie
przechytrzyć – wydyszała na jednym wdechu po czym opadła na
ziemię.
- Czyli moja teoria była prawdziwa –
zaśmiał się Shô po czym dodał poważniejszym tonem – ale chyba
nie żartowałaś w sprawie Jellala? - spytał patrząc na wciąż
zasapaną przyjaciółkę.
- Tak, to prawda – ona też
spoważniała i powoli usiadła – Widziałam go z Erzą. Wtedy
podczas gdy smoki atakowały stolicę. Wtedy... gdy nim cofnął się
czas Ercia... gdy ona poległa – ostatnie zdania przychodziły jej
z trudem – Wtedy to zobaczyłam. Jellal, on nie tylko zachowywał
się dziwnie ale naprawdę się załamał...
- Co masz na myśli mówiąc, że był
dziwny? - przerwał jej na chwilę Wally – Chyba nie masz na myśli
takiej zmiany w jego zachowaniu, gdy wygnał Erzę wmawiając nam, że
to ona zdradziła.
- Właśnie o tym chciałam z wami
porozmawiać – zniżyła głos prawie do szeptu – wychodzi na to
że o nie była jego wina. Był kontrolowany.... - po tych słowach
opowiedziała im wszystko czego się dowiedziała.
- Więc, tak naprawdę to wszystko wina
tej kobiety – stwierdził Wally wydychając stróżkę dymu z
palonego cygara.
- Nie do końca – Millianna pokręciła
głową – Erza twierdzi, że i ona nie robiła tego do końca
celowo. Nim się rozstaliśmy mówiła mi, że od dziecka Ultear była
programowana na popleczniczce Zerefa, a gdy to sobie uświadomiła
wraz z Jellal'em chcą położyć kres mrocznej magii.
- Ależ to poplątane – Shô, aż
złapał się za głowę.
- Tak, czy inaczej z tego co mówisz
wynika, że wewnątrz Jellal wciąż był i jest nadal naszym
przyjacielem – stwierdził Wally – Tak samo jak Erza nie chciała
nas opuszczać, tak on nie chciał nas zmuszać do zostania w
Rajskiej Wieży.
- Tak, tylko to jest takie trudne –
Millianna spojrzała w bok. Rozumieli ją doskonale. Ostatnie lata
spędzili na próbach powrócenia do normalnego życia, które
zostało im odebrane przez niebieskowłosego maga.
Dalszą rozmowę przerwał im podmuch
magicznej mocy. Nie był on normalny. Wydawał się nie tyle co silny
jak tajemniczy i śmiertelnie groźny. Zupełnie jak wąż czający
się w cieniu na niczego nie podejrzewającą ofiarę.
- Jest was więcej niż mi powiedziano
ale to nie powinno sprawić kłopotu – rozległ się nieznany głos.
Ku nim kroczyła wysoka, odziana w czarny płaszcz z kapturem postać.
Jej twarz całkowicie zakrywała srebrna maska.
- Kim jesteś – pierwsza z szoku
otrząsnęła się Millianna podnosząc nastroszony ogon do góry.
- Nie powinnaś się tym kłopotać
koteczko – głos niby miał spokojny ale było w nim coś
niepokojącego – Rozkazy, które mi wydano dotyczą tylko dwójki
twoich znajomych.
- Co masz na myśli – Shô
wyprostował się patrząc wprost na przybysza. Minę miał zaciętą
ale czujną. Nikt z nich nie wiedział czego się spodziewać po
nieznajomym.
- W sumie mogę wam powiedzieć –
zaśmiał się – pewnie wiecie co się zdarzyło podczas igrzysk. O
cofnięciu czasu oraz tej skamieniałej kobiecie z wyrytym znakiem
gwiazdy?
Nikt nie odpowiedział ale musiał
wyczuć, że wiedzieli. Jak mogli by nie wiedzieć. Ta informacja
prędkością błyskawicy rozniosła się po całym kraju. Nieliczni
jednak tylko wiedzieli co ów symbol zwiastuje, a zdjęci trwogą
woleli i tak milczeć.
- To nasz symbol – dokończył po
kilku sekundach niemiłosiernej ciszy, która zawisła nad polaną.
- Ale co to ma wspólnego – odezwał
się Wally i prawie w tej samej chwili cienki promień wystrzelony z
palca przybysza przeszył go na wylot.
Nie zdążył krzyknąć, nim jego
ciało całkowicie zajęło się małymi ale niesamowicie czerwonymi
płomieniami. Shô i Millianna rzucili się na pomoc ale mimo faktu,
że dzieliło ich zaledwie kilka kroków nie zdążyli. Płomienie
momentalnie znikły, a tego co zostało nawet nie można było nazwać
ciałem. Zwęglone, martwe szczątki powoli rozkruszały się, aż
powiew wiatru je rozdmuchał. Oboje czuli jak serca walą im
piersiach, ale ich kończyny odmawiały wykonania jakiegokolwiek
ruchu. Postać wykonała ruch jakby wahała się czy by i ich nie
zabić ale rzuciła w ich stronę tylko drobny kamień po czym
znikła. Nie odeszła tylko rozpłynęła się w powietrzu.
- Co się... - tylko tyle zdążyła
wyszeptać Millianna nim kolana się pod nią ugięły i runęła
otępiała na ziemię. Była w zbyt wielkim szoku by trząść się
lub płakać.
Shô powoli, jakby w amoku podszedł do
miejsca w którym jeszcze przed chwilą leżało ciało ich
przyjaciela. To wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążyli
się zorientować co właściwie się działo. Delikatnie, drżącą
dłonią ujął rzucony przez sprawcę tego wszystkiego kamień. Nie
było by w nim nic niezwykłego. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Nie wiedzieli dlaczego ale targało nimi przeczucie, że muszą
powiadomić o tym Erzę. Zresztą szkarłatnowłosa na pewno
chciałaby wiedzieć o tym co spotkało Wally'ego. Ona na pewno nie
zataiła by przed nimi tego faktu. Teraz jednak musieli odpocząć i
pozbierać myśli. Nadal nie docierało do nich co się właściwie
stało. Nie mogli nawet przepuszczać z kim lub czym przyszło im się
właśnie spotkać.
Juvia kroczyła powoli uliczkami
malowniczego miasteczka. Osłaniając się parasolką przed drobnym
deszczem rozmyślała o tym jak ma przekazać informacje Lamia Scale.
Czy jej uwierzą skoro ona sama nie była pewna z czym się mierzą.
Czy zrozumieją grozę jaką odczuwają teraz niewątpliwie wszyscy
członkowie Fairy Tail? Nawet jeśli tak się nie stanie ona i tak
musi ich ostrzec. Powoli podeszła do budynku gildii i ostrożnie
zastukała w potężne, dębowe drzwi. Czuła, że serce wali jej
niemiłosiernie w piersi. Nerwowo zacisnęła dłonie czekając, aż
ktoś jej otworzy. Nigdy nie była w tej gildii choć Lyon już po
zakończeniu turnieju gorąco ją namawiał do odwiedzin. Właściwie
poza nim nikogo tu nie znała. Może i zamieniła kilka słów z
Sherry czy Chelią ale nie było to nic co pozwoliło by się im
bliżej poznać. Tym bardziej, że większość wspólnego czasu
spędzili na polu walki turnieju, a potem przeciw smokom. To
zdecydowanie nie ułatwiało jej zdobycia zaufania jeśli chodzi o
przedstawienie zaistniałej sytuacji. Przede wszystkim musi przekonać
tutejszą mistrzynię, nieco zbzikowaną staruszkę, Ooba'e
Babasaama. W gruncie rzeczy zadowoliła by ją aprobata Jury. Neekis
jako święty mag mógłby wpłynąć na sporą rzeszę ludzi,
również spoza swojej gildii. Tylko czy to możliwe, skoro zdaniem
mistrza jedynie głowa rady ma jakiekolwiek pojęcie o tym co się
dzieje, a mimo to milczy. Czy pomijanie w ten sposóbcie których
faktów nie jest pewną próbą ochrony przed złem.
- Juvia, nie spodziewałem się ciebie
tutaj – z zamyśleń wyrwał ją zaskoczony głos Lyon'a – jesteś
sama?
- Juvia jest sama – wyszeptała siląc
się na odwagę – Juvia musi ci coś ważnego powiedzieć ale boi
się, że zostanie niezrozumiana i nie uwierzysz Juvii.
- Dlaczego mam ci nie wierzyć – Lyon
nie kryjąc zaskoczenia przeszedł na bok zapraszając ją gestem do
środka.
Widział że jest poddenerwowana ale
nie mógł domyśleć się czemu tu jest. Co więcej zjawiła się
zupełnie sama. Nie była też tą samą dziewczyną, którą spotkał
po raz pierwszy gdy wracała z wyspy Tenoru. Mimo, że wiedział iż
woli Gray'a nie mógł okłamywać uczuć jakie do niej żywił.
Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i to uczucie w nim
zostało. Jeśli czarnowłosy nie widzi jaką ona jest wspaniałą
osoba to jest jeszcze większym głupcem niż dotąd uważał.
- Proszę napij się – powiedział
podając jej gorącą herbatę – cała się trzęsiesz. Czy to ma
związek z nim? - poczuł lekki zawód, gdy pokręciła głową.
- Gray-sama chciał towarzyszyć Juvii
ale Juvia uznała, że lepiej będzie jak pójdzie sama – po tych
słowach wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy – Juvia
przybyła tu by cię ostrzec.
- Ostrzec ale przed czym – Vastia
przysunął się bliżej niej. Chciał złapać ją za rękę ale się
powstrzymał.
- Pamiętasz ten dziwny znak na
piersiach Ultear – spytała, a gdy niezauważalnie kiwnął głową
kontynuowała – pojawił się ponownie – nie mogła powstrzymać
łzy spływającej jej po policzku.
- Tak, ale u nas nikt go nie rozumie –
powiedział tym razem delikatnie ją obejmując – coś się stało.
Coś złego, tak – bardziej stwierdził niż spytał.
Kiwnęła ponownie głową. Nie
wiedziała jak to się stało ale słowa zaczęły same wypływać
jej z ust. Mówiła o wszystkim co się stało od zakończenia
igrzysk. O misji w Wiosce Słońca z której po wielu trudnościach
wrócili z Kaishi'm. Mówi o tym jak chłopak zgodził się dołączyć
do ich gildii. Głos jej się
załamuje, gdy dochodzi do momentu, gdy znaleźli ciało Laki, a
raczej to co z niego zostało. No i o tej krwawej gwieździe. Lyon
już miał jej odpowiedzieć. Zapytać o coś jeszcze. Jednak gdy już
zbierał się do odpowiedzi przeszkodził im czyjś inny głos.
- Spodziewałam się, że kiedyś
wrócą. Tak bardzo miałam nadzieję, że to jakiś głupi żart
pomniejszej mrocznej gildii – za nimi stała Ooba Babasaama. Minę
miała tak wymowną i srogą, że Lyon stanął na baczność, a dla
Juvii był to znak, że oto stoi przed nimi kolejna osoba, która
może coś wiedzieć.
Natsu leciał nad rosnącym połciem
domków jednorodzinnych unoszony przez uczepionego jego pleców
Happy'ego. Choć starał się jak mógł nie powstrzymał delikatnego
uśmiechu cisnącego się na usta. Nadal był wściekły na tych co
zabili Laki. Nadal nie wiedział z czym mają do czynienia. Jednak
jego wewnętrzny płomień, aż wrzał na myśl o nadchodzącym
wyzwaniu. Ogarnęło go dziwne uczucia. Fala strachu powiązanego z
podekscytowaniem. Naprawdę chciał się z tym kimś zmierzyć.
- Natsu parzysz – jęknął Happy z
trudem powstrzymując się przed jego upuszczeniem.
- Przepraszam, wylądujmy już -
powiedział – niewiele nam zostało i możemy się przejść.
Rzeczywiście od Sabertooth dzielił
ich niecały kilometr. Małe domki, które dotąd mijali przemieniły
się w wieżowce, a ziemistą ścieżkę zastąpiła wykafelkowana
uliczka. Miasto podniosło się po smoczej apokalipsie.
- I pomyśleć, że nieco ponad miesiąc
temu było nie do poznania – stwierdził niebieski Exceed lądując
i chowając skrzydła.
Faktycznie miał racje. Nigdzie nie
można było się dopatrzeć śladu zniszczeń. Można by nawet
przepuszczać, że walka ze smokami nigdy nie miała miejsca. Powoli
kroczyli ku gildii zachwyceni widokiem tego odrodzonego miejsca. Nie
musieli się śpieszyć. Mimo wszystko wiedzieli, że puki co nic im
nie zagraża. Ktokolwiek stał za atakami zdaniem Miry nie powtórzy
tego za szybko. Jej zdaniem na razie chciał by czuli się
zastraszeni. Zgadzał się z nią choć to tylko potęgowało w nim
wściekłość. Zdecydowanie wolał uczestniczyć w otwartej wojnie,
niż być ofiarą takich podchodów.
- Natsu uważaj bo spowodujesz pożar –
ostrzegł go Happy i dopiero teraz zauważył, że jego ręce pokrywa
ogień.
Machinalnie ugasił ręce i już
zabierał się do odpowiedzi, gdy muskularna dłoń klepnęła go po
ramieniu. Obrzucił się i zauważył stojących za nim Orge'a,
Yukino oraz Rufus'a po torbach w ich rękach wywnioskował, że
właśnie wracają z zakupów.
- Natsu-san, miło pana widzieć –
Yukino wykonała delikatny ukłon w jego kierunku. Wyglądała na
znacznie szczęśliwszą osobę niż wtedy gdy widzieli się po raz
ostatni. Na jej twarzy malował się promienny uśmiech gdy patrzyła
w jego stronę. Pozostali wyglądali też na bardziej pogodnych i
rozluźnionych niż wcześniej.
- Siemka, co u was – na twarzy
salamandra pojawił się znany wszystkim uśmiech – postawiliście
już gildię na nogi?
- Tak, wszystko gra. Miałeś racje.
Jest znacznie lepiej gdy troszczymy się o siebie nawzajem –
przytaknął Rufus.
- Niestety nadal nie mamy wiadomości o
Mistrzu i Minervie-sama – dodała Yukino nieco pogrążając się w
zamyśleniu.
- A Sting jak sobie radzi – spytał
Natsu gdy wspólnie wyszyli w dalszą drogę do gildii szablozębnych.
- Zawsze stara się nas wspierać ale
muszę przyznać że robota papierkowa i temu podobne sprawy nie są
jego mocną stroną - czarodziejka gwiezdnych duchów delikatnie się
zaśmiała.
- Świetnie go rozumiem – oznajmił
Natsu – ja też nigdy nie rozumiałem o co chodzi z tym
podpisywaniem. Jak się chce komuś przywalić to raczej się nie
wysyła zaproszenia.
- Obawiam się, że to nie jest takie
proste jak mówisz – z nieco zażenowaną miną stwierdził Happy
na co reszta wybuchła pogodnym śmiechem. W podobnej atmosferze
upłynęła im reszta drogi.
- A tak właściwie co cię tu
sprowadza – spytał Rufus gdy weszli do budynku gildii – w mojej
pamięci nie ma byś chciał dziś stawić czoła Stingowi czy Rouge.
- No więc... - zaczął Natsu ale
podlecieli do nich Lector i Frosch od razu witając się z Happy'm.
- Sting mamy gości – zawołał swym
grzmiącym głosem Nanagear, a po chwili zza
sąsiednich drzwi wyszli dwaj smoczy
zabójcy.
- Jeszcze się z tym nie uporaliście –
zdziwiła się Yukino stawiając zakupy na wolnym stole.
- Niestety zwykle zajmowała się tym
Minerva ale teraz jej z nami nie ma – westchnął Sting – więc
Natsu jeśli przyszedłeś na jakiś sparing to jak widzisz wpierw
muszę ogarnąć co podpisać by nie narobić sobie kłopotów.
- Fakt lepiej się pilnuj – zauważył
Rufus – nie chcemy powtórki sprzed tygodnia.
- A co takiego się stało –
zaciekawił się Natsu.
- Niechcący podpisał zamówienie na
dwie tony różowych tkanin – wtrącił Lector nie mogąc
powstrzymać uśmiechu.
- Spytam Lucy może będzie wiedziała
co z tym zrobić – zaoferował Natsu kiedy skończył się śmiać-
Tak właściwie to przyszedłem was ostrzec ale Lucy też powinna
mieć zajęcie – powiedział to tak lekkim i beztroskim tonem, że
reszta natychmiast się uciszyła i spoglądała na niego w
milczeniu.
- Ostrzec? - powtórzyła ostrożnie
Yukino posyłając mu badawcze spojrzenie.
Natsu jak tylko umiał zaczął
opowiadać o tym co się dotąd zdarzyło. Kiedy jednak w napływie
wściekłości omal nie wywołał pożaru pałeczkę przejął Happy.
- Mistrz wydaje się tym bardzo
zdenerwowany. Uważa, że tylko przewodniczący rady może coś
wiedzieć. Jednak na razie pozostajemy praktycznie bezradni. Do
tego....
Nie skończył. Nagle usłyszeli trzask
łamanego drewna połączony z ogromnym hukiem i w otoczeniu czegoś
co przywodziło na myśl czarny ogień wylądował przed nimi
zamaskowany osobnik. Sam podmuch jego aury wskazywał, że jest
potężny i z pewnością nie zjawił się tu w celach pokojowych.
Wzrok Natsu od razu padł na jego rękawice. Widniał na niej
wizerunek dobrze znanej mu gwiazdy.
Jellal siedział przy drewnianym stole
nerwowo sącząc jakiś napój. Jego wzrok był utkwiony w
kryształowej kuli. Dalej obserwował Erzę upewniając się, że nic
jej nie jest. Jego niepokój nasiliły ostatnie zdarzenia. Po za tym
było coś jeszcze, a raczej ktoś. Kaishi od razu wzbudził jego
niechęć. Nie wiedział co się w nim mu nie podobało ale nie
potrafił go zaakceptować. Meredy twierdziła, że to wszystko przez
zazdrość. On jednak nie był do końca o tym przekonany. Coś z
owym magiem było nie tak. Nie podobało mi się to, że tak dużo
czasu spędza z Erzą. Ani to że ona znalazła w nim przyjaciela z
którym spędzała coraz więcej czasu.
- Tylko mi nie mów, że znów
rozmyślasz nad tym samym – poirytowany głos Meredy zmusił go do
oderwania wzroku od kuli – Możesz mi łaskawie wyjaśnić co ci
się w nim nie podoba? – spytała odgadując jego myśli.
Trafiła w czuły punkt. Chciał już
jej odpowiedzieć, wyjaśnić czemu uważa go za zagrożenie ale
zamilkł. Tylko co mu się w nim nie podobało? Kaishi był pogodnym,
troskliwym młodzieńcem. Nawet uratował życie Erzie. Mimo to nie
potrafił mu zaufać. Zawdzięczał mu życie najdroższej dla niego
osoby, a mimo to nie potrafił mu zaufać. Przeciwnie, już teraz
myślał jak trzymać go najdalej od szkarłatnowłosej.
- Jak myślisz czemu mu ufa – spytał
ale widząc groźne spojrzenie towarzyszki szybko dodał –
znalazłaś coś?
- Można tak powiedzieć ale ty wcale
mi nie pomagasz – warknęła siadając obok niego i stawiając na
stole skórzaną torbę – Gdybyś chociaż chciał zająć się
jakąś porządną gildią.
Miała rację. Nie odeszli wcale tak
daleko od Fairy Tail. Ku wielkiemu niezadowoleniu Meredy zdecydował
się zatrzymać. Nie chciał odchodzić za daleko by w każdej chwili
móc szybko wrócić. Gildia, którą wybrali nie była nawet
szczególnie groźna. Ich czyny nie wykraczały zbyt daleko poza
okazyjne kradzieże czy namawianie okolicznych do praktykowania
czarnej magii. Byli nawet tak nieporadni w swych działaniach, że
aresztowania rzekomych kompanów stały tu na porządku dziennym.
Wiedział, że będzie trudno dowiedzieć się tu czegokolwiek
przydatnego ale nie był w stanie odejść dalej. I tak było mu
ciężko się skupić, że z Erzą dzieli dzień drogi. Nie wiedział
też jak Meredy udało si tak szybko wkręcić ich w szeregi mrocznej
gildii ale zdawał sobie sprawę, że młoda dziewczyna musi być
zdecydowanie lepszym kłamcą od niego.
- Jellal zlituj się – po usłyszeniu
tych słów otrzymał solidny cios w ramię – Wiem, że łatwo się
zamyślasz ale mam wrażenie, że tylko ja tu coś robię - ofukała
go – Moje zdanie na temat tego znasz – nie musiał pytać by
wiedzieć, że ma na myśli jego relacje z Erzą – a jeśli i na to
nie masz dość odwagi to wątpię byśmy podołali zadaniu.
- Przecież i tak stoimy w martwym
punkcie – odparł starając się nie dać po sobie poznać jak
wielkie emocje nim targają.
- Mylisz się – powiedziała cicho
Meredy delikatnie się uśmiechając.
- Co masz na myśli? - spojrzał na nią
zaskoczony, a wtedy ta wyciągnęła ze swej torby grubą księgę.
Na czarnej okładce widniał krwistoczerwony symbol gwiazdy wpisanej
w koło. Nie ulegało wątpliwości, że ma coś związanego z tym na
ciele Ultear.
--------------------------------------
Pl.wąż czający się w cieniu.
No myślałam, że się nie wyrobię w tym miesiącu, a jednak się udało. Mam nadzieję, że za dużo przecinków nie zjadłam ^.^"