niedziela, 8 maja 2016

19.Kanjō wa jikan o teiki shimashita

Jellal czując rosnące zażenowanie i złość samego na siebie opadł na jedną z ławek w mniej uczęszczanej części parku. Nie przejmował się jednak tym czy ktoś może go zobaczyć. Był wściekły na siebie. Po rozmowie z Gajeel'em postanowił porozmawiać z Erzą. Może nie chciał od razu jej wyznać wszystkiego co czuje ale zapewnić, że zawsze będzie przy niej i może na niego liczyć w każdej sytuacji. Po prostu być przy niej. Jednak ostatecznie stchórzył. Stchórzył gdy usłyszał jej śmiech. Stchórzył, gdy zobaczył jak na jej usta powraca uśmiech. Stchórzył bo wiedział, że spowodował to Kaishi. Uciekł nim zdążyli się zorientować, że stoi za drzwiami. Wtedy myślał, że nie może tam wchodzić. Teraz jednak czuł się jakby znów ją zawiódł. Powinien być przecież przy niej. Upewnić się, że nie poczuje się samotna, że nic jej nie zagrozi. Pod wpływem rosnącej frustracji poderwał się z miejsca i silnym kopniakiem powalił rosnące w pobliżu drzewo.
- Mam idealny sposób na twoje problemy, Fernandes. Po prostu do niej idź – nawet nie zauważył dy koło niego stanęła niska, różowowłosa posta – lepiej też nie niszcz więcej roślinności. Erza lubi to miejsce.
- Meredy – był nieco zaskoczony jej przybyciem – Myślałem, że odwiedzasz Juvię.
- Miałam – przyznała zdejmując z głowy kaptur – jednak Gray nadal z nią jest. Myślę, że powinieneś wziąć z niego przykład i zrobić to samo.
- Nie sądzę by Lockser mogłaby nam w obecnym stanie pomóc – odpowiedział zdawkowym tonem za co oberwał silny cios w głowę otwartą dłonią dziewczyny.
- Coraz bardziej mam ciebie dość Fernandes – mówiła cicho ale w jej słowach dało się wyczuć nutę wściekłości – czy ty ostatnio choć trochę myślisz? A może twój mózg już tak przeżarła paranoidalna zazdrość, że nie dostrzegasz oczywistych faktów.
– O co ci chodzi – zdziwił się nie mogąc odgadnąć co ma na myśli.
- Po prostu do niej idź – warknęła walcząc z przemożną chęcią by pochlastać go na kawałki jakimś ostrzem i chyba tylko jego brak ją od tego powstrzymał – Jest u siebie w akademiku. Porlyusica podleczyła ją na tyle by nie musiała leżeć w łóżku. Jednak jest nadal słaba, a wiesz jak nie cierpi bezczynności. Kaishi wybrał się z Wendy do lasu jako dodatkowa para oczu, gdy ta będzie zbierać lecznicze zioła.
Widząc jej spojrzenie wiedział, że nie może się spierać. Z drugiej strony chyba faktycznie chciał porozmawiać z Erzą w cztery oczy, a kto wie kiedy nadarzy się kolejna okazja. Choć był w stanie uwierzyć, że irytujący go mag jest dla niej tylko przyjacielem to fakt, że spędza z nią każdą możliwą chwilę nie dawał mu spokoju.
- Masz racje – przyznał postanawiając, że tym razem nie zrezygnuje w ostatniej chwili – pójdę już – nie czekając na odpowiedź skierował się w stronę akademika.

Lucy patrzyła w zamyśleniu na snujące się za oknem chmury. Na jej kolanach leżała książka poświęcona magii gwiezdnych duchów. Jej magii. To właśnie dzięki niej z jej twarzy znikł smutek zastąpiony przez determinacje. Choć do tej pory przeczytała tylko niewielką część z prawie stu rozdziałów wiedziała, że chce posiąść opisaną w niej moc równie mocno jak Natsu pragnie odnaleźć swego smoczego ojca. Natsu. Od czasu ataku Ame i Trick wraz z towarzyszącym bitwie deszczem nie spędzała z nim już tam dużo czasu jak zwykle. Smoczy zabójca spędzał swój wolny czas z Lisanną. Gdy o tym myślała czuła ukłucie w okolicach serca. Nie była zazdrosna. Z siostrą Miry łączyły ją dość przyjacielskie relacje. Po za tym dobrze wiedziała co było między nimi przed ową feralną misją. Słyszała, że przed nią, nie licząc misji, praktycznie się nie rozstawali. Rozumiała to jednak choć nie raz irytował ją swym zachowaniem czy nagłymi wtargnięciami do jej mieszkania to teraz, gdy zdążyła już odpocząć od jego towarzystwa zaczęła jej dokuczać samotność. Nienawidziła tego uczucia. To właśnie ono było głównym powodem jej ucieczki z rodzinnego domu. Postanowiła jednak, że tak tego nie zostawi. Jeśli chce stać się silniejsza to pierwsze co powinna zrobić to przełamanie swego strachu przed ryzykiem. Powinna pójść do gildii. Nie ważne czy po drodze ktoś ją zaatakuje czy nie. Zresztą i tak zdążyła zatęsknić za czymś do roboty. Spakował się i była już przy drzwiach, gdy z drugiej strony doszło ją pukanie.
- Natsu – nie wiedziała czy bardziej dziwi ją to, że przyszedł tu sam czy fakt, że w celach odwiedzin nie użył okna – a gdzie Happy? – spytała by wytłumaczyć jakoś swe przyglądanie mu się przez chwilę choć wątpiła by było to dla niego problemem.
- Jeszcze śpi, więc nie mogłem przyjść normalnie – powiedział jakby za owe „normalnie” uważał włamywanie się do jej mieszkania.
- Czym go tak wymęczyłeś? - spojrzała na niego podejrzliwie.
- To nie ja – zaprotestował - Jellal zabrał go gdzieś w nocy.

Nie wiedział do końca czemu to robi ale po prostu czuł, że powinien. Tak przynajmniej mówił mu uporczywy głosik w głowie. Nie ten co go kontrolował ale ten, który pojawiał się gdy był w pobliżu Erzy próbując przekonać go by ją przytulił, pocałował. Z każdym pojawieniem się trudniej było mu się oprzeć. Tak jak teraz. Oparł dłoń o szybę. Zza nią, w szpitalnym łóżku spała najpiękniejsza istota jaką znał. Jej szkarłatne włosy rozlały się na poduszce kiedy w trakcie snu zwinęła się w kłębek. Obserwował jak pogrążona w nim marszczy delikatnie nos. Gdyby nie dzielące ich szkło pewnie nie powstrzymał by się przed opadnięciem bliżej niej. Widział, że to zakazane ale tak bardzo chciał poczuć teraz ciepło jej ciała. Jedynym co go drażniło były świeże żółte kwiaty stojące w wazonie przy jej łóżku. Po prostu czuł w kościach, że przyniósł je Kaishi. Niby nic nie było w nich szczególnego ale po prostu wolał by jak najszybciej znikły.
- Jak długo chcesz jeszcze tak patrzeć – Happy powoli zaczynał się męczyć. Wisieli tak w miejscu od około półtorej godziny i zaczynało mu już brakować magii do utrzymania skrzydeł.
- Jeszcze chwilka – poprosił niemal błagalnym tonem. Nie chciał jej teraz zostawić nawet jeśli ona sama nie zdawała sobie sprawy z jego obecności.
- Aye... - nagle niebieski kotek nastroszył uszy. Dobiegł do niego nagły dźwięk. Gdzieś blisko nich.
- Naprawdę to nie zajmie długo – obiecał.
- Dobrze tylko... - nie skończył nawet zdania gdy wyrosła za nimi mała, biała postać.
- Co wasza dwójka samców robi tu o tej porze – Carla była wyraźnie wściekła, że ich tu nakryła.
- Carluś – Happy był tak przestraszony, że wypuścił z swych łapek Fernandesa co zaowocowało tym, że z trzaskiem łamanych gałęzi spadł na ziemię – Sorki – powiedział zlatując do niego.
- Nie szkodzi.. - głos sam mu zamilkł, gdy zauważył szkarłatnowłosą postać, która ukazała się w jednym z okien.
Spanikował. Szybko uważając by go nie zobaczyła wycofał się za pobliskie drzewo. Nie wiedział czemu się tak zachował ale w tej chwili nie chciał by go zobaczyła. Co by sobie o nim pomyślała, gdyby nakryła go na tym co robi? Happy nie zwlekając zrobił to samo. Carla zmierzyła ich spojrzeniem i mrucząc po drodze „samce” wzbiła się w powietrze.
- Wszystko w porządku – usłyszeli głos Erzy – słyszałam jakiś trzask.
- Nie przejmuj się – odpowiedziała jej uspokajającym tonem biała Exceed'ka – to tylko jakieś zwierzę spadło z drzewa bo patrzyło na coś czego nie powinno – ostatnie słowa były wyraźnie przez nią zaakcentowane i tylko dlatego, że Erza była senna nie dostrzegła tego.
Nie słyszał co odpowiedziała bo jego nogi jakby automatycznie poniosły go w stronę chatki Natsu. Był na siebie wściekły. Był tchórzem i do tego naprawdę żałosnym. Zastanawiał się jak dalej będą wyglądać ich relacje jeśli nie zmieni swego zachowania.

Wiedział, że musi coś z tym zrobić. Teraz stał naprzeciw drzwi akademika dobry kwadrans zbierając się na siły by do nich zapukać. Sam zastanawiał się co z nim nie tak. Wielokrotnie, podczas tych siedmiu lat stawiał czoła naprawdę silnym przeciwniczkom. Nie lękał się nawet wielotygodniowego ukrywania się w lasach. Jednak coś, jakaś niewidzialna bariera powstrzymywała go przed zbliżeniem się do Erzy nieustannie zwiększając na sile. Wiedział jednak, że musi w końcu się przełamać. Chciał już nacisnąć klamkę kiedy drzwi same otworzyły się od środka prawie go uderzając w twarz. Szczęściem w nieszczęściu uniknął tego potykając się i lądując na trawie w pozycji siedzącej
- Jellal – pełen zdziwienia głos przykuł jego uwagę – Co tu tutaj robisz? - Erza patrzyła na niego z niekrytym zdziwieniem.
- Przechodziłem i pomyślałem, że zobaczę jak się czujesz – powiedział szybko podnosząc się i poprawiając strój próbując ukryć swe zażenowanie.
- Już lepiej, dziękuję – mimo spokoju w jej głosie wyczuł, że nie jest to już ta sama twardo stąpająca po ziemi Tytania.
Zacisnął pięści powstrzymując się przed kolejną ucieczką. Nie, nie ucieknie po raz kolejny tylko po to by uniknąć jej towarzystwa. Zostanie przy niej nawet jeśli przyjdzie mu przebywać razem z Kaishim. Obiecał sobie, że nie dopuści by znów cierpiała a jedyne co robił to nie było go przy niej gdy najbardziej go potrzebowała lub jak ostatnio po prostu dokładał jej bólu. Idąc tu postanowił jednak, że postara się być choć tak w połowie silny jak ona. Przeżyła już tyle nieszczęść, tyle bólu doświadczyła, tyle łez musiała przelać w samotności, a teraz większość zdarzeń skupiała się właśnie wokół niej. Dopiero po chwili dostrzegł coś niecodziennego w jej wyglądzie. Była ubrana w delikatną błękitną koszulkę z krótkimi rękawami i zwykłe dresowe spodnie. Nigdzie nie było ani śladu zbroi czy jakiejkolwiek broni. To było do niej tak niepodobne, że wyglądała na bardzo bezbronną.
- Wszystko w porządku – nawet nie wiedział kiedy te słowa wypłynęły z jego ust.
Tak rzadko się zdarzało widzieć ją w tak normalnym odzieniu, że nie potrafił oderwać od niej wzroku. Tylko, że teraz dochodziło coś jeszcze. W jej oczach wciąż krył się smutek. Nic nie wskazywało w jej postawie na to jak silną i niezwyciężoną jest osobą. Zastanawiał się czy ma to związek z ostatnimi przeżyciem ale nie miał odwagi o to zapytać. Zresztą wyglądała tak cudowanie, że z trudem powstrzymał wkradający się na jego twarz rumieniec.
- Tak, idę właśnie do gildii – powiedziała, a on odniósł wrażenie, że nie chce spojrzeć mu w oczy – Mistrz chciał ze mną rozmawiać.
- Pójdę z tobą – odpowiedział szybko nim zdołał ugryźć się w język – Chyba nikt nie powinien teraz chodzić samotnie.
- Chyba tak – zgodziła się, a on nie mógł się oprzeć wrażeniu, że słyszy obojętność w jej głosie.
Przełknął głośno ślinę. Nie Erza nie może być obojętna. Nie chciał widzieć jej też zlęknionej czy niepewnej. Erza powinna, tak jak kiedyś powiedział mu Natsu, silna i przerażająca. Zgadzał się z tym choć dla niego najważniejszym było widzieć ją szczęśliwą. A teraz? Teraz członkowie jej gildii widzieli w niej jednego z największych magów, którzy mogą stawić czoła wrogowi, kimkolwiek on był. Owe wypowiedzenie wojny Tartarosowi musiało tylko dołożyć jej ciężaru odpowiedzialności na barki. Nie musiała mówić. Wiedział, że się zadręcza tym czy da radę podołać pokładanym w niej oczekiwaniom. Jednak chciał by wiedziała, że jest tu teraz tylko i wyłącznie dla niej. Meredy ma racje. Musi się jakoś przełamać bo inaczej nie zniesie jej bliskiej obecności bo sam nie wiedział jak ma się wobec niej zachowywać.
- Hej – położył jej rękę na ramieniu – Nie jesteś z tym wszystkim sama. Jestem tu z tobą. Przejdziemy przez to razem. Razem z tym sobie poradzimy. Razem będziemy walczyć z oprawcami jak za starych czasów,dobrze?
Wprawdzie chciał ją tylko pocieszyć ale wspomnienia z wieży niebios same wdarły mu się do głowy. Nie sądził by kiedykolwiek udało im się o tym zapomnieć, a wywlekanie ich na wierzch na pewno w niczym nie pomoże.
- Dziękuję – Erza odwróciła do tyłu głowę i z ulgą dostrzegł na jej delikatnie zarumienionej twarzy cień uśmiechu.
Dalsza droga do gildii minęła im w dość przyjemnej atmosferze. Wprawdzie nie odzywali się już do siebie praktycznie ani słowem ale przynajmniej on cieszył się tym małym spacerem w towarzystwie szkarłatnowłosej. W końcu jednak stanęli przed drzwiami budynku Fairy Tail i na twarz tytani powróciła powaga.
- Widzę, że już przybyliście – wewnątrz zauważyli tylko Makarov, który widocznie zadbał by nie było nikogo poza nimi – Jellal spodziewałem się, że również przyjdziesz. Kaishi zaraz do nas dołączy. Teraz jednak przejdźmy do tego co mieliśmy omówić. Erzo prosiłaś mnie bym wyraził zgodę na twoją wyprawę do Rosemary.
- Tak mistrzu – odpowiedziała szybko Scarlett – Jaka jest twoja decyzja?
- Wiem jakie to dla ciebie ważne, moja droga – kontynuował nie spuszczając z niej wzroku – lecz jest położona praktycznie na drugim końcu kraju.
Erza milczała. Była gotowa zaakceptować decyzję starca jakakolwiek ona będzie. Nawet jeśli by się to wiązało z odłożeniem tej ważnej dla niej wyprawy na dalszy plan.
- Zgadzam się nad nią jednak pod warunkiem, że będziesz ostrożna i wrócisz przed upływem tygodnia. Wiem, że sama droga zajmie sporo czasu ale niestety będziemy cię potrzebować w starciu z demonami. No i jak wiadomo ktoś musi umieć usadzić Gray'a i Natsu na miejscu – zaśmiał się na koniec by rozładować narastającą atmosferę.
- Obiecuję, że będę przed czasem – zapewniła szkarłatnowłosa z wdzięcznością.
- Tylko bądź ostrożna – z ojcowską troską poprosił mistrz.
- Się pan nie martwi – usłyszeli szybkie kroki i po chwili prawie wyważając drzwi do środka wbiegł Kaishi – Zgodnie z obietnicą daną panu nie odstąpię jej na krok – zapewnił nie tracąc swego praktycznie nie gasnącego uśmiechu - Przepraszam, za spóźnienie ale najzwyczajniej zaspałem...
- Nic się nie stało jednak najlepiej by było gdybyście wyruszyli jeszcze dziś. Przynajmniej puki jeszcze funkcjonują jakieś pociągi – dodał poważniej.
Jellal przysłuchiwał się tej rozmowie i choć sam uważał, że wyprawa w dziecięce strony może jej pomóc to perspektywa, że spędzi siedem dni sam na sam z młodym magiem, który wciąż budził w nim niewyjaśnione obawy.
- Czy ja też mogę iść – spytał bojąc się innej odpowiedzi niż twierdząca.
- Nie jestem twoim mistrzem i nie mogę, ani ci tego zakazać, ani polecić. Jednak osobiście uważam, że było by to dobre rozwiązanie również dla ciebie. Pamiętaj tylko o ukryciu swej twarzy - gdy to usłyszał nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż starzec rozmawiał o nim z Meredy.

Patrząc jak Salamander zaczyna oblegać jej kanapę patrząc ciekawskim wzrokiem na pudełko z listami, które pisała do swej zmarłej matki nalała mu do kubka niemal gotującą się jeszcze herbatę. Nie chciała by myszkował po jej mieszkaniu, gdy tylko odwróci wzrok więc starała się pierwsza zwrócić na coś jego uwagę. Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy są zupełnie sami w jednym pomieszczeniu. Po raz pierwszy nie towarzyszył im Happy. Nie wiedziała czemu ale w środku poczuła dziwne gorąco. Czy to możliwe, że po spędzeniu z nim tylu miesięcy może czuć się niezręcznie w jego obecności? Na szczęście Natsu zdawał się tego nie wyczuwać bo korzystając z okazji zaczął powoli przesuwać się do szafki w której trzymała słodycze.
- Nic tam nie ma – tymi słowami sprawiła, że natychmiast wrócił na wcześniejsze miejsce.
- A właśnie – po dłuższym czasie zaczął salamander – Millianna chce wrócić do swojej gildii ale mistrz twierdzi, że to zbyt niebezpieczne by szła sama. Ostatecznie zgodził się by nasza drużyna ją odprowadziła. Wprawdzie Gray i Erza z nami nie pójdą ale chyba sobie poradzimy, prawda? - posłał jej swój beztroski uśmiech.
Poczuła jak coś dla niej ważnego właśnie do niej wróciło. Tego właśnie jej brakowało. Znów miało być tak jak dawniej. Mieli znów wybrać się razem na misje. Tylko oni.
- Oczywiście nie mogę zostawić Lisanny, więc pójdzie z nami - nie wiedziała czemu ale to proste zdanie podziałało na nią niczym kubeł zimnej wody.

Przed wyprawą każdy musiał się przygotować. Jellal nie miał wprawdzie zbyt wielu rzeczy ale chciał zamienić kilka słów z Meredy nim wyruszy. Naprawdę chciał towarzyszyć Erzie w jej wyprawie ale perspektywa, że spędzą około tydzień również z Kaishi'm wcale go do tego nie zachęcała. Mimo to nie chciał puścić jej z nim samej. Coś otwarcie w nim krzyczało, że byłby to najgorszy pomysł z możliwych. Nie umiał powiedzieć co ma jej się stać ale skoro czeka ich tak długa wyprawa raczej niczego nie można było wykluczyć.
- Masz godzinę by się jakoś ogarnąć bo jeśli dalej będziesz się zachowywać jak jakiś stalker to nie zdziwię się jak za kilka dni dotrze do nas informacja jakoby na drugim końcu kraju jakiś zamaskowany typ podgląda szkarłatnowłosą damę, a zapytany co robi wymyśla najbardziej bezsensowne kłamstwo jakie tylko ktoś może wymyślić – różowowłosa dziewczyna, aż nazbyt dobitnie powiedziała co myśli o jego wyprawie.
- Czy tylko to chciałaś mi powiedzieć – spytał mając średnią chęć na wysłuchiwanie jej kolejnych
wywodów.
- Nie, nie tylko – zaprzeczyła – chce wiedzieć co sam w związku z tym planujesz.
- Nie rozumiem – zdziwił się – po prostu chce się upewnić że Erza...
- Skończ z tym żałosnym okłamywaniem samego siebie – prychnęła – Los ci daje niepowtarzalną szansę na zbliżenie się do Erzy i lepiej ją dobrze wykorzystaj. Zabierz ją na spacer po lesie czy coś...
- To niemożliwe – zaprotestował – ona jest dla mnie ważna, ale...
- Jesteś zbyt wielką ciotą by jej to wyznać – ironicznie dokończyła za niego Meredy po czym w jej oczach pojawił się groźny błysk – powiem więc to inaczej – zbliżyła się do niego tak, że dzieliły ich jedynie centymetry – Masz tydzień na wyznanie jej tego co czujesz albo – podniosła delikatnie mieniącą się różowym światłem dłoń – albo moja magia zrobi to za ciebie.

Mirajane szła spokojnie na przodzie sprawiając wrażenie, że zupełnie nie zdaje sobie sprawy z szoku jaki wywołała swą nagłą zmianą. Nikt nie wiedział czemu to zrobiła ale już sama jej mina wskazywała na to, że nie jest już tą przyjazną barmanką jaką znali. Szok był tak duży, że nawet nie śmieli się do niej odezwać. Sami między sobą wymieniali też tylko szczątkowe zdania. Ku uldze wszystkich niezręczną ciszę przerwała Levy:
- Myślę, że powinniśmy rozejrzeć się za miejscem na postój – stwierdziła – maszerujemy już od kilku godzin, a nie możemy sobie pozwolić na przemęczenie.
- Dobrze gada i lepiej jak najszybciej bo zaczynam być głodny – poparł Gajeel na co i reszta skinęła zgodnie głowami – mała sprawisz mi trochę żelaza? - spytał siadając na pobliskim głazie.
- Jak chcecie – zgodziła się białowłosa choć w jej tonie trudno było się doszukać jakichś oznak troski o towarzyszy.
Rozbicie prowizorycznego obozowiska nie zajęło im dłużej niż dziesięciu minut. Cana od razu wybrała całą beczkę z uprzednio przygotowanych zapasów alkoholu. Laxus bezkonfliktowo zgodził się rozejrzeć czy w okolicy nie ma jakiegoś stałego źródła wody i zwierzyny, a Gajeel pod pretekstem swej dosłownie rozumianej żelaznej diety skłonił Levy do wytworzenia mu kilku kawałków jego ulubionego przysmaku. Tylko Mira nie przejawiała cienia ochoty na to by choć na chwilę się rozluźnić. Choć smoczy zabójca nie widział w tym zbyt wielkiego znaczenia w jej nastawieniu do świata. Właściwie on wolał osoby twardo stąpające po ziemi. Jego zdaniem tylko tacy najczęściej odnoszą sukcesy. No może zdarzały się wyjątki. Jego zazwyczaj nieobecny wzrok jakby automatycznie skierował się w stronę rozstawiającej namiot niskiej, niebieskowłosej dziewczyny. Od czas owego przypadkowego pocałunku coraz częściej mu się to zdarzało. Oboje podjęli niewypowiedzianą słowem umowę by nie wracać do tego tematu i zachowywali się jakby całego zajścia nie było. Mu to pasowało, jej wyraźnie też więc nie miał powodu by się tym zadręczać. Jednak nie mógł wymazać z pamięci tego uczucia, którego wówczas doświadczył.
- Może być tak łaskawie przeszedł się zobaczyć czy nikt nas nie śledził – fuknęła na niego Mirajane sama stojąc nieruchomo wpatrzona w jakiś punkt nad drzewami.
- Nikogo nie ma – Gajeel przełknął ostatni kęs żelaza – nie wiem jak u normalnych ludzi ale smoczy zabójcy z łatwością wyczuwają każde istnienie w promieniu kilometra. Nic nam nie grozi.
- To sprawdź dwa kilometry – odparła wzruszając tylko ramionami.
- A sama nie możesz – jakoś nie bardzo chciało mu się iść by upewnić się w czymś co i tak wiedział.
- Dobra – zgodziła się ku jego zaskoczeniu Strauss po czym przywołując jedną ze swych demonicznych dusz i rozwinąwszy skrzydła natychmiast zniknęła mu z oczu.
- Ja jej kompletnie nie rozumiem – pokręcił głową
- Powinieneś być dla niej bardziej wyrozumiały – powiedziała Levy, która dotąd w ciszy przysłuchiwała się ich rozmowie – Niedawno straciliśmy Elfman'a... - głos jej trochę zarżał ale nie przerwała – był przecież jej młodszym bratem za którego dodatkowo czuła się odpowiedzialna. Powinieneś już zauważyć, że ludzie którzy doznali takiej straty często zmieniają swoje nastawienie do rzeczywistości. Jednak to dalej, ta sama osoba. Jest naszą przyjaciółką i musimy ją wspierać.

Młoda blondwłosa czarodziejka zbiegła szybko po schodach. Pierwszy raz się spóźniła. Pod pretekstem przygotowań wzięła kąpiel by uspokoić nagłe zdenerwowanie. Lubiła Lisannę, naprawdę ją lubiła. Nie mogła znaleźć żadnego powodu by mieć cokolwiek przeciwko niej. Tym bardziej dziwiła samej sobie co jej przeszkadza by wraz z nią, Natsu i Happy'm odprowadziła Milliannę. Przecież gdy dołączali do nich Gray z Erzą wcale nie miała nic przeciwko. Cieszyło ją, że spędzą razem więcej czasu. Coś kluło ją w sercu gdy myślała o tym, że tym razem to białowłosa będzie im towarzyszyć. Tak zagłębiła się w tych rozmyślaniach, że dopiero gdy smoczy zabójca zawołał, że mają już dwie godziny spóźnienia wyskoczyła pędem z łazienki zarzucając na siebie szlafrok.
- Przepraszam ja... - zacięła się nie wiedząc co ma im powiedzieć – zasnęłam w kąpieli – wymyśliła na szybko pierwsze kłamstwo jakie przyszło jej do głowy.
Natsu zamrugał parę razy oczami najwyraźniej trawiąc tę informację po czym uśmiechną się szeroko i wypuścił z siebie powietrze z wyraźną ulgą.
- A ja już myślałem, że jestem jedynym któremu się to zdarza – smoczy zabójca wyraźnie się tym nie przejął.
- Wbrew pozorom wielu osobom się to zdarza – zauważyła Lucy starając się uśmiechnąć.
- No to co idziemy, choć wezmę Cię na barana i wyjdziemy oknem – złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w jego stronę tak naglę, że ledwo zdążyła się zaprzeć nogami nim przerzucił ją przez ramię – Wiem, że tego nie lubisz ale tak będzie szybciej.
- Nie o to chodzi – nie wiedziała czy czerwieni się bardziej ze złości czy zawstydzenia – mam na sobie tylko szlafrok – krzyknęła zdzierając mu siarczystego plaskacza w twarz.
Ledwie wykrzyczała te słowa poczuła się niespodziewanie lepiej. Dużo się wydarzyło ale ich relacje wyglądały tak samo jak dawniej. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po jej ciele gdy patrzyła na rozcierającego swój obolały policzek Natsu. Skołowany chłopak zdążył wypowiedzieć tylko „A nie możesz tego zrobić po drodze” ale nie zdążyła na to odpowiedzieć po ktoś zapukał do drzwi jej mieszkania.
- Coś się stało? Strasznie długo was nie było i zaczynałam się zastanawiać czy coś się nie stało – rozległ się zaniepokojony głos Lisanny.
- Tak, tak nie martw się już idziemy zaczekajcie na mnie na zewnątrz – odkrzyknęła dosłownie wypychając Natsu za drzwi.
Faktycznie nie było czasu na rozmowy. Zarzuciła pierwsze ubranie jakie miała pod ręką, spięła włosy w kucyk, wzięła głęboki oddech i dołączyła do małej grupki czekających na nią na dole magów. Millianna widocznie już się uspokoiła. Na jej twarzy nie było widać już śladu łez ale jej spojrzenie było wyjątkowo tępe i jakby nieobecne. Nawet nie zareagowała na jej przybycie nerwowo ściskając spoczywającego w jej ramionach Happy'ego, któremu chyba powoli zaczynało brakować powietrza.
- Na pewno chcesz już wracać – spytała ją Lucy po części chcąc skłonić ją jakoś do poluzowania uścisku.
- Tak – szepnęła ale widać było, że jest zdecydowana – Rozmawiałam już z Erzą. Przyznała, że nie jest pewna czy ktokolwiek może czuć się bezpieczny, a ja.. - po jej policzku spłynęła samotna łza – a ja nie chcę by Er-chan... nie chcę by widziała moją śmierć. Po za tym muszę powiedzieć Kagurze i reszcie co się tutaj stało.
- Na pewno nie umrzesz – oświadczył Natsu – Jeśli będziemy się trzymać razem wypatrzymy wroga szybciej niż on zobaczy nas.
Kiedy Happy poparł go swym znanym Aye ruszyli w drogę. Lucy w zamyśleniu wzniosła oczy ku niebu. Po przeczytaniu pierwszych stron księgi czuła się pewniej i nawet jeśli nadal nie mogła wzywać gwiezdnych duchów wiedza, którą nabyła sprawiła, że ponownie cieszyła się perspektywą wspólnej podróży.

Obraz za oknem zaczął powoli się przesuwać w rytm opuszczającego swą stację pociągu. Jellal zdążył już zapomnieć jak usypiające może być wolne przesuwanie się po torach. Ostatni raz miał wątpliwą przyjemność jechać nim, gdy jako aresztowany kryminalista był transportowany do więzienia tuż po walce z Nirvaną. Odruchowo poprawił maskę zasłaniającą mu twarz. Teraz musiał unikać zdemaskowania nie tylko ze względu na siebie. Jego zdemaskowanie pociągnęło by za sobą Erzę i Kaishi'ego. Najbardziej obawiał się wpędzenia w kłopoty szkarłatnowłosej choć ze zdziwieniem zbyt łatwo mu przychodziło przyznanie się przed samym sobą, że los chłopaka jest mu zupełnie obojętny. Nawet chciał by trzymał się od nich jak najdalej. Zazdrość, obawa, a może niejasne przeczucie, że jest z nim coś nie tak. Nie umiał jasno określić tego co czuje za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Teraz, gdy mieli spędzić około tydzień tylko we trójkę musiał podwójnie się opanowywać by nie okazać swych prawdziwych emocji. Nie złapać siedzącej obok dziewczyny za rękę. Spojrzał w jej stronę rad, że wpełzający na jego twarz rumieniec przykrywa gruba chusta. Jej szkarłatne włosy delikatnie kołysały się na wietrze wpełzającym do ich przedziału przez uchylone okno. Coraz trudniej było mu się powstrzymywać.
- Konduktor mówił, że droga zajmie nam około półtora dnia – zaczął Kaishi – dalej to ty nie mogłaś się urodzić – żartobliwie szturchnął Erzę w ramie.
- Wcale nie jestem pewna czy to naprawdę moje rodzinne strony – Erza jakby niechętnie wyrwała się ze swych rozmyśleń – ale chyba tam powinnam zacząć.
- Coś nie tak – spytał z troską Kaishi ku niezadowoleniu Jellal'a przysuwając się bliżej niej.
- Nie – Erza pokręciła głową – Po prostu od dawna chciałam tam się udać, a teraz gdy tam jadę czuje się jakoś tak... dziwnie.
Objęła się ramionami czując dziwny chłód przemykający przez jej ciało. Nie umiała jednoznacznie sprecyzować swego uczucia. Naprawdę chciała odwiedzić Rosemary jednak teraz, gdy tam zmierzała czuła narastający niepokój. Mimo osierocenia kochała wspominać miejsce w którym się wychowała. Problem polegał na tym, że odkąd wyznawcy Zerefa spustoszyli wioskę dziesiątkując jej mieszkańców myśl o powrocie do niej napawała ją lękiem. Minęło już tak wiele lat, a mimo to obrazy płonących budynków czasem nawiedzały ją w snach.
- Boisz się ale to normalne – Jellal widząc narastający w niej niepokój postanowił zareagować – ale jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości możemy natychmiast wysiąść.
- To by nie miało sensu – stwierdziła – chce to zrobić.
- Spokojnie, Jelly spokojnie – Kaishi'ego wyraźnie bawiło przekręcanie jego imienia – Prędzej to oni się wystraszą naszej Erci niż miałoby być na odwrót. Boją się jej zemsty. Sam zresztą widziałeś jak rozwaliła tego Skieleton'a.
Nasza” To słowo zabrzęczało mu w głowie. Jednak co do jednego musiał przyznać mu rację. Mimo tylu obrażeń, do których w dużej mierze sam się przyczynił, była w stanie pokonać demona. Zdawał sobie sprawę z jej potęgi ale to samo mógł powiedzieć o członkach zniszczonej rady. Była już tyle razy bliska śmierci. Tyle razy nie zdołał jej pomóc. Potrząsnął głową odganiając od siebie wspomnienia z smoczej zagłady. Ilekroć o tym rozmyślał tracił czujność. Musiał się skupiać na tym, że teraz jest tu, żywa. Jeśli będzie trzeba to będzie jej towarzyszył nawet w wędrówce na koniec świata. Z tym, że faktycznie wolał jej nie opuszczać na krok. Usilnie starał się odprężyć chociażby po to by nie zdradzać się z swymi obawami tym samym nie dokładając zmartwień Erzy. Słyszał od Gray'a, że zawsze mocno przeżywała to co się działo w gildii, a teraz faktycznie ciężko było być spokojnemu nawet zwykłemu obywatelowi.
- Hej, albo mi się wydaje albo zwalniamy – zawołał Kaishi siedząc najbliżej okna i obserwując drogę.
- To niemożliwe byśmy dojeżdżali do jakiejś stacji – Erza wyjęła z kieszeni broszurę informacyjną o trasie pociągu i planowanych postojach w nadziei, że przeoczyła jakiś mały przystanek – z tą prędkością powinniśmy ledwo opuszczać miasto. Może ktoś chce jednak wysiąść.
- Może pomylił stacje – Jellal wstał i właśnie w tym momencie pociąg gwałtownie się zatrzymał. Tracąc równowagę runął do przodku pechowo zderzając się z Erzą, która runęła na Kaishi'ego.
- Nie wiedziałam, że lubicie tu grupowe uściski – zaśmiał się purpurowłosy mag.
- Spokój – Erza zdecydowanie wolała zignorować tą uwagę być może dlatego, że policzki jej i chłopaka przed chwilą się o siebie otarły. Usilnie starała się powstrzymać przyśpieszone bicie serca o rumieniec siłą cisnący się jej na twarz – Naprawdę nie musisz obracać wszystkiego w żart – fuknęła.
Chciała coś jeszcze dodać ale szelest otwieranych drzwi połączony z tupotem nóg dobiegający z wielu przedziałów skutecznie odwróciło ich uwagę. Usłyszała jak ktoś woła „Są tu jacyś magowie?”. Nie zwlekając przyzwała na siebie zbroję i dając gestem znać swoim towarzyszem by podążyli za nią ruszyła w kierunku z którego dobiegały krzyki. Na przodzie pierwszego wagonu zebrała się spora grupa osób. Ludzie przepychali się między sobą by być jak najbliżej okien.
- Co się stało? – Kaishi klepnął w ramię stojącą najbliżej osobę – Jesteśmy z Fairy Tail, możemy pomóc.
- Jakiś gość stojący na torach zatrzymał pociąg siłą woli – odezwał się starszy mężczyzna.

Nienawidziła siebie za to co robi ale czuła, że nie ma wyboru. Tylko tak mogła ochronić Lisannę. Tylko tak mogła odnaleźć Elfman'a. Piętno jej magii sprawiało, że im bardziej była negatywnie nastawiona do otoczenia tym silniejsza się stawała. Nigdy się nie pogodziła z tym, że to na nią padło. Czemu to ona musiała obudzić w sobie niezwykły talent do przejmowania dusz. Ostatnio zaczęła się zastanawiać czy teoria Kaishi'ego o magii wrodzonej jej nie dotyczy. Podczas gdy jej rodzeństwo musiało tygodniami trenować by oswoić się z nową duszą jej przychodziło to nadzwyczaj łatwo. Praktycznie nie musiała się wysilać by przejąć kolejną.
- Może jednak zjesz z nami – nawet nie zauważyła kiedy Laxus do niej dołączył.
Starając się zachować idealnie arogancki wyraz twarzy obróciła się z wolna do niego. Utrzymywanie ironicznego uśmiechu było trudne. Jednak przy nim ciężar decyzji, którą podjęła był jeszcze trudniejszy niż przepuszczała. Specjalnie podjęła się pierwszej warty by jak najmniej musieć kontaktować się z resztą. Wnuk Makarov'a jednak wbrew temu co można by po nim się spodziewać z własnej woli przyszedł jej towarzyszyć. Normalnie powitała go z radością nie mniejszą niż ta, którą okazywała innym członkom gildii. Od kiedy wrócił do gildii szukała nawet pretekstu do wspólnej rozmowy. Jednak to zamieszanie z czasem i turniejem, a teraz jeszcze to wszystko co dzieje się wokół nich. Miała jednak ku temu ważny powód.
- Nie mam ochoty.. - chciała zaprotestować ale jej brzuch głośno wygłosił swój protest.
- Jasne, jasne zjedz by nie opaść z sił – postawił na jej kolanach tackę z świeżo upieczona rybą i kilkoma zebranymi owocami.
Myślała, że sztuczny smoczy zabójca zaraz ją zostawi ale ten nie sprawiał wrażenia by miał się zaraz ulotnić. Patrzyła z przekąsem jak układa się obok niej na trawie splatając dłonie za głową.
- Myślałem, że lubisz towarzystwo – zauważył.
- Myślałam, że ty go nie cierpisz – odgryzła się mając nadzieję, że to wystarczy.
Oszukiwanie samej siebie nie było łatwe. Musiała kilka razy w myślach powtarzać dane zdanie by wymawiając je nabrało odpowiedni ton. W przeciągu ostatnich lat słyszała jak ludzie się zastanawiają jaka jej natura jest bliższa prawdy. Demon czy łagodna barmanka? I choć już praktycznie za prawdę wzięto, że to śmierć siostry ją zmieniła ona po prostu zaczęła być wtedy sobą. Mirą jaką była nim poznała swą magię. Jej posiadanie tak na nią wpływało, że wmówiła sobie, że tylko ktoś zły sobie z nią poradzi.
- Mogę wiedzieć czemu tak się zachowujesz – spytał z udawanym zainteresowaniem Laxus.
- Cokolwiek bym ci powiedziała i tak wiesz swoje lepiej – spojrzała na niego wymownie.
- Ano wiem – potwierdził to w taki sposób jakby to już była powszechna prawda.
- Jesteś niemożliwy – krzyknęła ale choć się starała nie mogła ukryć rozbawienia w swym głosie.
Mag od jakiegoś czasu dziwnie na nią wpływał. Nie umiała jednak jasno stwierdzić czy ma to związek z tym co powiedziała jej po swym powrocie z Edolas Lisanna.

Siedziała na brzegu jednej z wirujących w powietrzu brył ziemi. Od kiedy tu przybyła minął równo rok. Rok okłamywania nowych przyjaciół, że jest jedną z nich. Rok udawania, że jest tutejszą Lisanną. Nie miała odwagi powiedzieć im prawdy. Gdy skołowana stanęła w progu dziwnie podobnej do znanego jej Fairy Tail gildii wszyscy pokryli się taką radością, że nie umiała wygłosić nic innego poza „Wróciłam”. Jej nowe rodzeństwo, przyjaciele. Wszyscy byli tacy podobni wyglądem, a jednak tak bardzo odmienni swym charakterem. Byli dla niej tacy mili, taką troskę jej okazywali myśląc, że jej zagubienie jest skutkiem upadku z wysokości, jakiego miała rzekomo doznać podczas misji. Z początku myślała, że jak jej sobowtór powróci będzie jej łatwiej wszystko wyjaśnić. Jednak nie wracał. Ona też nie wiedziała jak wrócić na ziemie. Nie była nawet pewna jak się tu znalazła. Ostatnie co pamiętała to wspomnienie szalejącego w formie bestii Elfman'a. Uznała, że ostateczną decyzję podejmie kiedy odkryje co konkretnie tworzy przejście między tym światem, a ziemią. Do tego czasu będzie udawać, że wszystko jest w porządku. Będzie ukrywać swą tęsknotę i ból. Była tylko jedna osoba z którą dzieliła swą tajemnicę. Młody, około dwudziestoletni mag. Laxus Yagami, był pozornie identyczny co znany jej wybuchowy wnuk Makarov'a. Jednak jeśli miałaby odrzucić sam wygląd swym sposobem bycia wydawał jej się naprawdę bliski. Tak samo skory do walki, tak samo nadpobudliwy, tak samo wierny i tak samo uroczo roztrzepany jak Natsu Dragneel. Szybko się z nim zaprzyjaźniła i po dwóch miesiącach od przybycia całkowicie się przed nim otworzyła. On jak nikt inny stąd potrafił ją pocieszyć, osuszyć łzy, które w chwilach samotności cisnęły się jej do oczu. Tylko mu mogła się ze wszystkiego zwierzyć.
- I jesteś pewna, że odpowiednik mojego dziadka jest aż tak zakręcony, że sam obstawia wyniki odbywających się u was bijatyk? - dopytywał się z wyraźnym zainteresowaniem.
- Twój nie był? – właściwie to nie powinna się już dziwić widząc tyle otaczających ją sprzeczności.
- Nigdy go nie poznałem – uniósł głowę – zmarł zanim się narodziłem, tak samo jak mój ojciec.
- Zabili go ci od Faust'a, tak? - spytała rzucając mu troskliwe spojrzenie.
- Tak, wtedy myślałem, że jest źle – twarz blondyna spoważniała – ale kiedy półtora roku temu pojawiła się nowa łowczyni ilość buntujących się władzy została praktycznie zdziesiątkowana.
Nie miała wątpliwości o kim mówi. Erza Knighwalker, postrach wszystkich rebeliantów, łowca wróżek, osoba której ręce były skąpane już w krwi niezliczonych magów. Sama nigdy jej nie widziała w akcji. Zawsze, gdy rozlegał się alarm obwieszczający jej przybycie kazano jej wraz z większością niepełnoletnich magów zejść do schronu. Jednak, gdy go opuszczała kogoś zwykle brakowało. Ostatnimi czasy, ataki zaczęły się nasilać.
- Wiesz u nas Erza robi wszystko co w jej mocy byśmy byli bezpieczni – chciała go jakoś pocieszyć – prędzej by sama zginęła nim zrobiłaby krzywdę komukolwiek z nas.
- Nawet nie wiesz jak wam zazdroszczę takiej przyjaciółki – pokiwał głową – Chciałbym ją poznać.
- Może uda Ci się odwiedzić ziemię jeśli znajdziemy sposób jak się tam dostać – uśmiechnęła się szczerze.
- Nie „może”, tylko „Jak już” jestem pewien, że jest jakaś możliwość. Droga, którą przybyłaś musi mieć możliwość podróży w drugą stronę – delikatnie szturchną ją przewracając na ziemię co zaowocowało radosnym śmiechem białowłosej.
Atmosfera stawała się coraz bardziej wesoła. Przy nim nie mogła się długo smucić, nawet jeśli przed chwilą mówili o czymś przygnębiającym. Zupełnie jak przy Natsu Dragneel, który zwykłym stwierdzeniem, że zwyciężą bo są rodziną potrafił gwałtownie rozładować atmosferę. Wszystko przerwały czarne chmury zasłaniające niebo nad nimi.
- Nie słyszałem, by zapowiadano dziś deszcz – Laxus, który miał zamiar dmuchnąć w dziewczynę różnokolorowymi dmuchawcami zatrzymał się w miejscu wyraźnie zdziwiony.
Lisanna też przystanęła. Była w Edolas na tyle długo by zauważyć, że pogoda nie zmienia się raptownie chyba, że jest sterowana za pomocą magii do jakiej mają dostęp tylko wysoko postawieni obywatele królestwa. Niemniej jednak mimo że słynęła ze swej łagodności ciekawość, którą niegdyś zarażała się od Natsu, a teraz i od tutejszego Laxus'a kazała jej ignorować racjonalną chęć wycofania się. Jednak nie zamierzała też ryzykować życiem dla jakiejś głupoty. Blondyn też nie zamierzał się ruszać. Patrzył w niebo i choć mogła wyczuć, że nieco drży na jego twarzy pojawił się wyraz dziwnej ekscytacji.
- Zauważyłeś coś – spytała łapiąc go za ramię.
Rzucił jej szybie przelotne spojrzenie. Wystarczająco intensywnie by zrozumiała, że to nawet nie jest zwykła chmura. Żałując, że nie może tu używać swojej magii ułatwiającej jej wiele rzeczy skupiła się najbardziej jak mogła na owym „czarnym obłoku”. Słońce skutecznie utrudniało jej sprecyzowanie z czym ma do czynienia. Dopiero gdy Laxus odepchnął ją na bok szepcząc „Schowaj się” zrozumiała z kim mają do czynienia. Jednak o moment za późno. Wielka włócznia wbiła się w ziemie zaledwie dwa metry od nich odrywając kawał ziemi, który zawalił się z hukiem na dolną „wirującą wyspę”. Nim zdołali mrugnąć stanęła przed nimi groźnie wyglądająca szkarłatnowłosa kobieta.
- Dwie, małe wróżki zapędziły się zbyt daleko od stada – na twarzy Erzy Knighwalker pojawił się złowrogi uśmiech – wprost idealnie dla głodnego zwierzyny łowcy.
Wiedziała już, że nie mogą uciec. Nikt jeszcze nie umknął czujnemu oku dowódcy straży królewskiej. Spojrzała na Laxus'a teraz dokładnie rozumiejąc jego wcześniejszy wyraz twarzy. Był zupełnie taki sam jak Natsu z ziemi. Im silniejszy przeciwnik tym bardziej chciał z nim walczyć nawet jeśli szanse na zwycięstwo były nikłe. Z tego kto się do nich zbliża musiał zdać sobie sprawę dużo wcześniej ale nie chcąc tracić okazji na wymarzony od dawna pojedynek nic jej nie mówił. Wielokrotnie już żalił się jej, że nie pozwalają mu własnoręcznie pomścić śmierć swych bliskich. Ciągle spotykał się jednak z odmową i twierdzeniem, że jest zbyt cenny by go stracić. I choć zawsze go pocieszała, popierała też to co mówili inni. Nie chciała go stracić. Nie najbliższej jej tu osoby. Przybrane rodzeństwo może i było dla niej ważne ale tylko przy nim mogła być naprawdę sobą.
- To które z was pierwsze ma trafić na moją listę łupów – spytała odpowiedniczka Scarlet niby dla zabawy przerzucając swą włócznie z ręki do ręki.
- Nie myśl, że dam ci ją skrzywdzić – Laxus stanął przed nią zasłaniając ją swym ciałem – Po za tym ja nie zamierzam uciekać – mocno zaakcentował ostatnie słowa – Mamy kilka spraw do ustalenia.
- Znamy się – Erza uniosła nieco zniesmaczona brew – Nie przypominam sobie byś plątał się pod nogami moich dotychczasowych zdobyczy.
- Zawsze stałem z tyłu – mimo widocznego strachu w jego głosie można było wyczuć rządzę walki – ale nawet nie wiesz jak długo czekałem by osobiści pogruchotać ci kości.
Nie czekając na jej odpowiedź wyjął z kieszenie, niewielki, niewiele większy niż typowa wykałaczka patyk. Jego magiczną broń. Lisanna dobrze ją znała. Nie raz używał jej gdy z nim ćwiczyła opanowanie tutejszych metod walki. Kij, mógł względem jego woli zmieniać swą długość. Od tam małego, że nie sposób było o dostrzec gołym okiem do tak wielkiego, że jego koniec ginął w chmurach. Była pewna, że bez trudu mógłby dosięgnąć księżyca. Teraz jednak nie było mowy o pełnej żartów walce treningowej. To co się tu miało rozstrzygnąć nie uwzględniało kompromisów.
- Bądź rozważny – poprosiła wycofując się kilka metrów w tył.
Zderzenie nastąpiło błyskawicznie. Laxus skutecznie zablokował nacierającą na niego łowczynię. Jej twarz zamiast zaskoczenia wykrzywiła się w dzikiej ekscytacji. Rzadko się bowiem zdarzało, by ktoś nie odnosił obrażeń. Emocje, które okazywała nie były jednak zdrowe. W jej oczach widniało szaleństwo graniczące z obłędem. Dostrzegła w nich chęć okupionego krwią mordu. Z tego co o niej wiedziała to im dokonywała brutalniejszego aktu samowolnej egzekucji to tym większą satysfakcje odczuwała. Obserwowała ze ściśniętym gardłem jak jej przyjaciel z coraz większym trudem blokuje kolejne ataki. Choć był kilka lat starszy zdawał się być znacznie mniej zaprawiony w boju choć przepuszczała, że w dużej mierze przeważa tu fakt, że mimo wszystko nie było w nim chęci zadania zbytnego cierpienia. Chciał się zemścić, chciał ją pokonać ale nic poza tym. W tym kolejnym aspekcie był tak podobny do Natsu, że aż ogarnęła ją chwilowa aura poczucia bezpieczeństwa. Mieszkańcy Edolas byli jednak znacznie słabsi. Nie potrafili ziać niszczycielskim ogniem, nie skuwali całej okolicy lodem, ani też mimo łagodnego wyglądu nie potrafili w mgnieniu oka przeobrazić się w demona. Jej przyjaciel ciągłe blokował ataki. Szkarłatnowłosa nie dawała mu szansy wyjść z pozycji obronnej.
- Pomogę Ci – krzyknęła Lisanna mając dość bezczynnego przyglądania się walce.
- Ani mi się waż – zaprotestował blokując kolejny cios, który był na tyle mocny, że odrzuciło go kilka metrów w tył.
- Ale dlaczego...? - mimo wszystko sięgnęła do wiszącego u jej pasa bicza.
- Może jednak przyjmiesz pomoc, choć i tak nie będziecie wyzwaniem – zakpiła łowczyni po czym szybkim ruchem włóczni odcięła mu lewą rękę.
Lisanna poczuła jak robi jej się słabo. Wiedziała już co ich czeka. Zginął, a to jak zależy tylko od okrutności głównej dowódczymi straży królewskiej. Zacisnęła pięści by chwilę później znaleźć się przy blondynie. Poczuła jak obejmuje ją zdrową ręką, a kij, który do tej pory dzierżył opada jej na kolana. To było takie dziwne. Nie czuła rozpaczy, czy strachu. Pustka, która ją pochłonęła odcięła ją od wszelkich uczuć. Nie trwało to długo. Wszystko spływało na nią wolno ale nieubłaganie. Myśl, że już nic więcej jej nie czeka. Nie zobaczy już przyjaciół. Nie wróci do domu. Nie przytuli się do swego rodzeństwa. Nie będzie mogła porozmawiać z Natsu. Kilka łez stoczyło się jej po policzkach. Oparła głowę i ramie Laxus'a. Była zdecydowana. Jeśli mają umrzeć to tylko razem. Knighwalker się nie spieszyła. Pewna wygranej przyglądała się swym najlepszym broniom jakby zastanawiała się którą z nich wybrać.
- Przepraszam – Lisanna zupełnie nie rozumiała za co towarzysz ją przeprasza. Chciała pytać ale w tej chwili zauważyła, że łowczyni wróżek unosi włócznie.
- Mam nadzieję, że wrócisz do domu – dopiero gdy to powiedział zdała sobie sprawę co zamierza.
Laxus całą siłę jaka mu pozostała wykorzystał do zablokowania śmiertelnego ciosu. Jednak nie zamierzał już walczyć. Wypowiedział kilka ledwie słyszalnych słów ale ich sens nie miał już znaczenia. Pamiętała tylko jak Laxus wciska jej w dłonie swój kij, a ten błyskawicznie cięgnie ją w dół. Ku oddalonej o kilometr lewitującej wyspie. Krzyknęła. Ostatnim co widziała nim straciła świadomość w wyniku zderzenia z ziemią było ostrze przeszywające na wylot ciało chłopaka.

Natsu po raz pierwszy od dawna miał trudności z nawiązaniem rozmowy. Nie chodziło tu o brak tematów jakie chodziły mu po myśli ale o atmosferę. Zwykle gadatliwy Happy był tak ściskany przez nie wyrażającą żadnych emocji Milliannę, że raczej nie mógł wydusić z siebie słowa. Kocia czarodziejka chciała być silna ale już pierwszy rzut oka wystarczył by ocenić w jakim jest stanie. Na jego „techniki niepocieszonego kotka” reagowała tylko morderczym spojrzeniem jakie dotąd widywał tylko u Erzy. Z Lucy nie było lepiej. Blondynka zdecydowanym i pewnym siebie krokiem szła kilka metrów przed nimi. Zauważył, że dziwnie dużo uwagi poświęca rosnącym wzdłuż drogi drzewom. On sam nie widział w nich nic takiego. Jedyną większą styczność z roślinnością miał, gdy jako dzieciak, niecały miesiąc po dołączeniu do gildii miał ochraniać las przed kłusownikami. Nieźle mu się dostało od mistrza za spalenie ponad połowy jego powierzchni i na nic zdały się tłumaczenia, że robił to w obronie koniecznej. Wracając jednak do samej Lucy, ostatnio wydawała mu się strasznie dziwna. Od czasu owego treningu z Elfmanem była strasznie drażliwa i większość czasu wolała spędzać sama jednak dziś wydawała się być na coś wkurzona. Nie miał oporów przed tym by szła z nimi na misje. Była przecież częścią jego drużyny. Jednak od kiedy wyruszyli zdawała się być dziwnie zdeterminowana by jak najszybciej doszli do celu choć też nie protestowała by część drogi przebyli pieszo. Gdyby ktoś mu powiedział o takim zachowaniu pewnie uznałby, że jest w ciąży lub najzwyczajniej nie wyszła jej jakaś randka. Ostatnie zdarzenia jednak definitywnie przekreślały którąkolwiek z tych możliwości. Doszedł do wniosku, że póki co nie będzie wtrancał się w jej sprawy. No i była jeszcze Lisanna. Coś w białowłosej sprawiało, że zupełnie nie wiedział jak ma się zachowywać. Kiedy spoglądał na nią widział delikatny uśmiech posyłany praktycznie każdemu przechodniowi. Czułe spojrzenie, które było tak intensywne, że nie potrafił długo patrzeć w jej oczy teraz praktycznie nie opuszczało jej twarzy. W niczym nie różniła się od dziewczyny, która lata temu została wessana do Edolas, dziewczyny z którą w dzieciństwie spędzał całe dnie. Dziewczyny tak miłej, że nie sposób było jej nie lubić. Jego zdaniem nawet wypiękniała przez te dwa lata rozłąki ale choć zawsze głośno wygłaszał to co miał akurat na myśli tego jednego zdanie nie mógł przecisnąć przez gardło, a gdy o tym myślał robił się czerwony na twarzy.
- Źle się poczułeś, Natsu – prawie potknął się gdy usłyszał zatroskane słowa dziewczyny.
- Nic takiego.. wiesz bo ja – rozpaczliwie szukał w głowie odpowiedniego słowa.
- To będzie idealne – nagła deklaracja Heartfili sprawiła, że wszyscy w zdumieniu spojrzeli w jej stronę.
Lucy stała naprzeciwko wyjątkowo starego, mającego grubo ponad sto lat. rozłożystego drzewa. Jakby w transie gładziła jego korę, a na jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech, który w niczym nie przypominał jej zwyczajnego pogodnego oblicza.

Tytania była tak rozpoznawalną osobą, że bezproblemowo przepuszczono ich do przodu by mogli wyjść z przedziału. Kiedy otworzyli drzwi przez chwilę stali w milczeniu. Pociąg nie tylko się zatrzymał ale też lewitował kilka metrów nad ziemią. Mogłoby być to ciekawe przeżycie gdyby ktokolwiek był na nie przygotowany. Erza słysząc za sobą przerażone szepty pasażerów bez wahania zeskoczyła na ziemię. Na szczęście nie znajdowała się nazbyt wysoko, a miętki piasek skutecznie zamortyzował siłę z jaką jej stopy zderzyły się z ziemią. Jellal nie tracąc czasu znalazł się tuż przed nią tak, że zasłaniał ją swym ciałem.
- Pozwól, że to ja będę walczył – poprosił spoglądając na nią przelotnie.
Jej twarz nie wyrażała zaskoczenia. Domyślał się, że już przywykła do tego, że zawsze chce ją chronić choć sam przed sobą musiał przyznać, że nigdy mu się to skutecznie nie udało. Nawet gdy został złapany podczas próby jej ratowania, gdy straciła swe prawe oko jak się to skończyło? Zamiast pomóc przyjaciołom w ucieczce dał sobie wyprać mózg by potem ich więzić, a samą Erzę szantażować ich życiem by nie przeciwstawiała się budowie Rajskiej Wieży. Teraz chciał udowodnić nie tylko jej ale też sobie, że potrafi to zrobić.
- Tylko czy on naprawdę chce walczyć – Kaishi nie śpiesząc się dołączył do nich.
- Co masz na myśli? - zdziwiła się Erza jednak jej oczy nadal były utkwione w przeciwniku.
- Gdyby faktycznie coś takiego planował raczej by nie czekał. Przecież wiemy jacy są bezwzględni, więc kilka dodatkowych pasażerów nie powinno by przeszkadzać ich sumieniu – zauważył.
Jellal też przyglądał mu się uważnie. Biała płócienna chusta zakrywająca jego twarz utrudniała sprecyzowanie jego wieku ale wychodzące spod krótkich rękawów, mocno opalone, umięśnione ramiona nie mogły należeć do kogoś starszego niż czterdzieści lat. Najbardziej rzucała się w oczy krwistoczerwona gwiazda usadowiona nieco ponad lewym nadgarstkiem. Ten symbol choć widziany od tak niedawna wystarczył by na jego widok momentalnie wyostrzyły mu się zmysły. Musiał być czujny. Mimo swej urazy do chłopaka nie mógł zaprzeczyć jednego. Tu mogło chodzić o coś innego. Bezwzględność jaką okazywali przy swych atakach członkowie tego stowarzyszenia tu była bardzo znikoma, mógłby być to w sumie wzięte za głupi wybryk biorąc pod uwagę, że poza zatrzymanym w powietrzu pociągiem nic się nie stało. Nawet teraz nic go nie powstrzymywało przed ciśnięciem nim o ziemie. Stał jednak spokojnie jakby w oczekiwaniu na ich ruch. Z drugiej strony wiedział, że przestępcy często wykorzystują mylne wrażenie kogoś łagodnego by mieć ową chwilę przewagi w zaskoczeniu przeciwnika. Chciał powiedzieć, że jest gotowy na wszystko ale byłoby to jawne kłamstwo. Nie udało im się pokonać żadnego z owych podejrzanych osób. Im... Usilnie starał się zapomnieć, że Kaishi tego dokonał ratując przy okazji Erzę. Nie tracąc gardy zbliżył się i krok do przybysza lecz ten nawet nie drgnął. Zauważył tylko jak jego czarne oczy wędrują między nimi. Bacząc na całkowity brak wyczuwalnej mocy magicznej prawdopodobnie nie zwróciłby na niego uwagi gdyby spotkali się w innych okolicznościach.
- A więc to prawda – rzekł zagadkowo zamaskowany mężczyzna powoli opuszczając pociąg z powrotem na tory.
- Czego ty właściwie chcesz – spytał Jellal postanawiając działać jeśli tylko zauważy jeszcze jeden, chociażby najmniejszy podejrzany ruch.
- Sprawdzam – odpowiedział tonem w którym próżno było się doszukać cienia jakichkolwiek emocji – Mam sprawdzić i zaświadczyć.
- Co sprawdzasz? – niebieskowłosy instynktownie skumulował w dłoni część energii.
- Czy mówią prawdę – z każdym słowem zaczął się z wolna do nich przybliżać.
Jellal chciał zareagować ale jego ciało zupełnie znieruchomiało. Nie był w stanie nawet drgnąć, gdy go mijał. Nie był w stanie zareagować, gdy stanął obok Erzy. Tytania podobnie jak on musiała być pod wpływem petryfikującego zaklęcia, gdyż nie słyszał by próbowała kontratakować. Znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że nie pozwoliła by się tak zbliżyć obcemu, a tym bardziej osobie po której jasno było widać powiązania z ich wrogiem. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Po raz kolejny ogarnęła go bezsilność. Potworna, niemożliwa do zniesienia bezsilność. Za wszystkich sił chciał zmusić swe ciało do posłuszeństwa ale jedyne co teraz mógł zrobić to stać nieruchomo.
- Potrzebowaliśmy się upewnić by wyzbyć się wszelkich wątpliwości – choć go nie widział, wiedział, że właśnie krąży wokół Erzy – Teraz to jest pewne. Szkarłat niedługo będzie gotowy.
Po tych słowach po prostu zniknął. Tak jak po odejściu Ame, tak i teraz zaklęcie ustąpiło. Jednak obawa jakie niosło za sobą ostatnie wypowiedziane przez owego mężczyznę zdanie sprawiało, że wciąż czuł jakby jego ciało składało się z ołowiu. Takiej siły się nie spodziewał. Oni pojawiali się zwykle tak nagle i nic na to nie mogli na to poradzić. To jednak nie było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że po raz kolejny znajdując się o krok od ukochanej kobiety nie byłby w stanie jej ochronić gdyby ten ktoś chciał jej coś zrobić.
- Przepraszam – szepnął – nie mogłem nic zrobić?
Czuł, że po prostu musi zrzucić z siebie choć część targających nim emocji.
- Nikt z nas nie mógł – głos Erzy choć spokojny przywołał go do normalności.
To dla niej tu jest. Użalając się nad sobą na pewno jej nie pomoże. Starając się nie okazywać poddenerwowania odwrócił się do niej. Lata spędzone na likwidacji mrocznych gildii wraz z Crime Sociere skutecznie nauczyło go ukrywania prawdziwych emocji. Musiał robić to co słuszne często wybierając między złem, a mniejszym złem. Działając nielegalnie choćby w czyjejś ochronie nie mógł nazywać się jakimś bohaterem nawet jeśli działał na korzyść dobra.
- Tylko o co mu chodziło – zastanawiał się na głos gdy usłyszeli gwizd ponaglający ich do ponownego zajęcia przedziału.
- To chyba jasne – Kaishi nawet teraz potrafił się uśmiechać – mówił o szkarłacie, a tylko jedna osoba o tym kolorze włosów nam towarzyszy.
- Tylko, że to wcale nic nie tłumaczy – stwierdziła Erza ale widać było, że ją to nurtuje nie mniej niż jego.
Tym razem nie odpowiedział. Uniósł głowę by przyjrzeć się chmurom, które w świetle przybierały jego ulubiony szkarłatny kolor. Poczuł napływ dziwnej, pokrzepiającej siły. Kiedyś patrzenie w nie dawało mu siłę by iść dalej, teraz jednak przypominały mu o czymś ważnym. Ona wciąż tu jest. Przetrwali kolejną burzę, więc na następny sztorm będą o wiele lepiej przygotowani. Słowa Meredy same zabrzmiały mu w głowie. Miała racje. Powinien choć spróbować powiedzieć jej o swoich uczuciach. Nadal wątpił by był tego godny ale może pomoże mu to w walce z własnymi uczuciami. Najważniejszym dla niego zawsze pozostanie uczynienie ją szczęśliwą nie ważne z czym by się to wiązało ale zrozumiawszy jak bardzo dużą wagę przywiązuje do uczuć innych nie miał zamiaru okazywać więcej własnych słabości.
- A czy to ważne – zaczął – Jak to mawia Natsu „Jesteśmy Fairy Tail nie ma więc rzeczy z jakimi nie damy sobie rady” i choć nie należę muszę przyznać, że ma całkowitą rację.
Widok uśmiechu wkraczającego na twarz Erzy był dla niego najlepszym dowodem na to, że wciąż ma po co żyć i dalej walczyć.
-----------------------------------------------------------------
Pl.Uczucia jakie niesie czas.
Ta.. uczucia. Moje są ostatnio poplątane ale ma nadzieje, że moje huśtawki nastroju niezbyt się odbiły na rozdziale. Mam nadzieję, że moja kumpela dysleksja też nie postanowiła zbyt namieszać ^.^" Anonim/Runo - (nie wiem jak chcesz bym się do ciebie zwracała) spokojnie Jerza to główna para tutaj, więc z pewnością się czegoś doczekasz ;) Jeśli ktokolwiek ze mną wytrzyma.
Tak czy  inaczej Trollshima mnie zaskoczył, że faktycznie chce ujawnić jakąś przeszłość Erzy w oryginalnej mandze ale znając jego "trolle" zupełnie nie wiem na co się nastawiać. Czy na coś bardziej oczywistego czy też na rzecz, którą można skomentować tylko" Wtf co się dzieje" - cieszę się tylko, że faza nagości mu przeszła.