Jellal czując rosnące zażenowanie i
złość samego na siebie opadł na jedną z ławek w mniej
uczęszczanej części parku. Nie przejmował się jednak tym czy
ktoś może go zobaczyć. Był wściekły na siebie. Po rozmowie z
Gajeel'em postanowił porozmawiać z Erzą. Może nie chciał od razu
jej wyznać wszystkiego co czuje ale zapewnić, że zawsze będzie
przy niej i może na niego liczyć w każdej sytuacji. Po prostu być
przy niej. Jednak ostatecznie stchórzył. Stchórzył gdy usłyszał
jej śmiech. Stchórzył, gdy zobaczył jak na jej usta powraca
uśmiech. Stchórzył bo wiedział, że spowodował to Kaishi. Uciekł
nim zdążyli się zorientować, że stoi za drzwiami. Wtedy myślał,
że nie może tam wchodzić. Teraz jednak czuł się jakby znów ją
zawiódł. Powinien być przecież przy niej. Upewnić się, że nie
poczuje się samotna, że nic jej nie zagrozi. Pod wpływem rosnącej
frustracji poderwał się z miejsca i silnym kopniakiem powalił
rosnące w pobliżu drzewo.
- Mam idealny sposób na twoje
problemy, Fernandes. Po prostu do niej idź – nawet nie zauważył
dy koło niego stanęła niska, różowowłosa posta – lepiej też
nie niszcz więcej roślinności. Erza lubi to miejsce.
- Meredy – był nieco zaskoczony jej
przybyciem – Myślałem, że odwiedzasz Juvię.
- Miałam – przyznała zdejmując z
głowy kaptur – jednak Gray nadal z nią jest. Myślę, że
powinieneś wziąć z niego przykład i zrobić to samo.
- Nie sądzę by Lockser mogłaby nam w
obecnym stanie pomóc – odpowiedział zdawkowym tonem za co oberwał
silny cios w głowę otwartą dłonią dziewczyny.
- Coraz bardziej mam ciebie dość
Fernandes – mówiła cicho ale w jej słowach dało się wyczuć
nutę wściekłości – czy ty ostatnio choć trochę myślisz? A
może twój mózg już tak przeżarła paranoidalna zazdrość, że
nie dostrzegasz oczywistych faktów.
– O co ci chodzi – zdziwił się
nie mogąc odgadnąć co ma na myśli.
- Po prostu do niej idź – warknęła
walcząc z przemożną chęcią by pochlastać go na kawałki jakimś
ostrzem i chyba tylko jego brak ją od tego powstrzymał – Jest u
siebie w akademiku. Porlyusica podleczyła ją na tyle by nie musiała
leżeć w łóżku. Jednak jest nadal słaba, a wiesz jak nie cierpi
bezczynności. Kaishi wybrał się z Wendy do lasu jako dodatkowa
para oczu, gdy ta będzie zbierać lecznicze zioła.
Widząc jej spojrzenie wiedział, że
nie może się spierać. Z drugiej strony chyba faktycznie chciał
porozmawiać z Erzą w cztery oczy, a kto wie kiedy nadarzy się
kolejna okazja. Choć był w stanie uwierzyć, że irytujący go mag
jest dla niej tylko przyjacielem to fakt, że spędza z nią każdą
możliwą chwilę nie dawał mu spokoju.
- Masz racje – przyznał
postanawiając, że tym razem nie zrezygnuje w ostatniej chwili –
pójdę już – nie czekając na odpowiedź skierował się w stronę
akademika.
Lucy patrzyła w zamyśleniu na snujące
się za oknem chmury. Na jej kolanach leżała książka poświęcona
magii gwiezdnych duchów. Jej magii. To właśnie dzięki niej z jej
twarzy znikł smutek zastąpiony przez determinacje. Choć do tej
pory przeczytała tylko niewielką część z prawie stu rozdziałów
wiedziała, że chce posiąść opisaną w niej moc równie mocno jak
Natsu pragnie odnaleźć swego smoczego ojca. Natsu. Od czasu ataku
Ame i Trick wraz z towarzyszącym bitwie deszczem nie spędzała z
nim już tam dużo czasu jak zwykle. Smoczy zabójca spędzał swój
wolny czas z Lisanną. Gdy o tym myślała czuła ukłucie w
okolicach serca. Nie była zazdrosna. Z siostrą Miry łączyły ją
dość przyjacielskie relacje. Po za tym dobrze wiedziała co było
między nimi przed ową feralną misją. Słyszała, że przed nią,
nie licząc misji, praktycznie się nie rozstawali. Rozumiała to
jednak choć nie raz irytował ją swym zachowaniem czy nagłymi
wtargnięciami do jej mieszkania to teraz, gdy zdążyła już
odpocząć od jego towarzystwa zaczęła jej dokuczać samotność.
Nienawidziła tego uczucia. To właśnie ono było głównym powodem
jej ucieczki z rodzinnego domu. Postanowiła jednak, że tak tego nie
zostawi. Jeśli chce stać się silniejsza to pierwsze co powinna
zrobić to przełamanie swego strachu przed ryzykiem. Powinna pójść
do gildii. Nie ważne czy po drodze ktoś ją zaatakuje czy nie.
Zresztą i tak zdążyła zatęsknić za czymś do roboty. Spakował
się i była już przy drzwiach, gdy z drugiej strony doszło ją
pukanie.
- Natsu – nie wiedziała czy bardziej
dziwi ją to, że przyszedł tu sam czy fakt, że w celach odwiedzin
nie użył okna – a gdzie Happy? – spytała by wytłumaczyć
jakoś swe przyglądanie mu się przez chwilę choć wątpiła by
było to dla niego problemem.
- Jeszcze śpi, więc nie mogłem
przyjść normalnie – powiedział jakby za owe „normalnie”
uważał włamywanie się do jej mieszkania.
- Czym go tak wymęczyłeś? -
spojrzała na niego podejrzliwie.
- To nie ja – zaprotestował - Jellal
zabrał go gdzieś w nocy.
Nie wiedział do końca czemu to
robi ale po prostu czuł, że powinien. Tak przynajmniej mówił mu
uporczywy głosik w głowie. Nie ten co go kontrolował ale ten,
który pojawiał się gdy był w pobliżu Erzy próbując przekonać
go by ją przytulił, pocałował. Z każdym pojawieniem się
trudniej było mu się oprzeć. Tak jak teraz. Oparł dłoń o szybę.
Zza nią, w szpitalnym łóżku spała najpiękniejsza istota jaką
znał. Jej szkarłatne włosy rozlały się na poduszce kiedy w
trakcie snu zwinęła się w kłębek. Obserwował jak pogrążona w
nim marszczy delikatnie nos. Gdyby nie dzielące ich szkło pewnie
nie powstrzymał by się przed opadnięciem bliżej niej. Widział,
że to zakazane ale tak bardzo chciał poczuć teraz ciepło jej
ciała. Jedynym co go drażniło były świeże żółte kwiaty
stojące w wazonie przy jej łóżku. Po prostu czuł w kościach, że
przyniósł je Kaishi. Niby nic nie było w nich szczególnego ale po
prostu wolał by jak najszybciej znikły.
- Jak długo chcesz jeszcze tak
patrzeć – Happy powoli zaczynał się męczyć. Wisieli tak w
miejscu od około półtorej godziny i zaczynało mu już brakować
magii do utrzymania skrzydeł.
- Jeszcze chwilka – poprosił
niemal błagalnym tonem. Nie chciał jej teraz zostawić nawet jeśli
ona sama nie zdawała sobie sprawy z jego obecności.
- Aye... - nagle niebieski kotek
nastroszył uszy. Dobiegł do niego nagły dźwięk. Gdzieś blisko
nich.
- Naprawdę to nie zajmie długo –
obiecał.
- Dobrze tylko... - nie skończył
nawet zdania gdy wyrosła za nimi mała, biała postać.
- Co wasza dwójka samców robi tu o
tej porze – Carla była wyraźnie wściekła, że ich tu nakryła.
- Carluś – Happy był tak
przestraszony, że wypuścił z swych łapek Fernandesa co
zaowocowało tym, że z trzaskiem łamanych gałęzi spadł na ziemię
– Sorki – powiedział zlatując do niego.
- Nie szkodzi.. - głos sam mu
zamilkł, gdy zauważył szkarłatnowłosą postać, która ukazała
się w jednym z okien.
Spanikował. Szybko uważając by go
nie zobaczyła wycofał się za pobliskie drzewo. Nie wiedział czemu
się tak zachował ale w tej chwili nie chciał by go zobaczyła. Co
by sobie o nim pomyślała, gdyby nakryła go na tym co robi? Happy
nie zwlekając zrobił to samo. Carla zmierzyła ich spojrzeniem i
mrucząc po drodze „samce” wzbiła się w powietrze.
- Wszystko w porządku – usłyszeli
głos Erzy – słyszałam jakiś trzask.
- Nie przejmuj się –
odpowiedziała jej uspokajającym tonem biała Exceed'ka – to tylko
jakieś zwierzę spadło z drzewa bo patrzyło na coś czego nie
powinno – ostatnie słowa były wyraźnie przez nią zaakcentowane
i tylko dlatego, że Erza była senna nie dostrzegła tego.
Nie słyszał co odpowiedziała bo
jego nogi jakby automatycznie poniosły go w stronę chatki Natsu.
Był na siebie wściekły. Był tchórzem i do tego naprawdę
żałosnym. Zastanawiał się jak dalej będą wyglądać ich relacje
jeśli nie zmieni swego zachowania.
Wiedział, że musi
coś z tym zrobić. Teraz stał naprzeciw drzwi akademika dobry
kwadrans zbierając się na siły by do nich zapukać. Sam
zastanawiał się co z nim nie tak. Wielokrotnie, podczas tych
siedmiu lat stawiał czoła naprawdę silnym przeciwniczkom. Nie
lękał się nawet wielotygodniowego ukrywania się w lasach. Jednak
coś, jakaś niewidzialna bariera powstrzymywała go przed zbliżeniem
się do Erzy nieustannie zwiększając na sile. Wiedział jednak, że
musi w końcu się przełamać. Chciał już nacisnąć klamkę kiedy
drzwi same otworzyły się od środka prawie go uderzając w twarz.
Szczęściem w nieszczęściu uniknął tego potykając się i
lądując na trawie w pozycji siedzącej
- Jellal – pełen
zdziwienia głos przykuł jego uwagę – Co tu tutaj robisz? - Erza
patrzyła na niego z niekrytym zdziwieniem.
- Przechodziłem i
pomyślałem, że zobaczę jak się czujesz – powiedział szybko
podnosząc się i poprawiając strój próbując ukryć swe
zażenowanie.
- Już lepiej,
dziękuję – mimo spokoju w jej głosie wyczuł, że nie jest to
już ta sama twardo stąpająca po ziemi Tytania.
Zacisnął pięści
powstrzymując się przed kolejną ucieczką. Nie, nie ucieknie po
raz kolejny tylko po to by uniknąć jej towarzystwa. Zostanie przy
niej nawet jeśli przyjdzie mu przebywać razem z Kaishim. Obiecał
sobie, że nie dopuści by znów cierpiała a jedyne co robił to nie
było go przy niej gdy najbardziej go potrzebowała lub jak ostatnio
po prostu dokładał jej bólu. Idąc tu postanowił jednak, że
postara się być choć tak w połowie silny jak ona. Przeżyła już
tyle nieszczęść, tyle bólu doświadczyła, tyle łez musiała
przelać w samotności, a teraz większość zdarzeń skupiała się
właśnie wokół niej. Dopiero po chwili dostrzegł coś
niecodziennego w jej wyglądzie. Była ubrana w delikatną błękitną
koszulkę z krótkimi rękawami i zwykłe dresowe spodnie. Nigdzie
nie było ani śladu zbroi czy jakiejkolwiek broni. To było do niej
tak niepodobne, że wyglądała na bardzo bezbronną.
- Wszystko w
porządku – nawet nie wiedział kiedy te słowa wypłynęły z jego
ust.
Tak rzadko się
zdarzało widzieć ją w tak normalnym odzieniu, że nie potrafił
oderwać od niej wzroku. Tylko, że teraz dochodziło coś jeszcze. W
jej oczach wciąż krył się smutek. Nic nie wskazywało w jej
postawie na to jak silną i niezwyciężoną jest osobą. Zastanawiał
się czy ma to związek z ostatnimi przeżyciem ale nie miał odwagi
o to zapytać. Zresztą wyglądała tak cudowanie, że z trudem
powstrzymał wkradający się na jego twarz rumieniec.
- Tak, idę właśnie
do gildii – powiedziała, a on odniósł wrażenie, że nie chce
spojrzeć mu w oczy – Mistrz chciał ze mną rozmawiać.
- Pójdę z tobą –
odpowiedział szybko nim zdołał ugryźć się w język – Chyba
nikt nie powinien teraz chodzić samotnie.
- Chyba tak –
zgodziła się, a on nie mógł się oprzeć wrażeniu, że słyszy
obojętność w jej głosie.
Przełknął głośno
ślinę. Nie Erza nie może być obojętna. Nie chciał widzieć jej
też zlęknionej czy niepewnej. Erza powinna, tak jak kiedyś
powiedział mu Natsu, silna i przerażająca. Zgadzał się z tym
choć dla niego najważniejszym było widzieć ją szczęśliwą. A
teraz? Teraz członkowie jej gildii widzieli w niej jednego z
największych magów, którzy mogą stawić czoła wrogowi,
kimkolwiek on był. Owe wypowiedzenie wojny Tartarosowi musiało
tylko dołożyć jej ciężaru odpowiedzialności na barki. Nie
musiała mówić. Wiedział, że się zadręcza tym czy da radę
podołać pokładanym w niej oczekiwaniom. Jednak chciał by
wiedziała, że jest tu teraz tylko i wyłącznie dla niej. Meredy ma
racje. Musi się jakoś przełamać bo inaczej nie zniesie jej
bliskiej obecności bo sam nie wiedział jak ma się wobec niej
zachowywać.
- Hej – położył
jej rękę na ramieniu – Nie jesteś z tym wszystkim sama. Jestem
tu z tobą. Przejdziemy przez to razem. Razem z tym sobie poradzimy.
Razem będziemy walczyć z oprawcami jak za starych czasów,dobrze?
Wprawdzie chciał
ją tylko pocieszyć ale wspomnienia z wieży niebios same wdarły mu
się do głowy. Nie sądził by kiedykolwiek udało im się o tym
zapomnieć, a wywlekanie ich na wierzch na pewno w niczym nie pomoże.
- Dziękuję –
Erza odwróciła do tyłu głowę i z ulgą dostrzegł na jej
delikatnie zarumienionej twarzy cień uśmiechu.
Dalsza droga do
gildii minęła im w dość przyjemnej atmosferze. Wprawdzie nie
odzywali się już do siebie praktycznie ani słowem ale przynajmniej
on cieszył się tym małym spacerem w towarzystwie szkarłatnowłosej.
W końcu jednak stanęli przed drzwiami budynku Fairy Tail i na twarz
tytani powróciła powaga.
- Widzę, że już
przybyliście – wewnątrz zauważyli tylko Makarov, który
widocznie zadbał by nie było nikogo poza nimi – Jellal
spodziewałem się, że również przyjdziesz. Kaishi zaraz do nas
dołączy. Teraz jednak przejdźmy do tego co mieliśmy omówić.
Erzo prosiłaś mnie bym wyraził zgodę na twoją wyprawę do
Rosemary.
- Tak mistrzu –
odpowiedziała szybko Scarlett – Jaka jest twoja decyzja?
- Wiem jakie to dla
ciebie ważne, moja droga – kontynuował nie spuszczając z niej
wzroku – lecz jest położona praktycznie na drugim końcu kraju.
Erza milczała.
Była gotowa zaakceptować decyzję starca jakakolwiek ona będzie.
Nawet jeśli by się to wiązało z odłożeniem tej ważnej dla niej
wyprawy na dalszy plan.
- Zgadzam się nad
nią jednak pod warunkiem, że będziesz ostrożna i wrócisz przed
upływem tygodnia. Wiem, że sama droga zajmie sporo czasu ale
niestety będziemy cię potrzebować w starciu z demonami. No i jak
wiadomo ktoś musi umieć usadzić Gray'a i Natsu na miejscu –
zaśmiał się na koniec by rozładować narastającą atmosferę.
- Obiecuję, że
będę przed czasem – zapewniła szkarłatnowłosa z wdzięcznością.
- Tylko bądź
ostrożna – z ojcowską troską poprosił mistrz.
- Się pan nie
martwi – usłyszeli szybkie kroki i po chwili prawie wyważając
drzwi do środka wbiegł Kaishi – Zgodnie z obietnicą daną panu
nie odstąpię jej na krok – zapewnił nie tracąc swego
praktycznie nie gasnącego uśmiechu - Przepraszam, za spóźnienie
ale najzwyczajniej zaspałem...
- Nic się nie
stało jednak najlepiej by było gdybyście wyruszyli jeszcze dziś.
Przynajmniej puki jeszcze funkcjonują jakieś pociągi – dodał
poważniej.
Jellal
przysłuchiwał się tej rozmowie i choć sam uważał, że wyprawa w
dziecięce strony może jej pomóc to perspektywa, że spędzi siedem
dni sam na sam z młodym magiem, który wciąż budził w nim
niewyjaśnione obawy.
- Czy ja też mogę
iść – spytał bojąc się innej odpowiedzi niż twierdząca.
- Nie jestem twoim
mistrzem i nie mogę, ani ci tego zakazać, ani polecić. Jednak
osobiście uważam, że było by to dobre rozwiązanie również dla
ciebie. Pamiętaj tylko o ukryciu swej twarzy - gdy to usłyszał
nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż starzec rozmawiał o nim z
Meredy.
Patrząc jak
Salamander zaczyna oblegać jej kanapę patrząc ciekawskim wzrokiem
na pudełko z listami, które pisała do swej zmarłej matki nalała
mu do kubka niemal gotującą się jeszcze herbatę. Nie chciała by
myszkował po jej mieszkaniu, gdy tylko odwróci wzrok więc starała
się pierwsza zwrócić na coś jego uwagę. Zdała sobie sprawę, że
po raz pierwszy są zupełnie sami w jednym pomieszczeniu. Po raz
pierwszy nie towarzyszył im Happy. Nie wiedziała czemu ale w środku
poczuła dziwne gorąco. Czy to możliwe, że po spędzeniu z nim
tylu miesięcy może czuć się niezręcznie w jego obecności? Na
szczęście Natsu zdawał się tego nie wyczuwać bo korzystając z
okazji zaczął powoli przesuwać się do szafki w której trzymała
słodycze.
- Nic tam nie ma –
tymi słowami sprawiła, że natychmiast wrócił na wcześniejsze
miejsce.
- A właśnie –
po dłuższym czasie zaczął salamander – Millianna chce wrócić
do swojej gildii ale mistrz twierdzi, że to zbyt niebezpieczne by
szła sama. Ostatecznie zgodził się by nasza drużyna ją
odprowadziła. Wprawdzie Gray i Erza z nami nie pójdą ale chyba
sobie poradzimy, prawda? - posłał jej swój beztroski uśmiech.
Poczuła jak coś
dla niej ważnego właśnie do niej wróciło. Tego właśnie jej
brakowało. Znów miało być tak jak dawniej. Mieli znów wybrać
się razem na misje. Tylko oni.
- Oczywiście nie
mogę zostawić Lisanny, więc pójdzie z nami - nie wiedziała
czemu ale to proste zdanie podziałało na nią niczym kubeł zimnej
wody.
Przed wyprawą
każdy musiał się przygotować. Jellal nie miał wprawdzie zbyt
wielu rzeczy ale chciał zamienić kilka słów z Meredy nim wyruszy.
Naprawdę chciał towarzyszyć Erzie w jej wyprawie ale perspektywa,
że spędzą około tydzień również z Kaishi'm wcale go do tego
nie zachęcała. Mimo to nie chciał puścić jej z nim samej. Coś
otwarcie w nim krzyczało, że byłby to najgorszy pomysł z
możliwych. Nie umiał powiedzieć co ma jej się stać ale skoro
czeka ich tak długa wyprawa raczej niczego nie można było
wykluczyć.
- Masz godzinę by
się jakoś ogarnąć bo jeśli dalej będziesz się zachowywać jak
jakiś stalker to nie zdziwię się jak za kilka dni dotrze do nas
informacja jakoby na drugim końcu kraju jakiś zamaskowany typ
podgląda szkarłatnowłosą damę, a zapytany co robi wymyśla
najbardziej bezsensowne kłamstwo jakie tylko ktoś może wymyślić
– różowowłosa dziewczyna, aż nazbyt dobitnie powiedziała co
myśli o jego wyprawie.
- Czy tylko to
chciałaś mi powiedzieć – spytał mając średnią chęć na
wysłuchiwanie jej kolejnych
wywodów.
- Nie, nie tylko –
zaprzeczyła – chce wiedzieć co sam w związku z tym planujesz.
- Nie rozumiem –
zdziwił się – po prostu chce się upewnić że Erza...
- Skończ z tym
żałosnym okłamywaniem samego siebie – prychnęła – Los ci
daje niepowtarzalną szansę na zbliżenie się do Erzy i lepiej ją
dobrze wykorzystaj. Zabierz ją na spacer po lesie czy coś...
- To niemożliwe –
zaprotestował – ona jest dla mnie ważna, ale...
- Jesteś zbyt
wielką ciotą by jej to wyznać – ironicznie dokończyła za niego
Meredy po czym w jej oczach pojawił się groźny błysk – powiem
więc to inaczej – zbliżyła się do niego tak, że dzieliły ich
jedynie centymetry – Masz tydzień na wyznanie jej tego co czujesz
albo – podniosła delikatnie mieniącą się różowym światłem
dłoń – albo moja magia zrobi to za ciebie.
Mirajane szła
spokojnie na przodzie sprawiając wrażenie, że zupełnie nie zdaje
sobie sprawy z szoku jaki wywołała swą nagłą zmianą. Nikt nie
wiedział czemu to zrobiła ale już sama jej mina wskazywała na to,
że nie jest już tą przyjazną barmanką jaką znali. Szok był tak
duży, że nawet nie śmieli się do niej odezwać. Sami między sobą
wymieniali też tylko szczątkowe zdania. Ku uldze wszystkich
niezręczną ciszę przerwała Levy:
- Myślę, że
powinniśmy rozejrzeć się za miejscem na postój – stwierdziła –
maszerujemy już od kilku godzin, a nie możemy sobie pozwolić na
przemęczenie.
- Dobrze gada i
lepiej jak najszybciej bo zaczynam być głodny – poparł Gajeel na
co i reszta skinęła zgodnie głowami – mała sprawisz mi trochę
żelaza? - spytał siadając na pobliskim głazie.
- Jak chcecie –
zgodziła się białowłosa choć w jej tonie trudno było się
doszukać jakichś oznak troski o towarzyszy.
Rozbicie
prowizorycznego obozowiska nie zajęło im dłużej niż dziesięciu
minut. Cana od razu wybrała całą beczkę z uprzednio
przygotowanych zapasów alkoholu. Laxus bezkonfliktowo zgodził się
rozejrzeć czy w okolicy nie ma jakiegoś stałego źródła wody i
zwierzyny, a Gajeel pod pretekstem swej dosłownie rozumianej
żelaznej diety skłonił Levy do wytworzenia mu kilku kawałków
jego ulubionego przysmaku. Tylko Mira nie przejawiała cienia ochoty
na to by choć na chwilę się rozluźnić. Choć smoczy zabójca nie
widział w tym zbyt wielkiego znaczenia w jej nastawieniu do świata.
Właściwie on wolał osoby twardo stąpające po ziemi. Jego zdaniem
tylko tacy najczęściej odnoszą sukcesy. No może zdarzały się
wyjątki. Jego zazwyczaj nieobecny wzrok jakby automatycznie
skierował się w stronę rozstawiającej namiot niskiej,
niebieskowłosej dziewczyny. Od czas owego przypadkowego pocałunku
coraz częściej mu się to zdarzało. Oboje podjęli
niewypowiedzianą słowem umowę by nie wracać do tego tematu i
zachowywali się jakby całego zajścia nie było. Mu to pasowało,
jej wyraźnie też więc nie miał powodu by się tym zadręczać.
Jednak nie mógł wymazać z pamięci tego uczucia, którego wówczas
doświadczył.
- Może być tak
łaskawie przeszedł się zobaczyć czy nikt nas nie śledził –
fuknęła na niego Mirajane sama stojąc nieruchomo wpatrzona w
jakiś punkt nad drzewami.
- Nikogo nie ma –
Gajeel przełknął ostatni kęs żelaza – nie wiem jak u
normalnych ludzi ale smoczy zabójcy z łatwością wyczuwają każde
istnienie w promieniu kilometra. Nic nam nie grozi.
- To sprawdź dwa
kilometry – odparła wzruszając tylko ramionami.
- A sama nie możesz
– jakoś nie bardzo chciało mu się iść by upewnić się w czymś
co i tak wiedział.
- Dobra –
zgodziła się ku jego zaskoczeniu Strauss po czym przywołując
jedną ze swych demonicznych dusz i rozwinąwszy skrzydła
natychmiast zniknęła mu z oczu.
- Ja jej kompletnie
nie rozumiem – pokręcił głową
- Powinieneś być
dla niej bardziej wyrozumiały – powiedziała Levy, która dotąd w
ciszy przysłuchiwała się ich rozmowie – Niedawno straciliśmy
Elfman'a... - głos jej trochę zarżał ale nie przerwała – był
przecież jej młodszym bratem za którego dodatkowo czuła się
odpowiedzialna. Powinieneś już zauważyć, że ludzie którzy
doznali takiej straty często zmieniają swoje nastawienie do
rzeczywistości. Jednak to dalej, ta sama osoba. Jest naszą
przyjaciółką i musimy ją wspierać.
Młoda blondwłosa
czarodziejka zbiegła szybko po schodach. Pierwszy raz się spóźniła.
Pod pretekstem przygotowań wzięła kąpiel by uspokoić nagłe
zdenerwowanie. Lubiła Lisannę, naprawdę ją lubiła. Nie mogła
znaleźć żadnego powodu by mieć cokolwiek przeciwko niej. Tym
bardziej dziwiła samej sobie co jej przeszkadza by wraz z nią,
Natsu i Happy'm odprowadziła Milliannę. Przecież gdy dołączali
do nich Gray z Erzą wcale nie miała nic przeciwko. Cieszyło ją,
że spędzą razem więcej czasu. Coś kluło ją w sercu gdy
myślała o tym, że tym razem to białowłosa będzie im
towarzyszyć. Tak zagłębiła się w tych rozmyślaniach, że
dopiero gdy smoczy zabójca zawołał, że mają już dwie godziny
spóźnienia wyskoczyła pędem z łazienki zarzucając na siebie
szlafrok.
- Przepraszam ja...
- zacięła się nie wiedząc co ma im powiedzieć – zasnęłam w
kąpieli – wymyśliła na szybko pierwsze kłamstwo jakie przyszło
jej do głowy.
Natsu zamrugał
parę razy oczami najwyraźniej trawiąc tę informację po czym
uśmiechną się szeroko i wypuścił z siebie powietrze z wyraźną
ulgą.
- A ja już
myślałem, że jestem jedynym któremu się to zdarza – smoczy
zabójca wyraźnie się tym nie przejął.
- Wbrew pozorom
wielu osobom się to zdarza – zauważyła Lucy starając się
uśmiechnąć.
- No to co idziemy,
choć wezmę Cię na barana i wyjdziemy oknem – złapał ją za
rękę i zaczął ciągnąć w jego stronę tak naglę, że ledwo
zdążyła się zaprzeć nogami nim przerzucił ją przez ramię –
Wiem, że tego nie lubisz ale tak będzie szybciej.
- Nie o to chodzi –
nie wiedziała czy czerwieni się bardziej ze złości czy
zawstydzenia – mam na sobie tylko szlafrok – krzyknęła
zdzierając mu siarczystego plaskacza w twarz.
Ledwie wykrzyczała
te słowa poczuła się niespodziewanie lepiej. Dużo się wydarzyło
ale ich relacje wyglądały tak samo jak dawniej. Przyjemne ciepło
rozpłynęło się po jej ciele gdy patrzyła na rozcierającego swój
obolały policzek Natsu. Skołowany chłopak zdążył wypowiedzieć
tylko „A nie możesz tego zrobić po drodze” ale nie
zdążyła na to odpowiedzieć po ktoś zapukał do drzwi jej
mieszkania.
- Coś się stało?
Strasznie długo was nie było i zaczynałam się zastanawiać czy
coś się nie stało – rozległ się zaniepokojony głos Lisanny.
- Tak, tak nie
martw się już idziemy zaczekajcie na mnie na zewnątrz –
odkrzyknęła dosłownie wypychając Natsu za drzwi.
Faktycznie nie było
czasu na rozmowy. Zarzuciła pierwsze ubranie jakie miała pod ręką,
spięła włosy w kucyk, wzięła głęboki oddech i dołączyła do
małej grupki czekających na nią na dole magów. Millianna
widocznie już się uspokoiła. Na jej twarzy nie było widać już
śladu łez ale jej spojrzenie było wyjątkowo tępe i jakby
nieobecne. Nawet nie zareagowała na jej przybycie nerwowo ściskając
spoczywającego w jej ramionach Happy'ego, któremu chyba powoli
zaczynało brakować powietrza.
- Na pewno chcesz
już wracać – spytała ją Lucy po części chcąc skłonić ją
jakoś do poluzowania uścisku.
- Tak – szepnęła
ale widać było, że jest zdecydowana – Rozmawiałam już z Erzą.
Przyznała, że nie jest pewna czy ktokolwiek może czuć się
bezpieczny, a ja.. - po jej policzku spłynęła samotna łza – a
ja nie chcę by Er-chan... nie chcę by widziała moją śmierć. Po
za tym muszę powiedzieć Kagurze i reszcie co się tutaj stało.
- Na pewno nie
umrzesz – oświadczył Natsu – Jeśli będziemy się trzymać
razem wypatrzymy wroga szybciej niż on zobaczy nas.
Kiedy Happy poparł
go swym znanym Aye ruszyli w drogę. Lucy w zamyśleniu
wzniosła oczy ku niebu. Po przeczytaniu pierwszych stron księgi
czuła się pewniej i nawet jeśli nadal nie mogła wzywać
gwiezdnych duchów wiedza, którą nabyła sprawiła, że ponownie
cieszyła się perspektywą wspólnej podróży.
Obraz za oknem
zaczął powoli się przesuwać w rytm opuszczającego swą stację
pociągu. Jellal zdążył już zapomnieć jak usypiające może być
wolne przesuwanie się po torach. Ostatni raz miał wątpliwą
przyjemność jechać nim, gdy jako aresztowany kryminalista był
transportowany do więzienia tuż po walce z Nirvaną. Odruchowo
poprawił maskę zasłaniającą mu twarz. Teraz musiał unikać
zdemaskowania nie tylko ze względu na siebie. Jego zdemaskowanie
pociągnęło by za sobą Erzę i Kaishi'ego. Najbardziej obawiał
się wpędzenia w kłopoty szkarłatnowłosej choć ze zdziwieniem
zbyt łatwo mu przychodziło przyznanie się przed samym sobą, że
los chłopaka jest mu zupełnie obojętny. Nawet chciał by trzymał
się od nich jak najdalej. Zazdrość, obawa, a może niejasne
przeczucie, że jest z nim coś nie tak. Nie umiał jasno określić
tego co czuje za każdym razem, gdy na niego spojrzy. Teraz, gdy
mieli spędzić około tydzień tylko we trójkę musiał podwójnie
się opanowywać by nie okazać swych prawdziwych emocji. Nie złapać
siedzącej obok dziewczyny za rękę. Spojrzał w jej stronę rad, że
wpełzający na jego twarz rumieniec przykrywa gruba chusta. Jej
szkarłatne włosy delikatnie kołysały się na wietrze wpełzającym
do ich przedziału przez uchylone okno. Coraz trudniej było mu się
powstrzymywać.
- Konduktor mówił,
że droga zajmie nam około półtora dnia – zaczął Kaishi –
dalej to ty nie mogłaś się urodzić – żartobliwie szturchnął
Erzę w ramie.
- Wcale nie jestem
pewna czy to naprawdę moje rodzinne strony – Erza jakby niechętnie
wyrwała się ze swych rozmyśleń – ale chyba tam powinnam zacząć.
- Coś nie tak –
spytał z troską Kaishi ku niezadowoleniu Jellal'a przysuwając się
bliżej niej.
- Nie – Erza
pokręciła głową – Po prostu od dawna chciałam tam się udać,
a teraz gdy tam jadę czuje się jakoś tak... dziwnie.
Objęła się
ramionami czując dziwny chłód przemykający przez jej ciało. Nie
umiała jednoznacznie sprecyzować swego uczucia. Naprawdę chciała
odwiedzić Rosemary jednak teraz, gdy tam zmierzała czuła
narastający niepokój. Mimo osierocenia kochała wspominać miejsce
w którym się wychowała. Problem polegał na tym, że odkąd
wyznawcy Zerefa spustoszyli wioskę dziesiątkując jej mieszkańców
myśl o powrocie do niej napawała ją lękiem. Minęło już tak
wiele lat, a mimo to obrazy płonących budynków czasem nawiedzały
ją w snach.
- Boisz się ale to
normalne – Jellal widząc narastający w niej niepokój postanowił
zareagować – ale jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości możemy
natychmiast wysiąść.
- To by nie miało
sensu – stwierdziła – chce to zrobić.
- Spokojnie, Jelly
spokojnie – Kaishi'ego wyraźnie bawiło przekręcanie jego imienia
– Prędzej to oni się wystraszą naszej Erci niż miałoby być na
odwrót. Boją się jej zemsty. Sam zresztą widziałeś jak
rozwaliła tego Skieleton'a.
„Nasza” To
słowo zabrzęczało mu w głowie. Jednak co do jednego musiał
przyznać mu rację. Mimo tylu obrażeń, do których w dużej mierze
sam się przyczynił, była w stanie pokonać demona. Zdawał sobie
sprawę z jej potęgi ale to samo mógł powiedzieć o członkach
zniszczonej rady. Była już tyle razy bliska śmierci. Tyle razy nie
zdołał jej pomóc. Potrząsnął głową odganiając od siebie
wspomnienia z smoczej zagłady. Ilekroć o tym rozmyślał tracił
czujność. Musiał się skupiać na tym, że teraz jest tu, żywa.
Jeśli będzie trzeba to będzie jej towarzyszył nawet w wędrówce
na koniec świata. Z tym, że faktycznie wolał jej nie opuszczać na
krok. Usilnie starał się odprężyć chociażby po to by nie
zdradzać się z swymi obawami tym samym nie dokładając zmartwień
Erzy. Słyszał od Gray'a, że zawsze mocno przeżywała to co się
działo w gildii, a teraz faktycznie ciężko było być spokojnemu
nawet zwykłemu obywatelowi.
- Hej, albo mi się
wydaje albo zwalniamy – zawołał Kaishi siedząc najbliżej okna i
obserwując drogę.
- To niemożliwe
byśmy dojeżdżali do jakiejś stacji – Erza wyjęła z kieszeni
broszurę informacyjną o trasie pociągu i planowanych postojach w
nadziei, że przeoczyła jakiś mały przystanek – z tą prędkością
powinniśmy ledwo opuszczać miasto. Może ktoś chce jednak wysiąść.
- Może pomylił
stacje – Jellal wstał i właśnie w tym momencie pociąg
gwałtownie się zatrzymał. Tracąc równowagę runął do przodku
pechowo zderzając się z Erzą, która runęła na Kaishi'ego.
- Nie wiedziałam,
że lubicie tu grupowe uściski – zaśmiał się purpurowłosy mag.
- Spokój – Erza
zdecydowanie wolała zignorować tą uwagę być może dlatego, że
policzki jej i chłopaka przed chwilą się o siebie otarły. Usilnie
starała się powstrzymać przyśpieszone bicie serca o rumieniec
siłą cisnący się jej na twarz – Naprawdę nie musisz obracać
wszystkiego w żart – fuknęła.
Chciała
coś jeszcze dodać ale szelest otwieranych drzwi połączony z
tupotem nóg dobiegający z wielu przedziałów skutecznie odwróciło
ich uwagę. Usłyszała jak ktoś woła „Są tu jacyś
magowie?”. Nie zwlekając
przyzwała na siebie zbroję i dając gestem znać swoim towarzyszem
by podążyli za nią ruszyła w kierunku z którego dobiegały
krzyki. Na przodzie pierwszego wagonu zebrała się spora grupa osób.
Ludzie przepychali się między sobą by być jak najbliżej okien.
- Co się stało? –
Kaishi klepnął w ramię stojącą najbliżej osobę – Jesteśmy z
Fairy Tail, możemy pomóc.
- Jakiś gość
stojący na torach zatrzymał pociąg siłą woli – odezwał się
starszy mężczyzna.
Nienawidziła
siebie za to co robi ale czuła, że nie ma wyboru. Tylko tak mogła
ochronić Lisannę. Tylko tak mogła odnaleźć Elfman'a. Piętno jej
magii sprawiało, że im bardziej była negatywnie nastawiona do
otoczenia tym silniejsza się stawała. Nigdy się nie pogodziła z
tym, że to na nią padło. Czemu to ona musiała obudzić w sobie
niezwykły talent do przejmowania dusz. Ostatnio zaczęła się
zastanawiać czy teoria Kaishi'ego o magii wrodzonej jej nie dotyczy.
Podczas gdy jej rodzeństwo musiało tygodniami trenować by oswoić
się z nową duszą jej przychodziło to nadzwyczaj łatwo.
Praktycznie nie musiała się wysilać by przejąć kolejną.
- Może jednak
zjesz z nami – nawet nie zauważyła kiedy Laxus do niej dołączył.
Starając się
zachować idealnie arogancki wyraz twarzy obróciła się z wolna do
niego. Utrzymywanie ironicznego uśmiechu było trudne. Jednak przy
nim ciężar decyzji, którą podjęła był jeszcze trudniejszy niż
przepuszczała. Specjalnie podjęła się pierwszej warty by jak
najmniej musieć kontaktować się z resztą. Wnuk Makarov'a jednak
wbrew temu co można by po nim się spodziewać z własnej woli
przyszedł jej towarzyszyć. Normalnie powitała go z radością nie
mniejszą niż ta, którą okazywała innym członkom gildii. Od
kiedy wrócił do gildii szukała nawet pretekstu do wspólnej
rozmowy. Jednak to zamieszanie z czasem i turniejem, a teraz jeszcze
to wszystko co dzieje się wokół nich. Miała jednak ku temu ważny
powód.
- Nie mam ochoty..
- chciała zaprotestować ale jej brzuch głośno wygłosił swój
protest.
- Jasne, jasne
zjedz by nie opaść z sił – postawił na jej kolanach tackę z
świeżo upieczona rybą i kilkoma zebranymi owocami.
Myślała, że
sztuczny smoczy zabójca zaraz ją zostawi ale ten nie sprawiał
wrażenia by miał się zaraz ulotnić. Patrzyła z przekąsem jak
układa się obok niej na trawie splatając dłonie za głową.
- Myślałem, że
lubisz towarzystwo – zauważył.
- Myślałam, że
ty go nie cierpisz – odgryzła się mając nadzieję, że to
wystarczy.
Oszukiwanie samej
siebie nie było łatwe. Musiała kilka razy w myślach powtarzać
dane zdanie by wymawiając je nabrało odpowiedni ton. W przeciągu
ostatnich lat słyszała jak ludzie się zastanawiają jaka jej
natura jest bliższa prawdy. Demon czy łagodna barmanka? I choć już
praktycznie za prawdę wzięto, że to śmierć siostry ją zmieniła
ona po prostu zaczęła być wtedy sobą. Mirą jaką była nim
poznała swą magię. Jej posiadanie tak na nią wpływało, że
wmówiła sobie, że tylko ktoś zły sobie z nią poradzi.
- Mogę wiedzieć
czemu tak się zachowujesz – spytał z udawanym zainteresowaniem
Laxus.
- Cokolwiek bym ci
powiedziała i tak wiesz swoje lepiej – spojrzała na niego
wymownie.
- Ano wiem –
potwierdził to w taki sposób jakby to już była powszechna prawda.
- Jesteś
niemożliwy – krzyknęła ale choć się starała nie mogła ukryć
rozbawienia w swym głosie.
Mag od jakiegoś
czasu dziwnie na nią wpływał. Nie umiała jednak jasno stwierdzić
czy ma to związek z tym co powiedziała jej po swym powrocie z
Edolas Lisanna.
Siedziała na brzegu jednej z
wirujących w powietrzu brył ziemi. Od kiedy tu przybyła minął
równo rok. Rok okłamywania nowych przyjaciół, że jest jedną z
nich. Rok udawania, że jest tutejszą Lisanną. Nie miała odwagi
powiedzieć im prawdy. Gdy skołowana stanęła w progu dziwnie
podobnej do znanego jej Fairy Tail gildii wszyscy pokryli się taką
radością, że nie umiała wygłosić nic innego poza „Wróciłam”.
Jej nowe rodzeństwo, przyjaciele. Wszyscy byli tacy podobni
wyglądem, a jednak tak bardzo odmienni swym charakterem. Byli dla
niej tacy mili, taką troskę jej okazywali myśląc, że jej
zagubienie jest skutkiem upadku z wysokości, jakiego miała rzekomo
doznać podczas misji. Z początku myślała, że jak jej sobowtór
powróci będzie jej łatwiej wszystko wyjaśnić. Jednak nie wracał.
Ona też nie wiedziała jak wrócić na ziemie. Nie była nawet pewna
jak się tu znalazła. Ostatnie co pamiętała to wspomnienie
szalejącego w formie bestii Elfman'a. Uznała, że ostateczną
decyzję podejmie kiedy odkryje co konkretnie tworzy przejście
między tym światem, a ziemią. Do tego czasu będzie udawać, że
wszystko jest w porządku. Będzie ukrywać swą tęsknotę i ból.
Była tylko jedna osoba z którą dzieliła swą tajemnicę. Młody,
około dwudziestoletni mag. Laxus Yagami, był pozornie identyczny co
znany jej wybuchowy wnuk Makarov'a. Jednak jeśli miałaby odrzucić
sam wygląd swym sposobem bycia wydawał jej się naprawdę bliski.
Tak samo skory do walki, tak samo nadpobudliwy, tak samo wierny i tak
samo uroczo roztrzepany jak Natsu Dragneel. Szybko się z nim
zaprzyjaźniła i po dwóch miesiącach od przybycia całkowicie się
przed nim otworzyła. On jak nikt inny stąd potrafił ją pocieszyć,
osuszyć łzy, które w chwilach samotności cisnęły się jej do
oczu. Tylko mu mogła się ze wszystkiego zwierzyć.
- I jesteś pewna, że odpowiednik
mojego dziadka jest aż tak zakręcony, że sam obstawia wyniki
odbywających się u was bijatyk? - dopytywał się z wyraźnym
zainteresowaniem.
- Twój nie był? – właściwie to
nie powinna się już dziwić widząc tyle otaczających ją
sprzeczności.
- Nigdy go nie poznałem – uniósł
głowę – zmarł zanim się narodziłem, tak samo jak mój ojciec.
- Zabili go ci od Faust'a, tak? -
spytała rzucając mu troskliwe spojrzenie.
- Tak, wtedy myślałem, że jest
źle – twarz blondyna spoważniała – ale kiedy półtora roku
temu pojawiła się nowa łowczyni ilość buntujących się władzy
została praktycznie zdziesiątkowana.
Nie miała wątpliwości o kim mówi.
Erza Knighwalker, postrach wszystkich rebeliantów, łowca wróżek,
osoba której ręce były skąpane już w krwi niezliczonych magów.
Sama nigdy jej nie widziała w akcji. Zawsze, gdy rozlegał się
alarm obwieszczający jej przybycie kazano jej wraz z większością
niepełnoletnich magów zejść do schronu. Jednak, gdy go opuszczała
kogoś zwykle brakowało. Ostatnimi czasy, ataki zaczęły się
nasilać.
- Wiesz u nas Erza robi wszystko co
w jej mocy byśmy byli bezpieczni – chciała go jakoś pocieszyć –
prędzej by sama zginęła nim zrobiłaby krzywdę komukolwiek z nas.
- Nawet nie wiesz jak wam
zazdroszczę takiej przyjaciółki – pokiwał głową – Chciałbym
ją poznać.
- Może uda Ci się odwiedzić
ziemię jeśli znajdziemy sposób jak się tam dostać –
uśmiechnęła się szczerze.
- Nie „może”, tylko „Jak już”
jestem pewien, że jest jakaś możliwość. Droga, którą przybyłaś
musi mieć możliwość podróży w drugą stronę – delikatnie
szturchną ją przewracając na ziemię co zaowocowało radosnym
śmiechem białowłosej.
Atmosfera stawała się coraz
bardziej wesoła. Przy nim nie mogła się długo smucić, nawet
jeśli przed chwilą mówili o czymś przygnębiającym. Zupełnie
jak przy Natsu Dragneel, który zwykłym stwierdzeniem, że zwyciężą
bo są rodziną potrafił gwałtownie rozładować atmosferę.
Wszystko przerwały czarne chmury zasłaniające niebo nad nimi.
- Nie słyszałem, by zapowiadano
dziś deszcz – Laxus, który miał zamiar dmuchnąć w dziewczynę
różnokolorowymi dmuchawcami zatrzymał się w miejscu wyraźnie
zdziwiony.
Lisanna też przystanęła. Była w
Edolas na tyle długo by zauważyć, że pogoda nie zmienia się
raptownie chyba, że jest sterowana za pomocą magii do jakiej mają
dostęp tylko wysoko postawieni obywatele królestwa. Niemniej jednak
mimo że słynęła ze swej łagodności ciekawość, którą niegdyś
zarażała się od Natsu, a teraz i od tutejszego Laxus'a kazała jej
ignorować racjonalną chęć wycofania się. Jednak nie zamierzała
też ryzykować życiem dla jakiejś głupoty. Blondyn też nie
zamierzał się ruszać. Patrzył w niebo i choć mogła wyczuć, że
nieco drży na jego twarzy pojawił się wyraz dziwnej ekscytacji.
- Zauważyłeś coś – spytała
łapiąc go za ramię.
Rzucił jej szybie przelotne
spojrzenie. Wystarczająco intensywnie by zrozumiała, że to nawet
nie jest zwykła chmura. Żałując, że nie może tu używać swojej
magii ułatwiającej jej wiele rzeczy skupiła się najbardziej jak
mogła na owym „czarnym obłoku”. Słońce skutecznie utrudniało
jej sprecyzowanie z czym ma do czynienia. Dopiero gdy Laxus odepchnął
ją na bok szepcząc „Schowaj się” zrozumiała z kim mają do
czynienia. Jednak o moment za późno. Wielka włócznia wbiła się
w ziemie zaledwie dwa metry od nich odrywając kawał ziemi, który
zawalił się z hukiem na dolną „wirującą wyspę”. Nim zdołali
mrugnąć stanęła przed nimi groźnie wyglądająca szkarłatnowłosa
kobieta.
- Dwie, małe wróżki zapędziły
się zbyt daleko od stada – na twarzy Erzy Knighwalker pojawił się
złowrogi uśmiech – wprost idealnie dla głodnego zwierzyny łowcy.
Wiedziała już, że nie mogą
uciec. Nikt jeszcze nie umknął czujnemu oku dowódcy straży
królewskiej. Spojrzała na Laxus'a teraz dokładnie rozumiejąc jego
wcześniejszy wyraz twarzy. Był zupełnie taki sam jak Natsu z
ziemi. Im silniejszy przeciwnik tym bardziej chciał z nim walczyć
nawet jeśli szanse na zwycięstwo były nikłe. Z tego kto się do
nich zbliża musiał zdać sobie sprawę dużo wcześniej ale nie
chcąc tracić okazji na wymarzony od dawna pojedynek nic jej nie
mówił. Wielokrotnie już żalił się jej, że nie pozwalają mu
własnoręcznie pomścić śmierć swych bliskich. Ciągle spotykał
się jednak z odmową i twierdzeniem, że jest zbyt cenny by go
stracić. I choć zawsze go pocieszała, popierała też to co mówili
inni. Nie chciała go stracić. Nie najbliższej jej tu osoby.
Przybrane rodzeństwo może i było dla niej ważne ale tylko przy
nim mogła być naprawdę sobą.
- To które z was pierwsze ma trafić
na moją listę łupów – spytała odpowiedniczka Scarlet niby dla
zabawy przerzucając swą włócznie z ręki do ręki.
- Nie myśl, że dam ci ją
skrzywdzić – Laxus stanął przed nią zasłaniając ją swym
ciałem – Po za tym ja nie zamierzam uciekać – mocno
zaakcentował ostatnie słowa – Mamy kilka spraw do ustalenia.
- Znamy się – Erza uniosła nieco
zniesmaczona brew – Nie przypominam sobie byś plątał się pod
nogami moich dotychczasowych zdobyczy.
- Zawsze stałem z tyłu – mimo
widocznego strachu w jego głosie można było wyczuć rządzę walki
– ale nawet nie wiesz jak długo czekałem by osobiści pogruchotać
ci kości.
Nie czekając na jej odpowiedź
wyjął z kieszenie, niewielki, niewiele większy niż typowa
wykałaczka patyk. Jego magiczną broń. Lisanna dobrze ją znała.
Nie raz używał jej gdy z nim ćwiczyła opanowanie tutejszych metod
walki. Kij, mógł względem jego woli zmieniać swą długość. Od
tam małego, że nie sposób było o dostrzec gołym okiem do tak
wielkiego, że jego koniec ginął w chmurach. Była pewna, że bez
trudu mógłby dosięgnąć księżyca. Teraz jednak nie było mowy o
pełnej żartów walce treningowej. To co się tu miało rozstrzygnąć
nie uwzględniało kompromisów.
- Bądź rozważny – poprosiła
wycofując się kilka metrów w tył.
Zderzenie nastąpiło błyskawicznie.
Laxus skutecznie zablokował nacierającą na niego łowczynię. Jej
twarz zamiast zaskoczenia wykrzywiła się w dzikiej ekscytacji.
Rzadko się bowiem zdarzało, by ktoś nie odnosił obrażeń.
Emocje, które okazywała nie były jednak zdrowe. W jej oczach
widniało szaleństwo graniczące z obłędem. Dostrzegła w nich
chęć okupionego krwią mordu. Z tego co o niej wiedziała to im
dokonywała brutalniejszego aktu samowolnej egzekucji to tym większą
satysfakcje odczuwała. Obserwowała ze ściśniętym gardłem jak
jej przyjaciel z coraz większym trudem blokuje kolejne ataki. Choć
był kilka lat starszy zdawał się być znacznie mniej zaprawiony w
boju choć przepuszczała, że w dużej mierze przeważa tu fakt, że
mimo wszystko nie było w nim chęci zadania zbytnego cierpienia.
Chciał się zemścić, chciał ją pokonać ale nic poza tym. W tym
kolejnym aspekcie był tak podobny do Natsu, że aż ogarnęła ją
chwilowa aura poczucia bezpieczeństwa. Mieszkańcy Edolas byli
jednak znacznie słabsi. Nie potrafili ziać niszczycielskim ogniem,
nie skuwali całej okolicy lodem, ani też mimo łagodnego wyglądu
nie potrafili w mgnieniu oka przeobrazić się w demona. Jej
przyjaciel ciągłe blokował ataki. Szkarłatnowłosa nie dawała mu
szansy wyjść z pozycji obronnej.
- Pomogę Ci – krzyknęła Lisanna
mając dość bezczynnego przyglądania się walce.
- Ani mi się waż – zaprotestował
blokując kolejny cios, który był na tyle mocny, że odrzuciło go
kilka metrów w tył.
- Ale dlaczego...? - mimo wszystko
sięgnęła do wiszącego u jej pasa bicza.
- Może jednak przyjmiesz pomoc,
choć i tak nie będziecie wyzwaniem – zakpiła łowczyni po czym
szybkim ruchem włóczni odcięła mu lewą rękę.
Lisanna poczuła jak robi jej się
słabo. Wiedziała już co ich czeka. Zginął, a to jak zależy
tylko od okrutności głównej dowódczymi straży królewskiej.
Zacisnęła pięści by chwilę później znaleźć się przy
blondynie. Poczuła jak obejmuje ją zdrową ręką, a kij, który do
tej pory dzierżył opada jej na kolana. To było takie dziwne. Nie
czuła rozpaczy, czy strachu. Pustka, która ją pochłonęła
odcięła ją od wszelkich uczuć. Nie trwało to długo. Wszystko
spływało na nią wolno ale nieubłaganie. Myśl, że już nic
więcej jej nie czeka. Nie zobaczy już przyjaciół. Nie wróci do
domu. Nie przytuli się do swego rodzeństwa. Nie będzie mogła
porozmawiać z Natsu. Kilka łez stoczyło się jej po policzkach.
Oparła głowę i ramie Laxus'a. Była zdecydowana. Jeśli mają
umrzeć to tylko razem. Knighwalker się nie spieszyła. Pewna
wygranej przyglądała się swym najlepszym broniom jakby
zastanawiała się którą z nich wybrać.
- Przepraszam – Lisanna zupełnie
nie rozumiała za co towarzysz ją przeprasza. Chciała pytać ale w
tej chwili zauważyła, że łowczyni wróżek unosi włócznie.
- Mam nadzieję, że wrócisz do
domu – dopiero gdy to powiedział zdała sobie sprawę co zamierza.
Laxus całą siłę jaka mu
pozostała wykorzystał do zablokowania śmiertelnego ciosu. Jednak
nie zamierzał już walczyć. Wypowiedział kilka ledwie słyszalnych
słów ale ich sens nie miał już znaczenia. Pamiętała tylko jak
Laxus wciska jej w dłonie swój kij, a ten błyskawicznie cięgnie
ją w dół. Ku oddalonej o kilometr lewitującej wyspie. Krzyknęła.
Ostatnim co widziała nim straciła świadomość w wyniku zderzenia
z ziemią było ostrze przeszywające na wylot ciało chłopaka.
Natsu po raz
pierwszy od dawna miał trudności z nawiązaniem rozmowy. Nie
chodziło tu o brak tematów jakie chodziły mu po myśli ale o
atmosferę. Zwykle gadatliwy Happy był tak ściskany przez nie
wyrażającą żadnych emocji Milliannę, że raczej nie mógł
wydusić z siebie słowa. Kocia czarodziejka chciała być silna ale
już pierwszy rzut oka wystarczył by ocenić w jakim jest stanie. Na
jego „techniki niepocieszonego kotka” reagowała tylko morderczym
spojrzeniem jakie dotąd widywał tylko u Erzy. Z Lucy
nie było lepiej. Blondynka zdecydowanym i pewnym siebie krokiem szła
kilka metrów przed nimi. Zauważył, że dziwnie dużo uwagi
poświęca rosnącym wzdłuż drogi drzewom. On sam nie widział w
nich nic takiego. Jedyną większą styczność z roślinnością
miał, gdy jako dzieciak, niecały miesiąc po dołączeniu do gildii
miał ochraniać las przed kłusownikami. Nieźle mu się dostało od
mistrza za spalenie ponad połowy jego powierzchni i na nic zdały
się tłumaczenia, że robił to w obronie koniecznej. Wracając
jednak do samej Lucy, ostatnio wydawała mu się strasznie dziwna. Od
czasu owego treningu z Elfmanem była strasznie drażliwa i większość
czasu wolała spędzać sama jednak dziś wydawała się być na coś
wkurzona. Nie miał oporów przed tym by szła z nimi na misje. Była
przecież częścią jego drużyny. Jednak od kiedy wyruszyli zdawała
się być dziwnie zdeterminowana by jak najszybciej doszli do celu
choć też nie protestowała by część drogi przebyli pieszo. Gdyby
ktoś mu powiedział o takim zachowaniu pewnie uznałby, że jest w
ciąży lub najzwyczajniej nie wyszła jej jakaś randka. Ostatnie
zdarzenia jednak definitywnie przekreślały którąkolwiek z tych
możliwości. Doszedł do wniosku, że póki co nie będzie wtrancał
się w jej sprawy. No i była jeszcze Lisanna. Coś w białowłosej
sprawiało, że zupełnie nie wiedział jak ma się zachowywać.
Kiedy spoglądał na nią widział delikatny uśmiech posyłany
praktycznie każdemu przechodniowi. Czułe spojrzenie, które było
tak intensywne, że nie potrafił długo patrzeć w jej oczy teraz
praktycznie nie opuszczało jej twarzy. W niczym nie różniła się
od dziewczyny, która lata temu została wessana do Edolas,
dziewczyny z którą w dzieciństwie spędzał całe dnie. Dziewczyny
tak miłej, że nie sposób było jej nie lubić. Jego zdaniem nawet
wypiękniała przez te dwa lata rozłąki ale choć zawsze głośno
wygłaszał to co miał akurat na myśli tego jednego zdanie nie mógł
przecisnąć przez gardło, a gdy o tym myślał robił się czerwony
na twarzy.
- Źle się
poczułeś, Natsu – prawie potknął się gdy usłyszał zatroskane
słowa dziewczyny.
- Nic takiego..
wiesz bo ja – rozpaczliwie szukał w głowie odpowiedniego słowa.
- To będzie
idealne – nagła deklaracja Heartfili sprawiła, że wszyscy w
zdumieniu spojrzeli w jej stronę.
Lucy stała
naprzeciwko wyjątkowo starego, mającego grubo ponad sto lat.
rozłożystego drzewa. Jakby w transie gładziła jego korę, a na
jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech, który w niczym nie
przypominał jej zwyczajnego pogodnego oblicza.
Tytania była tak
rozpoznawalną osobą, że bezproblemowo przepuszczono ich do przodu
by mogli wyjść z przedziału. Kiedy otworzyli drzwi przez chwilę
stali w milczeniu. Pociąg nie tylko się zatrzymał ale też
lewitował kilka metrów nad ziemią. Mogłoby być to ciekawe
przeżycie gdyby ktokolwiek był na nie przygotowany. Erza słysząc
za sobą przerażone szepty pasażerów bez wahania zeskoczyła na
ziemię. Na szczęście nie znajdowała się nazbyt wysoko, a miętki
piasek skutecznie zamortyzował siłę z jaką jej stopy zderzyły
się z ziemią. Jellal nie tracąc czasu znalazł się tuż przed nią
tak, że zasłaniał ją swym ciałem.
- Pozwól, że to
ja będę walczył – poprosił spoglądając na nią przelotnie.
Jej twarz nie
wyrażała zaskoczenia. Domyślał się, że już przywykła do tego,
że zawsze chce ją chronić choć sam przed sobą musiał przyznać,
że nigdy mu się to skutecznie nie udało. Nawet gdy został złapany
podczas próby jej ratowania, gdy straciła swe prawe oko jak się to
skończyło? Zamiast pomóc przyjaciołom w ucieczce dał sobie
wyprać mózg by potem ich więzić, a samą Erzę szantażować ich
życiem by nie przeciwstawiała się budowie Rajskiej Wieży. Teraz
chciał udowodnić nie tylko jej ale też sobie, że potrafi to
zrobić.
- Tylko czy on
naprawdę chce walczyć – Kaishi nie śpiesząc się dołączył do
nich.
- Co masz na myśli?
- zdziwiła się Erza jednak jej oczy nadal były utkwione w
przeciwniku.
- Gdyby faktycznie
coś takiego planował raczej by nie czekał. Przecież wiemy jacy są
bezwzględni, więc kilka dodatkowych pasażerów nie powinno by
przeszkadzać ich sumieniu – zauważył.
Jellal też
przyglądał mu się uważnie. Biała płócienna chusta zakrywająca
jego twarz utrudniała sprecyzowanie jego wieku ale wychodzące spod
krótkich rękawów, mocno opalone, umięśnione ramiona nie mogły
należeć do kogoś starszego niż czterdzieści lat. Najbardziej
rzucała się w oczy krwistoczerwona gwiazda usadowiona nieco ponad
lewym nadgarstkiem. Ten symbol choć widziany od tak niedawna
wystarczył by na jego widok momentalnie wyostrzyły mu się zmysły.
Musiał być czujny. Mimo swej urazy do chłopaka nie mógł
zaprzeczyć jednego. Tu mogło chodzić o coś innego. Bezwzględność
jaką okazywali przy swych atakach członkowie tego stowarzyszenia tu
była bardzo znikoma, mógłby być to w sumie wzięte za głupi
wybryk biorąc pod uwagę, że poza zatrzymanym w powietrzu pociągiem
nic się nie stało. Nawet teraz nic go nie powstrzymywało przed
ciśnięciem nim o ziemie. Stał jednak spokojnie jakby w oczekiwaniu
na ich ruch. Z drugiej strony wiedział, że przestępcy często
wykorzystują mylne wrażenie kogoś łagodnego by mieć ową chwilę
przewagi w zaskoczeniu przeciwnika. Chciał powiedzieć, że jest
gotowy na wszystko ale byłoby to jawne kłamstwo. Nie udało im się
pokonać żadnego z owych podejrzanych osób. Im... Usilnie
starał się zapomnieć, że Kaishi tego dokonał ratując przy
okazji Erzę. Nie tracąc gardy zbliżył się i krok do przybysza
lecz ten nawet nie drgnął. Zauważył tylko jak jego czarne oczy
wędrują między nimi. Bacząc na całkowity brak wyczuwalnej mocy
magicznej prawdopodobnie nie zwróciłby na niego uwagi gdyby
spotkali się w innych okolicznościach.
- A więc to prawda – rzekł zagadkowo zamaskowany mężczyzna
powoli opuszczając pociąg z powrotem na tory.
- Czego ty właściwie chcesz – spytał Jellal postanawiając
działać jeśli tylko zauważy jeszcze jeden, chociażby najmniejszy
podejrzany ruch.
- Sprawdzam – odpowiedział tonem w którym próżno było się
doszukać cienia jakichkolwiek emocji – Mam sprawdzić i
zaświadczyć.
- Co sprawdzasz? – niebieskowłosy instynktownie skumulował w
dłoni część energii.
- Czy mówią prawdę – z każdym słowem zaczął się z wolna do
nich przybliżać.
Jellal chciał zareagować ale jego ciało zupełnie znieruchomiało.
Nie był w stanie nawet drgnąć, gdy go mijał. Nie był w stanie
zareagować, gdy stanął obok Erzy. Tytania podobnie jak on musiała
być pod wpływem petryfikującego zaklęcia, gdyż nie słyszał by
próbowała kontratakować. Znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że
nie pozwoliła by się tak zbliżyć obcemu, a tym bardziej osobie po
której jasno było widać powiązania z ich wrogiem. Nie mógł
jednak nic na to poradzić. Po raz kolejny ogarnęła go bezsilność.
Potworna, niemożliwa do zniesienia bezsilność. Za wszystkich sił
chciał zmusić swe ciało do posłuszeństwa ale jedyne co teraz
mógł zrobić to stać nieruchomo.
- Potrzebowaliśmy się upewnić by wyzbyć się wszelkich
wątpliwości – choć go nie widział, wiedział, że właśnie
krąży wokół Erzy – Teraz to jest pewne. Szkarłat niedługo
będzie gotowy.
Po tych słowach po prostu zniknął. Tak jak po odejściu Ame, tak i
teraz zaklęcie ustąpiło. Jednak obawa jakie niosło za sobą
ostatnie wypowiedziane przez owego mężczyznę zdanie sprawiało, że
wciąż czuł jakby jego ciało składało się z ołowiu. Takiej
siły się nie spodziewał. Oni pojawiali się zwykle tak nagle i nic
na to nie mogli na to poradzić. To jednak nie było najgorsze.
Najgorsza była świadomość, że po raz kolejny znajdując się o
krok od ukochanej kobiety nie byłby w stanie jej ochronić gdyby ten
ktoś chciał jej coś zrobić.
- Przepraszam – szepnął – nie mogłem nic zrobić?
Czuł, że po prostu musi zrzucić z siebie choć część
targających nim emocji.
- Nikt z nas nie mógł – głos Erzy choć spokojny przywołał go
do normalności.
To dla niej tu jest. Użalając się nad sobą na pewno jej nie
pomoże. Starając się nie okazywać poddenerwowania odwrócił się
do niej. Lata spędzone na likwidacji mrocznych gildii wraz z Crime
Sociere skutecznie nauczyło go ukrywania prawdziwych emocji. Musiał
robić to co słuszne często wybierając między złem, a mniejszym
złem. Działając nielegalnie choćby w czyjejś ochronie nie mógł
nazywać się jakimś bohaterem nawet jeśli działał na korzyść
dobra.
- Tylko o co mu chodziło – zastanawiał się na głos gdy
usłyszeli gwizd ponaglający ich do ponownego zajęcia przedziału.
- To chyba jasne – Kaishi nawet teraz potrafił się uśmiechać –
mówił o szkarłacie, a tylko jedna osoba o tym kolorze włosów nam
towarzyszy.
- Tylko, że to wcale nic nie tłumaczy – stwierdziła Erza ale
widać było, że ją to nurtuje nie mniej niż jego.
Tym razem nie odpowiedział. Uniósł głowę by przyjrzeć się
chmurom, które w świetle przybierały jego ulubiony szkarłatny
kolor. Poczuł napływ dziwnej, pokrzepiającej siły. Kiedyś
patrzenie w nie dawało mu siłę by iść dalej, teraz jednak
przypominały mu o czymś ważnym. Ona wciąż tu jest. Przetrwali
kolejną burzę, więc na następny sztorm będą o wiele lepiej
przygotowani. Słowa Meredy same zabrzmiały mu w głowie. Miała
racje. Powinien choć spróbować powiedzieć jej o swoich uczuciach.
Nadal wątpił by był tego godny ale może pomoże mu to w walce z
własnymi uczuciami. Najważniejszym dla niego zawsze pozostanie
uczynienie ją szczęśliwą nie ważne z czym by się to wiązało
ale zrozumiawszy jak bardzo dużą wagę przywiązuje do uczuć
innych nie miał zamiaru okazywać więcej własnych słabości.
- A czy to ważne – zaczął – Jak to mawia Natsu „Jesteśmy
Fairy Tail nie ma więc rzeczy z jakimi nie damy sobie rady” i choć
nie należę muszę przyznać, że ma całkowitą rację.
Widok uśmiechu wkraczającego na twarz Erzy był dla niego
najlepszym dowodem na to, że wciąż ma po co żyć i dalej walczyć.
-----------------------------------------------------------------
Pl.Uczucia jakie niesie czas.
Ta.. uczucia. Moje są ostatnio poplątane ale ma nadzieje, że moje huśtawki nastroju niezbyt się odbiły na rozdziale. Mam nadzieję, że moja kumpela dysleksja też nie postanowiła zbyt namieszać ^.^" Anonim/Runo - (nie wiem jak chcesz bym się do ciebie zwracała) spokojnie Jerza to główna para tutaj, więc z pewnością się czegoś doczekasz ;) Jeśli ktokolwiek ze mną wytrzyma.
Tak czy inaczej Trollshima mnie zaskoczył, że faktycznie chce ujawnić jakąś przeszłość Erzy w oryginalnej mandze ale znając jego "trolle" zupełnie nie wiem na co się nastawiać. Czy na coś bardziej oczywistego czy też na rzecz, którą można skomentować tylko" Wtf co się dzieje" - cieszę się tylko, że faza nagości mu przeszła.
Piękne.Jeden z najlepszych jakie czytałam.Mów Runo tak wygodniej mnie i tobie :) A tak poza tym zgadzam się że Mashima to niezły troll-jeden z największych jakich znam.Z każdym rozdziałem zastanawiam się co on jeszcze zrobi (modlić się żeby były w mandze jakieś romantyczne momenty Jerzy,ale znając Trollshime...)
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajny rozdział!Dzięki tobie chce mi się nadrobić Fairy Tail :P
OdpowiedzUsuńSuper piszesz,czekam na następne części c:
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńLol. Gray Jest Przykładem. xD W sumie Meredy powinna powiedzieć, że Jellal powinien brać przykład z maga lodu połowicznie. Nie chcemy przecież, żeby nasz pan Jelly przyjął skłonności nudystyczne Fullbastera. xD
Nieee! Gajeel, Levy wyznajcie sobie już te uczucia. ^^ W porównaniu do innych macie już za sobą pocałunek! <---(Nie powinnam w sumie na to narzekać. xD)
Akcja z pociągiem była wow, wow, wow. No i mam to samo co Jellal jeżeli chodzi o postać o imieniu "Kaishi". Po prostu nie ufam gościowi. Jestem ciekawa jak wyjdzie wątek z wioską rodzinną Erzy w następnych rozdziałach.
L-Lucy zachowuje się bardzo dziwnie. Jednakże nadal mi bardzo jej szkoda oraz mam nadzieję, że chociaż jak nie w sferze uczuciowej to jako mag Fairy Tail osiągnie coś czego chyba zaczęła obsesyjnie pragnąć - Siły. Miałam taką samą reakcję jak Natsu kiedy uśmiechnęła się do drzewa. Lubię NaLi, lecz aktualnie do NaLu też nie mam już nic przeciwko, więc mi to obojętne kto skończy z kim.
Fragment z Laxusem i Mirą był śliczny. ^^ To następna Laxana, a potem powstanie trójkącik. xD Lecę czytać następny rozdział.
Pozdrawiam Lavana Zoro :)