środa, 9 marca 2016

17.Rūpu kimochi

Mimo późnej pory wokół łóżka blondwłosej czarodziejki zebrali się wszyscy jej najbliżsi przyjaciele. Kolejny atak zaburzył ledwo odzyskaną namiastkę spokoju. Po raz kolejny wrogowi udało się zaatakować niepostrzeżenie. Nikt nie mógł być pewny kiedy i gdzie nadejdzie kolejny cios. Atmosfera stała się tak napięta, że nerwowo zerkali za okno gdy tylko ujrzeli jakiś ruch. Do tego dochodziły informacje zebrane przez Natsu. Wedle jego słów ofiarą identycznego ataku padła Yukino. W gildii szablozębnych byli wszyscy najsilniejsi magowie nikt nie mógł nic zrobić kobiecie odpowiadającej za napaść. Ona też mówiła wtedy coś o testowaniu gwiezdnych magów. Martwili się o swą towarzyszkę. Mimo, że nie odniosła obrażeń, a jej stan był o wiele lepszy niż Gray'a czy Juvii niepokoił sam fakt tej napaści. Wydawała się być pierwszą do końca planowaną od czasu zabójstwa Warrod'a. Wywnioskowali, że śmierć Laki miała wzbudzić w nich tylko jeszcze większy strach, a pozostali byli tylko przypadkowymi ofiarami, którzy po prostu stanęli na drodze wroga. W najgorszym stanie była jednak Erza, może nie tyle co fizycznym co psychicznym. Znów zawiodła. Znów nie ochronił bliskiej osoby, a przecież była tuż za zakrętem. Po raz kolejny tak blisko ataku. Zaledwie za zakrętem łuku rzeki. Drżała co nie mogło ujść uwadze innym. Widząc to Jellal postanowił zareagować.
- Nie powinnaś brać tego tak na siebie – zaczął łagodnie – przecież byliśmy tam z tobą. Nikt z nas nawet nie poczuł czyjejś obecności – w duchu cieszył się z nieobecności Kaishi'ego, który na prośbę mistrza sprawdzał teraz teren miasta w poszukiwaniu innych ofiar lub znaków od wroga. Wprawdzie miał wątpliwości co do wysyłania akurat jego, nadal mu nie ufał i nadal coś w nim mu przeszkadzało ale mógł być to jeden z tych niewielu momentów w którym może porozmawiać z Erzą bez obecności nowego członka jej gildii.
- Masz racje – szepnęła po raz pierwszy odrywając wzrok od łóżka Lucy – ale i tak czuje się winna.
- Może powinnaś się położyć – zasugerowała Levy – wyglądasz na zmęczoną. Nie martw się dopilnuję by tych dwoje jej nie przeszkadzało – ruchem głowy wskazała na Gajeel'a i Natsu.
Smoczy zabójcy co raz mierzyli się przelotnymi spojrzeniami. Westchnęła. Nawet teraz korciło ich do kolejnej bójki.
- Faktycznie wyglądasz blado. Odprowadzę Cię jeśli chcesz – zaoferował Jellal mając nadzieje, że uda mu się zamienić z nią kilka słów po drodze.
Mieli rację. Ostatnio mało co wypoczywała. Wszystkie jej myśli krążyły wokół tego co się ostatnio dzieje, zamieszania z gwiazdą, zniszczenia rady przez Tartarus, ataków. Nie zapominając o tajemniczym liście z naszyjnikiem i tego snu, o którym wciąż nie mogła zapomnieć.
- Nie trzeba Jellal – odparła chcąc przemyśleć parę rzeczy po drodze, raczej nie miała nastroju na rozmowę.
- Moim zdaniem powinniście iść razem – nieoczekiwanie wtrącił Gajeel – Nie chcemy kolejnego wypadku, a tym bardziej jeśli chodzi o jedną z najsilniejszych osób w gildii.
- No dobrze – zgodziła się niechętnie – poinformujcie mnie jak, któreś z nich się zbudzi – poprosiła.
Zarówno Gray jak i Juvia nie odzyskali jeszcze przytomności o choć Porlyusica mówiła, że ich życiu już nic nie zagraża wiedziała, że utwierdzi się w tym przekonaniu dopiero gdy staną na nogi.

Jellal nie mógł przestać myśleć o Erzie. Zwłaszcza teraz gdy szli samotnie opustoszałą uliczką grubo po zachodzi słońca. Widział jak kolejne ataki coraz to bardziej się na niej odbijają. Była silną, niezależną wojowniczką choć teraz sprawiała wrażenie tak bardzo odciętej od rzeczywistości, że zastanawiał się czy zdaje sobie sprawę z jego obecności. Przeszli już połowę drogi do żeńskiego akademika, a nie odezwała się słowem. W sumie i on milczał. Nie wiedział jak zacząć rozmowę o tym co go niepokoi. Nie mówiąc już o tym co do niej czuł. Zdał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do Kaishi'ego nie potrafi tak łatwo wywołać u niej uśmiechu czy chociażby polepszyć samopoczucie. Zabrzmiały mu w głowie słowa Meredy o tym, że jest po prostu zazdrosny i dlatego dopatruje się jakiegoś nieistniejącego podstępu ze strony przyjaciela szkarłatnowłosej. Im dłużej o tym myślał tym bardziej dochodziło do niego, że tak naprawdę nie znał sytuacji w której naprawdę mógł się wydać podejrzany. Może faktycznie po prostu nie podobał mu się tylko dlatego że jest blisko Erzy. Tym bardziej, że tak szybko się przed nim otworzyła. Targały nim rozmaite uczucia. Kochał ją jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie jest jej godzien. Chciał jej szczęścia. Jednak dopiero teraz zaczął myśleć co będzie jak naprawdę znajdzie sobie drugą połówkę. Do tej pory taka myśl nie przeszła nawet przez jego głowę. Wmawiał sobie, że jeśli taka sytuacja się nadarzy to po prostu ją zaakceptuje dla dobra ukochanej. Jednak teraz nie wiedział co czuje. Postanowił jednak o tym nie myśleć i choć spróbować poprawić jej nastrój.
- Może powinnaś udać się na jakąś misję – zaproponował – łatwiej rozładować napięcie jeśli ma się coś do roboty.
- Kaishi też mi to sugerował – odpowiedziała – twierdzi, że mogę znaleźć jakąś odpowiedź co do tego snu i listu w mej rodzinnej wiosce. Nawet zaproponował, że uda się tam ze mną ale na razie chyba nie powinnam się stąd ruszać. Zbyt wiele się ostatnio tu dzieje, a ja nie chce by ktoś jeszcze zginął.
Jellal zastygł w bezruchu, gdy tylko usłyszał że Kaishi po raz kolejny okazał się być bliżej Erzy niż myślał. Znów nawiedziło go to nienazwane uczucie, którego nigdy nie czuł w stosunku do innych znajomych szkarłatnowłosej. Każda kość w jego ciele chciała by jak najszybciej odradził jej tą wyprawę. Ale co mógł powiedzieć? „Nie idź z nim bo wydaje mi się, że jest już i tak zbyt blisko ciebie.” To właśnie cisnęło mu się na usta jednak brzmiało to tak niedorzecznie, że wypowiadając to tylko by się ośmieszył. Wszystko inne było by jednak kłamstwem, a on kłamać nie potrafił.
- Dobrze się czujesz – dopiero gdy Erza wypowiedziała te słowa zdał sobie sprawę, że od dobrych paru minut stoi nieruchomo – może powinieneś wrócić do skrzydła szpitalnego – zasugerowała patrząc na niego troskliwie.
- Tak, przepraszam – z trudem udało mu się oderwać od jej pięknych, czekoladowych oczu – chyba ostatnio za dużo myślę.
- Jak my wszyscy – zgodziła się z nim – Jednak czy teraz możemy pozwolić sobie na....
Nagle zamilkła. Jellal myśląc, że coś zauważyła przygotował się do ewentualnego ataku. Przez chwilę zdawała się patrzeć na coś przed sobą, gdy nagle runęła bezwładnie do tyłu. Jellal natychmiast ją złapał i od razu spostrzegł, że jest nieprzytomna. Był tak wystraszony jej nagłym stanem, że nie zwrócił uwagi na jej wisiorek, który ponownie zaczął delikatnie lśnić.

Złociste promienie słońca padały na łagodne zbocze góry, której szczyt zajmował majestatyczny, wielki zamek. Wyglądał pięknie lecz w środku rozgrywała się prawdziwa burza. W jednej z sal, w małej zdobionej kołysce leżała dwutygodniowa dziewczynka. Kilka pasemek szkarłatnych włosów opadało jej na oczka, gdy wsłuchiwała się w rozmowę toczącą się w sąsiednim pokoju. Mimo, że nie potrafiła zrozumieć słów czuła niepokój.
- Nie możesz tego zrobić – rozległ się nieco roztrzęsiony kobiecy głos.
- Dobrze wiecie, że mieliśmy umowę – odparł twardy męski głos.
- Nadal nie rozumiem co to ma wspólnego z nią – upierała się jego rozmówczyni.
- I wcale nie musisz – odparł ten – Wystarczy, że wiesz czego dotyczy układ i co się stanie jeśli nie wywiążecie się z waszej części.
- Nawet jeśli to ze mną, a tym bardziej z nią go nie zawarliście.
- Nawet jeśli to kontrakt dotyczy całej waszej rodziny choć skutki odczuje całe królestwo niezależnie od decyzji jaką podejmiecie.
- Było to tak dawno temu – w głosie kobiety dawało się słyszeć cień obaw – Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego to ma być ona?
- Dlaczego? Przeznaczenie tak chciało - zakpił – Musieliśmy po prostu poczekać na odpowiedni moment ale cierpliwość się opłaciła. Ona musi być gotowa, by gdy nadejdzie odpowiedni czas złamać pieczęć.
- Słyszałam o tym – strach zaczął zmieniać się w determinacje – Wiedzcie jednak, że cokolwiek by się stało nie pozwolę wam jej zabrać. Jest tylko niewinnym, niczego nie świadomym dzieckiem.
- Nadal się łudzisz, że masz na to jakiś wpływ? - spytał – zapomniałbym przekazać ci najważniejszego. Bowiem jeśli..
Dalsze słowa zagłuszył płacz przerażonego niemowlęcia.

Erza otworzyła gwałtownie oczy. Słyszane we śnie głosy przez dobrą chwilę huczały jej jeszcze w głowie. Powoli uspokajała oddech, pozwalając swemu sercu wrócić do bezpiecznego rytmu. To był sen. Sen niesamowicie realistyczny i bardzo podobny do tego, który nawiedził ją jakiś czas temu. Znów miała to dziwne uczucie, że dotyczy to jej przeszłości, że tym dzieckiem była właśnie ona. Odgarnęła włosy z czoła i usiadła opierając się plecami o poduszki. Dopiero, gdy szpitalna kołdra opadła z jej ramion przypomniała sobie co się niedawno stało. Szła do akademika z Jellalem, rozmawiali i... No właśnie. Tu się wszystko urywało. Przymrużyła oczy, gdy promienie słońca przecisnęły się przez szpary w żaluzjach. Był już dzień? Jak długo była nieprzytomna? Rozejrzała się w poszukiwaniu zegarka i wtedy jej wzrok padł przypadkiem na podłogę. Leżał na niej pogrążony w śnie Jellal. Jego zawsze poczochrane niebieskie włosy sprawiały wrażenie jeszcze bardziej zaniedbanych niż zazwyczaj. Poczuła, że się rumieni.. Domyślała się, że ją tu przyniósł ale nie podejrzewała, że zostanie przy niej tak długo, że sam dosłownie padnie na deski. Był jej bardzo bliski. Nawet wtedy, gdy pozostawał pod kontrolą mrocznej magii Ultear, a ona sama musiała zgodnie z jego poleceniem trzymać się z daleka to i tak nie potrafiła myśleć o nim w pełni źle. Nie miała do niego pretensji, za doznane krzywdy. Wiedziała, że wszystko co robił wtedy, robił wbrew sobie. Jeśli chodzi o jej uczucia to niewiele się zmieniły od czasu gdy byli dziećmi. Jednak zaakceptowała jego decyzje. Jeśli on sam woli by zostali przyjaciółmi to nie ma prawa zmuszać, go do czegoś innego. Dla niej ważne było by nie stracili więcej ze sobą kontaktu i tak jak wtedy, gdy oboje byli niewolnikami, mogli się dalej wspierać w przeciwnościach losu. Kucnęła przy nim i delikatnie położyła mu rękę na ramieniu. Momentalnie się przebudził i nim zdążyła się zorientować znalazła się w jego ramionach.
- Tak się martwiłam – szepną nie kryjąc roztrzęsionego tonu w głosie.
- Co się stało? - tylko to była w stanie teraz powiedzieć.
- Nie mam pojęcia – dalej ją ściskał jakby nie dowierzając, że się obudziła – tak nagle straciłaś przytomność, choć nic na to nie wskazywało.
- Też tego nie rozumiem – przyznała delikatnie wywiązując się z jego ramion. Czuła, że jeśli w nich jeszcze chwilę zostanie to może mieć potem problemy ze swoimi emocjami. Nadal jego obecność miała na nią silny wpływ.
- Jak się teraz czujesz? - spytał starając się uspokoić, choć jego serce dalej tłukło jak oszalałe. Przez ostatnie kilka godzin najróżniejsze scenariusze przychodziły mu do głowy. Łącznie z tym, że może ją ponownie stracić. Po raz kolejny na własnych oczach.
- Ja... - zaczęła ale przerwało im znaczące chrząknięcie.
Wzrok Erzy powędrował kilka łóżek dalej. Na jednym z nich siedział Gray. Mimo, że dalej cały w bandażach i podłączony do kilku kroplówek poprawiających stan jego zdrowia humor miał bardzo dobry. Szczerzył do nich zęby posyłając im, żartobliwie znaczące spojrzenia. Przeczuwała, że tym uśmiechem maskuje swój niepokój al i tak się cieszyła, że wreszcie i on doszedł przynajmniej częściowo do siebie.
- Obudziłem się jakieś pół godziny po tym jak Jellal cię tu przyniósł – odpowiedział, gdy już otwierała usta – jednak znasz Porlyusice uparła się, że nie mam nic do gadania i mam teraz normalnie się przespać – westchnął – zupełnie jakby nie wystarczyło to ile już kimałem. Cieszę się tylko, że tym razem nie muszę oglądać ognistego dupka. Nadal amorzy gdzieś z Lisanną?
- Nie wiem – odpowiedział Jellal podnosząc się wreszcie z podłogi i rozciągając zdrętwiałe kończyny – Byli tu jeszcze zanim... - urwał, trudno było mu przyznać, że tak po prostu zasnął przy Erzie.
Sama szkarłatnowłosa na tą nowinę poczuła częściową ulgę. Wieść, że choć Lisanna i Happy poczuli się na tyle dobrze by opuścić skrzydło szpitalne. Widok otępiałego Natsu czuwającego przy ich łóżkach działał dobijająco także i na nią. Teraz na pewno jest gdzieś w znacznie lepszym nastroju. Jednak nie tylko on ucierpiał w ciągu kilku ostatnich dni.
- A co z Lucy i Juvią – spytała mając nadzieję na kolejne pozytywne wieści,
- No cóż – czarnowłosy podrapał się w tył głowy – Wendy stwierdziła, że znacznie lepiej będzie jej we własnym łóżku. Oprócz faktu, że dalej jest nieprzytomna nic jej nie jest i może się już w każdej chwili obudzić. Nie martwiłbym się o nią tym bardziej, że nasza smocza zabójczyni zadeklarowała, że nie odstąpi jej na krok nim ta będzie w stanie sama do nas przyjść – przerwał na chwilę – jeśli chodzi o Juvię to nic mi o niej nie mówiono.
- Ja też nie wiem – powiedział szybko Jellal czując na sobie ich wyczekujące spojrzenia.
Erza nie wiedziała czy czuje w tym momencie większą ulgę z uwagi na dość dobry stan blondynki czy niepokój o wodną czarodziejkę, której nietypowe zachowanie zdążyło już przykuć uwagę wszystkich członków gildii.
- Zastanawiam się co z nią ostatnio jest – Gray jakby czytał w jej myślach – Zachowuje się jakbym... no nie żebym miał coś przeciwko ale...
Pokiwała tylko głową ze zrozumieniem. Minęło już sporo czasu odkąd Juvia ostatnio nadmiernie okazywała mu swoje uczucia. Też ją to zastanawiało. Lockser często zmieniała swój styl ale uczucia jakim darzyła maga lodu pozostawały niezmienne.
- A to chyba moja sprawka – zaśmiał się Kaishi wchodząc do środka czemu towarzyszyło donośne skrzypnięcie drzwiami – Wybaczcie nie chciałem podsłuchać ale trochę mi zeszło mocowanie się z tym zamkiem jedną ręką – na drugiej spoczywały warstwy pościeli na zmianę, ręczniki i kilka pudełek medykamentów – Dobrze, że wstaliście. Nie chce być czarnowidzem ale puki co nawet nie zbliżyliśmy się do pokonania wroga. Mistrz twierdzi...
- Zaraz – przerwała ten monolog Erza – Co jest niby twoją sprawką?
- Zachowanie Juvii – odpowiedział chowając przyniesione rzeczy do szafek – powiedziałem jej, że prędzej przykuje uwagę swego wybranka jeśli będzie sobą, nie narzucając mu się na każdym kroku przypominając o swoich uczuciach. Jak widać mnie posłuchała choć nie podejrzewałem, że się o nią zmartwicie – zaśmiał się pogodnie – Fakt, powinienem wcześniej się przyznać, że z nią o tym rozmawiałem.
- Nie wiem jakim cudem to zrobiłeś – Gray sprawiał wrażenie jakby chciał o uściskać – od kiedy się lepiej poznaliśmy nie mogę jej uświadomić, że owszem bardzo ją lubię ale nic poza tym – westchnął – Pewnie to długo nie potrwa ale jestem wdzięczny za te kilka dni spokoju.
- Serio? - Kaishi udał zdziwionego – a ja głupi myślałem, że chcesz mieć czas wolny by wybrać odpowiedni pierścionek zaręczynowy.
- Weź przestań – prychnął Gray przerażony samą perspektywą małżeństwa – ja zdecydowanie jestem typem osoby preferującej samotność.
- To czemu nie powiesz Lyonowi, że nie jesteś nią w ten sposób zainteresowany – spytała Erza posyłając mu znaczący uśmiech.
- Zamknijcie się – warknął odwracając głowę ukrywając fakt, że dalej nie potrafi znaleźć odpowiedzi na pytanie Erzy. Po prostu nie wiedział czemu skoro nie czuł nic szczególnego do Juvii tak bardzo nie lubił, gdy spędzała czas z Lyonem.
- Dobra nie wnikam – skapitulował Kaishi, ku zaskoczeniu Jellal'a siadając nagle między nim, a Erzą.
Niebieskowłosy trzymał się na dystans by móc choć w części ukryć swe prawdziwe emocje. Już przebywając z nią w tym samym pomieszczeniu czuł nieodpartą chęć by ją przytulić, pocałować, powiedzieć jak bardzo jest dla niego ważna choć wiedział, że nie może. Teraz jednak ogarnęła go niesamowicie silna ochota by uderzyć młodego maga. Nie dlatego, że coś zrobił. Nie dlatego, że wydawał się podejrzany. Nawet nie dlatego by kogoś bronić. Chciał go uderzyć tylko dlatego, że usiadł tak blisko Erzy. Oniemiał. Naprawdę był zazdrosny. Nawet jeśli sam sobie na to nie pozwalał to w głębi duszy nie chciał by ktoś inny posiadł serce szkarłatnowłosej. Wszystkie dotychczasowe zdarzenia przewinęły mu się przed oczami. Tak naprawdę pomijając ostatnie ataki nie miał powodów do obaw. Przez ten cały czas od tragicznie zakończonych igrzysk obserwował Erzę w kryształowej kuli Ultear nie tylko dlatego, że bał się, że ktoś nagle ją zaatakuje. Główny, powodem było to, że po prostu chciał na nią patrzeć. Przyglądać się osobie, której nie jest i nigdy nie będzie godny. Osobie, którą tak bardzo kocha.
- Może skoczyć po coś do zjedzenia – propozycja Kaishi'ego zmusiła go do wyrwania się z rozmyślań – Kinana miała upiec ciasto, powinno być już gotowe.
- Bardzo chętnie – ożywiła się Erza, a w jej oczach na wieść o ulubionym przysmaku pojawiły się wesołe ogniki.
- Jeśli mój kawałek będzie zimny to też skorzystam – zgodził się Gray.
- Specjalnie dla ciebie dorzucę kostki lodu – ty też chcesz Jelly?
- Dziękuję ale nie skorzystam – odparł Jellal nie mając nawet chęci poprawiać go co do błędnie wymawianego imienia – Muszę się przejść. Przy okazji sprawdzę okolicę – powiedział i nim ktoś zdołał zareagować zniknął za drzwiami.

Meredy czekała na niego na końcu rzadko uczęszczanej drogi wylotowej z miasta. Z jej miny wyczytał, że domyśla się o czym chce z nią rozmawiać. Nie dziwił się. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę, że zdecydowanie za często poruszał temat Erzy wmawiając sobie, że wszystkie te obsesyjne wpatrywania się w kule wcale nie są kierowane jego uczuciami tylko czystym rozsądkiem. Teraz jednak zdecydował się na całkowitą szczerość, a kto lepiej pomoże mu się uporać z własnymi uczuciami niż czarodziejka uczuć. Meredy usiadła po turecku na ziemi gestem każąc zrobić mu to samo.
- Więc nie zamierzasz się więcej wypierać prawdy – zaczęła.
- Proszę, powiedz mi po prostu co mam teraz robić – spytał chcąc mieć już to za sobą.
- To proste powiedz jej co czujesz – fuknęła najwyraźniej mając dość powtarzania mu tego samego.
- Ale.. - zaczął ale machnęła mu ręką na znak, że ma się zamknąć.
- Podsumujmy wszystko – orzekła – kochasz ją?
- Tak ale.. - chciał protestować.
- Powiedziałeś jej to podczas smoczej zagłady nim cofną się czas – kontynuowała.
- Tak, ale były to zupełnie inne okoliczności.
- Do diabła z okolicznościami – zaczynała powoli tracić cierpliwość – Ważne jest to, że powiedziała, że odwzajemnia twe uczucia.
- Niezupełnie. Zdołała powiedzieć tylko „Ja też” zanim – urwał widząc jej zabójcze spojrzenie.
- Fernandes, ogarnij się – była bliska zdzielenia mu w twarz – chyba mi nie wmówisz, że mogło to znaczyć coś innego, więc w czym masz problem by zrobić to ponownie?
- Dobrze wiesz dlaczego.
- Czasem mam ciebie dość – Meredy wstała i odeszła kawałek – Wtedy nagle byłeś gotowy, a teraz już nie jesteś?
- To było co innego wtedy mogła w każdej chwili umrzeć i.. - urwał nie lubił wracać do tego wspomnienia, które nawiedzało go w koszmarach.
- Co innego? – prawie krzyknęła – Dobrze wiesz co się teraz dzieje. Tartaros zniszczył radę zabijając prawie wszystkich jej członków za jednym razem i ponownie gdzieś się zaszył co oznacza, że demony czekają na odpowiedni moment. Nadal, mimo że prawda o nich jest przechowywana od lat, nie znamy ich prawdziwego celu co tylko pogarsza sytuacje. Nie wspominając już o atakach podpisanych krwawą gwiazdą. Co byś zrobił ze świadomością, że gdy my tu rozmawiamy ona pada ofiarą kolejnej napaści.
Jellal milczał zupełnie odtrącił od siebie taką możliwość.
- Nie dopuszczę do tego – rzekł w końcu.
- Wtedy też nie chciałeś do tego dopuścić - głos Meredy na powrót stał się łagodny i wyrozumiały – czasem jednak dzieją się rzeczy na które nie mamy żadnego wpływu.
- Masz rację – szepną – jeśli Erza będzie z nim szczęśliwa ja...
- Szczęśliwa z kim? - już nawet nie miała ochoty na wałkowanie tego tematu – Oni tylko się przyjaźnią. Sami mi to przyznali.
- Kiedy? – spytał czując dziwne ukłucie ulgi.
- Zaraz potem jak przynieśli cię do skrzydła szpitalnego po twoim zderzeniu się z barierą – przerwała na chwilę sprawiając wrażenie jakby się nad czymś głęboko zastanawiała – Na szczęście będziesz miał dużo czasu na uporządkowanie swego życia uczuciowego.
- Co masz na myśli? – był nieco zaskoczony.
- Zostaniemy tu przynajmniej na jakiś czas – oświadczyła i nim zdołał zaprotestować ciągneła dalej – Na razie to bez znaczenia gdzie jesteśmy. Panika po zniszczeniu rady utrzyma się jeszcze dobrych kilka tygodni. Zresztą teraz jakiekolwiek działania naszej dwuosobowej gildii są bezcelowe. Sam już kilka razy powtarzałeś, że nie wiesz co robić, a niszczenie pomniejszych mrocznych ugrupowań nie ma teraz sensu. Nawet są niewidoczne przez ten chaos.
Musiał przyznać jej racje. Dotychczas to Ultear nimi kierowała wymyślając najbardziej rozsądne strategie. Teraz bez jej udziału było im znacznie trudniej.
- Jesteś pewna, że możemy sobie na to pozwolić? - upewnił się.
- Owszem inni podzielają tę opinię – kiwnęła głową – Erza jeszcze przed tym jak się zbudziłeś zaproponowała, że odda mi jeden ze swoich pokoi, a Natsu powiedział że możesz spać u niego.
Jellal nie był tego pewien ale wiedział, że w jednym na pewno ma racje. Nic teraz nie zrobią, a jeśli dzięki temu będzie bliżej Erzy choć na jakiś czas to może uda mu się zaakceptować swe uczucia. Jednak nawet jeśli to nie wyzna ich. Przecież na to nie zasługuje.

Rozmowa z Meredy nieco mu pomogła. Poczuł ulgę i choć sam chciał temu zaprzeczyć w dużej mierze więzła się z relacjami pomiędzy Erzą, a Kaishim. Oni byli przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Wiedział, że to samolubne ale nic nie mógł na to poradzić. Obserwował jak szkarłatnowłosa chodziła między stołami pomagając Mirajane roznieść zgromadzonym napoje. Wydawała się być spokojniejsza i nieco weselsza, a przynajmniej była w o wiele lepszym nastroju niż ubiegłego wieczoru. Zdecydowanie wolał widzieć ją taką. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Sny o których mówiła były naprawdę niepokojące. Zwykle nie śni się o takich rzeczach, a nawet jeśli się to zdarzy to nie ma to większego wpływu na życie. Jednak gdy sama wyznała, że czuje by były z nią jakoś związane zaczął się niepokoić. Czy to faktycznie możliwe by była owym dzieckiem z swych snów? Im dłużej o tym rozmyślał tym rozmyślał tym bardziej zdawał sobie sprawę, że nie może jednoznacznie stwierdzić czy to prawda. Poznał Erzę jak oboje mieli około dziesięciu lat. Przez wiele miesięcy wspólnej niewoli dobrze się poznali. Opowiadała, że od zawsze wychowuje się w wiosce Rosemary. Od opiekunek z domu dziecka w którym dorastała dowiedziała się tylko jak ma na imię i że przyniosła ją do nich pewna kobieta ale nie wiedziały czy to jej jakaś krewna. Mówili jej, że ta znikła zanim zdążyli czegoś więcej się dowiedzieć. Musiał przyznać, że mogło się to wiązać z jej pierwszym snem. Kobieta z niego faktycznie ją tu sprowadziła choć w nie do końca sprzyjających okolicznościach. Możliwe, że nie chciały jej mówić całej prawdy bo była tylko niewinnym dzieckiem dlatego podali jej jak najbardziej okrojoną z brutalności wersje. To by pasowało ale czy tak jest naprawdę? Przecież minęło tyle lat, więc czemu te sny zaczęły się dopiero teraz? Przez myśl mu przeszło jedno z najbardziej racjonalnych rozwiązań. Wszystko to było podstępem ze strony wroga. Jednak rodziło to kolejne pytanie. Jeśli to prawda to dlaczego celem była właśnie ona? Nie wątpił w jej siłę jednak w obliczu tego co się dzieje trudno było mówić o przypadku. Czyżby była w większym niebezpieczeństwie niż reszta? Czy lada moment coś jej mogło się stać? Aż nazbyt dobrze pamiętał noc zabójstwa Laki. Mimo oporu musiał przyznać, że puki nie rozgryzą jak to robi wróg może z łatwością powtórzyć taki atak. Poczuł bolesny ucisk na samą myśl o tym co może kryć się za tym czarnym scenariuszem. Nie chciał na razie dzielić się swymi domysłami. Nie miał na to żadnego dowodu. Nie chciał też by z twarzy Erzy zniknął cień odzyskanego uśmiechu.
- Napijesz się czegoś? - tak bardzo się zamyślił, że zupełnie się nie zorientował kiedy zbliżyła się do niego z drinkami na tacy.
- Chętnie – zdobył się na uśmiech i przyjął od niej kubek.
Czuł, że coś przewraca mu się w żołądku, gdy koniuszki ich palców na chwilę się ze sobą zetknęły. Przez chwile ich spojrzenia się spotkały. Szybko odwrócił wzrok udając, że wpatruje się w tablicę ogłoszeń. Od niedawna panowała tam pustka. Nie dlatego, że nikt nie potrzebował pomocy. Oficjalne misje muszą być zatwierdzane jednak przez radę. Radę, której już nie było, a obecna sytuacja nie pozwalała jeszcze na wprowadzenie nowej. Wykonywanie innych zleceń wiązało by się z nielegalną pracą, której podjęcie wiązałoby się z konsekwencjami. Wątpił by teraz ktoś się tego przyczepił ale przez szok ludzie nie myślą normalnie. On też nie wiedział jak ma teraz postępować.
- Mistrz coś planuje – Erza jakby czytała w jego myślach – Mira powiedziała, że kazał by wszyscy zdatni do podjęcia działań zebrali się w barze w okolicach osiemnastej.
- Mamy dopiero południe – zauważył zerkając na zegarek – podejrzewasz co chce wam przekazać – spytał ale tylko wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, Mira też – odpowiedziała – wszystkiego mamy się dowiedzieć dopiero wieczorem, a do tego czasu mamy nie zadręczać go pytaniami – westchnęła – Zresztą znów gdzieś zniknął.
Zachowanie mistrza rzeczywiście było tajemnicze. Nikt nie miał dziwił się tym, że ostatnio z wesołego dziadka przeobraził się w zamyślonego, posępnego starca. Dotychczas zdradzał im tylko niezbędne informacje unikając większych kontaktów z nimi. Nie mogli jednak zlekceważyć tego, że zniknął bez słowa gdy byli oblegani przez wroga. Nikt nie wiedział gdzie wtedy był, a on sam milczał na ten temat unikając rozmowy. Patrzył jak przygryza w zamyślaniu wargę. Walcząc z powracającym niepokojem o nią wyciągną ku niej rękę szukając słów by zacząć rozmowę, gdy od strony drzwi frontowych rozległo się ciche pukanie. Te zwykle pozostawały otwarte na oścież ale w obliczu ostatnich zdarzeń postanowiono o ich zamykaniu od wewnątrz by zyskać choć kilka sekund reakcji w razie kolejnego ataku. Zabezpieczone magią wpuszczały jedynie członków Fairy Tail, inni musieli poczekać, aż ktoś im otworzy. Mimo to wyważenie ich zaklęciem nie byłoby zbyt trudne. Wiedząc, że gdyby ktoś spoza gildii go zobaczył nie tylko on miałby kłopoty. Po chwili namysłu ukrył się za barkiem. Ucieczka nie miała sensu, ktoś by na pewno go zobaczył. Pozostawało mieć nadzieję, że nikt nie wyczuje jego energii wśród innych magów. Meredy, która właśnie czuwała przy Juvii w skrzydle szpitalnym powinna być bezpieczna. Macao siedzący najbliżej drzwi zdecydował się na ich otwarcie. Oczom zebranych ukazały się dwie sylwetki. Drobnej budowy ciemnoskórego blondyna, oraz długowłosej szatynki, której kocie uszy i ogon od razu rzucały się w oczy. Millianna i Shô wyglądali na brudnych i wyczerpanych tak bardzo, że można by wnioskować, że od kilku dni prawie nie spali. Szkarłatnowłosa widząc przyjaciół od razu rzuciła im się w ramiona. Wszystkim z oczu popłynęły łzy. Najbardziej wzruszony był jednak Shô, który już za czasów ich niewolnictwa wykazywał duże przywiązanie do Erzy. Nawet pomimo upływu lat nie wyzbył się swojej dziecięco, niewinnego uroku.
- Siostrzyczko – wychrypiał nie mogąc przestać się do niej tulić – tak bardzo tęskniłem. Wybacz ale musieliśmy tu przyjść.
- Co się stało – gdy tylko się od siebie odsunęli spytała Erza widząc, że oboje ledwo trzymają się na nogach.
Jellal też się zaniepokoił i tu nawet nie chodziło o możliwość zdemaskowania. Od kiedy wróciły do niego wspomnienia zastanawiał się nad ich losem. Musiał jednak poprzestać na pogłoskach. Ultear powiedziała mu niedługo po jego uwolnieniu, że Millianna dołączyła do jakiejś gildii ale nie miała konkretnych informacji co do niej jak i pozostałych. Chciał nie myśleć co teraz o nim sądzą. Nie dziwił się kociej fance, że chce go zabić. Dużo namieszał w życiu wszystkich niewolników wieży niebios odbierając im nadzieje gdy już byli o cal od upragnionej wolności. Wszystko dlatego by był zbyt słaby i nie udało mu się odeprzeć kontroli umysłu. Czy naprawdę ma prawo się przed nimi ukrywać jeśli chcą wymierzyć mu karę na jaką zasługuje? Dopiero gdy wyglądną niepostrzeżenie przez szparę w barku zorientował się, że to nie mogły być zwyczajne odwiedziny. Ich ubrania były poszarpane, a na nodze Millianny widniał ślad zakrzepniętej krwi. Musiało stać się coś poważnego.
- Er-chan zostaliśmy zaatakowani – powiedziała gdy szkarłatnowłosa pomogła im usiąść przy jednym ze stołów – ktoś... Wally.. on... zabito go – mówiąc ostatnie słowa załamała się, a z jej oczu popłynęły strumienie łez.
- Wybacz nam – dodał Shô – Nie mieliśmy szans... jednak musieliśmy tu wrócić... nie chcemy robić Ci problemu siostrzyczko ale tylko ty możesz nam pomóc w końcu jesteś taka silna – mówił szybko jakby chciał z siebie to jak najprędzej zrzucić.
Usłyszawszy to Erza zamarła. Za wszelką cenę nie chciała się załamać. Zamrugała oczami pozwalając kilku łzom spłynąć po policzkach, zacisnęła palce na krawędzi stołka. Musi wytrzymać dla swoich przyjaciół, którzy byli świadkami tego wszystkiego. Jellal walczył sam ze sobą by do niej nie podejść i przytulić. Jednak gdyby to zrobił od razu wszystko by się wydało. Pozostawało mu tylko patrzeć jak Kaishi pochodzi do niej i otacza ją ramieniem.
- Oprawca zostawił coś co pozwoliło by nam go namierzyć – wyręczył pytaniem szkarłatnowłosą.
- Tak – Millianna przez chwilę patrzyła na nowego przyjaciela tytani i jakby się wahając wyjęła z kieszeni spodni małą kartkę – tylko to ale nie mamy pojęcia co to może znaczyć.
W powietrzu zapanowała grobowa cisza, a atmosfera widocznie zgęstniała. Widniał na niej symbol krwawej gwiazdy. Wiedzieli już co to znaczy. Erza zakryła sobie dłonią usta.
- Znów oni – wyszeptała.

Udało mu się jakoś wymknąć niepostrzeżenie z gildii, gdy Cana przybyła z nową dostawą alkoholu. Jako że dziewczyna miała w zwyczaju wypijać nawet kilka beczek naraz stanowiły one dla niego odpowiednią zasłonę. Trudno mu było zostawić Erzę. Choć nic jej nie groziło, choć była wśród bliskich tak bardzo chciał ją wesprzeć teraz gdy dowiedziała się o śmierci swego przyjaciela. On też lubił kanciastego chłopaka, no przynajmniej do czasu, aż nie przestał być sobą wtedy się wszystko zmieniło. Z pomocą meteoru błyskawicznie dotarł na Fairy Hills, gdzie czekała już Meredy.
- Cieszę się, że znów Ci nie odwaliło – powiedziała podając mu kryształową kulę by mógł obserwować co się dzieje w gildii. Widziała, że musiał się powstrzymywać by nie wyjść z ukrycia i nie zacząć pocieszać Erzy – hej nie zadręczaj się znów tym – dodała pocieszająco trącając go łokciem. Nie mogła jednak powstrzymać rosnącego poczucia winny w spojrzeniu niebieskowłosego. To nie on odpowiadał za kolejną śmierć jednego ze swych dawnych towarzyszy niewoli ale czuła, że szuka tylko pretekstu by dołożyć go do „swych grzechów”. Było to o tyle dziwne, że z ich małej grupy samozwańczych pokutników to on był najbardziej niewinny. Wszystko co można mu zarzucić to tylko te czyny, których poddał się pod wpływem prania umysłu. Zarówno ona jak i Ultear od początku do końca były świadome konsekwencji swych poczynań. Nie miała jednak sił by znów wracać do tego tematu. Pochyliła się z nim nad kulą by razem mogli obserwować co się dzieje w gildii.
- Naprawdę, pojawił się znikąd - mówiła Millianna – Rozmawialiśmy na uboczu pewni, że oprócz nas nie ma nikogo. W jednej chwili jesteśmy sami, a w drugiej on stoi przed nami.
- Nawet nie znamy powodu czemu to zrobił... czemu go zabił... - kontynuował Shô co chwila przerywając by wziąć głęboki oddech.
- Wiemy tylko tyle, że otwarcie przyznał, że to on stoi za tym co się stało na igrzyskach – dokończyła Millianna – Wiesz Er-chan chodzi o te cofnięcie czasu i ową kobietę, która została zmieniona w kamień.
Jellal głośno wciągną powietrze nosem. Nadal nie wiedzieli czemu to spotkało akurat Ultear. Co ona i wszystkie inne ofiary miały wspólnego z planami wroga. Czemu zabił też Wally'ego? Dobrze wiedział jak wiele kosztuje teraz Erzę utrzymanie względnego spokoju. Mu samemu trudno było się kontrolować, gdy był blisko niej. Mimo, że dzięki Meredy przestał już się obawiać obecności Kaishi'ego w pobliżu szkarłatnowłosej to fakt, że nie mógł nic zrobić przeciwko wrogowi sprawiał, że coraz bardziej się denerwował. Zwłaszcza teraz gdy dowiedzieli się o kolejnym ataku zakończonym śmiercią kolejnej znanej im osoby, a o ilu jeszcze nie wiedzieli?
- Jest jeszcze coś o czym chcieliśmy z tobą porozmawiać siostrzyczko.
Ciekaw co może usłyszeć od Shô wrócił do obserwowania obrazu w kuli.
- Może najpierw powinniście porządnie wypocząć – zatroszczyła się Tytania odsuwając się do tyłu by zrobić miejsce Wandy by ta zajęła się ich obrażeniami. Na szczęście nie były poważne i szybko się z tym uwinęła.
- Erza ma racje – poparła przyjaciółkę – mogę wyleczyć rany ale nie zmęczenie.
- Nie chcemy byś się o nas martwiła jednak to ważne – Millianna powędrowała wzrokiem na podłogę – Chodzi o Jellal'a.
Momentalnie poczuł jak oblewa go fala zimnego potu. Przez to co się ostatnio działo zdołał zapomnieć o tym, że został przez nią zauważony podczas smoczej inwazji. Skoro ona go widziała mogli widzieć też inni. Wtedy jednak nie zwracał na to uwagi. Wtedy, gdy trzymał w ramionach martwą Erzę... Potem, gdy czas się cofnął był zbyt szczęśliwy widząc ją żywą by pamiętać o tym, że ktoś go widział.
Tymczasem w gildii zapanowała cisza. Erza przeczuwała, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie. Wiedziała, że kocia czarodziejka zna prawdę. Kilka dni po zakończeniu igrzysk rozmawiała z nią na ten temat. Chciała wyjaśnić to co sama wie na temat Jellal'a. Wyznała, że ona sama nie ma już żalu do Fernandes'a, że mu wybaczyła ale nie mogła zmusić innych do podzielania jej uczuć. Każdy nosił swój ciężar przeszłości.
- Ciebie najbardziej skrzywdził – kontynuowała Millianna – ale mu wybaczyłaś. Wybaczyłaś, choć tak bardzo przez niego cierpiałaś.
- Tak, to prawda – wyznała Erza wiedząc, że nie ma sensu w tek sytuacji niczego ukrywać.
- Millianna powiedziała o tym tylko mi i Wally'emu ale nie mamy pewności ilu jeszcze was widziało – kontynuował Shô zaciskając ręce na ramionach – Siostrzyczko.. czemu ten świat jest taki skomplikowany? - głos mu ponownie zadrżał – Czemu kiedy myślimy, że wszystko jest już jasne prawda okazuje się zupełnie inna?
Doskonale to rozumiał. Często zastanawiał się co by było gdyby nie Zeref. Uniknęli by wiele zła, a co najważniejsze ich życie z pewnością było by mniej skomplikowane. Czarny mag, pośrednio czy osobiście namieszał w wielu tysiącach istnień.
- Sama często zadaje sobie to pytanie – wyznała szkarłatnowłosa.
- Erza... - zawahał się Shô – Czy możemy się z nim spotkać?
- Sama mówiłaś, że się nie kontrolował gdy... to robił – wspomnienia z wieży dalej przerażały Milliannę i to jak jej mieszkańcy dali się oszukać – Mówiłaś, że tego wszystkiego nie chciał, że w głębi nadal pozostawał naszym przyjacielem. Teraz, gdy już teraz wszystko wiemy chcemy po prostu się z nim spotkać. Nie mamy już do niego żalu i chcemy by wiedział, że i w nas ma oparcie. W końcu swego czasu byliśmy niezwykle zgranym team w Wieży Niebios nim nie namieszano nam w głowach. Teraz potrzebujemy siebie nawzajem tak jak w tamtych czasach, prawda siostrzyczko.
Naszym przyjacielem... te dwa słowa zadźwięczały mu w głowie. Poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Nie mógł uwierzyć w to co widzi i słyszy. Oni mu wybaczyli. Był tak zaskoczony, że nawet nie zaprotestował jak Meredy zaczęła ciągnąć go z powrotem do gildii.

Lucy czuła, że w łóżku zakryta kołdrą. Powrotowi przytomności towarzyszył tępy ból z przodu głowy. Jednak wszystko pamiętała, choć taj bardzo chciała zapomnieć. Znów okazała słabość. Znów nie zdołała nawet zareagować. Znów okazała się być ciężarem dla bliskich. Walcząc z rosnącym upokorzeniem uchyliła powieki. Jej oczom ukazał się sufit jej małego mieszkania.
- Nareszcie – pełna ulgi Wandy pochyliła się nad nią.
- Napędziłaś nam niezłego strachu – Charla siedziała przy stole popijając herbatę ale oczy miała utkwione w niej.
Ich obecność tylko pogorszyła jej samopoczucie. Bardzo lubiła małą czarodziejkę ale też jej zazdrościła. Mimo tak młodego wieku smocza zabójczyni była jednym z najbardziej przydatnych członków gildii. A co ona sama potrafiła? Wszystkie walki, sukcesy nawet zamknięcie wrót zawdzięczała gwiezdnym duchom. Choć starała się walczyć z nimi ramię w ramię to każda próba wyjścia na front kończyła się dla niej niezbyt szczęśliwie. Zawsze ktoś musiał ją ratować.
- Przepraszam – wyszeptała zakrywając sobie oczy ręką by nie zauważyły pojawiających się w jej oczach łez – przepraszam, że znów sprawiłam wam kłopot.
- O czym ty mówisz – zdziwiła się Wandy.
- Nic – odparła pośpiesznie nie chcąc dokładać innym zmartwień – mogłybyście mnie zostawić samą – spytała dziwiąc się spokojem we własnym głosie.
- Nie jestem pewna – zawahała się niebiańska czarodziejka - co jeśli ktoś jeszcze zechce... - było jasne, że obawia się kolejnego ataku.
- Nie dawaj się ponieść lękowi Wendy – skarciła ją Charla – nie możemy przestać być sobą, nie możemy przestać żyć – dodała po czym zwróciła się tu Lucy – Jak coś to Lily patroluje pobliski teren. Mimo wszystko bądź ostrożna – poprosiła po czym zabierając smoczą zabójczynię wyleciała przez okno.
Lucy leżała jeszcze kilka minut zanim zmusiła się by wstać. Exceed'ka miała rację. Nie mogą poddać się temu psychicznemu naciskowi. Tylko wróg by na tym skorzystał jeśli by się pozamykali w samych sobie. Zrzuciła ubrania, napełniła wannę gorącą wodą i weszła do środka. Kąpiel z bąbelkami podziałała na nią krzepiąco i pozwoliła się uspokoić. Powoli zaczynało docierać do niej, że choć musi teraz stać jeszcze bardziej z tyłu frontu to wcale nie oznacza, że nie może pomagać. W końcu zostało jeszcze tyle zagadek do rozwikłania. Jednak jej wzrok automatycznie skierował się w stronę saszetki z kluczami. Zawsze jak była w wodzie to myślała o Aquarius. Wodnik była pierwszą osobą, którą ten czy inny sposób mogła nazwać przyjacielem. Kochała ją mimo że zwykle obrywała od niej wodą na równi z wrogiem. Odruchowo sięgnęła po jej klucz nie dla tego by walczyć, ani nie dlatego by jej doradziła. Chciała tylko ją zobaczyć nawet jeśli to groziło utonięciem we własnej wannie. Czuła, że choć Crux ją ostrzegał musi kogoś wezwać inaczej oszaleje, a to właśnie nosicielkę wody znała najdłużej ze wszystkich swych duchów. Miała już wypowiedzieć inkarnacje przyzywającą, gdy dobiegł ją odgłos skrzypienia otwieranego okna. Sądząc, że to Natsu przyszedł z kolejną niezapowiedzianą wizytą błyskawicznie zarzuciła na siebie szlafrok.
- Jeśli znów wylegujesz się w moim łóżku to... - krzyknęła wybiegając z łazienki jednak nikogo prócz niej nie było. Delikatnie falująca zasłona mówiła jednak, że ktoś przed chwilą odwiedził jej pokój. Nie wiedząc czego się spodziewać zaczęła się rozglądać. Nie wiedziała tylko czego w tym momencie spodziewa się bardziej. Ataku ze strony wroga, czy kolejnego kiepskiego żartu ognistego zabójcy smoków. Kimkolwiek jednak była ta osoba zniknęła nie pozostawiając po sobie śladów. Uspokojona miała zamia wrócić do łóżka, gdy jej wzrok padł na książkę leżącą na biurko. Książkę, której przedtem tam nie było i z pewnością nie należała do niej. Jej tytuł głosił „Sekrety magii gwiezdnych duchów”.

Mimo, że dobiegała osiemnasta niektórzy obecni w gildii magowie zdawali się nie pamiętać o obiecanym przez mistrza zebraniu. Byli niewolnicy Rajskiej Wieży usiedli przy jednym stole w towarzystwie Meredy i Kaishi'ego. Pozostali choć zachowywali dyskretny dystans również przysłuchiwali się rozmowie. Jellal nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Wszyscy mimo że przygniecenie niedawną śmiercią Wally'ego zdawali się zapomnieć co on sam im kiedyś zrobił. Millianna, która jeszcze nie tak dawno przyznawała się Erzie do tego, że chce go zabić patrzyła na niego teraz niezwykle zatroskana i poruszona. W oczach Shô dostrzegł ten sam błysk podziwu jakim darzył go podczas próby licznych ucieczek z łap wyznawców Zerefa.
- Mówiłam, że za bardzo się zadręczasz – powiedziała Tytania uśmiechając się do niego delikatnie.
Choć była to tylko maska silnej kobiety mającej pomóc innym z ich smutkiem znów automatycznie walczyła ze swymi słabościami. Wiedziała, że tylko ukrywając złe emocje może pomóc swym najbliższym z ich własnymi.
- Właśnie Jellal – odpowiedział cicho Shô – Obwialiśmy Ciebie bo myśleliśmy, że robiłeś nam to celowo. Teraz wiemy jak bardzo się myliliśmy.
- Nya – miauknęła potakująco Millianna – sorki Jellal.
- Przecież to co zrobiłem.. – niebieskowłosy nadal chciał protestować.
- Zrobiłby każdy, który też by był kontrolowany – dokończył za niego blondwłosy mag.
- Nya – ponownie powtórzyła kocia czarodziejka i nim zdążył się zorientować rzuciła mu na szyje krzycząc – Tęskniliśmy za normalnym Jellal'em, nya.
Było to tak niespodziewane, że ledwie ta na niego wpadła swym ciałem zachwiał się i oboje wylądowali na podłodze. Dla członkini Marmaid Heel skończyło się to szczęśliwie bo całą siłę uderzenia przyjął Jellal. Pech chciał, że jego głowa utknęła pomiędzy wielkimi piersiami dziewczyny. Zdarzenie to wywołało salwę śmiechu, która przetoczyła się przez gildię.
- Jejku, jejku postaraj się nie wysłać nam Fernandesa do skrzydła szpitalnego bo dopiero co je opuścił – zażartował Kaishi wraz z Meredy pomagając się im podnieść.
- Nic wam nie jest – spytała Wandy podchodząc do nich gotowa służyć swą leczniczą mocą w razie większych obrażeń.
- W porządku – zapewnił Jellal ponownie siadając przy stole.
- Czuje się znakomicie – zapewniła Millianna pod wpływem nagłego przypływu energii skacząc do góry – ale naszła mnie ogromna ochota na rybkę – stwierdziła.
- Czy ktoś tu mówił o rybkach – do gildii właśnie wchodził Happy w towarzystwie Lisanny i Natsu, który od przebudzenia dziewczyny nie odstępował jej na krok.
- Zaraz wam przyniosę – zadeklarowała Mirajane uśmiechając się do nich zza blatu.
Słysząc to Millianna i niebieski kotek przefrunęli błyskawicznie przez całe pomieszczenia tratując przy tym znajdujące się tam osoby. Jednym z magów, którzy mieli nieszczęście stanąć im na drodze był Gajeel. Nic nie podejrzewający wychowanek Metalicany słał pogrążony we własnych myślach przeżuwając powoli coś co kiedyś musiało być częścią zastawy, gdy nagle został odepchnięty na bok przez brązowowłosą tak mocno, że ten zachwiał się i upadł wprost na siedzącą na krześle obok Levy. Drobna czarodziejka nie zdążyła nawet krzyknąć nim wpadł na nią całym ciałem. Niestety miał bardziej niefortunny upadek niż Fernandes bowiem jego usta dotknęły warg McGarden. W pomieszczeniu zapanowała cisza przerywana jedynie konsumowaniem rybek przez sprawców wypadku, którzy jako jedyni nie zwrócili uwagi na to co się stało. Levy była zbyt mała i słaba by choć próbować odepchnąć masywnego maga. Jej twarz stała się intensywnie czerwona jednak jedyne co mogła teraz zrobić to liczyć, że ten jak najszybciej się podniesie i będą mogli o tym zapomnieć. Gajeel był jednak zbyt oszołomiony tym co się stało by zareagować. Wielokrotnie dla żartu trącał Levy przewracając ją na ziemie lub tarmosząc jej czuprynę doprowadzał ją do szału, który biorąc pod uwagę jej niewielkie rozmiary wyglądał naprawdę uroczo. Nigdy jednak nie pozwalał sobie na bliższy kontakt. Taki przytulasy jakie odstawia Natsu, gdy Lucy ma kolejny ze swoich dołów były dla niego nie do pomyślenia nawet jeśli dobrze wiedział, że mają podłoże wyłącznie przyjacielskie. Coś w niebieskowłosej sprawiało, że jednocześnie uwielbiał jej towarzystwo jednocześnie chcąc trzymać się na dystans i udawać, że go nie obchodzi. Być, jednocześnie nie będąc w pobliżu dziewczyny. Tylko do niej czuł tak skrajne uczucia, których nie potrafił jednoznacznie określić. W stosunku do innych członków nie miał problemów z określeniem swego nastawienie. Lubił Erzę za jej siłę i niezależność. Był jej też wdzięczny za fakt, że pomogła Lily'emu opanować jego bitewną formę. Natsu z kolei go irytował bo o ile miał naprawdę wielką moc to jego dziecinne zachowanie i prawdopodobny brak kilku klepek niejednokrotnie grały mu na nerwach. Teraz jednak sam nie wiedział co czuje. Z jednaj strony słyszał nieme protesty Levy, która nadal starała się go odtrącić wiedząc, że musi jak najszybciej się podnieść. Z drugiej to było takie inne... miłe doznanie. Nigdy się z nikim nie całował, a teraz choć to był zwykły wypadek coś w nim nie chciało tego przerywać. Na szczęście sprawą zajął się jego Exceed siłą odciągając go na bok w swej większej formie. Spojrzał na niego wymownie i praktycznie nie otwierając ust wypowiedział dwa, słyszalne tylko smoczym zabójcom słowa. „Kochasz ją”. Cieszył się, że Levy teraz dyszy tak głośno, że prawdopodobnie nie usłyszeli tego ani Natsu, ani Wandy czy choć Laxus. Spojrzał na nią kontem oka. Drżała, wyraźnie speszona by po chwili się uspokoić i dalej drżącym głosem rzucić „Głąb” w jego kierunku. Patrzył przez moment jak jej małe piersi podnoszą się i opadają w próbie uregulowania oddechu, na jej rozszerzone źrenice i bardziej niż zwykle rozczochrane włosy, których sam był pewnie przyczyną i sam nie wiedział jak odpowiedzieć Lily'emu. Nie potrafił znaleźć słów, po raz kolejny tyczących się jej osoby. Wiedział tylko, że nie może tu zostać, musi się przewietrzyć. Niestety w drzwiach stał już mistrz Makarov. Miał jeden z swych poważnych wyrazów twarzy świadczących o tym, że nie ma teraz miejsca na żarty.
- Niech nikt nie opuszcza budynku gildii - oświadczył rozglądając się po zebranych – jak widzę brakuje tylko Lucy ale chyba nie ma sensu ukrywać, że w obecnym stanie nie ma sensu dokładać jej zmartwień. Macie pięć minut na dokończenie rozmów nim wygłoszę oświadczenie.
Teraz już wiedział, że nie ma najmniejszej szansy na to by wymknął się na najlepiej kilkudniową misję. Lily posłał mu znaczący uśmiech i zajął najbliższe Levy krzesło. Dobrze wiedział, że rzuca mu tym samym nieme wyzwanie by mimo tego co się przed chwilą zdarzyło trzymał się jak najbliżej niej. Wygłoszenie mistrza miało tyle dobrego, że teraz nikt na niego nie patrzył jak to było jeszcze kilka sekund temu. Przy odrobinie szczęścia może uda mu się uniknąć złośliwych komentarzy. Oparł się o krawędź stołu udając, że coś go zainteresowało w przeciwległej ścianie. Na szczęście słowa wypowiedziane przez mistrza skutecznie odwracały od niego uwagę. Spojrzał przez ramię na Jellal'a, który po raz kolejny w irracjonalny sposób starał się udawać, że wcale nie przybył tu tylko ze względu na Erzę. Jego zdaniem zachowanie byłego świętego maga nadawało się na materiał kiepskiej komedii romantycznej z bardzo niezdecydowanym w swych poczynaniach głównym bohaterem. Jak podejrzewał ten znów zaczął jeden ze swoich tradycyjnych już wywodów.
- Erza, jesteś pewna, że możemy też w tym uczestniczyć – spytał Fernandes jakby dopiero teraz do niego dotarło, że nie jest oficjalnym członkiem gildii. Prawdopodobnie zadał to pytanie tylko dlatego by skupić na sobie uwagę Erzy, która ponownie wykazywała oznaki poddenerwowania, a Kaishi starający się ją uspokoić raczej nie mógł się cieszyć zaufanie, jak to mówi Meredy „Pana Zazdrosnego o każdego w otoczeniu szkarłatnowłosej”. Ten facet definitywnie miał ze sobą problemy.
- Gdyby mistrz miał jakieś zastrzeżenia od razu by to oświadczył – odpowiedziała dokładnie to czego smoczy zabójca się spodziewał. Ziewnął pokazując jak ta sytuacja go nudzi. Po co mieli jeszcze czekać? Wszyscy przyszli tu tylko po to by wysłuchać staruszka by jak najszybciej wiedzieć kogo mają tłuc. Szczerze to teraz to go najbardziej obchodziło. Oddać się temu co lubi najbardziej. Jednak i on nie mógł odgonić od siebie myśli, że ciągłe planuje wziąć ze sobą Levy by mieć na nią oko. Wątpił by Jet czy Droy mogli by ją ochronić.
- Chyba zarażam się paranoją od niebieskiego zazdrośnika – mruknął sam do siebie.
Nim się obejrzeli wyznaczony przez mistrza czas minął i starszy człowiek powoli wspinał się na podest. Sprawiał wrażenie osoby, która w kilka minut postarzała się o kilka lat jednak bijąca od niego determinacja wystarczył by potraktować sytuacje poważnie. Przez moment mierzył wzrokiem zebranych jakby chciał mieć pewność, że wszyscy skupiają na nim uwagę. Odchrząknął. Postanowił już co zrobi jego rodzina i zamierzał im to przekazać. Miał już zacząć gdy od strony drzwi frontowych rozległ się potężny huk. Siła eksplozji odrzuciła drzwi rozbijając je od razu na kilkadziesiąt kawałków. Do pomieszczenia wdarły się tumany kurzu utrudniając wszystkim widoczność i boleśnie wdzierając się do oczu. Prawie minutę zajęło oczyszczenie ich. Najszybciej uporała się z tym Erza, której sztuczne oko było znacznie bardziej odporne na urazy niż prawdziwe. Nie mogła powstrzymać krzyku, który wydobył się z jej ust. Wkrótce do okrzyków dołączyła cała gildia. Shô był martwy. Pośrodku jego klatki piersiowej tkwiło wielkie ostrze. Oczy wywróciły się do tyłu, a z ust wypływała krew. Nieludzki śmiech zawdzięczał im w uszach.
- Głupcy, zapomnieliście z kim macie do czynienia – w drzwiach stała koścista postać. Mimo, że była nieco podobna do człowieka od razu było można postać, że nim nie była. Miała ziemistą cerę. Do chudych ramion były przymocowane łańcuchy na których końcach tkwiły zakrzywione ostrza, jeden z nich tkwił wciąż w ciele blondyna – Ja, Skieleton jeden z dwunastu najstraszniejszych demonów Zerefa nauczę was co to strach.
Po tych słowach brutalnie wyszarpnął ostrze z ciała Shô powodując tym samym, że górna jego część została brutalnie oderwana i z cichym łoskotem uderzyła w podłogę.
Przez twarz Erzy przemknął grymas wściekłości i nim ktokolwiek zdołał jej przeszkodzić ruszyła na demona.
----------------------------------------------------------------------
Pl.Pętla uczuć.
No jest kolejny rozdzialik. No niestety pod koniec wena szwankowała, a tak bardzo chciałam by był opublikowany 29 ... to taka rzadka data :<
Nocię dedykuje Caxi bo jest przepełniony przez wielbonego przez nią "Jellal'a Zazdrośnika" i jego rozterkami. 
Jerzy jak widać coraz więcej ale nie zapominam też o innych parkach. No przynajmniej się staram ^.^"