sobota, 17 października 2015

13.Zeni

Młoda, zakapturzona kobieta biegła przez ciemny las. Była już noc, a ona uciekała przed goniącymi ją magami. Wbiegając w boczną drogę udało jej się na chwilę zgubić. Chwilę nasłuchiwała upewniając się, że szybko nie zawrócą. Oparła się o pień drzewa łapiąc oddech i tuląc do siebie zawiniątko. Mała, niespełna półroczna dziewczyna z kilkoma pasemkami szkarłatnych włosków wystających spod płaszcza, którym była otulona zaczęła cicho kwilić. Kobieta delikatnie dotknęła palcami jej policzka starając się w ten sposób powstrzymać ją o płaczu.
- Cichutko, nie płacz – szepnęła kołysząc ją w ramionach – musimy być teraz cichutko bo nas znajdą.
Nagle serce podeszło jej do gardła, gdy usłyszała szelest deptanych liści. Mocno przycisnęła do piersi niemowlę. Przywarła do mnie drzewa wstrzymując oddech. Sekundy wydawały jej się wiecznością ale w końcu wśród leśnej roślinności pokazała się mordka niedźwiadka. Zwierzak wydawał się równie przestraszony jak ona. Wypuściła z ust powietrze osuwając się na ziemię. Nie dziwiła się mu. Jeśli spotkał tych co ją ścigali mógł się najeść takiego strachu jaki nadal jej nie opuszczał. Wprawdzie na chwilę ich zgubiła ale wiedziała, że prędzej czy później zorientują się, że wybrali niewłaściwą ścieżkę i zawrócą. Byli bardzo dobrzy w namierzaniu swoich celów, więc dzieliły ją od tego minuty, jeśli nie sekundy. Zebrała w sobie wszystkie siły i ruszyła dalej. Nie miała pojęcia dokąd zaprowadzi ją ta prawie zarośnięta ścieżka ale wiedziała, że przede wszystkim musi uchronić to małe dziecko, które tuliło się do jej piersi. Na szczęście nie płakała. Udało jej się jakoś zasnąć. Tym lepiej. I tak doświadczyła już tylu okropieństw choć tak niedawno pojawiła się na tym świecie. Drzewa rosły coraz gęściej i wkrótce musiała przestać biec. Przedzieranie się przez gąszcz z niemowlęciem nie było wcale łatwe. Jeden nieopatrzny ruch, a zwykły konar mógł poważne uszkodzić maleństwo. Szczelnie otuliła płaszczem kruszynkę i brnęła dalej. Po jakichś kilkudziesięciu minutach zaczęła dostrzegać światła z oddali. Czując nagły napływ ulgi i nadziei przyśpieszyła lecz w tej samej chwili, kilka metrów za plecami usłyszała ich głosy. Znaleźli ją. Była jednak zbyt blisko by się zatrzymać. Niestety przez panującą ciemność coraz trudniej było jej się orientować gdzie powinna stanąć, czego się złapać. Do tego dochodziło zmęczenie. Od ponad doby nie pozwalała sobie na odpoczynek. Uciekała wraz z dzieckiem, a oni ich ścigali. Nie mogła pozwolić by ich dopadły, nie mogła pozwolić by ich plan się ziścił.
- Myślałaś, że nam uciekniesz – nagły głos za jej plecami sprawił, że serce zamarło jej w piersi.
Powoli jakby w transie odwróciła się. Za nią stał cały oddział. Ich magiczna aura była tak silna, że ciernie same ustępowały im drogi. Wiedziała, że w walce nie ma z nimi najmniejszych szans. Instynktownie cofnęła się o kilka kroków trafiając placami na kolejne drzewo.
- Muszę ci pogratulować – odezwał się ich przywódca – wykazałaś się nie lada sprytem docierając aż tutaj. A teraz oddaj nam dziecko – ostatnie słowo wypowiedział twardym rozkazującym tonem.
Nie widziała co ma robić. Panika w końcu wzięła nad nią górę. Zrobiła nagły zwrot. Zbyt gwałtowny i nieprzemyślany. Potknęła się o korzeń i w prawie tym samym momencie dostała w plecy wrogim zaklęciem. Runęła w dół, upadek trwał dłużej niż się spodziewała. Spadała z jakiegoś wzniesienia. Panika znów w niej narosła. Mocno ścisnęła dziecko, które na powrót zaczęło kwilić. Nie mogła nic zrobić by uniknąć wypadku. Ostatnie co pamiętała to zderzenie się z taflą rwącej rzeki. Obudziła się po kilku godzinach. Wyczerpana i ledwo żywa. Z nieopatrzonej rany w dalszym ciągu sączyła się krew. Była słaba. Zdawała sobie sprawę, że wiele czasu jej nie zostało. Wiedziała, że zaklęcia, którymi posługują się ci co ją ścigali prawie zawsze niosą śmierć. Spojrzała na dziecko, które cudem pozostało w jej ramionach. Delikatnie położyła ją na trawie. Sama też chciała wyjść na brzeg ale nie miała tyle siły. Wtedy zauważyła zbliżającą się do nie postać. Z wyglądu wyglądała na starszą pensjonariuszkę jakiegoś domu opieki, a przynajmniej tego się domyślała po ubiorze owej kobiety. Starsza kobieta widząc ją podbiegła do niej z zatroskaną miną.
- Proszę, zaopiekujcie się moją Erzą.... - chciała powiedzieć coś jeszcze. Wyjaśnić choć trochę i ostrzec ale nie zdążyła. Odeszła, a jej ciało zabrała rwąca woda.

Szkarłatnowłosa czarodziejka obudziła się tłumiąc krzyk. Momentalnie porwała się z łóżka oddychając szybko. Czuła jak jej serce łomocze w klatce piersiowej. Odruchowo odgarnęła włosy opadające na czoło. Ten sen był taki realistyczny, a jednocześnie nie mogła oprzeć się wrażeniu, że tą małą dziewczynką naprawdę była ona. Nie mogła powstrzymać drżenia własnego ciała. Pokręciła głową nad własną głupotą. To naprawdę nie była najodpowiedniejsza chwila by analizować nocne wytwory jej umysłu. Dzięki podmianie szybko zdjęła z siebie ubrania i ruszyła w kierunku swojej łazienki. Miała nadzieje, że gorący prysznic pozwoli jej odzyskać równowagę.

Gray siedział przy jednej z ławek wpatrując się nieco nieobecnym wzrokiem w tablice ogłoszeń na, której wciąż przybywało ogłoszeń, których nie mogli się i tak podjąć. Teraz bez Natsu wzywającego do kolejnej walki i Juvii po raz kolejny chcącej zwrócić na siebie jego uwagę pewna myśl nie dawała mu spokoju. Jedno zdanie, które usłyszał podczas ostatniej misji w okolicach wioski słońca. Dziwna postać emanująca podejrzanej energią, której nie potrafił zdiagnozować powiedziała, że coraz bardziej upodabnia się do własnego ojca. Ojca, który przecież nie żył już od wielu lat. Został zabity przez Deliorę, a on był tego świadkiem.
- Chyba brakuje ci kogoś do walki – odwrócił się gwałtownie. Prawie zapomniał, że nie jest tu sam.
Obok niego stała Mirajane z kolejnym naręczem zleceń od ludzi, którym nie mogli na razie pomóc. Jak zwykle się uśmiechała. Wiedział, że też mocno przeżywa obecną sytuacje ale podobnie jak Erza była niezwykle dobra w maskowaniu swoich uczuć.
- Chyba żartujesz – prychnął siląc się na żartobliwy ton – mam tęsknić za tym ogniomiotnym głupkiem. Zastanawiam się tylko czy czegoś nie spalił. Ledwo nawiązaliśmy przyjacielskie relacje z Sabertooth i mam nadzieję, że niczego nie pomieszał.
- Tym bardziej ucieszysz się z wiadomości, że właśnie dzwonił Sting z informację że Natsu i Happy właśnie wyruszyli w drogę powrotną. Podobno mają nam coś ważnego do opowiedzenia.
Na twarz maga lodu wlała się częściowa ulga. Wprawdzie spodziewał się, że smoczy zabójca wróci z wyprawy w jednym kawałku ale przez ostatnie zdarzenia nie mogli być pewni niczego.
- Dodatkowo Porlyusica twierdzi, że odeśle do nas mistrza jeszcze dziś. Jak sama stwierdziła obecność trzech osób w jej posiadłości to znacznie za wiele – sprawiała wrażenie jakby chciała powiedzieć coś jeszcze ale się rozmyśliła.
Gray chciał już kontynuować rozmową drążąc zaczęty temat ale drzwi gildii się otworzyły i stanęła w nich Wendy. Wyglądała na mocno zaniepokojoną.
- Widzieliście może Carlę – spytała cicho, a w jej głosi pobrzmiewał niepokój – gdy się obudziłam jej nie było. Nie mogę jej nigdzie znaleźć. Zawsze czekała, aż wstanę by gdzieś wyjść – nerwowo przygryzła wargi czekając na odpowiedź.
- Z tego co wiem to rozmawia gdzieś z Lily'm – prychnął z drugiego kąta sali Gajeel żując kawałki metalu – spotkaliśmy ją idąc do gildii wyglądała na zaniepokojoną więc został by z nią pogadać – westchnął ciężko po czym posłał jej uważne spojrzenie – wszyscy zdajemy sobie sprawę z obecnej sytuacji ale nie możemy popadać w panikę. To tylko by wszystko pogorszyło – zawahał się po czym dodał – nie jestem dobry w pocieszaniu ale niedługo wpadnie tu salamander i oby zrobił to przez dziadziusiem bo wszyscy wpadniemy w kłopoty za nieposłuszeństwo.
- Nie zapominajmy o Juvii – dodał Gray – Mira, kontaktowałaś się już z Lamia Scale?
Młoda barmanka pokręciła tylko głową znów kryjąc swój smutek pod maską uśmiechu.
- Próbowałam ale nie można nawiązać połączenia ani z Ooba-samą, ani z samą Juvią. Jestem jednak pewna, że nic nikomu się nie stało. Nie zapominajmy, że są tam Lyon oraz inni potężni magowie – ponownie posłała im promienny uśmiech. Od domniemanej śmierci swojej siostry wzięła na siebie odpowiedzialność za to by nikt nie ronił niepotrzebnie łez. Odpowiedzialność, która kazała jej stać prosto nawet gdy jej wnętrze wrzało z nadmiaru emocji.

Tymczasem biała Exceed'ka wpatrywała się w płynące po gładkiej tafli rzeki łodzie. Dziś był wyjątkowo spokojny dzień ale zamiast się nim cieszyć jej myśli zaprzątała kolejna wizja. Zdarzało się już nie raz, że widziała nadchodzące katastrofy ale to co tym razem ujrzała było tak potworne, a jednocześnie niespójne, że nie mogła tego jasno opisać. Sama też musiała przyznać, że niewiele z tego zapamiętała. Po raz pierwszy nie rozumiała własnych przepowiedni. I nie chodziło tu o interpretacje, czy mylne założenia. Ona w pełni tego nie pojmowała. Wiedziała tylko jedno. To widmo nadciągające katastrofy.
- Skup się. Na pewno pamiętasz jakiż szczegół od, którego moglibyśmy zacząć dochodzenie. Bardzo możliwe, że to co ujrzałaś pomoże nam się bronić przed wrogiem – jako rozmówca Lily był bardzo dobry. Nie trajkotał jak najęty, ani nie sprawiał wrażenia, że zaraz zejdzie na temat rybek i schadzek. Powoli ale stanowczo choć subtelnie zachęcał ją do dalszej rozmowy. Miał racje nie może histeryzować. Musi to wszystko poukładać w logiczną całość i opowiedzieć innym co ujrzała.
Jellal nerwowo przewracał strony skradzionej przez nich księgi. Teraz gdy ukryli się przed magami, których infiltrowali mogli w spokoju przyjrzeć się jej zawartości. Jednak to nie było proste. Zupełnie nie rozumiał jej zawartości. Wszystko było opisane w nieznanym mu runicznym języku. Mógł jedynie zgadywać co oznacza po zamieszczonych w niej ilustracjach. Wśród nich była jedna do złudzenia przypominająca skamieniałą Ultear. Nieco wyblakły obraz przestawiał zastygłego w bezruchu młodzieńca z znajomą im gwiazdą wyrytą na czole. Wokół nieszczęśnika zebrał się tłum przerażonych gapiów. Był pewny, że przedstawia tą samą klątwę jaką została potraktowana ich towarzyszka. Gdyby tylko rozszyfrowali owo pismo może udało by im się choć jak konkretnie się owa nazywa. W dodatku informacja o upadku rady jeszcze bardziej wszystko komplikowała. Teraz kraj zacznie się pogrążać w chaosie. Nawet bez ataków kraj bez solidnej władzy chwieje się w posadach. Obawiał się, że następnym krokiem może być zamach na rodzinę królewską. Jako poszukiwani przestępcy nie mogli tak po prostu wejść do pałacu i zażądać widzenia się z królem. Jeśli chodziło o Tartarus również mieli związane ręce. Z tego co wiedział już wcześniej wynikało, że ich gildia wciąż zmienia położenie. Zresztą nawet gdyby było inaczej samotny atak na czołową mroczną gildię byłby równy z samobójstwem. Muszą poważnie się zastanowić nim podejmą kolejne działanie.
- Właśnie sobie przypomniałam – z rozmyśleń wyrwała go Meredy zbliżając się z tobołkiem zebranych owoców którymi mogli się posilić – że Juvia wspominała mi o umiejętnościach Levy. Ponoć nie było jeszcze języka, którego nie potrafiła by przetłumaczyć.
W magu natychmiast ożyła nadzieja. Już wiedział, że po raz kolejny skrzyżują swe ścieżki z Fairy Tail. Jednak jeszcze nie teraz. Wpierw muszą porządnie rozejrzeć się po okolicy. Minęła niecała doba od zniszczenia rady, więc owa wieść miała dość czasu by się roznieść po państwie. W takich okolicznościach mroczne gildie chętnie wypływają na wierzch. Wprawdzie są to tylko płotki ale o takie lepiej likwidować za czasu.

Erza delikatnym ruchem otworzyła drzwi do gildii. W innych okolicznościach powitał by ją pewnie gwar. Natsu toczył by kolejną walkę z Gray'em, Juvia ciągle by zapewniała o swej wielkiej miłości do maga lodu. Wszyscy żartowaliby i się śmiali. Teraz jednak było bardzo cicho. Rozejrzała się po zebranych. Wciąż brakowało kilku osób. Zwykle nie zwróciłaby na to uwagi ale niepokój o towarzyszy nie dawał za wygraną.
- Dobrze, że jesteś – podeszła do niej Levy. Drobna czarodziejka doszła już do siebie po ostatniej walce choć wciąż wyglądała na nieco osłabioną – Mam dobrą wiadomość – oświadczyła posyłając jej lekki uśmiech – Mistrz powinien być jeszcze dziś.
- To naprawdę dobra wiadomość – Erza poczuła przypływ otuchy – Miejmy nadzieje, że inni zdążą wrócić przed nim. Może być zły, że zignorowaliśmy jego rozkaz.
- Jeśli chodzi o salamandra jest już w drodze. Ten cały Sting pewnie miał go serdecznie dość choć osobiście zakładałem, że zabawi u nich dłużej – do rozmowy włączył się Gajeel rezygnując z wykręcania kolejnych śrub ze stołka.
- Jeden problem z głowy. O niego martwiłam się szczególnie – odetchnęła Erza siadając na wolnym miejscu.
Po chwili do gildii wszedł Kaishi widząc Erzę od razu posłał jej promienny uśmiech.
- Widzę, że masz się już lepiej – dosiadł się do niej od razu prosząc Mirę o coś do zjedzenia. Jego oczy wydawały się być nieco podkręcone – ale i tak coś cię trapi, prawda?
- Spałeś dziś – spytała go szkarłatnowłosa chcąc uniknąć rozmowy na temat jej nastroju.
- Chciałem ale niestety... - nie skończył. Nagłe trzaśnięcie drzwiami zmusiło ich do przerwania tej krótkiej wymiany zdań. W progu stał Natsu. Salamander sprawiał wrażenie podekscytowanego i zdenerwowanego jednocześnie.
- Gdzie jest Lucy – spytał na wstępie zupełnie ignorując pozostałych – kurczę tyle mam wam do opowiedzenia ale ona musi przy tym być – dalej rozglądał się po brze za blondynką.
- Od wczorajszej rozmowy z swoim Południowym Krzyżem jest załamana ale lepiej niech sama ci to wyjaśni – odezwała się Lisanna – z kolei ja nie widzę nigdzie Happy'ego. Coś go zatrzymało?
- Zobaczył Carlę i Lily'ego razem i postanowił.. jak to szło „Udowodnić, że bardziej się nadaje” Jednak nie mam pojęcia o co mu chodziło – stwierdził jak zwykle nieobyty w tych sprawach Salamander podczas gdy Elfmen wykrzykiwał coś o męskich sprawach jego Exceed'a
- Tak czy inaczej dobrze, że jesteś. Mistrz pewnie i tak się dowie o twojej wyprawie ale lepiej gdyby cię tutaj zastał – uśmiechnęła się Mirajane – Zastanawiam się jak idzie Juvii. Miejmy nadzieje, że nic jej nie jest.
- Nie bałbym się tak o nią – zwrócił się Gajeel – jeśli spotka kolejną kobietę pewnie uzna ją za rywalkę w miłości do naszego ekshibicjonisty – zaśmiał się delikatnie co zawtórowało mu kilku członków gildii.
- Przymknął byś się z tym – prychną nieco ostrzej niż zwykle Gray i ku zaskoczeniu wszystkich wyszedł z budynku.

Porlyusica gdy tylko zobaczyła, że radny odzyskał świadomość natychmiast wygoniła wszystkich z głównego pomieszczenia. Nie cierpiała jak ktoś pałętał się jej pod nogami podczas gdy ona zajmowała się chorym. Doskonale wiedziała, że zaraz zaczęli by go zasypywać pytaniami na temat ostatnich okoliczności, a nie mogła dopuścić by go jeszcze zamęczali. Miała swoje zasady w opiece nad chorymi i nie ważne kim by był ów poszkodowany nie zamierzała pozwolić na ich złamanie.
- Chyba powinienem wam coś wyjaśnić – zaczął Guran ale uzdrowicielka zatkała mu usta termometrem.
- Jeszcze nie teraz – fuknęła poirytowana – najpierw trzeba zrobić coś z twoją gorączką. Straciłeś sporo krwi i chyba złapałeś jakiegoś wirusa. Zlikwiduję go jak tylko dowiem się jaki to konkretnie.
- Nie mogę czekać już i tak za długo z tym zwlekałem – delikatnie ale stanowczo odsunął jej rękę kiedy zamierzała zmienić mu okład – Powinienem powiedzieć to od razu gdy.. - szukał odpowiedniego słowa – ten cały raban z smokami, czasem i tym wszystkim. Zasługiwaliście jednak na wypoczynek. Wystarczyło, że musieliśmy przełożyć bal ku czci zakończenia igrzysk. Miał się odbyć za niecały miesiąc ale wątpię by w tych okolicznościach cokolwiek było pewne.
Porlyusica pozwoliła mu kontynuować monolog, a gdy tylko skończył pokręciła znacząco głową. To i tak nie zmieniało ich obecnej sytuacji. Odwróciła się w stronę bocznych drzwi i gestem zaprosiła stojącego za nimi starca.
- Dobrze wiem, że cały czas słuchasz, więc jeśli musicie to porozmawiajcie teraz, a potem nie przeszkadzajcie mi w pracy – powiedziała nie kryjąc wcale niezadowolenia. Najchętniej wcale nie kontaktowałaby się z innymi ludźmi ale przez wzgląd na więzi z Fairy Tail nie mogła ich całkowicie ignorować.
- Dziękuję za zrozumienie – powiedział Makarov podchodząc do łóżka i siadając na krześle obok – Doranbolt nie powinien nas podsłuchiwać. Jest na to zbyt lojalny – dodał, gdy chciała zamknąć drzwi – Mów, ale proszę nic nie koloryzuj. Lepsza jest najgorsza prawda niż najpiękniejsze kłamstwo.
- Dobrze – zgodził się przewodniczący – muszę zacząć jednak od początku. Od czasów, które pamięta już niewielu z żyjących ale to niezbędne byście zrozumieli – po tych słowach zaczął mówić o wszystkim. Z jednej sprawy bał się ich reakcji, z drugiej cieszyło go że wreszcie może zrzucić ciężar tej tajemnicy.

Jakiś czas później Erza i Kaishi spacerowali drogi ku pobliskiej łące. Powietrze było bardzo rześkie, zanosiło się na deszcz, więc chcieli wykorzystać resztę dobrej pogody nim będą musieli skupić się na rzeczywistych sprawach.
- Jest coś co chciałabyś powiedzieć – spytał Kaishi spoglądając na szkarłatnowłosą. Wojownicza czarodziejka sprawiała wrażenie jeszcze bardziej nieobecnej niż zazwyczaj. Od chwili, gdy opuścili budynek gildii nie odezwała się ani słowem.
- Ziemia do Erzy, czy ten naszyjnik jednak ci coś namieszał w głowie – zaśmiał się i żartobliwie pstryknął jej przed oczami palcami, gdy ta nadal nie reagowała.
- Nie, jest w porządku – potrząsnęła głową wyrywając się z zamyślenia – można powiedzieć, że to wszystko przez ten dziwaczny sen. Chyba za dużo o nim myślę.
- A coś konkretnego w nim się działo. W sensie czy myślisz, że było to coś w rodzaju wizji – spytał z wyraźnym zainteresowaniem Kaishi – bo chyba sama wątpisz by był to normalny sen.
- Mówiłeś wcześniej, że ten wisiorek może prowadzić do ujawnienia prawdy o sobie – zapytała dotykając palcami wiszącej na jej szyi ozdoby – śniła mi się moja wioska może bym to zignorowała al był tam ktoś jeszcze – bardzo chciała powiedzieć „moja matka” ale nie była tego pewna. Nie znała swoich korzeni. Opiekunka domu w którym się wychowała też nic jej o tym nie mówiła. Możliwe, że sama nie wiedziała ale ten sen wystarczył by zaczęła rozmyślać o swoim pochodzeniu.
- Wiesz – zaproponował Kaishi gdy weszli na szczyt Magnoli'skiego wzgórza – może, gdy już się wszystko uspokoi odwiedzimy twoje, że tak powiem, dziecięce strony. Może została tam jakaś wskazówka, która pozwoli ci dowiedzieć się czegoś więcej.
Może fakt, że nie naciskał by powiedziała mu coś więcej, a mimo to chciał jej pomóc skłonił ją do melancholicznego uśmiechu.
- Dziękuję ale to sprawę powinnam chyba rozwiązać sama – stwierdziła przenosząc wzrok na płynące po niebie chmury. Było tak spokojnie ale przypominało jej to też ową noc podczas, której doszło do ataku na Laki. Wtedy też tak było.
- Nie będę naciskał ale myślałem, że we dwoje łatwiej będzie nam wyruszyć nie wzbudzając podejrzeń twoich nadpobudliwych przyjaciół.
Słysząc to Erza mimowolnie się zaśmiała. Znała Natsu i Gray'a od lat i dobrze wiedziała, że gdyby miała gdzieś pójść w towarzystwie jedynie Kaishi'ego zaczęli by snuć swoje teorie podczas, których znów wdali się w kolejną bójkę o swoje racje. Nawet już słyszała w myślach jedno z ulubionych powiedzonek Happy'ego „Oni się lllubią”. Jednak wiedziała, że prędzej czy później powinna wrócić do Rosemary. Sama lub w towarzystwie przyjaciół.

Lucy wpatrywała się w horyzont za oknem. Coś jednak nie pozwalało jej cieszyć się tą piękną pogodą. Jej klucze, duchy bram zodiaku, których traktowała jak rodzinę byli czymś zakażeni. W dodatku ona sama nic nie mogła na to poradzić. Lisanna i Levy obiecały jej pomoc ale skoro sam Crux nic konkretnego nie wiedział wątpiła by szybko coś znalazły. Dobijało ją to, że w takim stanie nawet nie pomoże przyjaciołom w grożącej im walce. Znów będzie tą, którą trzeba ratować z opresji.
- Jak dobrze wrócić – usłyszała zza sobą znajomy głos. Raptownie się odwróciła. Jak przepuszczała zastał ją widok Natsu wylegującego się w jej łóżku.
- Co ty tutaj robisz – warknęła rozgoryczona. Był ostatnią osobą, którą chciała tej chwili zobaczyć. Nie dość, że to właśnie on zwykle ją bronił to na pewno nie będzie w stanie zrozumieć spraw gwiezdnych duchów. Był silnym magiem jeśli idzie o walkę, ale tu potrzebne jest logiczne myślenie, a nie nawalanka o której zawsze się pali.
- Właśnie wróciłam i mam coś ważnego do powiedzenia – oświadczył starając się zachować powagę ale widać było, że jest równie podekscytowany tym czego się dowidział. Znała go już na tyle dobrze, że mogła przepuszczać niż dotyczy to siły przeciwnika lub czegoś podobnego.
- Czyżbyś walczył ze Stingiem – spytała nie kryjąc irytacji. Teraz zdecydowanie nie miała nastroju na wygłupy.
- Chciałem ale nie było na to czasu – Natsu całkowicie rozwalił się na jej łóżku – pojawiła się kolejna osoba od nich i była diabelnie silna.
- I co walczyłeś z nią - mimo frustracji zainteresowała się tym faktem – jakoś nie widzę byś był szczególnie ranny – zauważyła.
- Bo nie walczyłem. Chcieli sami załatwić sprawy swojej gildii – powiedział wpatrzony w sufit – Normalnie była nie do pokonania ale na szczęście Yukino nas obroniła.
- Pokonała kogoś od tej gwiazdy? – Lucy nagle się ożywiła. Obie dzieliły tą samą magię i jeśli dowie się czegoś więcej może jednak będzie mogła się przydać.
- Właściwie to nie ale była niesamowita – stwierdził – jednak to o nią im chodziło. Po walce tak jakby dotknęła jej głowy po czym powiedziała coś o testowaniu i znikła. Rouge myśli, że może przyjść w tej samej sprawie do nas.
- Ale co z Yukino. Zabiła ją? - zaniepokoiła się Lucy.
- Kiedy wracaliśmy z Happy była nadal osłabiona ale przytomna. To ona poprosiła bym jak najszybciej cię ostrzegł.
Lucy poczuła dreszcz przebiegający po jej ciele. Ktoś ma przyjść po nią. Teraz gdy nawet nie mogła się bronić, teraz gdy nie wie zupełnie co robić miała stać się celem kolejnego ataku? Chciała zapytać o coś jeszcze ale usłyszała chrapanie. Natsu nie pierwszy już raz zasnął w jej łóżku.
- Nie pozwolisz mnie skrzywdzić, prawda? – spytała szeptem delikatnie zakrywając go kołdrą.

Carla szła pośpiesznie drogę ku gildii słysząc za sobą pośpieszne kroki Happy'ego. Ten irytujący ją samiec znów się jej uczepił teraz jeszcze ubzdurawszy sobie że ma romans z Lily'm. Dlatego właśnie nie chciała go wtajemniczać w swoje wizje. Podobnie jak Natsu był zbyt narwany i myślał zdecydowanie jednokierunkowo wciąż mieszając w każdą sprawę ryby.
- Proszę powiedz chociaż dlaczego jesteś taka nerwowa – usłyszała za sobą niemal błagalną prośbę.
- Wpierw muszę powiedzieć o tym mistrzowi on zadecyduje czy inni też mają to usłyszeć – przystanęła – poza tym nie było cię wtedy przy mnie więc się nie dziw, że szukałam wsparcia u kogoś innego – sama nie wiedziała czemu wypowiedziała to zdanie ale po prostu musiała coś z siebie wyrzucić.
- O czym masz mi powiedzieć moja droga? – zamilkli. Za nimi stał mistrz. Mimo dość krótkiej nieobecności sprawiał wrażenie jakby postarzał się co najmniej o dekadę – a raczej powinienem spytać. Jak potworną miałaś wizję?

Wiadomość o powrocie mistrza rozeszła się błyskawicznie. Wszyscy niezwłocznie zebrali się w gildii by wysłuchać tego co ma im do powiedzenia. Wpierw musieli jednak poczekać, aż skończy rozmawiać z Carlą. Osobami obecnymi przy owej rozmowie byli Erza, Mirajane, Laxus oraz Kaishi, który mimo krótkiego pobytu w gildii zdołał wzbudzić zaufanie innych na tyle, że sam mistrz nie zamierzał kryć przed nim owych informacji.
- Nie kumam czemu jego dopuścili do tej rozmowy, a my musimy tutaj stać jak ostatnie matoły – rzekł nadąsany Natsu.
- Przed chwilą sam mu powiedziałeś, że ty i Juvia zignorowaliście jego zakaz – przypomniał mu Gray – na twoim miejscu bałbym się już jaka kara was czeka.
- Ale Juvia jeszcze nie wróciła – odezwał się Happy odrywając odwiecznych rywali od wdania się w kolejną bójkę – jak myślicie czy coś ją zatrzymało?
- Nie chcę być czarnowidzem – warknął z drugiego końca Gajeel – ale skoro coś przyszło, gdy salamander gadał z szablozębnymi to jest prawdopodobne, że coś podobnego spotkało naszą deszczową panienkę.
- Gajeel nie mówisz chyba poważnie – spytała z przejęciem Levy.
- Ty tu jesteś najmądrzejsza, prawda – westchnął smoczy zabójca – nikt z nas tego nie chce ale chyba lepiej być szczerym w obecnej sytuacji.
Mięśnie miał napięte. Był najspokojniejszym z smoczych wychowanków ale i na nim owa sytuacja się odbijała. Nie doszło wprawdzie jeszcze do kolejnego zgonu ale nadal też nie wiedzieli nic konkretnego o wrogu. Nawet Kaishi, który podobno ich śledził nie mógł powiedzieć nic co by im pomogło. Nawet nie zauważył, gdy rozgniótł trzymaną w dłoni szklankę. Przez chwilę pozwalał swojej krwi swobodnie ściekać na stół. Najchętniej też by gdzieś wyruszył ale sam nie wiedział gdzie by powinien pójść.
- Mam nadzieję, że teraz gdy mistrz wrócił pozwolą nam iść na misję – westchnął pozwalając Wendy zająć się jego dłonią.
- Naprawdę chcesz teraz gdzieś iść. Przecież może być to niebezpieczne – Levy nie kryła zaskoczenia.
- Laki podobno też była bezpieczna w akademiku – spojrzał na nią znacząco.
- Patrzcie zanosi się na spory deszcz – rozmowę przerwał stojący na parapecie Lily wpatrzony w okno. Tuż za nim rozciągała się wielka deszczowa chmura.
- Może to tylko Juvia – zaczął Happy – jeśli stało się coś złego to mogła..
- Nie to nie chmura Juvii – drzwi gildii się otworzyły i stanęła w nich Lockser – To nie Juvia ją sprowadziła.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować na jej powrót z gabinetu obok otworzyły się i wyszedł z nich mistrz, a za nim pozostali członkowie zebrana. Od razu było widać, że sytuacja była poważna. Erza wyglądała na bardzo bladą, Mirajane się nie uśmiechała, Laxus miał twarz nie wyrażając żadnych emocji, a Kaishi sprawiał wrażenie głęboko zamyślonego. Carla wyszła na końcu od razu pozwalając Wendy się do siebie przytulić.
- Nie sądzę by to był twój deszcz, moja droga – powiedział dziwnie łagodnie Makarov przenosząc wzrok w widok za oknem – to co teraz widzimy wygląda na działanie bardzo mrocznych sił. Uwierzcie mi dzieciaki to nie będzie zwykły deszcz. Możecie szykować się do walki.
------------------------------------------------------
Pl.Sen
Cóż rozdziałek miał odbyć się czwartego października na moje urodziny ale niestety plany pokrzyżował poprzedni zapis, który postanowił zwiać mi z dysku. No ale udało i się jakoś odtworzyć ^^