piątek, 26 maja 2017

28.Asobi no owari

Erza z niedowierzaniem patrzyła na walkę Jellal'a i Kaishi'ego. Obaj młodzieńcy co chwila krzyżowali ze sobą pięści. Z początku miała być to zwykła potyczka ale z każdym ciosem ta przybierała na powadze. Zmarszczyła brwi zastanawiając się, czy nie powinna jakoś tego przerwać.
- Czy oni nie biorą tego zbyt serio? - nawet Mirajane pozostawała niespokojna.
Przed nimi było jeszcze kilka walk. Między innymi Happy, który poprosił zaprzyjaźnionego sprzedawcę rybek by wytypował go do walki z Pantherlily. Po szybkim nokaucie ze strony bitewnej formy czarnego Exceed'a wypłakiwał się w ramionach Lisanny. Do walki stanęli też Jet i Droy ale, gdy zauważyli, że wśród widzów nie ma Levy dali sobie spokój. Wakaba i Macao też stanęli na przeciw siebie ale i to się nie skończyło bowiem po kilku wymianach uderzeń stwierdzili, że lepiej będzie gdy się razem napiją. Jednak to jak do tej pory walka Mirajane i Laxusa najbardziej ją zaintrygowała.

Białowłosa barmanka przybrała formę Sytri nacierała na otoczonego błyskawicami wnuka mistrza. Oboje byli podekscytowani. Mira wystrzeliła ku niemu kilka cienistych pocisków, które zostały zablokowane przez tarczę z wyładowań elektrycznych. Mimo kilku trudności udało jej się też uniknąć błyskawicy.
- Widzę, że nasza mroczna lolitka znów zaskakuje - Laxus uśmiechnął się prowokacyjne.
- Chyba mylisz mnie z Wendy blondasku - odgryzła się.
- Nasza mała zabójczyni nie ma takich pociągających piersi - stwierdził z miną eksperta.
Mira zamrugała kilkukrotnie w szybkim tempie. W ustach Laxusa takie rzeczy brzmiały jak najprawdziwszy komplement. Chwila zamyślenia kosztowała ją silny cios w brzuch od młodego mężczyzny. Zaśmiała się. No tak. Byli przecież w trakcie walki i ona również nie miała prawa o tym zapomnieć. Machnęła ręką tworząc cienisty podmuch.
- Od kiedy to wpatrujesz się w piersi małych dziewczynek - prychnęła.
- A co jesteś zazdrosna? - rzucił, niby niewinnie.
- A jak ci się zdaje - burknęła odwracając spojrzenie - Zupełnie nie wiem do czego ty dążysz.
Erza dostrzegła na jej policzkach delikatnych rumieniec. Ten sam, który towarzyszył jej gdy w pierwszych latach po przybyciu do gildii droczyła się z nim na każdy możliwy temat.
- Chodź to ci powiem - Laxus aktywował tryb smoczej siły.
- Nie mogę się doczekać - barmanka spowiła się mroczną aurą.
Zaczęli na siebie nacierać. W momencie zderzenia przez chwilę siłowali się krzyżując ze sobą splecione dłonie. To chyba w tej chwili przestali walczyć, a zaczęli okazywać sobie to uczucie, które zdaniem wielu już od dawna wokół nich krążyło. Nim ktoś zdołał się zorientować przytulali się do siebie, a ich usta złączyły się w pocałunku. Miłosną scenę przerwał dopiero Kaishi.
- Wszyscy się cieszą, że się spiknęliście ale spotkaliśmy się tutaj by oglądać mordobicie - powiedział nie stroniąc od uśmiechu.
Laxus posłał mu spojrzenie, które jeszcze niedawno sprawiłoby, że nawet Natsu uciekłby w popłochu ale teraz nie oznaczało nic poza znudzeniem, czy irytacją.
- Skoro taki jesteś chętny to może ty teraz zawalczysz? - rzucił od niechcenia.
- Bardzo chętnie - Kaishi nie widział nic przeciwko - Tylko z kim mam walczyć? - spytał rozglądając się po obecnych.
Erza też się rozejrzała. Już przy pierwszym spotkaniu była światkiem tego jak potężną osobą jest Kaishi. Nie tylko pokonał atakującego ją wroga ale też z łatwością zdjął z niej czar, którym wtedy została obłożona i przemieniona w dziecko. Miał w sobie niesamowity potencjał i co raz ją czymś zaskakiwał. Dodatkowo nadal nie wiedziała o nim wszystkiego. Nie znała nawet rodzaju magii jakim się posługuje.
- Może ja - tym, który zdecydował się przyjąć wyzwanie był Jellal.
- Mnie pasuje - uśmiechnął się Kaishi.
Kiedy wszyscy bili z podekscytowania brawa czujne oko Erzy wychwyciło dziwną reakcje u niebieskowłosego. Drgnął, a jego lewa pięść się zacisnęła. Przez moment wyglądał na zaniepokojonego i wściekłego zarazem. Choć te emocje szybko znikły z jego twarzy ona była pewna co widziała. Wciągnęła głośno powietrze przypominając samej sobie, że dziś nie może skupiać się na negatywnych myślach. Jeśli on sam tego zechce to podzieli się z nią tym co go trapi.
- Dobra w takim razie pozwól, że ja was zapowiem - Laxus przejął od Kaishi'ego mikrofon odczekał aż dwaj magowie się ustawią i zaczął: - Ok, no to pierwszym zawodnikiem jest człowiek-emo, który do znudzenia powtarza jaki to on nie jest zły i jak to na nic dobrego nie zasługuje. Poważnie koleś bardziej irytujesz tym swoim zachowaniem, niż gdyby ci znów na punkcie Zerefa odbiło. Tak, to nie inny jak Jellal Fernandes.
Laxus w roli komentatora może i nie był tak dobry jak Kaishi ale nie można było zaprzeczyć, że trafił w sedno sprawy. Nawet Erza miała czasami dość powtarzania mu, że za nic go nie winni.
- No a teraz na nasz pseudo ring wejdzie ulubiony wesołek publiczności. Koleś na szczęście, w przeciwieństwie do Natsu ma wszystkie klepki na miejscu. Oto Kaishi... - przerwał na chwilę spoglądając na purpurowowłosego maga - Jak ty masz na nazwisko? - spytał.
Przez publiczność przetoczył się szmer, gdy większość członków Fairy Tail uświadomiła sobie, że nie zna jego pełnych personali.
- Morgue ale od razu zapewniam, że go nie lubię i proszę mi o nim nie przypominać - zaśmiał się Kaishi udając zakłopotanie - Jest takie depresyjne, a ja nie lubię się martwić.
- Ta rzeczywiście - przyznał racje Laxus - a teraz walczcie, czy co tam chcecie mnie tam już zwisa.
Po tych słowach wziął pod ramię Mirajane i oddalił się w stronę najbliższej kafejki.

Lucy położyła przed Yukino księgę o Gwiezdnych duchach. Wcześniej poinstruowała ją co musi zrobić by móc odczytać jej treść.
- Powiedz, jak konkretnie czujesz się otwierając bramy - spytała białowłosa strony książki.
- Poza współdzieleniem bólu raczej nic - stwierdziła - ale Aquarius mówiła, że jeśli będę pod wpływem tego czegoś ich dalej wzywać to może się rozszerzyć. Dziś jednak nie wytrzymałam i wezwałam Byka. Powiedziałam mu, że potrzebuje pomocy z zakupami ale tak naprawdę chciałam po prostu pobyć z choć jednym z nich - zwierzyła się.
Yukino skinęła głową w geście zrozumienia po czym przytuliła ją do siebie. Komu jak komu ale jaj nie musiała nic tłumaczyć. Dzieliły tę samą magię, obie kochały gwiezdne byty.
- I nic ci się nie stało - stwierdziła pocieszająco - Chyba dalej możesz ich wzywać na zwykłą rozmowę.
Skinęła głową powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu. Wolała nie wspominać, że utrzymanie Taurosa w ich świecie kosztowało ją dwa razy więcej wysiłku niż normalnie.
- Powiedz lepiej co z twoim rubinowym kluczem - szybko zmieniła temat - Wiesz już jaki to duch, masz z nim kontrakt?
Mimo własnych problemów pojawienie się kolejnego, zagadkowego klucza budziło w niej ekscytacje.
- Niewątpliwie coś w nim żyje ale chyba nie mam dość mocy by otworzyć bramę. Może ty chcesz spróbować? - spytała podając jej klucz.
- Lepiej nie - Lucy odsunęła się w zakłopotaniu - Jeśli to ze mną jest coś nie tak to mogę przenieść tą przypadłość na niego.
- Jak wolisz - Yukino nie naciskała - Może pomożesz mi znaleźć co to za typ. Tyle tego tu jest, że aż wstyd bierze, że jako gwiezdny mag nic o tym nie widziałam.
- Mnie to mówisz - westchnęła Lucy.

Po kilkudziesięciu próbach wyminięcia Trick na przeróżne sposoby Gray zatrzymał się łapiąc szybko oddech. Cokolwiek robił nie przynosiło to efektu.
- Czemu to właśnie mnie tak powstrzymujesz? - spytał nie spuszczając z niej wzroku.
- Kojarzysz mi się z kimś ale nie mam pojęcia z kim - stwierdziła.
- Wiesz jakiś czas temu jakiś podejrzany demon powiedział mi, że przypominam mu mojego ojca. Jednak wątpię by kiedyś go poznał bo mój staruszek od dawna nie żyje - warknął Gray.
Po raz pierwszy od dawna wypomniał komuś o tamtych wydarzeniach. Może gdyby nie okoliczności zacząłby wnikliwie badać sytuacje ale nie chciał dolewać oliwy do ognia.
- Twój ojciec to Silver? - upewniła się Trick.
Nawet posługiwanie się magią lodu nie uratowało go przed falą chłodu zalewającą jego ciało. Skąd oni to wiedzieli? W samej gildii o tym nie mówił. Jego przyjaciele wiedzieli, że jego rodzina została zabita przez Deliorę, a on zaczął trenować u Ur. Raczej nikomu nie wspominał o ich imionach, a nawet jeśli to nie było możliwości by te informacje wydostały się poza gildię w której wszyscy traktowali się jak rodzina.
- A ty skąd wiesz - warknął - Może jeszcze na dodatek spiskujecie z tymi demonami.
- Nie - pokręciła głową - Nie są nam potrzebni, choć ich pojawienie się tworów Zerefa akurat teraz jest nam bardzo na rękę.
Ta informacja wydała mu się dość istotna. Miał potwierdzenie, że ich dwaj wrogowie ze sobą nie współpracują. Jedni nieświadomie sprzyjają drugim ale w wojnie takie kwestie łatwo obrócić w drugą stronę. Byłoby im o wiele łatwiej gdyby jedni i drudzy nawzajem się osłabiali.
- Nie ważne jak wielu was będzie - oznajmił - Ja i tak nie pozwolę wam skrzywdzić moich towarzyszy.
Miał w głowie pewien plan. Trick przewyższała go magiczną mocą ale zauważył ale zaklęcie, które niedawno poznał mogło dać im trochę czasu. Pytanie tylko czy się uda.

Jellal nie zamierzał się powstrzymywać. Erza była osobą, którą chciał chronić nieważne za jaką cenę. Otoczony zaklęciem meteoru raz za razem uderzał w Kaishi'ego. Mag owiany ciemnoniebieską aurą z łatwością blokował jego ataki fizyczne. Osłona pochłaniała prawie całą siłę jego ciosów.
- Czyżbyś zmienił zdanie - spytał cicho Kaishi - Wiesz co za to grozi?
- Wiem - odparł Jellal kumulując w jednej z dłoni kulę energii - Po prostu pomyślałem, że od razu usunę główną przeszkodę.
- Jak widzisz - wycedził - Swoją drogą wreszcie poznałem twe nazwisko, które mym skromnym zdaniem idealnie do ciebie pasuje.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Kaishi ma nad nim przewagę siły i zdolności. Dodatkowo na jego korzyść działało to, że nie musi się powstrzymywać. On nie chciał iść na całość w obawie o skrzywdzenie kogoś, czy zniszczenie miasta Erzy. Z drugiej strony było dla niego jasne, że i Kaishi nie chce się w całości ujawniać.
- Mówiłem, że go nie lubię - Kaishi zrobił zrozpaczoną minę po czym wystrzelił w stronę Jellala coś co przypominało wiązkę kilku czerwonych szarf.
Skontrował to serią kul cienia lecz źle wycenił ich energię przez co doszło do małego wybuchu. Odskoczył unikając obrażeń. Korzystając z okazji gdy kurz zasłaniał widoczność obejrzał się za siebie. Erza stała tuż za nim. Uśmiechnęła się do niego, a jej oczy wesoło zabłysły. Ona nadal myślała, że to wszystko tylko zabawa, że oto przed nią toczy się zwykła, przyjacielska walka. Nie widziała czającego się na nią zagrożenia. „Nie” - powiedział sobie w myślach - „Żadnego zagrożenie nie będzie” Teraz ma szanse z nim walczyć na oczach wszystkich. Dołoży wszelkich starań by go zdemaskować. Zaczął powoli odbijać się otaczając zarazem Kaishi'ego jak i przygotowując jeden ze swych najsilniejszych ataków.
- Niech osądzi cię światło siedmiu gwiazd - krzyknął składając dłonie jedna na drugą w charakterystyczny sposób - Wielki wóz.
Reakcje na widowni były różne. Od szoku po prawdziwe zachwycenie. Jego obchodziła jednak tylko ta jedna. Ponownie wychwycił spojrzenie Erzy. Pokazała mu uniesiony w górę kciuk co przyniosło mu nie małą ulgę. Przez moment bał się, że wykorzystanie zaklęcia, które nie tak dawno ją skrzywdziło mogło skutkować odrazą do niego. Nic w jej zachowaniu jednak na to nie wskazywało. Sam nie wiedział, czym zasłużył sobie u niej na tak ciepłe traktowanie skoro był główną osobą odpowiedzialną za jej cierpienie.
- Nie powinieneś odwracać się od przeciwnika nawet jeśli to przyjacielska rozgrywka - poradziła mu uchem ręki sugerując mu by ponownie skupił się na przeciwniku.
Zrobił to chyba w ostatniej chwili. Kaishi uchwycił w dłonie całą wystrzeloną ku niemu energię i teraz formował z niej kulę.
- To chyba twoje - zażartował Morgue - Nie martw się już ci to zwracam i to z nawiązką.
To chyba wtedy i on przestał żartować. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Jellal odruchowo tworząc tarczę za pomocą magii ciała niebieskiego. Sądził, że powinien dać radę odbić ponownie efekt swojej magii ale dla pewności włożył w nią więcej mocy niż zazwyczaj. Udało się ale nie mógł panować nad trajektorią lotu. Odbita kula energii poleciała w górę i ledwo minęła dach gildii.
- Może będziecie ostrożniejsi - zasugerowała Mirajane z groźnym błyskiem w oku - Na razie mamy masę innych zmartwień niż konieczność odbudowy miasta.
- Przykro mi ale nie zamierzam się wycofać - odparł Jellal szykując się do kolejnego ataku.

Gajeel musiał przyznać, że myślał, że Carla przesadza mówiąc o poważnej walce między tymi dwoma magami. Sądził, że ich emowaty zazdrośnik za bardzo chce popisać się przed Erzą miażdżąc swego domniemanego rywala. Miał też takie wrażenie, gdy zobaczył ich walkę. Jego zdanie zmieniło się raptownie, gdy jeden z promieni energetycznych wystrzelonych przez nich o mało nie uderzyło prosto w Levy. Ledwie zdołał ją zasłonić zmieniając ręce w żelazne buławy.
- Przegięliście - warknął patrząc na nich wściekle.
Dwójka magów nie zwracała jednak na niego najmniejszej uwagi. Dalej walczyli co jakiś czas strzelając swymi atakami poza obręb areny.
- Erza może byś im coś powiedziała - zwrócił się do szkarłatnowłosej.
Za nim Levy trzęsła się jak galareta. Spojrzał na nią z czułością nietypową dla niego samego. Nie dziwił się jej. Pocisk z pewnością był dla niej niebezpieczny zwłaszcza, gdy zapomniała jak posługiwać się własną magią. Przygryzała drobne ustka wlepiając w niego wzrok. Wyciągnął w jej stronę rękę chcąc objąć ją uspokajająco ale ta raptownie się cofnęła. Przez moment myślał, że zareagował zbyt gwałtownie ale to nie on był sprawcą tego zachowania. Za nim walka z każdą chwilą przybierała na sile.
- Erza, co z tobą - zniecierpliwił się, gdy ta nie reagowała.
Tytania potrząsnęła głową karcąc się w duchu. Za bardzo zaabsorbowała się walką i przestała zwracać uwagę na otoczenie. Choć pogodziła się z decyzją Jellal'a co do nich nie mogła wyzbyć się tego jak na nią działał. Determinacja z jaką podchodził do tej towarzyskiej walki w jakiś sposób ją podniecała. Nie przeszkadzało jej, że niebieskowłosy okazywał zbytnią powagę jak na te okoliczności. Widząc jednak przerażenie na twarzy Levy nie mogła już ignorować faktu, że sytuacja zaszła za daleko.
- Dość teko - krzyknęła ku walczących - Macie natychmiast przestać.
Kaishi natychmiast usłuchał i zaniechał przygotowań do kolejnego ataku. Wtedy Jellal zrobił coś czego najmniej się w tej chwili po nim spodziewała. Kiedy Kaishi odwracał się w jej stronę by dać znać, że usłuchał i jest gotowy do zejścia z areny niebieskowłosy natarł na niego z całą siłą waląc go pięścią w twarz. Cios był tak silny, że maga odrzuciła a kilka metrów.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła podbiegając do niego - Dlaczego to zrobiłeś?
- To co konieczne by zniszczyć zło - odparł.
Dopiero po tych słowach zdał sobie sprawę z tego co robi. Chciał na oczach Erzy wyeliminować kogoś, kogo ona sama uważała za przyjaciela. Wokół areny zrobiło się cicho. Meredy, która właśnie pomagała wstać Kaishi'emu spojrzała na niego znacząco. Prawie słyszał co teraz chciała mu powiedzieć. Różowowłosa doskonale wiedziała o uczuciu jakim darzy Scarlet. Prawie słyszał to co chce mu teraz powiedzieć. Teraz to chyba naprawdę może mieć do ciebie pretensje. Erza patrzyła na niego z wyraźnym szokiem.
- Zło - w jej głosie trudno było rozpoznać jakiekolwiek emocje - To przecież tylko walka pod publikę, jak na turnieju.
Poczuł się głupio jak przypomniała mu walkę w której wówczas brał udział. Z udziałem interwencji Ultear, czy nie prawda była taka, że przegrał przez papryczki chili i łaskotki. To było wręcz żenujące. Wtedy to chciał walczyć o honor gildii Erzy. Pokazać jej, że wzmocnił się przez te wszystkie lata. Tymczasem dał się pokonać tak łatwo i nie było w tym nawet krzty działań Jury co dodatkowo go dobijało.
- Rany gościu jak chcesz to potrafisz przywalić - rzucił Kaishi ocierając z pękniętych ust strużkę krwi - Aż szkoda, że naszą walkę przerwali.
Zrobił taką minię jakby naprawdę tego żałował. Jellal jednak poczuł ten niepokój, jaki się czuje, gdy przestępca wychodzi na jeszcze większe prowadzenie. Kaishi po raz kolejny obrócił sytuacje na swoją korzyść. Teraz był tym poszkodowanym. Erza zawsze była czuła dla osób wymagających pomocy, Miał więc idealną szansę, by się mógł do niej zbliżyć, a kiedy będzie dość blisko mógłby zrobić dosłownie wszystko. Mógł zrobić to co zapewniał, że zrobi jeśli on nie wykona swego zadania. Teraz chciał mu się przeciwstawić. Pokazać, że potrafi zadbać o bezpieczeństwo Tytanii ale upadł już na starcie. Czy rzeczywiście musi ją skrzywdzić tak jak kazał Kaishi?
- Ja nie wiem - zaciął się - Za bardzo mnie poniosło, przepraszam.
Spuścił głowę wlepiając wzrok w swoje stopy. Nawet nie wiedział co mógłby powiedzieć. Przecież nikt mu teraz nie uwierzy, a nawet jeśli to wystarczyło pstryknięcie palcami ze strony Morgue by zabrać Erzę w jakieś odległe miejsce, torturować ją, a potem zrobić każde okropieństwo jakie tylko mu by przyszło do głowy. Słyszał jak zebrani wymieniają szeptem uwagi na temat tego co właśnie zrobił. Nie mógł się im dziwić. Właściwie to wyglądało to jakby po prostu uderzył kogoś bezbronnego.
- To do ciebie niepodobne - zauważyła Erza - Takie zachowanie bardziej pasuje do Natsu lub Gray'a ale nie ciebie. Może jednak chcesz pogadać o tym co cię tak męczy, bo chyba jest jeszcze coś, tak?
Nie nalegała. W jej głosie słychać było tylko delikatną sugestię. Po jakimś czasie zaczął się domyślać, że bójki w Fairy Tail są tak częste, że nikogo nie dziwiła jeszcze jedna. Sam nie wiedział czemu skinął potwierdzająco głową.
- Dobrze - zgodził się - ale nie tutaj, tylko gdzieś na osobności.

Natsu chwilę potem jak Jellal i Erza zniknęli im z oczu natychmiast wkroczył na ring. Miał dość czekania na aż ktoś go wytypuje do kolejnej walki. Skoro Wendy tu była Kaishi nie powinien mieć problemów z szybkim poskładaniem się do kupy. Nie widział nigdzie Gray'a, a tak bardzo chciał przywalić mu na oczach wszystkich. To, że go wytypują było względem niego wręcz oczywiste ale miał już dość czekania.
- Ej, no to kto w końcu ze mną walczy? - krzyknął na całe gardło - Jeśli chcecie to możecie wszyscy naraz.
- Raczej to inni mają typować walki - przypomniała mu Bisca.
- W takim razie wybieram siebie do walki z wami wszystkimi - oświadczył smoczy zabójca.
- A ja mogę wybrać kogoś do walki z tobą? - spytała nagle Asuka.
- No pewnie - podekscytował się Natsu - nie ważne kto to będzie i tak się nie wycofam.
- W takim razie walcz z Lisanną - orzekła z nietypową jak na swój wiek powagą.
Wychowanek Igneel'a, aż się zachwiał gdy to usłyszał. Jego „napalenie” natychmiast zgasło. Tej jednej osoby nie mógł uderzyć. Patrzył na jej roześmianą jak zwykle twarz starając się znaleźć odpowiednie słowa by się z tego wycofać. Nie chciał wyjść na mięczaka, który nie potrafi radzić sobie z uczuciami.
- W sumie czemu nie. Może być zabawnie.
To nie on wypowiedział te słowa. Powiedziała to Lisanna.

Gray dyszał leżąc na mokrej od nocnej rosy trawy. Nadal nie mógł uwierzyć, że mu się udało. Przed nim stała Trick. Nie ruszała się, a jej ciało pokrywała gruba warstwa szronu. Podniósł się choć jego ciało, aż wołało o odpoczynek. Mistrz już na porządku ostrzegł go, że to unieruchamiające zaklęcie jest czasowe. Według jego słów i zapisków w książce im osoba na którą zostało nałożone jest silniejsza tym szybciej się oswobodzi. Po tym czego był świadkiem nie wątpił, że to może wkrótce nadejść. Pytanie tylko jak ma się teraz dostać z nią do gildii. Rozejrzał się ale nikogo wokół nie było. Przepuszczał, że wszyscy bawią się na festynie, a to oznaczało, że będzie musiał sam dopchać zamrożoną kobietę na miejsce.

Lucy nieco się rozpogodziła podczas pogawędki z Yukino. Na chwilę znów była tą samą, wesołą dziewczyną, która jeszcze do niedawna była duszą towarzystwa. Na bok odeszły wszystkie troski. Co chwila wymieniały ze sobą szczere uśmiechy.
- Ale tu dużo tych kluczy - zachwycała się białowłosa, gdy przeglądały razem strony książki - o tej pory byłam pewna, że poza srebrnymi są tylko zodiakalne i klucz trzynastej bramy.
- Tak to dziwne. Żadne z moich duchów o nich nie wspominało - przyznała - a jak właściwie zdobyłaś ten rubinowy klucz? - spytała mimowolnie odczuwając ekscytacje.
Klucze były dla niej bardzo ważne. Do tej pory ekscytowała się zbieraniem kolejnych złotych kluczy, była w szoku na widok wężownika. W pierwszej chwili pomyślała, że ona i Yukino nie mają szans na przyjaźń ale jeszcze tego samego dnia poznała prawdziwą osobowość czarodziejki, która jak większość z szablozębnych, którzy już na samym otwarciu igrzysk zaprezentowali się dość chłodno. Szybko przekonała się że są takie same. Obie marzyły o dołączeniu do najsilniejszej gildii ale im dłużej się nad tym zastanawiała tym była bardziej przekonana, że to Yukino ma lepszy powód. W przeciwieństwie do niej ona zrobiła to tylko po to by móc odnaleźć swoją siostrę. Obserwowała ją z mieszaniną szczęścia i zazdrości. Szczęścia bo doskonale się rozumiały w kwestii magii. Zazdrości bo ta nadal mogła dowolnie korzystać ze swojej magii. Mogła kontaktować się z gwiezdnymi bytami bez negatywnych konsekwencji.
- Mogę wsiąść go do ręki? - spytała na co ta kiwnęła głową zajęta przeglądaniem książki.
Był bardzo gładki ale wykonany z nieco twardszego materiału i zamiast owalnego kształtu był bardziej płaski i gruby. Gdyby jeszcze kilka miesięcy temu ktoś jej go opisał mówiąc, że służy do otwarcia bramy nie uwierzyłaby mu. Teraz mając go w dłoni czuła tę specyficzną ulatującą z niego magię. Niewątpliwie mógł sprowadzić kolejną gwiazdę do nich.
- Próbowałaś już zawiązać kontrakt? - była bardzo ciekawa jak może wyglądać duch kryjący się za rubinową bramą.
- Chciałam ale nie reaguje na wezwania - odparła Yukino - może ze mną też zaczyna być coś nie tak ale może ty spróbujesz?

Oddalili się na skraj leśnej polanki graniczącej z Magnolią. Nie był przesadnie uczęszczanym miejscem, a dzięki festynowi mogli mieć większą pewność, że nikt ich nie zaskoczy. Nie miała nic przeciwko spotkaniem przyjaciół ale teraz chciała na spokojnie porozmawiać z Jellal'em.
- Myślałam, że po naszej misji i tobie lepiej się rozluźnić - zaczęła - Wtedy w jeziorku wydawałeś się naprawdę zrelaksowany.
Jellal wpatrywał się w jej szkarłatne włosy delikatnie połyskujące w słabym świetle pierwszych gwiazd jakie zdecydowały się dziś pojawić na niebie. W jego głowie trwała gonitwa myśli, czy powiedzieć Erzie prawdę, czy też zrobić to co kazał Kaishi. Jego rozkaz by sprawić by go pokochała, a potem złamać jej serce w najbardziej brutalny sposób był dla niego czymś niezwykle okrutnym. Znał Tytanię dość dobrze i wiedział, że choć jest wytrzymała jeśli idzie o rany fizyczne potrafi znieść bardzo dużo. Gorzej jeśli idzie o te nakładane na jej psychikę. Czy gdy to wszystko się skończy, a im jakoś uda się wyjść z tego cało po raz kolejny mu wybaczy?
- Ja też ale chyba nie potrafię - sam nie wiedział czy mówi teraz o swoim zachowaniu czy obawach.
- Na szczęście nic się nie stało. Kaishi jest wciąż w jednym kawałku - westchnęła Erza - ale coś mi się zdaje, że jest coś ważnego o czym nie chcesz mi mówić.
Nie mógł zaprzeczyć. Znała go aż za dobrze i nie potrafił wcisnąć jej nawet najmniejszego kłamstwa. Czuł się coraz bardziej przypierany do muru. Przełknął głośno ślinę czując, że robi mu się gorąco. Patrzyła na niego uważnie swymi brązowymi oczami. Jak miał jej powiedzieć, że akurat to on by wolał by Kaishi nie był w jednym kawałku, a najlepiej by w ogóle nie istniał.
- Nie nie o tym - przyznał po dłużej chwili - Jest coś co już dawno chciałem ci powiedzieć - czuł, że jego serce desperacko próbuje wyrwać się z jego piersi. Za chwilę powie coś, czego nie da rady cofnąć - Widzisz Erza ja...
Zaraz przed wypowiedzeniem słów „Kocham cię” , słowami które ciągle w nim siedziały i prosiły się o wydostanie na zewnątrz rozległ się głośny huk co sprawiło, że oboje momentalnie poderwali się na nogi szukając źródła hałasu.
- To chyba za wcześnie na fajerwerki - zdziwiła się Erza.
- Dochodzi chyba z lasu - zauważył Jellal.
Sam nie wiedział co teraz poczuł. Ulgę czy zawód. Niby nie chciał wyznawać swych uczuć z przymusu ale też wiedział, że jeśli będzie z tym zwlekał to Kaishi spełni swą groźbę.
- Chyba powinniśmy to sprawdzić - stwierdziła - Nawet jeśli ktoś robi sobie żarty nie powinno się tego zignorować.

Mimo zachęcających spojrzeń ze strony mieszkańców miasteczka stał jak wmurowany. Lisanna chyba wkręciła się w zabawę bo teraz nim sam zdołał się zorientować stanęła obok niego na ringu. W przeciwieństwie do niego nie sprawiała wrażenia speszonej sytuacją.
- Natsu na co czekasz - zawołała do niego - Przecież uwielbiasz walki.
- Ale nie z tobą - odpowiedział zbyt szybko - No wiesz... ty i ja...
Chciał dalej protestować ale wtedy do jego uszu doszedł huk. Może i jak na siebie przystało znów zignorowałby coś co wszystkich przyciąga gdyby nie ten zapach. Znów wyczuł obecność Ame.
- Co tam się dzieje? - Alzack wziął córkę na ręce - Nie mówcie mi że to znów atak.
- Nie wiem ale muszę to sprawdzić - powiedział Natsu - sam.
Nawet on wiedział, że postępuję nierozważnie ale po prostu musiał to zrobić. Ame znała sekret zniknięcia smoków, a co ważniejsze ich obecnego miejsca pobytu. Gdyby tylko udało mu się z nią chwilę porozmawiać może wyjawiła by coś więcej niż wzmiankę o jakichś świątyniach z którymi miał tylko taki związek, że czasem zdarzało mu się jakąś zniszczyć.
- Sam? A co ze mną? - nadąsał się Happy - Zawsze chodzimy wszędzie razem.
- Zajmij się Lisanną - odparł szybko ruszając przed siebie.

Gray najdelikatniej jak tylko mógł popychał zamrożoną damę w kierunku gildii. Musiał uważać przy każdym ruchu. Jeden pochopny gest i może przyśpieszyć topnienie.
- Dobrze się spisałeś ale naprawdę teraz już możesz wracać na zabawę - nieoczekiwanie za nim rozległ się głos mistrza.
Obejrzał się. Drobny staruszek kroczył ku niemu z drobnym uśmiechem na twarzy.
- Jestem z ciebie dumny. Doskonale dałeś sobie radę z tym zaklęciem - pochwalił go - Masz zadatki na naprawdę potężnego maga. Teraz jednak zostaw resztę tym, którzy są bardziej doświadczeni.
- Dziadku? Ale co ty tutaj robisz? - przybycie Makarov'a było dla niego nie lada zaskoczeniem.
- Chyba nie myślałeś, że od tak was dziś zostawię - odparł przyglądając się zamrożonej kobiecie - Wbrew temu co może się wam wydawać nie siedzę bezczynnie kiedy wy rozrabiacie w mieście - odchrząknął - Tak jak mówiłem. Idź dołączyć już do reszty.
Gray nie drgnął. Miał tak się odsunąć? Teraz, gdy ledwo udało mu się schwytać wroga nie zamierzał odejść nie usłyszawszy wyjaśnień.
- Z całym szacunkiem mistrzu ale.. - chciał zaprotestować ale ten tylko pokręcił głową.
- Już dość tu pomogłeś - odparł - a z tego co wiem, techniki przesłuchań nie należą do twoich mocnych stron.
- Może i nie ale po tym wszystkim mam chyba prawo zostać - upierał się.
- Mój drogi chodzi o to, że tu już dość zrobiłeś - Mavis jak zawsze pojawiła się nieoczekiwanie - Teraz jesteś potrzebny przyjaciołom i to dosłownie. W każdej chwili może zdarzyć się coś wielkiego i dobrze by było gdybyście wówczas byli razem.
Gray coraz mniej rozumiejąc z tej sytuacji posłusznie skierował się do centrum miasteczka z którego nadal dochodziła wesoła muzyczka. Kiedy skręcał w boczną alejkę i do jego uszu dobiegł odgłos wybuchu.

Gajeel również wyczuł znajomy zapach. Nie miał najmniejszych wątpliwości o ponownym pojawieniu się Ame. Znów zrobiła to tak naglę i chyba to najbardziej go intrygowało. Swoimi mocami zabójcy smoków przewyższała wszystkich jakich znał w tym fachu. Jego duma nieco na tym cierpiała. Od tak zjawia się jakaś piętnastolatka, o której wcześniej nikt nie słyszał i góruje nad wszytkami mocą. Chciał ją jak najszybciej znaleźć nim znów zniknie ale nie mógł narażać Levy. Nie mógł jej od tak tu zostawić. W tym zamieszaniu nikt nie zwróci na nią szczególnej uwagi. Niby plątali się tu Jet i Droy ale jakoś im nie ufał. Nawet po tych siedmiu latach wciąż byli dla niego zwykłymi pachołkami. Nawet sama Levy stwierdziła po ich pierwszej misji od powrotu, że wciąż to ona odwala całą robotę, a oni plączą się jej pod nogami i przeszkadzają. Warto wspomnieć, że chodziło w niej o porządkowanie starego archiwum jednego z okolicznych miasteczek. Z kolei on sam był przez nich wołany, gdy jakiś rzekomy potwór wlazł do ich pokoju w męskim akademiku. Tym potworem był nie kto inny jak mały pajączek. Tolerował ich tylko ze względu na niebieskowłosą. Po chwili do głowy przyszedł mu pomysł, który na chwilę obecną wydawał się najbardziej bezpieczny.
- Słuchaj - zagadał do dziewczyny - Może podrzucę cię na chwilę do Lucy.

Blondwłosa czarodziejka z wyraźną niepewnością wzięła do ręki klucz. Choć wiedziała, że nie powinna czuła ekscytacje. Tyle czekała na coś do czego może się nadać. Wszyscy w gildii uważali ją za ekspertkę od kluczy i teraz miała szansę udowodnić, że to prawda. Rubinowy klucz połyskiwał delikatnie w świetle lampy. Normalne przywołanie ducha odpadało. Skoro Yukino to nie wyszło ona też nic nie zrobi. Ich magiczna moc wcale, aż tak bardzo się nie różniła.
- Może by wymusić wezwanie? - zasugerowała ostrożnie.
Nie była zwolenniczką takich metod. Z duchami zawsze postępowała na zasadzie własnego zaufania. Prosiła ich o pomoc, a nie rozkazywała.
- Zaraz, a czy ty przypadkiem nie masz kontraktu z Krzyżem południa? - przypomniała sobie Yukino - To bardzo mądre duchy. Jeśli ktoś ma wiedzieć coś o tym kluczu to z pewnością on.
- Warto spróbować - zgodziła się Lucy sięgając do swojej saszetki.
Po kilku chwilach pojawił się przed nimi sędziwy staruszek przypominający srebrny krzyż. Unosił się pół metra nad ziemią pochrapując. Spał, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że został wezwany.
- Panie Crux - zaczęła Lucy delikatni nim potrząsając - Mógłbyś na chwilę przerwać drzemkę i nam pomóc.
Duch niechętnie otworzył jedno oko.
- Wiesz Lucy, że zawsze chętnie ci pomagam ale czy to musi być akurat teraz - spytał bardziej sennym głosem niż zazwyczaj.
- Tylko jedno pytanie - popatrzyła na niego błagalnie.
- A cóż takiego chcesz wiedzieć? - dał za wygraną duch.
- Chodzi o ten klucz - podsunęła ku niemu ów przedmiot - Yukino twierdzi, że nie reaguje na wezwania. Nie chcemy używać wymuszenia ale... wiesz, że ja... że teraz nie jestem zbyt...
Poczuła jak Yukino łapie ją za rękę, drugą otarła gromadzące się do oczu łzy. Kolejne wspomnienie o tym, że teraz musi trzymać się z tyłu. Kiedy spojrzała ponownie na Crux'a w jego zmęczonych oczach zobaczyła prawdziwy strach.
- Staruszku, co jest? - wyszeptała zaskoczona.
- Nigdy nie próbujcie Go wzywać - wyjąkał z prawdziwą trwogą w głosie - To bardzo niebezpieczny duch wygnany oniegnaj z naszego królestwa.
- Wygnany? - Lucy teraz z niedowierzaniem wpatrywała się w klucz.
- Tak On nie jest zwykłym astralnym bytem. On.. - nie dokończył bo znów zasnął po czym znikł.
Lucy przez moment patrzyła jeszcze w miejsce gdzie przed chwilą stał. Zastanawiała się co miał na myśli mówiąc o wygnaniu. Znała tylko jednego ducha, który znalazł się w takiej sytuacji i choć czuła, że nie powinna tego robić musiała wiedzieć.
- Loki, chodź do nas - zawołała wyciągając przed siebie złoty klucz.

Erza rozglądała się na boki. Praktycznie nie ruszała głową ale jej czuje tęczówki szybko przeskakiwały z jednej strony oka na drugą. Wyszukiwała jakiegokolwiek podejrzanego ruchu, jakiegokolwiek odgłosu. Czegokolwiek, co mogłoby spowodować ów wybuch. Jellal ruszył przodem chcąc dzięki zaklęciu meteoru szybciej zbadać większy teren. Co chwilę jego niebieska grzywa migała jej między drzewami. Jego obecność dodawała jej sił. W każdej chwili mogli natknąć się na wroga. Jeszcze dziś rano mistrz przestrzegł ją że jeśli faktycznie dojdzie do ataku w tym dniu będzie musiała być gotowa na wszystko. To miała być ostatnia większa zabawa przed wielką bitwą. Bitwa z tym wrogiem była czymś, co sprawiało, że mimowolnie odczuwała duży strach. Pomyślała o Laki. Nadal czuła się odpowiedzialna za śmierć przyjaciółki. Czy ponownie ktoś ucierpi, gdy ona na chwilę odwróci wzrok? Zacisnęła dłoń na mieczu. Musi zrobić wszystko by do tego nie dopuścić.
- Chyba coś znalazłem ale nie jestem pewien, czy to może coś znaczyć. Mogłabyś tu podejść i ocenić? - zawołał zza drzew Jellal.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy coś z dużą szybkością powaliło ją na ziemię.
- Au, Erza musisz nosić tak twarde zbroje - spytał Natsu rozcierając sobie głowę.
- A ty dalej nie patrzysz gdzie biegniesz - odpowiedziała wstając.
Nie zdążyła porządnie wyprostować kolan, gdy nadbiegł Jellal nieszczęśliwie przewracając ją z powrotem na Natsu.
- Za jakie grzechy - jęknął salamander przygnieciony ciężarem ciała Tytanii.
- Nic ci się nie stało? - zatroszczył się o szkarłatnowłosą Jellal - Przepraszam, ale jak usłyszałem jak upadasz myślałem, że to wróg.
- A o mnie to się nie martwisz - burknął niezadowolony Natsu - Myślałem, że jesteśmy kumplami, a ty uderzasz we mnie Erzą. To boli.
- Dobrze, że jesteś - Jellal starał się odzyskać spokój - Mam nadzieję, że potrafisz rozpoznać silany pazurów smoka.
Było mu nieco gorąco. Pozycja w jakiej upadli niebezpiecznie przypomniała mu jak to on kilka miesięcy temu był na miejscu Salamandra. Jak siłą powstrzymał się przed pocałunkiem. Jednak Natsu daleko było do doszukiwania się romantyzmu w tej scenie. Ulgę też sprawiła mu świadomość, że ów mag ma Lisannę. Skup się. To nie jest teraz istotne. Zganił się w myślach. Na szczęście sama wzmianka o smokach wystarczyła by teraz zarówno Natsu jak i Erza patrzyli na niego wyczekująco.
- Tak - odpowiedział wskazując na drzewa, które przed chwilą obserwował - tam są ślady pazurów. Przypominają te zostawiane przez smoki z ostatniego dnia turnieju z tym, że są mniejsze...
Ledwie zdołał odsunąć się na bok, gdy Natsu puścił się biegiem do zarośli.
- No faktycznie - dobiegł ich jego krzyk - to na pewno Ame je zostawiła.
- My też powinniśmy iść - zauważyła Erza ruszając.
- Tak ale pozwól, że będę iść przodem - oświadczył Jellal, którego nawiedziły dziwne przeczucia.
Ame z pewnością była niebezpieczna. Może kilka razy udzieliła im w jakiś sposób pomocy ale Gajeel opowiadał im o ich wyprawie. Wtedy to głównie dzięki niej wrócili w komplecie. Ale też wtedy stało się coś co kazało na nią uważać. Nagłe zmiany zachowania to pierwsze objawy bycia przez kogoś kontrolowany. Doskonale wiedział jak to jest ale to tylko komplikowało sprawę. Jej działanie były nieprzewidywalne, a co za tym idzie choć ona sama była bardzo silna za nią musiał stać ktoś jeszcze silniejszy.

Mistrz przejechał dłonią po topniejącej tafli lodu. Nie miał pewności, czy dobrze robi zabierając ją do gildii ale inne miejsce nie przychodziło mu do głowy. Zresztą znał ten budynek najlepiej, a przywilej gospodarza ułatwiał mu nieco kontrolowanie sytuacji. Nie był również sam na jego prośbę zjawiło się tutaj kilku starych przyjaciół.
- Nie sądzę by osłona wytrzymała dłużej niż kwadrans - oznajmił Bob przypatrując się uwięzionej w lodzie dziewczynie.
- Sama mam obawy. Mimo, że jest nas tu czworo i jesteśmy dość doświadczenie nie wiem czy damy radę - Porlyusica wolała przedstawić sprawę jasno.
- Dalej nie wiem po co ja jestem wam tu potrzebny - dodał swoje Yajima, który zdecydowanie wolał teraz siedzieć w swej bezpiecznej restauracji.
- Nie wiemy co nam zaprezentuje - powiedział Makarov - Różnorodność naszych umiejętności może okazać się niezbędna.
- W takim razie czemu kazałeś odejść Gray'owi - spytał Bob kołysząc się delikatnie na boki - To taki uroczy młodzieniec.
- Był dość zmęczony po walce - odparł mistrz Fairy Tail - Zresztą jest za młody by ryzykować własnym życiem.
- Mniemam, że nie był tym zachwycony. On i Natsu nigdy nie rezygnują póki nie padną - westchnął Yajima - Dzisiejsza młodzież jest taka pochopna.
Zapewne rozmowa trwałaby dłużej gdyby nie lód, który zaczął pękać w zaskakującym tempie. Z pomiędzy szczelin wydobywało się światło.

Levy nie była zadowolona z pozycji w jakiej niósł ją Gajeel. Trzymał ją pod ramieniem zupełnie jak jakiś bagaż podręczny.
- Naprawdę mogę iść sama - próbowała zaprotestować już któryś raz.
- Tak, tak ale masz krótkie nogi a ja chce szybko coś sprawdzić - burknął Gajeel - więc nie wierzgaj się bo jeszcze ktoś pomyśli, że to jakieś uprowadzenie. Zresztą sama mówiłaś, że chętnie pogadasz chwilę z naszą blondyneczką.
- Ale ty jesteś wredny - nadąsała się McGarden zadzierając głowę do góry by spojrzeć mu w twarz i wtedy jej spojrzenie padło na niebo - Już prawie się spotkały.
- Tak to ostatnia prosta już nawet widać jej mieszkanie - przyznał - ale od kiedy gadasz jak Juvia?
- Nie chodzi o mnie - prychnęła - spójrz na niebo.
Gajeel zadarł głowę. Zobaczył ciemne nocne niebo, gwiazdy i częściowo osłonięty chmurami księżyc w pełni.
- Jak dla mnie nic specjalnego tam nie ma - wzruszył ramionami.
- Gwiazdy - powiedziała - coś jest z nimi nie tak.
- Spytasz o to naszą ekspertkę od gwiezdnych duszków - zbagatelizował smoczy zabójca - Jeśli o na nie wie co „z nimi nie tak” to nie wiem kto.
Chciał jak najszybciej odnaleźć Ame. Musiał jakoś ja przekonać by powiedziała gdzie konkretnie są smoki. Spytać skąd ma tak wielką moc do której nie sposób się im nawet zbliżyć. Kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem Metalicana wspominał mu że jeśli będzie wytrwale ćwiczył to osiągnie moc o jakiej mu się nie śniło. Do niedawna myślał, że chodziło o smoczą siłę ale to czym władała Ame było potężniejsze.
- Chyba masz rację - zgodziła się Levy - Może w końcu wyczytała coś w tej książce.
Gajeel'owi nagle coś się przypomniało.
- A te.. - podrapał się po głowie szukając odpowiednie określenie - coś co ma się dziś zdarzyć? To o północy, czyli za jakiś kwadrans.
Nie zdążył się nad tym głębiej zastanowić bo dobiegł ich przeraźliwy krzyk Lucy.

Przejechała dłonią po zniszczonej korze. W miejscach gdzie przecięły ją czyjeś szpony wyczuła wilgoć. Poczuła na sobie dłoń Jellal'a.
- Co o tym myślisz? - spytał.
- Z pewnością są dość świeże ale nie to jest podejrzane - odparła - zauważyliście może gdzie konkretnie są ulokowane.
- No na drzewach - odpowiedział inteligentnie Natsu ale został zignorowany.
Jellal poczuł jak zimny dreszcz przebiega przez jego ciało. Jak mógł tego nie zauważyć? Ślady pazurów były na drzewach wokół nich ale nie były przypadkowe. Obrócone ku nim sprawiały wrażenie ogrodzenie więżącego wewnątrz siebie zwierzynę.
- Szlag, to pułapka - to mówiąc przysunął się bliżej Erzy by w razie czego ją ochronić.
Ledwie to powiedział usłyszeli dźwięczny śmiech, a nocne niebo pokryły wyjątkowo ciemne, deszczowe chmury. Zaraz potem zerwał się silny deszcz i poczuli powiew silnej mocy magicznej.
- Ame wiem, że to ty - krzyknął Natsu - Musisz powiedzieć gdzie jest Igneel i reszta.
- Idę, idę - radosny głos smoczej zabójczyni rozległ się tuż nad ich głowami.
Krople deszczu zaczęły się ze sobą zlewać i formować aż w końcu wyłoniła się z nich smocza zabójczyni. Po raz kolejny sprawiała wrażenie jakby wszystko co robi było zwyczajną, nikomu nie szkodzącą zabawą.
- Czemu się tak drzesz? - spytała uśmiechając się niewinnie.
Jellal szykował się już do bezpośredniego ataku ale Erza powstrzymała go ruchem ręki i pokręciła znacząco głową.
- Zostaw to Natsu - powiedziała - To dla niego ważne, zwłaszcza teraz gdy jest tak blisko poznania prawdy o smokach.
Wiedziała, że różowowłosy jest bardzo silny ale też nierozważny. Mimo to nigdy celowo nie nikogo nie krzywdził. Owszem wielokrotnie niepotrzebnie się „zapalał”, a to się nasiliło gdy zaczęli pojawiać się kolejni smoczy zabójcy. Pierwszy był Gajeel co dało mu nadzieję na odnalezienie swego smoka. Niestety i Redfox nic nie wiedział. Podobnie sytuacja miała się z Wendy. Nawet nie przepuszczała jak musiał poczuć się, gdy dowiedział się że Sting i Rouge zabili swych smoczych opiekunów. Nawet wtedy, gdy wrota czasu się otworzyły musieli stoczyć bój z innymi smokami nie dowiedział się nic konkretnego. Dopiero niedawno, gdy pojawiła się Ame, która jawnie twierdziła że wie o miejscu przebywania ich przybranych rodziców obudziła się w nim nowa nadzieja. Nieraz słyszała jak opowiada innym o tym co wreszcie powie Igneel'owi gdy go odnajdzie. Był pewien, że i tym razem uda mu się nawiązać nić porozumienia z wodną smoczą zabójczynią. Choć młoda czarodziejka była niewątpliwie potężna coś jej mówiło, że powinna teraz powierzyć obrót spraw Salamandrowi.
- Jesteś tego pewna? - spytał cicho Jellal.
- Tak - kiwnęła głową - Zresztą gdyby faktycznie miała zamiar nas skrzywdzić już dawno by to zrobiła.
- To prawda - przytaknęła Ame - Można powiedzieć, że jak to ujął Jelly ma racje to tak jakby pułapka ale ma za zadanie was ochronić.
Jelly to drobne przezwisko zmroziło mu szpik w kościach. Właśnie tak kilka razy zwrócił się do niego Kaishi. Zwykle zagadywał tak do niego by w pozornie luźnej gadce ukryć groźbę. Spojrzał na Erzę. Stała w gotowości do ataku ale na razie nie reagowała. Ufała w siłę swego przyjaciela. Bolało go to bo tak samo ufała również Kaishi'emu. Temu, który tylko na nią czyhał. Nie wytrzymał i chwycił ją przyciągając ją mocno do siebie.
- Jellal co ty robisz? - spytała zaskoczona Erza.
Czuła jak na jej twarz wstępuje rumieniec, a serce przyśpiesza. Niebieskowłosy mag znów zachowywał się nielogicznie. Znów zachowuje się dwuznacznie, a ona sama nie ma pojęcia co konkretnie chce jej przekazać. Wiedziała, że zaraz po raz kolejny ją odrzuci, a potem będzie się zachowywał jakby była dla niego tylko przyjaciółką. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby co jakiś czas nie wysyłał jej dwuznaczny sygnał. Igra z jej uczuciami jakby już nie miała dość zmartwień na głowie. Tak bardzo potrzebowała oparcia ale nie osoby, której nie wiadomo o co chodzi. Dlaczego to robił skoro już wyjaśnili sobie na czym stoją?
- Przepraszam, ja pomyślałem o czymś innym - odparł odsuwając się od niej tak szybko, że pośliznął się na rozmokłej trawie lądując boleśnie na ziemi.
Ale to nie stłuczone ciało zabolało go najbardziej. Dużo gorsze było spojrzenie Erzy pełne żalu. Znów ją ranił. Powiedz wreszcie jej co do niej czujesz. Krzyknął głos w jego głowie. Tak, wiele razy chciał już to zrobić ale jednocześnie bał się konsekwencji no i wciąż nie czuł się jej godny. Ale jak tego nie zrobisz może spotkać ją coś gorszego. Chyba faktycznie powinien zacząć już coś robić w tym kierunku.
- Nic ci nie jest? - spytała szkarłatnowłosa wyciągając do niego rękę.
Przebłysk smutku w jej oczach szybko znikł. Ponownie chciała ukrywać swe uczucia. Pomagać wszystkim innym tylko nie sobie. Tak bardzo zapragnął teraz zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogli by się pośmiać z jakiejś błahej sprawy. Ale teraz nie mogli. Musieli zająć się bieżącą sprawą nim pozwolą sobie na kolejną chwilę relaksu.
- Powiedziałaś, że to ma nas ochronić - Tytania zwróciła się do Ame - Co konkretnie masz na myśli?
- A no tak - potwierdziła wesoło Ame - Nie powinniście teraz wracać do miasta.
- Jeśli chcesz skrzywdzić naszych przyjaciół będziesz wpierw musiała zmierzyć się z nami - krzyknął Natsu - ale najpierw masz powiedzieć, gdzie są smoki.
- Ja nie chce ale ktoś inny tak - Ame zachowywała spokój jakby mówiła o swoistej grze - Co do smoków to myślałam, że dostaliście już dość wskazówek ode mnie.
- Ale ja nic z nich nie rozumiem - uskarżał się Salamander.
- Nie rozumiem - Erza była trochę skołowana - Jeśli nie ty nas atakujesz, to przed kim bronisz.
- Jak to nie wiecie - Ame była szczerze zdziwiona - Przecież w książce, którą macie jasno pisze co ma się stać.

Gray nie do końca wiedział co myśleć o tym co właśnie widzi. Erza, Natsu i Jellal. Nad nimi wisiała jakaś niewyraźna postać ukryta w znacznej części pomiędzy gałęziami drzew. Deszcz lał coraz mocniej dodatkowo utrudniając mu widzenie.
- Ale to irytujące - burknął pod nosem wyczarowując lodową parasolkę.
Przeczuwał już, że nie jest to robota Juvii. Czarodziejka już od dłuższego czasu nie przywoływała nieumyślnie opadów. Obawiał się jednego. Obawiał się, że może być to kolejny osłabiający deszcz z jakim niedawno przyszło im się zmierzyć, a on i tak potrzebował już odpoczynku. Walka z Trick pozbawiła go sporych zasobów magi.
- A więc znów się spotykamy - usłyszał głos, który z kimś mu się skojarzył.
Obrócił się. Za nim stała ta sama przerażająca postać, którą spotkał w wiosce słońca.

Lisanna mocno przycisnęła do siebie Happy'ego. Ściana deszczu zbliżająca się od strony lasu budziła w niej złe przeczucia. Zadrżała z zimna, gdy otulił ją zimny powiew wiatru.
- Może powinniśmy znaleźć Mirę i Laxus'a = zasugerował Happy - Razem będzie bezpieczniej.
- No nie wiem - odparła niepewnie Lisanna - siostrzyczka z pewnością teraz chce pobyć z nim sama. Po za tym tu jest Kaishi i spora część gildii. Jestem pewna, że w razie cze- Jago sobie poradzimy.
Chyba wszyscy mieli te same przeczucie. Przerzucie, że to już koniec zabawy, że zaraz rozpocznie się to co w swej wizji widziała Carla.
- Wiesz Lisanna - powiedział nagle smutnym tonem Happy - Zazdroszczę Carlusi i Lily'emu oni mają swoje specjalne moce, a ja nic takiego nie umiem.
- Mam co do tego inne zdanie - dziewczyna delikatnie pogładziła go po głowie - Ty masz naprawdę szczególny dar. Przy tobie wszyscy jesteśmy szczęśliwsi.
- Ale to nie pomoże mi was chronić - upierał się Exceed - Natsu kazał mi się tobą opiekować ale ja chyba nie dam rady.
Lisanna miała już zaprzeczyć. Powiedzieć, że jej zdaniem jest zupełnie inaczej ale w tej samej chwili na plac wpadła tajemnicza czarna mgła.
- Chyba mamy gości - stwierdził Kaishi podchodząc do nich - Pozwolicie, że przywitam ich pierwszy?

Wiedzieli o księdze, która teraz była w posiadaniu Levy. To jeszcze pogorszyło ich sytuacje. Jellal poruszył się nerwowo zastanawiając się jak powinien teraz zareagować. Myśl, przecież przez te lata spotkałeś tyle złoczyńców. Byłeś w tylu różnych sytuacjach. Nie możesz od tak poddawać się strachowi. To prawda ale podczas tych siedmiu lat nie było przy nim Erzy. Teraz, gdy stała obok niego, gdy wiedział, że coś może jej zagrażać bał się podwójnie. Ame siedziała na drzewie uśmiechając się jakby słyszała jakiś zabawny kawał.
- Możesz łaskawie powiedzieć o co ci chodzi - warknął w stronę smoczej zabójczyni - Raz nam pomagasz by za chwilę znów atakować?
- Ja tam robię tylko to o co poprosiła mnie Mizuyama - Ame wzruszyła ramionami - Ogólnie to nic do was nie mam.
- Zaraz - krzyknął Natsu - chcesz powiedzieć, że masz stały kontakt ze swoim smokiem.
- No mam - przytaknęła - Serio nikt z was jeszcze nie odnalazł?
- Niby jak mam widzieć, gdzie szukać skoro Igneel mi nic nie powiedział - naburmuszył się smoczy zabójca - Złaź tutaj i mnie do niego zaprowadź bo jak nie to użyję mojej tajnej broni.
Jellal spojrzał na Erzę ale ta tylko wzruszyła ramionami. Natsu miał to do siebie, że nawet komuś kto znał go od dziecka trudno było przewidzieć co zrobi. Przez moment patrzyli w milczeniu jak Natsu przybiera swą smoczą siłę by za chwilę energicznie potrząsać drzewem.
- Powiedz jak będziesz miała dość tej męki - powiedział co raz uderzając w pień.
- Próbujesz wywołać chorobę lokomocyjną - Ame wyglądała na rozczarowaną - Myślałam, że wybierzesz coś bardziej oryginalnego - rozwinęła skrzydła i odskoczyła od pnia unosząc się w powietrzu - a przynajmniej coś, czego nie tak łatwo uniknąć.
- Skoro tak stawiasz sprawę to spróbuj przetrzymać to - krzyknął smoczy zabójca - ryk ognistego smoka.
Płomień Natsu choć niewątpliwie potężny został z łatwością zablokowany przez Ame.
- Ktoś cię nauczył, że woda jest po to by gasić ogień - zaśmiała się.
Natsu zastygł w bezruchu przez kilka sekund wyraźnie nie widząc co robić po czym odwrócił głowę w kierunku Erzy i Jellal'a.
- Ej, a woda to dobrze przewodzi prąd? - spytał z miną ucznia, który nie zna odpowiedzi na żadne pytanie egzaminacyjne.
- Owszem - odpowiedział nieco zdezorientowany mag.
- No to świetnie - zadowolony Natsu uruchomił trym ognistego smoczego zabójcy piorunów.
Ame uniosła w górę brwi po czym zaklaskała radośnie w dłonie.
- Jednak plotki są prawdziwe - zaśmiała się - jesteś fajniutki.
- No ba - Natsu wypiął dumnie pierś - jestem zajebisty.
Jellal przyglądał się przez moment tym dwojgu oceniając szansę na dyskretne wycofanie się gdy walka się rozpocznie. Spojrzał porozumiewawczo na Erzę ale ta tylko pokręciła głową.
- Lepiej nie - poradziła wskazując na deszcz - zauważyłeś coś.
- Nie martw się może uda nam się jakoś przebić przez barierę - powiedział analizując w głowie jakiego zaklęcia użyć w tym celu.
- Nie o to chodzi - odparła szkarłatnowłosa po czym podniosła patyk z ziemi - patrz.
Obserwował jak rzucony kawałek drewna leci przez chwilę swobodnie w powietrzy by po zderzeniu z barierą Ame rozpaść się na drzazgi jakby był siekany przez tysiące małych igieł.
- To nie jest ta sama bariera co wtedy - powiedział na głos czując, że jeśli by weszli pod ten deszcz to spotkałby ich taki sam los jak owy kawałek drewna.
- Nie tylko chroni to co wewnątrz, ale jeszcze zniechęca do wyjścia za nią - odparła Ame radosnym tonem - Właściwie to zamierzałam tu zamknąć tylko wychowanka Igneel'a ale skoro wpadliście grupą to może być jeszcze ciekawiej.
- Erza idzie stąd z Jellal'em - krzyknął nagle Natsu - to o mnie tu chodzi. Nie spocznę póki nie wycisnę z niej wszystkiego co wie o smokach.
- Nie zostawimy cię - oznajmił Jellal - zresztą jak mamy się wydostać.
- Mogę spróbować przeciąć wodę za pomocą miecza królowej wód ale nie jestem pewna, czy zadziała - stwierdziła Erza po czym zwróciła się do różowłosego - jesteś pewien, że dasz radę?
- Tak, idźcie i najlepiej dołączcie do reszty - rzucił pośpiesznie - mam jakieś złe przeczucia.

Trick stanęła na drewnianej posadzce gildii. Czujnym wzrokiem omiotła zebranych. Po twarzach poznała, że musieli to być mistrzowie tutejszych gildii. Przekarmiony amor wtapiał się w barek. Starsza kobieta o różowawych włosach miała minę jakby stała w zbyt długiej kolejce. Drobny staruszek z czapką kucharza stał za innym dziadkiem, który z kolei musiał być tutejszym mistrzem. No i była jeszcze jedna osoba. Nie widziała jej ale wyraźnie czuła jej obecność. Obecność kogoś kto oszukał śmierć.
- A więc po co mnie ściągaliście do tego przemiłego barku? - spytała kumulując w dłoni wiązkę bardzo jasnej energii.

Mirajane uśmiechała się sącząc przez słomkę mleczny koktajl. Laxus chrupał solone orzeszki. Oboje byli zajęci wpatrywaniem się w siebie. To było tak dziwnie proste. Kiedy wreszcie się pocałowali było dla nich zagadkę czemu tak z tym zwlekali.
- Wiesz, że uroczo wyglądasz w gotyckim stroju - zagadał Laxus nachylając się tak bardzo, że otarli się nosami.
- A ty pamiętasz, że masz uczulenie na orzechy - zaśmiała się wskazując a jego przekąskę.
- Cóż - blondyn wpakował do ust trochę fistaszków - Zawsze lubiłem sprzeciwiać się regułom.
- Oj wiem - uśmiechnął się do niej - prawdziwy z ciebie demon.
- Nie powinniście używać tego porównania skoro nie wiecie co to jest prawdziwy demon - powiedziała młoda kobieta podchodząc do nich.
Wyglądałaby na normalną dziewczynę, gdyby nie dwa duże rogi sterczące z oby stronach jej głowy.

Czarna mgła zwracała uwagę coraz większej liczby osób. Wendy i Sherry rozglądały się na boki próbując za pomocą wzmocnionych zmysłów wyczuć skąd nadciągnie niebezpieczeństwo. Na marne. Ich zmysły nadal coś blokowało. Happy chciał chwycić Lisannę ale ta odsunęła go delikatnie od siebie.
- Weź Sherry, Carla poniesie Wendy, a ja może w formie ptaka też kogoś udźwignę - Lisanna starała się zachować spokój ale im więcej mówiła, tym jej głos stawał się słabszy.
Kaishi stał przed nimi ale wątpiła by dał radę wszystkich ochronić. Tak wątpiła. Już kilka razy wrogowie pokazywali na co ich stać. Erza i inni byli bardzo blisko Laki, gdy ta umierała.
- Radzę jednak się wam schować - spośród czarnego dymu dało się słyszeć głos - Nie chce niszczyć tego co nie potrzebne - Z dymu uformowała się zakapturzona postać przypominająca posturą bardzo wysokiego człowieka - To miejsce jest dla mnie za głośne i chcę jak najszybciej je opuścić.

Gajeel z trudem wyważył drzwi do mieszkania Lucy. Zadanie utrudniał mu silny, gorący wiatr dobiegający z wnętrza pomieszczenia. Levy wydała z siebie zduszony pisk. W środku szalała czerwona trąba powietrzna. Targała wszystko co znajdowało się w pokoju. Zasłonił twarz ręką gdy lecący dywan prawie w nich uderzył.
- Gdzie są Lu i Yukino? - spytała przerażona Levy rozglądając się za gwiezdyni czarodziejkami.
To zdarzyło się w tempie błyskawicy. Coś białego mignęło im przed oczami. Instynktownie rozłożył ramiona i chwilę później wpadła w nie Yukino. Nawet nie miał czasu pomyśleć co tu się właściwie dzieje. Musiał zrobić to czego nie cierpiał. Działać jak Natsu. Impulsywnie. Nie zastanawiając się nad kolejnym posunięciem. Wziął głęboki oddech i wskoczył w objęcia wiatru. Spodziewał się, że zaraz będzie musiał robić wszystko by się nie dać ponieść ale nie musiał. Jego stopy uderzyły o stabilną podłogę. Złowrogi, czerwony wiatr znikł. Jednak jego serce zaczęło mocniej bić, a on sam poczuł jak zalewa go fala gniewu. Cokolwiek by to było to właśnie z niego zakpiło. Pokazało swą siłę, a gdy on miał pokazać swą znikło. Nie mógł sobie pozwolić na wybuch złości. Nie przy Levy. Niebieskowłosa osóbka, sama przestraszana pochylała się nad nieprzytomną członkinią szablozębnych. Rozejrzał się po zrujnowanym pokoju, który wyglądał jakby przebiegło przez nie stado Natsu. Najgorsze jednak było to, że zupełnie nie dostrzegał śladu Heartofilii.
- Ej, blondyneczko jeśli tutaj jesteś to daj nam jakiś znak - zawołał - spokojnie, jeśli znów straciłaś ciuszki to poczekamy, aż je znajdziesz.
Starał się żartować ale im dłużej czekał tym bardziej dochodziło do niego, że Lucy tutaj nie ma.

Gray uformował w dłoniach miecz wiedząc, że ma przed sobą wroga. Demon uśmiechał się do niego triumfalnie. Zdawał sobie sprawę z różnicy poziomów.
- Nazywam się Kyouka - powiedziała spokojnie - Ostatnio nie mieliśmy czasu porozmawiać.
- Niby o czym mieliśmy rozmawiać? - prychnął.
- O twoim Ojcu - odpowiedziała niewzruszona - Możliwe, że niedługo nadejdzie czas byś przejął jego obowiązki. Staruszek ostatnio niedomaga.
- Mój ojciec nie żyje od wielu lat - starał się zachować spotkać.
- Tak myślisz? - zachichotała Kyouka - Deilora nie bez podstawy wybrał waszą wioskę. Z początku miałeś dołączyć do rodzinki ale nam zwiałeś więc musieliśmy popaść w uśpienie bez ciebie.
- Jakoś ci nie wierzę - prychnął wciąż pamiętając widok martwych rodziców.
- To może chcesz bym pokazała dowód? - spytała

Erza jeszcze raz spojrzała na Natsu, a gdy ten kiwnął głową wiedziała już że sobie poradzi. Jellal stanął za nią. Oboje byli gotowi do drogi.
- Będziemy musieli szybko przejść - oznajmiła - To będzie jak uniknięcie pocisku z bardzo bliskiej odległości.
Jeszcze raz spojrzała na Natsu. Smoczy zabójca wyszczerzył zęby w charakterystyczny dla siebie sposób i uniósł kciuk w górę. Ame nie reagowała spokojnie czekając na rozwój wypadków. Widocznie niezbyt ją interesowało powstrzymanie ich od ucieczki z pułapki. Uniosła miecz szykując się do wycięcia im drogi, gdy nagły ogromny ból przygniótł ją do ziemi nie pozwalając na najmniejszy ruch.
.......................................
Pl. Koniec zabawy
No tak... wena jest, czasu brak. Dodatkowo powiedzmy sobie szczerze. Choroby ustawiają się do mnie sznurkiem i jeszcze sprawy typowo życiowe T.T Pocieszycie jakoś? Postaram się najnowszy napisać jak najszybciej, a w nim jak można się domyślić „walki i krew”.