piątek, 29 stycznia 2016

16.Mahō no shurui

Jellal czuł, że leży na jakimś łóżku, a głowa wprost mu pęka. Nie wiedział gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał to jak biegł do Magnolii by upewnić się, ze Erza jest bezpieczna. Erza. Przytomność wróciła do niego tak szybko, że zwiększyła towarzyszące mu zawroty głowy. Momentalnie otworzył powieki. Jego oczom ukazał się śnieżnobiały sufit.
- Wreszcie się obudziłeś – na krześle obok siedziała zirytowana Meredy z tacą ciastek na kolanach – Następnym razem trochę pomyśl, zanim zechcesz walnąć w coś głową. Byłeś nieprzytomny ponad dobę. Wyglądała jakby siłą powstrzymywała się od walnięcia go w głowę choć w jej oczach widniała ulga. Czuł, że przysporzył jej swym zachowaniem sporo zmartwień ale po prostu musiał zadać to pytanie. Musiał się upewnić.
- Erza, czy z nią...
- W porządku – przerwała mu – przynajmniej fizycznie. Siedziała tu cały czas. Dopiero jakiś kwadrans temu Kaishi wyciągnął ją na spacer.
To imię podziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Ignorując tępy ból z tyłu czaszki poderwał się z łóżka gotów ruszyć za szkarłatną. Skoro była tu jeszcze niedawno powinien móc ją dogonić.
- Powinieneś leżeć – drzwi gabinetu lekarskiego otworzyła Wendy. Za nią stał Gajeel ledwie widoczny z naręcza świeżej pościeli, którą pomagał wnieść niebiańskiej czarodziejce – Nie masz wstrząsu mózgu, a czaszka jest cała jednak długo byłeś nieprzytomny co osłabiło twój organizm.
- A myślałem, że to ja nie cierpię skrzydła szpitalnego – skomentował wychowanek Metalicany – Na razie jest spokojnie, więc nie musisz się nigdzie śpieszyć. Nikt nie podejrzewa, że tu jesteś.
- Meredy-san, ktoś jeszcze się przebudził podczas naszej nieobecności choć na chwilę – dopiero po pytaniu niebieskowłosej Jellal zorientował się, że nie są tu sami.
Tuż za jego plecami byli inni. Na najbliższym mu łóżku leżał Gray cały pokryty bandażami. Krzesło dalej zajmowała Mirajane trzymając rękę nieprzytomnej siostry. Twarz Lisanny była prawie równie biała jak pościel ją okrywająca. Widząc, że na nich patrzy posłała mu słaby, przelotny uśmiech i delikatnie szturchnęła dłoń Natsu siedzącego naprzeciwko. Smoczy zabójca oderwał wzrok od małego łóżka w którym znajdował się Happy z kilkoma bandażami na głowie. Rzuciwszy mu przelotne Hej podniósł się i wolnym krokiem ruszył w ich stronę. Jellal od razu spostrzegł jego przybity wyraz twarzy. Tylko raz widział go w podobnym stanie. Wtedy gdy Erza chciała... potrząsną głową odganiając od siebie wspomnienia z Rajskiej Wieży.
- Co tu się dokładnie stało – spytał starając się odczytać coś z jego niemal nieobecnego spojrzenia.
- Żebyśmy to wiedzieli – Dragneel wzruszył ramionami – są jakieś zmiany u Juvii – skierował pytanie do Wendy na co ta bezradnie pokręciła głową.
- Porlyusica-san umieściła ją w magicznym inhibitorze. Mówi, że jej wodne ciało zaabsorbowało zbyt wiele tego deszczu. Sądzi, że da radę to z niej wydobyć szkodliwe cząsteczki ale zajmie to sporo czasu.
Młoda smocza zabójczyni podeszła do Lisanny i zaczęła delikatnie zmieniać jej bandaże. Jellal spostrzegł jak z wielką starannością wykonuje każdy ruch.
- Będzie dobrze – pocieszająco zwróciła się do Miry – Mają silne organizmy. Urazy ustępują i dziś lub jutro powinni się wybudzić.
Wszystkich nieco ożywiła ta wiadomość. Atmosfera od razu się ożywiła. Jellal jeszcze raz spróbował wstać ale zrezygnował widząc mordercze spojrzenie Meredy. Z kolei na twarz Natsu powrócił uśmiech. Wiara, że jego przyjaciele nadal będą blisko niego zawsze mu pomagała.
- Spokojnie stary – rzucił rozciągając się chyba pierwszy raz od wielu godzin – Meredy przekazała nam już tą księgę, którą udało wam się znaleźć. Levy cały czas stara się ją odszyfrować.
- Jaką książkę – powiedział tak szybko, że dopiero po kilku sekundach dotarł do niego sens tych słów. Cały czas myślał o Erzie i odszyfrowanie znaków zeszło u niego na dalszy plan. To jednak wystarczyło by wszyscy zebrani spojrzeli na niego z niemałym zdziwieniem. Wendy wykonała ruch ręką jakby się wahała czy go jeszcze raz nie zbadać.
- No wiesz... - zaczął Gajeel ale Meredy pokręciła tylko głową z irytacją.
- Spokojnie nic mu nie jest – zapewniła – Po prostu Pan-Nadpobudliwie-Zazdrosny-Nie-Ufam-Nikomu-Kto-Podchodzi-Do-Erzy ma jakieś wąty do waszego nowego znajomego i wyobraża sobie zbyt wiele.
Jellal otwierał usta by zaprotestować ale mu przerwała.
- Mam Ci przypomnieć co było po pierwszym dniu igrzysk?

Gwiazdy świeciły już jasno na niebie, gdy cała gildia zebrała się w barze by świętować swoje porażki. Jellal siedział na dachu jednego z mniejszych domów wpatrując się w okno za którym bawili się członkowie Fairy Tail. Wielokrotnie przyłapał się na tym, że szukał wzrokiem wśród tłumu Erzy. Nie było to trudne przez jej rzucający się w oczy, oryginalny kolor włosów. Tak bardzo za nią tęsknił przez te siedem lat. Obserwował ja podchodzi do Gray'a z tacą pełną ciastek. Przez chwilę śmieją się z niesłyszanego mu dowcipu po czym Gray zrywa się by pognać za Natsu ślizgającym się na wywróconym, gnanym beczkami stole. Erza przez chwilę ich baszta by potem z zaskoczeniem powitać niespodziewanego przybysza. Jej nowy rozmówca przykul też jego uwagę. Ubrany jedynie w luźne brązowe spodnie i ciemnoniebieską, niedbale zarzuconą na ramiona rzucał Erzie pożądliwe spojrzenia upijając się alkoholem z podręcznej butelki. Nie mógł tego wytrzymać. Wpadł do baru, gdy ten mówił:
- No to co Scarlett, przeprowadzimy mały sparing?
Nim zdołał się zorientować co sam robi stał już między nim, a Erzą. Na upojoną twarz nieznanego mu maga wstąpił wyraz szczerego zdziwienia. Pochylił się patrząc mu prosto w oczy by po chwili wydać z siebie bełkotliwy śmiech.
- To ty jesteś tym zamaskowanym dziwakiem z tak zwanego Edolas, który dostał napadu śmiechu podczas ostatniej walki – spytał przybliżając się jeszcze bardziej.
Drgnął, miał udawać byłego członka Fairy Tail ale jeśli wda się w dyskusje jest prawie pewne, że powie coś co go wyda. Jednak czy w tej sytuacji...
- Co ty wyprawiasz? - syknęła mu do ucha Erza.
Chciał już powiedzieć, że cel jego działań jest oczywisty, gdy zdał sobie sprawę z tego co sam robi i gdzie się znajduje. W barze znajdowała się większość członków gildii szkarłatnowłosej, zresztą ona sama nie należała do najsłabszych i z pewnością potrafiłaby o siebie zadbać. Dotarło do niego, że zadziałał zbyt impulsywnie. Przez swoje zachowanie o mało się nie zdradził pakując Fairy Tail w niemałe kłopoty. Nadal był poszukiwanym w całym kontynencie zbiegiem.
- Poznajcie się – niezręczną ciszę przerwała Erza – Mystogan to jest Bacchus Groh z Quatro Cerberus. Swego czasu często spotykaliśmy się podczas misji jednak nigdy nie udało nam się stoczyć w pełni rozstrzygającej walki. Przepraszam, ale raczej nie pogadacie Mystogan nie należy do zbyt rozmownych.
Kiwną tylko potwierdzająco głową. Zastanawiał się jak dyskretnie się wycofać, gdy wyglądająca na siwiejąca kobieta chwyciła go za dłoń i pociągnęła do wyjścia
- Może pomożesz staruszce wnieść zakupy po schodach – spytała uśmiechając się do niego miło.
- Oczywiście – odparł szybko i ruszył z nią do wyjścia – dzięki za ingerencje Ultear – dodał, gdy byli już w bezpiecznej odległości.
- Następnym razem przemyśl to co mówimy Ci z Meredy od jakiegoś czasu – fuknęła Milkovich zdejmując z siebie iluzje – I powiedz jej co czujesz zanim przez ciebie wpadniemy w poważniejsze tarapaty.
- Wiesz, że nie mogę. Nie po tym co jej zrobiłem – powiedział odwracając się by jeszcze raz zobaczyć w oknie sylwetkę szkarłatnowłosej. Chciał by zawsze była szczęśliwa.

Wiedział, że wtedy zadziałał pod wpływem chwili ale czuł w kościach, że ta sytuacja jest zupełnie inna. Kaishi'ego zaakceptowała od razu cala gildia i choć nigdy wcześniej nie zaatakował żadnego z jej członków jak było to chociażby w przypadku Gajeel'a lub Juvii coś w nim nie dawało mu spokoju. Był zbyt idealny i to właśnie go intrygowało.
- A właśnie Jellal mówiłeś, że masz narzeczoną. Dlaczego chcesz ją zdradzić z Erzą – spytał Natsu, a powaga w jego głosie wskazywała, że wcale nie żartuje.
Meredy wyglądała na załamaną. Wiedziała wprawdzie, że smoczy zabójcy mają doskonały słuch ale nigdy nie podejrzewała, że ktoś może się dać nabrać na tak żałosne kłamstwa Jellala. Znała go od przeszło siedmiu lat i wiedziała, że nawet gdyby byłby postawiony przed plutonem egzekucyjnym nie potrafił by zaprzeczyć chociażby koloru swoich włosów. Teraz pojęła co miała na myśli Juvia mówiąc „Rywal panicza Gray'a jest słodki ale bardzo naiwny”. Cóż niebieskowłosy może być dumny udało mu się nabrać już jedną osobę. Nie spodziewała się jednak jak długo zamie jaj uświadomienie salamandrowi prawdy.
- Zrozumiałem – oświadczył wychowanek Igneel'a po dobrych dziesięciu minutach tłumaczenia blefu Fernandes'a – Jellal wcisnąłeś ten kit bo nie wiesz jak powiedzieć Erzie, że ją kochasz. Jeśli chcesz zrobię to za Ciebie – bezproblemowo zadeklarował Natsu.
Jellal zdębiał słysząc tę propozycję. Co prawda zdawał sobie sprawę z lekkiego podejścia do życia niektórych członków Fairy Tail ale coś takiego przerosło jego oczekiwania. Zdał sobie sprawę, że faktycznie nie potrafi temu zaprzeczyć. Naprawdę kochał Erzę ale też nie mógł jej tego powiedzieć. Nie zasługiwał na nią ale jednocześnie słowa Natsu obudziły w nim pewne obawy. Skoro oni wiedzieli jakim uczuciem darzy szkarłatnowłosą to czy ktoś spoza gildii może się o tym dowiedzieć. Nie chciał jej na nic narażać. Sama opinia, że może mieć coś wspólnego z kryminalistą z pewnością by jej nie posłużyła.
- Aye – ciszę przerwał znajomy głos. Happy odzyskał przytomność.
Niebieski Exceed usiadł rozglądając się nieco skołowanym wzrokiem po zebranych. Jego oczy nieco zaszkliły gdy spostrzegł Lisannę i Gray'a. Natsu widząc, że z jego przyjacielem wszystko w porządku od razu stracił zainteresowanie uczuciowymi sprawami Jellal'a.
- Dobrze, że wreszcie wstałeś – zaśmiał się kładąc mu dłoń na głowie – Zobaczysz, że oni niedługo też się obudzą, Jego wzrok przez dłuższy czas zatrzymał się na nieprzytomnej białowłosej.
- Jak ze skrzydłami – spytał na co ten w odpowiedzi uwolnił swą Arie. Osłabiające go zaklęcie musiało już minąć.
Przebudzenia Happy'ego zadziałało też pocieszająco na Mirajane, która od razu zaproponowała mu przyniesienie jego ulubionej rybki. Po chwili podeszli do niego też pozostali.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku – do rozmowy włączyła się Meredy
Wykorzystując to małe zamieszanie Jellal dyskretnie wymknął się z sali.

Lucy szła główną ulicą miasta ściskając oburącz papierową torbę z zakupami. Towarzyszący jej mały Plue jak zwykle starał się poprawić jej humor. Niestety tym razem nawet jego wygłupy nie odnosiły skutku. Cały czas myślała o niedawnym starciu. Była zmuszona bezczynnie kryć się w schronie podczas gdy inni narażali życie. Przez miesiące spędzone w Fairy Tail przywykła do tego, że jest słabsza niż większość jej członków jednak dotychczas zawsze mogła się na coś przydać. Zawsze jednak mogła liczyć na pomoc gwiezdnych duchów. Przystanęła czując. Że zbiera jej się na płacz. Zamrugała powiekami odganiając od cisnące się do oczu łzy. Wtedy też zauważyła, że Plue został w tyle. Duszek drżał bardziej niż zazwyczaj wpatrzony w jeden z ciemnych zaułków.
- Co tam widzisz – spytała z troską kucając przy nim.
Delikatnie pogłaskała go po głowie. Fakt, że ma problemy z złotymi kluczami nie zwalniał jej z odpowiedzialności za wysłanników innych gwizdanych bram.
- Prawdopodobnie mnie – naprzeciw niej wyrosła zakapturzona postać.
Spod nakrycia głowy wysuwało się kilka czarnych kosmyków włosów. Na widocznej części twarzy malował się melancholijny uśmiech. Lucy zamarła z przerażenia nie do końca wiedząc czy powoduje je przytłaczająca magiczna aura, czy czarny rysunek gwiazdy na krwisto czerwonej rękawicy. Ten sam symbol, który od niedawna był głównym problemem nie tylko Fairy Tail i innych gildii. Nim Lucy zdołała jakoś zareagować chwyciła ją za głowę przez co natychmiast zemdlała.

Erza przystanęła pod swoim ulubionym drzewem wpatrując się w płynącą dołem rzekę. Było coś w tym widoku co ją uspokajało. Tak bardzo teraz tego potrzebowała. Pamięć o ostatnich zdarzeniach wcale jej w tym nie pomagała. W trakcie natarcia wroga zginęło sześciu niepowiązanych z gildią mieszkańców miasta. Sześć ofiar. Siedem jeśli liczyć Elfman'a ale tak bardzo nie chciała wierzyć w stratę członka gildii, że wciąż odganiała tę myśl. Tak czy inaczej chłody, lekki wiatr i widok zachodzącego w oddali słońca koiły jej nerwy.
- Dziękuję, że jednak mnie wyciągnąłeś Kaishi – szepnęła do stojącego za nią maga – chyba faktycznie było mi to potrzebne.
- Nie ma sprawy – odparł wykonując żartobliwy ukłon co wywołało u niej przelotny uśmiech.
Dalej martwiła się o swych rannych towarzyszy oraz Jellal'a, którego po odlocie Ame zlokalizował Natsu. Nadal nie wiedziała dlaczego niebieskowłosy zachował się tak nierozważnie całą drogę pokonując za pomocą Meteoru. Nie wątpiła, że zdobyta przez niego księga może zawierać istotne informacje ale z tego co mówiła Meredy znaleźli ją już kilka dni temu, więc dlaczego chciał przekazać im ją właśnie teraz? Czuła, że różowowłosa czarodziejka nie mówi jej wszystkiego ale zdecydowała się poczekać, aż sam Jellal jej to powie. Zdaniem Wendy jego stan nie był poważny i powinien niedługo się sam wybudzić. Przez chwilę oboje stali w ciszy gdy Kaishi wskazując przed siebie ręką zawołał.
- Chyba wreszcie się obudził.- mówiąc to pomachał przyjaźnie ręką do idącego w ich stronę Fernandes'a.
- Jellal dobrze się czujesz – spytała z troska podbiegając po czym natychmiast go zbeształa – Dlaczego nie odpoczywasz w łóżku?
Poczuł jak mimowolnie się uśmiecha. Erza odkąd ją znał troszczyła się o swoich przyjaciół ale też była bezwzględna co do przestrzegania zasad.
- Chciałem po prostu sprawdzić czy z tobą wszystko w porządku – powiedział siląc się na normalny ton.
- Jak widać – wzruszyła ramionami – Znów nie mogłam temu zapobiec - chciała być silna ale nie potrafiła, z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Hej – poczuła na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Kaishi stał za nią uśmiechając się w pocieszający sposób – Istnieje nadzieja, że wasz przyjaciel wcale nie zginął.
- Jak to? - spytała z nadzieją, a Jellal poczuł ucisk w żołądku.
Erza była najważniejszą dla niego osobą. Chciał by była szczęśliwa, to było jego głównym celem. Nie chciał by płakała. Chciał móc w każdej chwili zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Spojrzał jeszcze raz na Kaishi'ego. Może faktycznie źle go ocenia. Może naprawdę chce również tylko dobra dla szkarłatnowłosej. Może tak jak mówi Meredy naprawdę zrobił się zazdrosny? Może powinien dać mu szanse. Choć w głębi serca nadal miał złe przeczucia postanowił wstrzymać się od działań w jego sprawie. Tak czy inaczej nikt, nawet Crime Sociere nie wiedział co robić. Znak gwiazdy, Tartaros, zniszczenie rady magii to wszystko tworzy idealne okazje do działalności innych mrocznych gildii ale jak mają je teraz odróżnić ich działania od tych naprawdę istotnych. Co innego okupywać niewielkie miasteczko, co innego pogrążać powoli cały kraj w panice.
- Nie jestem pewny czy to się naprawdę stało – z zamyśleń wyrwał go głos ciemnowłosego – ale jeśli wierzyć słowom Mirajane mogło być to zaklęcie „Drogi wody”. Wprawdzie mogę się tylko opierać na zdobytych informacjach, sam nigdy tego nie widziałem. Jednak trafiona nią osoba zmienia się na pewien czas w wodę by zostać niezauważenie przeniesiona w inne, nawet bardzo odległe miejsce. Niestety nie wiem niczego więcej.
- Mylisz się – Erza pokręciła głową – to zdecydowanie więcej niż mieliśmy. Znasz jeszcze jakieś zagadkowe zaklęcia? Może będziemy mogli czemuś zapobiec i....
- A jaką magią ty dysponujesz – wtrącił Jellal ale po prostu musiał to wiedzieć by do końca się upewnić.
- Może teraz nam to zdradzisz – dodała Erza, a Jellal spojrzał na nią zaskoczony. Zadał to pytanie by samemu się upewnić, że może bezpiecznie zostawić z nim Scarlet ale nie podejrzewał że i ona tego nie wie. Kaishi może nie był w gildii od dawna ale na pewno wystarczająco długo by lepiej go poznać.
- Gdybym tylko to wiedział – Kaishi położył się na trawie, a widząc ich pytające spojrzenia kontynuował – Jak pewnie wiecie magia dzieli się na dwa podstawowe rodzaje. Magię przedmiotu, która jest wielokierunkowa tak jak w przypadku twoich zbroi Erzo czy kluczy Lucy i może się jej nauczyć prawie każdy. Oraz magię Caster, którą często demonstrują nam w swoich bójkach Natsu i Gray. Większość też jest, że tak powiem powszechnie dostępna ale niektóre jej formy potrzebują odpowiednich nauczycieli jak w przypadku smoczych zabójców. Tu mamy też do czynienia z teorią magii wrodzonej.
- Magii wrodzonej – automatycznie powtórzył Jellal mimo braku ufności zaintrygowany jego wiedzą.
- Jesteś Jelly, dobrze zapamiętałem? Sorki ale nie mam pamięci do imion – zaśmiał się po czym nie czekając na odpowiedź kontynuował - Magię wrodzoną charakteryzuje to, że jej użytkownik może jej użyć nawet jeśli wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że to potrafi. Tak też było w twoim przypadku Erzo.
- Moim? – szkarłatnowłosa nie kryła zaskoczenia.
- Tak – potwierdził – Mówiłaś, że po raz pierwszy użyłaś magii podczas buntu w tej Wieży Niebios i była to odmiana telekinezy – kiedy kiwnęła głową Jellal zdziwił się jak bardzo się mu zwierzała – Nie wiedziałaś wtedy, że w ogóle to potrafisz. Nie będę tu odnosić się bezpośrednio do tych wydarzeń powiem tylko, że prawdopodobnie był to wybuch uśpionej w tobie magii i nie chodzi mi tu o magiczną moc ale prawdziwą magię jaka w tobie drzemie – ułożył się wygodniej na trawie po czym dodał – ale to tylko teoria o której kiedyś usłyszałem.
- Rozumiem – powiedziała Erza prostując się. Nie wiedziała dlaczego ale te słowa przypomniały jej krótki list jaki niedawno dostała. „Co wiedziała o sobie?” Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Odruchowo dotknęła medalionu, który z nim przyszedł i z którym od tej pory się nie rozstawała – Robi się ciemno, wracajmy lepiej do gildii – stwierdziła – Może mistrz będzie wiedział coś więcej.

Natsu wpatrywał się w pogrążoną w śnie Lisannę. Według Wendy zagrożenie minęło i teraz wystarczy czekać, aż ona i Gray się wybudzą. Mimo ich licznych starć poczuł ogromną wdzięczność do maga lodu za to, że przyjął na siebie największą siłę ciosu. Gdyby nie jego poświęcenie z białowłosą i Happy'm mogło by być znacznie gorzej. Siedział wsłuchując się w ciche tykanie zegara. Zmęczona czuwaniem przy siostrze Mirajane zasnęła na krześle, a Porlyusica zabrała exceed'a na, jak mu tłumaczyła, badania koordynacji ruchowo-sprawnościowej. Nie wiedział zbytnio co to ma być ale po tym jak zapewniła roztrzęsionego perspektywą kłucia kotka, że nic takiego go nie czeka ten zgodził się iść sam na badanie co Natsu przyjął z ulgą. Meredy, Wendy i Gajeel wyszli natomiast poszukać Jellal'a, który nagle zniknął. On jednak nie chciał odejść od łóżka Lisanny. Od kiedy wróciła z Edolas nie miał okazji z nią dłużej porozmawiać. Następnego dnia po jej powrocie odbył się test na maga klasy S. Atak Acnologii sprawił, że zniknęli na siedem lat. Gdy wrócili całe swoje siły skupił na treningu. Warto też pamiętać, że większość pozostałego do turnieju czasu spędził w świecie gwiezdnych duchów, gdzie czas płynął zupełnie inaczej. Turniej się skończył. Udało im się odeprzeć atak smoków jednak od razu zaczęło dziać się coś innego. Coś z czym mają kłopoty do tej pory i nie wiedzą jak się temu przeciwstawić. Mimo to gdyby wczoraj odwrócił się szybciej, jak radziła mu nawet sama Ame może oni wszyscy teraz by tu nie leżeli.
- Wybacz, że nadal nie potrafię chronić naszej małej rodziny – szepnął przypominając sobie zdarzenie sprzed kilku lat. Wtedy też wpędził ich w niemałe kłopoty.

Półtoraroczny Happy zataczał koła nad ich głowami. Od swego wyklucia urósł zaledwie o kilka centymetrów ale wszystko nadrabiał chartem ducha. Swą żywiołowością dorównywał nawet Natsu często naśladując jego zachowania. Niestety to samo tyczyło się też uporu. Tym razem niebieski kotek oznajmił, że będzie wisiał w powietrzu tak długo, aż smoczy zabójca zgodzi się zabrać go wreszcie na misje.
- Ale wiesz, że potrafisz utrzymać Arie tylko przez siedem minut – zaznaczyła Lisanna starając się ukryć jak bardzo bawi ją kolejna sprzeczka tych dwojga – Natsu nie chce byś się narażał.
- Nieprawda – odparł natychmiast salamander – po prostu uważam, że jest za słaby i będzie mi przeszkadzał.
- Lisanna, on jest okropny – zapłakany kotek wtulił się w drobną dziewczynę.
- Może zamiast się kłócić coś zjemy – mała czarodziejka szybko zmieniła temat – Mira-chan spakowała mi sporo ciastek kilka świeżych rybek i słoik magicznego ognia.
- Świerze rybki – Happy natychmiast się ożywił.
- Uwielbiam magiczny ogień – zawtórował mu Natsu.
Oboje zdawali się zapomnieć o niedawnej sprzeczce i zaczęli
pomagać Lisannie w jak najszybszym rozstawieniu kosza piknikowego. Kiedy wszystko było gotowe Exceed od razu przystąpił do konsumpcji jednej z ryb, natomiast Natsu zaczął mocować się ze słoikiem w którym był zamknięty ognisty smakołyk.
- Może ci pomóc – zaproponowała Lisanna odkładając na chwilę swoją kanapkę z powrotem na talerz.
- Nie ma mowy... Nie poddam się – warknął nie przestając napierać na zakrętkę – Coś takiego nie może... - urwał kierując wzrok w stronę lasu.
- Coś się stało.. - zaczęła Lisanna ale dał jej znać by zamilkła.
Słyszał wyraźnie kilka par butów uderzających o leśne podłoże. Jego smoczy zmysł węchu pozwalał mu od razu odgadnąć, że nie należą do ich gildii. Nie byli to też inni mieszkańcy Magnolii czy okolic. Pachnieli podejrzanie. Niestety naturalne odgłosy lasu zakłócały mu udane podsłuchiwanie. Udało mu się jednak wyłapać pojedyncze słowa. „zasadzka”, „szantaż”, „plan” i „nagroda”. Natychmiast poderwał się z miejsca. Wiedział, że to ryzykowne ale po jego ciele rozpłynęło się uczcie silnej ekscytacji. Może jak się tera wykaże Gildarts przestanie taktować go tak protekcjonalnie. Słyszał od Macao, że Clive robi sobie przerwę podczas wykonywania kolejnej misji i za dwa tygodnie wraca do gildii. Może nawet zgodzi się zabrać go ze sobą na kolejną.
- Dobra nie ma co zwlekać – krzyknął nie kryjąc, że znów pali się do walki – Lisanna, Happy załatwmy ich.
- Ich? Ale o kim ty mówisz – dopiero po słowach Lisanny zdał sobie sprawę, że tylko on słyszał co się dzieje około kilometra dalej.
- Bo widzicie – zaczął objaśniać co udało mu się usłyszeć i co mogą teraz zrobić.
- Myślę, że powinniśmy raczej powiadomić o tym innych – zaniepokoiła się Lisanna – przecież nie wiemy jak silni są ci przestępcy.
- No proszę – jęknął Natsu – taka okazja nie zdarza się codziennie. Nie zniosę jeśli ten lodowy dupek pierwszy ich dorwie. Poszedłbym sam ale znacznie łatwiej będzie jak dołączysz.
- No dobrze – zgodziła się widząc, że nie odciągnie go od tego pomysłu. Jak sam zauważył będzie im łatwiej we dwójkę, trójkę licząc Happy'ego.
- Aye – ucieszył się niebieski kotek chwytając mniejszy patyk, który dla niego był średniej wielkości pałką – zobaczycie, że też potrafię walczyć.
Ruszyli ostrożnie stawiając kroki. Natsu szedł przodem przewodnicząc tej małej grupie. Czuł, że ich cel się nie przemieszcza najwidoczniej robiąc postój co sprawiało dla nich dobrą okoliczność do ataku. Był tak podekscytowany, że podczas kilkunastominutowego skradania się Lisanna kilkakrotnie zwróciła mu uwagę, że się zapał.
- Jeśli nie będziesz ostrożny spłoszysz zwierzęta – pouczyła go – a one dadzą znać o naszym przybyciu.
Wkrótce pomimo kilku takich trudności dotarli na miejsce. Kucnęli ukryci w krzakach i zaczęli z bliska obserwować. Na piaszczystej drodze wijącej się przez las stało pięciu ubranych w czarne skórzane kurtki i luźne dresowe spodnie mężczyzn. Można było dostrzec, że każdy z nich ma jednakowy herb jakiejś gildii. Nie znali go co od razu dodawało pewności przekonaniu, że nie są tutejsi. W ciszy nasłuchiwali ich rozmów.
- Szefie, co teraz mamy robić – spytał eden z nich.
- Nic, po prostu czekamy – odparł najbardziej umięśniony – Słyszałem, że w tej okolicy często kręcą się szczyle należące do tutejszej gildii. Zaczekamy, aż jakieś się wychylą i je przechwycimy. Pozostali na pewno zapłacą sporą sumkę by malcy cali wrócili z powrotem.
Natsu nie czekał na nic więcej. Wyskoczył z kryjówki zapominając że agresorów jest więcej. Zapominając, że wciąż jest niedoświadczonym magiem. Zapominając, że wciąż jest tylko dzieckiem.
To było aż nazbyt łatwe. Przynajmniej jeśli chodzi o łowców nagród. Schwytanie dwójki przerażonych maluchów i dziwnego kota nie zajęło im nawet pięciu minut. Usiedli teraz w kole by przedyskutować dalsze działania.
- To teraz wysyłamy żądanie okupu, tak szefie – zaczął jeden z oprychów.
- Owszem tak początkowo zakładaliśmy – odparł ten – lecz wydaje się, że trafiła nam się niezła okazja. Jak tylko się ściemni wyruszamy w stronę portu skąd odpłyniemy na naszą wysepkę. Tam postanowimy co dalej. Zakładam wprawdzie, że ci od pokazów dziwadeł słono zapłacą by mieć w swojej kolekcji gadającego kota. Podziemia wbrew pozorom poszukują takich małych dziewczynek jak ta tutaj – wskazał na Lisannę – a jeśli chodzi o chłopaka – podwiną rękaw odsłaniając rękę na której widniało świrze oparzenie ciągnące się od nadgarstka, aż po łokieć. Jego konkretnie chce mieć w swych szeregach. Kilka miesięcy szkoleń i odpowiedniej terapii, a zanim się obejrzy będzie jednym z nas.
Odpowiedziały mu zadowolone pomruki, a chwilę później wszyscy wznieśli toast wypełnionymi po brzegi alkoholem kuflami.

Natsu zaprzestał walenia w kraty. To nie przynosiło żadnego efektu. Anty-magiczna klatka skutecznie uniemożliwiała mu użycie płomieni oraz sprawiała, że znacznie szybciej się męczył. Byli tu już zamknięci ponad cztery godziny. Nawet on wiedział, że taka ich nieobecność w gildii nie zrobiła na nikim wrażenia. Często wracali do domu grubo po zapadnięciu zmroku.
- Natsu – usłyszał za sobą cichy głos Lisanny- oni naprawdę to zrobią?
Kiedy się obrócił zauważył w jej oczach strach. Siedziała w koncie przyciskając do siebie kolana. Drżała. Taki widok dziewczyny był dla niego nowością. W przeciwieństwie do swego rodzeństwa była zawsze radosna i pełna życia. Teraz wydawała się taka bezradna. Przytulała jedną ręką do siebie Happy'ego wlepiając w niego swe błękitne oczy. Wtedy do niego po raz pierwszy dotarło przed czym naprawdę miał ich chronić. Dotarło do niego czym właściwie jest ta inna liga przed, którą niejednokrotnie go przestrzegano. Dotarło do niego czemu niektórzy uważali, że jego nadpobudliwość kiedyś doprowadzi do zguby. Był przecież tylko dzieckiem zdanym teraz na łaskę wroga.
- Kurcze, jak wrócimy już do gildii to Gray nie da mi żyć przez jakiś tydzień – kucnął obok Lisanny – Na pewno to planują – odpowiedział na jej pytanie – ale im na to nie pozwolimy – dodał tonem, który mógłby wydawać się pocieszający gdyby nie jego złość na samego siebie. To on ich w to wpakował – Muszę sobie tylko przypomnieć co mówiła Erza o misji podczas, której znalazła się w podobnej sytuacji. Mówiła coś o przechytrzeniu przeciwnika i podstępem skłonienia go do... No właśnie tego nie usłyszał bo najzwyczajniej w świecie zasnął. Nigdy nie był zbyt dobrym słuchaczem. Wolał sam działać. Tylko, że teraz nie mógł nic robić. Nie mógł niczego spalić.
- Natsu, masz na myśli tę misję... tę o której Erza mówiła nam miesiąc temu.. - spytał nieco roztrzęsionym tonem Exceed.
- Oczywiście, ale... - potwierdził ale umilkł gdy zauważył, że ten kieruje się bliżej krat.
Happy zacisnął piąstki po czym zawołał wciskając pyszczek między kraty:
- Hej, wy – tak pewny głos jak na kogoś tam małego wystarczył by przykuć uwagę porywaczy.
- Czego chcesz – łypnął na niego jeden z nich – żreć dostaniecie jak będziemy odjeżdżać i to tylko jeśli będziecie wystarczająco grzeczni.
- Nie chodzi o jedzenie po postu nie podoba mi się fakt, że chcecie sprzedać mnie do jakiego cyrku. Też jestem magiem – z trudem powstrzymywał swe ciało od drżenia.
- Happy co ty.. - zaczął Natsu ale Lisanna położyła mu rękę na ramieniu i pokręciła delikatnie głową.
- Zaufaj mu – szepnęła - on ma jakiś plan. Przecież od urodzenia ma na plecach symbol naszej gildii.
Chciał zaprotestować ale nie potrafił. Było w niej coś co sprawiało, że nie mógł się z nią spierać. Nawet jeśli chodziło o błahą sytuacje jak wtedy, gdy skłoniła go do mówienia. „Jestem w domu” za każdym razem gdy odwiedzał ich dziecięcy szałas.
- On to pamięta – dodała po chwili, a on już wiedział co ma na myśli. Happy wtedy nie zasnął i faktycznie może coś wiedzieć. Jednak fakt, że to nie on ma odegrać główną role w tym planie nieco go irytował. Wolał nie wiedzieć co powie Gray gdy okaże się, że po raz kolejny wpadł w jakieś kłopot z których sam się nie wyciągnie. Już wystarczy, że pewnie Mira zechce go zabić za narażenie Lisanny.
- No dobrze – burknął zgadzając się by powierzyć ich los w łapkach exceed'a.
- Co masz na myśli koteczku – spytał najbliższy oprych – Jesteś magiem? A co takiego potrafisz? Uprzedzam, że posiadanie pcheł nie podchodzi pod posiadanie szczególnych zdolności.
- Tu przecież nie dam rady pokazać – odparł dzielnie walcząc z swym własnym strachem – ale jeśli mnie wypuście to wam pokarze – zakończył z chytrym uśmiechem – chyba nie chcecie zostać wykiwani na tym waszym rynku.
- Ta, to by było irytujące – szef bandy wgniótł spalonego papierosa butem w ziemię – jednak znam takie sztuczki. Istnieje zbyt duże ryzyko, że coś wywiniesz i uwolnisz resztę.
- Nie zrobi tego – wtrąciła szybko Lisanna – Możecie nas przytrzymać kiedy będzie demonstrował swą prawdziwą moc. On chce.. to znaczy my chcemy zrobić wszystko byście nas tylko nie rozdzielali – zakończyła.
Tego się bała najbardziej. Rozłąki z najbliższymi. Według niej byłoby to o wiele gorsze niż gdyby chcieli ich zabić.
- No tak... o to nam chodzi – dodał szybko Natsu, gdy trąciła go łokciem w żebro – tylko, że ja też nie pokazałem wam wszystkiego – nie mógł się powstrzymać przed tym oświadczeniem.
- Nie trzeba – fukną na niego szef bandy – Wiemy już, że nie jesteś słaby. Jednak jeśli chodzi o kotka to chętnie zobaczymy co potrafi.
Pstryknął palcami, a w chwilę potem jego podwładni przytrzymywali dwójkę młodych magów jednocześnie wypychając na zewnątrz Happy'ego.
- No pokazuj co potrafisz, tylko pamiętnej - ruchem głowy wskazał pozostałych jeńców – bez numerów bo ktoś może ucierpieć.
Exceed wziął głęboki oddech. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niego. Rozwinął swe skrzydła. Odczekał, aż zobaczy jak Lisanna kiwnie dyskretnie głową i momentalnie wystrzelił w górę. Słyszał za sobą rozzłoszczone krzyki łowców nagród. Jednak gnał dalej. Musiał jak najszybciej powiadomić gildię. Miał tylko nadzieje, że starczy mu magii na całą drogę. Wolał nie myśleć co się stanie jeśli zawiedzie.

Zostali brutalnie załadowanie na tyły zaprzężonego do koni wozu. Czuli jak podskakują na wybojach w drodze do portu. Choroba lokomocyjna Natsu nie była wtedy jeszcze taka silna lecz silne zawroty głowy dawały mu się we znaki. Starając się je ignorować przysunął się bliżej Lisanny. Widział, że dziewczyna jest przestraszona ale jednocześnie stara się to ukryć. Starając się rozładować postukiwała palcami w podłoże z oczami utkwionymi gdzieś przed siebie. Sam nie wiedząc czemu to robi przykrył jej dłoń swoją.
- Nie martw się – rzucił nie patrząc w jej stronę – Happy da radę. Sama mówiłaś, że jest magiem Fairy Tail, a magowie Fairy Tail się nie poddają.
- Natsu – szepnęła, a na jej twarz powrócił uśmiech.
Nie wiedział jak długo jechali. Dla smoczego zabójcy każda chwila spędzona w jakimkolwiek środku lokomocji była dla niego zbyt długa. Przez brak jakichkolwiek okien nie mógł dokładnie stwierdzić gdzie są. Jedynie dzięki węchowi zdołał określić, że z każdą chwilą zbliżają się do portu. Jednak musieli obrać jakąś okrężną drogę przez las bo nadal docierał do niego intensywny zapach drzew. Nagle koła wozu zaczęły się ślizgać tak nagle, że oboje zostali siłą pędu rzuceni o ścianę. Nie minęła chwila, a obok nich błysnął miecz niszcząc, jednocześnie więżące ich belki.
- Co do … - krzyk bandytów zadziałał na niego trzeźwiąco.
- Erza, Gray – zawołał Natsu wygrzebując się z rozwalonego wozu.
- Mira, Elf – dołączyła do niego Lisanna.
- Żałosne dać się pokonać przez takie ścierwa – dobiegł do niego głos Laxus'a nokautującego ostatniego z trzymających się na nogach oprychów.
Natsu miał już się odgryźć, gdy zauważył, że z pleców Erzy zeskakuje Happy. Kociak bezzwłocznie podbiegł do niego i wskoczył mu w ramiona cały zdyszany ale szczęśliwy, że jego przyjaciołom nic nie jest.
- Spisałeś się – stwierdził smoczy zabójca kładąc mu rękę na głowie – od teraz zawsze będę cię brał ze sobą na misje.
- Aye – potwierdził z całym entuzjazmem niebieski exceed.
Przestępcy zostali skuci i odstawieni do aresztu. W drodze do gildii Mira cały czas przytulała Lisannę rzucając mu pełne nienawiści spojrzenia. Przywykł już do tego, że mu nie ufa. Bardziej irytowały go znaczące uśmieszki Gray'a. Wiedział, że tylko obecność Erzy powstrzymuje go od wypowiadania kąśliwych uwag. Postanowił sobie, że jak tylko przekroczą próg gildii roztopi mu ten uśmieszek swymi płomieniami.

Wtedy dość szybko zapomniał o swej odpowiedzialności, jeśli wcale się wtedy tym przejął bardziej niż codziennymi starciami z Gray'em. Teraz poczuł te specyficzne ukłucie w okolicach serca. Był odpowiedzialny za to co się stało. Niejednokrotnie narażał nie tylko siebie ale i swoich towarzyszy na rozmaite problemy ale dopiero teraz. Dopiero gdy mógł ją stracić po raz drugi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co dotychczas robił. Nigdy dotąd podczas walk nie przejmował się zbyt tym co się może stać za chwilę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że coś może się stać jego towarzyszom.
- Natsu – znajomy szept wyrwał go z zamyślenia.
Wielkie, niebieskie oczy spoglądały wprost na niego jakby w oczekiwaniu na odpowiedź. Lisanna odzyskała przytomność. Była jednak nadal bardzo słaba. Zbyt słaba by się nawet podnieść. Wiedział o tym. Jednak jednocześnie cieszył się słysząc ponownie jej głos. Nie wiedział tylko jednak czy zbyt nie przyćmiewa tego uczucia narastające poczucie winy. To przez niego leżała tu cała w bandażach. Mimo wszystko nie mógł zrzucić tego na Ame. Przecież to ona pierwsza zasugerowała mu by się odwrócił. Gdyby posłuchał może nie oglądałby białowłosej w tym stanie. Zresztą nie tylko jej. Gray, Happy... Nadal miał w oczach walącą się na nich wieżę katedry.
- Natsu – dopiero gdy Lisanna ponownie wypowiedziała jego imię zdał sobie sprawę, że cały ten czas milczał.
- Przepraszam – wypalił tak gwałtownie, że wywołało to nieme zaskoczenie na twarzy dziewczyny – Przepraszam, że nie potrafię chronić rodziny.
Drżał, wypełniony na nowo rozgrzaną frustracją. Lisanna musiała to wyczuć bo delikatnie przykryła jego dłoń swoją. Była taka delikatna, ciepła a za razem nie sposób było zignorować tego gestu. Uniósł głowę by zobaczyć jak w jej oczach odbija się troska, czułość oraz smutek mieszany ze zrozumieniem. Powoli z niemałym trudem uniosła się do pozycji siedzącej.
- To nie prawda – zaprzeczyła – uratowałeś nas. Nie wiadomo co by się stało gdybyś się nie pojawił. Ja i Mira mogłyśmy – przygryzła wargę pogrążając się na moment w ciszy – Naprawdę nie powinieneś się winić.
- A co z Elfman'em – krzyknął tak nagle, że do dopiero po chwili zdał sobie sprawę z wypowiedzianych słów.
Był przekonany, że zaraz go uderzy i każe mu się natychmiast wynosić. Mylił się. Położyła mu głowę na ramieniu w ten sam sposób jak wtedy gdy pocieszała go gdy byli dziećmi. Ona chciała pocieszyć go kiedy to on powinien być oparciem.
- Elf zawsze powtarzał, że jeśli przyjdzie mu wybierać jak ma odejść to chciałby tego dokonać chroniąc mnie i Mirę – zaczęła – po za tym mam przeczucie, że on wcale nie zginął – pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech – Nie wiem skąd te przeczucie ale po prostu jest i...
- Jego się trzymajmy – dokończył za nią po czym otoczył ją ramieniem po czym instynktownie przytulił ją do siebie.
Dopiero teraz, czując bliskość jej ciała. Wiedząc, że nie opuściła go po raz drugi. Dopiero teraz poczuł jak ważna jest dla niego ta dziewczyna. Dotychczas myślał o niej jak o dobrej przyjaciółce. Tak samo jak o Erzie, Wendy czy Lucy. Czyżby była dla niego kimś więcej? Zaczął odczuwać dziwny ucisk w żołądku. Jego serce waliło tak mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z pierwsi. Dreszcze zaczęły przechodzić po jego ciele, a dziwnie zesztywniałe ręce pocić. Nie wiedział kiedy ich głowy zaczęły się do siebie zbliżać. Ich usta dzieliły już tylko minimetry. Działał pod wpływem instynktu. Nie wiadomo co by się stało gdyby do środka nie wpadł Happy wracający z badań.
- Porlyusica powiedziała, że jestem zdrowy i mogę z tobą iść na jakąś misję – wykrzyczał wparowując do środka jednak zastygł w bezruchu widząc co się dzieje w pomieszczeniu – coś robicie? - spytał swym niewinnym tonem patrząc na speszoną twarz Natsu.

Carla i Pantherlily wracali właśnie z patrolu. Upewniwszy się, że wróg nie powrócił chcieli jak najszybciej przekazać tą dobrą wiadomość innym. Było spokojnie, słońce chyliło się już ku zachodowi wylewając na okolicę złocistą barwę. Mijali właśnie rzekę dzielącą obie strony miasta, gdy ich uwagę przykuło ciało leżące bezwładnie na ziemi. Dopiero gdy się zbliżyli zdali sobie sprawę kim jest ta osoba.
- Lucy – zawołała Carla lądując tuż przy niedającej znaku świadomości blondynce – została napadnięta – zwróciła się do czarnego exceed'a obejmując łapkami głowę gwiezdnej czarodziejki.
- Chyba potrzebny nam będzie tłumacz – rzucił po dłuższej chwili Lily.
Dopiero teraz zauważyli, że nieopodal kręci się jedyny świadek zdarzenia, które miało tu miejsce. Mały gwiezdny duch, Plue upewniwszy się, że nie są wrogami zaczął ostrożnie się do nich zbliżać.
- On coś trzyma – zauważyła Carla podchodząc do ducha i odbierając od niego kartkę papieru. Przez chwilę wpatrywała się w nią z mieszaniną obaw i niedowierzania po czym podała ją Pantherlily.
- To nie wróży nic dobrego – powiedział wpatrując się w napis będący z pewnością kolejną wiadomością od ich wroga.

Testowanie gwiezdnego maga zakończone sukcesem. Trwają przygotowania do drugiego etapu”
-----------------------------------------------------------------------------
Pl. Rodzaje magii
Jakimś cudem udało mi się dziwnie szybko napisać kolejną notkę. Tak wiem. Na razie jest mało Jerzy ale to się zmieni. Notkę dedykuje znajomej z DA SilviaInverse. Mam nadzieje, że podobały Ci się momenty Nali.

czwartek, 14 stycznia 2016

15.Doragon no himitsu

Wszyscy zgromadzeni w gildii wpatrywali się z zapartym tchem w to co się dzieje na polanie. Jedynym wyjątkiem był Levy, która spisywała na kartce runiczne znaki nadal poszukując przeciw zaklęcia. Nie mogli uwierzyć, że ktoś z taką łatwością mógł pokonać Elfman'a. Ich towarzysz dosłownie rozprysł się na ich oczach. Mirajane wprawdzie przybrała swą najsilniejszą duszę ale zupełnie straciła kontrolę i stanowiła teraz zagrożenie na równi z najeźdźcą. Lisanna była ranna. Natsu wprawdzie przybył już na miejsce ale puki co nie miał jak włączyć się do walki, a Happy był niezdolny do przyzwania skrzydeł. Sytuacja zdecydowanie była dla nich nie korzystna. Pozostało im jedynie czekać i obserwować jak to się dalej potoczy.
- Chyba znalazłam lukę w tym zaklęciu deszczu – niezręczna ciszę przerwała Levy podnosząc się z podłogi obłożonej kartkami papieru. Głos jej drżał, a ciałem wstrząsał co jakiś czas dreszcz. Mimo to wiedziała, że muszą dokończyć to co zaczęli.
- Powiedz co mamy robić – Laxus zatarł ręce gotowy do akcji – jeszcze chwila, a nas zaleje – dodał poważniejszym tonem przynosząc wzrok ku oknu. On też był wściekły na wroga. Mimo swej twardej natury nie potrafił wybaczyć takiej zbrodni jak zabicie członka jego gildii.
- Niezbędna będzie do tego moc twojego piorunu, Jutsu Shiki Freed'a oraz mocnych ciosów Gajeel'a – oświadczyła Levy robiąc ostatnie poprawki w swych notatkach.
- Zgaduję, że ta kombinacja ma jakieś znaczenie – powiedział Pantherlily wracając do swej podstawowej formy.
Twarz Levy spoważniała. Zupełnie nie wiedziała jak przekazać przyjaciołom to co właśnie odkryła. Czarny exceed miał rację. Dosłownie tego im było trzeba do pozbycia się szkodliwych chmur, które negatywnie wpływały na mieszkańców miasteczka. Fakt, że Wendy jeszcze nie wróciła świadczył o tym, że i ona miała pełne ręce roboty. Jednak rzecz, której się dowidziała była może i skuteczna ale również zabójcza gdy się użyje jej w nieprawidłowy sposób.
- Słuchajcie – powiedziała starając się zamaskować swą stanowczością niepokój w głosie – To wszystko nie jest takie proste jak by się mogło wydawać.
Nie wiedziała na jak długo zamilkła po wypowiedzeniu tego zdania. Dopiero, gdy Gajeel położył jej swą muskularną dłoń na jej stosunkowo małej głowie zrozumiała, że zbyt długo nie wypowiedziała słowa. Zwłaszcza, że cała uwaga była skupiona na niej.
- Nic nie jest ostatnio zbyt proste – zauważył czarnowłosy – Przeciwnie, wszystko nam się ostatnio strasznie komplikuje i nadal nie mamy możliwości ataku. Irytuje mnie to, że wciąż musimy czekać na ruch wroga by mieć jakiekolwiek pojęcie o tej sytuacji. Jedno jest tylko pewne. Jesteś z nas wszystkich najmądrzejsza i nawet jeśli nie będzie to proste zrobimy wszystko dokładnie z twoją strategią. Nawet jeśli mogą być tego konsekwencje to lepiej podjęć ryzyko niż czekać aż ktoś nas załatwi bo znudzi mu się bawić w ten deszczyk.
To ostatecznie przekonało Levy, że nie powinna zatajać prawdy jeśli rzeczywiście odkryła skuteczny sposób może nawet nie na pozbycie się wroga ale z pewnością na jego osłabienie. Pokiwała tylko głową i zaczęła wyjaśniać. Według jej obliczeń całe miasto pokrywała kopuła w dużym stopniu przypominająca magiczne pułapki stosowane przez zaklęcia Freed'a. Podejrzewała, że byłby w stanie złączyć się z nią za pomocą swojej magii jednocześnie wymuszając na niej odpowiadające im zasady. Elektryczna sieć nałożona nań przez Laxusa zadziałała by jak swoiste zabezpieczenie przed tajemniczymi niebieskimi wyładowaniami. Nawet gdy by zdołały się przez nią przebić osłabione nie powinny stanowić dla nas zagrożenia. Z kolei Gajeel miał zająć się tym co szło mu najlepiej czyli rozwaleniem tego wszystkiego. Jeśli powiem jako warunek „Jutsu Shiki” wyprowadzą tak zwany „Szklany mur” jeden jego mocny cios w sam środek stworzonej przez nich tarczy powinien nie tylko rozwalić niewidzialne ściany, które dogadzały ich od świata zewnętrznego ale też pozbyć się chmur. Co za tym idzie przestałby padać deszcz i szala zwycięstwa zaczęła by się powoli przechylać na ich stronę. Złą stroną jej planu był jednak fakt, że jeśli pomylą się z celnością choć o minimetr wszystkich ich czeka koniec. Wnętrze wrogiej kopuły zapadnie się w sobie tworząc coś na kształt tymczasowej czarnej dziury, która unicestwi wszystko w swym środku. Musiała przyznać, że tak radykalnego zabezpieczenia jeszcze nie widziała, a przecież w swoim życiu spotkała nie jedną magiczną pułapkę. Pozostawała oczywiście kwestia samego najeźdźcy, którym jak pokazywała kula Cany była młoda niebieskowłosa zabójczyni smoków. Wierzyła jednak, że mimo przeciwności losu jaki złożyły się na polu walki Natsu da sobie radę. Nie raz już przecież udowodnił, że można na niego liczyć.

Erza zacisnęła mocniej palce na mieczu. Mimo, że była odziana w zbroje królowej mórz nic nie mogła zrobić galaretowatym stworom, których ciała zadały się mieć te same właściwości co Juvii. Po chwili odskoczyła na bok by złapać oddech rzucając przelotne spojrzenie Kaishi'emu. On również nie wydawał się mieć jakiś sensowny pomysł. Czymkolwiek byli ich nietypowi przeciwnicy nadal nie wykazywały chęci ataku ale również nie pozwalały im przejść dalej. Powoli ale stanowczo zbliżały się do nich z każdej możliwej strony. Podświadomie przeczuwała, że próba przebicia się przez nie na siłę nie byłaby najlepszym pomysłem. Było ich wiele i mimo braku zadawanych sobie nawzajem obrażeń czuć było od nich stosunkowo dużą moc magiczną. Nie znali ich możliwości. Ich wróg nie był idiotą. Kilkukrotnie pokazał swoją przebiegłość i bezwzględność atakując tuż przed nich nosem. Dlatego też nie miała wątpliwości, że potrafią coś więcej niż tylko się zrastać. Muszą mieć jakieś inne umiejętności. Irytacja napełniała ją coraz bardziej. Nie miała pojęcia jak może im zaszkodzić, a przecież to jedynie jakieś pionki wyglądające na dzieło jednej osoby.
- Nie denerwuj się tak – usłyszała zza sobą Kaishi'ego, który również nie spuszczał wzroku z ich nietypowych przeciwników – one na coś czekają, dlatego nie atakują i nie pozwalają nam iść dalej.
- Masz pomysł co to może być – spytała odpuszczając na razie kolejne próby ataku mieczem.
- Nie ale cokolwiek to jest one raczej nie chcą nas zabić. Nadal uważam, że celowo zagradzają nam drogę ale też, że nie wyrządziły nam krzywdy. Gdybyśmy byli zbędni w ich planie to najprawdopodobniej już by się nas pozbyły. Zakładam, że gdyby naprawdę tego chcieli już byśmy nie żyli.
Musiała przyznać mu racje. Jedyne co im zostało to oczekiwanie na ich kolejne posunięcie. Bezsilność w jakimkolwiek starciu była czymś co napełniało ją ogromną frustracją. Brak możliwości ochronny tego co dla niej najcenniejsze. Jej przyjaciół rodzinny, która znaczyła dla niej więcej niż cokolwiek na świecie. Osób, które przysięgła sobie chronić za wszelką cenę.
- Przepraszam – szepnęła – to moja wina. Gdyby nie moja słabość wtedy podczas walki, gdy się poznaliśmy najprawdopodobniej nie wplątałbyś się w to wszystko – doskonale wiedziała, że ktoś w każdej chwili może stracić życie jednocześnie nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że to mogło się już stać. Od śmierci Laki zaczęła zupełnie inaczej patrzeć na znaczenie słowa „siła”. Jakkolwiek podczas igrzysk i w chwili gdy zamordowano zaprzyjaźnionego z gildią świętego maga znajdowała się w jakiejś odległości, tak odebranie życia Olietty tuż przed jej nosem ciągle na niej ciążyło.
- Mylisz się – powiedział, a jego rozbrajający uśmiech znów podniósł ją na duchu – Gdybyśmy się wtedy nie spotkali musiałbym szukać innego lokum. Grupa, którą wtedy spotkaliśmy jak wiesz była mała ale i tak na pewno już donieśli wyżej postawionym. To ja nawaliłem bo zbyt wiele się nie dowiedziałem.
Erza miała już zaprotestować, powiedzieć że gdyby nie jego pomoc na pewno doszło by do większej liczby tragedii. Ona sama na pewno by już nie żyła. Przeciwnik z którym się mierzyła z pewnością by ją zabił. Nie miała jednak ku temu sposobności. Stało się bowiem coś czego najmniej się w tej chwili spodziewała. Z nieba spadł piorun uderzając w jednego z potworów odgradzających im drogę. Po jego niestabilnym ciele przeszły wyładowania elektryczne by w chwilę potem spowodować jego eksplozję. Wybuchł tak naglę że jego kawałki oderwane od ciała natychmiast wyparowały. Sama błyskawica nie miała w sobie nic nadzwyczajnego, nie przypominała ani tych tajemniczych niebieskich wyładowań, ani tych, którymi posługiwał się Laxus. Była zwyczajna jednak wyraźnie śmiertelna dla tych nietypowych tworów. Erza niezwłocznie przybrała na siebie zbroję cesarza piorunów. Wiedziała już jak mogą wygrać tę walkę.
- Kaishi, sprowokuj je by jak najbardziej zbiły się w kupę. Ja zajmę się resztą – zarządziła dobywając halabardy i kumulując w niej energię. Zbroja pozwalała jej na użycie prostych zaklęć magii błyskawic. Wprawdzie nie dorównywała w tym magom owego atrybutu ale tym razem na pewno wystarczy. Ruszyła do ataku. Muszą to szybko zakończyć. Prawdziwy wróg na pewno już działa.

Lucy nie mogła znaleźć sobie miejsca. Schron w którym się znajdowała był wprawdzie obszerny i z łatwością mieścił chroniących się w nim magów ale perspektywa bezpieczeństwa nie zapewniała jej satysfakcji. Wiedziała, że bez złotych kluczy nie mogła pomóc swym przyjaciołom. Czuła, że była by dla nich tylko ciężarem ale siedząc tu czuła się tak bezużyteczne, że to ją dobijało. Nigdy nie mogła się równać takim magom jak Natsu, czy Erza ale zwykle udawało jej się jakoś pomóc drużynie podczas ich misji. Miała tylko nadzieje, że gdy odeprą już atak uda im się znaleźć powód przez, który tak źle znosi obecność swych duchów podczas walki. Przeniosła nieobecne spojrzenie na pozostałych członków gildii, którzy zdecydowali się ukryć. Najbliżej niej siedzieli Jet i Droy z ich twarzy odczytała, że bardzo martwią się o Levy. W przeciwieństwie do swej przyjaciółki nie zaufali jeszcze w pełni metalowemu zabójcy smoków. Choć czasami myślała, że to ze względu na zazdrość. Bądź co bądź niebieskowłosa spędzała z nim sporo czasu. Nieco dalej Romeo i jego ojciec mówili coś o Natsu ale nie zwracała zbyt na to uwagi. Wiedziała, że chłopak podziwia go odkąd uratował życie jego taty. Oprócz nich było sporo innych magów. Max i Nab dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami. Enno i Mickey na próżno próbowały zabawić zostawioną pod ich opieką Asukę. Inni podobnie jak ona starali się jak najmniej rzucać się w oczy pogrążeni we własnych myślach.
- Natsu mam nadzieję, że szybko to skończysz zanim wszyscy oszalejemy – szepnęła wznosząc oczy ku górze. Z wzmacnianego sufitu spadło trochę pyłu. Gdzieś blisko toczyła się walka.

Jellal pruł przez las wspomagany przez przyśpieszające zaklęcie Meteoru dzięki któremu błyskawicznie nadrabiał kilkudniową drogę. Uczepiona jego pleców Meredy co raz rzucała „oszalałeś” jednak nie zwracał na to uwagi. Jedynym jego celem był teraz powrót do Magnolii i upewnienie się, że z Erzą wszystko w porządku. Ciągle miał przed oczami to co się stało w noc w którą smoki przekroczyły wrota Zaćmienia. Wtedy dotarło do niego jak kruche jest ludzkie życie i jak niewiele trzeba by je odebrać. Las wydawał się już kończyć. Drzewa rosły coraz rzadziej. W dolinie widać było już miasto. Wiszące nad nim czarne chmury nie zwiastowały niczego dobrego. Przyśpieszył, był już bardzo blisko. Chciał już wyhamować, dy niespodziewanie w coś uderzył. Świat zaczął wirować. Ostatnim co usłyszał nim osunął się na ziemię był krzyk Meredy.

Stał pośrodku wielkiej sali znajdującej się w Rajskiej Wieży. Czekał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co działo się na innych piętrach. Przyjaciele Erzy przybyli po swą towarzyszkę, a ci których dotąd wykorzystywał do wybudować owej konstrukcji poznali prawdę. Uśmiechną się kpiąco. Był na to przygotowany. Nie byli mu już potrzebni, pozbędzie się ich już niebawem. Wszystko szło po jego myśli. Jednak głęboko wewnątrz świadomości jego prawdziwe ja, prawdziwy Jellal odzyskał iskrę dawno utraconej nadziei. Już wiele lat nie próbował odzyskać kontroli nad własnym ciałem i uczuciami. To było takie dziwne ruszać się wbrew swojej woli i czuć coś czego wcale nie odczuwa. Powodowało to wiele sprzeczności w jego umyśle przez, które słabł coraz bardziej. Nie potrafił zaprzestać narzuconego planu ukończenie rzekomo przyszłej świątyni Zerefa. Nie stawiał oporu, gdy niektórzy jego niewolnicy ginęli, nie przeszkadzało mu, że niektórzy uciekali lub zostali niby potajemnie zabrani przez inne gildie. Trzymał przy sobie jednak tych, z którymi najbardziej była związana Erza. Zwariowaną fankę kotów Milliannę, strachliwego Shô , dziwaka Wally'ego oraz Simona. Wiedział, że ten nie do końca mu ufa, wiedział, że nadal bliska jest mu Erza i to było właśnie dobrym powodem by go zatrzymać jak najbliżej. Jednak świadomość, że Scarlet stała się tak potężna i zdobyła tylu silnych przyjaciół, że zaistniała w nim nadzieja, iż któreś z nich go zabije. Śmierć była jedynym co uwolniło by go z koszmaru braku kontroli nad własnym ciałem i narzucanymi emocjami. Nie zasługiwał na życie choćby po tym co zrobił Erzie i innym. Jednak najbardziej przerażało go to co planowało jego „Nowe ja”. Drżał z podniecenia. Wskrzeszenie Zerefa kosztem życia innego maga miało odbyć się już dzisiaj. Ofiarą dla niego miała być właśnie Erza. Wystarczyło tylko poczekać na moment w którym będą sami. Podejrzewał, że i ona będzie do tego dążyć. Przecież nadal nie zna prawdziwego powodu jego zachowywania. Bawiło go jej roztrzęsienie, gdy kroczyła korytarzami jego fortecy. Rozsiadł się wygodniej na swoim tronie. Żmudne oczekiwanie na pewno rozweseli mu starcie wróżek z wynajętymi przez niego zabójcami.

Dyszał trzymając się za ranę w okolicach brzucha, którą zadała mu Erza. Choć szkarłatnowłosa bez wątpienia dysponowała potężną mocą cięła bardzo płytko. Uśmiechną się szyderczo. Nadal wierzyła, że może coś zmienić w jego sytuacji. Sytuacji, która była dla niego wyborna. Nie chciał się zbyt ubrudzić przed spotkaniem Zerefa. Celowo sprowokował ją by go przewróciła. Przeżył chwilę grozy gdy Erza zatrzymała swe ostrza minimetry od jego głowy. Jednak szybko zdał sobie sprawę z tego, że nie potrafiła go zabić. Nie ważne jaka była wściekła nie potrafiła by mu tego zrobić. Prawdziwy Jellal uwięziony wewnątrz swej świadomości doskonale wiedział, że to ostatnia szansa by go zabić i powstrzymać przed tym co zamierzał. To ostatnia szansa by Erza przeżyła, a światem nie zawładnął Zeref. Chciał krzyknąć, ostrzec ją by się odsunęła lecz zamiast tego z jego ust wydobył się zupełnie inny potok słów. Choć same w sobie nie były kłamstwem. Naprawdę mimo wielu prób nie był w stanie wyzwolić się spod tej klątwy. Wątpił też w jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Skoro obecność Erzy nie mogłaby mu w tym pomóc to wątpił by cokolwiek mogło to zrobić. Była przecież najbliższą jego sercu osobą. Wszystkie wioski z których pochodziły mali niewolnicy wieży niebios zostały zrujnowane, a dorośli mieszkańcy zabici. W efekcie czego uwięzione dzieci miały tylko siebie. Jednak teraz, wszystkie to słowa, gesty miały tylko jeden cel. Sprowokowanie jej uczuć do tego stopnia by nawiązała z nim kontakt fizyczny. Kiedy wreszcie powiedział, że zaraz w wierzę uderzy Etherion pewna, że niedługo wszyscy zginął przytuliła go. Nawet pomimo braku kontroli jej delikatne, ciepłe dłonie dodały mu otuchy. Zawsze była taka czuła. To co się działo później pamiętał jak przez mgłę. Nastąpiło uderzenie, którego moc wchłonęła wieża, połączył się ze swoją projekcją. Wykorzystując przerażenie Erzy uaktywnił nałożone na nią zaklęcie wiążącego węża, po czym chciał ją umieścić w jednej z Etherionowych kolumn by ukończyć dzieło przyzwania. Czuł jak jego serce rozdziera rozpacz. Robienie czegoś takiego tej osoby sprawiało, że cierpiał wielkie katusze psychiczne. Wiedział, że sam tego nie powstrzyma i właśnie wtedy uderzył go Natsu.

Leżał bezwładnie na ziemi, a jego świadomość powoli wracała. Już nie czuł tej mrocznej energii zmuszającej go do robienie tych wszystkich rzeczy. Jednak wymęczone ciało odmawiało jakiegokolwiek ruchu. Powoli odchylił nieznacznie powieki i serce w nim zabiło tak mocno, że omal nie stanęło. Erza unosiła się wewnątrz Etherionu, uśmiechała się pocieszająco do smoczego zabójcy, który nie ustawał w próbach rozwalenia więżącego ją kryształu. Wiedział, że te próby są bezskuteczne. Erza poświęcała się dla dobra całego przyjaciół, całego kraju. Nie wiedział na jak wielką okolicę objęły by zniszczenia ale na pewno ucierpiały by tysiące. Jednak fakt, że to właśnie ona miała zginąć sprawiał, że tracił całą chęć życia jaka mu została. Zamknął oczy czując, że osuwa się w ciemność. W chwilę później usłyszał donośny trzask. Wieża zaczęła się walić, a on opadać w dół wraz z nią.

Gray obejmował jedną ręką Juvie, a drugą co raz zamrażając kłębiące się wokół nich potwory. Jednak było to działanie tylko chwilowe. Ich galaretowate ciała pęczniały krusząc stworzony przez niego lód. Nie mógł też nawet wykorzystać tych chwil na ucieczkę. Nie mógł zostawić tu Juvii. Była nieprzytomna, a jej ciało zbyt wodniste by je stabilnie unieść. Przeklął w duchu widząc jak nieznanych stworów zaczyna przybywać.
- Irytujące jesteście jak Natsu – prychną pod nosem wysyłając ku nim kolejną mroźną fale.
Zastanawiał się co nimi kieruje. Nie wydawały się zbyt wrogo nastawione, ani też nie wykazywały chęci jakiejkolwiek pomocy. Otaczały go coraz śmielej i ciągle ich przybyło.
- Przecież nigdzie się nie ruszam – warkną zamrażając kolejne.
Wiedział, że zaraz się uwolnią ale inne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Nagle przed nim przemknęła cieka wiązka błyskawic trafiając w kilka stworów jednocześnie. Nie minęła sekunda, a nie było po nich śladu. Myśląc, że to Laxus przygotował się już w duchu na kolejne kąśliwe uwagi w jego stylu. Poczuł, więc ulgę gdy spostrzegł szkarłatne włosy rozdmuchiwane przez wiatr. Erza jak zwykle przybyła w odpowiednim momencie. Czasem zazdrościł jej zbroi, które dawały jej wiele różnych możliwości jak w tym przypadku. Nim zdołał się odezwać dobiegł do nich kolejny mag.
- Er-chan, proszę nie startuj tak gwałtownie bo za tobą nie nadążam – powiedział między szybkimi oddechami Kaishi. Gray założył, że musiał gonić Tytanię w jej zbroi lotu co samo w sobie było nie lada wyzwaniem.
- Co z Juvią - spytała ignorując swego zasapanego towarzysza.
- Musi to być jakaś reakcja na deszcz. Jest mocno rozwodniona i nieprzytomna ale chyba nic poza tym jej nie dolega, przynajmniej mam taką nadzieję – nie wiedział czy określenia jakich użył są poprawne ale nic innego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy – Zakładam, że ten skurczybyk co za tym stoi jeszcze nie został złapany – odczytawszy odpowiedź z ich min kontynuował – Sam poszedłbym dalej by wreszcie dać mu w kość ale nie mogę jej tak zostawić samej – spojrzał na delikatni rozmytą twarz niebieskowłosej. Wyglądała tak bezbronnie ale sam kiedyś odczuł jak wielka moc się w niej skrywa.
- Wy idzie dalej, a ja ją przetransportuje z powrotem do gildii – zaoferował Kaishi po czym delikatnie dotknął Juvii tworząc wokół niej kulistą powłokę, którą z łatwością podniósł do góry wraz ze znajdującą się w niej czarodziejką.
- Nieźle – skomentował z podziwem Gray – chyba jako jedyny potrafisz ją podnieść w tym stanie – zawahał się po czym dodał – a właśnie nie mówiłeś jeszcze nam jaką magią konkretnie władasz – zauważył.
Kaishi wyglądał na nieco zbitego z tropu tym pytaniem ale nim zdołał odpowiedzieć ponad dachami domów od strony polany zachmurzone niebo przeszył snop ognia. Wszyscy doskonale wiedzieli co to znaczy. Natsu przystąpił do walki.
- Porozmawiacie o tym później – zarządziła Scarlett choć i ją intrygowała moc chłopaka wiedziała, że będą o wiele bardziej odpowiednie momenty na taką rozmowę – Gray ruszamy natychmiast, Kaishi jak najszybciej przetransportuj Juvię do gildii. Zostań już tam z nią i pomagaj w obronie. Niewykluczone, że Mirze i reszcie przyda się twoja pomoc.
- Wedle rozkazu szefowo – zażartował młody mag i posłusznie skierował się w stronę gildii podtrzymując swą magią Juvię.
Erza patrzyła chwilę za nim. Pytanie Gray'a uświadomiło jej jak sama niewiele wie o nowym członku Fairy Tail. Szybko jednak otrząsnęła się z zamyślenia. Nie miel czasu na takie rozważania.
- Nie zwlekajmy – z przyzwyczajenia ponagliła czarnowłosego i razem z nim ruszyła w kierunku walki smoczego zabójcy. Przeczucie mówiło im, że dzieje się coś złego.

Natsu wpatrywał się w Mirajane. Nigdy nie przepuszczał, że zobaczy ją w pełnej odsłonie owej duszy. Mistrz stanowczo przestrzegł ją przed używaniem jej na więcej niż jedną rękę. Podobno przejęła demona nieświadomie co tylko utrudniało kontrolę. W dodatku to nie było jego jedyne zmartwienie. Lisanna była zbyt ranna by mu pomóc a on sam nie chciał spuścić jej z oka. Zbyt się obawiał, że znów coś się jej stanie, gdy nie będzie go przy niej. Smocza zabójczyni stała spokojnie z uśmiechem przyglądając się tej sytuacji. Dobrze się bawiła obserwując ich bezradność. Teraz zrozumiał o co chodziło mistrzowi, gdy mimo jego nalegań nie chciał się zgodzić by wyruszył na misję wyższej klasy. Wtedy nie rozumiał, gdy ten mówił mu o okolicznościach, które mogą go przytłoczyć. Teraz zrozumiał. Sprawy, o których mu mówiono okazały się bardziej trudne niż mu się wydawało. Dotychczas sądził, że wszystko może załatwić kolejną rozwałką. Teraz jednak wiedział, że stoi przed jedną z tych trudnych decyzji co do których go ostrzegano. Nie mógł oddalić się zbyt od Lisanny bo sama była bezbronna. Nie mógł też tak po prostu obserwować. Jeśli Mira się nie opanuje to w szale przestanie odróżniać przyjaciół od wrogów. Tym co teraz czuł nie była bezsilność ale dołujący brak możliwości podjęcia dobrej decyzji dzięki której wszyscy ujdą z tego cało. Wprawdzie wystrzelił jakiś czas temu trochę ognia w górę ale nie mógł mieć pewności czy ktoś zwróci na to uwagę.
- Natsu, zostaw mnie – Lisanna ścisnęła go mocnej za ramie wymuszając zwrócenie na siebie uwagi – z tą nogą na nic się nie zdam, ale ty możesz jeszcze uratować innych.
Nie patrzył na nią. Słowa, które właśnie usłyszał wcale do niego nie docierały. Jego wzrok był utkwiony w Mirze, która raz po raz ciskała czarnymi promieniami mogłaby tym poważnie zaszkodzić wrogowi gdyby tylko nie robiła tego na oślep. Wiedział, że jeśli nie opanuje tej formy kolejny strzał może być wymierzony w nich. Lisanna mocniej zacisnęła palce na jego koszuli. Gest podziałał na niego trzeźwiąco. Skoro on tak się przejmuję tą sytuacją, to co ona musi czuć. Na własnych oczach straciła brata, jej siostra właśnie popadła w szał z którego nie wiadomo kiedy się otrząśnie. Na dodatek przez brak dostępu do swoich smoczych zmysłów nie mógł stwierdzić co z innymi i czy też kogoś spotkali co w innym przypadku nie było by dla niego trudne. Machinalnie otoczył ramieniem Lisannę.
- Nawet o tym nie myśl – szepnął kiedy po raz kolejny otwierała usta by przekonać go do swego pomysłu – rodziny się nie zostawia. Przejdziemy przez to razem.
W momencie w którym kończył zdanie kolejny promień wystrzelony przez Mirę, osłonił Lisannę własnym ciałem gotów przyjąć całą jego siłę na siebie. Uchroniła go przed tym jednakże lodowa kopuła, pojawiająca się tuż nad ich głowami.
- Znów chciałeś zgarnąć najlepsze kąski dla siebie – prychną Gray skupiając się na utrzymaniu osłony.
- Jak zwykle chcesz mi je zabrać, co? - Natsu nie pozostawał mu dłużny.
Pewnie sprzeczka rozgorzała by na dobre gdyby obaj nie uchwycili w tym samym momencie morderczego spojrzenia Erzy.
- Słuchajcie – powiedziała szkarłatnowłosa obserwując pole walki – ja postaram się uspokoić Mirę, Gray osłaniaj Lisannę, Natsu ty zajmiesz się wrogiem – oświadczyła.
Wiedziała, że smoczy zabójca będąc tu najdłużej z nich zdołał choć trochę rozpoznać lepiej przeciwniczkę. Sama nie wiedziała jak odczytać zachowanie niebieskowłosej. Stała ona spokojnie bawiąc się kosmykiem swych włosów z wzrokiem utkwionym gdzieś ponad nim. Postanowiła jednak po raz kolejny uwierzyć w Natsu. Smoczy zabójca na pewno ich nie zawiedzie. Ją czekała inna walka.
- Mira obiecałyśmy sobie już więcej nie walczyć ale nie dajesz mi wyboru – powiedziała przybierając zbroję czarnego skrzydła by chwilę potem odbić mieczem kolejny promień rozszalałej demonicy. Wiedziała, że przyjaciółka nie chce nikogo skrzywdzić i dlatego musiała pomóc jej się powstrzymać. Przypomniało jej to rozmowę jaką odbyły po tym jak zdecydowały się zawiesić broń.

Popijały w milczeniu herbatę. Z rozgrzanych kubków unosiły się delikatne strużki pary. Minął tydzień od pogrzebu Lisanny i życie w gildii powoli zaczęło wracać do normy. Gdzie, nigdzie można było dosłyszeć pierwsze od tak dawna przebłyski śmiechu. Erza jednak uważnie obserwowała starszą Strauss. Jedna z najsilniejszych magów Fairy Tail bardzo się od tego czasu zmieniły. Włosy, zwykle spięte w kitkę teraz luźno opadały jej na ramiona i jedynie grzywka była podtrzymywana niewielką gumką. Wyzywający strój zastąpiła skromna sukienka, a ostry makijaż zupełnie zniknął z jej twarzy. Była też jeszcze jedna zmiana, której nie można była dostrzec tylko patrząc na Mirajane.
- Jesteś pewna swej decyzji – spytała Erza patrząc jak białowłosa wodzi palcem wzdłuż linii blatu barku.
- Tak, tu chyba najbardziej się przydam – powiedziała cicho patrząc jak Cana basztuje Laxusa za to, że wylał jej kieliszek wina.
- Przyznam, że nigdy bym nie pomyślała, że zdecydujesz się na posadę barmanki – Erza pozwoliła sobie na drobny uśmiech – a tym bardziej, że zrezygnujesz z używania swojej magii.
Mirajane długo milczała wyglądając za okno. Elfmen właśnie kończył kolejne okrążenie wokół gildii. Jej brat zapragnął stać się silniejszy po to by choć ją ochronić. Tak jak ona dotychczas chronił swe młodsze rodzeństwo choć ostatecznie zawiodła.
- Nigdy nie lubiłam swojej magii. Od kiedy przypadkowo przejęłam demona atakującego naszą rodzinną wioskę ja, Elf i Lisanna byliśmy prześladowani. Ostatecznie przyprowadziłam ich tutaj by zaznali choć trochę szczęścia. Resztę tej historii znasz.
Erza pokiwała głową. Tak wiedziała doskonale. Mira używając tylko jednej ręki demona, której nie potrafiła wtedy schować wykonywała misję za misją. Mimo niemałego zainteresowania unikała rozmowy z kimkolwiek poza rodzeństwem choć ze względu na swój zapał do misji i im poświęcała dość mało uwagi. Wszystko po to by zebrać jak największą sumę pieniędzy. Gdy myślała, że owe oszczędności starczą by choć na jakiś czas gildia zgodziła się zająć jej rodziną chciała uciec by nie sprawiać problemu. Dopiero wtedy gdy chciała się z nimi pożegnać zdała sobie sprawę co przez ten czas robili. Z pomocą innych magów nauczyli się magi pokrewnej z jej. Dzięki temu nie czuła się już tak odtrącana. Zgodziła się na pomoc w opanowaniu swojej. Jednak wola ochrony rodziny była silniejsza. Mimo wstrętu do swojej mocy zdecydowała się stawać się coraz silniejszą tylko po to by wiedzieć, że zawsze ich obroni choć sama jest niewiele starsza.
- Powinnam Cię przeprosić Erzo, za te wszystkie niepotrzebne sprzeczki i walki – Mira zwiesiła wzrok - Ja po prostu po śmierci Lisanny uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że możesz ich ochraniać lepiej ode mnie. Jesteś naprawdę potężna. Nie dziwię się, że święci magowie zaczynają już bać się, że któregoś dnia strącisz jakiegoś z nich ze stołka.
- Przesadzasz – zaprotestowała zaskoczona szkarłatnowłosa – ja świętym magiem.. w życiu – sama myśl o tak odpowiedzialnej posadzie ją przerażała. Nie chciała brać na barki takiego ciężaru odpowiedzialności jaki niesie za sobą ten zaszczytny tytuł.
- Tak czy inaczej, proszę Cię byśmy zakopały już topór. Tak jak na to teraz spojrzę to nawet nie wiem o co dokładnie były – wydawała się pogrążać w myślach w usilnym poszukiwaniu owej przyczyny by po chwili na jej twarzy zagościł nikły uśmiech. Pierwszy od tak dawna.
- Nie ma sprawy – Erza również się uśmiechnęła – Uznajmy, że nasze wieczne starcia wygrała właśnie Lisanna. Po za tym miło widzieć, że znów się uśmiechasz wątpię by chciała by nasza gildia pogrążyła się w rozpaczy.
Mirajane odpowiedziała jej skinieniem głowy z szerszym uśmiechem. Po czym obie zaczęły ustawiać na pułkach butelki, kubki i inne przybory, których nowa barmanka będzie potrzebować.
- A właśnie Erzo, jeśli mogę spytać. Dlaczego jesteś ciągle odziana w zbroję. Nawet teraz, gdy przecież masz wolny dzień?
Szkarłatnowłosa zastygła w bezruchu rada, że stoi odwrócona do ściany. To była jedyna rzecz o której nie mogła mówić, choć nie do końca dlatego, że chciała zachować to dla siebie. Od konieczności odpowiedzenia na pytanie uratowało ją krzesło wystrzelone między nią, a Mirajane.
- Chyba właśnie odżyła w Fairy Tail chęć do walki – zauważyła rada, że w tych okolicznościach nie mogą kontynuować tematu.

Tragedia ja połączyła. Zostały dobrymi przyjaciółkami. Wiele razy miała ochotę opowiedzieć jej o swej przeszłości ale wtedy opętany Jellal mógł skrzywdzić innych jej bliskich. Na szczęście to miały za sobą. Lisanna powróciła, a Jellal znów stał się normalny. Teraz stała w pozycji obronnej siłując się mieczem z jej demoniczną duszą, której pazury w samym tylko natarciu zdołały naruszyć stal jej miecza. Za wszelką cenę starała się uniknąć przejścia do ofensywy. Nie chciała jej zranić.
- Wiem, że tego nie chcesz – powiedziała patrząc w przesiąknięte szaleństwem oczy przyjaciółki – Natsu pośpiesz się – szepnęła wciąż usilnie odpierając ataki Miry.

Obserwował młodą napastniczkę nie bardzo wiedząc co ma robić. Normalnie by po prostu zaatakować przeciwnika ogniem. Normalnie podczas walki nie przejmowałby się powodami jeśli miałby z tego wyjść zwycięsko. Normalnie. Jednak to nie było normalne. Zwykle znali przynajmniej powód walki. Nawet jej imienia.
- Możesz powiedzieć choć jak się nazywasz – na jego pięści pojawił się płomień ale było to spowodowanie nie napaleniem, a nerwami.
- A faktycznie nie mówiłam – zachichotała – Jestem Ame Fumei. Ty nie musisz się przedstawiać – powiedziała, gdy już usta – Jesteś Natsu Dragneel , wychowanek Igneel'a. Słyszałam sporo o tobie i innych tutejszych zabójcach – mówiąc to wykonała kilka wymachów sterczącymi z jej pleców skrzydłami. Smoczymi skrzydłami.
- A twój smok, to.. - kontynuował ostrożnie Natsu. Erza kazała mu jak najdłużej kontynuować pojawiające się rozmowy by Gray miał czas wycofać się z Lisanną oraz Happy'm. Wiedział o tym ale ogarnęło go dziwne uczucie, podobne do tych, które towarzyszyły mu przy poznaniu Wandy, Gajeel'a oraz bliźniaczych smoków z gildii szablozębnych.
- Nazywa się Mizuyama i tak zaopiekowała się mną, gdy byłam mała – potwierdziła pogodnie Ame.
- Niech zgadnę też zniknęła siódmego lipca siedemset siedemdziesiątego siódmego roku – to pytanie wypowiedział automatycznie choć spodziewał się jaka padnie na to odpowiedź.
- Zniknąć? Nie nazwałabym tego tak – niebieskowłosa roześmiała się lekko – ale ci co nie znali smoków osobiście rzeczywiście mogliby tak uznać.
- Chcesz powiedzieć – Natsu zamarł, Ame mówiła to takim tonem jakby wcale się tym nie przejmowała – Chcesz powiedzieć, że wiesz gdzie są nasi rodzice – przez jego ciało przechodziły dreszcze. Zapomniał, że uczestniczy w bitwie, zapomniał, że tuż obok niego walczą zaciekle jego przyjaciółki, zdawał się nawet zapomnieć, że stojąca przed nim dziewczyna odpowiada za krzywdę przynajmniej jednego z członków jego gildii.
- A ty tego nie wiesz – wyglądała na szczerze zaskoczoną – żałosne – zanuciła nieco lekceważącym tonem.
Natsu przestał zupełnie panować nad tym co robi. Jakby w transie poszedł chwiejnym krokiem do Ame i złapał ją mocno za ramiona. Ona wiedziała. Znała odpowiedź na najważniejsze dla niego pytanie. Nie zaprotestowała, ani się nie próbowała się wyszarpnąć patrzyła na niego tylko badawczym spojrzeniem.
- Gdzie – wyszeptał, a jego głos nietypowo zadrżał – Gdzie jest Igneel?
Wiele razy wyobrażał sobie chwilę, gdy znajdzie jakiś wartościowy ślad, który doprowadzi go do odnalezienia przybranego opiekuna ale mijały lata, a nic nie znalazł. Teraz jednak kolejna smocza wychowanka stała tuż przed nim, wiedziała co się stało ze smokami, była tuż przed nim. Był tylko jeden kłopot. Była wrogiem Fairy Tail. Wrogiem, który odpowiadał za łzy Lisanny i doprowadzenie Miry do szaleństwa.
- Myślę, że powinieneś się odwrócić – powiedziała spokojnie wpatrzona na coś za nim.
- Myślisz, że jestem aż tak wielkim tępakiem – spytał ściskając ją nieco mocniej. Czuł, że musi jakoś skłonić ją do odpowiedzi on i inni smoczy zabójcy zasługują by znać prawdę.
- Naprawdę powinieneś... - zaczęła ale przerwał jej przerażony głos Erzy.
- Natsu za tobą.. - obrócił się powoli. Mira raz po raz strzelała promieniami, nie kontrolowała tego. Robiła to coraz szybciej i sama szkarłatnowłosa miała problemy z odbijaniem wszystkich, Demonica z jakiegoś powodu celowała w większą skałę. Pod nią przechodził właśnie Gray. Niosąc Lisannę oraz Happy'ego miał zajęte ręce, co oznaczało też brak możliwości posłużenia się magią lodowego tworzenia. Promienie uderzały w zmiękczony deszczem olbrzymi głaz z którego odpadały coraz większe odłamki kamieni. Wiedział co się zaraz może stać. Otwierał już usta by krzyknąć gdy kolejny promień śmigną tuż nad nim. Skała nie wytrzymała i rozpadła się grzebiąc pod swoimi gruzami nieświadomych tego towarzyszy.

Gajeel był pod wrażeniem taktycznego myślenia Levy. Runy Freed'a powoli rysowały się nad ich głowami ujawniając ściany niewidzialnej kopuły otaczającej miasto. Zgodnie z sugestią niebieskowłosej wielbiący Laxusa mag sprawił by były widoczne tylko dla nich. Czekał, aż wnuk mistrza ostrożnie połączy je swoją elektrycznością. Czuł, że nerwy powoli zaczynają brać w nim górę. Nigdy nie przepuszczał okazji do rozwałki zwłaszcza gdy ta miała przynieść pozytywne skutki lecz teraz, gdy drobne chybienie jego ciosu miało przynieść wszystkim zgubę po raz pierwszy zaczął się wahać czy rzeczywiście się do tego nadaje.
- Jesteś pewien, że dasz radę to zrobić – spytała go Cana opróżniając kolejną butelkę swego trunku.
- Niestety to musi być Gajeel – powiedziała stanowczo Levy choć widać było, że też się niepokoi o powodzenie planu – z nas ma najbardziej stałą cząstkowo siłę ciosu.
- Nie kumam połowy tego co mówisz ale wychodzi na to, że nikt mnie nie zastąpi, co – spytał kończąc wypowiedź swoim oryginalnym chichotem czochrając jedną ręką czuprynę drobnej czarodziejki. Wiedział, że ją to irytuje ale uwielbiał gdy robiła swoją nadąsaną minę. Wyglądała wtedy tak uroczo, że zawsze poprawiał mu się humor.
- Cóż raz się żyje – powiedział szykując się do ciosu wzrokiem szukając środka celu. Nigdy nie był zbyt dobry z matematyki.
- Może to Ci pomoże – westchnęła Cana wyrzucając w górę jedną ze swych kart. Perfekcyjnie w samym centrum sklepienia wyłoniła się z niej iluzja głowy Natsu bezczelnie pokazujących im język.
- Ty bezczelny gnojku – wrzasną Gajeel i wyprowadził atak żelazną buławą.
Trafił, a w chwilę później niebo nad nimi zaczęło pękać.

Pad polaną zapanowała cisza przerywana jedynie szumem padającego deszczu. Natsu sparaliżowało niedowierzanie. Nie czuł wściekłości ani strachu. Wiedząc, że postępuje nierozważnie, wiedząc że Ame w pełni sił stoi tuż za nim wyparł do przodu i zaczął odgarniać gruzy.
- Jesteś strasznie nerwowy – Ame wodziła za nim oczami poruszając głową w rytmie jego ruchów – Nie miałeś przypadkiem ze mną walczyć?
- Zamknij się – syknął Natsu podnosząc oburącz wielki kamień. Wyłaniająca się spod niego blada ręka Lisanny. Jednak to nie on krzyknął jako pierwszy.
Mira w końcu odzyskała świadomość i samokontrolę. Odrzuceniu duszy demona towarzyszył przepełniony rozpaczą krzyk białowłosej. Osunęła się powoli w ramiona Erzy. Dusza zużyła większą część jej magicznej mocy i nie miała nawet siły się poruszyć, podbiec do zawaliska i razem z Natsu próbować wydostać z stamtąd swą siostrę. Erza trzymała ją mocno w ramionach sama walcząc ze swym gniewem. Jedynie obecność Ame powstrzymywała ją od podjęcia niekontrolowanych działań. Wiedziała, choć jej serce również cierpiało, że jeśli wszyscy się zbiegną w jedno miejsce będą zbyt łatwym celem. Nim jednak ktokolwiek z nich zdążył jakoś zareagować wiele małych wyładowań przemknęło przez ciemne chmury, nastąpił ogromny huk, a chwilę potem niebo nad nimi się rozpogodziło. Powróciło słońce, które od razu zaczęło rozgrzewać polanę.
- Oho, chyba musimy się już pożegnać – nie wyglądała jednak na zaskoczoną takim obrotem spraw – Wpadniemy innym razem.
- Wy – powtórzyła słabym głosem Mirajane.
- Aha – przytaknęła Ame – ja zabawiałam was deszczem i chmurkami. Do Trick należą niebieskie wyładowania i bariera. No to spadam, papa – pomachała im radośnie ręką i nim ktoś zdołał coś zrobił wystrzeliła w powietrze i z zawrotną szybkością skierowała się na wschód.
Do Natsu natychmiast powróciły jego smocze zmysły. Czuł w powietrzu znajomy zapach. Nie byli tu sami ale z pewnością nie chodziło o wroga. Niestety nie miał czasu przekazać wiadomości innym. Teraz musieli jak najszybciej oddać przyjaciół pod opiekę Porlyusic'y. Tylko ona mogła pomóc ich przyjaciołom. Miał nadzieję, że nie jest za późno i przeżyją. 
--------------------------------------------------------------------------------------
pl. Smocze tajemnice.
Końcówka nie do końca wyszła mi tak jak chciałam ale koncepcja jest podobna do zamierzonej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam ale miałam sporo na głowie. Caxi, zanim zapomnę to odpowiem na twoje pytanie. Nie wiem do końca ile będzie rozdziałów ale nie jesteśmy nawet w połowie tego co planuje. Choć nie wiem czy to dobrze biorąc pod uwagę moje tępo dodawania. Nie martw się też o żelka z czasem będzie go coraz więcej. Jest ważną osobą w tym opowiadaniu. ;) Jeśli widzicie jakieś błędy w tekście to mówcie. Jako dyslektyk nigdy nie mogę być pewna, że wszystkie wyłapałam.