sobota, 21 stycznia 2017

26.Supuritto

Przekręciła się na bok zawijając się głębiej w pościel. Było jej tak błogo, że nie chciała jeszcze się budzić. Spałaby dalej gdyby nie pewien cichy, acz monotonny stukot ze strony okna. W pierwszym odruchu pomyślała, że to gołębie chodzą po parapecie. Lecz, gdy klamka w oknie delikatnie skrzypnęła nie miała już wątpliwości, że ktoś próbuje dostać się do środka.
- Mówiłem, że to bardzo zły pomysł - krzyknął przestraszony Happy prawie wypuszczając z łapek Jellal'a., gdy w ułamku sekundy stanęła przed nimi Erza odziana w zbroje Niebiańskiego Koła celując w nich jednym ze swych mieczy.
- Co wy tu robicie? - spytała zaskoczona otwierając okno by wpuścić ich do środka.
- To nie moja wina - zaprotestował szybko Happy - To on chciał do ciebie przyjść. Powiedział, że to pilne i nie może prosić aby ktoś go z dołu wpuścił. Nie zbijesz mnie za to, prawda? Ja zmykam. Proszę nie mów Carli, że tu byłem - to mówiąc jak strzała wyleciał z powrotem zaraz znikając z pola widzenia.
Niebieskowłosy dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że po raz kolejny znalazł się sam na sam z Tytanią. Kiedy prosił Exceed'a by go tu zaniósł miał pełen plan działania w głowie. Teraz wszystkie logiczne schematy jakie opracował jakby się z niego ulotniły. Dopiero, gdy szkarłatnowłosa delikatnie się do niego uśmiechnęła
- Coś znowu cię męczy, tak - bardziej stwierdziła niż spytała.
Zbliżył się do niej o krok chcąc siłą woli pozbyć się dręczących go wątpliwości. Zasługiwała na to by wiedzieć, a on był tym, który musi jej to powiedzieć. Kłopot w tym, że nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa. Zdał sobie sprawę, że nerwowo rozgląda się na boki.
- Tak, można tak to ująć - poczuł ulgę, gdy to z siebie wyrzucił.
- Odkryłeś coś? - spytała Erza wskazując mu gestem by usiadł - Wiesz, że zawsze będę ci się starała pomóc jak tylko umiem.
- Wiem - powiedział zaciskając dłonie na brzegach łóżka - Tylko przez to wszystko zrozumiałem, że ja nie jestem w stanie pomóc tobie.
Te słowa same przeleciały mu przez usta. Jednak nie zamierzał ich cofać. To była prawda. Przez noc rozmyślał nad różnymi strategiami wyjścia z tej sytuacji. Miał doświadczenie wyjęte z wielu bojów z mrocznymi magami ale nawet one nie pozwalały mu ułożyć sensownego planu. Wydawało się, że Erza znów go zgani ale jej twarz wyrażała tylko troskę.
- To chyba dręczy każdego z nas - powiedziała cicho - mi też się wydaje, że nie dam rady ochronić tych na, których mi najbardziej zależy ale nie mam innego wyboru jak nie spróbować.
Miała oczywiście rację i miał ogromną chęć jej to przyznać i wyjść jednak się powstrzymywał. To co ona uznawała teraz za największe zagrożenie rozbiegało się z jego pojęciem tego słowa. Wiedział, że to egoistyczne myśleć tylko o jej dobru skoro wszyscy są zagrożeni ale nie mógł nic na to poradzić. Znów był jak dziecko, które najchętniej przyjęłoby na siebie wszystkie jej cierpienia.
- Erza... - zaczął - Jest coś co musisz wiedzieć. Kaishi odkrył coś więcej podczas tej akcji z.. tymi podejrzanymi naukowcami - zawahał się - Coś co dotyczy ciebie. Oni ci coś zrobili - dalsze słowa nie były w stanie przebić się przez jego zaciśnięte gardło.
Jak mógł jej powiedzieć, że wkrótce może umrzeć skoro jeszcze nie tak dawno zapewniał, że będzie przy niej. Może to było już po tym jak oni jej to zrobili ale dla niego byłoby to zbyt żałosne usprawiedliwienie. Ile to już razy sobie obiecywał, że nie da jej skrzywdzić? Zawsze zawalał uświadamiając sobie, że nie jest w stanie tego zrobić. Nie ważne czy działo się to podczas ataku smoków, czy gdy ów demon prawie ją zabił. Prawie zalała go fala chłodu na samo wspomnienie swej bezradności i większości obrażeń jakich wtedy doznała. Przez niego wypłakała tyle nocy kiedy wygnał ją pod wpływem klątwy Ultear tuż przed tym jak mieli już uciec. To ją złożył w ofierze. To on nie mógł nic zrobić, gdy umierała. Tak jak wtedy, tak i teraz był zupełnie bezradny.
- Nie wiem o czym konkretnie mówisz - zaczęła cicho Erza - ale zapewniam cię, że czuję się dobrze. Tak byłam po wszystkim nieco otępiała ale to chyba normalne.
- Tylko, że tu wcale nie chodzi o jakieś pobicie, czy osuszenie - wypowiadając te słowa nie był w stanie nawet na nią patrzeć - Jesteś pewna, że czujesz się dobrze?
- Jellal, o co ci konkretnie chodzi? - odpowiedziała pytaniem - Wiesz, że nie musisz niczego przede mną ukrywać.
Spodziewał się, że będzie chciała od niego bezpośredniej odpowiedzi. Jednak czy miał prawo ją teraz tym przytłaczać? To mogły być jej ostatnie chwile radości. Miała właśnie uczestniczyć w przygotowaniach do Fantazji. Wielkiego święta witającego wiosnę w jakiej corocznie uczestniczyło całe miasto. Kiedy wczoraj zapowiadała, że zajmie się wieloma sprawami osobiście widział w jej oczach determinacje. To by zrujnowało jej wszystkie plany. Ironicznie znów to na niej ciążyła największa odpowiedzialność choć to ona wymagała teraz najwięcej troski. Choć nikt tego nie okazywał czuł, że większość członków Fairy Tail liczyła, że sprawi im niezapomnianą zabawę.
- Wszystko ci wyjaśnię - zapewnił - ale wpierw muszę coś wiedzieć. Kiedy ocknąłem się w tych lochach jeden ze strażników mówił, że jesteś... jakby... - zawiesił się na moment by nie dopuścić do drżenia własnego głosu - odpytywana. Nie mogli cię złamać... Chcieli się czegoś od ciebie dowiedzieć, tak? Możesz mi powiedzieć co to było?
Spojrzała na niego z widocznym wahaniem w oczach. To było coś więcej niż niechęć przed obarczaniem go swymi przeżyciami. Zupełnie jakby zastanawiała się czy powinna mu powiedzieć to o co spytał. W końcu jednak się przełamała.
- Chcieli wiedzieć czym jest ostatnie z sekretnych zaklęć Fairy Tail - jej głos był porównywalny do szeptu - Sama znam tylko nazwę ale zastosowanie jest tajemnicą, której wiedzę posiadają jedynie mistrzowie gildii.
- Mówiłaś im, że nic nie wiesz ale oni nadal cię torturowali - czuł, że zaraz znów ogarnienie go wściekłość wynikająca z własnej słabości.
- Na takie pytanie wroga jedyną sensowną odpowiedzią jest milczenie - odpowiedziała twardo - Niezależnie co o niej wiem. Tajemnica musi pozostać tajemnicą.
Zdawał sobie sprawę, że za wszelką cenę chce chronić swoją gildię ale czasem jej zachowanie było wręcz absurdalne. Była gotowa na śmierć zamiast wypowiedzenia prostego „Nie wiem”. Choć ją rozumiał troska o jej dobro była znacznie większa.
- Erza przecież to było.. - zaczął.
- To chyba nie o tym chciałeś ze mną porozmawiać - przerwała mu.
Tak teraz była o wiele pilniejsza sprawa do przekazania, a on musiał w końcu zdobyć się na odwagę by wyznać jej prawdę o tym co naprawdę tam się stało.

Idąc ciemnym, murowanym korytarzem Cana starała się wymyślić jakiś plan, który pozwoli jej uzyskać nieco czasu. Zdawała sobie sprawę jak niebezpieczna jest gra, którą właśnie toczy ale nie miała innego wyboru jak ją kontynuować. Uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy nie była tak silna jak Erza, czy Mirajane choć była córką niewiarygodnie potężnego maga. Kiedyś strasznie ją to dręczyło ale od jakiegoś czasu zupełnie przestało obchodzić.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział jej strażnik, gdy przekroczyli próg jakiejś sali - Pamiętaj, że będziesz obserwowana za wszystkich stron.
- A ty pamiętaj, że potrzebujemy jej żywej, więc nie przeginaj jeśli chodzi o siłowe zmuszenie do współpracy - nieoczekiwanie pojawił się przed nimi znacznie niższy osobnik o krótkich kręconych, czarnych włosach i niepozornej budowie ciała lecz już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić jego ponadprzeciętną magiczną moc - Najlepiej by ta panienka sama zechciała z nami współpracować.
- A jeśli panienka nie zechce to co - spytała Cana przedrzeźniając jego ton głosu.

Porlyusica sortowała właśnie najnowsze zioła, które zbierała nad ranem. Aktualnie nie były jej potrzebne ale wiedziała, że po festiwalu zacznie się sezon na liczne alergie, a ona wolała mieć już leki w pogotowi by głośni magowie nie przesiadywali w jej gabinecie. Teraz ich towarzystwo było podwójnie niepożądane. Musiała się skupić by znaleźć sposób na sprowadzenie Heartofili do normalnego stanu i czegoś co by pomogło na amnezje Levy. Tą pierwszą miała przy sobie cały czas o ile tak można nazwać trzymanie jej w skrzydle szpitalnym. Teraz na jej prośbę czuwali przy niej Gromowładni, którzy niechętnie odłączyli się od Laxusa by jej pomóc. No może poza jednym wyjątkiem. Bicxlow od razu przystał na to bez najmniejszego sprzeciwu. Mówił, że faktura drewna, które pokrywa ciało Lucy jest taka sama jak to z którego składają się jego „dzieci”, jak miał w zwyczaju określać twory swej magii, a zarazem jedyne „coś” poza drużyną i Laxus'em o które się troszczy. Mieliła właśnie ziarna magicznego kakaowca, gdy do jej samotni wbiegł Freed trzaskając przy tym drzwiami, a zaraz po nim Evergreen.
- Mamy dobre wieści - powiedział zielonowłosy ignorując karcące spojrzenie medyczki - Lucy powróciła do normalności.
- Jak to - zaskoczona tymi informacjami Porlyusica natychmiast zaczęła wciągać na siebie czysty fartuch - To nie było zaklęcia, które może przeminąć od tak.
Wbiegła wraz z nimi do pomieszczenia dla przewlekle chorych. Blondwłosa czarodziejka rzeczywiście była już wolna od drewnianej skorupy i teraz półprzytomna leżała na łóżku wpatrzona w sufit, a obok niej siedział Bicxlow. Odruchowo oceniła wzrokiem jej stan. Miała otępiałe spojrzenie ale wyglądała bardziej na zmęczoną niż chorą co było dość pocieszające.
- Słyszysz mnie - spytała stając nad nią i nakładając słuchawki - oddychaj spokojnie - poleciła.
Odpowiedziało jej delikatne kiwnięcie głową. To niewiele ale wystarczyło by stwierdzić, że jest kontaktowa. Teraz musiała odpoczywać co jej niezwłocznie poleciła dając wzrok pozostałym by wyszli. Kiedy już się wyśpi będzie miała więcej sił by odpowiedzieć na kilka najważniejszych pytań. Sama została przy niej dopóty nie zasnęła po czym ruszyła powiadomić o wszystkim mistrza i pozostałych o przebudzeniu ich towarzyszki.

Nie spodziewał się, że przyjmie to tak dobrze. Nie wykazywała żadnych oznak lęku, czy tego by choć minimalnie to ją wstrząsnęło. Gdyby mu powiedziano, że jego własna magia wypala go od środka z pewnością nie zachowałby tego stoickiego spokoju jaki ona teraz demonstrowała. Teraz razem z nią szukał na strychu dekoracji na zbliżające się wielkimi krokami święto.
- Na pewno wszystko w porządku - upewnił się po raz któryś - Jeśli coś jest nie tak to mogę sam się zająć znalezieniem reszty bibelotów.
- Naprawdę - potwierdził po raz wtóry - Nie musisz się tak martwić. Wystarczy, że się wzmocnie na tyle by to mi nie zaszkodziło. Przecież i tak planowałam trenować.
Był pewny, że to coś więcej niż może załatwić zwykły trening ale z drugiej strony już nie raz go zaskoczyła swą siłą. Właściwie nie wiedział jakie konkretnie treningi preferuje i nie mógł ocenić tego, czy to co zrobi będzie skuteczne. Nic jednak nie było w stanie przebić się przez fale jego zmartwień. Czy ta sama osoba, która teraz z impetem przerzucała kartony mogła wkrótce tak po prostu zniknąć z jego życia. Kaishi wyraźnie mu powiedział, że jeśli się do niej zbliży powinna przez jakiś czas pozostać bezpieczna, blisko przyjaciół. Na jego szyi zaciskał się niewidzialny sznur na samą myśl co się stanie jeśli tego nie zrobi. Erza martwa. Erza w lochu. Erza torturowana. Erza otoczona przez oprawców. Erza w miejscu o którym nikt nie ma pojęcia. Te wizje ciągle przewijały mu się przed oczami.
- Ty za to nie wyglądasz najlepiej - zauważyła - Znów obarczasz się winną za wszystko co się wokół nas dzieje? - spytała zaprzestając na chwilę poszukiwań.
- Po prostu się boję się, że coś ci się stanie - zdecydował się na szczerość w swych uczuciach, a to że byli tu sami zdecydowanie mu to ułatwiało - czasami - zacisnął pięść - nie wiesz co pokrzyżuje ci plany, gdy już jesteś pewny, że znajdziesz się na upragnionej wolności.
- Tak nie wiemy - Erza wiedziała do czego zmierza - ale czy to znaczy, że mamy się zawczasu poddawać z lęku przed nieznanym?
- Nie. Oczywiście, że nie ale... zupełnie nie rozumiem czemu tak bardzo we mnie wierzysz - sam nie wiedział czemu to mówi - Przecież jestem takim nieudacznikiem.
Czuł na sobie jej intensywne spojrzenie. Spodziewał się, że zaraz zacznie wpajać mu niedorzeczność jego słów ale zamiast tego zrobiła najmniej oczekiwaną rzecz. Przytuliła go. Czuł na sobie ciepło jej ciała, gdy go obejmowała. Choć miał spore wyrzuty sumienia ze względu na tę nieoczekiwaną bliskość nie chciał tego przerywać. To było takie przyjemne. Ciepło jej ciała działało tak kojąco, że nawet nie zdał sobie sprawy jak sam ją objął.
- Lepiej? - spytała cicho po jakimś czasie, gdy tak stali.
- Tak - przyznał czując się znacznie lżej niż przed chwilą.
Może właśnie tego potrzebował. Bezwarunkowej bliskości drugiej osoby, które wie co czuje. Nie potrzebował kolejnych rozmów, które i tak nie rozwiążą jego problemów. Niechętnie oderwał się od niej uświadomiwszy sobie, że za chwilę może dać się ponieść chwili. Mimo to czuł przewrotne uczucie szczęścia. Takie momenty jak ten były dla niego niezwykłą rzadkością choć wiele osób zwracało mu uwagę, że przesadza z samokaraniem. Uśmiechnął się pod nosem. Może faktycznie miał coś z emo.
- Możesz się upierać przy czym chcesz ale ja naprawdę lubię spędzać z tobą czas - wyznała niespodziewanie Erza - Jesteś pierwszym przyjacielem jakiego miałam i nic tego nie zmieni.
Zauważył, że teraz na niego nie patrzy. Jej wzrok był skierowany w przeciwną stronę, a jej pliczki wydawały się być delikatnie zaróżowione. Mu też zrobiło się dziwnie gorąco. Zwykle do tej pory ktoś im przerywał lub on sam tchórzył i uciekał. Teraz wcale nie zamierzał. Zrozumiał, że on też tęsknił za normalną przyjaźnią jaka łączyła za dziecka. Skoro ona to zaakceptowała to czy i on nie powinien z tego skorzystać.
- Całkiem dużo tu tego macie - zauważył że humor całkiem mu dopisuje - Wiem, że to wiekowa gildia ale nie spodziewałem się, że niczego nie wyrzucacie.
- Nie spodziewałam się, że po kilku nocach u Natsu będzie ci dokuczał jakikolwiek inny bałagan - zaśmiała się.
- Tak po prawdzie wcale u niego nie byłem - przyznał się - Ostatnio ciężko mi zasnąć - dodał by się jakoś usprawiedliwić przed jej karcącym spojrzeniem.
- I męczysz przy okazji Happy'ego - pokręciła z dezaprobatą głową po czym spojrzała na niego znacząco - Chyba nie spędzasz całego tego czasu na próbach włamania - zażartowała.
Może przez to, że wcale nie była na niego zła sprawił, że wcale się nie odczuwał teraz potrzeby zapadnięcia się pod siebie choć trafiła z tym prawie w stu procentach. Rzeczywiście zbyt często wykorzystywał Happy'ego by obserwować ją podczas snu. Jak tego nie robił włóczył się po okolicy szukając, z jak to mówi Meredy, maniakalną chęcią czegoś podejrzanego w jego braku. Prawda była taka, że faktycznie nie mógł się uspokoić póki nie był w stu procentach pewny, że okolica jest bezpieczna. Nawet nie zauważył, gdy rozmowy zeszły na propozycje dotyczące zabaw podczas festiwalu.
- Może jakieś walki pod publikę - rzucił zdejmując starą płachtę by zobaczyć czy kryje się pod nią coś interesującego - goście wybierali by kto ma z kim walczyć...
- Wybrali by Natsu i Gray'a bo to ulubiony duet większości naszych zleceniodawców co od razu by zmieniło święto w pobojowisko - skomentowała z uśmiechem - ci dwoje nie znają określenia „spokojny pojedynek”.
Jellal już jej nie słuchał. Jego wzrok był utkwiony w starym, zakurzonym lustrze. Jego odbicie spoglądało na niego wzrokiem pełnym nienawiści. Wręcz usłyszał dudnienie własnego serca, gdy te uniosło rękę i wskazało znamię zakrywające pół jego twarzy uśmiechając się przy tym kpiąco.
- Wiesz skąd i dlaczego to masz? - spytało.
Mimo strachu mieszanego ze złością zaciekawienie wzięło nad nim górę. Nigdy się nie zastanawiał nad jego znaczeniem. Miał je odkąd sięgał pamięcią. Dla niego było czymś tak naturalnym, że nie wyobrażał sobie swojego wyglądu bez niego.
- Na twoim miejscu poszukałbym na ten temat informacji jeśli wciąż upierasz się, że jesteś dobry i nie skrzywdzisz już najbliższych - zaśmiało się odbicie.
Poczuł jak jego ciało robi się ciężkie. Nie miał wątpliwości o kogo konkretnie może mu chodzić. Lubił zarówno Meredy jak i Ultear, miał ciepłe uczucia do Millianny i członków Fairy Tail ale istniała tylko jedna osoba bez której nie wyobrażał sobie dalszej przyszłości dla świata. Erza. Gdy zniknęła na te siedem lat każdy dzień nie różnił się od poprzedniego. Owszem walczył z poplecznikami Zeref'a ale czynił to bardziej odruchowo i beznamiętnie. Zupełnie jakby był ponownie marionetką wykorzystywaną do walki z mroczną magią. Miał świadomość samego siebie ale niewiele myślał nad, tym co robi. Było to tak straszne doświadczenie, że nie chciał nawet tego wspominać. Nie kiedy ona jest przy nim.
- Wszystko dobrze? Nagle zrobiłeś się strasznie blady - czuły głos szkarłatnowłosej wyrwał go z otępienia w które wpadł - Może zróbmy przerwę i tak siedzimy tu już z godzinę.
Nie stawiał oporu, gdy zaczęła ciągnąć go w stronę wyjścia. Ostatni raz rzucił spojrzenie w stronę lustra ciekaw czemu na nie nie zareagowała. Wyglądało normalnie.

Gajeel nigdy nie czuł się tak rozerwany jeśli chodzi o swoje uczucia. Z jednej strony wypełniała go troska i strach spowodowane stanem Levy. Po prostu nie mógł jej zostawić samej. Była fizycznie słaba, a przez amnezje nie sposób było przewidzieć na jaki pomysł zaraz wpadnie. Z drugiej były radość i podekscytowanie bo oto znalazł się w ich posiadaniu artefakt mogący być wskazówką, gdzie teraz znajdują się smoki i czemu znikły. Najchętniej poszedłby za ciosem i wyruszył w podróż jednak nie miał komu przekazać opieki nam niebieskowłosą. Jet i Droy byli z nią blisko ale ich siła była tak żałosna, że wątpił by wróg zdał sobie sprawę z ich obecności jeśli doszłoby do walki. Teraz ta dwójka kręciła się koło drzwi udając strażników co wyglądało tak komicznie, że aż korciło go by udać teoretycznego włamywacza tylko po to by z sadystyczną przyjemnością patrzeć na ich reakcje. Rozmyślania przerwał mu cichy stukot w okno.
- Witaj, Lily - powitała czarnego kota Levy wpuszczając go do środka.
- Mam dobre wieści - oznajmił Exceed lądując na stole.
- Czyżby mistrz dowiedział się jak otworzyć to pudełko? - zainteresował się od razu Gajeel lecz ku jego rozczarowaniu ten pokręcił tylko przecząco głową.
- Nie - zaprzeczył - Lucy wreszcie wróciła do normy. Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć w końcu się przyjaźnicie - zwrócił się ku McGarden.

Natsu biegł korytarzem tak szybko na ile pozwalały mu nogi tratując przy okazji minione osoby. Był napalony i szczęśliwy. Przed chwilą była u nich Carla i powiedziała, że Lucy przebudziła się ze swej „drewnianej hibernacji” jak to sam określał stan w którym się znalazła. Miał jej tyle rzeczy do powiedzenia, tyle się wydarzyło, że nie wiedział od czego ma zacząć.
- Witaj, Lucy - wykrzyczał wpadając do skrzydła szpitalnego tak gwałtowanie, że prawie przygniótł drzwiami Porlyusice niosącą blondynce leki.
- Ile razy wam mam powtarzać - rozgniewała się medyczka - Nie toleruje tłumów to przeszkadza pacjentom.
- Ale przecież Happy został z... - zaczął nie wiedząc o co się go czepia, gdy jego wzrok padł na trojkę Gromowładnych stojących przy łóżku na, którym siedziała Lucy.
W życiu było wiele rzeczy, których nie pojmował. Na przykład czemu czasem zabraniano mu od razu stłuc przeciwnika. Przecież informacje może zbierać podczas walki. Czemu niektórzy tak bardzo ukrywają swoje uczucia do innych. Nie lepiej od razu powiedzieć na czym się stoi? Nie lubił też, gdy kazano mu „myśleć logicznie” to było strasznie trudne. Jednak nigdy by nie przepuszczał, że oni jako pierwsi się przy niej zjawią.
- Już tak z wami źle, że Laxus'a mylicie z kobietą - zażartował - Kto jak kto ale ty Freed powinieneś od razu poznać, że źle trafiliście.
- Och dorośnij wreszcie - zbeształa go Evergreen - Byliśmy przy niej, gdy to obejmujące ją zaklęcie minęło, więc jej od tak nie zostawiliśmy.
- No ale i tak mamy postęp - zauważył Freed - pierwszy raz słyszę jak używasz słowa „kobieta”.
- Niestety nie w odniesieniu do ciebie dziewczynko - odgryzł się.
- Też się cieszę, że cię widzę - szepnęła cicho Lucy przypominając o swojej obecności.
- No ale czy nie mam racji? - Natsu najwyraźniej utknął w tej sprawie - On jest strasznym dziwakiem, a w dodatku ta komiczna fryzura...
Nim ktokolwiek się spostrzegł zaczął wygłaszać długi monolog o sposobie uczesania poszczególnych członków gildii. Erza często zmienia swój wraz z zbroją. Gajeel to chyba grzebienia od urodzenia nie widział. Podoba mi się kucyk Miry. Ciekawe skąd Mavis ma te skrzydełka we włosach. No właśnie apropo skrzydeł chciałbym mieć swoje. Ame ma, a ja nie to niesprawiedliwe przecież też jestem smoczym zabójcą.
- No ale chyba zmieniam temat - podrapał się w tył głowy jakby dopiero teraz zauważył, że od blisko piętnastu minut gada o włosach.
- Nie przejmuj się nikt nie zauważył - rzuciła sarkastycznie Lucy.
- O to super - ucieszył się Natsu nie po raz pierwszy nie rozróżniając sarkazmu, a po głębszym zamyśleniu dodał - A tak właściwie to co tam się stało? Wtedy, gdy zmieniłaś się w drewnianą rzeźbę. Statek był cały w korzeniach ale to nie pachniało jak robota demona.
- Bo to ja zrobiłam - głos Lucy był dziwnie smutny - Myślałam, że mogę od tak powtórzyć opisaną w książce technikę - podkuliła pod siebie kolana - Co ja sobie myślałam? Tam są opisane potężne zaklęcia, a ja nawet nie kwalifikuje się do klasy S. Jestem żałośnie słaba.
- Jak dla mnie wyglądało całkiem kozacko - skomentował smoczy zabójca - Fakt trochę kiepsko skończyłaś ale teraz jesteś znów normalna, więc się nie ma czym przejmować.
- Wiem o mistrzyni Marmaid Heel i Beth - to nie był nawet szept, gdyż z jej ust ledwie cokolwiek się wydobywało i to tak ciche, że nawet Natsu z trudem to usłyszał.
W pomieszczeniu na kilka minut zapanowała grobowa cisza. Wszyscy wiedzieli, że to prawda i żadne słowa nie zaprzeczą, że stała się tragedia. Po policzkach Lucy spłynęło kilka łez i chyba właśnie to ocuciło Natsu.
- Musieliście jej to powiedzieć? - warknął - przecież wiecie jaka ona jest...
- Wcale nie musisz mnie ciągle chronić Natsu - smoczy zabójca spojrzał na nią zaskoczony.
- Ale przecież ty... - zaczął.
- Wciąż wpadam w tarapaty - przerwała mu - To właśnie chciałeś powiedzieć, prawda? - zaśmiała się cicho na widok miny salamandra - Nie musisz nic mówić - kontynuowała - Ta wojna jest inna niż nasze dotychczasowe starcia. Nie możemy działać tak jak dotychczas.
- Czyli chcesz iść na trudniejszą misję - wywnioskował różowowłosy - To może być ryzykowne ale Happy raczej nie będzie miał problemu z zabraniem jakiegoś zgłoszenia klasy S tylko czy Erza nas nie pozabija. Ostatnim razem cudem nam się upiekło.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz - w głosie Lucy dała się słyszeć złość - Powiem to tak byś zrozumiał - wzięła głęboki oddech - Odchodzę z drużyny.

Carla siedziała na ganku gildii obserwując poczynania Gray'a. Mag lodu uparł się, że do początku Fantazji opanuje ową technikę poleconą mu przez mistrza. Szło mu o wiele lepiej, gdy w pobliżu nie było wodnej czarodziejki. Juvia wraz z Wendy wybrały się na małą misję. Nie miała powodu do zmartwień, gdyż dotyczyła ona jedynie posprzątania pobojowiska na łące w sąsiednim miasteczku. Ktoś tam za bardzo zabalował i zapomniał po sobie posprzątać. Upiła kolejny łyk i właśnie wtedy dotknęła ją kolejna wizja.

Na wielkim zegarze katedry widniała dwudziesta druga godzina. Festiwal trwał w najlepsze. Nocne niebo nie było zmącone nawet najmniejszą chmurką co sprawiło, że wszystkie gwiazdy były doskonale widoczne. W tłumie świętujących Natsu i Gray prowadzili kolejny zatarg by chwilę później drżeć ze strachu w swoich ramionach, gdy Erza zgromiła ich karcącym spojrzeniem. Happy prosił Lisannę by wygrała dla niego największą rybkę, a mistrz zabawił Asukę powiększając do granic możliwości tors i ręce przy czym p[rawie dwukrotnie zmniejszając nogi. Natomiast Gajeel w duecie z Kaishim starał się coś zagrać ale reakcje na to były dalekie od ideału co jednak nie psuło dobrej atmosfery. Wszyscy się śmiali, tańczyli, grali...

Wizja się zmieniła. Wskazówki zegara zatrzymały się na północy, gdy cała wieża leżała powalona na ziemię w językach ognia. Zewsząd dochodziły odgłosy paniki. Widziała zwłoki ludzi leżące na ulicy. Niewielkim pocieszeniem było to, że nie rozpoznawała w nich nikogo ze swych znajomych. Jakaś zakapturzona, ciemna postać obserwowała to z wyraźną satysfakcją.
- Zdecydowanie za łatwo oszukać te wróżki.

Znów zmiana. Chwilę potem ciemna postać była na polanie. Powoli zbliżała się do dwójki stojących tam postaci. Dopiero po chwili ich poznała. Erza i Jellal. Niebieskowłosy mag ostrożnie zmniejszał odległość między sobą, a Tytanią.
- Erza, przepraszam za to co się stało wtedy, gdy ponownie się spotkaliśmy - zaczął - nie powinienem był wtedy cię okłamywać.
- Nie szkodzi - odparła - Już dawno zaakceptowałam twoją decyzję. Nie ma problemu możemy być przyjaciółmi - uśmiechnęła się melancholijnie.
- Tylko, że ja nie dlatego powiedziałem o narzeczonej - w głosie Jellal'a słychać było determinacje - powiedziałem tak dlatego, że uważam, że nie jestem cię godny. Nadal tak sądzę. Zrozumiałem jednak, że nie mogę uciekać przed prawdą. Kocham cię, Tytanio.
Erza zachwiała się pod wpływem tych słów ale szybko odzyskała równowagę. Na jej zaróżowionej twarzy widniał uśmiech.
- Ja też cię kocham - odparła wtulając się w niego - Nawet nie wiesz jak bardzo...
Ich usta złączyły się w pocałunku i to właśnie wtedy z ręki zakapturzonej postaci wystrzelił promień, który trafił szkarłatnowłosą w plecy. Z jej ust wydobył się cichy jęk kiedy osunęła się w ramiona niebieskowłosego.

Ktoś klepał ją po policzku. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą twarz Gray'a. Zrozumiała, że zemdlała. Nigdy wcześniej jej się to podczas wglądania w przyszłość nie zdarzyło.
- No jesteś - odetchnął z ulgą - Nie mogłem cie dobudzić. Na szczęście zauważyłem Happy'ego i Lisannę to posłałem ich po Wendy. Kurczę... niezbyt dobrze znam się na pierwszej pomocy.
Faktycznie czuła się dość słabo. Zupełnie jakby coś zabrało jej większość sił. Zaparła się na łapkach ostrożnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Miałam wizję - powiedziała czując drżenie własnego ciała - Dotyczyła zbliżającego się festiwalu.
Wtedy słońce przysłoniły dwa cienie. Lisanna w formie łabędzia oraz Happy z przestraszoną Wendy wylądowali tuż przed nimi. Z twarzy młodej smoczej zabójczyni biła troska. Gray w ostatniej chwili odsunął się na bok, gdy biegła do przyjaciółki.
- Dopiero co ją dobudziłem - poinformował ją ale praktycznie go zignorowała.
Ledwie się zorientował, a już klęczała przy kotce przekazując jej część swojej energii. Wiedział, że informacja o omdleniu jej partnerki musiała ją nieźle wystraszyć. Zwłaszcza po tym co się ostatnio działo. On sam nie był pewny czy to kolejny atak, czy coś podobnego co spotyka od jakiegoś czasu Erzę. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie miał pietra przed staniem oko w oko z kimś od ich nowych wrogów. Na dodatek to co powiedziała Carla. Kolejna wizja przyszła im z ostrzeżeniem. Kłopot w tym, że zawsze dotyczyły one nieciekawych spraw i jeszcze nigdy nie udało im się w pełni temu zaradzić.

Jej pytanie pozostało bez odpowiedzi ale tego mogła się spodziewać. Nie mieli do czynienia przecież z byle kim, kto od razu rozpowiada o swych zamiarach. Została wprowadzona do okrągłej sali pośrodku której stał wysoki skalny monument. Był on podświetlony jasnoniebieskim światłem. Dopiero po chwili zorientowała się, że pod pochłoniętymi mrokiem ścianami stoją zakapturzone osoby. Sekta jak nie patrzeć. Przemknęło jej przez myśl, gdy wzrokiem oceniała pomieszczenie. Na pewno nie byli debilami pokroju Natsu, którzy zostawiają najważniejsze drzwi otwarte ale być może istniał jakiś słaby punk, który mogłaby wykorzystać by ugrać na czasie. Nie, na pewno nie da rady uciec ale może spróbuje uszkodzić ten monument. Wyglądało na to, że jest sercem tego rytuału. Skoro jest ważny dla planów wroga w jej intencji powinno leżeć zniszczenie go.
- Ile jeszcze energii potrzeba by zebrał odpowiednią moc? - spytał niższy z jej strażników.
- Tylko tysiąc jednostek - zza monumentu wyłonił się garbaty staruszek najpewniej robiący tu za profesora - To niewiele i pewnie w ciągu dziesięciu minut będziemy mieć komplet.
Niski mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
- Tak to niewiele ale jak dla kogoś kto ma czas do stracenia - skinął na mięśniaka - Złóż ofiarę. Gość już zrobił swoje i do niczego nam się nie przyda.
To się stało bardzo szybko. Cana obserwowała jak blisko setka zakapturzonych postaci w kilka sekund otacza staruszka. Wypowiedzieli kilka słów w języku, którego nie zrozumiała, a gdy się odsunęli nie było już naukowca tylko mała kulka światła, która powoli wtapiała się w ów pomnik.

Erza pomagała Mirze przy ciastach. Było nie lada wyzwaniem w trzy dni przyszykować przysmaki dla całego miasteczka i możliwych gości z innych. Białowłosa usilnie starała się pokazać po sobie, że wszystko jest dobrze. Wiedziała, że chodzi o Elfman'a. Ta niepewność czy go zabili, czy jest gdzieś przetrzymywany była najgorsza. Sama, aż za dobrze wiedziała jak to jest, więc nawet nie próbowała jej pocieszyć. Musieli jednak odzyskać za wszelką cenę chęć do życia i walki, która w wielu już przygasła. Jakiś czas temu Jellal powiedział jej, że musi poszukać informacji na temat, którego nie chciał jej zdradzić. Poleciła mu, więc księgozbiór Levy wiedząc jak wiele zabytkowych ksiąg posiada przyjaciółka. Przystał na to prosząc ją by do czasu jego powrotu trzymała się blisko przyjaciół. Zgodziła się zostać w gildii nie chcąc dawać mu kolejnych powodów do zmartwień. Zastanawiało ją tylko czemu zechciał szukać informacji na ów temat tak nagle. Kiedy przeszukiwali strych nic nie zapowiadało by coś takiego planował. Mając nadzieję, że później wszystko wyjaśni wypłukała porcję truskawek i podała ją Mirajane, która właśnie kończyła ubijać krem.
- No ja nie wierzę - drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem i stanął w nich wściekły Natsu - Po prostu nie wierzę...
- To ja nie wierzę - Mirajane z donośnym brzdęknięciem odstawiła miskę na blat, a wokół niej pojawiła się demoniczna aura - Obiecałeś nie zostawiać Lisanny samej, a jakoś nie widzę by przyszła tu z tobą - wytknęła mu.
- No ale - Natsu znieruchomiał ze strachu jakby zapomniał o tym, że jeszcze przed niecałą minutą wpadł tu nabuzowany i gotowy na wszystko. - przecież jest z nią Happy - starał się usprawiedliwić.
- Wiedziałam, że nie powinnam ci ufać - warknęła i wyszła kierując się do akademika - Erza przypilnuj ciast zaraz wrócę tu z siostrą i kocurem - tym razem to ona trzasnęła drzwiami.
Erza pokręciła głową jakby komentując tym całe to zajście. Ostatnio charakter jej przyjaciółki drastycznie skakał z anioła do demona i odwrotnie. Teraz gdy zabrakło wśród nich Elfman'a całą troskę przelewała na młodszą siostrę będąc przy tym wyjątkowo przewrażliwiona na jej punkcie. Niestety przez to najczęściej obrywało się Natsu, który wyraźnie starał się by jego kontakty z Lisanną były takie jak przed tą aferą z wysłaniem jej do Edolas. Spojrzała na niego i od razu się domyśliła, że to nie kolejny z głupich fochów smoczego zabójcy.
- Lucy - rzucił - To się stało.
- Słyszałam, że znów jest sobą - uśmiechnęła się delikatnie starając się go rozgryźć - Miałam do niej iść ale Jellal poprosił bym zaczekała tu na niego, aż nie wróci. Chyba nie chcesz powiedzieć, że jej stan jest krytyczny - zatroszczyła się.
- Chyba wszystko z nią dobrze - wzruszył niedbale ramionami co dało jej do zrozumienia, że nie chodzi tu o stan zdrowia blondynki - Wkurza mnie to co powiedziała.
To jeszcze bardziej zaniepokoiło Tytanię. Nats'owy termin „wkurzający” i jego warianty były, jeśli chodzi o członków ich gildii, zarezerwowane prawie zawsze dla Gray'a. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się by objął nimi sprawę dotyczącą Lucy.
- Natsu co się stało? - spytała nadzwyczaj łagodnie - Z nas wszystkich wiesz najlepiej, że nie warto niczego dusić w sobie.
Smoczy zabójca wziął głęboki oddech i powiedział:
- Lucy odeszła z naszej drużyny.

Jellal zastukał w drzwi prowadzące do pokoju McGarden. Dość szybko otworzył mu je Gajeel. Zauważył delikatne podkrążenia pod oczami smoczego zabójcy co świadczyło o tym, że nie spał zbyt dobrze i wystarczająco długo.
- Pomyliłeś pokoje... Erza mieszka piętro wyżej - przewiał go - A myślałem, że to ja się nie wysypiam.
- Wiem - odpowiedział szybko nie przywykłszy do takich żartów - przyszedłem poszukać informacji. Erza mówiła, że Levy ma sporo ksiąg o różnych dziedzinach klątw.
- Musisz sam ją spytać - odparł gestem zapraszając go do środka - Tylko jej nie przemęczaj bo będę musiał coś ci się przestawić.
Sam przed sobą musiał przyznać, że był pod nie małym wrażeniem, gdy zobaczył bogaty księgozbiór Levy. Pokój drobnej czarodziejki był istną biblioteką o rozmiarach, których sam król mógłby pozazdrościć. Przez moment błądził, aż dotarł do niewielkiej części robiącej za sypialnie. Na łóżku leżała młoda czarodziejka czytając książkę. Była tak pogrążona w lekturze, że dopiero gdy odkrzyknął zwróciła na niego uwagę.
- Znamy się? - spytała lustrując go badawczym spojrzeniem - Skoro Gajeel-sama cię wpuścił to musisz być po naszej stronie choć tego nie pamiętam.
Pokiwał tylko głową. Nie za bardzo wiedział jak ma zacząć. Wszystkich członków Fairy Tail znał głównie z opowieści Erzy rzadko kiedy decydując się zamienić więcej słów z kimś poza nią. Jedynie to, że nie chciał jej obarczać tym co zobaczył w lustrze sprawiło, że nie poprosił by mu towarzyszyła. To dużo bardziej ułatwiłoby tę rozmowę.
- Milczysz, coś jest nie tak - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie - mam sporo książek może tam znajdziesz odpowiedź na swe problemy - zasugerowała jakby czytając w jego myślach.
Pokiwał tylko głową słysząc za sobą charakterystyczny śmiech Gajeel'a. Poczuł się głupio. On, członek Crime Sociere zwalczający od siedmiu lat mroczne gildie miał teraz problemy z najbardziej błahymi sprawami. Jeśli nie będzie potrafił tego w sobie zwalczyć może narazić innych na niebezpieczeństwo. Szedł wzdłuż półek przypatrując się tytułom na okładkach. Żaden nie mówił mu by właśnie w tej książce mógł odkryć przydatne informacje. Czas leciał nieubłaganie, a on nadal nie mógł niczego znaleźć.
- Gościu co jest z tobą nie tak - wychowanek Metalicany przyciągną siłą odwrócił go w swoją stronę, gdy chciał sięgnąć po książkę zatytułowaną „Moje przekleństwo” - Nie wiem, czy wiesz ale od pół godziny stoisz w dziale poświęconym romansom.
Twarz Jellal'a poczerwieniała, gdy dotarł do niego sens tych słów. Faktycznie na szczycie półki była przyczepiona informująca jaki typ książek się na niej znajduje.
- Czyżbyś szukał czegoś co pomoże ci odkręcić ten kit z narzeczoną? - drążył czarnowłosy - Spokojnie coś czuje, że ona wie, że powiedziałeś tak dlatego by wciąż być największym Emo jakie zna ten świat.
- Nie, to nie dlatego - zaprzeczył - Po prostu nie jestem jej godzien - sam nie wiedział czemu mu się z tego zwierza.
- A co ja mówię. Emo z ciebie i tyle - skwitował Gajeel po czym klepnął go w ramie - Chodź przejdziemy się i może przy czymś mocniejszym łatwiej będzie wydusić z ciebie co faktycznie leży na twojej wątrobie.

Natsu biegł ile tylko miał sił w nogach. Ledwie zaczął z Erzą rozmowę na temat Lucy, Szkarłatnowłosa twierdziła, tak jak on, że to dziwne ale najlepiej jest dać jej teraz trochę czasu, gdy powróciła Mirajane, że Lisanny nie ma w akademiku. Wiedział, że nic jej nie jest. Słodki zapach lasu, który wydzielała dobiegał wprawdzie ze skrzydła szpitalnego ale nie czuł od niej żadnej choroby. Musiał jednak jak najszybciej znaleźć się przy niej by uratować swój tyłek. Była znacznie mniejsza szansa, że Mirajane urwie mu tyłek, gdy będzie w towarzystwie jej młodszej siostry. Uważał, że traktuje go niesprawiedliwie. Przecież powiedział, że jest teraz pod czujnym okiem Happy'ego, którego uważał za bardzo dobrego stróża.
- Musicie mi pomóc - krzyknął wbiegając do medycznego pomieszczenia - o nie ma już tu świty Laxusa - dodał typowo dla siebie błyskawicznie zmieniając temat.
Wszyscy byli na tyle przyzwyczajeni do jego energicznego zachowania, że pozostało to bez komentarza. Tylko Lisanna uśmiechnęła się do niego najwyraźniej wiedząc w czym tkwi jego obecny problem. Siedziała na krześle pomiędzy łóżkiem na którym odpoczywała Carla, a tym na którym siedziała Lucy. Poczuł się dziwnie kiedy na nią spojrzał. Wyglądała dużo lepiej niż dwie godziny temu, kiedy rozmawiali po raz ostatni. Jej twarz odzyskała kolory, a po zmęczeniu nie było prawie śladu. Chciał znów do niej zagadać, podrażnić ją jakimś żartem dotyczącym jej biustu lub sposobu na dietę ale powstrzymała go przed tym niewidzialna ściana, która wytworzyła się po tym co ostatnio powiedziała. Zamiast tego spytał:
- Tak właściwie to co tu robicie?
- Carla miała kolejną wizję ale nie chce powiedzieć czego dotyczyła - odparła Lucy.
- Jak to? - Natsu znów się przestawił doskakując do białej kotki - No weź nie kryj niczego przed nami. No, co to było? Jeśli dokopałem w końcu temu lodowemu dupkowi to muszę wiedzieć w jaki sposób. On ciągłe nie chce przyznać, że jest gorszy.
- Skąd taki pomysł. Widzę tylko poważniejsze sprawy - zbeształa go w odpowiedzi - zresztą to i tak lepsze od tego co myślał Happy.
- A tak właściwie to gdzie on jest? - dopiero teraz zauważył brak niebieskiego kota.
- Poleciał poinformować Wendy o wizji Carli - odparła beznamiętnie Lucy.
Natsu spojrzał na nią zdziwiony. Była taka obojętna co zupełnie nie pasowało do zwykle wrażliwej blondynki. Doskonale wiedział, że dopiero co obudziła się z tej przemiany w drewnianą figurę ale jej zachowanie całkowicie odbiegało od normy. Tak, już jakiś czas temu zdawała się być bardziej wyczulona na punkcie siły ale myślał, że tak jak inni mocno przejmuje się starciem z wrogiem. Kiedy próbował przekonać ją, że zawsze ją uratuje, gdy „znów zostanie porwana”. To tylko ją prowokowało do większych fochów czego już nie pojmował. Przecież wcale nie musiała być silna. Powodem dla, którego chciał by była z nim w drużynie był prosty fakt nakarmienia go przy pierwszym spotkaniu, gdy był zbyt spłukany by sam załatwić je dla siebie i Happy'ego. Chciał by była przy nim bo często powstrzymywała go przed głupotami logicznym myśleniem. Nawet bez tego lubił jej towarzystwo. Jej obecność powstrzymywała go przed pójściem na całość bo po prostu wiedział, że dostanie mu się za ewentualne zniszczenia. Lucy nie była Happy'm i z pewnością powiedziałaby o wszystkim Erzie lub mistrzowi. Tak zostawali Gray z Erzą ale było jasne jak to będzie... lodowy dupek sprowokuje go do bójki, Erza się na nich wkurzy i raczej nie będzie można liczyć na kogoś kto zechciałby od razu zmienić temat.
- Lu - zagadała nagle blondynkę Lisanna - To prawda, że chcesz dołączyć do drużyny Gromowładnych?

Właściwie nie powinna być zaskoczona tą bezwzględnością. Nie w stosunku do tych, którzy już kilka razy udowodnili,, że potrafią być okrutni. Tym razem nie było nawet krwi, czy ciała. Te po prostu zmieniło się w świetlisty punkt, który zlał się właśnie z całą aurą monumentu. Jednak bycie świadkiem tego powodowało u niej dziwne wrażenie. Ten rodzaj magii jaki zastosowali był z skądś znany. Wprawdzie tylko z teorii i opowiadań ale jednak. Teraz już mogła domyślić się czym jest naprawdę to przed czym stoi.
- To Etherion, tak? - spytała znając jednak już odpowiedź na swe pytanie.

Nawet nie wiedział jak bardzo tego potrzebował. Towarzystwo męskiego kumpla, który z którym może spędzić trochę czasu. Ultear i Meredy były mu bliskie ale jako kobiety zupełnie inaczej patrzyły na świat. Nie gorzej, czy lepiej tylko po prostu inaczej. Co prawda nie znał zbytnio Gajeel'a ale po kilku opornych, pierwszych, wymienionych zdań zaczęło mu być całkiem lekko.
- Masz łyknij sobie - powiedział smoczy zabójca podsuwając mu kufel z pieniącym się napojem, gdy siedzieli w jakimś mało znanym barze.
- Chyba nie powinno mnie tu być - starał się mimo wszystko zachować ostrożność by nie wpędzić innych w kłopoty swą osobą.
- Już nie dramatyzuj - westchnął Redfox - Specjalnie przyprowadziłem cię w miejsce pełne dziwaków być nie czuł się odmiennie, a ty nadal swoje.
- Wiesz co mam na myśli - odparł - Jeśli rada dowie się, że...
- Widziano tutaj żywą mumię - dokończył za niego komentując przebranie, które wybrał. Twarz Fernandes'a była owinięta białym bandażem zostawiając tylko niewielkie otwory na nos, usta, oczy i uszy - Zresztą czym się przejmujesz - dodał - nowej rady jak nie było tak nie ma i jakoś nie jestem pewien czy w ogóle postanie. Wykorkowali prawie wszystkich, a jedyny przeżyły dziadzio raczej nie będzie w stanie zarządzać tym wszystkim i na nowo rekrutować. Te wszystkie plotki, że zaraz ma się na nowo zebrać są tylko po to by ludzie nie panikowali. Sam powiedz, czy coś się zmienia? Nie, bo tkwimy w jednym politycznym bagnie. Raczej nikogo już nie obchodzi, że ktoś im tam przed laty zwiał z więzienia.
Jellal już otwierał usta by zaprzeczyć, gdy uświadomił sobie, że Gajeel ma całkowitą rację. Media cały czas donosiły o tym samym. Już niedługo możemy spodziewać się... Tak ostatnio zaczynały się prawie wszystkie wieści z którymi się zetknął. Polityka praktycznie nie istniała. Mieli wprawdzie króla ale nawet sam monarcha ledwo dawał sobie radę z niepokojami w stolicy, a takich było wiele. Ludzie się bali tego co będzie. Po ostatnim ataku demony jakby zapadły się pod ziemię co wbrew pozorom nie było niczym dobrym. Oznaczało to, że poplecznicy Zerefa szykują się do jakiejś większej akcji. Może to samolubne ale miał nadzieję, że następny ich atak odbędzie się z dala od Fairy Tail. Erza prawie straciła życie w ostatniej walce z jednym z nich. Nie oszukuj się. To nie demon ją tak poturbował tylko ty. Odezwał się irytujący głosik w jego głowie. Dość szybko sama sobie z nim poradziła ale z jej krytyczny stan po walce odpowiadasz tylko ty. Po cholerę żeś wtedy używał Somy? Tak, zachował się wtedy zbyt impulsywnie i choć Erza szybko wróciła do formy on dalej miał przed oczami to do czego się przyczynił.
- Koleś jesteś tam? - dłoń Gajeel'a pomachała mu przed oczami.
- Tak - oderwał się od myśli - Naprawdę wszystko w porządku.
- Jakoś nie sądzę - nie dowierzał smoczy zabójca - gdyby tak było - Gdyby tak było to byś dalej łaził za Erzą, a nie chciał przetrząsać książki Levy. Możesz wreszcie powiedzieć o co kaman?
Zawahał się. Właściwie to chciał się komuś zwierzyć z choć części swych problemów. O Kaishim nie mógł powiedzieć ani słowa ale to co zobaczył dwukrotnie w lustrach raczej nie było jego dziełem. Przez moment przypatrywał się pieniącemu się piwu zastanawiając się nad najbardziej odpowiednią decyzją.
- Właściwie to wiedziałem coś - powiedział cicho choć smoczy zabójca bez problemu to usłyszał - coś co nie daje mi spokoju.

Erza brała ciepły prysznic. Wracająca z poszukiwań młodszej siostry Mirajane przekazała jej, że widziała Gajeel'a wyciągającego Jellal'a na spacer. Nie musiała już czekać na niebieskowłosego. Cieszyło ją, że wreszcie zaczyna otwierać się na innych. Pamiętała, że jako dziecko nie stronił wcale od towarzystwa będąc jego duszą. To on sprawiał, że nawet w czasach niewoli potrafiła się uśmiechnąć. Pamiętała go jako radosnego, przepełnionego nadzieją na lepsze jutro chłopca. Jeśli uczynił pierwszy krok w ponownym staniu się taki jak przedtem to tylko ją cieszyło. Uniosła głowę do góry pozwalając wodzie swobodnie spływać po twarzy. Zaraz potem zmyła z ciała pozostałości mydła i wyszła z kabiny prysznicowej. Kiedy wycierała się ręcznikiem do jej uszu dobiegł cichy trzask. Błyskawicznie przyzwała zbroję płomiennej cezarowej i ruszyła w kierunku źródła dźwięku.
- Nie ruszaj się - rozkazała odruchowo wyciągając miecz z pochwy dopiero po chwili orientując się, że celuje nim w Kaishi'ego.
- Błagam nie zabijaj ja tu w pokojowych zamiarach - nawet z ostrzem na szyi nie przestawał żartować - Nie wiedziałem, że tak ładnie pachniesz - dodał wciągając głośno powietrze nosem.
Coś w jego postawie sprawiło, że od razu się rozluźniła. Z jakiegoś powodu nie potrafiła się na niego złościsz. Rzekomy komplement puściła mimo uszu zastępując w międzyczasie zbroję normalnym strojem.
- Można wiedzieć po coś ty tędy właził? - spytała wskazując na uchylone okno.
- Chciałem zmienić rutynę - założył ręce za głowę racząc ją niewinnym spojrzeniem.
Pokręciła tylko głową z dezaprobatą. Kaishi od początku przejawiał skłonność
nieprzewidywalnych pomysłów, których spora część nie miała racjonalnych podstaw. Taka postawa zwykle ją irytowała ale on miał na nią dziwny wpływ. Przy nim trudno jej było zachować powagę. Krótko mówiąc - Rozbawiał ją. Szybko się do siebie zbliżyli zostając najlepszymi przyjaciółmi co było jak na nią nietypowe. Zwykle potrzebowała czasu by komuś w pełni zaufać, a jego od razu zaakceptowała. Ktoś mógłby powiedzieć, że to przez to że uratował ją przy ich pierwszym spotkaniu ale nie była to nie był ten powód. Nawet w przypadku mistrza pełne zaufanie pojawiło się dopiero po około roku. Zaufanie, że jej nie zostawi. Wyjątkiem od tej reguły była tylko Wendy. Momentalnie postanowiła ją zaprosić do Fairy Tail i otoczyć opieką, gdy okazało się, że jej gildia była tylko iluzją. Z pewnych przyczyn przypominała jej ją samą przed tym jak zakuła się w zbroję.
- Skoro już jesteś to może zjesz ze mną deser - zaproponowała - Mam w lodówce czekoladowo-truskawkowe ciasto i chyba przesadziłam z jego rozmiarem.
- Wiesz doskonale, że do słodkości nie musisz mnie namawiać - zadeklarował zajmując szybko miejsce przy stole.

Wendy zdyszana wbiegła do skrzydła medycznego. Wizje Carli zawsze przysparzały jej zmartwień. Martwiła się tym co w nich jest zawarte. Jej kocia przyjaciółka siedziała na łóżku, które spokojnie pomieściło by dziesięć takich jak ona choć dla człowieka było całkiem normalne. Trzymała się jednak tej zabawnej anegdoty by nie pokazywać po sobie jak jest zdenerwowana.
- Naprawdę jesteś strasznie dziecinna - skomentowała Carla, gdy ta prawie ze łzami w oczach tuliła ją do siebie - Dlatego nie lubię mówić ci o wizjach zawsze wtedy się rozklejasz - burknęła niezadowolona, że gniecie jej świeżo wyprasowane ubranie - Opanuj się bo jeszcze możemy temu zapobiec.
Podniebna zabójczyni smoków pokiwała tylko głową ocierając resztki łez zanim te spłynęły po policzkach. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swej słabej psychiki. Chciała być taka jak Natsu. Odważna i chętna do walki. Niestety zamiast adrenaliny czuła strach kiedy pojawiała się perspektywa starcia z silnym przeciwnikiem.
- Proszę powiedz co widziałaś - odezwała się chcąc brzmieć na jak najbardziej zdecydowaną - Muszę widzieć przed czym niedługo staniemy by lepiej chronić przyjaciół.
- Cicho bo zbudzisz Lucy - zbeształa ją Carla - Ledwie zasnęła po tym co zafundował jej Natsu. Ten chłopak naprawdę nie ma wyczucia.

Z niedowierzaniem wlepiał oczy w blondynkę. To co przed chwilą powiedziała Lisanna kompletnie go zamurowało. Nadal nie przyjmował do wiadomości, że odeszła z ich drużyny, a teraz dowiadywał się by ta przyłączyła się do świty Laxus'a. Zdecydowanie nie widział jej wśród zgrai liżących mu tyłek idiotów. Lucy była zbyt inteligentna by się przed nim płaszczyć.
- Tak to prawda - odezwała się po długim milczeniu Heartofilia - Pomyślałam, że taka odmiana dobrze mi zrobi.
- No bez jaj - Natsu błyskawicznie znalazł się przy niej - Co się z tobą dzieje? Przecież jeszcze nie tak dawno cieszyłaś się z każdej naszej misji?
Wydawało się, że jego słowa wywarły na niej nie małe wrażenie. Przypatrywała mu się na wydechu swymi wielkimi, brązowymi oczami. Często tak robiła, gdy ją pocieszał, czy motywował. Wiele można mu zarzucić ale na pewno nie to, że jego towarzysze są mu obojętni.
- To prawda - potwierdziła - bardzo je lubiłam... nadal lubię ale muszę coś zmienić w swoim życiu.
- Niby co takiego? - teraz to już smoczy zabójca się pogubił.
On na pewno nie zrezygnowałby z czegoś co sprawiałoby mu radość. A jeśli chodziło o ich wspólne misje to już w szczególności. Dawała mu potrzebny hamulec do jego zapędów. Wystarczyło wspomnieć ich pierwszą misję. To przecież ona rozszyfrowała o co naprawdę chodzi z tą książką, którą mieli zniszczyć. To głównie dzięki niej na twarzy pewnego człowieka znów zagościł uśmiech. Czemu o tym nie pamiętała? Czemu zamiast na swych dokonaniach skupiała się na czymś co jej nie wychodziło?
- Rutynę - odpowiedziała - od kiedy dołączyłam do Fairy Tail tylko z tobą chodzę na misję.
- No ale to chyba fajnie, co? - Natsu niepewnie wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie o to mi chodzi - Lucy odwróciła głowę w bok - Chodzi o to, że nie próbowałam niczego nowego nieustannie licząc, że będziesz przy mnie.
- No przecież się staram ale ty ciągle uciekasz - zrozumienie jej zachowania przychodziło mu z coraz większym trudem.
- Wcale nie uciekam - niespodziewanie krzyknęła Lucy czując nagły przypływ złości - To ty po prostu nic nie rozumiesz!
- To nam wytłumacz - tym razem głos zabrała Lisanna - jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy ci pomóc - zaoferowała nie lubiąc oglądać towarzyszy smutnych zwłaszcza, że jeszcze przed kilkoma tygodniami była jedną z najbardziej optymistycznych osób jakie widywała w gildii.
Lucy spojrzała na białowłosą jakby chciała coś powiedzieć ale milczała. Znała białowłosą dość słabo. Co prawda zamieniły kilka zdań, a sama siostra Mirajane czasem u niej gościła to teraz coś w niej jej przeszkadzało. Kiedy Natsu zakaszlał po tym jak powąchał jej leki nasenne po jej plecach przeszły dreszcze. Nie. Bicxlow nie może mieć racji. Nie mogła się zakochać w smoczym zabójcy. Zwłaszcza teraz, gdy najważniejsza dla niego była Lisanna. Nie. Przecież życzy im jak najlepiej. Przecież w jej odmiennym zachowaniu chodziło tylko o to, że jest zbyt słaba na większość ich wypraw. To bez wątpienia była główna przyczyna ale teraz zaczynała się wahać, czy jedyna. Będzie mieć pewność, gdy spędzi trochę czasu z dala od niego.
- Właściwie to jest coś, co możesz dla mnie zrobić Natsu - wyszeptała.
- O, co to takiego? Mam sprać Gray'a, czy przynieść ci coś do jedzenia - spytał analizując to na co teraz sam bardziej ma ochotę.
- Nie jestem tobą - fuknęła Lucy ale od razu się uspokoiła - Chciałam cię poprosić byś uderzył we mnie swym smoczym rykiem.
- Zaraz, co - nawet Natsu był zszokowany tym co usłyszał - Nie sądzisz, że to może ci zaszkodzić... Jesteś jeszcze osłabiona, a i bez tego...
- Po prostu zrób to albo stwierdzę, że lepiej poprosić o to Gray'a - odparła urażona kolejną próbą odniesienia do jej i tak słabej wytrzymałości na ciosy.
Mówiąc to trafiła w jego czuły punkt o czym doskonale wiedziała. Nigdy by nie pozwolił zrobić czegoś swemu największemu rywalowi, gdy sam ma do tego okazję.
- No, dobra - zgodził się niechętnie - No to się szykuj -nabrał powietrze do ust - Ryk ognistego smoka.
Czekała cierpliwie nie zamierzając się bronić przed zbliżającymi się płomieniami. Musiała sprawdzić ile jest stanie znieść. Z własnego błędu zdała sobie sprawę, gdy zaklęcie ugodziło w nią zadając dotkliwe oparzenia.

Wendy, aż otworzyła usta ze zdziwienia, gdy Carla pobieżnie opowiedziała jej owe zdarzenia. Nigdy, by nie posądziła Natsu o taką bezmyślność. Jej wystarczył pierwszy rzut oka by stwierdzić, że Lucy nie będzie w stanie do walki przez najbliższy tydzień.
- Nie próbowałaś ich powstrzymać? - spytała z wyrzutem.
- Nie należę do osób, które wtrącają się w cudzą dyskusję - przypomniała Exceed'ka - Kiedy zdałam sobie sprawę, co zamierza było już za późno by go powstrzymać.
- No dobrze, a twoja wizja - dziewczynka wyczuła, że nie ma co kontynuować tego tematu i zmieniła go na ten, który już na wstępie chciała poruszyć.
Natsu wrócił do gildii w towarzystwie Lisanny, która przez całą drogę milczała. Doceniał to. On też nie chciał teraz gadać o tym co zaszło. Wprawdzie Porlyusica wszytko poskładała Lucy do kupy ale on nie mógł sobie darować. Po raz kolejny jego porywczość wpakowała go i bliskich w kłopoty. Z drugiej strony gdyby nie ona nie miałby teraz przy sobie Lisanny, która oficjalnie była jego dziewczyną. Starając się tego trzymać odwrócił się ku białowłosej posyłając jej krzepiący uśmiech. Kiedy go odwzajemniła poczuł jak niedawne zmartwienia schodzą na dalszy plan.
- Wiesz - zaczął drapiąc swą różową czuprynę - Może teraz im powiemy, że jesteśmy parą.
- Nie mam nic przeciwko - zgodziła się Lisanna.
Delikatnie ujął jej drobną dłoń i otworzył frontowe drzwi. Właśnie przypomniał sobie ważną rzecz jaką miał zamiar zrobić. Teraz musiał znaleźć pewną osobę.
- Gray gdzie jesteś? - wydarł się na całe gardło rozglądając się w poszukiwaniu czarnowłosego - Znów pogubiłeś wszystkie ubrania?
Wkrótce go zobaczył i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Fullbuster stał przy barze widocznie zastępując Mirę w jej pracy barmanki. Lisanna nie wiedząc co go tak bawi przechyliła głowę by zaraz spłonąć rumieńcem. Wszyscy wiedzieli, że lodowy mag ma skłonności do zrzucania z siebie ubrań ale teraz zaskoczył każdego z zebranych. Kilkakrotnie zdarzało się już widzieć go całkowicie nago, więc już nie jedna osoba widziała jego ciało w pełnej okazałości. Obecnie odziany jedynie w elegancki krawat chciał przyjąć zamówienie od Asuki. Mała dziewczynka trzymając się ramienia matki wpatrywała się niepewnie w Gray'owe przyrodzenie, które teraz było doskonale widoczne.
- Mamo, co on takiego tam ma? - spytała wciąż wybałuszając ze zdziwienia swe wielkie oczy.
- Nic takiego kochanie - Bisca była w lekkim szoku - To nic czym masz się przejmować zwłaszcza, że mamusia się zaraz tego pozbędzie.
W lewej dłoni kowbojki zmaterializował się rewolwer. Dopiero po tych słowach mag lodu zdał sobie sprawę z okoliczności w jakiej się znalazł. Chyba tylko dzięki Azlack'owi, który powstrzymywał żonę nie zwijał się teraz z bólu.
- Nie no teraz to się wpakowałeś gołodupcu - Natsu zwijał się ze śmiechu.
Gray nie miał czasu by odpowiedzieć, gdy do gildii wróciła Mira niosąc torbę z zakupami. Wystarczył jeden rzut na otoczenie by zmieniła się w demona.
- Zostawiam bar pod twoją opieką na niespełna pół godziny - zaczęła powoli lewitując w stronę maga lodu - a kiedy wracam zastaje scenę z filmu porno - w jej dłoni zmaterializowała się czarna kula energii.
- No dobra mniejsza o jego dziwne nawyki - Natsu zmienił temat niezadowolony, że cała uwaga była skupiona na jego rywalu podczas gdy to on miał coś ważnego do przekazania - Muszę wam coś oświadczyć. Normalnie padniecie jak to usłyszycie.
Kilka osób odwróciło głowy w jego stronę. Nie miał nic przeciwko bo wśród nich był akurat Gray, którego minę najbardziej chciał zobaczyć.
- Niby co takiego - fuknęła Mira - Nauczyłeś się wreszcie czytać coś innego niż karty dań?
- Ja i Lisanna jesteśmy razem - oświadczył dumnie szczerząc zęby.
- No nie gadaj - szykującemu się do drwiny Gray'owi zrzedła mina.
Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka od dziecka jest blisko siebie. Ci co byli w Fairy Tail dłużej doskonale pamiętali jak ci żartowali, że są mężem i żoną, a Happy jest ich dzieckiem. Nikt jednak nie brał tego wtedy zbyt na poważnie widząc, że są to tylko dziecięce zabawy. Po powrocie Lisanny Natsu stał się bardziej wyczulany na jej punkcie ale wtedy sądzono, że najzwyczajniej wciąż ma sobie za złe, że nie było go przy niej w ów falerny dzień gdy zaginęła. Z czasem sz
ybko się przekonali, że może żywić ku niej głębsze uczucie ale to nie zmieniło wcale tego, że owa wiadomość o ich związku była przyjęta bez szoku. Natsu nigdy nie był osobą zbyt wylewną jeśli chodziło o głębsze relacje damsko-męskie.
- Gratuluje wam - pierwszy ciszę przerwał mistrz wychodząc ze swego gabinetu - Miło słyszeć, że nawet w tych trudnych czasach miłość nie zaginęła.
- A ja jakoś im nie wierzę - odparł Gray - Raczej się tylko przechwalasz, a jak coś przyjdzie na rzecz to zwiejesz. Jestem pewien, że nawet się nie pocałowaliście.
Natsu, aż się zagotował. Ten dupek zawsze musiał mu wszystko utrudniać. Już wystarczało, że musiał się z nim gryźć na co dzień, by jeszcze tolerować jak ingeruje w jego prywatne sprawy. Nie mógł pozwolić by inni wierzyli w to co wypływa z jego irytującej gęby. To było ponadto co mógł wytrzymać. Złapał Lisannę za ramiona po czym pochylił się zostawiając na jej ustach delikatny pocałunek. Starał się nie pokazywać po sobie, że faktycznie robi to pierwszy raz. Nie spodziewał się jednak, że poczuje się tak przyjemnie. To delikatne ciepło promieniejące po jego całym ciele. Ten słodki smak jej ust. Te dreszcze przebiegające po ciele, gdy zarzuciła mu ręce na szyje. Kiedy szykował się do pocałunku planował zrobić to szybko po czym błyskawicznie potraktować Gray'a szyderczym uśmiechem. Teraz, jakby na przekór, czas się dla niego zatrzymał ale jakoś nie miał nic przeciwko. Delikatnie muskał jej wargi ani myśląc przerywać tej magicznej ch
wili. Bo w tym musiała być jakaś magia. Przy niej zawsze czuł się jakoś inaczej ale teraz to uczucie przeszło jego najśmielsze oczekiwania, gdy zrozumiał, że zupełnie nie obchodzi go otoczenie. Nikt, ani nic nie mogło zepsuć tej chwili.
- Dobra już wierzymy - pierwszy głos zabrał Gary - Możecie już przestać się ślinić.
Natsu powoli odsunął się od białowłosej. Zauważył, że choć dopiął czego chciał, na twarzy Gray'a malowała się zazdrość mieszana z niedowierzaniem tego co zobaczył, to mało go to obchodziło. Cieszył się jak diabli z samego faktu pocałunku. Mira przez moment piorunowała ich wzrokiem ale po chwili się uśmiechnęła jak to miała w zwyczaju jej dobra natura.
- Skoro uszczęśliwiasz moją siostrę nie będę zabraniała wam się spotykać - powiedziała - ale spróbuj tylko choć raz doprowadzić ją do łez to twe szczątki nie będą nadawać się nawet do identyfikacji - w jej oczach pojawił się ostrzegający błysk.
- Wszystko będzie dobrze. Ufam Natsu - Lisanna posłała siostrze uśmiech, który wystarczył by ta złagodniała i ponownie obdarzyła ich uśmiechem.
Po chwili inni zaczęli składać im gratulacje. Natsu jednak nie bardzo obchodziło to co do niego mówią. Czekał tylko na moment, gdy będzie mógł się razem z nią gdzieś wymknąć by spędzili chwilę sami.
- Dobra, będę się zbierał. Wie ktoś gdzie jest Juvia? - spytał nagle Gray.
- Z tego co wiem to wraz z Meredy poszła niedawno do Lyon'a i reszty tych flirciarzy w odwiedziny - odparł siedzący przy barku Laxus.
- Może ją jeszcze złapie - westchnął mag lodu wybiegając z gildii.
W drzwiach minął się z Happy'm. Niebieski kotek od razu podleciał do przyjaciela.
- Wszędzie cię szukam Natsu - oznajmił nieco nadąsany - Carla nie chciała ze mną rozmawiać, wiesz - poskarżył się - Miała znów wizję o której nie chce nic mi powiedzieć. I co ja mam robić by zwróciła na mnie uwagę?
Chłopak położył mu dłoń na głowie delikatnie mierzwiąc jego futerko. Exceed'owi od pierwszego spotkania zdarzyło się zakochać w białej kocicy.
- Skoro tak to może we trójkę złowimy jej jakąś świeżą rybkę - zaproponował po czym ściszył głos - Wiesz, w naszym tym specjalnym miejscu.

Niski mężczyzna kiwną głową na potwierdzenie. To naprawdę był Etherion w swej stałej formie. Mogła tylko przepuszczać jak duża ilość magicznej mocy została tam zebrana. Z wyglądu był znacznie mniejszy od tego opisywanego przez Erzę ale to nie znaczyło, że może go kompletnie zbagatelizować tym bardziej, że był centrum tego wydarzenia czymkolwiek ono miało być. Czując, że zaczyna tracić pewność siebie wzięła głęboki oddech i położyła dłoń na kieszeni, gdzie znajdowały się jej karty. Wszystkie były przy niej. Nie była więc bezbronna.
- Jak widzisz panno Levy McGarden to Etherion. Nie martw się jednak nie mamy zamiaru niczego wysadzać - kontynuował - Chcemy raczej odwrócić ten proces i coś stworzyć. I tu właśnie jest potrzebna nam twoja pomoc. Z naszych informacji tylko ty możesz dysponować na tyle zaawansowaną magią run by tego dokonać.
Uśmiechnęła się delikatnie chcąc zakamuflować poddenerwowanie. Doskonale wiedziała, że będzie mogła udawać tylko do pewnego momentu ale musiała jeszcze wytrzymać. Teraz, gdy odkryła co planują musiała znaleźć sposób na przekazanie tego gildii.
- Oczywiście tylko skąd pewność że wam pomogę? - odparła czując, że może coś ugrać. Skoro, aż tak jest im niezbędna pomoc Levy, to raczej nie odstawiali by takiej szopki by potem ją zabić. Co prawda nie była nią ale oni o tym nie wiedzieli co dawało jej szansę - Jeśli tak nas znacie to z pewnością wiecie, że Fairy Tail nie zdradza swych towarzyszy.
- I wcale cię do tego nie nakłaniamy - odparł jej rozmówca - Robiąc to możesz raczej ocalić jednego z nich.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewała. Szybko jednak mimo szoku domyśliła się o kogo może chodzić. Była tylko jedna, prawdopodobnie uprowadzona przez nich osoba. Elfmen.

Wysłuchał go z miną nie wyrażającą żadnych emocji. Spodziewał się kolejnego emowatego seplenienia Jellal'a o tym jaki to on jest zły i jak bardzo nie zasługuje na Erzę. Ten jednak uraczył go opowieścią o tym co zobaczył w już dwóch lustrach. Z opisu wyglądało niegroźnie ale był pewien, że go samego niezmiernie by takie coś zirytowało.
- I jesteś pewien, że to nie jakiś pseudo śmieszny gadżet? - upewnił się - Nasz napaleniec ma szczególną tendencje do zabierania ze sobą nietypowych pamiątek.
- Nawet jeśli to na strychu było jakimś psikusem to raczej nikt nie podrzucił podobnego do pociągu - stwierdził analizując tą możliwość.
- Ja tam pociągów unikam jeśli tylko mogę - odparł Gajeel - Jak dla mnie są już dość straszne bez nawiedzonych luster.
Jellal zmusił się do uśmiechu. Choroba lokomocyjna smoczych zabójców została wszystkim zaprezentowana podczas turnieju i to w dość komiczny sposób.
- Tak, czy inaczej rozumiesz dlaczego nie mogę być z Erzą - wychowanek Metalicany tylko przewrócił oczami kiedy usłyszał te słowa.
- Czyli uważasz, że między wami nic, nigdy nie będzie - postanowił zmienić podejście skoro nie da się po dobroci - W sumie to mi ulżyło - odetchnął głęboko - Już od dawna mi się podoba.
Odczekał, aż ten przeniesie na niego swe spojrzenie. Tak jak podejrzewał dostrzegł w jego oczach ten błysk zazdrości. Ten,, który pojawiał się gdy Kaishi lub ktokolwiek inny zagada do Tytanii. Złapał się na haczyk wprost idealnie teraz pozostawało mu to właściwie rozegrać.
- Nie rozumiem - wymamrotał Jellal jakby chciał upewnić się czy dobrze usłyszał.
- Po prostu jest gorąca i choć zbyt emujesz by sam się wziąć do rzeczy to ktoś może cię wreszcie zastąpi - zaśmiał się ukazując przy tym swe smocze kły.
Umiał grać i właśnie teraz to robił. Do jego uszu dobiegł ledwo słyszalny trzask. Jellal zbyt mocno ścisnął trzymaną w dłoni filiżankę. Mała pajęczyna pęknięć z wolna zaczęła rozchodzić się po całym naczyniu pozwalając wypływać przez nie napitkowi.
- Od kiedy? - niezmiernie bawiło go jak nieudolnie Jellal stara się być obojętny - Myślałem, że zabiegasz bardziej o uczucia Levy.
- Ano tak lubię ją - choć zrobiło mu się nieco gorąco przyszykował się już na takie pytanie - ale większość tych rzeczy robią tylko dlatego by nie myśleć o tej wspaniałej osobie jaką jest Erza.
- Tak, jest wspaniała - wyszeptał Jellal przenosząc spojrzenie w podłogę - za każdym razem, gdy jest blisko czuję się tak...czuje taką emanującą od niej dobroć. To światło jakie ją otacza...
Pokiwał na znak potwierdzenia głowa choć mało co go obchodziła jego przemowa. Dla niego była to kolejna emo gadka. Powtarzał się jak zacięta płyta. Moja wina, moja wina i tak cały czas.
- I o tym mówię, kolego - kontynuował swą grę - Dlatego upewniam się, że między wami nie ma nic na rzeczy i nie wtykam się w ewentualny romans.
- Między nami nic nie będzie - zaprzeczył nawet na niego nie patrząc - Ja nigdy nie będę jej wart.
Przewrócił oczami wkładając łyżkę do ust. Musiał zająć czymś swą żuchwę by zaraz nie wybuchnąć śmiechem. Wszystkie te kłamstwa wymyślał na poczekaniu specjalnie się do nich nie przykładając. Mimo to ich „Jelly” we wszystko mu wierzył. Dziwaczne ale mu to odpowiadało. Mógł od razu przejść do cięższej amunicji. Musiał jednak odczekać, aż wyjdą na zewnątrz bo choć wszystko poukładał sobie w głowie nie mógł mieć pewności jak zareaguje na jego plan.

Ostatnimi czasy zauważyła, że spędzanie czasu z Kaishim sprawia jej radość. Nie musieli robić nic konkretnego by na jej twarzy pojawił się uśmiech. Czasem nawet wygłupiał się w sposób, który w wykonaniu kogoś innego z pewnością byłby irytujący. Tak jak teraz, gdy parodiował innych członków gildii.
- Tylko weź się nie rozbieraj - prychnęła kiedy przeszedł do udawania Gray'a.
- To byłoby zbyt nietaktowne zrzucać z siebie ubrania przy takiej pięknej damie - zaśmiał się za co dostał od niej kuksańca w ramie - a skoro tak nie wypada proponuje zmianę zabawy.
Całkowicie się rozluźniła, gdy cisnął w nią kawałkiem ciasta. Po raz kolejny dostrzegła zasadniczą różnicę w swoim zachowaniu, gdy kawałki kremu zaczęły spływać jej po włosach. Roześmiała się po czym otworzyła magiczny wymiar, podobny do tego w którym przechowywała zbroje i cisnęła w niego budyniem.
- Skąd wzięłaś taką broń? - Kaishi udał przerażonego.
- Wiesz mistrz zawsze powtarzał, że zbyt dużo biorę na misje więc postanowiłam pójść na kompromis i stworzyłam niedawno wymiar w którym przechowuje różne drobiazgi - odpowiedziała sięgając po ścierkę by sprzątnąć bałagan.
- Jesteś utalentowana skoro zrobiłaś to tak szybko - schylił się by jej pomóc.
- Gdzie tam - zaprzeczyła rumieniąc się na tę pochwałę - Wystarczyło tylko oddzielić kawałek tego, którego zwykle używam...
Kaishi udając, że jej słucha zaczął rozglądać się wielkim salonie w którym znajdowały się jej zapasowe zbroje.
- Nie powiem, masz fantastyczną kolekcję - skomentował jej arsenał - Nie rozumiem czemu większości z nich nie używasz.
- Tak jakoś wyszło - stwierdziła - Jestem przyzwyczajona do tych co mam ze sobą i jakoś nie chce mi się z nimi rozstawać nawet na jedną misje.
- Ale niektóre z nich są naprawdę fantastyczne - Kaishi kontynuował wpatrywanie się w zbroje - Każda ma jakąś specjalną zdolność, tak?
Erza tylko skinęła głową. Może faktycznie powinna zastanowić się nas zmianą swego standardowego wyposażenia? Przeciwnik z jakim się teraz mierzą jest nieprzewidywalny, więc oni muszą walczyć tak samo jeśli chcą zwyciężyć.
- Możesz mi się w tym pokazać? - Kaishi po raz kolejny wyrwał ją z zamyślenia wskazując na zbroje, która sprawiała wrażenie jakby była złożona z samych białych piór choć w rzeczywistości był to materiał twardy jak stal.
- Dlaczego nie - dotknęła jej uwalniając moc podmiany i wkrótce miała ją na sobie - i co myślisz?
- Ktoś ci kiedyś powiedział, że na ułamek sekundy przed zmianą odzienia jesteś całkiem naga? - spytał z miną niewiniątka.
- Zboczuch - skomentowała jego zachowanie Erza.

Wendy stała pod drzwiami starając się coś wyłapać za pomocą swego smoczego zmysłu słuchu ale wyglądało na to, że mistrz rzucił na nie jakieś zaklęcie uniemożliwiające podsłuch. Nie rozumiała czemu ostatnimi czasy zakazał Carli mówić im o swych wizjach tym bardziej, że tym razem wyglądała na szczególnie przybitą. Przecież wystarczyło zmienić czasem małą rzecz by się nie spełniła. Na przykład mogliby omijać miejsce, którego dotyczyła wizja. Czas wlókł się dla niej nieubłaganie wolno, aż wreszcie drzwi ponownie się otworzyły.
- Możesz już do niej wejść - powiedziała Porlyusica obdarzając ją współczującym spojrzeniem - Wiem, że wam młodym może wydawać się to pogmatwane ale większość rzeczy taimy dla waszego dobra. Czasem sama wiedza bywa niebezpieczna.
- Z całym szacunkiem ale uważam, że to idiotyczne rozumowanie - Wendy czuła się dziwnie pierwszy raz otwarcie sprzeciwiając się jednej z osób, które postrzegała jako wzór.
- Rozumiem twoje zdezorientowanie ale to decyzja mistrza, więc mam związane ręce nawet jeśli chciałabym inaczej - odparła zielarka.
- Ale dlaczego? - podniebna czarodziejka poderwała się z miejsca - Czemu nie wolno nam nic wiedzieć? Jak w takim razie mamy się bronić?
- Bo nie wiem jeszcze, czy kogokolwiek z was dopuszczę do tej wojny - nikt nie zauważył jak mistrz dołączył do nich - Dobry rodzic nie powinien narażać swych dzieci na niebezpieczeństwo.
- Dziadek za wszelką cenę chce chyba nas osierocić - nieoczekiwane przybycie Laxus'a zwróciło wszystkich uwagę - Zamiast udawać, że sam sobie z tym poradzić pozwól innym dowiedzieć się o co chodzi z tą wizją albo ja to zrobię za ciebie.

Gray szybkim krokiem szedł w stronę drogi wylotowej z miasta. Sam nie wiedział czemu tak mu zależy, by ją dogonić. Z jakiegoś powodu nie chciał by spotykała się z Lyon'em bez niego. Zakochałeś się w niej i jesteś zazdrosny. Potrząsnął głową odrzucając tą myśl, która coraz częściej go nachodziła. Nie chciał w to wierzyć. Dotąd była dla niego przyjaciółką choć nieprzewidywalność w jej zachowaniu od początku go nieco przerażała. Nigdy nie mógł być pewien, czy zaraz nie zaatakuje jakiejś przechodzącej koło niego dziewczyny, czy nie zaleje się łzami bo nie będzie chciał jeść kolejnego wypieku ze swą podobizną. Starał się sobie wmówić, że szuka jej tylko po to by dać do zrozumienia Natsu, że wcale nie jest lepszy. Od dawna przepuszczał, że będzie z Lisanną. Pewnie gdyby nie to całe zamieszanie wywołane Edolas już od jakiegoś czasu byliby razem. Z drugiej strony to, że białowłosa zniknęła na te dwa lata miało koronalny wpływ na Salamandra. To chyba wtedy zaczął być odpowiedzialny. Jeśli tak można nazwać to osiągnięcie, że pamięta ilu ich wyruszyło na misję.
- Co ze mną jest nie tak - zganił się na głos, gdy uświadomił sobie jak łatwo zmienił się jego tok myślenia.
- Myślę, że to samo co ze wszystkimi - usłyszał znajomy głos - Jesteśmy tak przytłoczeni tą niewiedzą, że nawet nie wiemy co myślimy.
Przy jednym ze stolików lodziarni siedziała Meredy delektując się sorbetem. Miała włosy upięte w dwa kucyki i błękitną sukienkę pożyczoną najpewniej od Erzy. Wyglądała uderzająco niewinnie. W życiu by nie zgadł, że to jedna z poszukiwanych listem gończym osób. Obecność przybranej córki Ultear sprawiła, że nieco się opamiętał.
- Nie ma z tobą Jellal'a? - spytał na co pokręciła głową.
- Dalej włóczy się gdzieś z Gajeel'em - odpowiedziała mieszając łyżką w deserze - W sumie to miła odmiana - zaśmiała się cicho.
- Masz na myśli to jego ciągłe udawanie, ze nie obchodzi go obecność Kaishi'ego w bliskim otoczeniu Erzy - przewrócił oczami - Gość chyba powinien zasięgnąć rady psychologa. Niby zapiera się, że nie może być z Erzą, że zależy mu na jej szczęściu ale jak ktoś do niej podejrze to ma taką minę jakby chciał typka zabić.
- Najbardziej to chyba grozi Kaishi'emu nie wiem dlaczego się tak na niego uwziął. Sama Erza przyznała, że nawet podczas misji uratował im życie. Ale rozumiesz... - westchnęła - Odkąd wróciliście z Edolas robi wszystko by była bezpieczna, a on mógł patrzeć na jej uśmiech. Kocha ją ale wciąż zbyt się zadręcza przeszłością. Powtarza, że ktoś taki jak on na nią nie zasługuje choć widać, że sprawia mu ból sama myśl, że może być z kimś innym.
- To ciekawe bo Erza myśli, że nasz zazdrośnik po prostu woli by pozostali przyjaciółmi - zauważył Gray - Chce być silna ale widzę, że boli ją jego dwuznaczne zachowanie.
Młoda czarodziejka tylko pokiwała głową. Gray był dla niej ważną osobą głównie przez wzgląd na Ultear. Gdyby nie ci okrobni ludzi, którzy okłamali Mlekovich, że jej matka ją porzuciła. To zaskakujące jak jedno kłamstwo niesie za sobą lawinę nieszczęść. Może nie jest za późno by naprawić choć część z nich? Właśnie ten dotyczący Erzy i Jellal'a.
- Mam pewien pomysł, który może ich połączyć - powiedziała - ale będę potrzebować pomocy.

Tak, więc miała im pomóc w realzacji plany pod groźbą zabicia zabicia Elfman'a? To zupełnie zbiło ją z tropu. Była gotowa na to, że będą ją torturować, a może nawet zabiją ale zdecydowanie nie na to, że każą jej patrzeć na cierpienie kogoś bliskiego. Mięśniak był jednym z jej najbliższych przyjaciół. Ileż to godzin spędziła z nim przy barze opijając się alkocholem kiedy on jadł posiłem mogący spokojnie wykarmić dwoje ludzi. Jak mawiał „Prawdziwy mężczyzna musi dużo jeść”.
- Widzę, że domyślasz się o kogo może nam chodzić - zaśmiał się niski mag.
Kpina w jego głosie doskonale wskazywała na to, że zamierza wciągnąć ją w psychiczną grę. Nie mogła mu pozwolić na taką przewagę bo oznaczało by to jej definitywne załamanie nerwowe. Musiała to jakoś obrucić na swoją korzyść.
- Mówiliście, że najlepiejby było gdybym zrobiła to co chcecie z własnej woli, tak? - zaczeła robiąc dobrą minę do złej gry - W takim razie mam dla was propozycje.

Jellal szedł kilka kroków za Gajeel'em prawie nie patrząc pod nogi. Głowę zaprzątało mu to co przed chwilą wyznał ów smoczy zabójca. Nigdy przez myśl mu nie przyszło, że ten może podkochiwać się w Erzie. Jakoś nie potrafił sobie wyobraźć ich razem. Chciał tylko by była szczęśliwa, to wszystko. To dlaczego tak dziwnie reagujesz jak ktoś chce się do niej zbliżyć? Irytujący głosik w jego głowie nie dawał za wygraną. Choć się starał nie potrafił oszukać nawet samego siebie. Prawda była taka, że był okropnie zazdrosny. Wiedział, że nie powinnien być z Erzą. Nie czuł się nawet godny jej przyjaźni ale teraz po prosrtu nie mógł jej zostawić. Chciał cały czas być przy niej. Każda chwila, gdy nie wiedział co się z nią dzieje napawała go niepokojem. Teraz nie było inaczej.
- Powinniśmy chyba już wracać - powiedział dla zabicia ciszy.
- Właśnie wracamy - odparł Gajeel - Tylko na około miasta bo chcę zachaczyć o kwiaciarnie. - poklepał go po ramieniu - Dzięki tobie stary zrozumiałem, że nie mogę dłużej się ukrywać. Zamierzam stworzyć dla niej romantyczny wieczór. Kto wie może po udanej kolacji pozwoli mi na więcej. Tak bardzo marzy mi się zapach jej nagiego ciała, gdy leżymy razem pod kołdrą w... - urwał w połowie zdania, gdy pięść Jellal'a wbiła się w jego twarz.
Cios choć zadany pod napływem emocji był silny. Czuł jak strużka krwi ścieka mu z lewej dziurki nosa. Zaśmiał się kpiąco. Nawet nie podejrzewał, że ta część planu pójdzie tak łatwo. Sądził, że ktoś kto zwalszcza mroczne gildie ma mocną odporność jeśli idzie o takie zaczepki. Teraz było już z górki.
- Co z tobą nie tak, gościu? - krzyknął oddając cios.
Specjalnie zaprowadził go na te zadupie, gdzie prócz zbitej ziemi rosło ledwie parę drzew. Te obrzerza miasta były omijane szerokim łukiem przez mieszkańców bo to właśnie tutaj najczęściej odbywały się treningi członków Fairy Tail. Sam lubił czasem się tu zapuszczać, więc z łasnego doświadczenia mógł stwierdzić, że raczej nikt ich nie przyłapie. Tu mógł spokojnie załatwić sprawy po swojemu czyli argumentami pięści.
- Ja... nie wiem co... przepraszam - Jellal zaczął się jakać po czym przykucnął na ziemil.
Przewróciłó oczami zastanawiając się co się składa na psychikę niebieskowłosego. Oczywiście pomijając to całe jęczenie na temat Erzy jakby innych tematów nie było.
- Nie masz za co - wzruszył ramionami - To nie był nawet cios. Zupełnie nie kumam jak ktoś tak słaby chce uchronić naszą Tytanię przed jakimkolwiek zagrożeniem. Jesteś tak bezbnadziejny, że nawet się nie zorientujesz jak ktoś ją porwie na twich oczach - szydził Gajeel - Po prostu z ciebie jeden wielki nieudacznik i...
Jellal znów go uderzył. Tym razem cios był wspomagany zaklęciem Meteoru i sam pzed sobą musiał przyznać, że to odczuł. Ramię w okolicach kopnięcia nabrało sinej barwy. On również nie pozostał dłużny i uraczył go salwą ostrych kawałków metalu. Z każdym kolejnym ciosem te przybierały na sile. Smoczy zabójca doskonale się przy tym bawił. Może nie samą walką ale tym jak na nią reagował Fernandes. Zdziwił się jednak tym jak szybko zdobył prowadzenie. Oczywiście nie uważał się za słabego ale teraz miał do czynienia z magiem mającym niegdyś tytuł „świętego”. Pytanie tylko czy rzeczywiście okazał się taki słaby, czy nie chciał walczyć na serio. Miał nadzieje, że chodzi o to drugie.
- I dalej zamierzasz się okłamywać - dokończył, gdy wreszcie powalił go na ziemię.
Przez chwilę trwali w ciszy. Wokół nich słychać było tylko wiatr co dawało sygnał, że nie zostali przez nikogo podsłuchani.
- A co ja mam robić? - odparł Jellal, gdy dotarło do niego, że padł ofiarą podstępu - Ona jest taka czysta, taka dobra. Jak ktoś taki jak ja ma stać się godny jej uśmiechu. Myślisz, że bym nie chciał? Jedak to jest nierealne. Po prostu nie potrafię...
- Trzeba cię po prostu od nowa nauczyć jak się zbliżać do ludzi - wyciągnął rękę by pomóc mu wstać - Z własnego doświadczenia wiem, że to nie jest łatwe ale czy choć raz pomyślałeś co ona może czuć? Na moje okno zachowuje się zupełnie inaczej jak jesteś blisko niż zwykle.

Erza w skupieniu wysłuchiwała opowieści Kaishi'ego dotyczących jego misji szpiegowskiej. Choć on sam zapierał się, że nie są zbyt interesujące to ona sama doszukała się w nich cennych informacji. Nawet kiedy mówił o zwykłych zwiadach chciała by podał jak najwięcej szczegółów. Samo opisanie terenu akcji mogło im sporo pomóc w przyszłości. Ruiny starego zamczyska nie były spotykane na każdym rogu nawet jeśli o kilku sama wiedziała.
- Wiesz do jakiej nacji należał? - spytała, gdy opisywał szukanie w takowych jakiegoś artefaktu.
- Nie, nie interesują mnie takie drobnostki - wzruszył ramionami jakby bagatelizował błchą sprawę.
- Powinieneś - skarciła go - Jak kogoś infiltrujesz to wszystko co go interesuje powinno interesować tagże ciebie.
- Ale tylko bym się zbyt spinał - zaśmiał się - Wiesz jak nie lubię napiętych sytułacji - wspomniał po raz któryś.
- A zwróciłeś uwagę choć w jakim terenie leżały owe ruiny - kontynłowała odpuytywaie udając, że nie usłyszała ostatniego zdania i wtedy coś ją tkneło - Sądzisz, że ma to coś wspólnego z miejscem do, którego zabrano Canę.
- Być może - stwierdził - Mówiłem już o tym mistrzowi i uznał, że sam się tym zajemie.
Erza posmutniała na wzmiankę o mistrzu. Starzec był dla niej niczym ojciec, który otoczył ją opieką gdy jej najbardziej potrzebowała. Nie wypytywał o jej przeszłość, nie chciał wiedzieć w jakich okolicznościach straciła oko tylko dał jej ciepło i schronienie. Uwierzył w nią dając siłę do pójśacia naprzód. Teraz ten sam, zwykle radosny dziadek chodził po gildii jakby nie obecny i przybity. Choć sam im powtarzał, że nie warto tłumić zmartwień w sobie sam nic im nie mówił. Kilka razy próbowała z nim o tym porozmawiać ale zawsze ją zbywał tak samo jak i innych. Wszyscy wiedzieli, że szykuje się wielka wojna ale przeczuwała, że mistrz wie coś ważnego czym nie chce się z nimi podzielić. Jakieś wielkie zmartwienie. Tak bardzo chciała mu pomóc. Tym bardziej, że to wszystko tyczyło się w dużym stopniu jej samej. Zgodnie z obietnicą daną Jellal'owi nie zamierzała już uciec by chronić towarzyszy ale tym bardziej nie zamierzała siedzieć z założonymi rękoma i czekać na to co się wydarzy.
- Hej, hej co to za mina - z zamyślenia wyrwał ją Kaishi - Wasza wysokość jest nie w humorze z mojej winy?
- Dlaczego do mnie mówisz per. „Wasza wysokość”? - nadeła policzki nie lubiąc, gdy ktoś zbyt bardzo stawia ją na piedestale.
- Jesteś naszą królową, królową wróżek - podkreślił kłaniając się jej do pasa - więc, jako wróżek powinienem dbać o uśmiech na twojej twarzy.
Wiedziała, że się tylko wygłupia ale jego pajacowanie po raz kolejny poprawiło jej nastrój. Miał coś w sobie co sprawiało, że uśmiech sam pojawiał się na jej twarzy.
- Wcale się nie prosiłam by mnie tak nazywano - zaprotestowała rozbawiona, gdy zaczął jej bić bardzo intensywne pokłony.
- Dobra, będę się zbierał - oświadczył po jakimś czasie - ja będę leciał. Mam coś do zrobienia ale nie chce cię zostawiać samej...
- Poradzę sobie - zapewniła na co tylko pokiwał głową.
Właściwie może faktycznie lepiej by zrobił to co zamierza bez wiedzy kogokolwiek.

Makarov patrzył w zdumieniu na wnuka. Jego słowa nieco zachwiały decyzjami jakie podjął. Laxus był znany z tego, że nigdy nie rzuca słów na wiatr i jak sobie coś postanowi na pewno to zrobi. Poznanie całej prawdy jaką dysponuje wcale nie było dla niego takie trudne zwłaszcza, że Freed dysponował „Runami prawdy”. Kiedy nałoży je na jakąś osobę jest w stanie zmusić ją do wyjawienia wszystkich sekretów. Rzadko tego używał bo jak sam mawiał, nie przepadał za gadaniem podczas walki. Bardziej lubił podziwiać jak jego przeciwnicy starają się wyjść z pułapki jaką zastawił na takowych. Mimo swego doświadczenia nie mógł wiedzieć, czy da radę się temu przeciwstawić. Wystarczyło przypomnieć bramę gildii, której nie mógł przekroczyć z powodu swego wieku. Na pewno na proźbę Laxus'a nie zawahałby się zrobić znów czegoś podobnego.
- Jesteście naprawdę irytującymi dzieciakami - burknął w ostatniej próbie ich odpędzenia.
Wtedy poczół jak drobne dłonie Wendy ciągnął go za rękaw. Jej wielkie oczy były wręcz w nim utkwione.
- Proszę powiedz nam cokolwiek - zaczęła - Nie musi być to wszystko ale jeśli jest coś w czym mogę być przydatna to chciałabym wiedzieć. Erza-san często mnie chroni, tak samo Natsu-san. Oboje robią dużo dla naszej gildii, a ja choć jestem smoczy zabójcą nie mogę im dorównać.
- Wiesz, że w Fairy Tail nie liczy się siła - zwrócił się do niej łagodnie.
- Tak, ale ja nie chce stać ciągle z tyłu - upierała się - Może w wizji Carli było coś... co mogłabym wykorzystać?
- Ja też jestem tego zdania - odparł popierająco Laxus - Już odpuść sobie wyjaśnienia ale przynajmniej daj sobie pomóc.
Przez długi czas milczał rozmyślając. Faktycznie robienie wszystkiego było zarówno męczące i czasochłonne, a poza zabezpieczeniami jakie przeprowadzał nie mógł zapomnieć o obowiązkach mistrza jakie ciążyły na jego barkach. Może małolaty faktycznie mogą coś dla niego zrobić.
- Wiecie, że może to się wiązać z rezygnacją z zabawy na Fantazji? - spytał poważnym tonem szefa, który waha się, któremu z pracowników powierzyć to zadanie.
- Oczywiście, że tak - Wendy ani chwili się nie wahała.
- Też się pisze - dodał Laxus - Dobrze wiesz, że i tak nie cierpię imprez.
W duchu podziwiał ich upór. Ich zachowanie przypomniało mu, że młodzi zupełnie inaczej postrzegają świat. Nie wiedzą, że są rzeczy zbyt okrutne i przerażające by o nich mówić głośno.
- Tak, czy inaczej sami nie dacie rady - założył ręce za plecy - Zgodzę się na waszą pomoc ale musicie znaleźć jeszcze kilku ochotników.
- Z tym nie będzie problemu - zaczęła Wendy - Zarówno Erza-san, jak i...
- Ani ona, ani Natsu nie mogą wiedzieć nic o tej akcji. To samo tyczy się Gray'a - przerwał jej - Muszą być to odpowiednie osoby. Silne ale potrafiące się bez problemu wtopić w tłum.
- Dobra, rozumiem Ognika i Lodzika - prychnął ironicznie Laxus - Tylko czemu nie Erza? Nawet ja jej zazdroszczę przybierania dobrej miny do złej gry.
- Ona tym bardziej nie powinna wiedzieć - sprzeciwił się mistrz - Dość już przeżyła w ostatnim czasie i nie chce jej dokładać - wziął głęboki oddech - postarajcie się wybrać osoby, których nikt by nie podejrzewał o to co chce wam zlecić.

Czas mijał szybko i nastał ów wyczekiwany przez wielu poranek dania w którym miała się odbyć Fantazja. Erza przeciągnęła się leniwie w łóżku. Nawet cieszyła się na ten dzień. Za wszelką cenę starała się odgonić myśl, że dla niektórych może być to już ostatnie święto. Wierzyła w przyjaciół ale była też realistką. Życie nauczyło ją, że nic nie jest tak kolorowe jakby się tego chciało. Fakt miał się jednak nijak do jej dzisiejszych planów, a zakładały one, że będzie bawić się na całego. Po porannej kąpieli poczuła się gotowa do spotkania z przyjaciółmi.
- Erza - znajomy głos rozległ się od strony okna.
Wyjrzała przez nie i zobaczyła Jellal'a. Niebieskowosy stał obok wejścia do akademika.
- Poczekaj zaraz zejdę - zawołała uchylając okno.
Nie zdziwiło ją to, że przyszedł po nią, aż tutaj. Ostatnio spędzali ze sobą sporo czasu głównie z jego inicjatywy. Nie przeszkadzało jej to ale zauważyła, że jest przy tym niespokojny choć za wszelką cenę stara się robić do tego dobrą minę. Pytany o powód po prostu zbywał ją jakimś kiepskim wyjaśnieniem, które na jej oko tylko zahaczało o prawdę. Po kilku próbach odpuściła. I tak było lepiej. Czegokolwiek dotyczyła jego rozmowa z Gajeel'em stał się po niej jakby bardziej spokojny. Przynajmniej takie odniosła wrażenie. Cieszyło ją to, że znów stara się okazywać przynajmniej pozory normalności. Po tym wszystkim co przeszedł zasługiwał na szczęście.
- Możemy już iść - powiedziała, gdy zeszła na dół.
Jellal kiwnął głową. Domyślał się, że musiała wyczuć zmianę w jego zachowaniu ale nie miał innego wyboru. Wczoraj Kaishi niby mimochodem napomknął mu, że ma dość czekania na jego ruch i jeśli czegoś nie zrobi to on wejdzie do akcji. Nie miał więc wyboru. Tylko czy zdoła sam się przełamać przed swym największym strachem. Skrzywdzeniem jej.
- Wszystko dobrze - zatroskany głos Erzy wybił go z rozmyśleń - Wyglądasz jakby cię coś gryzło.
- Nie - odparł szybko - po prostu chcę cię o coś zapytać - wypalił czując, że zaczyna mu się robić gorąco.
- Słucham - Erza posłała mu jeden ze swych czułych uśmiechów. Ufała mu co czyniło całą tą sprawę znacznie trudniejszą.
- Po prostu pomyślałem sobie, że... no wiesz - mówiąc to czuł jak robi się czerwony - że poszlibyśmy na tą Fantazję razem?
- Oczywiście, że tak. Bardzo chętnie spędzę ten dzień wraz z tobą - twarz szkarłatnowłosej rozjaśnił jeszcze większy uśmiech.
Normalnie sam by się cieszył ale teraz trudno mu było znieść jej radość. Zwłaszcza jeśli musiał pamiętać o tym co ma zrobić. 
--------------------------------------------------------------------
Pl.Rozłam.
Trochę nie miałam pomysłu na tytuł rozdziału, a to dlatego że miała się w nim znaleźć cała fantazja. Podzieliłam go jednak ze względu na nieoczekiwaną długość i chęć opublikowania czegoś w styczniu. Runo mam nadzieje, że twoja chęć zabicia Kaishi'ego nie jest jeszcze zbyt duża - gość jest mi potrzebny w tym opowiadaniu.