środa, 9 listopada 2016

24.Masuku

Był to Kaishi. Jellal poczuł dreszcz przerażenia, gdy zobaczył jego uśmiech. Nie był on tym samym, który widniał u niego każdego dnia. Próżno było w nim szukać tej wesołości do której on sam nawet zdążył przywyknąć. Teraz było w nim coś jadowitego. W oczach dostrzegł drapieżny błysk. Zupełnie jak u mięsożercy, który wie, że jego ofiara już się mu nie wymknie. Choć nigdy mu nie ufał, choć zawsze towarzyszyły mu co do niego wątpliwości to dopiero teraz się wystraszył.
- Mógłbyś mi pomóc z Erzą jest coś nie tak? - wydyszał praktycznie nie otwierając ust. Usilnie starał się przekonać samego siebie, że to tylko zbieg okoliczności, że się tu teraz pojawił, a to co przed chwilą powiedział podchodziło pod kiepski żart. Czuł jednak, że wcale tak nie jest. Dotąd tak zżyty z Erzą mag teraz zupełnie nie przejmował się jej stanem.
- Chciałbym ale to nie jest takie proste - powiedział Kaishi jakby melancholijnym tonem - Musiałem ją jakoś wykluczyć byśmy mogli spokojnie porozmawiać.
- Porozmawiać - powtórzył Jellal nie odrywając od niego wzroku.
Był zbyt skołowany takim obrotem sytuacji by sensownie zareagować. Wszystko stało się tak naglę, że ciężko mu było złożyć sensowną myśl. Starał się rozpoznać jaki rodzaj magii został właśnie użyty na Tytanii i czy poza nimi jest tu ktoś jeszcze.
- Jesteśmy tu tylko my - zapewnił Kaishi widząc jak się rozgląda - Niespecjalnie podoba mi się to co musiałem jej zrobić - wskazał na szkarłatnowłosą - ale nie pozostawiłeś mi wyboru.
Jellal drgnął przyciskając do siebie Erzę, gdy ten zaczął powoli się do nich zbliżać. Nie wiedział czego dokładnie teraz się w nim boi. Fakt, przed chwilą właśnie praktycznie przyznał, że to on stoi za stanem w jakim znalazła się Scarlet już sprawiał, że gotował się od wewnątrz ale niepokój zdawało się wywoływać coś jeszcze innego.
- O co ci chodzi? - spytał starając się za wszelką cenę nie dać narastającej złości.
- Jak mówiłem chce porozmawiać ale dotychczas nie miałem okazji - pokiwał głową jakby mówił o czymś błahym - Niestety wyczułem, że jesteś jakiś do mnie niechętny.
- Dziwisz się? - warknął Jellal.
- I to bardzo - przytaknął, a jego wesoły ton coraz bardziej działał niebieskowłosemu na nery - wszyscy mnie szybo polubili ale ty jeden ciągle miałeś wąty. Dlatego nie miałem innego wyboru jak spróbować czegoś innego.
- Mów lepiej co jej zrobiłeś - zażądał wciąż trzymając w rękach ukochaną kobietę.
- Nic specjalnego tylko przyśpieszyłem konsekwencje przesunięcia jej granicy mocy. Mogę to w każdej chwili cofnąć ale dojdzie do tego prędzej czy później jeśli sama nie opanuje tej energii - odparł ironicznie rozbawiony.
- Lepiej dla ciebie - zagrodził Jellal kumulując już w sobie energię - byś natychmiast ją uzdrowił w przeciwnym wypadku będę zmuszony poddać cię osądowi Crime Sociere.
Kaishi jednak nie wydawał się choć trochę zaskoczony czy choć zdenerwowany. Dalej patrzył na niego ze spokojnym uśmiechem na twarzy.
- Chyba jesteś najmniej odpowiednią osobą by mi rozkazywać - powiedział przenosząc wzrok w górę jakby coś zainteresowało go w chmurach.
Dla Jellala było jasne, że go ignoruje ale nie był w stanie rozgryźć o czym on teraz myśli ani o co konkretnie mu chodzi. Wiedział jedno. Musi jak najszybciej zabrać Erzę z dala od niego.
- Wiedz, że nie jednego już takiego cwaniaczka odesłałem za kraty - starał się zamaskować ironią swój strach.
Choć nie miał wątpliwości, że ów mag nie stoi po ich stronie to nie chciał wszczynać otwartej walki. Wiedział, że każdy nierozważny krok z jego strony z pewnością odbije się również na Erzie.
- Jak chcesz to zrobić skoro nic o mnie nie wiesz - zauważył Kaishi - ja z kolei wiem całkiem sporo o waszej gildii poszukiwanych kryminalistów. Nie przeczę, że rozbiliście sporo mrocznych gildii ale robiliście to nielegalnie i musieliście się kryć z waszą prawdziwą tożsamością. Chaos niedługo osłabnie, nowa rada się utworzy. Nie muszę się nawet wysilać byś był zmuszony usunąć się z dala od Fairy Tail. Przecież nie chcesz narażać dobrego imienia Scarlet. Tak wiemy, że kilka osób już się dowiedziało jak było naprawdę z twoimi zbrodniami ale to tylko obywatele, a nie rząd który nadal chce twojej głowy.
Nie mógł się temu sprzeciwić. Rzeczywiście od początku był gotowy by w każdej chwili się ulotnić. Z tym wyjątkiem, że do tej pory był pewny bezpieczeństwa wewnętrznego gildii. Zdecydowanie nie myślał o tym, że ktoś z otocznia Tytanii może wbić jej nóż w plecy. Nie musiał. Jeśli ma wybierać między dwoma obliczami zła to wybierze ten który będzie lepszy dla Erzy. Nie ważne jaką cenę musiał by zapłacić.
- Mogę z tobą walczyć nawet tu i teraz - oznajmił zdecydowanie - wyciągnę od ciebie o co ci chodzi siłą jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Nie wątpię, że teraz bardzo chcesz mi dokopać - Kaishi nie tracił dobrego nastroju - Tylko raczej nie masz na to większych szans. Zaś jeśli chodzi ci o powody dla których to robię, cóż ujmę to tak. Dla wszystkich będzie lepiej jeśli się nie dowiedzą.
- Chyba nie sądzisz, że będę ukrywał twoją zdradę - prychnął Jellal.
- Owszem będziesz - zaprzeczył Kaishi - ale chyba nie sądzisz, że ujawniłem ci się od tak bez powodu.
Faktycznie było to zagadkowe. Czemu akurat zrobił to teraz? Nie sądził by wiedza, którą dotychczas mógł wynieść z gildii na coś by się przydała. Od jego przyłączenia się do gildii minęło zbyt mało czasu by uzyskał dostęp do możliwych sekretów. Nie chcąc dać mu satysfakcji milczał czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Bardzo mnie zainteresowałeś Jellalu Fernandesie - powiedział purpurowowłosy mag - Nie mocą czy umiejętnościami bynajmniej - jego ton głosu z wesołego stał się bardzo rzeczowy z pobrzmiewającą złowrogą nutą - tym co mnie w tobie intryguje jest twoje przywiązanie do Erzy.
Jellal przycisną mocniej do siebie spoczywającą w jego ramionach kobietę w obawie, że ten zechce ją nagle porwać.
- Tak myślę, że pewną kwestię związaną z naszym planem wykonasz znacznie lepiej niż ja - znów się zaśmiał jakby rozmawiał z najlepszym przyjacielem.
- Jeśli uważasz, że będę ci pomagał to jesteś w błędzie - warknął Jellal nie spuszczając z niego oczu - Odkąd wydostałem się z więzienia poprzysiągłem sobie nie robić nic co by mogło wywołać smutek na jej twarzy bo...
- Bo ją kochasz - wpadł mu w słowo - co więcej ciągle masz wyrzuty sumienia po tym jak ją skrzywdziłeś - znów uśmiechnął się jakby nic nie zaszło - Tak, Jelly wiem o tobie dość dużo.
- Skoro mnie tak znasz to chyba zdajesz sobie sprawę, że nie mam najmniejszego zamiaru pomagać podejrzanym typkom - chciał tymi słowami zamaskować swój niepokój - Lepiej też dla ciebie byś od razu uzdrowił Erzę inaczej nie będę miał wyboru jak zmusić cię do tego siłą.
Kaishi od początku mu się nie podobał ale teraz autentycznie zaczął go się obawiać. Choć się starał nie był w stanie go rozgryźć. Dodatkowo musiał liczyć się z czasem. Czuł, że Erza robi się coraz słabsza, a on sam nic nie może na to poradzić inaczej niż skłaniając Kaishi'ego do cofnięcia czaru.
- Chcesz ze mną walczyć, Jelly? - spytał - Nie ma sprawy ale to i tak niczego nie zmieni. Tak, czy inaczej wykonasz to co jest ci pisane bo zależy ci na niej - jego wzrok spoczął na Erzie. Było jasne, że stała się kartą przetargową w tej dyskusji.
- Ta chyba bez walki się nie obejdzie - przyznał niechętnie - ale gdy już będzie po wszystkim odejdziesz i nigdy więcej nie staniesz na drodze Erzy - to ostatnie zdanie wypowiedział stanowczo, bez cienia wahania w głosie.
- Ja tam jestem pewny swojego zwycięstwa - Kaishi beztrosko się rozciągną krzyżując ręce za głową - ale jak jesteś taki uparty to proszę. Zacznij kiedy chcesz.
Jellal chwilę się wahał. O ile sama chęć przywalenia filetowowłosemu w nim tkwiła, o tyle bał się, że w trakcie walki ten wykorzysta Erzę jako tarczę. Wielokrotnie miał do czynienia z takimi zagrywkami i obawiał się tutaj tego samego.
- Spokojnie nie zamierzam się nią posługiwać bo nie ma takiej potrzeby - zapewnił Kaishi widocznie odgadując jego myśli.
Sam Jellal nie wiedział czy powinien mu wierzyć ale nie miał wyboru. Wiedział, że szkarłatnowłosa słabnie i może nawet umrzeć jeśli czar szybko nie zastanie cofnięty. Ostrożnie ułożył Erzę pod rozłożystym drzewem upewniając się, że będzie miała dość cienia. Opuszkami palców dotknął linii jej ust. Oddychała coraz wolniej i płycej. Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu.
- Załatwmy to szybko - powiedział prostując się i ruchem głowy zachęcając Kaishi'ego do zadania pierwszego ciosu.

Kłęby dymu i pyłu wzbiły się w powietrze, gdy latający okręt Christina wzniósł się w powietrze. Członkowie pegazów natychmiast zajęli się poszkodowanymi wróżkami. Jenny prawie od razu zdołała postawić Mirajane na nogi. Przejawiała przy tym całkiem imponujące zdolności medyczne i które jej nie podejrzewano. Wprawdzie daleko jej było do poziomu Wendy ale z pewnością zainteresowałaby Porlyusice.
- To nic wielkiego - odpowiedziała - zaczęłam się tego uczyć pięć lat temu - wzruszyła ramionami - w zasadzie to by w trakcie szlaku modowego nie musieć cały czas tracić czasu w gabinecie pielęgniarki. Te chemikalia co tam stosują są strasznie szkodliwe dla mych włosów - odruchowo dotknęła swej fryzury - i tak jakoś wyszło....
- Dobra przestań trajkotać to im nie pomaga - skarcił ją Ren podając dodatkowy koc Gajeel'owi by ten mógł okryć nim Levy - Przyjmijcie nasze przeprosiny. Gdybyśmy tylko byli wcześniej...
- To też byście byli narażeni - uciął Clive - Prawdopodobnie nie mieli by oporów by was zabić.
- Ale przecież Cana... - zaczął nieśmiało Eve - przecież ona...
- Poradzi sobie - uciął szybko Gildarts - jest taka sama jak jej matka. Ona też nigdy nie dała by skrzywdzić swojej towarzyszki.
Choć mówił to z swym typowym spokojem z nutą wesołości w głosie to unikał patrzenia im w oczy. Dla tych co znali go dłużej było jasne, że nie okazuje prawdziwych emocji by wzmocnić wiarę u innych.
- Tylko dlaczego oni chcieli akurat mnie - spytała Levy na tyle już silna by w pełni świadomości dotrzymywać im towarzystwa - co jest we mnie takiego by się poświęcać?
Nawet gdy miała amnezje to nie miało wpływu na jej charakter. Nadal było widać w niej dobro i troskę o innych jednocześnie będąc świadomą ograniczeń własnej mocy. Nie miała zamiaru wyłazić na pierwszy plan doskonale czując, że nie podoła.
- Może ze względu na twe runiczne pismo - wtrącił Laxus walcząc z wymiotami, które pojawiły się wraz ze startem Christiny - choć w tym wypadku powinni się przyczepić też Freed'a... - pochylił się za barierkę by uchronić pokład bombowca przed zawartością swego żołądka - długo jeszcze będziemy lecieć? - warknął nie mając sił na złość.
- Runy czy cokolwiek innego chcą jej i gdy wyczują fałsz znów spróbują - Gajeel mimo że całkowicie blady na twarzy bardziej martwił się niebieskowłosą niż swymi dolegliwościami i tylko raz na jakiś czas przecierał usta dłonią - jednak ich wyskok coś nam powiedział. Otóż nie wiedzą wszystkiego i da się ich oszukać. Trzeba tylko teraz wiedzieć jak to wykorzystać.
- Dobrze by było wiedzieć, gdzie zabrali panienkę Canę - podsunął Hibiki - moje archiwum mogło by w tym pomóc. Mogę posługując się kilkoma wytycznymi zawężać bądź nawet całkowicie odgadnąć jakie to miejsce ale nie zrobię tego sam.
- Czego ci konkretnie trzeba - spytał Clive momentalnie znajdując się przy nim choć wcześniej przebywał na drugim końcu maszyny.
- Na początek wystarczy coś co miało z nią niedawno jakąś styczność - powiedział - kawałek ubrania czy coś co miała w ręku. Nie poda nam to lokalizacji ale pozwoli stwierdzić czy dalej jest na terenach Fiore.
- Naprawdę sądzisz, że mogę mieć swą bazę poza granicami kontynentu - Mira uniosła lewą brew ku górze.
- Szczerze to nie mogę niczego wykluczyć - przyznał Lates - to taki rodzaj wroga z którym nic nie wiadomo. Dlatego też sam proces zbierania informacji muszę zacząć od zera. Kiedy będziemy już na miejscu dacie mi jakąś rzecz Alberony - poprosił - skanowanie powinno zająć maksymalnie dwanaście godzin.
- To dużo - westchnął Clive - ale bez ciebie i tak byśmy nic tu nie zrobili.
- Jeśli chodzi o jej rzeczy to... - zaczęła niepewnie Levy grzebiąc w swej kieszeni - Cana musiała to upuścić - wyciągała ku nim dwie karty tarota.

Natsu chodził z kąta w kąt nie mogąc pozbierać myśli. Lucy była dla niego bardzo ważna. Przez te miesiące w trakcie których tworzyli drużynę zdaniem wielu wydoroślał. Zaczął większą uwagę przywiązywać do swego otocznia. Na w większości przypadków i tak je niszczył ale ci co go znają widzieli znaczną poprawę.
- Najważniejsze, że żyje - starała się go uspokoić Lisanna - Mistrz mówi, że da się jej pomóc. Nawet obiecał zasięgnąć rady u odpowiednich osób, gdy tylko inni powrócą.
- Ciekawe co u nich? - zastanowił się Happy - Oby nie wpadli w żadne kłopoty. Potrzebujemy Clive i nie chcę by Erzie coś się stało - nerwowo spoglądał przez okno w nadziej, że zobaczy któreś z przyjaciół wracające do domu.
- Dadzą radę - Natsu położył mu dłoń na głowie - Przecież wiesz jak bardzo chce im dorównać. Niestety są wciąż za dobrzy - pocieszając go choć na chwilę sam mógł oderwać się od czynach myśli - Jeśli chodzi o nich to martwi mnie co innego.
- Co takiego? - spytała Lisanna posyłając mu zatroskane spojrzenie.
- Obawiam się, że zechcą dobrowolnie poświęcić się dla ogółu - z twarzy Natsu biła niepodobna do niego powaga.
- Nie mogli by czegoś takiego zrobić - starała się zaprzeczyć Lisanna - to niedorzeczne.
- Erza już to kiedyś chciała zrobić - Natsu wzdrygną się na samo wspomnienie - chciała powstrzymać Etherion przed zniszczeniem całego kontynentu oddając w zamian swoje życie.
- Jak to dobrze, że ją wyciągnąłeś - powiedział Happy po czym dodał - Dalej nie wyjawiłeś nam jak to zrobiłeś. To był przecież jeden wielki wir do, którego nie było w stanie się zbliżyć - przypomniał sobie kotek - a potem nagle ucichło, a ty trzymałeś Erzę.
- Co wcale nic tam nie zrobiłem - zaprotestował nagle Natsu - Ja sam nie wiem co się stało ale zrobiła to sama Erza, a nie ja - założył ręce za głowę - dotychczas się nad tym nie zastanawiałam.... ale nie powiecie Gray'owi, że to nie ja. Ten lodowy dupek miałby kolejną okazję do puszenia się jaki to on nie jest wspaniały - poprosił jakby ten powód był ważniejszy od czegokolwiek.
- Ale w takim razie co tam się naprawdę stało - zastanowił się Happy.
Smoczy zabójca wbił wzrok w sufit starając się przypomnieć jak to naprawdę było.

Pamiętał swoją frustrację kiedy nie mógł przebić się przez Etherion by dosięgnąć unoszącej się w nim Erzy. Miał świadomość, że jeśli się stąd zaraz nie ulotni i jemu będzie grozić śmierć. Nie miał jednak zamiaru uciekać bez przyjaciółki. Tylko, że kończyły mu się pomysły jak ją uratować. Na nic zdał się ogień, nie pomogła nawet smocza siła innymi słowy nic nie było w stanie choć zadrapać energetycznego kryształu. Powoli zaczął opadać już z sił, gdy ziemia pod nim zadrżała powodując falę nudności. Ledwie zdołał je opanować wszystko zaczęło się trząść. Tego już nie mógł wytrzymać i osunął się na ziemię. Kiedy się ocknął leżał na małym skrawku ocalałego gruntu, a wszystko wokół wirowało. Dosłownie. Był w środku wodnego wiru. Po jego ciele przeszedł niemiły dreszcz. Nie czuł się najlepiej ale też nie mógł myśleć o sobie. Poderwał się na równe nogi i zaczął wypatrywać Erzy.
- Gdzie jesteś? - zaczął się rozpaczliwie rozglądać na boki.
Ile czasu był nieprzytomny. Pewnie niezbyt długo skoro jeszcze był w jednym kawałku. Czuł też Erzę. Nada tu była. Nadal mógł ją ocalić. Problem w tym, że wcale nie wiedział gdzie zacząć. Nawet jak dla niego wejście w ten wir bez świadomości, co ma dalej robić było głupotą. Nim zdołał coś wykombinować nagły podmuch wiatru zerwał mu szalik z szyi. Pochwycił go wykonując przy tym obrót zakończony upadkiem na plecy i wtedy to zobaczył. Szkarłatnowłosa postać unosiła się wiele metrów nad nim. Wydawało mu się, że bije od niej niezwykle jasne światło. Zamrugał kilka razy by przyzwyczaić wzrok. Blask od niej bijący napawał go dziwnym spokojem. Była zbyt wysoko by mógł ją pochwycić lecz jednocześnie coś mu mówiło, że jest bezpieczna. Jej ciało wcale nie zostało rozerwane jak przewidywał to Jellal. Im bardziej się przyglądał tym bardziej był przekonany, że to właśnie ona powstrzymuje wały wody przed zalaniem ich. Nie był typem osoby, która zastanawiała się by dlaczego i jak zabezpieczanie działa jeśli działało. Tym razem było jednak inaczej. Znał Erzę od ośmiu lat i choć doskonale wiedział o jej zdolnościach telekinetycznych to był pewny, że nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego. Gdyby nie mdłości prawdopodobnie zaczął by się tym ekscytować żądając by po powrocie stanęła z nim do walki. Teraz jednak musiał wygłówkować jak mają dostać się na suchy ląd. Najlepiej pomijając przy tym wszelkiego rodzaju środki transportu. Bardziej z nudów niż jakiejś bardziej przemyślanej akcji dmuchnął w wodę małą wąską ognia. Wiele razy już przez swe pochopne działanie wpakowywał się w tarapaty ale teraz chyba nawet mistrz nie mógłby przewidzieć co się dalej stanie. Wyglądało to tak jakby woda zaczęła pękać i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Obserwował jak na wałach wody w różnych miejscach pojawiają się „szczeliny” jak szybko się namnażają i zaczynają łączyć ze sobą. Kiedy wszystko pokrywała już jednolita „pajęczyna” czas jakby się zatrzymał by ruszyć kilka sekund później. Zarówno cała ta zgromadzona woda jak i Erza zaczęły spadać na Salamandra. Nie pamiętał jak ją złapał, ani jak się wydostali. Po prostu miał wrażenie, że w ostatniej chwili przed śmiercią przez utopienie jakaś siła przeniosła ich na suchy ląd.

Ogromna siła przykuła Jellal'a do ziemi uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Czuł jakby wciskano go w grunt. Ogarnął go niewyobrażalny ból. Nie mógł się jednak równać z gniewem jakim darzył Kaishi'ego. Okazał się zdrajcą i choć od początku miał co do niego urazę to wbrew pozorom wcale nie chciał by tak naprawdę było. Ze wzgląd na Erzę, która tak bardzo się do niego przywiązała. Nie chciał by cierpiała, gdy okaże się że zaufała niewłaściwej osobie. Złość na siebie, że jest zbyt słaby by zwalczyć owe zaklęcie. Miał świadomość tego, że Kaishi się nim bawi. Jego wnętrze aż wrzało, gdy coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze swej bezradności. Z trudem przekręcił głowę na bok. Jeśli to koniec. Jeśli to tu ma umrzeć to chciał by ostatnim widokiem przed śmiercią była jego ukochana. Chciał ją jakoś przeprosić za to, że nie udało mu się jej ochronić. Zasygnalizować swoje uczucia ale nic nie przychodziło mu do głowy. Mógł tylko czekać na to co zgotuje dla niego Kaishi. Jednak co będzie potem, gdy on zginie? Co z nią zrobi Kaishi? Czy wrócą do gildii bo uzna, że jeszcze ma za mało informacji? Wtedy ktoś miałby szanse go przejrzeć. Mógł też, co gorsza, użyć jej życia jako szantażu. Mógłby zrobić z nią wszystko i nie było nikogo kto byłby w stanie go powstrzymać.
- Chyba już w pełni doświadczyłeś tego, że nie masz szans. Nie możesz mnie powstrzymać przed tym co planuje - zaśmiał się prosto w jego twarz. Był to triumfalny, szyderczy śmiech - Jako zwycięzca chyba mogę zażądać nagrody, prawda?
Po czym machnął ręką w stronę Erzy. Ta uniosła się i powoli wylądowała przy nim. Była bardzo blada i tylko delikatnie falująca klatka piersiowa dawała znak, że dalej jest z nimi. Przygryzł zęby. Czy naprawdę tam ma to się skończyć? Ma tylko bezczynnie patrzeć na jej cierpienie po raz kolejny nie mogąc nic zrobić? Jak to się stało, że nie nikt zauważył żadnego momentu w którym ten mógł wydać się co najmniej podejrzany. Zamknął oczy zagłębiając się w analizie ostatnich zdarzeń.
- To z tymi naukowcami to twoja sprawka, tak - warknął podnosząc głowę tak wysoko jak tylko pozwalało mu na to zaklęcie - Ukartowałeś to.
Coś mu w tym nie pasowało. Kiedy opadły już emocje związane z tamtym zdarzeniem. Zaczął dostrzegać pewne nieścisłości na które dotąd nie zwrócił uwagi. Przykładowo jak konkretnie udało się Kaishi'emu wyciągnąć ich z opresji tak łatwo. Zwłaszcza, że on sam był nieźle poobijany.
- Wreszcie się tego domyśliłeś, co - wcale nie wyglądał na zaskoczonego - Wiem co teraz myślisz ale pozbycie się ciebie byłoby trochę nie na rękę - przewrócił teatralnie oczami - To co będziesz mi pomagał? Wiesz nie chciałbym zamykać Erzy w jakimś odosobnionym miejscu póki nie jest to konieczne. Przydałoby się jeszcze trochę pokręcić w towarzystwie Fairy Tail. No i dalej jestem pewien, że twoje relacje z Erzą są bardzo bliskie. Ech, ta dziewczyna niełatwo dopuszcza do siebie innych jeśli wejdzie się w bardziej prywatne tematy - udał załamanie.
Jellal wiedział, że nie ma sensu pytać co będzie jeśli odmówi. W tej sytuacji odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Nie uśmiechało mu się zostanie po raz kolejny czyjąś marionetką. W duchu analizował każde możliwe wyjście z tej sytuacji. Każde jednak było ryzykowne dla Scarlet. Na nikim mu tak nie zależało jak właśnie na niej. Czy jeśli jest sposób by choć na jakiś czas odroczyć jej cierpienie to czy ma prawo narzekać?
- Co miałbym wedle ciebie robić - spytał tymczasowo akceptując swoje położenie. Zdecydował, że skoro nie ma innego wyjścia będzie mu posłuszny póki będzie pewny, że nic nie zrobi Erzie.

W powietrzu droga wydawała się bardziej krótka niż przepuszczali. Może spowodował to nowy silnik bombowca, a może prosty fakt, że wszyscy byli zbyt zamyśleni nad bieżącymi problemami by zwracać uwagę na upływ czasu. Każdy był pogrążony we własnych myślach.
- Jeśli chcecie możemy z wami na chwilę zostać - zasugerował Hibiki.
- Nie trzeba - zaprzeczyła Mirajane - Lepiej wracajcie do siebie. Nie wykluczone, że i was zechcą zaatakować.
- Ależ ja bardzo chętnie powącham perfumy panienki Erzy - zadeklarował Ichiya.
- Nie wiem czy już wróciła - stwierdził Laxus - ale jeśli tak to dla tego dobra radzę ci nie wysiadać. Ostatnio jest w kiepskim humorze i pewnie Cię zabije jeśli znów będziesz do niej zarywać - ostrzegł.
- Chyba widzę już zabudowania Magnolii - powiadomił ich Ren.
Faktycznie nie minął kwadrans, a lądowali już na placu koło gildii. Mistrz czekał już na nich na schodach paląc fajkę z której unosiła się strużka dymu. Z jego twarzy biło głębokie zmartwienie, które się pogłębiło gdy dostrzegł, że nie przybyli komplecie.
- Co spotkało Cane? - spytał tonem zmęczonego człowieka.
Choć niewątpliwie się martwił z jego postawy można było wyczytać coś jeszcze gorszego. Zobojętnienie? Nie, to nie to choć to byłoby niewiele gorsze. Wyglądał, jakby się spodziewał, że nie czeka ich pełen sukces, że był gotowy na śmierć któregoś z członków gildii. To było niezwykle trudne dla starego człowieka. Musiał podejmować ryzyko, ryzykować swoimi dziećmi dla ich większego dobra.
- Miejmy nadzieję, że nic - powiedział Clive pomagając Laxuus'owi zejść z bombowca na ziemię - Moja córka wykazała się odwagą jaką mnie samemu często brakuje. Ryzykując własnym życiem podała się z przyjaciółkę by ją chronić. Jest zupełnie taka sama jak jej matka. Jednakże - zacisnął pięć, a ziemia pod nim zaczęła się rozpadać - Jeśli zrobią coś Canie to bez względu na wszystko ich zabiję.
- To niestety bardzo możliwe - zauważyła Mirajane.
- Co ja słyszę... czyżby Fairy Tail... traciło.. nadzieję - wydyszał z trudem Gajeel pomagając Levy zejść z pojazdy Blue Pegazus choć wyglądało to raczej tak jakby ona pomagała jemu - Teraz zajmijmy się Levy - dodał, gdy już pewnie stanął na gruncie - Zresztą te karty, które znalazła z pewnością należą do naszej alkoholiczki, a wszyscy wiemy, że ona nie upuszcza ich nigdy przypadkowo.
- Jakie konkretnie to karty? - zainteresował się Makarov - Jeśli faktycznie zostawiła je celowo to z pewnością by nam pomóc.
- Karty, kartami - zirytował się Gajeel - ale nim się im przyjrzymy to może przywrócimy Levy do normalnego stanu.
- Ale nic mi nie jest, naprawdę - starała się go uspokoić niebieskowłosa.
- Amnezje nazywasz niczym? - zirytował się Gajeel i choć wyraźnie chciał zachować swą arogancką postawę to widać było, że przejmuje się stanem McGarden.
- Dobra, „Pani Troskliwy” nie panikuj - wtrącił Laxus - przecież widzisz, że stoi tu przed nami w jednym kawałku. Tak wielkie zużycie mocy musiało być szokiem dla jej organizmu. Za jakiś czas może sobie wszystko przypomnieć teraz mamy kilka ważniejszych spraw do omówienia.
- To prawda - wtrąciła Mirajane - spotkaliśmy Ame. Jej zachowanie było co najmniej zagadkowe. Pomogła nam w krytycznej sytuacji, a...
- Mnie bardziej chodziło o smoki - przerwał jej Laxus - Może jaśnie pan Redfox o tym nie wspomniał ale pojawiła się szansa by je odnieść.
- Tylko, że dowiedzieliśmy się o tym właśnie od niej, a co ważniejsze Elfmen. On może nadal żyć. Ame zaprzeczyła by miała go wtedy zabić - prychnęła białowłosa, której wyraźnie nie spodobało się to przerwanie w pół zdania.
- Spokojnie, dzieci - zaapelował do nich mistrz - wejdźcie do środka. Odpocznijcie, a dopiero potem opowiecie mi wszystko. Po kolei.
Raczej nie było sensu się temu sprzeciwiać. Może udało im się uniknąć poważniejszych obrażeń to byli wykończeni. Tylko czy uda im się odpocząć z wiedzą, że już dwójka ich towarzyszy stała się zakładnikami wroga, a ich życie wisiało na włosku.

Dłonie Natsu mocno zacisnęły się na parapecie. Od początku wyczuł brak jednego z zapachów. Już nim wyjrzał przez okno wiedział, że nie zastanie na placyku gildyjnym Cany. Mimo, że okno było szczelnie zamknięte to dzięki swym wyjątkowo wyostrzonym zmysłom doskonale słyszał o czym rozmawiali. Choć strata kolejnego z przyjaciół była niezwykle bolesna to inna wiadomość sprawiła, że wszystko jakby się dla niego zatrzymało. Wiadomość, której od tak dawna szukał, że już praktycznie przestał myśleć co zrobi jeśli ją dostanie. Oczywiście trudno powiedzieć by Natsu był osobą, która często coś analizuje ale to to jedno zdanie wypowiedziane przez Laxus'a kompletnie go zamurowało. Od tak dawna szukał czegoś co zaprowadziło by go znów do Igneel'a. Odnalezienie smoczego ojca było dla niego niezmiernie ważne. W innych okolicznościach nie powstrzymywałby się i od razu zmusił Laxus'a do gadania wszystkiego co wie. Był znany ze swej żywiołowości i napalenia do tego stopnia, że nie było już praktycznie miesiąca w którym mistrz nie dostawałby przynajmniej kilku listów ze skargami na niego. Nigdy nie umiał usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Ekscytował się praktycznie każdą błahostką, a samo słowo „smok” wpędzało go w euforyczny stan. To czemu teraz po prostu stał? Czemu zamiast skakać z radości nie robił absolutnie nic? Mógł być przecież pewien, że to prawda. Laxus bardzo rzadko żartował. Ponadto sam był smoczym zabójcą. Może i sztucznym ale nie zmieniało to faktu, że ma w sobie krew prawdziwego smoka. Czemu, więc ta niezwykle ważna informacja nie wywołała w nim najmniejszej fali radości?
- Natsu co tam się dzieje? Słyszysz ich prawda?
Na moment zamarł, gdy podleciał do niego Happy. Nie dlatego, że go się nie spodziewał czy zaskoczyło go same przybycia kociego przyjaciela ale był prawie pewny, że nie wyczuł jego rosnącego zapachu, gdy ten się zbliżał.
- Natsu co z tobą? Jesteś jakiś blady - niepokoił się kotek - Może usiądziesz przy nas - zaproponował zaczynając ciągnąć w stronę drugiego końca sali, gdzie na łóżku wypoczywała Lisanna.
Jakoś nie miał sił by się opierać. Automatycznie dał się poprowadzić i kiedy opadł na krzesło poczuł jak wszystkie siły opuszczają jego organizm. Choć tak naprawdę był pełen energii to teraz nie był w stanie unieść nawet ręki. Chciał komuś przyłożyć, komukolwiek ale jakoś tak wątpił w swe możliwości.
- Słuchaj Lis, ja bardziej przeszkadzam, czy pomagam tylko bądź ze mną szczera - spytał białowłosą, która patrzyła na niego z niepokojem.
- O czym ty mówisz? - spytała.
Jej zdziwienie było uzasadnione. Salamander jakiego znała był beztroskim chłopakiem niezbyt przejmującym się zdaniem innych. Znała całą masę przypadków w których jego zachowanie daleko naginało standardowe znaczenie „przeszkadzania”.
- No czy wolałabyś się teraz mnie pozbyć - szczerość w jego głosie była dziwnie przytłaczająca.
- Czemu miałabym tego chcieć. Zawsze poprawiasz mi nastrój. Wystarczy, żebyś był blisko bym poczuła się lepiej - oznajmiła podnosząc się z łóżka i podchodząc do niego - Czemu mam odrzucać, coś co sprawia, że czuję się lepiej.
- Ale nic nie mogłem zrobić by zapobiec wybuchowi - czuł przygniatający go ciężar odpowiedzialności za to co stało się na statku.
- Nikt z nas nie mógł. Ja też czuję się strasznie słaba jeśli chodzi o wojnę, która coraz bardziej się roztacza. Jednak wiem, że mam dla kogo nadal mam dla kogo żyć i uśmiechać się codziennie - powiedziała.
- Zawsze byłaś taka racjonalna - westchnął Natsu - Cieszę się, że tu jesteś ale teraz chyba muszę pobyć trochę sam.
- Jeśli uważasz, że to ci pomoże nie będę cię powstrzymywać - powiedziała posyłając mu troskliwy uśmiech - Skoro Mira wróciła na samotność nie będę długo narzekać.
- Happy też z tobą zostanie - oznajmił podchodząc do drzwi.
- A co z tobą - zmartwił się Exceed.
- Zostaw go - poradziła mu Lisanna, gdy smoczy zabójca pośpiesznie opuścił pomieszczenie - To Natsu. Choć tego nie okazuje on też się przejmuje wszystkim. Myślę, że właśnie ma mały kryzys ale zobaczysz, że szybko mu przejdzie.

Cana przetarła ręką oczy. Nie pamiętała momentu w którym straciła kontakt z rzeczywistością. Pierwszy raz od dawna nie było to spowodowane kacem po spożytym alkoholu. Od zawsze nienawidziła poranków. Nie cierpiała momentu, gdy jest zmuszona podnieść się z ciepłego łóżka. Samo przypomnienie sobie tego stało się niedawno wymagało od nich dłuższej chwili skupienia. Podszyła się pod Levy i udało jej się skłonić by zabrali ją zamiast przyjaciółki. Zabrać. Ta jedna myśl zadziałała na nią trzeźwiąco. Usiadła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jeśli miał być to loch to jak wyglądała reszta? Właściwie trudno było nazwać to miejsce celą. Okno wprawdzie było zamglone i wpadało przez nie jedynie światło niwelując widok na zewnątrz, a drzwi były z solidnego dębowego drewna. Mogła się założyć, że z drugiej strony są jeszcze jakieś dodatkowe zabezpieczenia ale poza nimi i antymagicznymi kajdankami na jej nadgarstkach nic co by wskazywało na siedzibę wroga. Wnętrze było udekorowane w sposób przypominający normalny pokój. Wygodne łóżko, znośnie udekorowane ściany w odcieniach jasnego brązu. Było nawet biurko z dołączonym do niego krzesłem. Nawet łazienka stanowiła oddzielne pomieszczenie do którego prowadziły białe drzwiczki. Nie mając nic lepszego do roboty postanowiła ją sprawdzić. Jej oczom ukazała się gustownie urządzona łazienka. Czysty kibel, wanna z żaluzją, oddzielny prysznic i umywalka z lustrem.
- Kurczę nic z tego nie rozumiem - westchnęła odkręcając kurek z gorącą wodą - Chyba z tego wszystkiego się wykąpię.
Była wściekła i musiała ochłonąć nim wrogowie pokażą się jej na oczy. Jeśli naprawdę chcieli ją urobić to czemu do diabła nie zapewnili jej najważniejszego. Alkoholu. Od ponad doby nie piła nic mocniejszego i jej nerwy zaczynały siadać.

Zajęli miejsca w ostatnim przedziale porannego pociągu. O tej porze było tu mało ludzi ale było jasne, że im dalej będą jechać tym więcej osób będzie wsiadać. Jellal sam nie wiedział czy, zważywszy na okoliczności to dobrze, czy źle. Czuł się okropnie. Od początku czuł, że coś jest nie tak z młodym magiem. Choć teraz już nie wiedział, czy to nie przez zazdrość. On okazał się jednak sprytniejszy. Skutecznie go obszedł i uderzył z zaskoczenia. Uderzyć tylko raz ale wystarczająco by go pochwycić. Nie z powodu zadanych ran. Kaishi wyraźnie mu powiedział co ma robić by Erza pozostała bezpieczna. To ona była kluczem w tej walce, w której wystarczył tylko jeden cios by została zakończona. Słowo „Bezpieczeństwo” było kolejnym słowem, które teraz nabrało innego znaczenia. Bezpieczeństwo Erzy. Od razu go ostrzeżono iż to będzie chwilowe. Potrwa dopóty Kaishi będzie na to pozwalał lub on sam czegoś nie sknoci. Jednak będzie to robił, będzie ją chronił póki ma czas niezależnie od ceny jaką będzie musiał zapłacić. Co potem? Wolał nie myśleć. W samej walce został wręcz zmiażdżony. Był bezradny wobec wszystkiego co ten planował. Dochodziło do tego zagrożenie samospaleniem szkarłatnowłosej jej własną magią. Spojrzał na wciąż pogrążoną we śnie wojowniczkę spoczywającą w jego ramionach. Oddychała spokojnie. Kaishi cofnął nałożone na nią zaklęcie osłabiające i teraz siły do niej powoli wracały. Choć cieszył się, że za moment znów zobaczy jej błyszczące, brązowe tęczówki jednocześnie czuł gorycz do samego siebie. Przecież dopiero co obiecał jej, że będzie przy niej i nie dopuści by coś jej się stało. Czy nigdy nie będzie mu dane dotrzymać obietnicy danej ukochanej? Czekał w milczącym skupieniu na otaczającej go beznadziejności sytuacji, gdy wyczuł jak jak ciało tytani delikatnie się napina, jak delikatnie drży przebudzając się.
- No już - z niesamowitą czułością pogładził ją po policzku przybliżając swoją twarz do jej - proszę otwórz oczy.
Z jej ust wydobył się niezrozumiany pomruk, który dla Jellal'a był niezwykłym ukłuciem ulgi. Uchyliła powieki przez dłuższy czas patrząc na niego zamglonym wzrokiem.
- Co się stało? - wyszeptała - Dlaczego nie jesteśmy już w Rosemary?
To była cała ona. Cokolwiek by się działo, w jakimkolwiek byłaby w stanie pierwszym co zawsze przychodziło jej do głowy było upewnienie się w stacji.
- Mieliśmy kolejny atak, a teraz wracamy do naszych - wypalił szybko.
Musiał natychmiastowo wymyślić jak bez wzbudzania podejrzeń sprowadzić ich rozmowę na inny temat. Nie mógł powiedzieć jej prawdy. To oznaczało by koniec wszystkiego. Jakiekolwiek kłamstwo też nie wchodziło w grę. Nie potrafił blefować. Erza natychmiast to pozna i zacznie się dopytywać o co tak naprawdę mu chodzi. Wychodziło jednak na to, że kupowanie czasu też nie należy do jego mocnych stron. Jego słowa podziałały na szkarłatnowłosą cucono. Poderwała się z miejsca odruchowo przyzywając na siebie zbroję cienia.
- Czy wróg jest blisko? - rzuciła rozglądając się po przedziale po czym pobladła - Gdzie Kaishi... Czy on..
- Żyje. Nic mu nie jest - przerwał Jellal widząc w jej oczach czając się strach o towarzysza - Poszedł spytać maszynistę czy istnieje możliwość ominięcia kilku miejsc byśmy szybciej dostali się do Magnolii. To była ta część prawy, którą mógł bez rzucania podejrzeń jej wyznać. Naprawdę pragną powiedzieć jej wszystko. Wyznać kim naprawdę jest lubiany przez wszystkich, nowy członek Fairy Tail. Zabrać ją jak najdalej stąd. Tam gdzie nikt ich nie znajdzie. Wiedział, że to ostatnie zaowocowało by tylko tym, że Tytania by go znienawidziła. Teraz kiedy zgodziła się by jej towarzyszył póki znów nie będzie spokojnie nie mógł wykorzystać jej zaufania po to by oddzielić ją od cierpiących przyjaciół. Tego by nigdy świadomie nie zrobiła. Nie było to też w jego stylu ale losy całego świata zaczynały tracić na znaczeniu, gdy miał przed sobą dobro szkarłatnowłosej. Przecież reszty nie mógł powiedzieć nikomu tylko ze względu na to by jej nie narażać. On sam ma zaś do końca nosić ciężar prawdy jakiej mu nie poskąpił Kaishi. Zdradzając mu swój plan ów mag był pewny, że mu się nie sprzeciwi i miał racje. Nie mógł. Jeśli by to zrobił konsekwencje byłyby ogromne. Ona pozostawała przy nim tylko dlatego, że wrogowi było tak wygodniej. Tylko, że wiązało to się z tym co on sam musiał teraz uczynić. Jeśli tego nie zrobi Scarlet po prostu zostanie zabrana. Teraz nie mieliby najmniejszej szansy na jej odnalezienie. Bez niej i on nie miałby po co żyć.
- Kto nas zaatakował? - spytała siadając obok niego i masując sobie głowę.
Jellal zgryzł wargę patrząc w okno. To było to pytanie, którego się obawiał ale też wiedział, że padnie. Zapędzało, go w ślepą uliczkę. Nie mógł ani skłamań, ani powiedzieć prawdy.
- No.. ten... chyba ci od... gwiazdy - zaciął się przełykając ślinę - ale ja przegrałem. To Kaishi sprawił, że dalej żyjemy.
Jakoś udało mu się wybrnąć. Przymknął oczy biorąc głęboki wdech. Czemu był taki słaby? Czemu nie mógł nawet wywrzeć na nim czegokolwiek swoją własną siłą. Nic mu się w tej walce nie udało. Samo powiedzenie, że padł po pierwszym ciosie byłoby chyba wyolbrzymieniem. Teraz musiał zrobić rzeczy, które go samego przerażały, a część z nich była wręcz nielogiczna tylko po to, by jak mu powiedział Kaishi, opóźnić krzywdę Erzy. Nie powiedział mu co konkretnie ma ją spotkać ale z góry wiedział, że to zrobi.
- Ale to ty mnie chroniłeś nim Kaishi przybył z pomocą - jak przez mgłę dotarł do niego głos Erzy - a teraz to ty jesteś przy mnie.
- No wiesz, to nie zupełnie tak - pokręcił raptownie głową - Kaishi dotarł do nas błyskawicznie i..
-...i też wszystko spaprał - drzwi otworzyły się i stanął w nich ów mag - To moja wina. Jestem zbyt miękki i pozwoliłem mu zwiać - teatralnie pochylił głowę w geście pokory.
Teraz Jellal wiedział co naprawdę kryje się za tym uśmiechem. Kaishi z zadziwiającą szczerością wyjawił mu, że jego głównym zadaniem było zbliżenie się do Erzy. Na nieszczęście znakomicie mu się to udało. Nawet teraz, gdy widział jak szkarłatnowłosa go baszta wiedział, że tak naprawdę nie jest zła. Znał ją i wiedział, że tak naprawdę nie jest zła.
- Naprawdę nie wiem czym się tak zadręczasz. Uratowałeś nas. W tej wojnie nie warto ryzykować tylko po to by mieć jeńca - zakończyła swą przemowę względem purpurowowłosego.
- Oj, Ercia - zaśmiał się - Natsu mnie ostrzegał bym ci nie podpadł ale nie sądziłem, że sam fakt, że chciałem komuś bardziej dokopać cię wkurzy.
- Owszem - odparła stanowczo - Nie mam zamiaru po raz kolejny patrzeć na śmierć kolejnego z przyjaciół.
- Nie martw się - powiedział szybko Jellal, gdy jej głos znów zdominował smutek - Jeszcze dziś wszystkich zobaczysz. Jestem wręcz pewien, że podczas naszej nieobecności Fairy Tail się nie dało.
Był szczęśliwy widząc, że na jej twarz powraca uśmiech. To było taki dziwne. Czuł szczęście spowodowane samą jej bliskością z drugiej strony będąc przygniatany przez rosnące poczucie bezradności wobec tego co się stanie.
- A tak zmieniając temat - Kaishi rozłożył się wygodnie na miejscu przed nimi - Może pogadamy o czymś mnie depresyjnym. Znacie jakieś zabawne historie z życia wzięte?

Lisanna patrzyła z delikatnym uśmiechem na unoszącego się w powietrzu Exceed'a. Happy wziął mocno do siebie polecenie Natsu, że ma ją chronić. Trzymając w łapkach gruby patyk, raz po raz poprawiał zdecydowanie za duży hełm, który najprawdopodobniej pożyczył z wyposażenia Erzy. Tytania miała tak dużo zbroi, że większość nie mieściła się w jej „wymiarze podmiany” z którego zmieniała swe zbroje. To właśnie ze względu na nie potrzebowała, aż tylu pokoi. Niemniej Happy starający się usilnie utrzymać równowagę z nim wyglądał uroczo.
- Może powinieneś go zdjąć - zaproponowała, gdy kotek po raz kolejny był bliski zderzenia z podłogą - Zresztą wątpię by nas teraz zaatakowano.
- Nie ma mowy - zaprotestował - Natsu kazał mi nie tracić czujności - oznajmił.
- Tylko się męczysz - starała się go przekonać - Jeśli zamierzasz nas chronić to musisz oszczędzać siły.
- Wcale się nie męczę - wydyszał próbując zachować równowagę - to jest tak lekkie, że tego nie czuję.
- Skoro tak to dlaczego dyszysz jak stara lokomotywa - od strony drzwi dobił ironiczny głos.
- Mira - Lisanna zawiesiła się siostrze na szyi - tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Tak ale nie jest zbyt różowo - powiedziała na wpół cierpko, na wpół czule Mirajane przytulając ją - ale wszystko po kolei. Gdzie polazł nasz podpalacz. Miał się tobą zajmować.
- Dopiero co wyszedł - powiedział Happy z ulgą zrzucając hełm - mówił, że chce pobyć sam.
- Może to i lepiej - rzuciła demonica - Nie wiadomo co by teraz zrobił, gdyby się dowiedział o smokach.
- Myślę, że słyszał wszystko o czym rozmawialiście na dole. Dziwnie się zachowywał ale nic nam nie wyjaśnił - powiedziała Lisanna - Jeśli znaleźliście smoki to czemu się nie ucieszył?
- Nigdy nie wiadomo co mu chodzi po głowie - westchnęła barmanka - Dobrze, że nie powiedzieliśmy na placu nic konkretnego.
- Dlaczego? - zdziwił się Happy - Przecież znalezienie Igneel'a to jego główny cel. Chyba niczego tak nie pragnie.
- Wiemy to i chcemy dla niego jak najlepiej - Mirajane przysiadła na skraju łóżka - Pytanie tylko, czy on wie co jest dla niego dobre.
- Nie rozumiem - teraz to Lisanna nie kryła zaskoczenia - co złego może być w tym, że odnajdzie swojego smoka?
- W samym odnalezieniu nic ale co potem? - spytała jakby retorycznie - Myśleliście kiedyś czemu tak mało osób wierzy w smoki? Nawet jeśli dodamy do tego te siedem straconych lat to i tak musiały zniknąć całkiem niedawno, prawda? Znamy też przybliżoną datę kiedy miało to się stać. Przecież to niedawno. Czemu więc tylko ludzi nie wierzy w te skrzydlate bestie? Powiem wam dlaczego - przymknęła oczy - Czas potocznie zwany „smoczą erą” minął kilka wieków temu. Konkretny czas jest nie znany ale było to na tyle dawno, że większość zaczęła już wątpić by rzeczywiście te istniały.
- Wrota czasu musiały jednak ich przekonać - stwierdziła Lisanna.
- Tak nikt teraz nie ma już tych wątpliwości ale zważ na fakt jak zamierzchłych czasów sięgały - przypomniała jej siostra - a tym bardziej do czego doprowadziło ich otwarcie. Stolica nadal nie przeszła całkowitej odbudowy, a tylko kilka z nich się przedostało. Czy naprawdę chcemy by znów stały się dla nas codziennością?
- Tak czy inaczej myślę, że i tak powinien spróbować odszukać Igneel'a - odparła stanowczo młoda czarodziejka.
- Aye - zawtórował jej Happy.

Natsu szedł uliczkami miasta, które teraz wydawały mu się aż nazbyt opustoszałe jak na tę porę. Zwykle otwarte i pełne gawędzącego tłumu sklepy były w większości nieczynne. Nie czuł nawet zapachu świeżych bułeczek z pobliskiej piekarni. Miasto po ostatnim ataku zmieniło się. Choć wizualnie było wszystko jak dawniej ale sami mieszkańcy byli inni. Nieufność biła z twarzy tych nielicznych, których minął.
- Weźcie przestańcie - krzyknął, gdy dobrze mu znany doręczyciel zgłoszeń misji natychmiast odsunął się na bok gdy tylko go zobaczył - Co w was wstąpiło?
- Mama mówi, że to trauma zbiorowa - przed nim wyrosła nagle mała postać - Twierdzi, że utrzyma się to kilka tygodni ale potem wszystko wróci do normy.
- Asuka co ty tutaj robisz? - spytał nachylając się do małej kowbojki.
- Nudzę się - odparła szczerze kilkulatka - Rodzice nie chcą bym im pomagała.
- A co oni takie robią? - zaczął rozglądać się za parą Connell'ów.
- Coś w muzeum ale nie chcą bym im pomagała - westchnęła - pan dozorca mówi, że i tak pewnie bym coś popsuła, a w poczekalni nie ma nic do roboty, więc się zmyłam.
- Taa, ja też nie mogę tam włazić - Natsu podrapał się w tył głowy - Kto by pomyślał, że te całe mumie są tak łatwopalne. Przecież w przeszłości byli to farazowie, czy jak im tam. Przecież wedle tego co mówił ten gość od wycieczek to w tych bandażach typek tylko czeka na odpowiedni moment do swego przebudzenia.
- Myślę, że nie do końca o to chodziło w tej legendzie - zaśmiała się kilkulatka - To co pobawimy się razem - zaproponowała.
- No wiesz ja... - starał się jakoś wykręcić ale napotkał jej błagalne spojrzenie - No dobra - zgodził się - to co proponujesz?
- Wiesz, że nauczyłam się swojego pierwszego zaklęcia - oświadczyła po chwili dziewczynka.
- Naprawdę? - podekscytował się Natsu - Niech zgadnę. Idziesz w ślady rodziców i korzystasz z magicznych pistoletów?
- Nie - zaprzeczyła - Nie chce robić tego samego.
- W takim razie czego się uczysz? - zaciekawił się.
- Chce mieć taką samą magię jak...
Strumień wzburzonej wody wystrzelił niczym gejzer ponad wieżami katedry, a chwilę potem zerwał się deszcz, który tak szybko jak się zaczął, tak minął.
- To mi wygląda na robotę Juvii - stwierdził Natsu wyciskając wodę ze swego szalika - chodź zobaczmy co się tam dzieje.
To mówiąc chwycił pod pachę rozbawioną jeszcze całą tą sytuacją Asukę i ruszył biegiem w miejsce z którego dochodziły te dziwne ataki. Juvia stała koło sadzawki skupiona na formowaniu znajdującej się w niej wody.
- Jeśli jesteś za coś wściekła na Gray'a to wiedz, że ja mogę skopać mu dupsko za ciebie - krzyknął wpadając jak burza do miejskiego parku.
Ostatnio zupełnie nie pojmował zachowanie niebieskowłosej. Nawet po tym jak Kaishi wytłumaczył im, że to on przekonał Lockser do zmiany swego nastawienia wcale nie ułatwiało mu to zrozumienia czemu nadal to robi. Przecież nawet lodowy mag zaczął poświęcać jej więcej uwagi. Nie miał pojęcia czy robi to z poczucia winy, czy sam zaczął czuć mięte do Juvii ale znając dotychczasowe podpały czarodziejki wiedział, że już byle błahostka może być przez nią wzięta za wyznanie miłości. Z drugiej strony Gray też był świadomy co powoduje zmienię w jej zachowaniu, a jej do tej pory o tym nie powiedział. Coraz bardziej gubił się w tym jak to jest między nimi.
- Jeśli chcesz się bić to jestem zawsze chętny - niespodzianie z drzewa zeskoczył Fullbuster - Tylko nie biegnij z płaczem do Lisanny jeśli będzie zbyt bolało.
- A to co robiłeś na drzewie Tarzanie - nie odpuszczał - Tylko nie mów, że taki z ciebie romantyk się zrobił, że wzdychasz do gwiazd.
- Juvia zaprzeczyła by to była randka - odezwała się wodna czarodziejka - jesteśmy tu by trenować.
- Trenujecie po kryjomu - Natsu przekrzywił głowę na bok jakby zupełnie nie pojmował tego prostego zdania.
- Tak bo wolimy się tego nauczyć nim ktoś z niewyparzoną gębą wypapla całemu światu co planujemy - warknął Gray karcąco spoglądając na Juvię.
- Trenujecie przetrwanie w dziczy. Wiedziałem, że z ciebie dziwak ale teraz to mnie zaskoczyłeś - Natsu nadal nie był w stanie tego zrozumieć.
- Nie, nie to - zaprzeczyła Juvia - Mistrz dał nam do nauczenia nowe zaklęcia. Mówił, że są ważne.
- Dlaczego akurat wam? - nadąsał się smoczy zabójca - przecież wszyscy wiedzą, że jestem od ciebie sto razy silniejszy.
- Chciałbyś.. - zaczął Gray szykując już się do ewentualnej bijatyki.
- Przepraszam, ale czy zanim zaczniecie walczyć mógłbyś mnie odstawić - Asuka pociągała go za rękaw przypominając o swojej obecności.
Po reakcji zabranych szybko wywnioskowała, że o niej całkowicie zapomniał, a reszta nawet jej nie zauważyła. Może i była mała ale i tak uważała to za niedojrzałe.
- Nie wiedziałem, że robisz za nianię, a może coś wpadłeś z Lisanną i teraz praktykujesz póki masz czas przed prawdziwą bombą? - zaśmiał się czarnowłosy.
- Spokojnie Lis nie zniosła jeszcze żadnego jajka - odparł poważnie Natsu - Przecież każdy wie, że by było dziecko trzeba wpierw jajka.
- Zaraz o czym ty mówisz - nawet Asuka była w szoku po tym co usłyszała - Czy ty wiesz skąd biorą się dzieci?
- No tak Igneel mi wszystko wyjaśnił - potwierdził - Pierwsze ona składa jajo, potem je wysiadują, a następnie wykluwa się dziecko.
- O czym ty mówisz - nawet przyzwyczajony do jego tępoty Gray był zdumiony.
- Więc, nie miałeś pojęcia jak to przebiega - salamander wytrzeszczył oczy.
Nawet Asuka zaniemówiła. Nie ulegało wątpliwości, że smoczy zabójca jest święcie przekonany prawdziwości swoich słów. Nastała dziwna cisza. Nim ktokolwiek zdołał otrząsnąć się z szoku przed nimi jak strzała wylądowała zdyszana i przestraszona Carla.
- Mamy kłopoty - wydyszała pomiędzy głębokimi oddechami - mała Asuka zniknęła. Zarówno Bisca i Azlack twierdzą, że...
- Jestem tutaj - przerwała jej dziewczynka - wujek Natsu wziął mnie ze sobą, gdy zobaczyliśmy snop strzelającej do góry wody.
Exceed'ka musiała oprzeć się o drzewo by nie upaść.

Pociąg mknął po torach już od kilku godzin. Jellal musiał szczelnie zakryć swoją twarz chustą by choć trochę ukryć przed Erzą zdenerwowanie. Chyba tylko zmęczenie szkarłatnowłosej ratowało go przed zdemaskowaniem. Obserwował jak rozkoszuje się niedawno zakupionym z wędrownego po wagonach sklepiku kawałkiem ciasta. Była już dużo spokojniejsza i nawet odzyskiwała dobry nastrój do czego prawdopodobnie przyczyniły się opowieści Kaishi'ego. Nie obchodziło go to czy opowieść o „przypadkowym porwaniu” dziecka jest prawdziwa. Dużo bardziej obawiało go zainteresowanie Erzy.
- Ale jak mogłeś pomylić dwulatków? - spytała - Przecież w tym wieku są już dość duzi by powiedzieć, że to nie ty miałeś po niego przyjść.
- To nie moja wina - zaprotestował - Gość, który poprosił mnie o odebranie swojego synka ze żłobka jest wysoko postawionym urzędnikiem. Niestety to ważne stanowisko naraża też jego otoczenie na ataki kryminalistów dlatego nie chce by wiedziano o jego potomku. W skrócie poprosił mnie bym przejął wygląd randomowego faceta. Właściwy brzdąc miał mnie poznać po wisiorku, który pożyczył mi jego tatuś. Niestety miałem pecha i przybrałem postać papcia innego z nich. Jakoś spanikowałem, gdy malec krzycząc „tata” uwiesił mi się na szyi. Nie miałem serca mu powiedzieć, że nim nie jestem. Niestety nie miałem pojęcia, gdzie go odprowadzić... i tak jakoś skończyliśmy w wesołym miastecku. Po kilku godzinach usłyszałem w radiu zawiadomienie o porwaniu.
- Nie prościej było upewnić się w sytuacji przed tym jak się pod niego podszyłeś? - spytała unosząc brew do góry.
- Błagam nie dobijaj - bronił się - Już wystarczy, że mój zleceniodawca musiał nieźle się wysilić by załagodzić całe to zamieszanie.
- Uważaj bo nasz mistrz ma już dość problemów z wyskokami Natsu by zajmować się domniemanymi porywaczami-pedofilami - ostrzegła go jednak z nutą rozbawienia w głosie.
Jellal poczuł ucisk w gardle. Nigdy nie spotkał się jeszcze z tak trudną sytuacją. Nie mógł zrobić nic wbrew woli Kaishi'ego, a już na pewno nie kiedy jest tak blisko. Dodatkowo jego żądanie było przynajmniej dziwne, nawet jak na kryminalistę.

- To czego chcesz - wydyszał patrząc na trzymaną przez chłopaka szkarłatnowłosą.
Czuł się podle. Ledwie na nowo zaczął dostrzegać blaski błahych spraw, ciemność znów go dopadła. Dopadła przysłaniając to co dla niego najważniejsze. Czy znów będzie zmuszony do zdrady? Czy po raz kolejny jego umysłem zawładnie chęć służenia Zeref'owi? Samo wspomnienie okropieństw, których się dopuścił sprawiało mu ból.
- Na początek nic wielkiego - rzekł Kaishi po czym rzucił w jego stronę nieprzytomną Erzę jednocześnie niwelując zaklęcie jakim go objął.
Jellal natychmiast znalazł się przy niej biorąc w objęcia jej nieruchome ciało. Miał wrażenie, że znów znalazł się na polu walki ze smokami. Z tym, że zamiast skrzydlatych bestii stał przed nim niewyobrażalnie silny mag. Teraz, kiedy wróciły do niego siły mógł spróbować ucieczki. Z góry wiedział, że to tylko by odwlekło nieuniknione. Nawet zakładając, że uda mu się umknąć z ukochaną poza jego zasięg to w najlepszym wypadku zamiast dalszej pogoni za nimi zaatakuje Fairy Tail. Czuł, że Erza nigdy by mu nie darowała gdyby coś się stało jej towarzyszom. Już wystarczająco zadręczała się dotychczasowymi atakami.
- Możesz nie obwijać w bawełnę? - warknął czując, że zaraz oszaleje z frustracji.
- Spokojnie Jelly mówiłem, że zaczniemy od drobnostki - Kaishi ponownie wrócił do swej radosnej, niewinnej postawy - Z początku sam miałem podjąć się tego zadania ale sądzę, że ty jesteś do tego wręcz stworzony. Tobie jak nikomu innemu zależy na tej dziewczynie, a i ty nie jesteś jej obojętny.
Niebieskowłosy mocniej przycisnął do siebie Tytanię. Po głowie chodziły mu różne interpretacje tych słów, a każde było przerażające.
- Jeśli myślisz, że ją skrzywdzę.. - zaczął.
- Wcale tego nie musisz jej nawet tknąć - zaśmiał się Kaishi - Choć jeśli tego nie zrobisz może być ci trudniej, acz nie będzie to niewykonalne. Nawet nie musisz się obawiać o legalność tego czynu. Jak ostatni raz sprawdzałem nie grozi za to żadna kara ze strony prawnej.
- Powiedz wreszcie o co ci chodzi - na wpół klęcząc wycedził Jellal.
- Jesteś strasznie niedomyślny - mag teatralnie rozłożył ramiona - Masz po prostu wdać się z nią w romans. I ma to być taki prawdziwy. Taki w trakcie, którego nie zwiejesz w połowie rozmowy. Ona ma się poczuć przez ciebie kochaną. Macie stać się prawdziwą parą. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale gdy nadejdzie odpowiedni czas po prostu zrobisz z jej serca miazgę. Tu też zostawiam ci wolną rękę.
- Dlaczego akurat na tym ci zależy? - choć Jellal czuł jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, choć dotyczyło to najważniejszej dla niego osoby to nie widział w tym większego sensu. Co przyjdzie takiemu mocarstwu jak ich nowy wróg z nawet dotkliwego skrzywdzenia królowej wróżek.
- Powiedzmy, że skruszenie szkarłatu jest nam bardzo na rękę - odparł Kaishi - Reszty dowiedz się w swoim czasie. Zapewniam jednak, że nie musi się jej nic stać jeśli tylko będziesz posłuszny. Jeśli ten układ ci nie pasuje to spokojnie. Mogę ją teraz wziąć to naszej głównej twierdzy. Może będzie więcej zachodu z jej złamaniem ale czasu mamy całkiem sporo.

Zgodził się. Nie miał wyboru. Teraz musiał dobrze przeanalizować sytuacje i to co ma dalej robić. Do tej pory naprawdę pragnął zbliżyć się do Erzy. Powodem, który mu to uniemożliwiać było swoiste poczucie, że nie jest jej godnym. Teraz musiał. Musiał to zrobić zarówno po to by ją chronić jak i krzywdzić. By nie zwariować powtarzał sobie w myślach, że póki będzie w Fairy Tail otoczona przyjaciółmi nic jej się nie stanie.
- Jellal dobrze się czujesz? - głos Scarlet dochodził jakby zza ściany - Jesteś strasznie nieobecny.
Podciągnął wyżej swoją zasłaniającą twarz chustę. Bał się teraz spojrzeć w jej oczy. Jeśli by to zrobił z pewnością by nie powstrzymał tłumionych w sobie emocji.
- Tak to tylko zmęczenie - rzucił szybko wstając - Przejdę się do łazienki, zaraz wrócę - dodał pośpieszenie opuszczając przedział.
Pośpiesznie oddalił się w stronę ostatniego wagonu, gdzie znajdowały się pomieszczenia sanitariatu. Wszedł do jednej z kabin i siłą stłumił w sobie krzyk. Już dawno nie czuł się tak bezsilny. Cokolwiek teraz zrobi będzie to się łączyło z negatywnymi konsekwencjami. Miał olbrzymią ochotę zdemolować całe pomieszczenie. Dać upust wściekłości. Musiał się jednak powstrzymywać. Oparł ręce o blat umywalki dysząc ciężko. Odkręcił kurek z zimną wodą i chlusną sobie w twarz. Nie mógł pokazać się Erzie w stanie silnego wzburzenia, który teraz odczuwał. Może i nie było szansy by domyśliła by się od razu wszystkiego, natychmiast zaś zorientowałaby się, że coś z nim nie tak. Nie potrafił kłamać, a już na pewno nie był w stanie oszukać osoby, która tak dobrze go znała. Będzie musiał jednak szybko się tego nauczyć dla jej dobra. Już wiedział, że to zadanie będzie niebywale trudne. Wziął do ręki papierowy ręcznik i przetarł nim sobie twarz. Odwrócił się w stronę lustra by upewnić się, że chusta dokładnie zasłania mu twarz i oniemiał. Jego własne odbicie patrzyło na niego lodowatym wzrokiem. Zamrugał i jego wizerunek wrócił do normy. Serce jednak dalej waliło mocno w jego piersi. Znał to spojrzenie. Tą rządzę i bezduszność w oczach, którą osobiście nosił przez wiele lat gdy maniakalnie pragnął powrotu Zerefa. Wiedział, że nigdy nie pozbędzie się tych wspomnień. To przeszłość. Powtórzył sobie w myślach. To już nie wróci. Jego umysł na nowo rozświetlała jasność i nie zamierzał pozwolić by mrok znów całkowicie go pochłoną. Teraz, gdy znów wkroczył na właściwą sobie drogę.
- Jesteś tego pewny - jego odbicie przemówiło.
Cofną się gwałtownie przewracając wieszak, który z trzaskiem uderzył o podłogę. Teraz nie mogło mu się wydawać. To co widział teraz w lustrze naprawdę do niego mówiło.
- Czym ty do cholery jesteś? - spytał ledwo nas sobą panując.
- Tobą - odpowiedziało odbicie - Prawdziwym tobą jeśli mamy być konkretni.
- Nie mam pojęcia czy jesteś demonem czy jakimś innym popaprańcem ale na pewno nie mną - syknął Jellal - Może i przyjąłeś moją twarz z... - przełkną ślinę - tamtych dni - wypowiedział lekkim trudem - ale nawet jeśli tak dobrze mnie znasz, że aż jesteś mną to wiedz tym bardziej, że wszelkie zło jakie wyrządziłem było spowodowane zaklęciem Ultear.
- Naprawdę w to wierzysz - jego odbita w lustrze sylwetka odwiązała chustę z twarzy i posłała mu kpiący uśmiech - Naprawdę mimo tak wielkiego doświadczenia wciąż naiwnie myślisz, że sprawiło to zaklęcie dziecka?
- O co ci chodzi? - nie do końca wiedział czemu w ogóle wdaje się w tą rozmowę zamiast odejść. Coś mu jednak podpowiadało, że rozmówcą jest jeden z tych bytów, których lepiej nie ignorować.
- Czy nigdy cię nie zastanawiało czemu owe opętanie przyszło jej tak łato? - kontynuowało odbicie - Nigdy nie myślałeś czemu to zaklęcie utrzymywało się tak długo i sam wiesz, że trwało by dalej gdyby nie pewne zdarzenia. Nadal byś wiernie służył Zeref'owi gdyby zajście w wieży Niebios zakończyło by się sukcesem.
To ostatnie zdanie było jak wiadro zimnej wody. Sukces wieży Niebios. Gdyby to się udało, gdyby złożenie ofiary z Erzy.. jego Erzy to świat wyglądałby zupełnie inaczej. Bez jej światła. To co by się wtedy działo często było przyczyną jego nocnych koszmarów.
- Możesz wreszcie powiedzieć czego chcesz - warknął czując, że zaraz straci nad sobą kontrolę.
- Sam przecież to wiesz - odpowiedziało odbicie - Wiesz, że nie robisz tego co powinieneś. Wiesz, że twoim powołaniem jest służenie mrocznemu magowi. Skończ udawać. Doskonale wiesz, że to nie Ultear skłoniła cię do przejścia na właściwą stronę. Ona ci tylko o niej powiedziała. To ty sam podjąłeś decyzję co jest dla ciebie lepsze. Zrzuć wreszcie maskę, którą usilnie starasz się zakryć swoją prawdziwą tożsamość. Nie zapomnij, że...
Zaciśnięta pięść Jellal'a uderzyła w lustro, które rozbiło się na setki drobnych kawałków. Cokolwiek w nim było zniknęło wraz z zniszczeniem szklanej powierzchni ale wypowiedziane przez nie słowa wciąż tłukły mu się po głowie. Choć usilnie opierał się uwierzeniu w nie, nie potrafił też ich całkowicie zignorować. Czymkolwiek była postać w lustrze jeszcze bardziej powiększała mu mętlik w głowie. Krew z zranionej dłoni powoli kapała na podłogę. Zignorował związane z tym nieprzyjemne pieczenie. Wiedział, że musi wracać do przedziału by być blisko Erzy. Została teraz sama z Kaishi'm. Teraz gdy miał pewność, że nie może mu ufać wolał znaleźć się jak najszybciej przy Scarlet. Musiał ją chronić ale czy ochroni ją przed samym sobą? 
-------------------------------------------
pl: Maski
Tak wiem, że długo nic nie było ale to ze względu na problemy osobiste. Pragnę jednak uspokoić choć trochę Runo, która już kilka razy deklarowała swą niechęć do Kaishi'ego, że w najbliższych rozdziałach będzie się znacznie więcej działo między Erzą, a Jellal'em.