środa, 21 grudnia 2016

25.Kumo no himitsu

Wrócił do przedziału szykując już w głowie jakąś wymówkę na temat zranionej ręki. Warchał się czy powinien mówić o tym co się stało komukolwiek. Coś jednak w nim pękło, gdy zobaczył Erzę rozmawiającą z Kaishi'm. Śmiała się pogodnie najpewniej z kolejnego dowcipu, który opowiedział. Poczuł ucisk w sercu. Nie była niczego świadoma. Wierzyła, że ma naprzeciw siebie prawdziwego przyjaciela. Osobę, której może bezwzględnie ufać. Zacisnął zęby zwalczając chęć rzucenia się na niego i wszedł do środka.
- Jellal długo cię nie było - Erza natychmiast zareagowała na jego przybycie - Zaczynałam się martwić o.. - nagle jej spojrzenie padło na jego rękę - Ty jesteś ranny? Co się stało? - dopytywała się patrząc mu prosto w oczy.
- To nic takiego po prostu rozbiłem lustro - wypalił nim zdołał ugryźć się w język.
- Rozwaliłeś lustro - powtórzyła uważnie się w niego wpatrując - ale dlaczego?
Skinął automatycznie głową. Nie było sensu kłamać. Jego zraniona dłoń mówiła sama za siebie. Piekła ale to jego dusza przechodziła znacznie gorsze katusze.
- By mieć siedem lat pecha? - zasugerował żartobliwie Kaishi rzucając Jellal'owi szybkie spojrzenie - Serio stary wiemy już, że z ciebie straszny emo ale weź się nam tu nie potnij.
Poczuł częściową ulgę, gdy zauważył jak Erza rzuca wciąż roześmianemu magowi karcące spojrzenie. Następne Tytania zdecydowanym ruchem oderwała dolny kawałek swej bluzki. Nie wiedział czemu to zrobiła póki nie chwyciła go za zranioną rękę i nie zaczęła mu jej opatrywać. Czuł jak jego serce przyśpiesza z każdą chwilą. Miała taki ciepły dotyk, który niemal go hipnotyzował. Po jej zaciętej minie wywnioskował, że nie ma najmniejszego sensu się temu sprzeciwić. Cierpliwie, walcząc z przemożną chęcią jej przytulenia czekał, aż skończy.
- Gotowe - powiedziała zawiązując prowizoryczny bandaż na supeł - Nie wiem czy nie narobiłeś sobie jakichś głębszych ran ale tym już będzie musiała zająć się Wendy, gdy wrócimy.
- Dobra, dobra już się zamykam - Kaishi udał, że się wycofuje - Skoro Jelly już jest to teraz ja skorzystam z kibelka i może znajdę jakąś wymówkę co do tego lusterka. Nie chcemy mieć przecież na pieńku z konduktorem, prawda?
Kiedy wychodził spojrzenia jego o Jellal'a spotkały się na krótki moment. Wystarczający by niebieskowłosy odczytał w nich ukryte ponaglenie. Został teraz sam z Erzą. Gdyby nie ostatnie zdarzenia może nawet i cieszył by się z tego powodu ale teraz czuł jedynie jakby ktoś, raz po raz uderzał go obuchem w głowę.
- Coś cię zdenerwowało - spytała szkarłatnowłosa wyciągając ku niemu kilka papierowych chusteczek - Powinieneś być ostrożniejszy. Gdyby ktoś to usłyszał to mógłbyś mieć kłopoty.
- Nie... to znaczy po prostu coś w nim zobaczyłem - odchylił do tyłu głowę.
- Mam rozumieć, że to nie było twoje odbicie - Tytania zmarszczyła brwi - Podejrzewasz kolejny atak? - dociekała.
W jej głosie dało się dosłyszeć zaniepokojenie. Domyślał się co teraz może chodzić jej po głowie. Jeszcze kilka godzin temu rozważała odejście z Fairy Tail w obawie, że to ona ściąga na nich to wszystko. Obiecał jej wtedy, że będzie przy niej dopóty się to nie uspokoi. Obiecał, więc teraz nie mógł stchórzyć bo spotkało go coś nietypowego. Tak, mógł to być atak. Choć się tego wstydził, sam przed sobą musiał przyznać, że wolałby to był atak. Wolał by okazało się, że zaraz stanie przed nimi kolejny oprych. Wolał to co powiedziało mu odbicie za wołanie z przeszłości.
- Nie wiem - westchnął czując się jak zagonione w pułapkę zwierzę - Chce cię zapytać o coś ważnego - powiedział przyglądając się spacerującemu po suficie pająkowi.
- Jellal o co chodzi? - dopytywała się świdrując go swymi czekoladowymi oczami - Oczywiście, że możesz pytać o co tylko chcesz. Wiesz, że zawsze będę starała się ci pomóc.
Kiwnął głową. Chciał zacząć ale nie wiedział jak. Musiał jej powiedzieć o tym co się stało w łazience. Jeśli nadal tkwi w nim jakieś zło, którego nie może wyplenić lepiej by o tym wiedziała. Trudno mu było jednak zebrać odpowiednie słowa. Patrząc na jej zatroskaną twarz trudno mu było wyprzeć z siebie strach przed tym, że znów ją skrzywdzi. Co jeśli naprawdę tkwi w nim jeszcze zło.
- Co ty właściwie o mnie myślisz? - spytał długo się wahając nad właściwym doborem słów.
- Nie do końca rozumiem - twarz Erzy delikatnie poczerwieniała - Myślałam, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Naprawdę nie mam do ciebie o nic żalu - zapewniła z delikatnym uśmiechem.
- Powiedz po prostu czy uważasz mnie za dobrą, czy złą osobę? - zdawał sobie sprawę z idiotyczności tego pytania ale po prostu musiał je zadać by wiedzieć, że nie wariuje.
Nastała cisza, która dla Jellal'a przeciągała się w nieskończoność, a w rzeczywistości musiała trwać niespełna minutę. Poczuł jak po jego plecach przebiega dreszcz, gdy położyła mu dłoń na ramieniu. Była tak blisko. Wdział troskę odbijającą się w jej oczach. Serce zaczęło mu mocniej bić. Znów musiał walczyć sam, ze sobą by jej nie przytulić. By temu zapobiec wycofał się wzrokiem w tył.
- Twoje poczucie własnej wartości jest naprawdę powalające - skomentowała kręcąc głową - Jellal, zgładziłeś tyle mrocznych gildii. Kto wie ile istnień przy tym ochroniłeś. Zrobiłeś tyle dobrego dla tego świata, więc czemu dalej uważasz się za przestępce, który powinien się ciągłe poddawać karze - miała stanowczy, nieco poirytowany głos. Bądź, co bądź nie po raz pierwszy mu to mówiła.
- Bo ciągle tkwi we mnie zło - odpowiedział mając wciąż przed sobą uśmiechające się złowieszczo odbicie - Nadal go nie wypleniłem.
- Jellal - teraz Erza nie wytrzymała i chwytając go oburącz za kołnierz zmusiła do spojrzenia sobie w oczy - Co ty wygadujesz!? Z jakiego powodu tak uważasz. Przecież zaklęcie Ultear już dawno minęło - głos jej zadrżał - Dlaczego nie chcesz być szczęśliwy?
- A jeśli to nie było jej zaklęcie - szepnął chcąc chyba zrzucić z siebie choć część nagromadzonych emocji.
- Ale o czym ty mówisz - twarz Tytanii z zirytowanej przybrała zaskoczony wyraz - Kto to mógłby być jeśli nie ona?
Milczał. Chciał powiedzieć jej o całym tym zdarzeniu ale nie wiedział jakich słów użyć. Nie chciał jej przestraszyć. Wiedział natomiast, że będzie się zamartwiać. Będzie próbowała mu pomóc nie bacząc na własne problemy. Przecież to właśnie jej teraz najbardziej przydałoby się oparcie.
- Może jesteś po prostu przemęczony - zasugerowała łagodniejąc - Tobie też się oberwało podczas walki. Spałeś trochę?
- Nie powinienem teraz spać - zaprotestował, aż nazbyt przesadnie kręcąc głową - Musimy być czujni - upierał się choć w rzeczywistości był piekielnie zmęczony.
Ostatnimi czasy sypiał tylko kilka godzin dziennie. Kładł się spać grubo po północy, a wstawał jeszcze przed świtem. Erza musiała to wyczuć bo tylko popatrzyła na niego znacząco.
- Wystarczy, że jedno z nas będzie czuwało - odpowiedziała posyłając mu krzepiący uśmiech - Prześpij się. Będę cały czas przy tobie. Jak coś będzie się działo to od razu cię zbudzę. Sam powtarzałeś, że musimy być pieczęciowy jeśli mamy się skutecznie bronić.
Jej kojący ton w połączeniu z rosnącym znużeniem sprawiły, że nie mógł się opierać. Nie pamiętał czy powiedział coś jeszcze nim jego powieki opadły, a on sam pogrążył się w śnie.

Gajeel siedział obok pogrążonej we śnie Levy. Czuwał przy niej od kiedy wróciła z rozmowy z mistrzem. Mimo całej swojej wdzięczności i szacunku do staruszka teraz był na niego wściekły. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego w jak niekorzystnej są sytuacji ale to co zrobił ich „dziadek” było zdecydowaną przesadą. Mógł się zapierać, że to nic takiego ale doskonale słyszał jak naciska na już i tak zestresowaną McGarden. Doskonale wiedząc, że przeżyła szok, który spowodował amnezje bombardował ją pytaniami, gdy była z nim na osobności w gabinecie. Doskonale wiedząc, że ma amnezje, a i tak nie ustępując. Kiedy od niego wyszła była jeszcze bardziej roztrzęsiona niż na początku. Dziewczyna zmarszczyła brwi kuląc się przez sen.
- Chyba masz gorączkę - stwierdził dotykając dłonią jej czoła - Może powinna cię zobaczyć Wendy? - zastanawiał się na głos.
- To raczej wykracza poza moje możliwości - jak na zawołanie młodziutka smocza zabójczyni znalazła się przy nim.
- A skąd ty tutaj? - zdziwił się jej przybyciem.
- To żeński akademik, a twój zapach utrzymuje się tu już dość długo - stwierdziła - Od kiedy zbadałam jej stan dwie godziny temu nic się nie zmieniło. Musi teraz dużo wypoczywać. To ostatnie tyczy się też ciebie. Powinieneś się przespać.
- Nie zostawię jej - odparł oschle.
- A kiedy sam odpoczniesz? - spytała ale tylko spojrzał na nią wymownie - Jak długo zamierzasz jeszcze tu siedzieć?
- Przynajmniej dopóki się jej nie polepszy - powiedział spokojniej poprawiając kołdrę Levy.
Dziewczynka westchnęła spuszczając głowę. Nie była zbyt dobra w walce ale bardzo chciała pomagać swoim przyjaciołom swą leczniczą magią. W związku z byciem smoczą wychowanką była w tym szczególnie wprawiona. Jednak nawet ta na nic się nie zda jeśli inni będą świadomie narażać swe zdrowie gdy mogą odpocząć. Oprócz niej była jeszcze Porlyusica. Nie zobaczyła jednak by starsza kobieta mimo wielkiej wiedzy otwarcie przejawiała konkretne aspekty magii. Tak była edolas'ką ale nawet Mystogan swoją posiadał. Jego laski były ważną pamiątką po byłym członku gildii. Tylko one dwie na ponad setkę innych. Mimo, że już niektórzy z ich towarzyszy ponieśli największą cenę czuła, że to tylko przedsmak tego co ich czeka. Już teraz ledwie dawały sobie radę z opieką medyczną. Należało też pamiętać, że nie są w stanie zaleczyć natychmiastowo wszystkich ran,co najwyżej przyśpieszając ich gojenie.
- Przynajmniej przyniosę ci dodatkową pościel - powiedziała odwracając się w stronę drzwi - Sądzę, że i tak planujesz przy niej zostań dłużej.
Uśmiechną się do niej z wdzięcznością. Tak, raczej nie odejdzie. Zaczynał powoli rozumieć obsesje Jellal'a. Nie ważne jak bardzo by się z niego podśmiewał ale w gruncie rzeczy był bardzo ostrożny. Mógłby tylko zluzować z tym całym zadręczaniem się. Jego emowata natura zaczynała mu już działać na nerwy. Co w połączeniu z jego scenami zazdrości było wręcz komiczne. Niby się zapiera, że nie zasługuje na ich Tytanię ale jeśli ktoś inny do niej podejdzie to ma taką minę jakby chciał zabić go na miejscu. Gdyby nie pewne okoliczności chętnie by spróbował poudawać zakochanego w Erzy tylko po to by się z niego ponabijać. Teraz jednak najważniejsza była drobna osóbka, która kuliła się na łóżku obok. Nagle Levy raptownie otworzyła oczy oddychając szybko.
- Wszystko dobrze? - zatroszczył się smoczy zabójca - Miałaś jakiś zły sen.
Przez chwilę patrzyła na niego z lekkim strachem ale ten wydawał się szybko zniknąć kiedy posłał jej przyjazny uśmiech. Znów się zdziwił sam sobie. On twardo stąpający po ziemi i bezwzględny w walce stawał się dziwnie miękki kiedy teraz był z nią na osobności. Ona też mu ufała, nawet teraz gdy w jej umyśle musiał panować nie mały mętlik.
- Nie wiem czy to sen - zawahała się - czy jakieś...
- Wspomnienie - wszedł jej w słowo - Jakieś bardziej zbliżone do naszych czasów czy bardziej dziwaczne jak u naszej Erci - zaśmiał się z swym charakterystycznym „Gihi.”
Oczy czarodziejki przez moment świdrowały go na wylot tak intensywnie, że zrobiło mu się gorąco.
- W tym śnie się całowaliśmy - powiedziała nadal patrząc na niego uważnie - Jesteśmy parą?
Tego się nie spodziewał. Mało brakowało by stracił równowagę i wylądował na podłodze. Levy zdawało się tego nie zauważać nadal patrząc na niego spokojnie i wyczekująco.
- Jesteśmy razem czy nie? - powtórzyła pytanie.
Serce wychowanka Metalicany nigdy jeszcze nie biło tak szybko. Dopiero niedawno uświadomił sobie swe prawdziwe uczucia do McGarden. Nigdy nie był specjalnie wylewny jeśli chodzi o te sprawy. Umiał definitywnie powiedzieć wprost, że kogoś nie trawi. Znacznie gorzej było w drugą stronę. Przyznanie się do cieplejszych uczuć było dla niego nie lada wyzwaniem. Tym bardziej, że nie spodziewał się od niej takiego pytanie zupełnie w prost.
- No widzisz.. - podrapał się w tył głowy usiłując ukryć zdenerwowanie - To trochę skomplikowane i może wpierw wyjaśnij co konkretnie ci się przyśniło? Ten pocałunek miał miejsce w jakimś szczególnym momencie? Jesteś pewna, że to było ze mną? - spytał chcąc mieć jak najszybciej ten temat za sobą,
- To było chyba w naszej gildii - zaczęła - Jakaś kocia dziewczyna odepchnęła cię i wpadłeś na mnie. Nie wiem jak ale wtedy się pocałowaliśmy.
- Millianna - wypalił - Tak to był... no ten... wypadek - zaciął się.
- A więc to prawdziwe wspomnienie - powiedziała cicho spuszczając głowę lecz w jej tonie głosu zabrzmiał smutek.
- Owszem - potwierdził - ale nie wyglądasz na zbyt ucieszoną.
Długo milczała nawijając sobie kosmyk włosów na palec. Wyglądała na głęboko zamyśloną.
- Czyli nie jesteśmy razem, tak? - upewniła się.
- No, aktualnie nie jesteśmy - potwierdził uciekając w bok wzrokiem.
Po raz kolejny nie mógł uwierzyć jak ta mała istotka na niego działa. Miał nadzieję, że to koniec tej niezręcznej rozmowy. Przez moment nawet kusiło go by odpowiedzieć twierdząco ale wolał jej nie okłamywać. Czuł też ulgę. Jeśli jedno zdarzenie wróciło do jej pamięci z pewnością będzie sobie przypominać coraz więcej.
- Rozumiem - zarumieniła się delikatnie - po prostu poczułam się tak dziwnie kiedy o tym sobie przypomniałam - przyznała.
- Wydawało mi się, że cię przestraszyłem kiedy wróciłaś... z tego... no nie wiem jak to nazwać ale i tak wykazałaś się kapitalnie - spróbował zażartować.
- Z początku faktycznie się przestraszyłam ale jest w tobie coś co sprawia, że po prostu czuje się bezpiecznie kiedy jesteś blisko - wyznała.
Czy ty zawsze musisz doprowadzić do momentu, gdy nie wiem co powiedzieć? To właśnie cisnęło mu się na usta ale postanowił odpuścić. Lubił ją drażnić ale to nie był odpowiedni czas na to.
- To trochę tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu - przypomniał - Z tym, że było trochę bardziej drastyczne.
Wolał ją teraz uprzedzić nim wrócą jej wspomnienia. Nie chciał by przechodziła przez jeszcze większy stres niż teraz.
- Dlaczego? - wzniosła ku niemu swe duże, czekoladowe oczy.
- Szczerze powiedziawszy to nie był najlepszy okres w moim życiu - mówiąc to przysuną się bliżej niej - Na szczęście spotkałem ciebie i jak to mówi pewne irytujące Emo okazałaś się tą osobą, która rozświetliła mi drogę, czy jak to tam leciało.
- Cieszę się, że mogłam ci jakoś pomóc - na twarzy runicznej czarodziejki ponownie zawitał uśmiech - Zresztą jak miałbyś ochotę mi coś zrobić to już zrobiłbyś dawno temu.
- Widzę, że mimo amnezji sama inteligencja nie naruszona - nie mógł się powstrzymać przed zmierzwieniem jej włosów.
Zaśmiała się co sprawiło, że i on poszedł w jej ślady. Nagle coś przykuło jego uwagę. Delikatny ruch za oknem i przelotny nieznany zapach nie mogły ujść niezauważone. Po ostatnich przejściach był szczególnie wyczulony na tego typu sprawy. Z pewnością tyczyło się to każdego ale z racji bycia smoczym zabójcą mógł się tym szczególnie poszczycić. Tego zapachu nie znał, a był blisko. Zdecydowanie za blisko. Musiał to sprawdzić. Dla bezpieczeństwa Levy.

Makarov patrzył w niebo przez okno swego gabinetu. Miał wyrzuty sumienia po tym jak potraktował Levy. Mimo to uważał, że było to konieczne. Chciał ją przyprzeć do muru tylko po to by sprawdzić, czy w krytycznej sytuacji nie uwolni na powrót swoich mocy. Dowiedział się jedynie, że nic nie pamięta ale jej inteligencja jest nienaruszona. Niestety to jej umiejętności o których nie pamiętała były najbardziej teraz potrzebne. Westchnął ciężko. Nienawidził być surowy dla swych podopiecznych.
- Może trochę zluzuj dziadek - zagadał towarzyszący mu Laxus - Clive wrócił i teraz może być tylko lepiej. Znaczy w kwestii walki ale nie ręczę za miasto i stan zdrowia wroga.
- Tak, może masz rację - odparł mistrz nieobecnym tonem jakby nie do końca go usłyszał.
Blondyn dał sobie spokój z kolejnymi próbami poprawy nastroju dziadkowi. Pocieszyciel był z niego marny zwłaszcza, gdy miał udawać wesołego jak wcale się tak nie czuł. Usiadł na krześle i wlepił wzrok w starca.
- A tak w ogóle to nad czym tak rozmyślasz? - spytał mając nadzieję, że nawiąże jakąś rozmowę - Masz już jakiś konkretny plan działania?
- Tak, chyba tak - znów odpowiedział wymijająco co jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu Gromowładnego, że raczej nie jest w chęci na jakikolwiek dialog.
Gdyby nie okoliczności nie miał by oporów przed pójściem w swoją stronę ale obecna sytuacja była inna. Nigdy, gdy walczyli z wrogiem, czy nawet gdy żegnali poległych towarzyszy nie widział dziadka tak przybitego i nieobecnego duchem. Szczególnie dzisiaj. Najpierw był świadkiem tej dziwnej rozmowy z Levy, która bardziej mu przypominała kasting do wojska niż delikatne wypytywanie o to co pamięta z ostatnich wydarzeń, a teraz sprawiał wrażenie jakby się sam odciął od rzeczywistości. Nie uważał się za eksperta ale uważał, że kto jak kto ale mistrz powinien okazywać, że jest blisko innych, zwłaszcza w takich okolicznościach.
- Jeśli to ci nie przeszkadza to będę już się zbierał - rzucił - Mira chciała bym jej w czymś pomógł. W sumie to domyślam się, że chodzi o posprzątanie barku, czy inną drobnostkę ale wolę jej się teraz nie narażać. Z tym demonem nigdy nic nie wiadomo.
- Tak, idź do niej - odpowiedział prawie na niego nie patrząc - Ja muszę sporo przemyśleć.
- Jak coś to będę w gildii - powiedział nim wyszedł.
Był już na zewnątrz budynku kiedy jego czuły słuch wyłapał nieoczekiwane słowa. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie. Chciał wrócić i zażądać wyjaśnień co to miało znaczyć, gdy nagle pojawił się nieznany mu wcześniej zapach. Ktoś obcy pojawił się bez uprzedzenia na obrzeżach miasta. Po ostatnich zdarzeniach wolał to sprawdzić.

Natsu wydał z siebie jęk kiedy nasączony spirytusem wacik dotknął rany na plecach. Po tym jak zabrał Asukę by razem zobaczyli co dzieje się na polanie. Osobiście nie widział problemu skoro była z nim i resztą. Niestety Bisca ostro się wkurzyła, gdy się dowiedziała, że to on stoi za zniknięciem jej córki i potraktowała go całą serią pocisków z rewolweru.
- Ale to piecze - poskarżył się próbując wyrwać się Lisannie - i staraj się tak nie krzyczeć obudzisz Happy'ego - ruchem głowy wskazała na śpiącego obok nich Exceed'a.
- Nie piekło by gdybyś tak ich nie wystraszył - powiedziała z lekką krytyką w głosie - Nie pomyślałeś co poczują, gdy zobaczą, że jej nie ma.
- No przecież była ze mną - starał się usprawiedliwić Salamander.
- Ale jej rodzice o tym nie wiedzieli - odparła Lisanna - Przecież wiesz jacy są na jej punkcie przewrażliwieni.
- No ale ja często uciekałem od Igneel'a dla zabawy - bronił się - raz chowałem się przed nim jakieś dwa dni i nie mógł mnie znaleźć.
- Ale wtedy nie było tak poważnie jak teraz - Lisanna odłożyła medykamenty na bok - Teraz musimy uważać na każdym kroku. Musimy uważać by znów kogoś, by znów ktoś....
- Niby tak ale nie możemy się też ciągle spinać - Natsu wyczuł, że białowłosa smutnieje, a jej głos się załamuje - Zresztą zarówno Cana jak i Elf oni żyją.
- Wierzysz temu co mówiła Ame - spytała spokojnie choć w jej oczach dostrzegł czające się łzy.
- Raczej nie miałaby powodu do kłamstwa - wzruszył ramionami czując się nieco kłopotliwie.
Nie lubił takich sytuacji. Zawsze, gdy ktoś przy nim płakał czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. W jego odczuciu Fairy Tail powinno być miejscem bez smutków. To było niemożliwe ale chciał by ich było jak najmniej i nie ustawał w próbach rozweselenia zatroskanych towarzyszy. Chyba to dzięki Lucy stał się bardziej wyrozumiały i wprawiony w pocieszaniu. Blondynka była bardzo emocjonalna i najczęściej z nich wszystkich wybuchała płaczem. Często nawet nie rozumiał powodu tego stanu. Niemniej jednak to przy niej przestał się wygłupiać i cierpliwie czekał, aż się wypłacze. Jednak z Lisanną było inaczej. To właśnie ona była osobą, która wprowadziła go do ich gildii. To ona jako pierwsza uwierzyła, że został wychowany przez smoka podczas gdy inni tylko się śmiali. Kiedy jej o tym powiedział wcale nie uznała tego za niemożliwy dziecięcy wymysł. Choć oprócz niej byli tam już zarówno Erza jak i Gray to z nią spędzał cały wolny czas. Byli niemalże nierozłączni, aż do tego feralnego dnia. Wtedy on też wylał może łez. Kiedy teraz pomyślał o tej całej sytuacji uznał, że może to i lepiej, że nie wiedział nic o Edolas. Jeśli by wiedział, że jest w jakimś innym wymiarze zwariowałby z braku możliwości dostania się tam. Teraz nie mogąc pomóc bratu sama cierpiała. Widząc, że zaczyna drżeć nie wahał się już przed przytulaniem jej do siebie. Kiedy się w niego wtuliła poczuł, że robi mu się niesamowicie gorąco. Nie było to zwykłe ciepło. Na takie był całkowicie odporny. To, które teraz poczuł pochodziło z jego wnętrza.
- Natsu myślisz, że mamy jakąś szansę.. no wiesz ich uratować - spytała cicho.
- Tak - szepnął, a jego dłoń jakby automatycznie powędrowała do jej włosów.
Były takie miękkie, takie puszyste. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi ale pachniały niezwykle. Gdyby miał go do czegoś porównać byłaby to wielka łąka pełna kwiatów i dzikich zwierząt. Idealnie pasował do spokojnej, acz otwartej na przygody Lisanny.
- To takie straszne kiedy nie wie się co dzieje się z najbliższymi - podniosła na niego swe błękitne oczy - Nie wiem ile jeszcze tak wytrzymam.
- Ani się waż - przycisnął ją do siebie - znów znikać. Mówiłem ci, że nie opuszczę cię na krok.
- Wcale nie zamierzam wyruszać gdzieś samodzielnie- zaprzeczyła wyplątując się z jego objęć - Zresztą i tak nie wiedziałabym dokąd iść.
- Wiesz.. - zawahał się - Chyba niedługo będziemy mogli znaleźć gniazdo demonów.
Źrenice czarodziejki zadrżały znacząco. Nie była przerażona tą perspektywą, a raczej zdeterminowana. Szybko też się uspokoiła.
- Domyśliłeś się czegoś, tak? - spytała.
- Właściwie to nie ale zdążyłem już zauważyć, że te demony pachną dość specyficzne wystarczy, więc znaleźć miejsce w którym ten zapach jest najsilniejszy. Tam będą - powiedział.
- Jesteś dziwnie spokojny - zauważyła Lisanna - Wcześniej od razu, gdy dowiedziałeś się gdzie jest wróg biegłeś tam nie zważając na nic.
- I nadal mam ogromną ochotę to zrobić - założył ręce za głowę - ale nie chce zostawiać cię samej. Innych zresztą też muszę chronić.
- Natsu - Lisanna zarumieniła się nieznacznie.
To właśnie w nim uwielbiała. Bezwarunkowa wola ochrony bliskich była czymś co cechowała Salamandra. Potrafił zrezygnować z własnych potrzeb by pomóc innym. Mimo swego beztroskiego nastawienia do życia służył innym jako oparcie w trudnych sytuacjach. Myślami wróciła do poprzedniego razu, gdy wylądowała w szpitalu. Wtedy, gdy się prawie pocałowali. Kilkukrotnie zastanawiała się co by było, gdyby Happy nie wszedł między nich. Czy coś by się między nimi zmieniło? Natsu nigdy nie był zbyt obeznany jeśli idzie o temat miłości choć nie oznaczało to, że jej nie okazywał. Nadal był w tym zakresie jak niewinne dziecko, którego nie peszy widok nagiego ciała.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak to jest między nami - pytanie samo wypłynęło z jej ust ale nie zamierzała się wycofać - Z boku musimy wyglądać na strasznie patologiczną rodzinę.
- Aye - wymamrotał potwierdzająco przez sen Happy.
- Jak to jak? Przecież to jasne, że jesteśmy razem - stwierdził Natsu tonem, który wcale nie wskazywał by miał jakiekolwiek trudności z tym dość osobliwym tematem.
- Tak, masz rację - potwierdziła kładąc mu głowę na ramieniu.
Sam Natsu poczuł jak coś przestawia mu się w żołądku. Coś wspaniałego. Wiedział, że ze względu na okoliczności nie powinien przesadnie okazywać szczęścia ale nie mógł powstrzymać ogromnego uśmiechu cisnącego się na usta. Nie planował tego co przed chwilą powiedział. Wielokrotnie powtarzano mu, żeby kilka razy pomyślał zanim coś palnie. Teraz życie po raz kolejny udowodniło mu że czasem dobrze mieć, jak to mówią, niewyparzoną gębę. Gdyby nie ona nie miałby teraz przy sobie białowłosej. Dodatkowo oficjalnie zdobył dziewczynę szybciej niż Gray co go podwójnie cieszyło. Wyobrażał już sobie jego zazdrosną i wściekłą minę kiedy się o tym dowie. Nagle do głowy przyszedł mu pewien szalony pomysł.
- Wiesz, co.. - jednak coś przeszkodziło mu dokończyć.
Nieznany zapach pojawił się nagle dość blisko nich. Był inny niż zapach któregokolwiek z mieszkańców Magnolii. Na szczęście nie był to zapach demona ale nie miał jak odepchnąć z ulgą, gdy sam wiedział, że mają też wroga w postaci ludzkich najeźdźców.
- Musimy coś sprawdzić - zarządził potrząsając Happy'm by się obudził - i to teraz.

Wendy szła z naręczem zapasowej pościeli przez korytarz. Była już w połowie drogi do pokoju Levy, gdy też to poczuła. Ktoś nowy pojawił się w mieście. Ktoś kogo zapachu nie rozpoznawała. Poczuła jak ogarnia ją fala przerażenia. Wiedziała, że jest najmłodszą i najsłabszą z smoczych zabójców. Dodatkowo jej magia skupiała się głównie na leczeniu i wspomaganiu innych. Miała świadomość, że w otwartej walce na niewiele się zda. Mimo tych przeciwności zdecydowała się sprawdzić kto konkretnie złożył im wizytę. Starała się myśleć pozytywnie. Może tym razem będzie to przyjaciel. Wierzyła też, że w razie niebezpieczeństwa przyjaciel przyjdą jej z pomocą.

Odpoczynek okazał się tym czego rzeczywiście potrzebował. W półśnie wyczuł, że leży na czymś miękkim. Było mu tak dobrze, że zupełnie nie myślał o otwieraniu oczu i wyrywaniu się z tego stanu. Czyjaś cudowna dłoń wsunęła mu się we włosy delikatnie je mierzwiąc.
- Może już wstaniesz? - głos Erzy rozległ się tuż nad jego uchem - Za jakieś dziesięć minut będziemy na miejscu.
Niechętnie uniósł powieki i błyskawicznie poderwał się do pozycji siedzącej wdzięczny, że chusta zakrywa jego niebezpiecznie czerwoną twarz. Tym miękkim czymś okazał się być biust szkarłatnowłosej. Leżał na jej piersiach.
- Przepraszam - wydukał zawstydzony - Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci kłopotu.
- Wszystko w porządku - zapewniła - Natsu często tak kończy jak idziemy na wspólną misję.
Uśmiechnęła się do niego na co odpowiedział tym samym. Mogłaby być to jedna z bardzo przyjemnych chwil, gdy po prostu siedzieli razem w wagonie. Byli po prostu razem. Błahostka o której skrycie marzył. Naprawdę cieszyło go, że znów może z nią normalnie porozmawiać, pobyć. Było by idealnie gdyby nie zadanie zlecone mu przez Kaishi'ego. Zauważył, że jego dłoń leży niebezpiecznie blisko dłoni Erzy. Instynktownie się odsunął.
- Coś nie tak? - zdziwiła się Tytania.
- Nie, nic takiego - zaprzeczył szybko - po prostu zastanawiam się gdzie Kaishi.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, że go z nimi nie ma. Teraz, gdy znał jego możliwości podwójnie go się obawiał. Już nawet nie przez jego relacje z Erzą. Powodem obaw była jego niewyobrażalna wprost siła i świadomość, że nic nie może zrobić by mu się przeciwstawić. On, były członek dziesięciu świętych magów nie był zdolny do wyrządzenia mu nawet najmniejszej szkody. Nic by ochronić osobę na której najbardziej mu zależy.
- Uznał, że przejdzie się po pociągu by sprawdzić, czy ktoś podejrzany nie kieruje się w stronę Magnolii - powiedziała Erza.
- Czegoś podejrzanego - powtórzył dalej będąc myślami przy ostatnich wydarzeniach.
- Tak - potwierdziła widocznie inaczej interpretując jego słowa - on jeden miał styczność przynajmniej z częścią tych z którymi walczymy. Z nas wszystkich to on pierwszy rozpozna zagrożenie.
Poczuł ucisk w okolicach gardła. Nie mógł wymyślić nic co by obecnie nie zabrzmiało jak kłamstwo. Kłamstwem byłoby dla niego też samo stwierdzenie, że Kaishi jest po ich stronie i z pewnością przekaże im wszystkie informacje na temat tych, których rzekomo infiltrował.
- Na pewno dobrze się czujesz? - upewniła się szkarłatnowłosa - Ostatnio wydajesz się bardziej nieobecny myślami niż zwykle.
Martwiła się o niego to było pewne. Jej czekoladowe oczy praktycznie świdrowały go na wylot. Znów zapragnął ją przytulić. Tym razem przeszkodziła mu w tym świadomość zadania danego mu przez Kaishi'ego. Choć nie znał dokładnego powodu miał zbliżyć się do Erzy najbardziej ja kto tylko możliwe. Dosłownie rozkochać ją w sobie. Było to dla niego podwójnie bolesne bowiem miał to zrobić osobie, którą naprawdę kocha. Nie znał też powodów tych poczynań, ani tego co będzie potem. Kaishi profesjonalnie zawęził informacje do minimum. W wielu starciach z przestępcami zdołał poznać różnorodne sposoby myślenia. Od tych najbardziej prymitywnych, które charakteryzowały się zwykłą chęcią posiadania do tych bardzo złożonych i wielopiętrowych. Skłamałby gdyby powiedział, że wszystkie szły mu łatwo. Wbrew pozorom rozwalenie nawet małej gildii zbirów wymaga czasu i wyczucia. Im głupszy jest przeciwnik tym trudniej odgadnąć co zamierza co często czyni go skrajnie niebezpiecznym. Kaishi był inny. Wszystko wskazywało na jego wysoką inteligencje i możność doskonałego przewidywania kolejnych posunięć przeciwnika. Na obecną chwilę nie przychodziło mu do głowy nic co mógłby teraz przeciw niemu zrobić.
- Po prostu martwię się, że coś ci się stanie - wyszeptał odwracając się do niej - To co się stało po igrzyskach... - dłonie mu zadrżały - Nie potrafiłem nic zrobić by cię ochronić - głos ponownie mu się załamał.
W oczach Erzy pojawił się nieznany mu wcześniej błysk. Nie, raczej nie była zła. Już kilkakrotnie rozmawiali na ten temat. Nawet kilka razy mu się oberwało za powtarzanie tego samego. Trudno też powiedzieć by się bała. Choć przed innymi potrafiła to ukryć on wiedziałby, że udaje spokój. Nie był jednak przygotowany na to co zrobiła. Niespodziewanie przytuliła go do piersi. Jego głowa znów znalazła się między jej biustem. Nie umiał zaprotestować, gdy jej ręce go objęły.
- Słyszysz moje serce? - jej delikatny głos był niesamowicie czuły - Ono wciąż bije. Nadal tu jestem i mogę walczyć w obronie tych na których mi zależy. Wiem, że pragniesz tego samego. Proszę cię tylko o jedno. Nie odgradzaj się od innych murem. Mówiłeś, że chcesz być przy mnie nim to się nie skończy, tak? Dlatego pozwól mi czuć swoją obecność.
- No.. przecież w Rosemary sama mówiłaś, że się rozluźniłem - wydukał czując, że się czerwieni.
- To fakt - przyznała, gdy się od siebie odsunęli - Tym bardziej nie rozumiem czemu znów zachowujesz się jakby cały świat winił cię za wszelkie zło.
- Bo wiesz - po raz kolejny podziękował losowi, że ma teraz chustę na twarzy kiedy szukał wzrokiem w nieokreślonym kierunku – Tak jakoś... ten atak i...
- Kolejny raz nam się udało - dokończył za niego głos, który z pewnością nie należał do szkarłatnowłosej - Spójrz na coś raz z pozytywnej strony.
Do przedziału powrócił Kaishi. Może mu się tylko zdawało ale wyglądał na bardziej radosnego niż zwykle.
- Nie przeszkodziłem wam w czymś - zażartował rzucając im znaczące spojrzenie.
- Rozumiem, że nie znalazłeś nic podejrzanego - szkarłatnowłosa od razu przeszła do istotnego tematu.
- Wszystko jest oki doki, ser - odpowiedział udając, że salutuje.
Jellal odwrócił głowę do okna nie mając ochoty patrzeć na jego dalsze wygłupy. Magnolia była już dobrze widoczna. Pociąg zwalniał, więc było coraz mniej szans na to by towarzyszący im mag coś odwalił. Nad miastem powoli zbierały się czarne chmury zapowiadając zbliżającą się burzę. Jakby sama pogoda chciała rozładować zgromadzone napięcie? Mu samemu by się to przydało. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi logiczne myślenie stanie się dla niego niemożliwe. Może dlatego dopiero po chwili zauważył, że coś jest nie tak. Sama chmura owszem była ale choć rosła i robiła się coraz ciemniejsza jej granice nie przekraczały obszarów miasta.
- Erza, musisz to zobaczyć - zwrócił się do Tytanii, gdy ta miała już zdjąć bagaż z pułki.
- Martwi cię ta chmurka - Kaishi znów nie szczędził żartów.
Jednak najsilniejsza czarodziejka wśród Fairy Tail zainteresowała się tym nietypowym zjawiskiem niemniej, niż on.
- To raczej nie robota Laxus'a. Juvia już też nie przynosi za sobą deszczu - zamruczała pod nosem do siebie wpatrzona w obłoki - ale nie jest to też zbyt naturalne. Jeszcze nigdy się nie spotkałam z czymś takim. To wygląda jakby chmura świadomie nie chciała wyjść poza granice miasta.
On też bezskutecznie wyszukiwał w pamięci jakiegoś racjonalnego punktu zaczepienia. Jedynym, więc wytłumaczeniem było użycie jakiegoś zaklęcia. Czuł, że Erza też myśli o tym samym co on. O kolejnym ataku. Z tym, że nie czuli większej nieznanej energii jaką charakteryzowali się dotychczas spotkani wrogowie. Zauważył jak dłonie Królowej wróżek zaciskają się na obiciu siedzenia.
- Na szczęście wjeżdżamy już na peron - starał się ją jakoś uspokoić - Zaraz się wszystkiego dowiemy.

Nigdy nie lubił deszczu. Tłumaczył to tym, że źle działa na jego ogień. Krople smagały go w twarz, gdy z pomocą Happy'ego leciał w miejsce z którego dochodził nieznany mu zapach.
- Happy możesz przestać się ślinić - żachnął się - mamy już dość wody.
- To nie moja wina - usprawiedliwiał się kotek ocierając pyszczek - Nic nie poradzę, że Lisanna wygląda tak pysznie.
Natsu instynktownie bardziej otulił czarodziejkę rękoma. W duszy niewielkiej, białej myszki rzeczywiście mogła wyglądać jak posiłek dla Exceed'a.
- Kiedy byłam w formie kota zacząłeś mylić mnie z Carlą - zauważyła wychylając się spod koszulki smoczego zabójcy - Zmieniłam ją dla twojego dobra.
- Wcale nie - zaprotestował czerwony po uszy Happy.
- Ta co to było przed chwilą - Natsu nie zamierzał łatwo mu odpuścić - „Carluś pojawiłaś się tak nagle”, „Carluś przecież wiem, że to ty nie udawaj”, „Carluś jesteś na mnie za coś zła, że się nie przyznajesz” - przedrzeźniał go.
- To nieprawda - zapierał się nerwowo Happy.
Nie zdążyli mu odpowiedzieć bo rozdrażniony kotek stracił równy tor lotu i omal nie wylądowali w krzakach.
- Dobra, dobra - uspokoił go Salamander - ale już ląduj. Jesteśmy już blisko i możemy iść dalej pieszo. Lepiej będzie też jak Lisanna wróci do swej normalnej formy.
Tym razem Happy się nie sprzeciwiał. Dla niego samego to było dobre rozwiązanie. Choć Lisanna była dla niego jedną z najważniejszych osób, jego przybraną „mamą” nic nie mógł poradzić na swoją część kociej natury.
- Jak daleko jeszcze mamy? - spytała białowłosa wracając do swej ludzkiej postaci.
- Niedaleko, zapach wciąż jest w parku - odpowiedział wciągając powietrze nosem.
- Nie sądzisz, że to może być pułapka - zasugerował niepewnie Happy.
Park leżał dwie przecznice dalej, a nawet Natsu może nie mieć dość siły by pokonać domniemanego wroga. W przeciwieństwie do Lily'ego czy Carli nie miał żadnych dodatkowych mocy. Jego „ekstremalna prędkość” była niczym innym jak szybkim machaniem skrzydłami. Niestety była to męcząca i błyskawicznie wyczerpująca magię technika. Zazdrościł im tego, że w razie niebezpieczeństwa mogą albo przewidzieć dane zagrożenie albo mieć na tyle siły by samemu stawić mu czoła. Wszak sam Pantherlily kiedyś walczył na równi z Gajeel'em.
- Możliwe ale to nas jest więcej - stwierdził beztrosko Natsu.
- Ale pamiętasz, że ostatnio niezbyt ci pomogliśmy - przypomniała mu Lisanna.
- Co co ty gadasz - zaprzeczył Natsu - to dzięki tobie uratowaliśmy te dziewczyny zresztą nie mówię tylko o nas. Inni też tu idą.
Nie musiał dalej wyjaśniać. Z bocznej alejki wyłonił się Gajeel, a zaraz po nim Wendy. Oboje wyglądali jakby zmierzali dokładnie w tym kierunku co oni.
- Yo, wy też to poczuliście - powitał ich ruchem ręki.
- Nie inaczej ale co ty tutaj robisz płomyczku. Deszcz cię jeszcze nie ugasił - zażartował Redfox.
- A cię rdza nie bierze - odgryzł się salamander gotowy do wszczęcia walki.
- Czuje też Laxus'a ale reszta nic nie wie, nawet mistrz - Wendy pośpiesznie chciała naprowadzić ich na inny temat.
- Dziadek znów ma głowę w chmurach - rzucił na przywitanie blondyn dołączając do nich w rozbłysku błyskawicy.
Teraz gdy byli już w komplecie nastała niezręczna cisza. Nikt nie był pewny co teraz powinni zrobić. Zaatakować, czy cierpliwie czekać na rozwój wypadków. Wszyscy zabójcy czuli czyjąś obecność. Naglę niebo przeszył błysk. Pionowana, jasnoniebieska opadła na sam środek parku. Lśniła jasnym światłem przez kilka sekund po czym znikła, a wraz z nią chmury i poczucie czyjejś obecności. Jedynym śladem po całym tym zajściu były kałuże wody powstałe w wyniku deszczu.
- Laxus, tak się upewnię - odezwał się Natsu - to nie ty za tym stoisz, prawda?
- A widziałeś bym coś robił - prychnął wnuk Makarov'a.
Fakt, że wszystko potoczyło się tak szybko wbił zebranych w niemałe osłupienie. Nikt z nich nie widział co to ma oznaczać.
- Dobra nie ma co tak stać - nikogo zaś nie zdziwiło, że pierwszy otrząsnął się Natsu - Trzeba iść i sprawdzić co tam takiego jest, a w razie gdyby się stawiało porządnie przypalić - orzekł jak gdyby sam przed chwilą nie stał zdumiony tym zjawiskiem i zaczął beztrosko iść w stronę parku.

Ledwie wysiedli z pociągu, a wszystko ustało. Przez dłuższy moment patrzyli w osłupieniu na czyste niebie jeszcze przed chwilą pokryte chmurami. Popołudniowe słońce świeciło jasno ogrzewając swymi promieniami plac. Zaskoczeni ludzie zatrzymywali się i w osłupieniu patrzyli w niebo.
- Niech to Jelly miałeś rację - zawołał Kaishi klepiąc niebieskowłosego w plecy - Erza naprawdę sprowadza ze sobą światło.
Jellal odwrócił się zawstydzony w stronę szkarłatnowłosej. Nie sądził, że to aż tak się rozniosło. Tylko Ultear i Meredy wiedziały o tym jak określa „swym światłem” Erzę we własnych myślach. Mógł być to przypadek ale skoro Kaishi tak dużo o nim wiedział to nie mógł tego wykluczyć. To była błahostka ale wolał być ostrożny. Dodatkowo czuł się nieco głupio po tym jak wymówił to przy samej szkarłatnowłosej. Ultear prawdopodobnie powiedziałaby mu, że zachowuje się jak dzieciak wytykając o jak absurdalną rzecz się martwi. Odwrócił głowę w stronę Tytanii zastanawiając się jak z tego wybrnąć ale jej nie zastał. Rozmawiała kilka metrów dalej z przypadkowym przechodniem.
- Dowiedziałaś się czegoś? - spytał podchodząc do niej sam chcąc bardziej rozeznać się w sytuacji.
- Nic konkretnego nie wiedzą - pokręciła głową - z ustaleń wynika, że chmura pojawiła się nagle pięć minut temu, po czym po postu się rozpłynęła.
- Ale nie wyglądało to na zwykłe zjawisko pogodowe - zauważył.
Zauważył w jej oczach przelotny przebłysk poddenerwowania. Wiedział, że boi się o swych przyjaciół. Podczas ich prawie tygodniowej nieobecności wielokrotnie zastawiała się czy dobrze zrobiła opuszczając swoich bliskich. Teraz zapewne chciała jak najszybciej znaleźć się w gildii. Mimo, że sam kilka razy przeżył chwile grozy nie była to bezsensowna wyprawa. Wprost przeciwnie. Sam jeszcze nie do końca to sobie wszystko poukładał ale byli już bliżej poznania prawdy. Przynajmniej wiedzieli, że sny Erzy odnoszą się do prawdziwych zdarzeń. Sam nie wiedział czy to dobrze. Pomijając wszystkie niebezpieczeństwa jakie ich spotkały i kwestie z Kaishim nie mógł zapomnieć o tej wydrążonej w kamieniu mapie, którą znaleźli. Jeśli mogli wierzyć naszyjnikowi szkarłatnowłosej to w zaznaczone na niej miejsce teraz powinna się udać. Obiecała mu jednak, że póki co nie zamierza wyruszać w kolejną podróż i gdy nadejdzie czas na to będzie mógł jej towarzyszyć. Tak, nie zamierzał opuszczać jej ani na krok. Dalej nie mógł też rozgryźć w jaki sposób ów naszyjnik znalazł się w jej pokoju. Jedyne co o nim wiedzieli to tylko to co powiedział im Kaishi, który ponoć miał już styczność z takimi rzeczami. Ta myśl podziałała na niego trzeźwiąco. Po tym jak zdobył pewność, że młody mag im nie sprzyja jeszcze bardziej wyczulił się na rzeczy z nim związane.
- Jak się czujesz? - spytał wykorzystując fakt, że jest zmęczona - ten naszyjnik ci nie przeszkadza - niby przypadkiem nawiązał do wydarzenia z ostatniej nocy - Wiesz... - zawahał się - po tym jak świecił. Czy nie sądzisz by lepiej było go zdjąć - zasugerował mając nadzieje, że nie brzmi zbyt sztucznie.
Erza wydawała się zaskoczona tymi słowami. Instynktownie zasłoniła dłonią naszyjnik jakby bała się, że zaraz jej go zerwie. Faktycznie przebiegło mu to przez myśl ale nie chciał robić nic wbrew jej woli.
- Też przez jakiś czas nad tym myślałam - przyznała - ale to raczej nie pobiera mojej magii. Zresztą, może to głupio zabrzmi ale czuje jakąś dziwną więź z tym naszyjnikiem.
Nie było sensu się spierać. Choć targające nim wątpliwości nie chciały się uspokoić, teraz ważniejszym było upewnienie się że w gildii wszystko gra. Na szczęście droga do niej minęła szybko i bez zakłóceń. Na ulicach nie było prawie nikogo. Podeszczowa pogoda choć rześka widocznie nie zachęcała mieszkańców do opuszczenia pozornie bezpiecznych murów własnych domostw. Nawet budynek gildii wydawał się pogrążać w dziwną aurze ciszy, jakby już za czasu chciał ich ostrzec przed czekającymi na nich ponurymi wieściami. Erza ostrożnie popchnęła drzwi. Oczy wszystkich momentalnie skupiły się na nich.
- Jak dobrze, że jesteście cali - Meredy zerwała się z krzesła i podbiegła do nich - Wróciliście szybciej. Stało się coś? Dowiedzieliście się czegoś na temat snów pani Erzy? - już na wstępie chciała zasypać ich pytaniami ale wychwyciła znaczące spojrzenie Jellal'a i zamilkła.
- Wszystko wyjaśnimy ale najpierw powiedzcie co to za dziwny deszcz i czy wszyscy są cali - zaczęła szkarłatnowłosa rozglądając się po gildii by wzrokiem przeliczyć znajome twarze.
Nie zauważyła by w środku był obecny którykolwiek z członków jej drużyny ale ku swojej uldze dostrzegła przy barku Mirę, która z melancholijnym uśmiechem podawała napój siedzącemu obok Clive'owi. Poczuła jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej ciele. Widok ich najsilniejszego maga przynosił ze sobą nadzieje. W przeciwieństwie do Natsu nigdy z nim nie walczyła. Bez wątpienia została by natychmiast zmiażdżona. Jednak choć jego obecność przynosiła ulgę nie mogła pozbyć się poczucia pełnej odpowiedzialności za ochronę innych. Uczucie pogłębiło to czego się dowiedziała podczas owej wyprawy. W tym wszystkim chodziło właśnie o nią. Jak ma to powiedzieć swym przyjaciołom. Wiedziała, że stanęliby za nią murem nawet w tych okolicznościach. Kłopot w tym, że ona sama nie wiedziała czy tego chce. Co innego spór z jakąś bandą zbirów, czy nawet całą wrogą gildią. Z takim wrogiem jak teraz nigdy nie mieli do czynienia. Co z tego, że parę pytań zostało rozwiązanych skoro na ich miejsce wylało się znacznie więcej tajemnic.
- Może ja opowiem o wszystkim - zasugerował łagodnie Jellal - Pewnie jeszcze jesteś w szoku po tym wszystkim, więc lepiej odpoczywaj.
- My też mamy wam sporo do powiedzenia - odpowiedziała Mirajane głosem w którym nie było słychać ani wesołości, ani zgryźliwości, którejkolwiek z jej osobowości - ale najpierw zaczekajmy na wszystkich.
- A właściwie to gdzie się włóczą? - spytał Kaishi zakładając sobie ręce za głowę jakby cała sytuacja zaczęła go nudzić.

Uliczka parku nigdy jeszcze się im tak nie dłużyła. Szli ostrożnie starając się wszystkimi swymi zmysłami wykryć możliwe niebezpieczeństwo. Park wcale nie był przesadnie duży ale i tak teraz wydawał się ogromny. Najbardziej nerwowa była Wendy. Co raz spoglądała na starszych i bardziej doświadczonych kolegów. Czy znów ma być tą chronioną? Tak się nad tym zamyśliła, że nie zauważyła jak idący przed nią Gajeel zatrzymał się w efekcie czego zderzyła się z jego plecami na tyle niefartownie, że odbiwszy się od nich wylądowała na ziemi.
- To zwykłe pudełko - usłyszała komentarz Laxus'a.
- To coś spowodowało te dziwactwa pogodowe - dziwił się Natsu.
- Raczej nie - zaprzeczył Gajeel - pachnie zupełnie inaczej niż to co wtedy.
Mała smocza zabójczyni z niemałym trudem przepchnęła się na przód. Pośrodku parku, na drewnianym stoliku stało małe, czarne pudełko z białymi zdobieniami. Z czymś jej one się kojarzyły. Zamyśliła się głęboko i prawie od razu ją olśniło.
- To przecież smocze runy - zawołała biorąc w dłonie znalezisko - To może musi mieć coś wspólnego z naszymi rodzicami.
Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na najmłodszą smoczą zabójczyni. Jej słowa zaintrygowały ich do tego stopnia, że przez dłuższy czas milczeli.
- Potrafisz to rozczytać? - spytał Gajeel sam nie wiedząc czy chce znać odpowiedź.
Pokręciła przecząco głową. Pierwszy i ostatni raz widziała je na ścianie jakiejś dziwnej, najprawdopodobniej prastarej budowli w górach. Ryciny zainteresowały ją do tego stopnia, że uprosiła adopcyjną matkę by ta nauczyła ją je rozpoznawać. Niestety Grandeeney zniknęła na dzień przed obiecaną pierwszą lekcją. Kojarzyła tylko wygląd charakterystycznego pisma.
- Przepraszam, że się nie przydałam - było jej przykro, że znów okazała się najmniej pomocna.
- O czym ty gadasz - zaprotestował Natsu - Jeśli ta rzecz pochodzi od smoków to jest właśnie dla nas.
- Niemniej jednak powinniśmy zachować ostrożność - zasugerował Laxus, który zdawał się myśleć najlogiczniej ze zgromadzonych - Nie wiemy kto ją tu podrzucił.
- Ame - odpowiedział krótko Gajeel przenosząc spojrzenie w jeszcze niedawno pokryte deszczowymi chmurami niebo.

Gray niósł na plecach Juvię. Oczywiście musiało się tak skończyć. Czarodziejka mocno wzięła sobie do serca słowa mistrza i ze wszystkich sił starała się opanować to zaklęcie, które jej polecił. Przecież tyle razy prosił ją by zrobiła sobie przerwę ale była uparta. Efektem tego prawie doszczętnie wyczerpała swoją magię przez co opadła z sił. Uśmiechnął się pod nosem. Jak mógł ją winić skoro z nim było tak samo. Też nie zamierzał sobie odpuszczać. Był jednak zasadniczy problem. Nie potrafił znieść widoku zamrożonych rzeczy. Choć był magiem lodu nawet w walce unikał tego typu posunięć. Jak miał poradzić sobie z zadaniem skoro już sam widok oszronionej rośliny sprawiał, że robiło mu się słabo. Trauma jaką przeżył jako dziecko nadal głęboko w nim tkwiła. Ilekroć próbował opanować to zaklęcie przed oczami stawała mu Ur używająca lodowej skorupy. Poświęcająca swoje życie przez jego głupotę. Nadal dziwił się dlaczego wtedy pomyślał, że sam da radę pokonać demona odpowiedzialnego za zniszczenie jego wioski oraz zamordowanie jego rodziny.
- Gray-sama na pewno da sobie radę - wyszeptała przez sen Juvia powtarzając to co mówiła podczas ich treningu.
Nie miał pojęcia kiedy stała mu się tak bliska. Nadal nie wiedział co konkretnie do niej czuje ale był pewien, że jest jedną z najbliższych mu osób. Choć nie zrobił nic takiego nadzwyczajnego naprawdę się o niego troszczyła. Nawet teraz po kolejnej już zmianie swojego zachowania. Może to odpowiedni czas y wreszcie szczerze z nią porozmawiać by oboje mieli jasność na czym stoją.
- Dobry, już jesteśmy - powiedział wchodząc do gildii - Cześć, Erza. Nie spodziewałem się was przed czasem.
Szkarłatnowłosa siedziała przy barku popijając gorącą herbatę. Miała tak zamyśloną minę, że nie mógł się domyślić jakiego rodzaju wieści go czekają. Na jego powitanie odpowiedziała tylko delikatnym skinieniem głowy.
- Gdzie Jellal i Kaishi? - spytał gdy Jet pomógł mu ułożyć Juvię na kanapie.
- Kaishi poszedł się przejść, a Meredy zaciągnęła Jellal'a do skrzydła szpitalnego - odwróciła się w jego stronę, a w jej oczach widać było zmęczenie i przygnębienie.
- Ty też powinnaś się tam udać - zauważył siadając obok niej.
W odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Nic nie powiedziała ale jednak wiedział, że coś jest nie tak. Tak jak wtedy gdy byli dziećmi. Nie musiała płakać by to wyczuł. Zawsze kiedy coś ją trapiło odsuwała się w ciszy na bok by nie dawać innym powodu do niepokoju. Znał ją jednak zbyt długo by pościć to zachowanie mimochodem.
- Powiesz o co chodzi czy mam sam zgadywać - starał się skłonić ją do jakiejkolwiek odpowiedzi - Miałaś kolejny sen?
- Nie ale teraz wiem, że są prawdziwe - mówiła tak cicho, że sam dziwił się, że o słyszy - Nie chce tego powtarzać, więc zaczekajmy na wszystkich, dobrze?
- Mamy czekać na Natsu - westchnął - Przecież nawet nie wiadomo gdzie się włóczy.

Jellal niechętnie wlókł się za Meredy. Wiedział, że jeśli by za bardzo się sprzeciwiał domyśliła się, że coś jest nie tak. Już samo zachowanie spokoju w obecności Kaishi'ego kosztowało go sporo wysiłku. Najchętniej też by teraz poszedł za nim by sprawdzić gdzie tak naprawdę zamierza „się przejść”. Musiał jednak zachować przynajmniej pozory normalności. Wszystko po to by Erza była bezpieczna. Jego myśli szybko zaczęły krążyć w kierunku wyznaczonego mu przez owego maga zadania, którego stawką była sama szkarłatnowłosa. Macie stać się prawdziwą parą. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale gdy nadejdzie odpowiedni czas po prostu zrobisz z jej serca miazgę. Te słowa wciąż dźwięczały mu w głowie. Czy naprawdę musiał po raz kolejny skrzywdzić osobę, którą tak bardzo kocha?
- Co ci się stało Jellal? - spytała różowowłosa gdy zbliżali się do skrzydła szpitalnego - Zadajesz się bardziej wyprany z życia niż zwykle.
Przełknął głośno ślinę, gdy jej zielone oczy zaczęły go przeszywać swym uważnym spojrzeniem. Skupiony na Erzie prawie zupełnie zapomniał o niej i Ultear. Przez siedem lat znajomości obie kobiety nie mogły nie zauważyć jak nędznie mu wychodzą wszelkiego rodzaju kłamstwa. Zupełnie nie nadawał się do infiltracji co było częstą przyczyną ich sporów.
- Ja.. no wiesz - zaciął się zastanawiając co najlepiej powiedzieć - po prostu nie podoba mi się ten cały Kaishi. Coś z nim nie tak ale nie wiem co.
- A tak naprawdę co cię gryzie panie „Lucy Heartfilia” - odparła nawiązując do jednej z jego najbardziej żałosnych wpadek.

Było to około pięć lat po jego ucieczce z więzienia. Przez ten czas zdołał przywyknąć do nowej sytuacji. Życie na granicy prawa nie było łatwe ale wolał to zdecydowanie bardziej od bezczynnego siedzenia w celi i oczekiwania na śmierć. Tak mógł przynajmniej częściowo odpokutować za swe zbrodnie. Niwelowanie mrocznych gildii pozwalało mu choć na chwilę odgonić myśli od rozpaczy po stracie Erzy. Teraz mieli za zadanie sprawdzić co dzieje się w antykwariacie ze starymi przedmiotami. Meredy dowiedziała się, że sprzedaje się tam między innymi wiele czarnomagicznych przedmiotów, które celowo są sprowadzane dla tutejszej mrocznej gildii pod pozorem zwykłych rupieci. Sprawa wyglądała poniekąd prosto. Mieli podszyć się pod typowych klientów i dyskretnie wypytać o wszystko co jest im potrzebne. On sam był prawie pewny, że im się uda. Za pomocą czaru Ultear przybrał wygląd rosłego, łysego osiłka. Nikt nie był w stanie go w tej formie rozpoznać. Spokojnie przeszedł ulicą i wszedł do owego małego sklepiku. Gdyby nie informacje od różowowłosej przez myśl mu nie przeszło, że jest w nim coś dziwnego. Dzięki niej wiedział na co zwracać uwagę. Faktycznie na pozornie zwykłym wazonie pęknięcie dziwnie układało się w mały symbol gidii, którą śledzili. Ten sam miał na koszulce, którą zabrał ze sobą. Pochodziła od kolesia, którą Ultear zabrała znokautowanemu wcześniej magowi. To pod niego się teraz podszywał.
- Dzień dobry panu - przewiał się uprzejmie ze sprzedawcą.
Był to niski, garbaty, starszy człowiek, którego lewe oko zdawało się być dwa razy większe od prawego. Jednym słowem taki typ człowieka przy którym nie można czuć się obojętnie.
- A czy dobry to się okaże - odburknął wchodząc na stołek by móc patrzeć mu prosto w oczy - To z tobą się umawiałem?
- Tak, to ja - odpowiedział starając się przybrać bardziej bezczelny ton.
- Jak tam uważasz - wzruszył ramionami - Mnie tam to obojętne jakiego kuriera przysyłają byle by klient był wypłacalny - zajrzał do notatek - przypomnij mi jak się nazywasz.
To miał być najłatwiejszy moment. Mógł wymyślić jakiekolwiek imię, dowolny pseudonim bo z tego co mówiła Ultear tu nie zwracano na to szczególnej uwagi. Przygryzł wargę głęboko się nad tym zamyślając. Wkrótce jego twarz przybrała bardziej czerwoną barwę. To błahe zadanie wy,myślenia sobie na poczekaniu imienia z którym poradziło by sobie nawet małe dziecko sprawiało mu nie lada trudność. Uciekł wzrokiem w bok szukając inspiracji w stosie starych magazynów. Na okładce jednego z nich widniało duże zdjęcie jakiejś dziwnie znajomej blondynki z podpisem „poszukiwana spadkobierczyni bogatego rodu.” magazyn miał dobre pięć lat, więc postanowił zaryzykować i wymienić znajdujące się na nim nazwisko.
- Nazywam się Lucy Heterofilia.
Dopiero gdy to powiedział uświadomił sobie, że podał żeńskie personalia. Na dodatek przypomniało mu się skąd zna ową dziewczynę. To była jedna z towarzyszek Erzy, których spotkał po swoim przebudzeniu z hibernacji w jaką pogrążył się po zajściu w Rajskiej Wieży. Ta gafa dużo kosztowała ich małą gildię. Nie dość, że sprzedawca go łatwo przejrzał to jeszcze zwinął interes i przeniósł go w inne, nieznane miejsce zabierając ze sobą wszystkie złowrogie artefakty. Ultear boczyła się na niego za to dobre pół roku. Od tego momentu jedyne akcje w które się angażował były to te oparte na czystej walce.

To był tylko jeden z jego wyczynów w których tylko utwierdzał się w przekonaniu, że jest beznadziejny w kłamaniu. Mina różowowłosej mówiła mu, że wcale nie polepszył się od tamtego czasu.
- Nie mogę ci powiedzieć prawdy - spojrzał w bok czując, że po plecach przebiega mu dreszcz.
Kaishi wyraźnie mu zasygnalizował co się stanie jeśli komukolwiek o tym powie. Wiedział również, że to tylko kwestia czasu nim Erza się zorientuje, że coś przed nią ukrywa. Teraz ratowało go przed tym zmęczenie zwykle czujnej Tytanii. Jeśli cokolwiek mógł teraz robić to właśnie być przy niej. Meredy chciała drążyć temat ale doszli do małego gabinetu Porlyusicy, która jak to miała w zwyczaju przeganiała każdego kto nie był jej pacjentem. Ten sam los nie ominął również młodej czarodziejki. Przeczuwał, że czeka go tylko pobieżne badanie i może wypicie czegoś na wzmocnienie, więc postanowił wykorzystać ten czas na zastanowienie się nad dalszymi poczynaniami. Musiał istnieć sposób na ochronę szkarłatnowłosej.

Erza siedziała przy barku powoli mieszając łyżką gorące kakao. Atmosfera w gildii wracała do normy. Może nie była przesadnie radosna ale przynajmniej było coraz mniej smutnych twarzy przemykających dyskretnie po kontach. Nie chciała widzieć towarzyszy smutnych. To nie takie powinno być Fairy Tail. Miejsce, które dało jej oparcie w najtrudniejszym okresie swojego życia. Uśmiechy i dobro bijące od innych dawały jej siły do dalszego życia. Sam mistrz był dla niej jak rodzony ojciec, którego nigdy nie poznała. Niedawno wróciła do niej Meredy, która poinformowała ich, że Jellal dołączy do nich za kilka minut. Czekali nie tylko na niego ale i smoczych zabójców, których nadal nie było. Miała tylko nadzieje, że nie wdali się między sobą w bezsensowną bójkę i teraz są zdani na pomoc Wendy. Musieli oszczędzać siły na naprawdę istotne okoliczności. By zająć czymś myśli podeszła do rozmawiających przy jednym ze stołów Kaishi'ego i Gray'a. Czarnowłosy zanosił się właśnie gromkim śmiechem.
- Tylko mi nie mów, że opowiadasz mu o tym twoim „przypadkowym porwaniu”? - spytała siadając na krześle obok nich.
- A no tak - potwierdził - mam opowiedzieć ci coś innego byś też się roześmiała?
- A tobie byś spoważniał - odparła choć jej ton nie był wcale ostry.
- Chłopie nie wiem jak ty to robisz, że się z nią przekomarzasz - Gray wytrzeszczył w podziwi oczy - Za takie odzywki ja, czy Natsu już dostalibyśmy ostry łomot.
- Cóż mogę rzec - udał przesadnie skromny ton - Mam po prostu ten dar, że nikt mi się nie oprze.
Ledwie to powiedział, a wylądował na ziemi, gdy Erza kopnięciem przewróciła jego krzesło.
- No może oprócz tego krzesła - nie tracił ani krzty dobrego humoru.
Wyglądało na to, że szkarłatnowłosa ma mu jeszcze coś do powiedzenia ale w tyCam czasie drzwi otworzyły się i stanął w nich Jellal. W serce tytani ponownie została wbita szpilka. Po raz kolejny znalazł się tak blisko, a ona dalej nie wiedziała jak wyglądają ich relacje. Była już prawie pewna, że niebieskowłosy chce jedynie ich przyjaźni ale mimo jej próśb on nadal wysyłał jej dwuznaczne sygnały. Kiedy byli sami zdawał się przed nią bardziej otwierać ale wystarczyło by dołączył do nich choć Kaishi to od razu się odsuwał. Nie rozumiała tego. Zwłaszcza, że otwarcie powiedziała mu, że akceptuje jego wybór. Tylko, czy ona naprawdę wiedziała jaki on jest. Zacisnęła pięści postanawiając po raz kolejny postanawiając tłumić w sobie uczucia. Z biegiem lat stała się w tym naprawdę dobra.
- Widzę, że znów jesteś w pełni sił - powiedziała, gdy do nich podszedł.
- Tak, ale wasza medyczka faktycznie nie lubi towarzystwa - starał się okazywać jak najbardziej obojętną postawę w czym mogła mu pomóc podstawa Porlyusicy.
- Zawsze taka była - potwierdziła - ale mimo wszystko jest osobą godną całkowitego zaufania. To właśnie dzięki niej znów mam prawe oko.
- W takim razie i ja jestem jej wdzięczny - odpowiedział szczerze siadając obok niej.
Właściwie nie wiedziała co w tej chwili poczuła. Na pewno było w tym przyjemne ciepło jakie zawsze odczuwała przy jego obecności. Jednak teraz dobiegało jakby za niewidzialnego muru. Wyglądało na to, że chce jej jeszcze coś powiedzieć ale w tej samej chwili do środka wparował podekscytowany Natsu, a za nim reszta smoczych zabójców.
- Musicie to zobaczyć - krzyknął na gardło błyskawicznie wparowując między nią, a Jellal'a - znaleźliśmy to coś. Wendy twierdzi, że to od smoczych.. jakichś runiarzy. Pewnie przysłała to Ame. Nie możemy otworzyć. Pojawiło się z deszczem. Teraz jestem napalony - nawijał co raz plącząc zdania. Uspokoiła go dopiero solidna pięść w głowę od Gajeel'a.
- Zluzuj trochę napaleńcu bo nikt cię nie zrozumie - zganił go - Lepiej będzie jak o wszystkim opowie Wendy ona zdaje się wiedzieć z tego najwięcej.
Erza nie kryjąc swego zainteresowania wzięła pudełko od wymachującego nim Natsu. Po za tajemniczymi runami nie wyglądało na jakieś specjalne. Było niewielkie. Wręcz trudno było uwierzyć, że może w nim się kryć coś niezwykłego. Życie ją jednak nauczyło, że nawet najmniejsze rzeczy mogą okazać się śmiercionośne. Kiedy wspomniano o Ame od razu przypomniała jej się owa smocza zabójczyni. Choć nie miała okazji poznać jej osobiście miała do niej mieszane uczucia. Z jednej strony ich zaatakowała i zdawała się trzymać stronę wroga. Jednak to nie było takie oczywiste. Uleczyła Juvię, a i Mira zdążyła wspomnieć, że gdyby nie ona mogliby nie wrócić w tak dobrym stanie. Tylko, że powiedzenie „dobrym” było ciut za duże. Cana podając się za Levy dobrowolnie oddała się w ręce wroga. Sama McGarden nie wyszła z tego bez szwanku. Rozpiera ją duma ze swych przyjaciółek. Obie były gotowe oddać życie za swych towarzyszy lecz nie mogła przestać się zamartwiać o ich los. O ile Levy była z nimi choć dostała amnezji, to o samym położeniu Cany nic nie wiedzieli. Dlatego coś w niej drgnęło gdy ponownie usłyszała o wodnej zabójczyni smoków. Może wysyłając im tą szkatułkę po raz kolejny chciała im pomóc. Z zamyślenia wyrwało ją niespodziewane przybycie mistrza. Starzec stanął w drzwiach tak cicho, że nie mogła stwierdzić kiedy się tu zjawił.
- Dobrze, że jesteście tu prawie wszyscy - powiedział tonem człowieka zmęczonego życiem - myślę, że przekażecie to co tu ustalimy pozostałym.
- Tak, tak - Natsu nadal nie mógł usiedzieć w miejscu - ale dziadku najpierw zobacz co tu mamy.
- Nie teraz - odpowiedział tak szorstko jak jeszcze nigdy Makarov.
Ten ton wystarczył by wszyscy, nie wyłączając Jellal'a patrzyli na niego w niemym oczekiwaniu na dalsze słowa.
- Musimy jasno określić na czym stoimy - westchnął ciężko - Może to nie jest jeszcze czas by odpowiadać na wszelkie pytania ale nie mogę już dłużej ukrywać na czym stoimy.
- Dziadku to nie są zbyt dobre nowiny, tak - odezwał się Gray.
W odpowiedzi mistrz skinął w ich stronę głową. Erza czuła, że chce z siebie zrzucić jakiś ciężar ale też nie chce nim obarczać ich.
- Możemy poczekać jeśli nie jesteś gotowy - zasugerowała delikatnie Wendy.
- To nie jest coś na co można być gotowym - westchnął - Jeśli nikt nie ma nic przeciwko przejdę od razu do rzeczy.
Kiedy w odpowiedzi kilka osób pokiwało głowami opadł na wolne krzesło i pod długim milczeniu kontynuował:
- Długo łudziłem się, że to coś innego. Ktoś inny. Jednak ostatnie zdarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak nie jest. Naprawdę nie wiem czy mamy jakieś szanse - podniósł rękę uciszając Natsu, który już się poderwał z miejsca by zaprotestować - Jeśli podejmiemy walkę możemy ucierpieć bardziej niż byśmy nic nie zrobili. Jednakże jako rodzic tej naszej nieco patologicznej rodzinki nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy niektóre z moich dzieci są w rękach wroga - przełknął ślinę - To właśnie dzięki Cana'ie wiemy, gdzie mają siedzibę. Te karty, które zostawiła zaprowadzą nas wprost do niej. Teraz musimy zastanowić się nad kolejnym krokiem. Jak mamy oswobodzić choć jedno z nich nie narażając życia kolejnego z was.
- No bez jaj - Natsu nie wytrzymał - Nie dość, że nic nam nie wyjaśniasz to jeszcze ukrywasz przed nami to gdzie są Cana i Elfmen? Jak to co mamy robić? To jasne, że zaraz tam idziemy, kopiemy dupsko tym gościom i ich uwalniamy naszych towarzyszy.
Przez chwilę zdawało się, że mistrz go zgani ale tylko się uśmiechnął jakby od porządku był przygotowany na to, że ten zaraz jest gotowy biec w paszcze lwa.
- Powiedz Natsu, czy kiedyś udało ci się pokonać Erzę? - spytał.
Salamander zastygł w bezruchu. Odpowiedź „Nigdy” nie chciała mu przejść przez gardło. Jednak nie był w stanie też skłamać doskonale wiedząc jaka przepaść dzieli go i Tytanię.
- Nie rozumiem jaki ma to związek, mistrzu - zaczął Gajeel - fakt, że nasza ognista jaszczurka często dostaje od Scarlet kilka siniaków kiedy zbyt się pcha jest oczywisty ale jaki ma to związek z naszą sytuacją.
- Próbuje powiedzieć, że tak jak nie wygrywa z nią tak nie ma szans na wygraną z elitą naszego przeciwnika - założył ręce za plecy patrząc jakby nieobecnym wzrokiem Salamandra. Nie ma takiej nikt z nas. Można by to porównać do walki noworodka z wytrawnym wojownikiem jeśli chcecie porównania.
- No ale ja już niemowlakiem już nie jestem - zaczął upierać się Natsu, który najwyraźniej wziął ostatnie słowa starca nazbyt poważnie.
- I ty się dziwisz, że nie puszczają cię na misje wymagające czegoś więcej niż nawalanki i niszczenia miasta - załamała się Mira - Tak czy inaczej, mistrzu - błyskawicznie spoważniała - Wiesz teraz gdzie jest Elfmen, tak?
- Możliwe - potwierdził - Ta karta sygnalizuje miejsce pobytu Cany ale z dużą dozą prawdopodobniej jest tam i on.
- Mogę wiedzieć, gdzie konkretnie jest to miejsce - spytał Kaishi - Znam kilka wejść do ich baz ale nie gwarantuje, że są bezpieczne. Może istnieje możliwość znalezienia słabszego szlaku na mapie jeśli połączymy nasze wiedzę.
Erza drgnęła zaskoczona. Przez ostatnie zdarzenia zupełnie zapomniała, że Kaishi był podwójnym agentem działającym na szkodę wroga. Jeśli mogli komuś zawierzyć nadchodzące misje związane z wojną to właśnie on przychodził jej na myśl jako pierwszy.
- Tak przyjdź do mojego gabinetu za pół godziny, a dowiesz się wszystkiego co chcesz - powiedział - Teraz przejdziemy do drugiej sprawy. Jest bardzo infantylna ale muszę teraz znać wasze zdanie na ten temat.
- Tylko nam nie mów że chodzi ci o ten festiwal Fantazji co miał się odbyć za trzy dni - zdziwił się Laxus.
- Tak właśnie o ten - potwierdził Makarov - Może i my mamy większe problemy ale mieszkańcy naszego miasta zasługują na normalne święto.
Kilka głosów podniosło się po każdej ze stron mieszając się w niezrozumiały szum, który trwał dopóki Erza nie wstała z krzesła.
- Też nie chcesz tej zabawy, tak? - spytał Jellal śledząc ją wzrokiem.
- Nie. Przeciwnie - zaprzeczyła a na jej twarzy pojawił się melancholijny uśmiech - Jeśli zaraz mamy wyruszać na najbardziej niebezpieczną wojnę jak dotychczas to przed wyprawą musimy porządnie uzupełnić siły i odzyskać naszą radość, którą charakteryzuje się Fairy Tail.
Nie trzeba było długo czekać by po barze przetoczyła się głośna fala poparcia dla jej słów.

Leżała na łóżku wpatrując się w okno naprzeciwko. Była tu już pół dnia i nic się nie stało. Przyprowadzili ją do tej niby-celi, która bardziej przypominała pokój gościny i kazali czekać. Było to dość czasu by poukładać tą nową sytuacje w głowie. Nie spodziewała się takiego zagrania po przeciwniku. Podając się za Levy bardziej przepuszczała, że wepchną ją do celi wraz z Elfman'em. Jeśli chodziło o muskularnego maga to nie miała o nim żadnych informacji. Trudno było się temu dziwić skoro nie widziała nawet swego strażnika o ile takowy jest. W sumie mogłaby się cieszyć spokojem ale raczej by nie brali „Levy” by po prostu tutaj siedziała. Jak na zawołanie rozległo się powolne pukanie do drzwi.
- Co za kultura - prychnęła pod nosem i już chciała podejść i otworzyć swemu „gościowi” gdy przypomniała sobie, że jest zamknięta od zewnątrz.
Wzięła głęboki oddech i czekała słuchając powolnego szczęku zamka. Wkrótce stanął w nich wysoki, barczysty mężczyzna. O mało nie parsknęła śmiechem. Mimo muskularnej sylwetki stojący w progu wyglądał komicznie. Ubrany w coś co mogło być różową skórą jakiegoś zwierzaka i niewielką zieloną czuprynę pośrodku głowy układającą się w ideale koło po prostu nie mógł być odbierany przez nią poważnie.
- Widzę, że już wypoczęłaś - powiedział, a jego głos przypominał kwilenie małego dziecka co jeszcze bardziej ją rozbawiło do tego stopnie, że musiała zamaskować to napadem wymuszonego kaszlu - Myślę, że możemy przejść do rzeczy. Rytuał „Wielkich Run” bez ciebie się nie odbędzie. 
-----------------------------------------------------------------------------------------
Pl. Chmura tajemnic
No i wyrobiłam się przed świętami. Planowałam tu umieścić trochę romantycznej Jerzy ale bym się nie wyrobiła. Za to mogę obiecać, że kolejny będzie bardziej skupiał się na naszych parkach. Na koniec życzę wszystkim Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.