poniedziałek, 24 sierpnia 2015

11.Kage ni hisonde iru hebi

Tytania, królowa wróżek, opiekunka wróżkowego wzgórza, demon tańca. Tak, Erza z pewnością miała sporo różnych przydomków. Ludzie widzieli w niej kogoś wręcz idealnego. Silną i piękną kobietę, której nie straszne są przeciwności losu. Ona sama jednak nie wiedziała czemu tak jest. Wcale o to nie zabiegała. Sława sama do niej przyszła. Czasami zastanawiała się dlaczego tak jest. Teraz jej myśli błądziły w zupełnie innym kierunku. Od wczoraj nie mogła się skupić na niczym innym jak przysłanym jej naszyjniku, oraz dołączonym do niego liściku. Sam w sobie nie wyglądał podejrzanie. Musiała przyznać, że nawet jej się podobał. Jednak zdanie wyskrobane na niewielkiej kartce papieru nie dawało jej spokoju. Co ona wiedziała o samej sobie? Przed porwaniem do Rajskiej wieży zamieszkiwała sierociniec wioski Rosemary, a kiedy opętany Jellal skazał ją na wygnanie od razu dołączyła do Fairy Tail. Tu zaczęła się jej przygoda z magią. Kochała to miejsce całym sercem i była gotowa oddać życie za swych przyjaciół. Mimo to nie mogła zrozumieć sensu tego jednego, prostego zdania. Opadła na poduszki podnosząc drobny naszyjnik do góry. Chciała znaleźć jakąś wskazówkę, która naprowadzi jej myśli na właściwy tor. Niczego takiego jednak nie było. Drobny naszyjnik, mienił się w padających nań promieniach ale nie przejawiał żadnych magicznych właściwości.
- Hej, Erza – prawie podskoczyła gdy usłyszała głos Kaishi'ego tuż nad sobą.
- Co ty tu robisz? - spytała podnosząc się do pozycji siedzącej – to żeński akademik. Mężczyźni nie powinni tutaj przebywać – oświadczyła posyłając mu strofujące spojrzenie.
- Wiem, przepraszam ale chciałem zobaczyć jak się trzymasz – uśmiechnął się w przepraszający sposób – wszyscy są w gildii i zastanawiałem się dlaczego nie przychodzisz. Przecież powinniśmy się teraz trzymać razem.
- Spokojnie zachowuję czujność po prostu ciężko mi zebrać myśli – chciała się do niego uśmiechnąć ale słabo jej to wyszło. W jej głowie dalej panował zbyt wielki mętlik.
- Tak, ale nie zapominaj, że Laki została zabita mimo tego że wielu członków gildii było w pobliżu – Kaishi spojrzał na nią uważnie.
- Masz rację ale jest jeszcze coś co teoretycznie nie powinno się tu znajdować – powiedziała po dłuższym milczeniu szkarłatnowłosa. Mimo, krótkiej znajomości całkowicie ufała chłopakowi.
- Masz na myśli mnie – zażartował Kaishi – tak, już mi mówiłaś, że to żeński akademik. Pójdę sobie jeśli mnie zaraz nie zabijesz – zaśmiał się.
Było w nim coś, co nie pozwalało jej się długo smucić, czy złościć. Jego obecność miała na nią bardzo pozytywny wpływ.
- To zupełnie inny problem. Chodziło mi o to – po tych słowach pokazała mu naszyjnik i krótki list – Może wiesz o co chodzi? - miała nadzieję, że choć on się czegoś domyśli.
- List, jak list ale gdzieś już widziałem podobny naszyjnik – powiedział po chwili namysłu.
- Widziałeś? – natychmiast się ożywiła – czyli jednak on ma w sobie magię.
- Niezupełnie. Po prostu podczas jednej z swoich podróży spotkałem się z podobnym. Ludzie mówili, że prowadzi tego kto go nosi do poznania prawy o swoim istnieniu.
- Myślisz, że powinnam go założyć? - słowa przyjaciela nieco ja uspokoiły ale ostatnie zdarzenia znacznie wyostrzyły jej ostrożność. Dobrze wiedziała, że w takich na pozór niewinnych przedmiotach często jest coś ukryte. Zwłaszcza, gdy te pojawiają się w nie do końca jasnych okolicznościach.
- Na pewno będziesz w tym dobrze wyglądać – zaśmiał się delikatnie – wiesz, są tylko dwie możliwości. Przysłał to przyjaciel lub wróg – dodał poważniej – Obiecuję, że jeśli zaczniesz zachowywać się podejrzanie natychmiast cię obezwładnię, zaknebluję i przetransportuje do gildii gdzie już się tobą zajmą – dokończył z typowym dla siebie uśmiechem.
- Bardzo śmieszne, wiesz – Erza mimo wszystko też się zaśmiała i strzeliła mu kuksańca.
- A znasz inny sposób by cię powstrzymać, gdy zamienisz się w niszczącego wszystko demona? – spytał nie tracąc dobrego nastroju.
- Masz rację – powiedziała po dłuższym milczeniu – jeśli może to pochodzić od ukrytego sojusznika to chyba muszę zaryzykować – niepewnym, powolnym ruchem zaczęła zakładać na szyję wisiorek.
- I jak mam lecieć po egzorcystę? – spytał żartobliwie Kaishi podchodząc do niej.
- Chyba wszystko gra ale też nie czuję żadnej różnicy, która pomogła by mi zrozumieć list – szkarłatnowłosa wzruszyła ramionami ale puki co postanowiła go nie zdejmować. Nie miała pojęcia dlaczego ale gdy tylko go założyła poczuła jakby był częścią jej samej.
- Może potrzebuje czasu by się uaktywnić ale pamiętaj, że w razie czego jestem gotowy do działania – zapewnił Kaishi.
- Dziękuję, ale naprawdę nie musisz się mną opiekować – powiedziała przenosząc wzrok w stronę okna. Źle się czuła, gdy ktoś z jej bliskich musiał ją chronić.
- Czyli mam rozumieć, że nie dasz się namówić na wspólną misję, gdy mistrz już do nas wróci - żartobliwie stwierdził Kaishi.
- Tego nie powiedziałam – odparła Scarlet, a uśmiech sam pojawił się na jej twarzy. Czuła, że nie będzie się przy nim nudzić. Młody mag był niewątpliwie potężny, a sama mogła się przekonać, że gdy zajdzie taka potrzeba potraktuje sprawę poważnie do samego końca choć z pozoru może wyglądać na lekkoducha pokroju Natsu.
- Więc, mogę uznać to za zgodę? – Kaishi wyprostował się obracając w stronę drzwi – ale może teraz chodzimy do gildii. Mirajane szykuje ciasto truskawkowe, a mówiła mi, że je uwielbiasz. Chyba lepiej byś go spróbowała zanim wyląduje na ziemi przez kolejną bójkę twoich znajomych – nie musiał długo czekać na odpowiedź. Szkarłatnowłosa słysząc wieść o swoim przysmaku błyskawicznie wyminęła go w drzwiach, każąc mu się natychmiast pośpieszyć.

Nad rozległą polaną panowała noc. Młody, ciemnoskóry blondyn leżał na trawie wpatrzony w gwiazdy. On i jego przyjaciel mieli się tu spotkać ze swoją przyjaciółką.
- Millianna jak zwykle się spóźnia – powiedział kanciasty mag podchodząc do niego.
- Znasz ją Wally – powiedział Shô nie zmieniając pozycji – pewnie znów zobaczyła jakąś mysz, a teraz lata za nią po krzakach.
- Czasem zastanawiam się, czy ona zdaje sobie sprawę z faktu, że jest w istocie człowiekiem, a nie kotem – Buchanan poprawił swój kapelusz dalej wypatrując roztrzepanej dziewczyny.
- Szczerze powiedziawszy to wątpię – zaśmiał się młody blondyn po czym z poważniejszą miną dodał – bardziej mnie jednak zastanawia co takiego chce nam powiedzieć.
Następne kilka chwil upłynęło im na rozmyślaniach. Oboje zastanawiali się co takiego ma im do powiedzenia. Z krótkiego listu jaki od niej otrzymali, że sprawa ma dotyczyć Jellal'a i Erzy ale z względu na bezpieczeństwo nie może im wszystkiego tu napisać. Już to wystarczyło by namieszać im w głowach. Erza była osobą, której zawdzięczali życie. Mimo, że została wygnana i niesłusznie okrzyknięta zdrajczynią wytrwała. Milczała na temat Rajskiej Wieży by ich chronić. Milczała mimo że wiedziała,, że w każdej chwili może zostać porwana i złożona w ofierze. Natomiast Jellal zdradził ich w momencie gdy mogli wreszcie być wolni, uciec z tego okropnego miejsca gdzie wbrew własnej woli musieli ciężko pracować. Wykorzystując ich przyjaźń wmówił im, że muszą pozostać i ukończyć rzekomą świątynię dla Zerefa mającą posłużyć jego odrodzeniu. Do dziś nie wiedzieli czemu to zrobił. Przed feralnym wydarzeniem w noc buntu wszystkim się wydawało, że on i Erza są ze sobą bardzo blisko. Czy to możliwe by od początku udawał wszystko tylko po to by zdobyć ich zaufanie i potraktować jako narzędzia w swoim planie?
- Chyba nie myślisz, że znów ją zaatakował – spytał czarnowłosy mag wielokątów zapalając kolejne cygaro.
Nim jednak Shô zdążył odpowiedzieć coś szybko przemknęło między drzewami, a w chwilę później między nich wpadła zdyszana Millianna. Jej bujne włosy były potargane bardziej niż zazwyczaj.
- Mówię wam – krzyknęła na powitanie, potrząsając energicznie w powietrzu zaciśniętą pięścią – taką mysz widziała. Była wielka. Chyba dwa razy większa niż normalna. Już ją prawie dorwałam, gdy uciekła w krzaki. Przetrząsałam je kilka minut ale udało jej się mnie przechytrzyć – wydyszała na jednym wdechu po czym opadła na ziemię.
- Czyli moja teoria była prawdziwa – zaśmiał się Shô po czym dodał poważniejszym tonem – ale chyba nie żartowałaś w sprawie Jellala? - spytał patrząc na wciąż zasapaną przyjaciółkę.
- Tak, to prawda – ona też spoważniała i powoli usiadła – Widziałam go z Erzą. Wtedy podczas gdy smoki atakowały stolicę. Wtedy... gdy nim cofnął się czas Ercia... gdy ona poległa – ostatnie zdania przychodziły jej z trudem – Wtedy to zobaczyłam. Jellal, on nie tylko zachowywał się dziwnie ale naprawdę się załamał...
- Co masz na myśli mówiąc, że był dziwny? - przerwał jej na chwilę Wally – Chyba nie masz na myśli takiej zmiany w jego zachowaniu, gdy wygnał Erzę wmawiając nam, że to ona zdradziła.
- Właśnie o tym chciałam z wami porozmawiać – zniżyła głos prawie do szeptu – wychodzi na to że o nie była jego wina. Był kontrolowany.... - po tych słowach opowiedziała im wszystko czego się dowiedziała.
- Więc, tak naprawdę to wszystko wina tej kobiety – stwierdził Wally wydychając stróżkę dymu z palonego cygara.
- Nie do końca – Millianna pokręciła głową – Erza twierdzi, że i ona nie robiła tego do końca celowo. Nim się rozstaliśmy mówiła mi, że od dziecka Ultear była programowana na popleczniczce Zerefa, a gdy to sobie uświadomiła wraz z Jellal'em chcą położyć kres mrocznej magii.
- Ależ to poplątane – Shô, aż złapał się za głowę.
- Tak, czy inaczej z tego co mówisz wynika, że wewnątrz Jellal wciąż był i jest nadal naszym przyjacielem – stwierdził Wally – Tak samo jak Erza nie chciała nas opuszczać, tak on nie chciał nas zmuszać do zostania w Rajskiej Wieży.
- Tak, tylko to jest takie trudne – Millianna spojrzała w bok. Rozumieli ją doskonale. Ostatnie lata spędzili na próbach powrócenia do normalnego życia, które zostało im odebrane przez niebieskowłosego maga.
Dalszą rozmowę przerwał im podmuch magicznej mocy. Nie był on normalny. Wydawał się nie tyle co silny jak tajemniczy i śmiertelnie groźny. Zupełnie jak wąż czający się w cieniu na niczego nie podejrzewającą ofiarę.
- Jest was więcej niż mi powiedziano ale to nie powinno sprawić kłopotu – rozległ się nieznany głos. Ku nim kroczyła wysoka, odziana w czarny płaszcz z kapturem postać. Jej twarz całkowicie zakrywała srebrna maska.
- Kim jesteś – pierwsza z szoku otrząsnęła się Millianna podnosząc nastroszony ogon do góry.
- Nie powinnaś się tym kłopotać koteczko – głos niby miał spokojny ale było w nim coś niepokojącego – Rozkazy, które mi wydano dotyczą tylko dwójki twoich znajomych.
- Co masz na myśli – Shô wyprostował się patrząc wprost na przybysza. Minę miał zaciętą ale czujną. Nikt z nich nie wiedział czego się spodziewać po nieznajomym.
- W sumie mogę wam powiedzieć – zaśmiał się – pewnie wiecie co się zdarzyło podczas igrzysk. O cofnięciu czasu oraz tej skamieniałej kobiecie z wyrytym znakiem gwiazdy?
Nikt nie odpowiedział ale musiał wyczuć, że wiedzieli. Jak mogli by nie wiedzieć. Ta informacja prędkością błyskawicy rozniosła się po całym kraju. Nieliczni jednak tylko wiedzieli co ów symbol zwiastuje, a zdjęci trwogą woleli i tak milczeć.
- To nasz symbol – dokończył po kilku sekundach niemiłosiernej ciszy, która zawisła nad polaną.
- Ale co to ma wspólnego – odezwał się Wally i prawie w tej samej chwili cienki promień wystrzelony z palca przybysza przeszył go na wylot.
Nie zdążył krzyknąć, nim jego ciało całkowicie zajęło się małymi ale niesamowicie czerwonymi płomieniami. Shô i Millianna rzucili się na pomoc ale mimo faktu, że dzieliło ich zaledwie kilka kroków nie zdążyli. Płomienie momentalnie znikły, a tego co zostało nawet nie można było nazwać ciałem. Zwęglone, martwe szczątki powoli rozkruszały się, aż powiew wiatru je rozdmuchał. Oboje czuli jak serca walą im piersiach, ale ich kończyny odmawiały wykonania jakiegokolwiek ruchu. Postać wykonała ruch jakby wahała się czy by i ich nie zabić ale rzuciła w ich stronę tylko drobny kamień po czym znikła. Nie odeszła tylko rozpłynęła się w powietrzu.
- Co się... - tylko tyle zdążyła wyszeptać Millianna nim kolana się pod nią ugięły i runęła otępiała na ziemię. Była w zbyt wielkim szoku by trząść się lub płakać.
Shô powoli, jakby w amoku podszedł do miejsca w którym jeszcze przed chwilą leżało ciało ich przyjaciela. To wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążyli się zorientować co właściwie się działo. Delikatnie, drżącą dłonią ujął rzucony przez sprawcę tego wszystkiego kamień. Nie było by w nim nic niezwykłego. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Nie wiedzieli dlaczego ale targało nimi przeczucie, że muszą powiadomić o tym Erzę. Zresztą szkarłatnowłosa na pewno chciałaby wiedzieć o tym co spotkało Wally'ego. Ona na pewno nie zataiła by przed nimi tego faktu. Teraz jednak musieli odpocząć i pozbierać myśli. Nadal nie docierało do nich co się właściwie stało. Nie mogli nawet przepuszczać z kim lub czym przyszło im się właśnie spotkać.

Juvia kroczyła powoli uliczkami malowniczego miasteczka. Osłaniając się parasolką przed drobnym deszczem rozmyślała o tym jak ma przekazać informacje Lamia Scale. Czy jej uwierzą skoro ona sama nie była pewna z czym się mierzą. Czy zrozumieją grozę jaką odczuwają teraz niewątpliwie wszyscy członkowie Fairy Tail? Nawet jeśli tak się nie stanie ona i tak musi ich ostrzec. Powoli podeszła do budynku gildii i ostrożnie zastukała w potężne, dębowe drzwi. Czuła, że serce wali jej niemiłosiernie w piersi. Nerwowo zacisnęła dłonie czekając, aż ktoś jej otworzy. Nigdy nie była w tej gildii choć Lyon już po zakończeniu turnieju gorąco ją namawiał do odwiedzin. Właściwie poza nim nikogo tu nie znała. Może i zamieniła kilka słów z Sherry czy Chelią ale nie było to nic co pozwoliło by się im bliżej poznać. Tym bardziej, że większość wspólnego czasu spędzili na polu walki turnieju, a potem przeciw smokom. To zdecydowanie nie ułatwiało jej zdobycia zaufania jeśli chodzi o przedstawienie zaistniałej sytuacji. Przede wszystkim musi przekonać tutejszą mistrzynię, nieco zbzikowaną staruszkę, Ooba'e Babasaama. W gruncie rzeczy zadowoliła by ją aprobata Jury. Neekis jako święty mag mógłby wpłynąć na sporą rzeszę ludzi, również spoza swojej gildii. Tylko czy to możliwe, skoro zdaniem mistrza jedynie głowa rady ma jakiekolwiek pojęcie o tym co się dzieje, a mimo to milczy. Czy pomijanie w ten sposóbcie których faktów nie jest pewną próbą ochrony przed złem.
- Juvia, nie spodziewałem się ciebie tutaj – z zamyśleń wyrwał ją zaskoczony głos Lyon'a – jesteś sama?
- Juvia jest sama – wyszeptała siląc się na odwagę – Juvia musi ci coś ważnego powiedzieć ale boi się, że zostanie niezrozumiana i nie uwierzysz Juvii.
- Dlaczego mam ci nie wierzyć – Lyon nie kryjąc zaskoczenia przeszedł na bok zapraszając ją gestem do środka.
Widział że jest poddenerwowana ale nie mógł domyśleć się czemu tu jest. Co więcej zjawiła się zupełnie sama. Nie była też tą samą dziewczyną, którą spotkał po raz pierwszy gdy wracała z wyspy Tenoru. Mimo, że wiedział iż woli Gray'a nie mógł okłamywać uczuć jakie do niej żywił. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i to uczucie w nim zostało. Jeśli czarnowłosy nie widzi jaką ona jest wspaniałą osoba to jest jeszcze większym głupcem niż dotąd uważał.
- Proszę napij się – powiedział podając jej gorącą herbatę – cała się trzęsiesz. Czy to ma związek z nim? - poczuł lekki zawód, gdy pokręciła głową.
- Gray-sama chciał towarzyszyć Juvii ale Juvia uznała, że lepiej będzie jak pójdzie sama – po tych słowach wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy – Juvia przybyła tu by cię ostrzec.
- Ostrzec ale przed czym – Vastia przysunął się bliżej niej. Chciał złapać ją za rękę ale się powstrzymał.
- Pamiętasz ten dziwny znak na piersiach Ultear – spytała, a gdy niezauważalnie kiwnął głową kontynuowała – pojawił się ponownie – nie mogła powstrzymać łzy spływającej jej po policzku.
- Tak, ale u nas nikt go nie rozumie – powiedział tym razem delikatnie ją obejmując – coś się stało. Coś złego, tak – bardziej stwierdził niż spytał.
Kiwnęła ponownie głową. Nie wiedziała jak to się stało ale słowa zaczęły same wypływać jej z ust. Mówiła o wszystkim co się stało od zakończenia igrzysk. O misji w Wiosce Słońca z której po wielu trudnościach wrócili z Kaishi'm. Mówi o tym jak chłopak zgodził się dołączyć do ich gildii. Głos jej się załamuje, gdy dochodzi do momentu, gdy znaleźli ciało Laki, a raczej to co z niego zostało. No i o tej krwawej gwieździe. Lyon już miał jej odpowiedzieć. Zapytać o coś jeszcze. Jednak gdy już zbierał się do odpowiedzi przeszkodził im czyjś inny głos.
- Spodziewałam się, że kiedyś wrócą. Tak bardzo miałam nadzieję, że to jakiś głupi żart pomniejszej mrocznej gildii – za nimi stała Ooba Babasaama. Minę miała tak wymowną i srogą, że Lyon stanął na baczność, a dla Juvii był to znak, że oto stoi przed nimi kolejna osoba, która może coś wiedzieć.

Natsu leciał nad rosnącym połciem domków jednorodzinnych unoszony przez uczepionego jego pleców Happy'ego. Choć starał się jak mógł nie powstrzymał delikatnego uśmiechu cisnącego się na usta. Nadal był wściekły na tych co zabili Laki. Nadal nie wiedział z czym mają do czynienia. Jednak jego wewnętrzny płomień, aż wrzał na myśl o nadchodzącym wyzwaniu. Ogarnęło go dziwne uczucia. Fala strachu powiązanego z podekscytowaniem. Naprawdę chciał się z tym kimś zmierzyć.
- Natsu parzysz – jęknął Happy z trudem powstrzymując się przed jego upuszczeniem.
- Przepraszam, wylądujmy już - powiedział – niewiele nam zostało i możemy się przejść.
Rzeczywiście od Sabertooth dzielił ich niecały kilometr. Małe domki, które dotąd mijali przemieniły się w wieżowce, a ziemistą ścieżkę zastąpiła wykafelkowana uliczka. Miasto podniosło się po smoczej apokalipsie.
- I pomyśleć, że nieco ponad miesiąc temu było nie do poznania – stwierdził niebieski Exceed lądując i chowając skrzydła.
Faktycznie miał racje. Nigdzie nie można było się dopatrzeć śladu zniszczeń. Można by nawet przepuszczać, że walka ze smokami nigdy nie miała miejsca. Powoli kroczyli ku gildii zachwyceni widokiem tego odrodzonego miejsca. Nie musieli się śpieszyć. Mimo wszystko wiedzieli, że puki co nic im nie zagraża. Ktokolwiek stał za atakami zdaniem Miry nie powtórzy tego za szybko. Jej zdaniem na razie chciał by czuli się zastraszeni. Zgadzał się z nią choć to tylko potęgowało w nim wściekłość. Zdecydowanie wolał uczestniczyć w otwartej wojnie, niż być ofiarą takich podchodów.
- Natsu uważaj bo spowodujesz pożar – ostrzegł go Happy i dopiero teraz zauważył, że jego ręce pokrywa ogień.
Machinalnie ugasił ręce i już zabierał się do odpowiedzi, gdy muskularna dłoń klepnęła go po ramieniu. Obrzucił się i zauważył stojących za nim Orge'a, Yukino oraz Rufus'a po torbach w ich rękach wywnioskował, że właśnie wracają z zakupów.
- Natsu-san, miło pana widzieć – Yukino wykonała delikatny ukłon w jego kierunku. Wyglądała na znacznie szczęśliwszą osobę niż wtedy gdy widzieli się po raz ostatni. Na jej twarzy malował się promienny uśmiech gdy patrzyła w jego stronę. Pozostali wyglądali też na bardziej pogodnych i rozluźnionych niż wcześniej.
- Siemka, co u was – na twarzy salamandra pojawił się znany wszystkim uśmiech – postawiliście już gildię na nogi?
- Tak, wszystko gra. Miałeś racje. Jest znacznie lepiej gdy troszczymy się o siebie nawzajem – przytaknął Rufus.
- Niestety nadal nie mamy wiadomości o Mistrzu i Minervie-sama – dodała Yukino nieco pogrążając się w zamyśleniu.
- A Sting jak sobie radzi – spytał Natsu gdy wspólnie wyszyli w dalszą drogę do gildii szablozębnych.
- Zawsze stara się nas wspierać ale muszę przyznać że robota papierkowa i temu podobne sprawy nie są jego mocną stroną - czarodziejka gwiezdnych duchów delikatnie się zaśmiała.
- Świetnie go rozumiem – oznajmił Natsu – ja też nigdy nie rozumiałem o co chodzi z tym podpisywaniem. Jak się chce komuś przywalić to raczej się nie wysyła zaproszenia.
- Obawiam się, że to nie jest takie proste jak mówisz – z nieco zażenowaną miną stwierdził Happy na co reszta wybuchła pogodnym śmiechem. W podobnej atmosferze upłynęła im reszta drogi.
- A tak właściwie co cię tu sprowadza – spytał Rufus gdy weszli do budynku gildii – w mojej pamięci nie ma byś chciał dziś stawić czoła Stingowi czy Rouge.
- No więc... - zaczął Natsu ale podlecieli do nich Lector i Frosch od razu witając się z Happy'm.
- Sting mamy gości – zawołał swym grzmiącym głosem Nanagear, a po chwili zza
sąsiednich drzwi wyszli dwaj smoczy zabójcy.
- Jeszcze się z tym nie uporaliście – zdziwiła się Yukino stawiając zakupy na wolnym stole.
- Niestety zwykle zajmowała się tym Minerva ale teraz jej z nami nie ma – westchnął Sting – więc Natsu jeśli przyszedłeś na jakiś sparing to jak widzisz wpierw muszę ogarnąć co podpisać by nie narobić sobie kłopotów.
- Fakt lepiej się pilnuj – zauważył Rufus – nie chcemy powtórki sprzed tygodnia.
- A co takiego się stało – zaciekawił się Natsu.
- Niechcący podpisał zamówienie na dwie tony różowych tkanin – wtrącił Lector nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Spytam Lucy może będzie wiedziała co z tym zrobić – zaoferował Natsu kiedy skończył się śmiać- Tak właściwie to przyszedłem was ostrzec ale Lucy też powinna mieć zajęcie – powiedział to tak lekkim i beztroskim tonem, że reszta natychmiast się uciszyła i spoglądała na niego w milczeniu.
- Ostrzec? - powtórzyła ostrożnie Yukino posyłając mu badawcze spojrzenie.
Natsu jak tylko umiał zaczął opowiadać o tym co się dotąd zdarzyło. Kiedy jednak w napływie wściekłości omal nie wywołał pożaru pałeczkę przejął Happy.
- Mistrz wydaje się tym bardzo zdenerwowany. Uważa, że tylko przewodniczący rady może coś wiedzieć. Jednak na razie pozostajemy praktycznie bezradni. Do tego....
Nie skończył. Nagle usłyszeli trzask łamanego drewna połączony z ogromnym hukiem i w otoczeniu czegoś co przywodziło na myśl czarny ogień wylądował przed nimi zamaskowany osobnik. Sam podmuch jego aury wskazywał, że jest potężny i z pewnością nie zjawił się tu w celach pokojowych. Wzrok Natsu od razu padł na jego rękawice. Widniał na niej wizerunek dobrze znanej mu gwiazdy.

Jellal siedział przy drewnianym stole nerwowo sącząc jakiś napój. Jego wzrok był utkwiony w kryształowej kuli. Dalej obserwował Erzę upewniając się, że nic jej nie jest. Jego niepokój nasiliły ostatnie zdarzenia. Po za tym było coś jeszcze, a raczej ktoś. Kaishi od razu wzbudził jego niechęć. Nie wiedział co się w nim mu nie podobało ale nie potrafił go zaakceptować. Meredy twierdziła, że to wszystko przez zazdrość. On jednak nie był do końca o tym przekonany. Coś z owym magiem było nie tak. Nie podobało mi się to, że tak dużo czasu spędza z Erzą. Ani to że ona znalazła w nim przyjaciela z którym spędzała coraz więcej czasu.
- Tylko mi nie mów, że znów rozmyślasz nad tym samym – poirytowany głos Meredy zmusił go do oderwania wzroku od kuli – Możesz mi łaskawie wyjaśnić co ci się w nim nie podoba? – spytała odgadując jego myśli.
Trafiła w czuły punkt. Chciał już jej odpowiedzieć, wyjaśnić czemu uważa go za zagrożenie ale zamilkł. Tylko co mu się w nim nie podobało? Kaishi był pogodnym, troskliwym młodzieńcem. Nawet uratował życie Erzie. Mimo to nie potrafił mu zaufać. Zawdzięczał mu życie najdroższej dla niego osoby, a mimo to nie potrafił mu zaufać. Przeciwnie, już teraz myślał jak trzymać go najdalej od szkarłatnowłosej.
- Jak myślisz czemu mu ufa – spytał ale widząc groźne spojrzenie towarzyszki szybko dodał – znalazłaś coś?
- Można tak powiedzieć ale ty wcale mi nie pomagasz – warknęła siadając obok niego i stawiając na stole skórzaną torbę – Gdybyś chociaż chciał zająć się jakąś porządną gildią.
Miała rację. Nie odeszli wcale tak daleko od Fairy Tail. Ku wielkiemu niezadowoleniu Meredy zdecydował się zatrzymać. Nie chciał odchodzić za daleko by w każdej chwili móc szybko wrócić. Gildia, którą wybrali nie była nawet szczególnie groźna. Ich czyny nie wykraczały zbyt daleko poza okazyjne kradzieże czy namawianie okolicznych do praktykowania czarnej magii. Byli nawet tak nieporadni w swych działaniach, że aresztowania rzekomych kompanów stały tu na porządku dziennym. Wiedział, że będzie trudno dowiedzieć się tu czegokolwiek przydatnego ale nie był w stanie odejść dalej. I tak było mu ciężko się skupić, że z Erzą dzieli dzień drogi. Nie wiedział też jak Meredy udało si tak szybko wkręcić ich w szeregi mrocznej gildii ale zdawał sobie sprawę, że młoda dziewczyna musi być zdecydowanie lepszym kłamcą od niego.
- Jellal zlituj się – po usłyszeniu tych słów otrzymał solidny cios w ramię – Wiem, że łatwo się zamyślasz ale mam wrażenie, że tylko ja tu coś robię - ofukała go – Moje zdanie na temat tego znasz – nie musiał pytać by wiedzieć, że ma na myśli jego relacje z Erzą – a jeśli i na to nie masz dość odwagi to wątpię byśmy podołali zadaniu.
- Przecież i tak stoimy w martwym punkcie – odparł starając się nie dać po sobie poznać jak wielkie emocje nim targają.
- Mylisz się – powiedziała cicho Meredy delikatnie się uśmiechając.
- Co masz na myśli? - spojrzał na nią zaskoczony, a wtedy ta wyciągnęła ze swej torby grubą księgę. Na czarnej okładce widniał krwistoczerwony symbol gwiazdy wpisanej w koło. Nie ulegało wątpliwości, że ma coś związanego z tym na ciele Ultear.
--------------------------------------
 Pl.wąż czający się w cieniu.
No myślałam, że się nie wyrobię w tym miesiącu, a jednak się udało. Mam nadzieję, że za dużo przecinków nie zjadłam ^.^"