Wszyscy zgromadzeni
w gildii wpatrywali się z zapartym tchem w to co się dzieje na
polanie. Jedynym wyjątkiem był Levy, która spisywała na kartce
runiczne znaki nadal poszukując przeciw zaklęcia. Nie mogli
uwierzyć, że ktoś z taką łatwością mógł pokonać Elfman'a.
Ich towarzysz dosłownie rozprysł się na ich oczach. Mirajane
wprawdzie przybrała swą najsilniejszą duszę ale zupełnie
straciła kontrolę i stanowiła teraz zagrożenie na równi z
najeźdźcą. Lisanna była ranna. Natsu wprawdzie przybył już na
miejsce ale puki co nie miał jak włączyć się do walki, a Happy
był niezdolny do przyzwania skrzydeł. Sytuacja zdecydowanie była
dla nich nie korzystna. Pozostało im jedynie czekać i obserwować
jak to się dalej potoczy.
- Chyba znalazłam
lukę w tym zaklęciu deszczu – niezręczna ciszę przerwała Levy
podnosząc się z podłogi obłożonej kartkami papieru. Głos jej
drżał, a ciałem wstrząsał co jakiś czas dreszcz. Mimo to
wiedziała, że muszą dokończyć to co zaczęli.
- Powiedz
co mamy robić – Laxus zatarł ręce gotowy do akcji – jeszcze
chwila, a nas zaleje – dodał poważniejszym tonem przynosząc
wzrok ku oknu. On też był wściekły na wroga. Mimo swej twardej
natury nie potrafił wybaczyć takiej zbrodni jak zabicie członka
jego gildii.
- Niezbędna będzie
do tego moc twojego piorunu, Jutsu Shiki Freed'a oraz mocnych ciosów
Gajeel'a – oświadczyła Levy robiąc ostatnie poprawki w swych
notatkach.
- Zgaduję, że ta
kombinacja ma jakieś znaczenie – powiedział Pantherlily wracając
do swej podstawowej formy.
Twarz Levy
spoważniała. Zupełnie nie wiedziała jak przekazać przyjaciołom
to co właśnie odkryła. Czarny exceed miał rację. Dosłownie tego
im było trzeba do pozbycia się szkodliwych chmur, które negatywnie
wpływały na mieszkańców miasteczka. Fakt, że Wendy jeszcze nie
wróciła świadczył o tym, że i ona miała pełne ręce roboty.
Jednak rzecz, której się dowidziała była może i skuteczna ale
również zabójcza gdy się użyje jej w nieprawidłowy sposób.
- Słuchajcie –
powiedziała starając się zamaskować swą stanowczością niepokój
w głosie – To wszystko nie jest takie proste jak by się mogło
wydawać.
Nie wiedziała na
jak długo zamilkła po wypowiedzeniu tego zdania. Dopiero, gdy
Gajeel położył jej swą muskularną dłoń na jej stosunkowo małej
głowie zrozumiała, że zbyt długo nie wypowiedziała słowa.
Zwłaszcza, że cała uwaga była skupiona na niej.
- Nic nie jest
ostatnio zbyt proste – zauważył czarnowłosy – Przeciwnie,
wszystko nam się ostatnio strasznie komplikuje i nadal nie mamy
możliwości ataku. Irytuje mnie to, że wciąż musimy czekać na
ruch wroga by mieć jakiekolwiek pojęcie o tej sytuacji. Jedno jest
tylko pewne. Jesteś z nas wszystkich najmądrzejsza i nawet jeśli
nie będzie to proste zrobimy wszystko dokładnie z twoją strategią.
Nawet jeśli mogą być tego konsekwencje to lepiej podjęć ryzyko
niż czekać aż ktoś nas załatwi bo znudzi mu się bawić w ten
deszczyk.
To ostatecznie
przekonało Levy, że nie powinna zatajać prawdy jeśli rzeczywiście
odkryła skuteczny sposób może nawet nie na pozbycie się wroga ale
z pewnością na jego osłabienie. Pokiwała tylko głową i zaczęła
wyjaśniać. Według jej obliczeń całe miasto pokrywała kopuła w
dużym stopniu przypominająca magiczne pułapki stosowane przez
zaklęcia Freed'a. Podejrzewała, że byłby w stanie złączyć się
z nią za pomocą swojej magii jednocześnie wymuszając na niej
odpowiadające im zasady. Elektryczna sieć nałożona nań przez
Laxusa zadziałała by jak swoiste zabezpieczenie przed tajemniczymi
niebieskimi wyładowaniami. Nawet gdy by zdołały się przez nią
przebić osłabione nie powinny stanowić dla nas zagrożenia. Z
kolei Gajeel miał zająć się tym co szło mu najlepiej czyli
rozwaleniem tego wszystkiego. Jeśli powiem jako warunek „Jutsu
Shiki” wyprowadzą tak zwany „Szklany mur” jeden jego mocny
cios w sam środek stworzonej przez nich tarczy powinien nie tylko
rozwalić niewidzialne ściany, które dogadzały ich od świata
zewnętrznego ale też pozbyć się chmur. Co za tym idzie przestałby
padać deszcz i szala zwycięstwa zaczęła by się powoli przechylać
na ich stronę. Złą stroną jej planu był jednak fakt, że jeśli
pomylą się z celnością choć o minimetr wszystkich ich czeka
koniec. Wnętrze wrogiej kopuły zapadnie się w sobie tworząc coś
na kształt tymczasowej czarnej dziury, która unicestwi wszystko w
swym środku. Musiała przyznać, że tak radykalnego zabezpieczenia
jeszcze nie widziała, a przecież w swoim życiu spotkała nie jedną
magiczną pułapkę. Pozostawała oczywiście kwestia samego
najeźdźcy, którym jak pokazywała kula Cany była młoda
niebieskowłosa zabójczyni smoków. Wierzyła jednak, że mimo
przeciwności losu jaki złożyły się na polu walki Natsu da sobie
radę. Nie raz już przecież udowodnił, że można na niego liczyć.
Erza zacisnęła
mocniej palce na mieczu. Mimo, że była odziana w zbroje królowej
mórz nic nie mogła zrobić galaretowatym stworom, których ciała
zadały się mieć te same właściwości co Juvii. Po chwili
odskoczyła na bok by złapać oddech rzucając przelotne spojrzenie
Kaishi'emu. On również nie wydawał się mieć jakiś sensowny
pomysł. Czymkolwiek byli ich nietypowi przeciwnicy nadal nie
wykazywały chęci ataku ale również nie pozwalały im przejść
dalej. Powoli ale stanowczo zbliżały się do nich z każdej
możliwej strony. Podświadomie przeczuwała, że próba przebicia
się przez nie na siłę nie byłaby najlepszym pomysłem. Było ich
wiele i mimo braku zadawanych sobie nawzajem obrażeń czuć było od
nich stosunkowo dużą moc magiczną. Nie znali ich możliwości. Ich
wróg nie był idiotą. Kilkukrotnie pokazał swoją przebiegłość
i bezwzględność atakując tuż przed nich nosem. Dlatego też nie
miała wątpliwości, że potrafią coś więcej niż tylko się
zrastać. Muszą mieć jakieś inne umiejętności. Irytacja
napełniała ją coraz bardziej. Nie miała pojęcia jak może im
zaszkodzić, a przecież to jedynie jakieś pionki wyglądające na
dzieło jednej osoby.
- Nie denerwuj się
tak – usłyszała zza sobą Kaishi'ego, który również nie
spuszczał wzroku z ich nietypowych przeciwników – one na coś
czekają, dlatego nie atakują i nie pozwalają nam iść dalej.
- Masz pomysł co
to może być – spytała odpuszczając na razie kolejne próby
ataku mieczem.
- Nie ale cokolwiek
to jest one raczej nie chcą nas zabić. Nadal uważam, że celowo
zagradzają nam drogę ale też, że nie wyrządziły nam krzywdy.
Gdybyśmy byli zbędni w ich planie to najprawdopodobniej już by się
nas pozbyły. Zakładam, że gdyby naprawdę tego chcieli już byśmy
nie żyli.
Musiała przyznać
mu racje. Jedyne co im zostało to oczekiwanie na ich kolejne
posunięcie. Bezsilność w jakimkolwiek starciu była czymś co
napełniało ją ogromną frustracją. Brak możliwości ochronny
tego co dla niej najcenniejsze. Jej przyjaciół rodzinny, która
znaczyła dla niej więcej niż cokolwiek na świecie. Osób, które
przysięgła sobie chronić za wszelką cenę.
- Przepraszam –
szepnęła – to moja wina. Gdyby nie moja słabość wtedy podczas
walki, gdy się poznaliśmy najprawdopodobniej nie wplątałbyś się
w to wszystko – doskonale wiedziała, że ktoś w każdej chwili
może stracić życie jednocześnie nie chcąc dopuścić do siebie
myśli, że to mogło się już stać. Od śmierci Laki zaczęła
zupełnie inaczej patrzeć na znaczenie słowa „siła”.
Jakkolwiek podczas igrzysk i w chwili gdy zamordowano
zaprzyjaźnionego z gildią świętego maga znajdowała się w
jakiejś odległości, tak odebranie życia Olietty tuż przed jej
nosem ciągle na niej ciążyło.
- Mylisz się –
powiedział, a jego rozbrajający uśmiech znów podniósł ją na
duchu – Gdybyśmy się wtedy nie spotkali musiałbym szukać innego
lokum. Grupa, którą wtedy spotkaliśmy jak wiesz była mała ale i
tak na pewno już donieśli wyżej postawionym. To ja nawaliłem bo
zbyt wiele się nie dowiedziałem.
Erza miała już
zaprotestować, powiedzieć że gdyby nie jego pomoc na pewno doszło
by do większej liczby tragedii. Ona sama na pewno by już nie żyła.
Przeciwnik z którym się mierzyła z pewnością by ją zabił. Nie
miała jednak ku temu sposobności. Stało się bowiem coś czego
najmniej się w tej chwili spodziewała. Z nieba spadł piorun
uderzając w jednego z potworów odgradzających im drogę. Po jego
niestabilnym ciele przeszły wyładowania elektryczne by w chwilę
potem spowodować jego eksplozję. Wybuchł tak naglę że jego
kawałki oderwane od ciała natychmiast wyparowały. Sama błyskawica
nie miała w sobie nic nadzwyczajnego, nie przypominała ani tych
tajemniczych niebieskich wyładowań, ani tych, którymi posługiwał
się Laxus. Była zwyczajna jednak wyraźnie śmiertelna dla tych
nietypowych tworów. Erza niezwłocznie przybrała na siebie zbroję
cesarza piorunów. Wiedziała już jak mogą wygrać tę walkę.
- Kaishi, sprowokuj
je by jak najbardziej zbiły się w kupę. Ja zajmę się resztą –
zarządziła dobywając halabardy i kumulując w niej energię.
Zbroja pozwalała jej na użycie prostych zaklęć magii błyskawic.
Wprawdzie nie dorównywała w tym magom owego atrybutu ale tym razem
na pewno wystarczy. Ruszyła do ataku. Muszą to szybko zakończyć.
Prawdziwy wróg na pewno już działa.
Lucy nie mogła
znaleźć sobie miejsca. Schron w którym się znajdowała był
wprawdzie obszerny i z łatwością mieścił chroniących się w nim
magów ale perspektywa bezpieczeństwa nie zapewniała jej
satysfakcji. Wiedziała, że bez złotych kluczy nie mogła pomóc
swym przyjaciołom. Czuła, że była by dla nich tylko ciężarem
ale siedząc tu czuła się tak bezużyteczne, że to ją dobijało.
Nigdy nie mogła się równać takim magom jak Natsu, czy Erza ale
zwykle udawało jej się jakoś pomóc drużynie podczas ich misji.
Miała tylko nadzieje, że gdy odeprą już atak uda im się znaleźć
powód przez, który tak źle znosi obecność swych duchów podczas
walki. Przeniosła nieobecne spojrzenie na pozostałych członków
gildii, którzy zdecydowali się ukryć. Najbliżej niej siedzieli
Jet i Droy z ich twarzy odczytała, że bardzo martwią się o Levy.
W przeciwieństwie do swej przyjaciółki nie zaufali jeszcze w pełni
metalowemu zabójcy smoków. Choć czasami myślała, że to ze
względu na zazdrość. Bądź co bądź niebieskowłosa spędzała z
nim sporo czasu. Nieco dalej Romeo i jego ojciec mówili coś o Natsu
ale nie zwracała zbyt na to uwagi. Wiedziała, że chłopak podziwia
go odkąd uratował życie jego taty. Oprócz nich było sporo innych
magów. Max i Nab dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami. Enno i
Mickey na próżno próbowały zabawić zostawioną pod ich opieką
Asukę. Inni podobnie jak ona starali się jak najmniej rzucać się
w oczy pogrążeni we własnych myślach.
- Natsu mam
nadzieję, że szybko to skończysz zanim wszyscy oszalejemy –
szepnęła wznosząc oczy ku górze. Z wzmacnianego sufitu spadło
trochę pyłu. Gdzieś blisko toczyła się walka.
Jellal pruł przez
las wspomagany przez przyśpieszające zaklęcie Meteoru dzięki
któremu błyskawicznie nadrabiał kilkudniową drogę. Uczepiona
jego pleców Meredy co raz rzucała „oszalałeś” jednak
nie zwracał na to uwagi. Jedynym jego celem był teraz powrót do
Magnolii i upewnienie się, że z Erzą wszystko w porządku. Ciągle
miał przed oczami to co się stało w noc w którą smoki
przekroczyły wrota Zaćmienia. Wtedy dotarło do niego jak kruche
jest ludzkie życie i jak niewiele trzeba by je odebrać. Las wydawał
się już kończyć. Drzewa rosły coraz rzadziej. W dolinie widać
było już miasto. Wiszące nad nim czarne chmury nie zwiastowały
niczego dobrego. Przyśpieszył, był już bardzo blisko. Chciał już
wyhamować, dy niespodziewanie w coś uderzył. Świat zaczął
wirować. Ostatnim co usłyszał nim osunął się na ziemię był
krzyk Meredy.
Stał pośrodku wielkiej sali
znajdującej się w Rajskiej Wieży. Czekał. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego co działo się na innych piętrach. Przyjaciele Erzy
przybyli po swą towarzyszkę, a ci których dotąd wykorzystywał do
wybudować owej konstrukcji poznali prawdę. Uśmiechną się kpiąco.
Był na to przygotowany. Nie byli mu już potrzebni, pozbędzie się
ich już niebawem. Wszystko szło po jego myśli. Jednak głęboko
wewnątrz świadomości jego prawdziwe ja, prawdziwy Jellal odzyskał
iskrę dawno utraconej nadziei. Już wiele lat nie próbował
odzyskać kontroli nad własnym ciałem i uczuciami. To było takie
dziwne ruszać się wbrew swojej woli i czuć coś czego wcale nie
odczuwa. Powodowało to wiele sprzeczności w jego umyśle przez,
które słabł coraz bardziej. Nie potrafił zaprzestać narzuconego
planu ukończenie rzekomo przyszłej świątyni Zerefa. Nie stawiał
oporu, gdy niektórzy jego niewolnicy ginęli, nie przeszkadzało mu,
że niektórzy uciekali lub zostali niby potajemnie zabrani przez
inne gildie. Trzymał przy sobie jednak tych, z którymi najbardziej
była związana Erza. Zwariowaną fankę kotów Milliannę,
strachliwego Shô , dziwaka Wally'ego oraz Simona. Wiedział, że ten
nie do końca mu ufa, wiedział, że nadal bliska jest mu Erza i to
było właśnie dobrym powodem by go zatrzymać jak najbliżej.
Jednak świadomość, że Scarlet stała się tak potężna i zdobyła
tylu silnych przyjaciół, że zaistniała w nim nadzieja, iż któreś
z nich go zabije. Śmierć była jedynym co uwolniło by go z
koszmaru braku kontroli nad własnym ciałem i narzucanymi emocjami.
Nie zasługiwał na życie choćby po tym co zrobił Erzie i innym.
Jednak najbardziej przerażało go to co planowało jego „Nowe ja”.
Drżał z podniecenia. Wskrzeszenie Zerefa kosztem życia innego maga
miało odbyć się już dzisiaj. Ofiarą dla niego miała być
właśnie Erza. Wystarczyło tylko poczekać na moment w którym będą
sami. Podejrzewał, że i ona będzie do tego dążyć. Przecież
nadal nie zna prawdziwego powodu jego zachowywania. Bawiło go jej
roztrzęsienie, gdy kroczyła korytarzami jego fortecy. Rozsiadł się
wygodniej na swoim tronie. Żmudne oczekiwanie na pewno rozweseli mu
starcie wróżek z wynajętymi przez niego zabójcami.
Dyszał trzymając się za ranę w
okolicach brzucha, którą zadała mu Erza. Choć szkarłatnowłosa
bez wątpienia dysponowała potężną mocą cięła bardzo płytko.
Uśmiechną się szyderczo. Nadal wierzyła, że może coś zmienić
w jego sytuacji. Sytuacji, która była dla niego wyborna. Nie chciał
się zbyt ubrudzić przed spotkaniem Zerefa. Celowo sprowokował ją
by go przewróciła. Przeżył chwilę grozy gdy Erza zatrzymała swe
ostrza minimetry od jego głowy. Jednak szybko zdał sobie sprawę z
tego, że nie potrafiła go zabić. Nie ważne jaka była wściekła
nie potrafiła by mu tego zrobić. Prawdziwy Jellal uwięziony
wewnątrz swej świadomości doskonale wiedział, że to ostatnia
szansa by go zabić i powstrzymać przed tym co zamierzał. To
ostatnia szansa by Erza przeżyła, a światem nie zawładnął
Zeref. Chciał krzyknąć, ostrzec ją by się odsunęła lecz
zamiast tego z jego ust wydobył się zupełnie inny potok słów.
Choć same w sobie nie były kłamstwem. Naprawdę mimo wielu prób
nie był w stanie wyzwolić się spod tej klątwy. Wątpił też w
jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Skoro obecność Erzy nie mogłaby mu
w tym pomóc to wątpił by cokolwiek mogło to zrobić. Była
przecież najbliższą jego sercu osobą. Wszystkie wioski z których
pochodziły mali niewolnicy wieży niebios zostały zrujnowane, a
dorośli mieszkańcy zabici. W efekcie czego uwięzione dzieci miały
tylko siebie. Jednak teraz, wszystkie to słowa, gesty miały tylko
jeden cel. Sprowokowanie jej uczuć do tego stopnia by nawiązała z
nim kontakt fizyczny. Kiedy wreszcie powiedział, że zaraz w wierzę
uderzy Etherion pewna, że niedługo wszyscy zginął przytuliła go.
Nawet pomimo braku kontroli jej delikatne, ciepłe dłonie dodały mu
otuchy. Zawsze była taka czuła. To co się działo później
pamiętał jak przez mgłę. Nastąpiło uderzenie, którego moc
wchłonęła wieża, połączył się ze swoją projekcją.
Wykorzystując przerażenie Erzy uaktywnił nałożone na nią
zaklęcie wiążącego węża, po czym chciał ją umieścić w
jednej z Etherionowych kolumn by ukończyć dzieło przyzwania. Czuł
jak jego serce rozdziera rozpacz. Robienie czegoś takiego tej osoby
sprawiało, że cierpiał wielkie katusze psychiczne. Wiedział, że
sam tego nie powstrzyma i właśnie wtedy uderzył go Natsu.
Leżał bezwładnie na ziemi, a jego
świadomość powoli wracała. Już nie czuł tej mrocznej energii
zmuszającej go do robienie tych wszystkich rzeczy. Jednak wymęczone
ciało odmawiało jakiegokolwiek ruchu. Powoli odchylił nieznacznie
powieki i serce w nim zabiło tak mocno, że omal nie stanęło. Erza
unosiła się wewnątrz Etherionu, uśmiechała się pocieszająco do
smoczego zabójcy, który nie ustawał w próbach rozwalenia
więżącego ją kryształu. Wiedział, że te próby są
bezskuteczne. Erza poświęcała się dla dobra całego przyjaciół,
całego kraju. Nie wiedział na jak wielką okolicę objęły by
zniszczenia ale na pewno ucierpiały by tysiące. Jednak fakt, że to
właśnie ona miała zginąć sprawiał, że tracił całą chęć
życia jaka mu została. Zamknął oczy czując, że osuwa się w
ciemność. W chwilę później usłyszał donośny trzask. Wieża
zaczęła się walić, a on opadać w dół wraz z nią.
Gray obejmował
jedną ręką Juvie, a drugą co raz zamrażając kłębiące się
wokół nich potwory. Jednak było to działanie tylko chwilowe. Ich
galaretowate ciała pęczniały krusząc stworzony przez niego lód.
Nie mógł też nawet wykorzystać tych chwil na ucieczkę. Nie mógł
zostawić tu Juvii. Była nieprzytomna, a jej ciało zbyt wodniste by
je stabilnie unieść. Przeklął w duchu widząc jak nieznanych
stworów zaczyna przybywać.
- Irytujące
jesteście jak Natsu – prychną pod nosem wysyłając ku nim
kolejną mroźną fale.
Zastanawiał się
co nimi kieruje. Nie wydawały się zbyt wrogo nastawione, ani też
nie wykazywały chęci jakiejkolwiek pomocy. Otaczały go coraz
śmielej i ciągle ich przybyło.
- Przecież nigdzie
się nie ruszam – warkną zamrażając kolejne.
Wiedział,
że zaraz się uwolnią ale inne rozwiązanie nie przychodziło mu do
głowy. Nagle przed nim przemknęła cieka wiązka błyskawic
trafiając w kilka stworów jednocześnie. Nie minęła sekunda, a
nie było po nich śladu. Myśląc, że to Laxus przygotował się
już w duchu na kolejne kąśliwe uwagi w jego stylu. Poczuł, więc
ulgę gdy spostrzegł szkarłatne włosy rozdmuchiwane przez wiatr.
Erza jak zwykle przybyła w odpowiednim momencie. Czasem zazdrościł
jej zbroi, które dawały jej wiele różnych możliwości jak w tym
przypadku. Nim zdołał się odezwać dobiegł do nich kolejny mag.
- Er-chan, proszę
nie startuj tak gwałtownie bo za tobą nie nadążam – powiedział
między szybkimi oddechami Kaishi. Gray założył, że musiał gonić
Tytanię w jej zbroi lotu co samo w sobie było nie lada wyzwaniem.
- Co z Juvią -
spytała ignorując swego zasapanego towarzysza.
- Musi
to być jakaś reakcja na deszcz. Jest mocno rozwodniona i
nieprzytomna ale chyba nic poza tym jej nie dolega, przynajmniej mam
taką nadzieję – nie wiedział czy określenia jakich użył są
poprawne ale nic innego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy –
Zakładam, że ten skurczybyk co za tym stoi jeszcze nie został
złapany – odczytawszy odpowiedź z ich min kontynuował – Sam
poszedłbym dalej by wreszcie dać mu w kość ale nie mogę jej tak
zostawić samej – spojrzał na delikatni rozmytą twarz
niebieskowłosej. Wyglądała tak bezbronnie ale sam kiedyś odczuł
jak wielka moc się w niej skrywa.
- Wy
idzie dalej, a ja ją przetransportuje z powrotem do gildii –
zaoferował Kaishi po czym delikatnie dotknął Juvii tworząc wokół
niej kulistą powłokę, którą z łatwością podniósł do góry
wraz ze znajdującą się w niej czarodziejką.
- Nieźle
– skomentował z podziwem Gray – chyba jako jedyny potrafisz ją
podnieść w tym stanie – zawahał się po czym dodał – a
właśnie nie mówiłeś jeszcze nam jaką magią konkretnie władasz
– zauważył.
Kaishi wyglądał
na nieco zbitego z tropu tym pytaniem ale nim zdołał odpowiedzieć
ponad dachami domów od strony polany zachmurzone niebo przeszył
snop ognia. Wszyscy doskonale wiedzieli co to znaczy. Natsu
przystąpił do walki.
- Porozmawiacie o
tym później – zarządziła Scarlett choć i ją intrygowała moc
chłopaka wiedziała, że będą o wiele bardziej odpowiednie momenty
na taką rozmowę – Gray ruszamy natychmiast, Kaishi jak
najszybciej przetransportuj Juvię do gildii. Zostań już tam z nią
i pomagaj w obronie. Niewykluczone, że Mirze i reszcie przyda się
twoja pomoc.
- Wedle rozkazu
szefowo – zażartował młody mag i posłusznie skierował się w
stronę gildii podtrzymując swą magią Juvię.
Erza patrzyła
chwilę za nim. Pytanie Gray'a uświadomiło jej jak sama niewiele
wie o nowym członku Fairy Tail. Szybko jednak otrząsnęła się z
zamyślenia. Nie miel czasu na takie rozważania.
- Nie zwlekajmy –
z przyzwyczajenia ponagliła czarnowłosego i razem z nim ruszyła w
kierunku walki smoczego zabójcy. Przeczucie mówiło im, że dzieje
się coś złego.
Natsu wpatrywał
się w Mirajane. Nigdy nie przepuszczał, że zobaczy ją w pełnej
odsłonie owej duszy. Mistrz stanowczo przestrzegł ją przed
używaniem jej na więcej niż jedną rękę. Podobno przejęła
demona nieświadomie co tylko utrudniało kontrolę. W dodatku to nie
było jego jedyne zmartwienie. Lisanna była zbyt ranna by mu pomóc
a on sam nie chciał spuścić jej z oka. Zbyt się obawiał, że
znów coś się jej stanie, gdy nie będzie go przy niej. Smocza
zabójczyni stała spokojnie z uśmiechem przyglądając się tej
sytuacji. Dobrze się bawiła obserwując ich bezradność. Teraz
zrozumiał o co chodziło mistrzowi, gdy mimo jego nalegań nie
chciał się zgodzić by wyruszył na misję wyższej klasy. Wtedy
nie rozumiał, gdy ten mówił mu o okolicznościach, które mogą go
przytłoczyć. Teraz zrozumiał. Sprawy, o których mu mówiono
okazały się bardziej trudne niż mu się wydawało. Dotychczas
sądził, że wszystko może załatwić kolejną rozwałką. Teraz
jednak wiedział, że stoi przed jedną z tych trudnych decyzji co do
których go ostrzegano. Nie mógł oddalić się zbyt od Lisanny bo
sama była bezbronna. Nie mógł też tak po prostu obserwować.
Jeśli Mira się nie opanuje to w szale przestanie odróżniać
przyjaciół od wrogów. Tym co teraz czuł nie była bezsilność
ale dołujący brak możliwości podjęcia dobrej decyzji dzięki
której wszyscy ujdą z tego cało. Wprawdzie wystrzelił jakiś czas
temu trochę ognia w górę ale nie mógł mieć pewności czy ktoś
zwróci na to uwagę.
- Natsu, zostaw
mnie – Lisanna ścisnęła go mocnej za ramie wymuszając zwrócenie
na siebie uwagi – z tą nogą na nic się nie zdam, ale ty możesz
jeszcze uratować innych.
Nie patrzył na
nią. Słowa, które właśnie usłyszał wcale do niego nie
docierały. Jego wzrok był utkwiony w Mirze, która raz po raz
ciskała czarnymi promieniami mogłaby tym poważnie zaszkodzić
wrogowi gdyby tylko nie robiła tego na oślep. Wiedział, że jeśli
nie opanuje tej formy kolejny strzał może być wymierzony w nich.
Lisanna mocniej zacisnęła palce na jego koszuli. Gest podziałał
na niego trzeźwiąco. Skoro on tak się przejmuję tą sytuacją, to
co ona musi czuć. Na własnych oczach straciła brata, jej siostra
właśnie popadła w szał z którego nie wiadomo kiedy się
otrząśnie. Na dodatek przez brak dostępu do swoich smoczych
zmysłów nie mógł stwierdzić co z innymi i czy też kogoś
spotkali co w innym przypadku nie było by dla niego trudne.
Machinalnie otoczył ramieniem Lisannę.
- Nawet o tym nie
myśl – szepnął kiedy po raz kolejny otwierała usta by przekonać
go do swego pomysłu – rodziny się nie zostawia. Przejdziemy przez
to razem.
W momencie w którym
kończył zdanie kolejny promień wystrzelony przez Mirę, osłonił
Lisannę własnym ciałem gotów przyjąć całą jego siłę na
siebie. Uchroniła go przed tym jednakże lodowa kopuła, pojawiająca
się tuż nad ich głowami.
- Znów chciałeś
zgarnąć najlepsze kąski dla siebie – prychną Gray skupiając
się na utrzymaniu osłony.
- Jak zwykle
chcesz mi je zabrać, co? - Natsu nie pozostawał mu dłużny.
Pewnie sprzeczka
rozgorzała by na dobre gdyby obaj nie uchwycili w tym samym momencie
morderczego spojrzenia Erzy.
- Słuchajcie –
powiedziała szkarłatnowłosa obserwując pole walki – ja postaram
się uspokoić Mirę, Gray osłaniaj Lisannę, Natsu ty zajmiesz się
wrogiem – oświadczyła.
Wiedziała, że
smoczy zabójca będąc tu najdłużej z nich zdołał choć trochę
rozpoznać lepiej przeciwniczkę. Sama nie wiedziała jak odczytać
zachowanie niebieskowłosej. Stała ona spokojnie bawiąc się
kosmykiem swych włosów z wzrokiem utkwionym gdzieś ponad nim.
Postanowiła jednak po raz kolejny uwierzyć w Natsu. Smoczy zabójca
na pewno ich nie zawiedzie. Ją czekała inna walka.
- Mira obiecałyśmy
sobie już więcej nie walczyć ale nie dajesz mi wyboru –
powiedziała przybierając zbroję czarnego skrzydła by chwilę
potem odbić mieczem kolejny promień rozszalałej demonicy.
Wiedziała, że przyjaciółka nie chce nikogo skrzywdzić i dlatego
musiała pomóc jej się powstrzymać. Przypomniało jej to rozmowę
jaką odbyły po tym jak zdecydowały się zawiesić broń.
Popijały w
milczeniu herbatę. Z rozgrzanych kubków unosiły się
delikatne strużki pary. Minął tydzień od pogrzebu Lisanny i życie
w gildii powoli zaczęło wracać do normy. Gdzie, nigdzie można
było dosłyszeć pierwsze od tak dawna przebłyski śmiechu. Erza
jednak uważnie obserwowała starszą Strauss. Jedna z
najsilniejszych magów Fairy Tail bardzo się od tego czasu zmieniły.
Włosy, zwykle spięte w kitkę teraz luźno opadały jej na ramiona
i jedynie grzywka była podtrzymywana niewielką gumką. Wyzywający
strój zastąpiła skromna sukienka, a ostry makijaż zupełnie
zniknął z jej twarzy. Była też jeszcze jedna zmiana, której nie
można była dostrzec tylko patrząc na Mirajane.
- Jesteś pewna swej decyzji –
spytała Erza patrząc jak białowłosa wodzi palcem wzdłuż linii
blatu barku.
- Tak, tu chyba najbardziej się
przydam – powiedziała cicho patrząc jak Cana basztuje Laxusa za
to, że wylał jej kieliszek wina.
- Przyznam, że nigdy bym nie
pomyślała, że zdecydujesz się na posadę barmanki – Erza
pozwoliła sobie na drobny uśmiech – a tym bardziej, że
zrezygnujesz z używania swojej magii.
Mirajane długo milczała wyglądając
za okno. Elfmen właśnie kończył kolejne okrążenie wokół
gildii. Jej brat zapragnął stać się silniejszy po to by choć ją
ochronić. Tak jak ona dotychczas chronił swe młodsze rodzeństwo
choć ostatecznie zawiodła.
- Nigdy nie
lubiłam swojej magii. Od kiedy przypadkowo przejęłam demona
atakującego naszą rodzinną wioskę ja, Elf i Lisanna byliśmy
prześladowani. Ostatecznie przyprowadziłam ich tutaj by zaznali
choć trochę szczęścia. Resztę tej historii znasz.
Erza pokiwała głową. Tak
wiedziała doskonale. Mira używając tylko jednej ręki demona,
której nie potrafiła wtedy schować wykonywała misję za misją.
Mimo niemałego zainteresowania unikała rozmowy z kimkolwiek poza
rodzeństwem choć ze względu na swój zapał do misji i im
poświęcała dość mało uwagi. Wszystko po to by zebrać jak
największą sumę pieniędzy. Gdy myślała, że owe oszczędności
starczą by choć na jakiś czas gildia zgodziła się zająć jej
rodziną chciała uciec by nie sprawiać problemu. Dopiero wtedy gdy
chciała się z nimi pożegnać zdała sobie sprawę co przez ten
czas robili. Z pomocą innych magów nauczyli się magi pokrewnej z
jej. Dzięki temu nie czuła się już tak odtrącana. Zgodziła się
na pomoc w opanowaniu swojej. Jednak wola ochrony rodziny była
silniejsza. Mimo wstrętu do swojej mocy zdecydowała się stawać
się coraz silniejszą tylko po to by wiedzieć, że zawsze ich
obroni choć sama jest niewiele starsza.
- Powinnam Cię przeprosić Erzo, za
te wszystkie niepotrzebne sprzeczki i walki – Mira zwiesiła wzrok
- Ja po prostu po śmierci Lisanny uświadomiłam sobie, że tak
naprawdę nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że możesz ich
ochraniać lepiej ode mnie. Jesteś naprawdę potężna. Nie dziwię
się, że święci magowie zaczynają już bać się, że któregoś
dnia strącisz jakiegoś z nich ze stołka.
- Przesadzasz – zaprotestowała
zaskoczona szkarłatnowłosa – ja świętym magiem.. w życiu –
sama myśl o tak odpowiedzialnej posadzie ją przerażała. Nie
chciała brać na barki takiego ciężaru odpowiedzialności jaki
niesie za sobą ten zaszczytny tytuł.
- Tak czy inaczej, proszę Cię
byśmy zakopały już topór. Tak jak na to teraz spojrzę to nawet
nie wiem o co dokładnie były – wydawała się pogrążać w
myślach w usilnym poszukiwaniu owej przyczyny by po chwili na jej
twarzy zagościł nikły uśmiech. Pierwszy od tak dawna.
- Nie ma sprawy – Erza również
się uśmiechnęła – Uznajmy, że nasze wieczne starcia wygrała
właśnie Lisanna. Po za tym miło widzieć, że znów się
uśmiechasz wątpię by chciała by nasza gildia pogrążyła się w
rozpaczy.
Mirajane odpowiedziała jej
skinieniem głowy z szerszym uśmiechem. Po czym obie zaczęły
ustawiać na pułkach butelki, kubki i inne przybory, których nowa
barmanka będzie potrzebować.
- A właśnie Erzo, jeśli mogę
spytać. Dlaczego jesteś ciągle odziana w zbroję. Nawet teraz, gdy
przecież masz wolny dzień?
Szkarłatnowłosa zastygła w
bezruchu rada, że stoi odwrócona do ściany. To była jedyna rzecz
o której nie mogła mówić, choć nie do końca dlatego, że
chciała zachować to dla siebie. Od konieczności odpowiedzenia na
pytanie uratowało ją krzesło wystrzelone między nią, a Mirajane.
- Chyba właśnie odżyła w Fairy
Tail chęć do walki – zauważyła rada, że w tych okolicznościach
nie mogą kontynuować tematu.
Tragedia ja
połączyła. Zostały dobrymi przyjaciółkami. Wiele razy miała
ochotę opowiedzieć jej o swej przeszłości ale wtedy opętany
Jellal mógł skrzywdzić innych jej bliskich. Na szczęście to
miały za sobą. Lisanna powróciła, a Jellal znów stał się
normalny. Teraz stała w pozycji obronnej siłując się mieczem z
jej demoniczną duszą, której pazury w samym tylko natarciu zdołały
naruszyć stal jej miecza. Za wszelką cenę starała się uniknąć
przejścia do ofensywy. Nie chciała jej zranić.
- Wiem, że tego
nie chcesz – powiedziała patrząc w przesiąknięte szaleństwem
oczy przyjaciółki – Natsu pośpiesz się – szepnęła wciąż
usilnie odpierając ataki Miry.
Obserwował młodą
napastniczkę nie bardzo wiedząc co ma robić. Normalnie by po
prostu zaatakować przeciwnika ogniem. Normalnie podczas walki nie
przejmowałby się powodami jeśli miałby z tego wyjść zwycięsko.
Normalnie. Jednak to nie było normalne. Zwykle znali przynajmniej
powód walki. Nawet jej imienia.
- Możesz
powiedzieć choć jak się nazywasz – na jego pięści pojawił się
płomień ale było to spowodowanie nie napaleniem, a nerwami.
- A faktycznie nie
mówiłam – zachichotała – Jestem Ame Fumei. Ty nie musisz się
przedstawiać – powiedziała, gdy już usta – Jesteś Natsu
Dragneel , wychowanek Igneel'a. Słyszałam sporo o tobie i innych
tutejszych zabójcach – mówiąc to wykonała kilka wymachów
sterczącymi z jej pleców skrzydłami. Smoczymi skrzydłami.
- A twój smok,
to.. - kontynuował ostrożnie Natsu. Erza kazała mu jak najdłużej
kontynuować pojawiające się rozmowy by Gray miał czas wycofać
się z Lisanną oraz Happy'm. Wiedział o tym ale ogarnęło go
dziwne uczucie, podobne do tych, które towarzyszyły mu przy
poznaniu Wandy, Gajeel'a oraz bliźniaczych smoków z gildii
szablozębnych.
- Nazywa się
Mizuyama i tak zaopiekowała się mną, gdy byłam mała –
potwierdziła pogodnie Ame.
- Niech zgadnę też
zniknęła siódmego lipca siedemset siedemdziesiątego siódmego
roku – to pytanie wypowiedział automatycznie choć spodziewał się
jaka padnie na to odpowiedź.
- Zniknąć? Nie
nazwałabym tego tak – niebieskowłosa roześmiała się lekko –
ale ci co nie znali smoków osobiście rzeczywiście mogliby tak
uznać.
- Chcesz powiedzieć
– Natsu zamarł, Ame mówiła to takim tonem jakby wcale się tym
nie przejmowała – Chcesz powiedzieć, że wiesz gdzie są nasi
rodzice – przez jego ciało przechodziły dreszcze. Zapomniał, że
uczestniczy w bitwie, zapomniał, że tuż obok niego walczą
zaciekle jego przyjaciółki, zdawał się nawet zapomnieć, że
stojąca przed nim dziewczyna odpowiada za krzywdę przynajmniej
jednego z członków jego gildii.
- A ty tego nie
wiesz – wyglądała na szczerze zaskoczoną – żałosne –
zanuciła nieco lekceważącym tonem.
Natsu przestał
zupełnie panować nad tym co robi. Jakby w transie poszedł
chwiejnym krokiem do Ame i złapał ją mocno za ramiona. Ona
wiedziała. Znała odpowiedź na najważniejsze dla niego pytanie.
Nie zaprotestowała, ani się nie próbowała się wyszarpnąć
patrzyła na niego tylko badawczym spojrzeniem.
- Gdzie –
wyszeptał, a jego głos nietypowo zadrżał – Gdzie jest Igneel?
Wiele razy
wyobrażał sobie chwilę, gdy znajdzie jakiś wartościowy ślad,
który doprowadzi go do odnalezienia przybranego opiekuna ale mijały
lata, a nic nie znalazł. Teraz jednak kolejna smocza wychowanka
stała tuż przed nim, wiedziała co się stało ze smokami, była
tuż przed nim. Był tylko jeden kłopot. Była wrogiem Fairy Tail.
Wrogiem, który odpowiadał za łzy Lisanny i doprowadzenie Miry do
szaleństwa.
- Myślę, że
powinieneś się odwrócić – powiedziała spokojnie wpatrzona na
coś za nim.
- Myślisz, że
jestem aż tak wielkim tępakiem – spytał ściskając ją nieco
mocniej. Czuł, że musi jakoś skłonić ją do odpowiedzi on i inni
smoczy zabójcy zasługują by znać prawdę.
- Naprawdę
powinieneś... - zaczęła ale przerwał jej przerażony głos Erzy.
- Natsu za tobą..
- obrócił się powoli. Mira raz po raz strzelała promieniami, nie
kontrolowała tego. Robiła to coraz szybciej i sama szkarłatnowłosa
miała problemy z odbijaniem wszystkich, Demonica z jakiegoś powodu
celowała w większą skałę. Pod nią przechodził właśnie Gray.
Niosąc Lisannę oraz Happy'ego miał zajęte ręce, co oznaczało
też brak możliwości posłużenia się magią lodowego tworzenia.
Promienie uderzały w zmiękczony deszczem olbrzymi głaz z którego
odpadały coraz większe odłamki kamieni. Wiedział co się zaraz
może stać. Otwierał już usta by krzyknąć gdy kolejny promień
śmigną tuż nad nim. Skała nie wytrzymała i rozpadła się
grzebiąc pod swoimi gruzami nieświadomych tego towarzyszy.
Gajeel był pod
wrażeniem taktycznego myślenia Levy. Runy Freed'a powoli rysowały
się nad ich głowami ujawniając ściany niewidzialnej kopuły
otaczającej miasto. Zgodnie z sugestią niebieskowłosej wielbiący
Laxusa mag sprawił by były widoczne tylko dla nich. Czekał, aż
wnuk mistrza ostrożnie połączy je swoją elektrycznością. Czuł,
że nerwy powoli zaczynają brać w nim górę. Nigdy nie
przepuszczał okazji do rozwałki zwłaszcza gdy ta miała przynieść
pozytywne skutki lecz teraz, gdy drobne chybienie jego ciosu miało
przynieść wszystkim zgubę po raz pierwszy zaczął się wahać czy
rzeczywiście się do tego nadaje.
- Jesteś pewien,
że dasz radę to zrobić – spytała go Cana opróżniając kolejną
butelkę swego trunku.
- Niestety to musi
być Gajeel – powiedziała stanowczo Levy choć widać było, że
też się niepokoi o powodzenie planu – z nas ma najbardziej stałą
cząstkowo siłę ciosu.
- Nie kumam połowy
tego co mówisz ale wychodzi na to, że nikt mnie nie zastąpi, co –
spytał kończąc wypowiedź swoim oryginalnym chichotem czochrając
jedną ręką czuprynę drobnej czarodziejki. Wiedział, że ją to
irytuje ale uwielbiał gdy robiła swoją nadąsaną minę. Wyglądała
wtedy tak uroczo, że zawsze poprawiał mu się humor.
- Cóż raz się
żyje – powiedział szykując się do ciosu wzrokiem szukając
środka celu. Nigdy nie był zbyt dobry z matematyki.
- Może to Ci
pomoże – westchnęła Cana wyrzucając w górę jedną ze swych
kart. Perfekcyjnie w samym centrum sklepienia wyłoniła się z niej
iluzja głowy Natsu bezczelnie pokazujących im język.
- Ty bezczelny
gnojku – wrzasną Gajeel i wyprowadził atak żelazną buławą.
Trafił, a w chwilę
później niebo nad nimi zaczęło pękać.
Pad polaną
zapanowała cisza przerywana jedynie szumem padającego deszczu.
Natsu sparaliżowało niedowierzanie. Nie czuł wściekłości ani
strachu. Wiedząc, że postępuje nierozważnie, wiedząc że Ame w
pełni sił stoi tuż za nim wyparł do przodu i zaczął odgarniać
gruzy.
- Jesteś strasznie
nerwowy – Ame wodziła za nim oczami poruszając głową w rytmie
jego ruchów – Nie miałeś przypadkiem ze mną walczyć?
- Zamknij się –
syknął Natsu podnosząc oburącz wielki kamień. Wyłaniająca się
spod niego blada ręka Lisanny. Jednak to nie on krzyknął jako
pierwszy.
Mira w końcu
odzyskała świadomość i samokontrolę. Odrzuceniu duszy demona
towarzyszył przepełniony rozpaczą krzyk białowłosej. Osunęła
się powoli w ramiona Erzy. Dusza zużyła większą część jej
magicznej mocy i nie miała nawet siły się poruszyć, podbiec do
zawaliska i razem z Natsu próbować wydostać z stamtąd swą
siostrę. Erza trzymała ją mocno w ramionach sama walcząc ze swym
gniewem. Jedynie obecność Ame powstrzymywała ją od podjęcia
niekontrolowanych działań. Wiedziała, choć jej serce również
cierpiało, że jeśli wszyscy się zbiegną w jedno miejsce będą
zbyt łatwym celem. Nim jednak ktokolwiek z nich zdążył jakoś
zareagować wiele małych wyładowań przemknęło przez ciemne
chmury, nastąpił ogromny huk, a chwilę potem niebo nad nimi się
rozpogodziło. Powróciło słońce, które od razu zaczęło
rozgrzewać polanę.
- Oho, chyba musimy
się już pożegnać – nie wyglądała jednak na zaskoczoną takim
obrotem spraw – Wpadniemy innym razem.
- Wy – powtórzyła
słabym głosem Mirajane.
- Aha –
przytaknęła Ame – ja zabawiałam was deszczem i chmurkami. Do
Trick należą niebieskie wyładowania i bariera. No to spadam, papa
– pomachała im radośnie ręką i nim ktoś zdołał coś zrobił
wystrzeliła w powietrze i z zawrotną szybkością skierowała się
na wschód.
Do Natsu
natychmiast powróciły jego smocze zmysły. Czuł w powietrzu
znajomy zapach. Nie byli tu sami ale z pewnością nie chodziło o
wroga. Niestety nie miał czasu przekazać wiadomości innym. Teraz
musieli jak najszybciej oddać przyjaciół pod opiekę Porlyusic'y.
Tylko ona mogła pomóc ich przyjaciołom. Miał nadzieję, że nie jest za późno i przeżyją.
--------------------------------------------------------------------------------------
pl. Smocze tajemnice.
Końcówka nie do końca wyszła mi tak jak chciałam ale koncepcja jest podobna do zamierzonej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam ale miałam sporo na głowie. Caxi, zanim zapomnę to odpowiem na twoje pytanie. Nie wiem do końca ile będzie rozdziałów ale nie jesteśmy nawet w połowie tego co planuje. Choć nie wiem czy to dobrze biorąc pod uwagę moje tępo dodawania. Nie martw się też o żelka z czasem będzie go coraz więcej. Jest ważną osobą w tym opowiadaniu. ;) Jeśli widzicie jakieś błędy w tekście to mówcie. Jako dyslektyk nigdy nie mogę być pewna, że wszystkie wyłapałam.
Hej wczoraj jak wstawiałam rozdział zobaczyłam twojego bloga i od razu się zakochałam w historii :) Co do błędów nie martw się też jestem dyslektykiem (ale jako, że książki połykam jak młoda orka trochę się to naprawiło ^^") Bardzo mnie interesuje motyw z kluczami :)!! Czekam na nowy rozdział Jeśli masz ochotę wpadnij na mojego bloga on jest bardziej pomieszany bo są tam raczej postacie oprócz głównych jeszcze wymyślone :P
OdpowiedzUsuńhttp://fairy-tail-fan-fick.blogspot.com/
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ^^
Dziękuję ślicznie za odpowiedź <3 No i oczywiście bardzo się cieszę, że planujesz dużo rozdziałów - będę miała co czytać bo nudy (a jeśli będzie dużo niebieskiego, to już w ogóle *-*). Co do błędów: wyłapałam jakieś tam pojedyncze literówki i brak przecinków, ale nie bardzo zwracałam na to uwagę przy czytaniu, więc nie musisz się martwić – tragicznie nie jest ;)
OdpowiedzUsuńTo teraz rozdział: przede wszystkim strasznie podobały mi się momenty z Żelkiem, ale to nie nowość :D Ogólnie wszystko mi się podobało, bardzo ładnie opisujesz akcję, dialogi wypadają troszkę słabiej, ale nie aż tak, żebyś musiała się tym martwić.
Kaishi, Kaishi... chłopie, co ja mam z tobą zrobić . Polubiłam gościa, ale po tym rozdziale jestem na 99% pewna, że coś planuje - niekoniecznie dobrego. A szkoda, bo wykreowałaś go na bardzo przyjemną postać, o której miło się czyta. No i oczywiście jest blisko Erzy, przez co niebieski jest zazdrosny - a to jest mój ulubiony wątek (po cichu liczę na walkę Jellal vs. Kaishi, ale to tylko takie moje małe marzenie :>).
No i tradycyjna prośba – jeśli możesz, to dodawaj rozdziały częściej, bo umieram z ciekawości, co tam sobie wymyśliłaś odnośnie naszej Jerzy.
Życzę mnóstwo weny i wszystkiego, co pomaga ci w pisaniu <3
CZŁOWIEKU TY MASZ POJĘCIE JAK DŁUGI CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ? Ale,przynajmniej,wspomnieniami i akcją mi to wynagrodziłaś.I pisz częściej bo z niecierpliwości spać nie mogę!
OdpowiedzUsuń