czwartek, 14 stycznia 2016

15.Doragon no himitsu

Wszyscy zgromadzeni w gildii wpatrywali się z zapartym tchem w to co się dzieje na polanie. Jedynym wyjątkiem był Levy, która spisywała na kartce runiczne znaki nadal poszukując przeciw zaklęcia. Nie mogli uwierzyć, że ktoś z taką łatwością mógł pokonać Elfman'a. Ich towarzysz dosłownie rozprysł się na ich oczach. Mirajane wprawdzie przybrała swą najsilniejszą duszę ale zupełnie straciła kontrolę i stanowiła teraz zagrożenie na równi z najeźdźcą. Lisanna była ranna. Natsu wprawdzie przybył już na miejsce ale puki co nie miał jak włączyć się do walki, a Happy był niezdolny do przyzwania skrzydeł. Sytuacja zdecydowanie była dla nich nie korzystna. Pozostało im jedynie czekać i obserwować jak to się dalej potoczy.
- Chyba znalazłam lukę w tym zaklęciu deszczu – niezręczna ciszę przerwała Levy podnosząc się z podłogi obłożonej kartkami papieru. Głos jej drżał, a ciałem wstrząsał co jakiś czas dreszcz. Mimo to wiedziała, że muszą dokończyć to co zaczęli.
- Powiedz co mamy robić – Laxus zatarł ręce gotowy do akcji – jeszcze chwila, a nas zaleje – dodał poważniejszym tonem przynosząc wzrok ku oknu. On też był wściekły na wroga. Mimo swej twardej natury nie potrafił wybaczyć takiej zbrodni jak zabicie członka jego gildii.
- Niezbędna będzie do tego moc twojego piorunu, Jutsu Shiki Freed'a oraz mocnych ciosów Gajeel'a – oświadczyła Levy robiąc ostatnie poprawki w swych notatkach.
- Zgaduję, że ta kombinacja ma jakieś znaczenie – powiedział Pantherlily wracając do swej podstawowej formy.
Twarz Levy spoważniała. Zupełnie nie wiedziała jak przekazać przyjaciołom to co właśnie odkryła. Czarny exceed miał rację. Dosłownie tego im było trzeba do pozbycia się szkodliwych chmur, które negatywnie wpływały na mieszkańców miasteczka. Fakt, że Wendy jeszcze nie wróciła świadczył o tym, że i ona miała pełne ręce roboty. Jednak rzecz, której się dowidziała była może i skuteczna ale również zabójcza gdy się użyje jej w nieprawidłowy sposób.
- Słuchajcie – powiedziała starając się zamaskować swą stanowczością niepokój w głosie – To wszystko nie jest takie proste jak by się mogło wydawać.
Nie wiedziała na jak długo zamilkła po wypowiedzeniu tego zdania. Dopiero, gdy Gajeel położył jej swą muskularną dłoń na jej stosunkowo małej głowie zrozumiała, że zbyt długo nie wypowiedziała słowa. Zwłaszcza, że cała uwaga była skupiona na niej.
- Nic nie jest ostatnio zbyt proste – zauważył czarnowłosy – Przeciwnie, wszystko nam się ostatnio strasznie komplikuje i nadal nie mamy możliwości ataku. Irytuje mnie to, że wciąż musimy czekać na ruch wroga by mieć jakiekolwiek pojęcie o tej sytuacji. Jedno jest tylko pewne. Jesteś z nas wszystkich najmądrzejsza i nawet jeśli nie będzie to proste zrobimy wszystko dokładnie z twoją strategią. Nawet jeśli mogą być tego konsekwencje to lepiej podjęć ryzyko niż czekać aż ktoś nas załatwi bo znudzi mu się bawić w ten deszczyk.
To ostatecznie przekonało Levy, że nie powinna zatajać prawdy jeśli rzeczywiście odkryła skuteczny sposób może nawet nie na pozbycie się wroga ale z pewnością na jego osłabienie. Pokiwała tylko głową i zaczęła wyjaśniać. Według jej obliczeń całe miasto pokrywała kopuła w dużym stopniu przypominająca magiczne pułapki stosowane przez zaklęcia Freed'a. Podejrzewała, że byłby w stanie złączyć się z nią za pomocą swojej magii jednocześnie wymuszając na niej odpowiadające im zasady. Elektryczna sieć nałożona nań przez Laxusa zadziałała by jak swoiste zabezpieczenie przed tajemniczymi niebieskimi wyładowaniami. Nawet gdy by zdołały się przez nią przebić osłabione nie powinny stanowić dla nas zagrożenia. Z kolei Gajeel miał zająć się tym co szło mu najlepiej czyli rozwaleniem tego wszystkiego. Jeśli powiem jako warunek „Jutsu Shiki” wyprowadzą tak zwany „Szklany mur” jeden jego mocny cios w sam środek stworzonej przez nich tarczy powinien nie tylko rozwalić niewidzialne ściany, które dogadzały ich od świata zewnętrznego ale też pozbyć się chmur. Co za tym idzie przestałby padać deszcz i szala zwycięstwa zaczęła by się powoli przechylać na ich stronę. Złą stroną jej planu był jednak fakt, że jeśli pomylą się z celnością choć o minimetr wszystkich ich czeka koniec. Wnętrze wrogiej kopuły zapadnie się w sobie tworząc coś na kształt tymczasowej czarnej dziury, która unicestwi wszystko w swym środku. Musiała przyznać, że tak radykalnego zabezpieczenia jeszcze nie widziała, a przecież w swoim życiu spotkała nie jedną magiczną pułapkę. Pozostawała oczywiście kwestia samego najeźdźcy, którym jak pokazywała kula Cany była młoda niebieskowłosa zabójczyni smoków. Wierzyła jednak, że mimo przeciwności losu jaki złożyły się na polu walki Natsu da sobie radę. Nie raz już przecież udowodnił, że można na niego liczyć.

Erza zacisnęła mocniej palce na mieczu. Mimo, że była odziana w zbroje królowej mórz nic nie mogła zrobić galaretowatym stworom, których ciała zadały się mieć te same właściwości co Juvii. Po chwili odskoczyła na bok by złapać oddech rzucając przelotne spojrzenie Kaishi'emu. On również nie wydawał się mieć jakiś sensowny pomysł. Czymkolwiek byli ich nietypowi przeciwnicy nadal nie wykazywały chęci ataku ale również nie pozwalały im przejść dalej. Powoli ale stanowczo zbliżały się do nich z każdej możliwej strony. Podświadomie przeczuwała, że próba przebicia się przez nie na siłę nie byłaby najlepszym pomysłem. Było ich wiele i mimo braku zadawanych sobie nawzajem obrażeń czuć było od nich stosunkowo dużą moc magiczną. Nie znali ich możliwości. Ich wróg nie był idiotą. Kilkukrotnie pokazał swoją przebiegłość i bezwzględność atakując tuż przed nich nosem. Dlatego też nie miała wątpliwości, że potrafią coś więcej niż tylko się zrastać. Muszą mieć jakieś inne umiejętności. Irytacja napełniała ją coraz bardziej. Nie miała pojęcia jak może im zaszkodzić, a przecież to jedynie jakieś pionki wyglądające na dzieło jednej osoby.
- Nie denerwuj się tak – usłyszała zza sobą Kaishi'ego, który również nie spuszczał wzroku z ich nietypowych przeciwników – one na coś czekają, dlatego nie atakują i nie pozwalają nam iść dalej.
- Masz pomysł co to może być – spytała odpuszczając na razie kolejne próby ataku mieczem.
- Nie ale cokolwiek to jest one raczej nie chcą nas zabić. Nadal uważam, że celowo zagradzają nam drogę ale też, że nie wyrządziły nam krzywdy. Gdybyśmy byli zbędni w ich planie to najprawdopodobniej już by się nas pozbyły. Zakładam, że gdyby naprawdę tego chcieli już byśmy nie żyli.
Musiała przyznać mu racje. Jedyne co im zostało to oczekiwanie na ich kolejne posunięcie. Bezsilność w jakimkolwiek starciu była czymś co napełniało ją ogromną frustracją. Brak możliwości ochronny tego co dla niej najcenniejsze. Jej przyjaciół rodzinny, która znaczyła dla niej więcej niż cokolwiek na świecie. Osób, które przysięgła sobie chronić za wszelką cenę.
- Przepraszam – szepnęła – to moja wina. Gdyby nie moja słabość wtedy podczas walki, gdy się poznaliśmy najprawdopodobniej nie wplątałbyś się w to wszystko – doskonale wiedziała, że ktoś w każdej chwili może stracić życie jednocześnie nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że to mogło się już stać. Od śmierci Laki zaczęła zupełnie inaczej patrzeć na znaczenie słowa „siła”. Jakkolwiek podczas igrzysk i w chwili gdy zamordowano zaprzyjaźnionego z gildią świętego maga znajdowała się w jakiejś odległości, tak odebranie życia Olietty tuż przed jej nosem ciągle na niej ciążyło.
- Mylisz się – powiedział, a jego rozbrajający uśmiech znów podniósł ją na duchu – Gdybyśmy się wtedy nie spotkali musiałbym szukać innego lokum. Grupa, którą wtedy spotkaliśmy jak wiesz była mała ale i tak na pewno już donieśli wyżej postawionym. To ja nawaliłem bo zbyt wiele się nie dowiedziałem.
Erza miała już zaprotestować, powiedzieć że gdyby nie jego pomoc na pewno doszło by do większej liczby tragedii. Ona sama na pewno by już nie żyła. Przeciwnik z którym się mierzyła z pewnością by ją zabił. Nie miała jednak ku temu sposobności. Stało się bowiem coś czego najmniej się w tej chwili spodziewała. Z nieba spadł piorun uderzając w jednego z potworów odgradzających im drogę. Po jego niestabilnym ciele przeszły wyładowania elektryczne by w chwilę potem spowodować jego eksplozję. Wybuchł tak naglę że jego kawałki oderwane od ciała natychmiast wyparowały. Sama błyskawica nie miała w sobie nic nadzwyczajnego, nie przypominała ani tych tajemniczych niebieskich wyładowań, ani tych, którymi posługiwał się Laxus. Była zwyczajna jednak wyraźnie śmiertelna dla tych nietypowych tworów. Erza niezwłocznie przybrała na siebie zbroję cesarza piorunów. Wiedziała już jak mogą wygrać tę walkę.
- Kaishi, sprowokuj je by jak najbardziej zbiły się w kupę. Ja zajmę się resztą – zarządziła dobywając halabardy i kumulując w niej energię. Zbroja pozwalała jej na użycie prostych zaklęć magii błyskawic. Wprawdzie nie dorównywała w tym magom owego atrybutu ale tym razem na pewno wystarczy. Ruszyła do ataku. Muszą to szybko zakończyć. Prawdziwy wróg na pewno już działa.

Lucy nie mogła znaleźć sobie miejsca. Schron w którym się znajdowała był wprawdzie obszerny i z łatwością mieścił chroniących się w nim magów ale perspektywa bezpieczeństwa nie zapewniała jej satysfakcji. Wiedziała, że bez złotych kluczy nie mogła pomóc swym przyjaciołom. Czuła, że była by dla nich tylko ciężarem ale siedząc tu czuła się tak bezużyteczne, że to ją dobijało. Nigdy nie mogła się równać takim magom jak Natsu, czy Erza ale zwykle udawało jej się jakoś pomóc drużynie podczas ich misji. Miała tylko nadzieje, że gdy odeprą już atak uda im się znaleźć powód przez, który tak źle znosi obecność swych duchów podczas walki. Przeniosła nieobecne spojrzenie na pozostałych członków gildii, którzy zdecydowali się ukryć. Najbliżej niej siedzieli Jet i Droy z ich twarzy odczytała, że bardzo martwią się o Levy. W przeciwieństwie do swej przyjaciółki nie zaufali jeszcze w pełni metalowemu zabójcy smoków. Choć czasami myślała, że to ze względu na zazdrość. Bądź co bądź niebieskowłosa spędzała z nim sporo czasu. Nieco dalej Romeo i jego ojciec mówili coś o Natsu ale nie zwracała zbyt na to uwagi. Wiedziała, że chłopak podziwia go odkąd uratował życie jego taty. Oprócz nich było sporo innych magów. Max i Nab dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami. Enno i Mickey na próżno próbowały zabawić zostawioną pod ich opieką Asukę. Inni podobnie jak ona starali się jak najmniej rzucać się w oczy pogrążeni we własnych myślach.
- Natsu mam nadzieję, że szybko to skończysz zanim wszyscy oszalejemy – szepnęła wznosząc oczy ku górze. Z wzmacnianego sufitu spadło trochę pyłu. Gdzieś blisko toczyła się walka.

Jellal pruł przez las wspomagany przez przyśpieszające zaklęcie Meteoru dzięki któremu błyskawicznie nadrabiał kilkudniową drogę. Uczepiona jego pleców Meredy co raz rzucała „oszalałeś” jednak nie zwracał na to uwagi. Jedynym jego celem był teraz powrót do Magnolii i upewnienie się, że z Erzą wszystko w porządku. Ciągle miał przed oczami to co się stało w noc w którą smoki przekroczyły wrota Zaćmienia. Wtedy dotarło do niego jak kruche jest ludzkie życie i jak niewiele trzeba by je odebrać. Las wydawał się już kończyć. Drzewa rosły coraz rzadziej. W dolinie widać było już miasto. Wiszące nad nim czarne chmury nie zwiastowały niczego dobrego. Przyśpieszył, był już bardzo blisko. Chciał już wyhamować, dy niespodziewanie w coś uderzył. Świat zaczął wirować. Ostatnim co usłyszał nim osunął się na ziemię był krzyk Meredy.

Stał pośrodku wielkiej sali znajdującej się w Rajskiej Wieży. Czekał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co działo się na innych piętrach. Przyjaciele Erzy przybyli po swą towarzyszkę, a ci których dotąd wykorzystywał do wybudować owej konstrukcji poznali prawdę. Uśmiechną się kpiąco. Był na to przygotowany. Nie byli mu już potrzebni, pozbędzie się ich już niebawem. Wszystko szło po jego myśli. Jednak głęboko wewnątrz świadomości jego prawdziwe ja, prawdziwy Jellal odzyskał iskrę dawno utraconej nadziei. Już wiele lat nie próbował odzyskać kontroli nad własnym ciałem i uczuciami. To było takie dziwne ruszać się wbrew swojej woli i czuć coś czego wcale nie odczuwa. Powodowało to wiele sprzeczności w jego umyśle przez, które słabł coraz bardziej. Nie potrafił zaprzestać narzuconego planu ukończenie rzekomo przyszłej świątyni Zerefa. Nie stawiał oporu, gdy niektórzy jego niewolnicy ginęli, nie przeszkadzało mu, że niektórzy uciekali lub zostali niby potajemnie zabrani przez inne gildie. Trzymał przy sobie jednak tych, z którymi najbardziej była związana Erza. Zwariowaną fankę kotów Milliannę, strachliwego Shô , dziwaka Wally'ego oraz Simona. Wiedział, że ten nie do końca mu ufa, wiedział, że nadal bliska jest mu Erza i to było właśnie dobrym powodem by go zatrzymać jak najbliżej. Jednak świadomość, że Scarlet stała się tak potężna i zdobyła tylu silnych przyjaciół, że zaistniała w nim nadzieja, iż któreś z nich go zabije. Śmierć była jedynym co uwolniło by go z koszmaru braku kontroli nad własnym ciałem i narzucanymi emocjami. Nie zasługiwał na życie choćby po tym co zrobił Erzie i innym. Jednak najbardziej przerażało go to co planowało jego „Nowe ja”. Drżał z podniecenia. Wskrzeszenie Zerefa kosztem życia innego maga miało odbyć się już dzisiaj. Ofiarą dla niego miała być właśnie Erza. Wystarczyło tylko poczekać na moment w którym będą sami. Podejrzewał, że i ona będzie do tego dążyć. Przecież nadal nie zna prawdziwego powodu jego zachowywania. Bawiło go jej roztrzęsienie, gdy kroczyła korytarzami jego fortecy. Rozsiadł się wygodniej na swoim tronie. Żmudne oczekiwanie na pewno rozweseli mu starcie wróżek z wynajętymi przez niego zabójcami.

Dyszał trzymając się za ranę w okolicach brzucha, którą zadała mu Erza. Choć szkarłatnowłosa bez wątpienia dysponowała potężną mocą cięła bardzo płytko. Uśmiechną się szyderczo. Nadal wierzyła, że może coś zmienić w jego sytuacji. Sytuacji, która była dla niego wyborna. Nie chciał się zbyt ubrudzić przed spotkaniem Zerefa. Celowo sprowokował ją by go przewróciła. Przeżył chwilę grozy gdy Erza zatrzymała swe ostrza minimetry od jego głowy. Jednak szybko zdał sobie sprawę z tego, że nie potrafiła go zabić. Nie ważne jaka była wściekła nie potrafiła by mu tego zrobić. Prawdziwy Jellal uwięziony wewnątrz swej świadomości doskonale wiedział, że to ostatnia szansa by go zabić i powstrzymać przed tym co zamierzał. To ostatnia szansa by Erza przeżyła, a światem nie zawładnął Zeref. Chciał krzyknąć, ostrzec ją by się odsunęła lecz zamiast tego z jego ust wydobył się zupełnie inny potok słów. Choć same w sobie nie były kłamstwem. Naprawdę mimo wielu prób nie był w stanie wyzwolić się spod tej klątwy. Wątpił też w jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Skoro obecność Erzy nie mogłaby mu w tym pomóc to wątpił by cokolwiek mogło to zrobić. Była przecież najbliższą jego sercu osobą. Wszystkie wioski z których pochodziły mali niewolnicy wieży niebios zostały zrujnowane, a dorośli mieszkańcy zabici. W efekcie czego uwięzione dzieci miały tylko siebie. Jednak teraz, wszystkie to słowa, gesty miały tylko jeden cel. Sprowokowanie jej uczuć do tego stopnia by nawiązała z nim kontakt fizyczny. Kiedy wreszcie powiedział, że zaraz w wierzę uderzy Etherion pewna, że niedługo wszyscy zginął przytuliła go. Nawet pomimo braku kontroli jej delikatne, ciepłe dłonie dodały mu otuchy. Zawsze była taka czuła. To co się działo później pamiętał jak przez mgłę. Nastąpiło uderzenie, którego moc wchłonęła wieża, połączył się ze swoją projekcją. Wykorzystując przerażenie Erzy uaktywnił nałożone na nią zaklęcie wiążącego węża, po czym chciał ją umieścić w jednej z Etherionowych kolumn by ukończyć dzieło przyzwania. Czuł jak jego serce rozdziera rozpacz. Robienie czegoś takiego tej osoby sprawiało, że cierpiał wielkie katusze psychiczne. Wiedział, że sam tego nie powstrzyma i właśnie wtedy uderzył go Natsu.

Leżał bezwładnie na ziemi, a jego świadomość powoli wracała. Już nie czuł tej mrocznej energii zmuszającej go do robienie tych wszystkich rzeczy. Jednak wymęczone ciało odmawiało jakiegokolwiek ruchu. Powoli odchylił nieznacznie powieki i serce w nim zabiło tak mocno, że omal nie stanęło. Erza unosiła się wewnątrz Etherionu, uśmiechała się pocieszająco do smoczego zabójcy, który nie ustawał w próbach rozwalenia więżącego ją kryształu. Wiedział, że te próby są bezskuteczne. Erza poświęcała się dla dobra całego przyjaciół, całego kraju. Nie wiedział na jak wielką okolicę objęły by zniszczenia ale na pewno ucierpiały by tysiące. Jednak fakt, że to właśnie ona miała zginąć sprawiał, że tracił całą chęć życia jaka mu została. Zamknął oczy czując, że osuwa się w ciemność. W chwilę później usłyszał donośny trzask. Wieża zaczęła się walić, a on opadać w dół wraz z nią.

Gray obejmował jedną ręką Juvie, a drugą co raz zamrażając kłębiące się wokół nich potwory. Jednak było to działanie tylko chwilowe. Ich galaretowate ciała pęczniały krusząc stworzony przez niego lód. Nie mógł też nawet wykorzystać tych chwil na ucieczkę. Nie mógł zostawić tu Juvii. Była nieprzytomna, a jej ciało zbyt wodniste by je stabilnie unieść. Przeklął w duchu widząc jak nieznanych stworów zaczyna przybywać.
- Irytujące jesteście jak Natsu – prychną pod nosem wysyłając ku nim kolejną mroźną fale.
Zastanawiał się co nimi kieruje. Nie wydawały się zbyt wrogo nastawione, ani też nie wykazywały chęci jakiejkolwiek pomocy. Otaczały go coraz śmielej i ciągle ich przybyło.
- Przecież nigdzie się nie ruszam – warkną zamrażając kolejne.
Wiedział, że zaraz się uwolnią ale inne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Nagle przed nim przemknęła cieka wiązka błyskawic trafiając w kilka stworów jednocześnie. Nie minęła sekunda, a nie było po nich śladu. Myśląc, że to Laxus przygotował się już w duchu na kolejne kąśliwe uwagi w jego stylu. Poczuł, więc ulgę gdy spostrzegł szkarłatne włosy rozdmuchiwane przez wiatr. Erza jak zwykle przybyła w odpowiednim momencie. Czasem zazdrościł jej zbroi, które dawały jej wiele różnych możliwości jak w tym przypadku. Nim zdołał się odezwać dobiegł do nich kolejny mag.
- Er-chan, proszę nie startuj tak gwałtownie bo za tobą nie nadążam – powiedział między szybkimi oddechami Kaishi. Gray założył, że musiał gonić Tytanię w jej zbroi lotu co samo w sobie było nie lada wyzwaniem.
- Co z Juvią - spytała ignorując swego zasapanego towarzysza.
- Musi to być jakaś reakcja na deszcz. Jest mocno rozwodniona i nieprzytomna ale chyba nic poza tym jej nie dolega, przynajmniej mam taką nadzieję – nie wiedział czy określenia jakich użył są poprawne ale nic innego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy – Zakładam, że ten skurczybyk co za tym stoi jeszcze nie został złapany – odczytawszy odpowiedź z ich min kontynuował – Sam poszedłbym dalej by wreszcie dać mu w kość ale nie mogę jej tak zostawić samej – spojrzał na delikatni rozmytą twarz niebieskowłosej. Wyglądała tak bezbronnie ale sam kiedyś odczuł jak wielka moc się w niej skrywa.
- Wy idzie dalej, a ja ją przetransportuje z powrotem do gildii – zaoferował Kaishi po czym delikatnie dotknął Juvii tworząc wokół niej kulistą powłokę, którą z łatwością podniósł do góry wraz ze znajdującą się w niej czarodziejką.
- Nieźle – skomentował z podziwem Gray – chyba jako jedyny potrafisz ją podnieść w tym stanie – zawahał się po czym dodał – a właśnie nie mówiłeś jeszcze nam jaką magią konkretnie władasz – zauważył.
Kaishi wyglądał na nieco zbitego z tropu tym pytaniem ale nim zdołał odpowiedzieć ponad dachami domów od strony polany zachmurzone niebo przeszył snop ognia. Wszyscy doskonale wiedzieli co to znaczy. Natsu przystąpił do walki.
- Porozmawiacie o tym później – zarządziła Scarlett choć i ją intrygowała moc chłopaka wiedziała, że będą o wiele bardziej odpowiednie momenty na taką rozmowę – Gray ruszamy natychmiast, Kaishi jak najszybciej przetransportuj Juvię do gildii. Zostań już tam z nią i pomagaj w obronie. Niewykluczone, że Mirze i reszcie przyda się twoja pomoc.
- Wedle rozkazu szefowo – zażartował młody mag i posłusznie skierował się w stronę gildii podtrzymując swą magią Juvię.
Erza patrzyła chwilę za nim. Pytanie Gray'a uświadomiło jej jak sama niewiele wie o nowym członku Fairy Tail. Szybko jednak otrząsnęła się z zamyślenia. Nie miel czasu na takie rozważania.
- Nie zwlekajmy – z przyzwyczajenia ponagliła czarnowłosego i razem z nim ruszyła w kierunku walki smoczego zabójcy. Przeczucie mówiło im, że dzieje się coś złego.

Natsu wpatrywał się w Mirajane. Nigdy nie przepuszczał, że zobaczy ją w pełnej odsłonie owej duszy. Mistrz stanowczo przestrzegł ją przed używaniem jej na więcej niż jedną rękę. Podobno przejęła demona nieświadomie co tylko utrudniało kontrolę. W dodatku to nie było jego jedyne zmartwienie. Lisanna była zbyt ranna by mu pomóc a on sam nie chciał spuścić jej z oka. Zbyt się obawiał, że znów coś się jej stanie, gdy nie będzie go przy niej. Smocza zabójczyni stała spokojnie z uśmiechem przyglądając się tej sytuacji. Dobrze się bawiła obserwując ich bezradność. Teraz zrozumiał o co chodziło mistrzowi, gdy mimo jego nalegań nie chciał się zgodzić by wyruszył na misję wyższej klasy. Wtedy nie rozumiał, gdy ten mówił mu o okolicznościach, które mogą go przytłoczyć. Teraz zrozumiał. Sprawy, o których mu mówiono okazały się bardziej trudne niż mu się wydawało. Dotychczas sądził, że wszystko może załatwić kolejną rozwałką. Teraz jednak wiedział, że stoi przed jedną z tych trudnych decyzji co do których go ostrzegano. Nie mógł oddalić się zbyt od Lisanny bo sama była bezbronna. Nie mógł też tak po prostu obserwować. Jeśli Mira się nie opanuje to w szale przestanie odróżniać przyjaciół od wrogów. Tym co teraz czuł nie była bezsilność ale dołujący brak możliwości podjęcia dobrej decyzji dzięki której wszyscy ujdą z tego cało. Wprawdzie wystrzelił jakiś czas temu trochę ognia w górę ale nie mógł mieć pewności czy ktoś zwróci na to uwagę.
- Natsu, zostaw mnie – Lisanna ścisnęła go mocnej za ramie wymuszając zwrócenie na siebie uwagi – z tą nogą na nic się nie zdam, ale ty możesz jeszcze uratować innych.
Nie patrzył na nią. Słowa, które właśnie usłyszał wcale do niego nie docierały. Jego wzrok był utkwiony w Mirze, która raz po raz ciskała czarnymi promieniami mogłaby tym poważnie zaszkodzić wrogowi gdyby tylko nie robiła tego na oślep. Wiedział, że jeśli nie opanuje tej formy kolejny strzał może być wymierzony w nich. Lisanna mocniej zacisnęła palce na jego koszuli. Gest podziałał na niego trzeźwiąco. Skoro on tak się przejmuję tą sytuacją, to co ona musi czuć. Na własnych oczach straciła brata, jej siostra właśnie popadła w szał z którego nie wiadomo kiedy się otrząśnie. Na dodatek przez brak dostępu do swoich smoczych zmysłów nie mógł stwierdzić co z innymi i czy też kogoś spotkali co w innym przypadku nie było by dla niego trudne. Machinalnie otoczył ramieniem Lisannę.
- Nawet o tym nie myśl – szepnął kiedy po raz kolejny otwierała usta by przekonać go do swego pomysłu – rodziny się nie zostawia. Przejdziemy przez to razem.
W momencie w którym kończył zdanie kolejny promień wystrzelony przez Mirę, osłonił Lisannę własnym ciałem gotów przyjąć całą jego siłę na siebie. Uchroniła go przed tym jednakże lodowa kopuła, pojawiająca się tuż nad ich głowami.
- Znów chciałeś zgarnąć najlepsze kąski dla siebie – prychną Gray skupiając się na utrzymaniu osłony.
- Jak zwykle chcesz mi je zabrać, co? - Natsu nie pozostawał mu dłużny.
Pewnie sprzeczka rozgorzała by na dobre gdyby obaj nie uchwycili w tym samym momencie morderczego spojrzenia Erzy.
- Słuchajcie – powiedziała szkarłatnowłosa obserwując pole walki – ja postaram się uspokoić Mirę, Gray osłaniaj Lisannę, Natsu ty zajmiesz się wrogiem – oświadczyła.
Wiedziała, że smoczy zabójca będąc tu najdłużej z nich zdołał choć trochę rozpoznać lepiej przeciwniczkę. Sama nie wiedziała jak odczytać zachowanie niebieskowłosej. Stała ona spokojnie bawiąc się kosmykiem swych włosów z wzrokiem utkwionym gdzieś ponad nim. Postanowiła jednak po raz kolejny uwierzyć w Natsu. Smoczy zabójca na pewno ich nie zawiedzie. Ją czekała inna walka.
- Mira obiecałyśmy sobie już więcej nie walczyć ale nie dajesz mi wyboru – powiedziała przybierając zbroję czarnego skrzydła by chwilę potem odbić mieczem kolejny promień rozszalałej demonicy. Wiedziała, że przyjaciółka nie chce nikogo skrzywdzić i dlatego musiała pomóc jej się powstrzymać. Przypomniało jej to rozmowę jaką odbyły po tym jak zdecydowały się zawiesić broń.

Popijały w milczeniu herbatę. Z rozgrzanych kubków unosiły się delikatne strużki pary. Minął tydzień od pogrzebu Lisanny i życie w gildii powoli zaczęło wracać do normy. Gdzie, nigdzie można było dosłyszeć pierwsze od tak dawna przebłyski śmiechu. Erza jednak uważnie obserwowała starszą Strauss. Jedna z najsilniejszych magów Fairy Tail bardzo się od tego czasu zmieniły. Włosy, zwykle spięte w kitkę teraz luźno opadały jej na ramiona i jedynie grzywka była podtrzymywana niewielką gumką. Wyzywający strój zastąpiła skromna sukienka, a ostry makijaż zupełnie zniknął z jej twarzy. Była też jeszcze jedna zmiana, której nie można była dostrzec tylko patrząc na Mirajane.
- Jesteś pewna swej decyzji – spytała Erza patrząc jak białowłosa wodzi palcem wzdłuż linii blatu barku.
- Tak, tu chyba najbardziej się przydam – powiedziała cicho patrząc jak Cana basztuje Laxusa za to, że wylał jej kieliszek wina.
- Przyznam, że nigdy bym nie pomyślała, że zdecydujesz się na posadę barmanki – Erza pozwoliła sobie na drobny uśmiech – a tym bardziej, że zrezygnujesz z używania swojej magii.
Mirajane długo milczała wyglądając za okno. Elfmen właśnie kończył kolejne okrążenie wokół gildii. Jej brat zapragnął stać się silniejszy po to by choć ją ochronić. Tak jak ona dotychczas chronił swe młodsze rodzeństwo choć ostatecznie zawiodła.
- Nigdy nie lubiłam swojej magii. Od kiedy przypadkowo przejęłam demona atakującego naszą rodzinną wioskę ja, Elf i Lisanna byliśmy prześladowani. Ostatecznie przyprowadziłam ich tutaj by zaznali choć trochę szczęścia. Resztę tej historii znasz.
Erza pokiwała głową. Tak wiedziała doskonale. Mira używając tylko jednej ręki demona, której nie potrafiła wtedy schować wykonywała misję za misją. Mimo niemałego zainteresowania unikała rozmowy z kimkolwiek poza rodzeństwem choć ze względu na swój zapał do misji i im poświęcała dość mało uwagi. Wszystko po to by zebrać jak największą sumę pieniędzy. Gdy myślała, że owe oszczędności starczą by choć na jakiś czas gildia zgodziła się zająć jej rodziną chciała uciec by nie sprawiać problemu. Dopiero wtedy gdy chciała się z nimi pożegnać zdała sobie sprawę co przez ten czas robili. Z pomocą innych magów nauczyli się magi pokrewnej z jej. Dzięki temu nie czuła się już tak odtrącana. Zgodziła się na pomoc w opanowaniu swojej. Jednak wola ochrony rodziny była silniejsza. Mimo wstrętu do swojej mocy zdecydowała się stawać się coraz silniejszą tylko po to by wiedzieć, że zawsze ich obroni choć sama jest niewiele starsza.
- Powinnam Cię przeprosić Erzo, za te wszystkie niepotrzebne sprzeczki i walki – Mira zwiesiła wzrok - Ja po prostu po śmierci Lisanny uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że możesz ich ochraniać lepiej ode mnie. Jesteś naprawdę potężna. Nie dziwię się, że święci magowie zaczynają już bać się, że któregoś dnia strącisz jakiegoś z nich ze stołka.
- Przesadzasz – zaprotestowała zaskoczona szkarłatnowłosa – ja świętym magiem.. w życiu – sama myśl o tak odpowiedzialnej posadzie ją przerażała. Nie chciała brać na barki takiego ciężaru odpowiedzialności jaki niesie za sobą ten zaszczytny tytuł.
- Tak czy inaczej, proszę Cię byśmy zakopały już topór. Tak jak na to teraz spojrzę to nawet nie wiem o co dokładnie były – wydawała się pogrążać w myślach w usilnym poszukiwaniu owej przyczyny by po chwili na jej twarzy zagościł nikły uśmiech. Pierwszy od tak dawna.
- Nie ma sprawy – Erza również się uśmiechnęła – Uznajmy, że nasze wieczne starcia wygrała właśnie Lisanna. Po za tym miło widzieć, że znów się uśmiechasz wątpię by chciała by nasza gildia pogrążyła się w rozpaczy.
Mirajane odpowiedziała jej skinieniem głowy z szerszym uśmiechem. Po czym obie zaczęły ustawiać na pułkach butelki, kubki i inne przybory, których nowa barmanka będzie potrzebować.
- A właśnie Erzo, jeśli mogę spytać. Dlaczego jesteś ciągle odziana w zbroję. Nawet teraz, gdy przecież masz wolny dzień?
Szkarłatnowłosa zastygła w bezruchu rada, że stoi odwrócona do ściany. To była jedyna rzecz o której nie mogła mówić, choć nie do końca dlatego, że chciała zachować to dla siebie. Od konieczności odpowiedzenia na pytanie uratowało ją krzesło wystrzelone między nią, a Mirajane.
- Chyba właśnie odżyła w Fairy Tail chęć do walki – zauważyła rada, że w tych okolicznościach nie mogą kontynuować tematu.

Tragedia ja połączyła. Zostały dobrymi przyjaciółkami. Wiele razy miała ochotę opowiedzieć jej o swej przeszłości ale wtedy opętany Jellal mógł skrzywdzić innych jej bliskich. Na szczęście to miały za sobą. Lisanna powróciła, a Jellal znów stał się normalny. Teraz stała w pozycji obronnej siłując się mieczem z jej demoniczną duszą, której pazury w samym tylko natarciu zdołały naruszyć stal jej miecza. Za wszelką cenę starała się uniknąć przejścia do ofensywy. Nie chciała jej zranić.
- Wiem, że tego nie chcesz – powiedziała patrząc w przesiąknięte szaleństwem oczy przyjaciółki – Natsu pośpiesz się – szepnęła wciąż usilnie odpierając ataki Miry.

Obserwował młodą napastniczkę nie bardzo wiedząc co ma robić. Normalnie by po prostu zaatakować przeciwnika ogniem. Normalnie podczas walki nie przejmowałby się powodami jeśli miałby z tego wyjść zwycięsko. Normalnie. Jednak to nie było normalne. Zwykle znali przynajmniej powód walki. Nawet jej imienia.
- Możesz powiedzieć choć jak się nazywasz – na jego pięści pojawił się płomień ale było to spowodowanie nie napaleniem, a nerwami.
- A faktycznie nie mówiłam – zachichotała – Jestem Ame Fumei. Ty nie musisz się przedstawiać – powiedziała, gdy już usta – Jesteś Natsu Dragneel , wychowanek Igneel'a. Słyszałam sporo o tobie i innych tutejszych zabójcach – mówiąc to wykonała kilka wymachów sterczącymi z jej pleców skrzydłami. Smoczymi skrzydłami.
- A twój smok, to.. - kontynuował ostrożnie Natsu. Erza kazała mu jak najdłużej kontynuować pojawiające się rozmowy by Gray miał czas wycofać się z Lisanną oraz Happy'm. Wiedział o tym ale ogarnęło go dziwne uczucie, podobne do tych, które towarzyszyły mu przy poznaniu Wandy, Gajeel'a oraz bliźniaczych smoków z gildii szablozębnych.
- Nazywa się Mizuyama i tak zaopiekowała się mną, gdy byłam mała – potwierdziła pogodnie Ame.
- Niech zgadnę też zniknęła siódmego lipca siedemset siedemdziesiątego siódmego roku – to pytanie wypowiedział automatycznie choć spodziewał się jaka padnie na to odpowiedź.
- Zniknąć? Nie nazwałabym tego tak – niebieskowłosa roześmiała się lekko – ale ci co nie znali smoków osobiście rzeczywiście mogliby tak uznać.
- Chcesz powiedzieć – Natsu zamarł, Ame mówiła to takim tonem jakby wcale się tym nie przejmowała – Chcesz powiedzieć, że wiesz gdzie są nasi rodzice – przez jego ciało przechodziły dreszcze. Zapomniał, że uczestniczy w bitwie, zapomniał, że tuż obok niego walczą zaciekle jego przyjaciółki, zdawał się nawet zapomnieć, że stojąca przed nim dziewczyna odpowiada za krzywdę przynajmniej jednego z członków jego gildii.
- A ty tego nie wiesz – wyglądała na szczerze zaskoczoną – żałosne – zanuciła nieco lekceważącym tonem.
Natsu przestał zupełnie panować nad tym co robi. Jakby w transie poszedł chwiejnym krokiem do Ame i złapał ją mocno za ramiona. Ona wiedziała. Znała odpowiedź na najważniejsze dla niego pytanie. Nie zaprotestowała, ani się nie próbowała się wyszarpnąć patrzyła na niego tylko badawczym spojrzeniem.
- Gdzie – wyszeptał, a jego głos nietypowo zadrżał – Gdzie jest Igneel?
Wiele razy wyobrażał sobie chwilę, gdy znajdzie jakiś wartościowy ślad, który doprowadzi go do odnalezienia przybranego opiekuna ale mijały lata, a nic nie znalazł. Teraz jednak kolejna smocza wychowanka stała tuż przed nim, wiedziała co się stało ze smokami, była tuż przed nim. Był tylko jeden kłopot. Była wrogiem Fairy Tail. Wrogiem, który odpowiadał za łzy Lisanny i doprowadzenie Miry do szaleństwa.
- Myślę, że powinieneś się odwrócić – powiedziała spokojnie wpatrzona na coś za nim.
- Myślisz, że jestem aż tak wielkim tępakiem – spytał ściskając ją nieco mocniej. Czuł, że musi jakoś skłonić ją do odpowiedzi on i inni smoczy zabójcy zasługują by znać prawdę.
- Naprawdę powinieneś... - zaczęła ale przerwał jej przerażony głos Erzy.
- Natsu za tobą.. - obrócił się powoli. Mira raz po raz strzelała promieniami, nie kontrolowała tego. Robiła to coraz szybciej i sama szkarłatnowłosa miała problemy z odbijaniem wszystkich, Demonica z jakiegoś powodu celowała w większą skałę. Pod nią przechodził właśnie Gray. Niosąc Lisannę oraz Happy'ego miał zajęte ręce, co oznaczało też brak możliwości posłużenia się magią lodowego tworzenia. Promienie uderzały w zmiękczony deszczem olbrzymi głaz z którego odpadały coraz większe odłamki kamieni. Wiedział co się zaraz może stać. Otwierał już usta by krzyknąć gdy kolejny promień śmigną tuż nad nim. Skała nie wytrzymała i rozpadła się grzebiąc pod swoimi gruzami nieświadomych tego towarzyszy.

Gajeel był pod wrażeniem taktycznego myślenia Levy. Runy Freed'a powoli rysowały się nad ich głowami ujawniając ściany niewidzialnej kopuły otaczającej miasto. Zgodnie z sugestią niebieskowłosej wielbiący Laxusa mag sprawił by były widoczne tylko dla nich. Czekał, aż wnuk mistrza ostrożnie połączy je swoją elektrycznością. Czuł, że nerwy powoli zaczynają brać w nim górę. Nigdy nie przepuszczał okazji do rozwałki zwłaszcza gdy ta miała przynieść pozytywne skutki lecz teraz, gdy drobne chybienie jego ciosu miało przynieść wszystkim zgubę po raz pierwszy zaczął się wahać czy rzeczywiście się do tego nadaje.
- Jesteś pewien, że dasz radę to zrobić – spytała go Cana opróżniając kolejną butelkę swego trunku.
- Niestety to musi być Gajeel – powiedziała stanowczo Levy choć widać było, że też się niepokoi o powodzenie planu – z nas ma najbardziej stałą cząstkowo siłę ciosu.
- Nie kumam połowy tego co mówisz ale wychodzi na to, że nikt mnie nie zastąpi, co – spytał kończąc wypowiedź swoim oryginalnym chichotem czochrając jedną ręką czuprynę drobnej czarodziejki. Wiedział, że ją to irytuje ale uwielbiał gdy robiła swoją nadąsaną minę. Wyglądała wtedy tak uroczo, że zawsze poprawiał mu się humor.
- Cóż raz się żyje – powiedział szykując się do ciosu wzrokiem szukając środka celu. Nigdy nie był zbyt dobry z matematyki.
- Może to Ci pomoże – westchnęła Cana wyrzucając w górę jedną ze swych kart. Perfekcyjnie w samym centrum sklepienia wyłoniła się z niej iluzja głowy Natsu bezczelnie pokazujących im język.
- Ty bezczelny gnojku – wrzasną Gajeel i wyprowadził atak żelazną buławą.
Trafił, a w chwilę później niebo nad nimi zaczęło pękać.

Pad polaną zapanowała cisza przerywana jedynie szumem padającego deszczu. Natsu sparaliżowało niedowierzanie. Nie czuł wściekłości ani strachu. Wiedząc, że postępuje nierozważnie, wiedząc że Ame w pełni sił stoi tuż za nim wyparł do przodu i zaczął odgarniać gruzy.
- Jesteś strasznie nerwowy – Ame wodziła za nim oczami poruszając głową w rytmie jego ruchów – Nie miałeś przypadkiem ze mną walczyć?
- Zamknij się – syknął Natsu podnosząc oburącz wielki kamień. Wyłaniająca się spod niego blada ręka Lisanny. Jednak to nie on krzyknął jako pierwszy.
Mira w końcu odzyskała świadomość i samokontrolę. Odrzuceniu duszy demona towarzyszył przepełniony rozpaczą krzyk białowłosej. Osunęła się powoli w ramiona Erzy. Dusza zużyła większą część jej magicznej mocy i nie miała nawet siły się poruszyć, podbiec do zawaliska i razem z Natsu próbować wydostać z stamtąd swą siostrę. Erza trzymała ją mocno w ramionach sama walcząc ze swym gniewem. Jedynie obecność Ame powstrzymywała ją od podjęcia niekontrolowanych działań. Wiedziała, choć jej serce również cierpiało, że jeśli wszyscy się zbiegną w jedno miejsce będą zbyt łatwym celem. Nim jednak ktokolwiek z nich zdążył jakoś zareagować wiele małych wyładowań przemknęło przez ciemne chmury, nastąpił ogromny huk, a chwilę potem niebo nad nimi się rozpogodziło. Powróciło słońce, które od razu zaczęło rozgrzewać polanę.
- Oho, chyba musimy się już pożegnać – nie wyglądała jednak na zaskoczoną takim obrotem spraw – Wpadniemy innym razem.
- Wy – powtórzyła słabym głosem Mirajane.
- Aha – przytaknęła Ame – ja zabawiałam was deszczem i chmurkami. Do Trick należą niebieskie wyładowania i bariera. No to spadam, papa – pomachała im radośnie ręką i nim ktoś zdołał coś zrobił wystrzeliła w powietrze i z zawrotną szybkością skierowała się na wschód.
Do Natsu natychmiast powróciły jego smocze zmysły. Czuł w powietrzu znajomy zapach. Nie byli tu sami ale z pewnością nie chodziło o wroga. Niestety nie miał czasu przekazać wiadomości innym. Teraz musieli jak najszybciej oddać przyjaciół pod opiekę Porlyusic'y. Tylko ona mogła pomóc ich przyjaciołom. Miał nadzieję, że nie jest za późno i przeżyją. 
--------------------------------------------------------------------------------------
pl. Smocze tajemnice.
Końcówka nie do końca wyszła mi tak jak chciałam ale koncepcja jest podobna do zamierzonej. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam ale miałam sporo na głowie. Caxi, zanim zapomnę to odpowiem na twoje pytanie. Nie wiem do końca ile będzie rozdziałów ale nie jesteśmy nawet w połowie tego co planuje. Choć nie wiem czy to dobrze biorąc pod uwagę moje tępo dodawania. Nie martw się też o żelka z czasem będzie go coraz więcej. Jest ważną osobą w tym opowiadaniu. ;) Jeśli widzicie jakieś błędy w tekście to mówcie. Jako dyslektyk nigdy nie mogę być pewna, że wszystkie wyłapałam. 

3 komentarze:

  1. Hej wczoraj jak wstawiałam rozdział zobaczyłam twojego bloga i od razu się zakochałam w historii :) Co do błędów nie martw się też jestem dyslektykiem (ale jako, że książki połykam jak młoda orka trochę się to naprawiło ^^") Bardzo mnie interesuje motyw z kluczami :)!! Czekam na nowy rozdział Jeśli masz ochotę wpadnij na mojego bloga on jest bardziej pomieszany bo są tam raczej postacie oprócz głównych jeszcze wymyślone :P

    http://fairy-tail-fan-fick.blogspot.com/

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ślicznie za odpowiedź <3 No i oczywiście bardzo się cieszę, że planujesz dużo rozdziałów - będę miała co czytać bo nudy (a jeśli będzie dużo niebieskiego, to już w ogóle *-*). Co do błędów: wyłapałam jakieś tam pojedyncze literówki i brak przecinków, ale nie bardzo zwracałam na to uwagę przy czytaniu, więc nie musisz się martwić – tragicznie nie jest ;)
    To teraz rozdział: przede wszystkim strasznie podobały mi się momenty z Żelkiem, ale to nie nowość :D Ogólnie wszystko mi się podobało, bardzo ładnie opisujesz akcję, dialogi wypadają troszkę słabiej, ale nie aż tak, żebyś musiała się tym martwić.
    Kaishi, Kaishi... chłopie, co ja mam z tobą zrobić . Polubiłam gościa, ale po tym rozdziale jestem na 99% pewna, że coś planuje - niekoniecznie dobrego. A szkoda, bo wykreowałaś go na bardzo przyjemną postać, o której miło się czyta. No i oczywiście jest blisko Erzy, przez co niebieski jest zazdrosny - a to jest mój ulubiony wątek (po cichu liczę na walkę Jellal vs. Kaishi, ale to tylko takie moje małe marzenie :>).
    No i tradycyjna prośba – jeśli możesz, to dodawaj rozdziały częściej, bo umieram z ciekawości, co tam sobie wymyśliłaś odnośnie naszej Jerzy.
    Życzę mnóstwo weny i wszystkiego, co pomaga ci w pisaniu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. CZŁOWIEKU TY MASZ POJĘCIE JAK DŁUGI CZEKAŁAM NA TEN ROZDZIAŁ? Ale,przynajmniej,wspomnieniami i akcją mi to wynagrodziłaś.I pisz częściej bo z niecierpliwości spać nie mogę!

    OdpowiedzUsuń