Krople deszczu zaczęły stukać o
szyby zmuszając wszystkich do pozostania w środku. Zresztą nikomu
się nie śpieszyło. Wszyscy w zdumieniu wpatrywali się w mistrza.
Starzec widocznie niepokoił się tym niespodziewanym opadem. Taka
pogoda należała tu wprawdzie do rzadkości ale nie oznaczało to,
że w ogóle się nie zdarzała.
- Nie rozumiem mamy walczyć z
kropelkami – zdziwił się Happy który właśnie miał zamiar
skonsumować trzymaną w łapkach rybkę.
Carla posłała mu karcące spojrzenie
po czym podeszła do Laxusa.
- Mógłbyś wyjść i spróbować
rozgonić chmury swym piorunem – spytała zaciskając przy tym
pięści by nie dać się ponieść emocjom – jeśli ci się to nie
uda będę miała już pewność, że to co widziałam nie było
snem, tylko.. - nie bardzo wiedziała jak mu to powiedzieć. Przecież
nie powinna go posyłać bez wyjaśnienia mu wszystkiego.
- Chcesz powiedzieć, że chmury mogą
mi oddać – spytał blondyn , który jednak już podjął decyzję.
Nie musiał na nią patrzeć by wiedzieć, że kiwnęła głową –
muszę przyznać, że takiej walki nie miałem – po tych słowach
wyszedł na coraz gęstszy deszcz. Nie był osobą, która działa w
pośpiechu ale też nie zamierzał układać planu dla tak prostego
zadania. Upewnił się tylko czy w pobliżu nie ma po czym wystrzelił
piorun ku górze. Atak nie był silny ale bez problemu powinien
poradzić sobie z pozoru tak banalnym zadaniem. Obserwował jak jego
błyskawica nurkuje w chmurach i chwilę się po nich przetacza.
Jednak nic się nie stało. Nieco zaskoczony chciał już powtórzyć
cios, gdy usłyszał za sobą głos Mirajane.
- Laxus cofnij się – nie wiedział o
co jej chodzi ale usłuchał.
Sekundę później w miejscu gdzie
wcześniej stał spadł coś co można by porównać do niebieskiego
wyładowania elektrycznego.
- Co to jest – zdziwił się cofając
się do budynku. Wprawdzie to coś wyglądało na piorun ale jego
zmysły podpowiadały mu, że nawet on nie może sobie pozwolić na
trafienie.
Nim ktoś zdążył mu odpowiedzieć w
ciemnych obłokach rozległ się śmiech. Zauważyli, że zaskoczeni
tym mieszkańcy miasta zaczęli wyglądać ze swoich domów szukając
źródła tego głosu. Najbliżej nich znajdował się mężczyzna w
średnim wieku. Lucy rozpoznała w nim jednego z rybaków, którzy
często ją upominali gdy spacerowała po murku dzielącym miejską
ścieżkę od rzeki. Mieszkał kilka domów od niej i choć
praktycznie się nie znali czasem kupowała od niego ryby, które w
większości zjadał jej Happy. Nagle ciało jej sąsiada zadrżało,
a on sam padł na ziemię.
- No widać, że mamy pierwszą ofiarę
mojego deszczu – melodyjny głos ponownie rozległ się nad nimi –
choć jestem zawiedziona, że nie jest to mag.
Nikt nie śmiał się poruszyć przez
dobrą minutę. Teraz nie mieli wątpliwości, że był to kolejny
atak. Chmury wiszące nad gildią zaczęły się zagęszczać, aż
przybrały barwę bardzo ciemnej purpury.
- Nie ma na co zwlekać – oznajmił
stanowczo mistrz – Freed natychmiast nałóż barierę z Jutsu
Shiki na dzielnice mieszkalne. Wpuść tam jedynie Wendy i kilku
innych, których zadaniem będzie pomoc już poszkodowanym. Wewnątrz
bariery nie powinno wam nic zagrażać. Levy ty zacznij szukać
słabych punktów tego deszczu. Jeśli chodzi o osoby walczące to do
bitwy może stanąć każdy kto czuje się na siłach. Nie ukrywam,
że sam nie wiem czym to się może skończyć, więc rozważnie
przemyślcie swą decyzje – zakończył - nie wiemy gdzie jest
nasz wróg ani kto mu towarzyszy więc podzielcie się na kilka grup
i nich każdy pójdzie w inną stronę.
- Ja wam chyba nie pomogę – Lucy
zwiesiła głowę, gdy wokół niej rozbrzmiała mieszanka głosów
wahania i zdeterminowania – moje klucze, one.. - poczuła, że
znowu zbiera jej się na płacz.
- Nie martw się - oznajmiła Erza
przyzywając na siebie zbroję królowej mórz – Lisanna nam już
wszystko wyjaśniła. Możesz być spokojna. Zrobimy wszystko by
zwyciężyć.
- Tak – zdeterminował się Natsu –
Nie ogarniam wprawdzie o co z nimi chodzi ale skoro nie idziesz to
znaczy, że będzie więcej okazji do walk dla mnie.
- A czy przypadkiem woda nie jest twoją
słabością – wtrącił kąśliwie Gray kierując się do wyjścia.
- A czy ktoś kto ciągle gubi ubrania
powinien wychodzić w taką ulewę – Natsu nie zamierzał odpuścić.
- W przeciwieństwie do ciebie dobrze
radzę sobie ze skrajnymi temperaturami – lodowy mag obrócił się
ku smoczemu zabójcy gotowy do ataku.
- Co chcesz przez to powiedzieć –
warknął Natsu szykując swój płomień.
- Dość – krzyknęła Erza uderzając
obu po głowie – albo natychmiast wyjdziecie do walki z wrogiem
albo zostajecie tu z Lucy.
Przerażeni cofnęli się natychmiast u
siebie po czym nadmiernie demonstrując swą przyjaźń ruszyli do
boju. Jednak wszyscy mogli usłyszeć jak po drodze spierają się
kto, kogo pierwszy załatwi.
- Nie zwlekajmy – zawołał mistrz –
wszyscy, którzy zdecydowali walczyć natychmiast przegrupować się
i do roboty.
Nikt nie zwlekał z wykonaniem nakazu.
Lada chwila później nad miastem rozbrzmiała syrena ostrzegawcza.
Popijając ciepły napój w niezbyt
czystym barze Jellal wpatrywał się w magiczny ekran. Jedyną dobrą
stroną zniszczenia rady było to, że teraz nikt za nim i Meredy
specjalnie się nie oglądał. Nie oznaczało to jednak, że mogą
sobie pozwolić na nieuwagę. Przed zmierzchem nie powinno ich już
tu być.
- Chcemy was poinformować o
tajemniczych chmurach zgromadzonych centralnie nad Mongolią.
Wydzielają one duże dawki magicznej energii. Ich pochodzenie nie
jest znane... - głos komentatora natychmiast przykul jego uwagę.
Tam właśnie znajdowało się Fairy Tail. Tam była Erza.
Natychmiast się poderwał z miejsca przewracając przy tym stół,
który z trzaskiem runął na ziemie. Kilka osób spojrzało w jego
stronę. Pech chciał, że w tym samym momencie jego kaptur osunął
się odsłaniając jego twarz.
- Rusz się – warknęła Meredy
wyciągając go siłą z pomieszczenia – Musimy uciekać. Co się z
tobą ostatnio dzieje? Od igrzysk jesteś nie do wytrzymania – na
niej też zamach na Ultear mocno się odbił ale mimo wszystko miała
w sobie sil by iść dalej. Tylko tak mogli znaleźć coś by
odwrócić złowieszczą klątwę jaką czarnowłosa została
obłożona.
Jellal nie odpowiedział. Posłusznie
szedł za młodą czarodziejką. To prawda od tego czasu praktycznie
cały czas myślał o szkarłatnowłosej. Tym, że nie udało mu się
jej pomóc. Tym, że gdyby czas się nie cofnął nie było by jej
teraz z przyjaciółmi. To prawda, że gdy tylko miał czas wpatrywał
się w kryształową kulę tylko po to by sprawdzić czy z jego
ukochaną wszystko w porządku. Meredy już nie raz wygarnęła mu
przez to obsesje. Jednak on nie mógł przestać myśleć o
bezpieczeństwie Erzy. Wiedział, że jest silna ale wtedy ze smokami
wystarczyła chwila by ją stracił. Taka sytuacja mogła się w
każdej chwili powtórzyć, a on poprzysiągł sobie, że do tego
więcej nie dopuści.
Natsu z pomocą Happy'ego leciał nad
ulicami miasta. Po raz kolejny coś zablokowało jego smocze zmysły
przez co nie miał pojęcia, gdzie szukać wroga. Irytowała go sama
myśl, że Gray może go znaleźć przed nim. Lał siarczysty deszcz
ale nigdzie nie było widać śladu kolejnego ataku. Nikt z nikim nie
walczył. Bariera Freed'a dobrze chroniła domy zwykłych
mieszkańców.
- Natsu, jak myślisz o co chodzi z tym
deszczem – spytał Happy obniżając lot – Nikt z nas nie stracił
przytomności jak ten rybak.
- A skąd ja mam wiedzieć – prychną
smoczy zabójca – teraz mnie tylko obchodzi by skopać temu komuś
dupsko nim ktoś inny to zrobi – łatwo było się domyślić, że
już sama myśl o pojedynku go ekscytuje – tak czy inaczej...
Nie miał możliwości by skończyć.
Skrzydła Happy'ego niespodziewanie znikły a ich dwójkę powitało
bolesne zderzenie z ziemią.
Erza i Kaishi wbiegli na rozległy plac
miejski. Zwykle o tej porze stał tu rynek ale ze względu na obfity
deszcz i podniesiony alarm nikogo nie zastali. Jedyne co było
słychać to szum wiatru.
- Chyba nikogo tu nie ma –
stwierdziła Erza - Idziemy dalej czy zaczekamy?
- Deszcz wszędzie ten sam –
spróbował zażartować Kaishi zakrywając dłonią głowę –
Komuś chyba mocno zależy byśmy zmokli ale jaki ma w tym cel?
Postanowili iść wzdłuż drogi
rozglądając się dokoła. Deszcz nie zamierzał ustąpić ale
zaczęli dostrzegać wyrwę w chmurach przez którą wpadała plama
słońca. W normalnych okolicznościach nikt nie zwrócił by na to
uwagi ale teraz, w obliczu ataku na miasto, nie mogli tego
zignorować. Przeczucia ich nie zawiedli. Gdy podeszli bliżej
zauważyli zarys postaci przypominającej ludzką . Cień poruszał
się nad chmurami, a po chwili usłyszeli chichot. Ten sam co zaraz
po tym jak zauważyli padającego rybaka.
- Kim ty jesteś i czego chcesz od
Fairy Tail – zawołała Erza nie kryjąc złości.
Odpowiedział jej kolejny chichot. Cień
zaczął się przesuwać. Ruszyli za nim ale wtedy z chmur spadło
kilka zielonych kul. Po zetknięciu z ziemię uformowały kilka
galaretowatych mas. Dziwnym tworom zaczęły świecić się oczy po
czym ruszyły na dwójkę magów.
- Co to do diaska jest – spytała
Erza dobywając swego miecza.
- Coś co trzeba rozwalić –
stwierdził bez namysłu Kaishi formując w dłoni kule energii.
Gajeel krążył wokół gildii.
Nieustający opad działał mu na nerwy. Co chwila spoglądał ku
dachowi budynku z którego Laxus bezskutecznie starał się rozpędzić
chmury swymi błyskawicami.
- Dlaczego nie pójdziemy dalej –
spytał Pantherlily w swej bitewnej formie opierając się o drzwi
gildii – Wątpię by wróg był na tyle bezczelny by podejść
tutaj. Zresztą dzięki runom Freed'a tylko członkowie Fairy Tail
mogą wejść do środka.
- Odczep się – warknął metalowy
zabójca smoków rozglądając się po okolicy. Raz po raz starał
się posłużyć swymi rozwiniętymi zmysłami ale nadal pozostawały
nieaktywne. Nie wiedział co wkurza go bardziej. To że nie może
posługiwać się nimi, czy to że nadal nie wiedział z kim walczą
– Nie możemy być niczego pewni. Mam swoje powody i nie zamierzam
się oddalać, jasne? - dodał nieco zbyt pochopnie. Czarny Exceed
spojrzał na niego zaskoczony ale nie odpowiedział. Wiedział, że i
tak go do niczego nie przekona.
Mirajane, Elfman oraz Lisanna wyszli na
polanę graniczącą z Magnolią. Trawa była rozmokła i co chwila
się na niej ślizgali. Ich zadaniem było sprawdzenie jak daleko
sięgają owe chmury. Zdaniem Levy było to jej niezbędne to
zlokalizowania słabych punktów. Zauważyli, że chmury zaczęły
stopniowo jaśnieć ale nadal nie było widać ich końca.
- Zbliżamy się już chyba do końca –
zauważyła Lisanna kończąc wypowiedź cichym kichnięciem. Wszyscy
już przemokli do suchej nitki.
- Jesteś pewna, że nie chcesz
zawrócić – spytała troskliwie Mirajane siostrę ale ta pokręciła
tylko głową.
- Jest w porządku – zapewniła –
tylko trochę zmarzłam.
- Nasza siostra jest bardzo męska –
wykrzyknął Elfman klepiąc ją w plecy tak intensywnie, że drobna
dziewczyna zachwiała się na nogach.
- Spokojnie braciszku, to nie czas
na... - niespodziewanie zderzyła się z niewidzialną barierą.
Odsunęła się o kilka kroków
pocierając sobie głowę, która najbardziej ucierpiała. Nie
przypominała sobie by Freed mówił o nałożeniu jej tutaj. Jego
magia miała chronić tylko dzielnice w których zamieszkiwali
obywatele miasta. Nie chcieli przecież zamknąć tu wroga wraz ze
sobą.
- Wygląda na to, że otacza duży
teren – stwierdziła barmanka idąc z ręką wzdłuż niewidzialnej
ściany, której końca nie mogła wyczuć.
- Ale nadal nikogo tu nie ma, prawda? –
zauważyła Lisanna przystając i rozcierając sobie ramiona. Czuła,
że przez ten cały deszcz od grypy już nie ucieknie. Przywykła do
tego, że jest najsłabsza i najdelikatniejsza z rodzeństwa ale mimo
wszystko chciała dać z siebie wszystko by im pomóc.
- Myślisz się maleńka – zza chmur
zaczęła się wyłaniać drobnej budowy, kobieca postać z wielkimi
skrzydłami starczymi z pleców, które do złudzenie przypominały
smocze. Na oko można by stwierdzić, że miała nie więcej niż
szesnaście lat ale energia, którą wydzielała była niemal
namacalna.
Gray biegł wzdłuż głównej drogi.
Jemu również nie dane było jeszcze spotkać przeciwnika.
Podejrzewając, że tutaj nikogo nie znajdzie zamierzał skręcić i
wtedy niespodziewanie zderzył się z Juvią.
- Przepraszam – wyszeptał
automatycznie – nic ci się nie stało? Znalazłaś coś?
- Nie – zaprzeczyła, a maga
zaskoczył fakt, że wcale się do niego nie przymilała. Nawet na
niego nie patrzyła. Wzrok miała utkwiony w chmurach – ale ten
deszcz, Juvia odkryła co może...
Nim skończyła mówić momentalnie
zachwiała się na nogach i upadła nieprzytomna na ziemię.
Zderzając się z nią jej ciało wydało ciche plaśnięcie.
- Co ci jest – krzyknął
zaniepokojony Gray. Chciał podnieść ją ale ledwo zbliżył rękę
ta utonęła w jej rozmokłym ciele. Była teraz tak wodnista, że
nie mógł nic zrobić. Chciała mu właśnie przekazać coś ważnego
i na chwile przed tym zesłabła. Kucnął przy niej wiedząc, że
nie może zostawić jej tu samej. Nie zwlekając wystrzelił w niebo
lodową lace. Wiedział, że dla pewności są obserwowanie przez
Cane ale chciał by jak najszybciej wysłano tu Wendy. Byli bardzo
blisko dzielnicy mieszkalnej i to na jej pomoc liczył teraz
najbardziej. Nikt bowiem nie da rady nawet teraz przenieść wodnej
kobiety w bezpieczniejsze miejsce.
- Zaraz kogoś do was wyślemy –
usłyszał telepatyczny przekaz Rocko – gorzej, że nie
jesteście sami. Wyczuwam kilka nieznanych mi celów blisko was.
Prawdopodobnie należą do gatunku tych z którymi walczą teraz Erza
i Kaishi.
Nie musiał pytać
o kogo chodzi. Nim telepata zakończył przekaz zza rogu wyłoniła
się gruba galaretowatych, zielonkawych mas.
Teraz mogli się,
jako pierwsi, dokładnie przyjrzeć osobie odpowiadającej za atak.
Była stosunkowo niska, może o głową wyższa od Wendy ale dobrze
zbudowana. Drobną, ale umięśnioną sylwetka spowijała jedynie
cienka, granatowa bluza z krótkimi rękawami oraz zgrabną czarną
spódniczkę. Na twarzy miała miły uśmiech lecz w oczach czaił
się psychopatyczny błysk, który częściowo zasłaniały opadające
na twarz intensywnie niebieskie włosy. Jedynak tym co najbardziej
przykuwało uwagę była para smoczych skrzydeł stercząca z jej
pleców.
- Czy ty jesteś –
zaczęła ostrożnie Lisanna – smoczym zabójcą?
- No proszę jednak
umiecie myśleć logicznie – zaśmiała się dziewczyna –
słyszałam, że i u was są jacyś. Przyznam, że bardzo bym chciała
się z nimi spotkać.
Mówiła spokojnie,
a jej oczy z radością obserwowały teren i rodzeństwo magów.
Zachowywała się tak jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że
przeprowadza groźny atak. Minęła dłuższa chwila, a ona nie
wykonała żadnego ruchu.
- Czekaj, czy
chcesz przez to powiedzieć, że zaatakowałaś nas bo chciałaś
zobaczyć się właśnie z nimi – spytała Lisanna siląc się na
spokój.
- Aha –
błękitnowłosa skinęła radośnie głową. Gdyby spotkali ją w
innych okolicznościach nigdy by nie przepuszczali, że może stać
za czymś takim – Myślałam, że może być zabawnie –
zachichotała.
- Jaki masz w tym
męski cel – Elfmen niezbyt poradnie starał się uszanować swój
niepokój „męskimi” okrzykami. Niepokój, który teraz wszyscy
czuli.
- Cel – zdziwiła
się smocza zabójczyni przykładając koniuszek palca do ust jakby
się na czymś usilnie zastanawiała – ja nie mam celu. Szefuńcio
wprawdzie ma ku wam jakieś zamiary ale pozwolił mi się trochę
zabawić. Pod warunkiem, że za bardzo nie narozrabiam.
- Nikt nie zabrania
ci dobrze się bawić – Mirajane spokojnie zbliżyła się do niej
– ale nie kosztem innych – po tych słowach przyjęła jedną z
swych demonicznych form – i jeśli natychmiast nie zaniechasz tego
działania będziemy musieli cię powstrzymać siłą.
- Więc, tak
stawiacie sprawę – w dotąd łagodnych oczach dziewczyny pojawił
się ostrzegawczy błysk – szkoda bo chciałam uniknąć większych
ofiar.
Cała podłoga
gildii zastawiona była najróżniejszymi księgami i zwojami. Levy z
uporem wyszukiwała zaklęcia, które pomoże im się uporać z owym
deszczem. Znalazła kilka opisów podobnych sytuacji w dawnych
czasach ale żaden z nich nie mówił jak to powstrzymać. Nigdy nie
czuła się tak przyparta do muru przez swoją niewiedze. W kącie
stał Warren Rocko w każdej chwili będąc gotowy połączyć ją
swą telepatią z każdym z towarzyszy. Frontowe drzwi otworzyły się
wpuszczając do środka zimne powietrze.
- Już nie dam rady
– powiedział Laxus. Faktycznie wyglądał na wyczerpanego. Ledwo
stał na nogach opierając się o framugę – a gdzie dziadek? -
spytał uświadamiając sobie brak staruszka – kogo, jak kogo ale
jego w schronie się nie spodziewałem.
- Powiedział, że
koniecznie musi coś sprawdzić – odparła Cana wpatrując się w
są magiczną kulę. Lacrima, którą się posługiwała różniła
się od tej używanej przez Ultear. Była nieco mniejsza i służyła
jedynie do oglądania tego co się dzieje na terenie Magnolii.
Obecnie jednak była najbardziej użytecznym przedmiotem. Dzięki
niej wiedziała co się dzieje z jej towarzyszami – I zamknij te
drzwi – prychnęła – jeśli chodzi o mnie to kataru nie
zamawiałam – po tych słowach upiła solidny łyk alkoholu z
beczki.
- Zużyłem prawie
całą moc magiczną, a te chmury nie dają za wygraną – westchnął
blondyn – a wy znalazłyście już coś? Inni się trzymają?
- Nie jestem w
stanie znaleźć nawet odpowiedzi z jakim konkretnie czarem mamy to
czynienia. Nie wygląda to ani na tworzenie, ani na coś bezpośrednio
wysysającego magię – McGarden odłożyła na bok kolejną księgę.
- Jeśli chodzi o
walczących to Juvia jest nieprzytomna ale chroni jej Gray. Zarówno
oni jak i oddział Erzy i Kaishi'ego są otoczeni przez jakieś
glutowate stwory ale sobie radzą. Natsu zaliczył glebę bo Happy
stracił skrzydła ale nic im nie jest. Inni dotychczas nic nie
spotkali... - mówiła Cana przesuwając obraz w kuli lecz w pewnym
momencie głos jej zamarł w gardle – chyba nasze rodzeństwo
spotkało odpowiedzialnego za atak – po tych słowach odsunęła
się by pokazać im obraz, który ujrzała.
Natsu podniósł
się i otrzepał z kawałków ziemi. Miał szczęście, że rozmokła
co uchroniło go przez poważniejszym urazem. W ramionach trzymał
Happy'ego. Exceed był przytomny ale wyraźnie czymś osłabiony.
- Co ci jest –
potrząsnął i tak już skołowanym kotem – no weź nie żartuj.
- Natsu nie wiem co
się stało – wybełkotał.
- Spokojnie –
położył mu rękę na głowie – teraz musimy...
Natsu
natychmiast idź na polanę. Wiesz którą. W głowie rozbrzmiał
mu głos przerażonej Levy. Lisanna może mieć kłopoty.
Erza raz po raz
cięła galaretowate stwory swoim mieczem. Dużo to jednak im nie
robiło. Ich dziwne ciała natychmiast się ze sobą ponownie
łączyły. Kaishi też nie miał lekko. Jego fale wprawdzie
powodowały, że stwory wybuchały ale ich części natychmiast się
ze sobą powtórnie scalały.
- Ależ irytujące
– stwierdził próbując odepchnąć kolejne.
- Nie musisz mi
mówić – warknęła szkarłatnowłosa tnąc kolejne.
W natłoku wrogów
wykonała zbyt raptowny ruch i pośliznęła się na rozmokłej
ziemi. Upadła uderzając bezpośrednio w jednego z potworów. Wtedy
coś zauważyła. Mimo, że miał on idealną okazję by ją zranić
zupełnie nic nie robił poza upartym zagradzaniem drogi swym
masywnym ciałem.
- Dziwne one raczej
nie chcą nas zranić – stwierdziła podnosząc się znów do
pozycji pionowej.
- W takim razie po
co one tu są – spytał Kaishi.
- Zostaje tylko
jedna opcja – Erza zmarszczyła brwi – chcą nas spowolnić.
Pytanie powinno brzmieć tylko przed czym.
- Może nasz
przeciwnik chce w ten sposób zaznaczyć z kim tak naprawdę ma
ochotę się zmierzyć – zasugerował jej towarzysz.
Podobną sytuacją
mógł się pochwalić Gray. Jako, że musiał chronić wciąż
nieprzytomną Juvię jego ruchy były dość ograniczone. Dodatkowo
nie mógł się skupić na walce bo jego myśli krążyły wokół
ostatniego zachowania niebieskowłosej dziewczyny. Od niedawna nie
wykazywała nim większego zainteresowania. Nie rzucała się z niego
z zaskoczenia, nie czaiła się w najmniej spodziewanych przez niego
zakamarkach, nie rzucała się z wściekłością na swoje rzekome
„rywalki”. Była niespodziewanie normalna i to go właśnie
niepokoiło.
- Co tu się
ostatnio dzieje – warknął zamrażając jednego z otaczających go
stworów.
Słysząc zduszony
krzyk Levy Gajeel bez wahania wbiegł do gildii ledwo nie tratując
po drodze Lily'ego. Drobna czarodziejka stała z ręką opartą o
ramię Rocko za jego magi przekazując jakiś komunikat. Wyglądała
na roztrzęsioną.
- Czy ktoś zginą
– spytał sam się dziwiąc trosce jaka rozbrzmiała w jego głosie.
Levy jednak zaprzeczyła ruchem głowy.
- Na razie nie, ale
nie będę ukrywała, że mamy kłopoty – Cana nie odrywała wzroku
od kuli.
Wewnątrz niej
widniał obraz rodzeństwa Strauss w towarzystwie osoby, która
najbardziej przykuwała wzrok. Najbardziej zainteresowany wydawał
się Gajeel. Intensywnie wpatrywał się w skrzydła nieznanej
dziewczyny.
- Usłyszeliśmy
tylko jak przyznaje, że jest smoczym zabójcą ale magia, którą
się posługuje wydaje się być znacznie inna – podsumowała
Alberona.
- Metalicana kiedyś
mi mówił, że gdy osiągnę szczyt swych smoczych umiejętności
będę mógł bez problemu kontrolować swój żywioł – westchnął
po długim milczeniu Redfox – Nigdy jednak nie spotkałem, ani
nawet nie słyszałem o kimś kto mógłby tego dokonać.
- Mnie z kolei
interesuje czemu wysłałaś tam Natsu – wtrącił Lily – wszyscy
znamy jego siłę ale inni są zdecydowanie bliżej. Nie zapominając
jeszcze o tym, te zmysły smoczych zabójców ponownie coś
zablokowało co tylko utrudni mu znalezienie Miry i jej rodzeństwa.
- No tak wy jeszcze
nie wiecie – westchnęła Levy – Nie wiecie co się stało tuż
przed tą feralną misję na której rzekomo zginęła Lisanna. Nie
wiecie co nadal dręczy Natsu.
Lisanna stała
nieruchomo zaciskając pięści. Jej ciało raz, po raz przeszywały
dreszcze przerażenia. Nawet nie walcząc wiedziała, że nie
dorównuje jej siłą. Nie chcąc przeszkadzać w walce odsunęła
się do tyłu. Zauważyła, że siostra posłała jej przelotny
uśmiech. Mirajane zawsze się o nią martwiła. Zauważyła, że
zawsze była przez nią chroniona. Nieważne czy chodziło o atak,
czy zwykłą misję. Nigdy nie chciała, by to właśnie ona
walczyła. Zawsze kazała jej się trzymać z tyłu, a gdy napotykali
walkę miała się ukryć. Przeczuwała, że nadal się zadręcza tą
sprawą z Edolas i jej dwuletnim zniknięciem i mimo że wielokrotnie
zapewniała ją i brata, że ich za to nie wini.
- Atakujecie czy ja
mam zacząć – spytała wodna zabójczyni wyraźnie wyglądając na
nieco znudzoną.
- Mężczyzna nigdy
nie zaatakuje kobiety pierwszy – krzyknął Elfmen nie mając
zamiaru zrezygnować ze swych wartości.
- Skoro nalegasz –
w oczach dziewczyny pojawił się ostrzegawczy błysk.
To co się stało
później było tylko kwestią chwili. W jednej sekundzie Elfmen stał
zasłaniając swym muskularnym ciałem siostry. W drugiej wychowanka
wodnego smoka wystrzeliła ku niemu bardzo cienki, wodnisty promień.
Atak wydawał się banalny. Niczego nie spodziewający mężczyzna
nie ruszył się z miejsca. Chciał przyjąć cios by udowodnić swą
siłę, odporność i męskość. Chciał udowodnić, że jest w
stanie bronić swe siostry. Jednak w momencie, gdy zaklęcia go
dotknęło ciało rosłego maga zmieniło się w wodę i rozpadło na
wiele kropel pogrążając siostry w wielkim oszołomieniu. Ich brat
właśnie rozpłyną się w powietrzu. Z oczu Lisanny momentalnie
popłynęły łzy, a Mirajane zaczęła dygotać z wściekłości.
Targana nienawiścią i rozpaczą przyzwała duszę demona i bez
większego zastanowienia ruszyła na sprawczynie tragedii. Cel miała
tylko jeden. Chciała ją zniszczyć, rozerwać na strzępy, zetrzeć
na miazgę odpłacając za to czego właśnie była świadkiem. Po
raz drugi przechodziła przez piekło, którym była świadomość,
że bliska jej osoba znika bezpowrotnie na jej oczach. Z tym, że jej
siostra wróciła, a teraz, gdy nie było już zagrożenia ze strony
anim wiedziała, że straciła brata i chciała się zemścić.
Mówiła to nie tylko jej demoniczna dusza ale też własne serce.
Była osobą, która mogła wybaczyć bardzo wiele ale nie krzywdy
wyrządzane jej rodzinie.
- Nie daruje –
krzyknęła, a jej ciało spowił czerwony blask przerzedzany
czarnymi promieniami.
Lisanna zasłoniła
sobie usta ręką. Doskonale wiedziała co to będzie za dusza.
Pierwsza demoniczna dusza jej siostry, której ta nigdy w pełni nie
mogła kontrolować.
Natsu biegł polną
drogą brodząc w obfitym błocie. Dotarcie tu bez pomocy Happy'ego
trwało znacznie dłużej niż przepuszczał. Niebieski Exceed
uczepiony jego pleców nadal nie był w stanie użyć swych skrzydeł.
Deszcz widocznie w pewnym stopniu blokował jego magię. Na szczęście
on sam nie odczuwał żadnych efektów ubocznych. Kłopot polegał na
tym, że zupełnie nie wiedział dokąd iść. Zwykle w kwestiach
lokalizacji polegał na własnych zmysłach. Teraz jednak musiał z
tego zrezygnować. W idealnie wilgotnym powietrzu nie mógł się
doszukać żadnego zapachu swych przyjaciół. Szedł na oślep
czując się coraz bardziej zdezorientowany, gdy nagle do jego uszu
dobiegł rozpaczliwy krzyk. Krzyk Lisanny. Wiedział, że jest
blisko. Ruszył w kierunku źródła głosu nie zastanawiając się
co może tam zastać. Drugi raz nie pozwoli jej odejść. Drugi raz
jej nie zawiedzie. Nie tak jak wtedy.
Niecały miesiąc przed swą rzekomą
śmiercią Lisanna spędzała wolny dzień nad brzegiem niewielkiej
rzeki. Rysowała patykiem w piasku bliżej nieokreślone kształty
gdy niespodziewanie coś małego uderzyło ją w plecy z takim
impetem, że wpadła do wody.
- Sorki, Lisanna
– powiedział Happy pośpiesznie wyciągając ją na brzeg –
ćwiczyłem właśnie nowy ruch- zaczął z podekscytowaniem machając
łapkami – Nazwę go „Maksymalne przyśpieszenie”. Muszę go
tylko doszlifować. Ciągłe mam problemy z celnością i hamowaniem
– stwierdził lodując obok niej.
- Na pewno ci
się uda – Lisanna położyła mu rękę na łepki i delikatnie
podrapała go za uchem – w końcu jesteś magiem Fairy Tail –
uśmiechnęła się.
- Aye – przytaknął mrużąc oczy
z rozkoszy. Uwielbiał gdy białowłosa go pieściła choć przed
nikim by się do tego nie przyznał.
- Swoją drogą, gdzie zgubiłeś
Natsu? Miał być tu z tobą – spytała młoda Strauss.
- Znasz go – niebieski kotek
rozłożył łapki w geście kapitulacji – spotkał po drodze
Gray'a i znów się zaczęło – westchnął.
Lisanna zachichotała i położyła
się na trawie. W przeciwieństwie do starszej siostry, czy Erzy nie
widziała w tych walkach nic złego. Wprawdzie zawsze coś w trakcie
niej niszczyli ale dzięki temu w gildii było zawsze zabawnie. Przy
tak nieprzewidywalnej gromadzie magów jaką tworzyli członkowie
Fairy Tail nie sposób było się nudzić. Nie trzeba było jednak
długo czekać, aż usłyszała znajomy głos.
- Jak ja nie cierpię tego palanta –
oświadczył Natsu siadając obok niej po turecku – nie wiem co
inni w nim widzą. Wkurzający gość – nawijał – Fakt umie
przywalić ale jest tak tępy, że szkoda gadać.
Była przyzwyczajona do tego, że po
każdej bójce przychodził do niej by wszystko skomentować.
Oczywiście nigdy by się jej nie przyznał jak mocno od niego
oberwał. Zresztą z magiem lodu było tak samo. Już dawna
zrezygnowała z przekonywania ich, że tak naprawdę bardzo się
lubią choć okazują to sobie w dziwaczymy sposób. Zresztą z
Gray'em nie miała tak dobrych stosunków jak z Natsu z którym
spędzała większość wolnego czasu.
- O co tym razem poszło – spytała
przykładając mu mokrą szmatkę do sporego guza z tyłu.
- Właśnie przyszło zlecenie
kierowane bezpośrednio do magów lodu i ten bezczelny typek od razu
je wziął. Nie kumam czemu nie chcą by ktoś lepszy spalił ich
problem – mówiąc to walną zaciśniętą, otoczoną ogniem
pięścią w trawę.
- Natsu uważaj bo znów wywołasz jakiś pożar – ostrzegł go Happy.
Lisanna spojrzała na smoczego
zabójce i od razu wiedziała o co naprawdę chodzi. Mimo, że za
wszelką cenę starał się to ukryć wiedziała, że wykurza go nie
samo zlecenie, a to, że jeśli Gray je poprawnie wykona
prawdopodobnie zostanie też dopuszczony do egzaminu na maga klasy S.
Mistrz od roku przydzielał punkty wszystkim ochotnikom zależnie od
ich sukcesów na misjach. Tak się złożyło że teraz on i Natsu
walczyli o ostatnie miejsce na teście. Misja Gray'a była wysoko
punktowana i mało prawdopodobnym było by w najbliższym czasie
trafiła się jakaś lepsza, odpowiadająca smoczemu zabójcy. Chyba,
że...
- Skoro nie masz nic do roboty to
może wybierzesz się ze mną, Mirą i braciszkiem Elfem na misję
rangi S. Mamy za zadanie pokonać jakiegoś olbrzymiego potwora. Co
ty na to – spytała z uśmiechem – Będziesz miał okazję
udowodnić, że potrafisz ochronić swoją rodzinę – żartobliwie
nawiązała do swej „małżeńskiej propozycji”.
- Było by super – ożywił się
Natsu – tylko czy Mira się zgodzi – westchnął – jakoś nie
odniosłem wrażenia by za mną przepadała.
- Nie martw się – pocieszyła go
białowłosa – Ona tylko z pozoru jest tak ostra. To tylko maska.
Tak naprawdę jest bardzo miła i wrażliwa.
- Skoro tak twierdzisz to na co
czekamy – Natsu najwyraźniej napalił się już do tego pomysłu i
pobiegł do gildii ciągnąc za sobą Lisannę i Happy'ego.
Natsu nigdy nie wydawał się tak
podekscytowany. Po długich namowach jego i Lisanny Mirajane zgodziła
się na to by im towarzyszył podczas misji. Nie rozumiał tylko
czemu się tak dziwnie na niego patrzyła gdy mówiła, że „podczas
takiej misji łatwo o wypadek podczas, którego ktoś może
przypadkowo stracić życie.” Tak, czy inaczej żałował tylko, że
nie poinformuje o tym Gray'a, który był już na swojej misji.
Lisanna też tryskała radością. To miała być ich pierwsza
wyprawa ich małej rodziny jaką tworzyli z Happy'm.
- Jak myślisz co będziemy musieli
tym razem zwalczyć – spytała siadając obok Natsu z sporą tacą
pełną ciastek.
- Nie mam pojęcia ale te ciastka
wyszły ci rewelacyjne – powiedział z ustami pełnymi wypieków.
- Erza nauczyła mnie tego przepisu
– szepnęła cicho by jej siostra tego nie usłyszała. Wiedziała,
że nie była by zachwycona gdyby dowiedziała się że stara się
zaprzyjaźnić z jej największą rywalką – jednak nie umiem tego
robić tak doskonale jak ona.
- Jak dla mnie twoje są w dechę..
- naglę jego uwagę przykuła tablica ogłoszeń na której jedna z
kelnerek wieszał nowe zlecenie – nie wierzę – krzyknął i
zerwał się z miejsca by bliżej się przyjrzeć zgłoszeniu.
Mieszkańcy jakiegoś małego
miasteczka alarmowali o pojawianiu się podejrzanej skrzydlatej
bestii. Opisywano ją jako dużych rozmiarów latającą kreaturę,
która władała ogniem. Nikt nie przeżył bezpośredniego spotkania
ale istnieją liczne przepuszczenia, że może być to smok lub mu
podobna istota. Nagroda za zlikwidowanie problemu nie była mała ale
to go niezbyt interesowało. Sama możliwość spotkania smoka była
dla niego tym czego od tak dawna wyczekiwał. Wątpił by był to
Igneel ale jeśli był to inny smok to może wiedzieć co stało się
z jego przybranym ojcem. Takiej szansy nie mógł odpuścić. Szybkim
zdecydowanym ruchem zerwał ogłoszenie.
- Natsu coś się stało – spytała
zatroskana Lisanna podchodząc do niego. Wtedy sobie uświadomił
swój dylemat. Obiecał, że będzie ją chronić podczas misji ale
teraz w takich okolicznościach... - Lisanna przepraszam ale chyba
nie będę mógł ci towarzyszyć – spuścił głowę – wiem jak
ci na tym zależało. Spodziewał się, że zacznie się na niego
wydzierać jak Erza gdy zapomniał o obiecanych zakupach lub nawet go
uderzy ale ona tylko go uściskała.
- Mam nadzieję, że tym razem go
odnajdziesz – szepnęła uśmiechając się szczerze – wiem jak
ci go brakuje – dodała.
Może właśnie dlatego tak ją
lubił. Była zawsze taka spokojna i potrafiła odnaleźć się w
niemal każdej sytuacji.
- W takim razie ja idę z tobą.
Zwykle i tak nie uczestniczę w walce i tylko się przyglądam –
oświadczyła niespodziewanie czego się nie spodziewał.
Te słowa zdezorientowały go na
tyle, że dopiero gdy Happy poprosił go by kupił mu rybkę wrócił
do rzeczywistości. Naprawdę bardzo lubił towarzystwo Lisanny ale
to była spawa, którą chciał załatwić sam. Nie chodziło tu
nawet o to że misja może być niebezpieczna, wierzył w siłę
dziewczyny, ale jeśli teraz to był prawdziwy trop to chciał to
wykonać na własną rękę.
- Wiesz – zaczął – ja chyba
wybiorę się tylko z Happy'm.
- Ale dlaczego nie chcesz bym ci
towarzyszyła – spytała ze zdziwieniem – bardzo chętnie poznam
twojego tatę.
- A przed chwilę mówiłeś, że
zabierasz ze sobą Happy'ego – przypomniała mu podczas gdy
rzeczony kot tylko się im przypatrywał.
- Tak – zmieszał się chłopak –
ale wiesz on jest jak rodzina. Obiecywaliśmy sobie, że się nie
rozstaniemy. Zresztą obiecałam ci, że będę miał na niego oko.
- W porządku – uśmiechnęła się
– życzę wam powodzenia – wtedy po raz pierwszy usłyszał w jej
głosie zawód. Jednak nie miał już wyboru jak wyruszyć.
Misja okazała się kolejną zmyłką.
Przez trzy tygodnie czaił się w nadziei że ujrzy smoka ale tym co
terroryzowało mieszkańców okazał się nie on a jakaś ognista
Harpia. Pokonał ją bez większego problemu jednak nie miał się czym cieszyć. Ogarneło go przytłaczające uczucie pustki. Najgorsze było nie uczucie własnego zawodu, a świadomość
że mocno zawiódł inną osobę. Obiecał Lisannie towarzyszyć jej
na misji by jej bronić, a jedyne co zrobił to ją zostawił.
- Ale wiesz, że byli z nią Elfmen
i Mirajane – powiedział Happy gdy weszli na tereny Magnolii.
- Tak – powiedział Natsu
zasłaniając się ręką przed padającym deszczem, który nawiedził
miasteczko – muszę jednak jej to jakoś wynagrodzić.
- Chyba po raz pierwszy pomyślał
logicznie – westchnął do siebie Happy.
Wkrótce stanęli przed drzwiami
gildii. Zaskoczyła ich dziwna cisza. Zza wrót nie było słychać,
ani śmiechów, ani odgłosów kolejnej bójki. To było tak
nietypowe dla tego miejsca, że przez chwilę stali nieruchomo
zastanawiając się co mogło się stać. Nim jednak zdążyli
cokolwiek postanowić drzwi same się otworzyły pchane silniejszym
podmuchem wiatru. Wewnątrz byli wszyscy choć nikt się nie odzywał.
Kilka ponurych twarzy zwróciło się w ich stronę. Dopiero wtedy
dostrzegł płaczących u boku mistrza. Potem padły te słowa,
słowa, które zmieniły cały jego świat, Słowa, których nigdy
nie zapomni.... „Lisanna nie żyje”.
Wszystko wtedy się
zmieniło. Elfmen i Mirajane zaczęli się zupełnie inaczej
zachowywać. Egzamin, który miał się odbyć wygrał jedyny, który
się go podjął – kilkutygodniowy członek gildii Mystogan. Jeśli
chodzi o niego to właśnie wtedy zaczął z całego serca bronić
towarzyszy by nikogo więcej nie stracić. Kiedy tylko usłyszał, że
jakiś członek gildii jest w tarapatach natychmiast śpieszył na
pomoc nie bacząc na konsekwencje z których nieraz musieli go
ratować inni członkowie gildii. Długo zastanawiał się co by było
gdyby jednak z nią wtedy poszedł. Czy zdołałby ją ochronić, czy
nadal byłaby z nim, czy jej rodzeństwo nie musiało by ukrywać
smutku, a on sam nie czuł tej przytłaczającej samotności za
każdym razem, gdy odwiedzał miejsce ich wspólnych zabaw. Nigdy nie
zapomniał dnia w którym ją stracił, ani dnia w którym wróciła
z Edolas cała i zdrowa. Wtedy też przyrzekł sobie, że chodziłby
nie wiadomo co się działo nie da już jej więcej skrzywdzić.
Teraz gdy usłyszał jej krzyk wszystko wróciło wzmagając złość
na agresora. Jednak skoro ją słyszał musiał być już blisko.
Przyśpieszył kroku podświadomie kierując się na polanę na
której z ową dziewczyną uwielbili się niegdyś bawić. Miał
racje. Lisanna cała blada z przerażenia trzymała się za zranioną
nogę siedząc oparta o ich dawny, słomiany namiot. Nad nimi w
powietrzu walczyły zawzięcie dwie osoby. Mirajane w jednej ze swych
demonicznych form. Jednak wystarczył jeden rzut oka by wiedzieć, że
się nie kontroluje. Była wściekła, a od aury którą roztaczała
można było wyczuć nienawiść. Jej ataki były niesamowicie
szybkie i potężne jednak przez brak kontroli nad dużą niszczyła
tylko teren nie mogąc skupić się bezpośrednio na wrogu. Natomiast
jej przeciwniczka sprawiała wrażenie jakby się dobrze bawiła. Z
psychopatycznym uśmiechem na twarzy unikała jej ciosów pozwalając
tym samym na spore zniszczenia okolicy. Uznał, że to dogodny moment
na włączenie się do akcji. Najszybciej jak mógł podbiegł do
Lisanny.
- Wszystko dobrze –
spytał i nie czekając na odpowiedź podał jej Happy'ego –
zaopiekuj się nim – poprosił w chwili gdy niekontrolowana kula
cienia wystrzelona przez pozbawioną kontroli Mirajane przeleciała
koło nich. Dopiero gdy kurz opadł zdał sobie sprawę w jakim
stanie jest Lisanna. Wprawdzie poza zranioną nogą, która wyglądała
na złamaną nie dostrzegał poważniejszych obrażeń to toczące
się po jej policzkach łzy, mimo padającego deszczu nie mogły
pozostać niezauważone. Była ona osobą, która bardzo rzadko
płakała. We wszystkim starała się znaleźć jasną stronę,
wszystkich akceptowała i było naprawdę niewiele rzeczy, które
mogą doprowadzić ją do łez.
- Elfmen, ona go...
- nie musiała kończyć. Wiedział o co jej chodzi. Brak jej brata
nie mógł być przypadkowy. Nie miał wątpliwości co się stało. Oznaczało to, że nie może się teraz
powstrzymywać. Musi ochronić Lisannę. Musi odeprzeć atak wroga
Fairy Tail. Musi pomścić towarzysza. Pozostawał tylko jeden
problem. Zupełnie nie wiedział jak powstrzymać Mirajane przed
szaleństwem w które popadła przez przybraną duszę. Jednak on również był wściekły.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mam kolejny rozdzialik. prawdzie planowałam dłuższy ale po uzmysłowieniu sobie co planuje w niego wepchnąć uznałam że lepiej go podzielić. I tak chciałam go dać na Helloween.. ech muszę sobie dobierać lepsze terminy ... ciekawe czy do mikołajek się wyrobię z kolejnym. Jeśli widzicie gdzieś błąd interpunkcyjny, stylistyczny czy jaki tam jeszcze by był to piszcie śmiało. Ostatnio mam trochę stresów i nie zdziwiłabym się gdybym coś przekręciła ^.^"
polski tytuł: Niebezpieczny deszcz
Pisz dalej!Świetnie się to czyta!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Anonimem - naprawdę świetnie się to czyta. Tylko jak dla mnie za mało tu Żelka :c
OdpowiedzUsuńPisz dalej, bo świetnie ci to idzie! ;)
Caxi Carmellowa (#lenistwo)
Epicki rozdział!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że niedługo wrzucisz następny :)
O i wesołych świąt :P