piątek, 29 stycznia 2016

16.Mahō no shurui

Jellal czuł, że leży na jakimś łóżku, a głowa wprost mu pęka. Nie wiedział gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał to jak biegł do Magnolii by upewnić się, ze Erza jest bezpieczna. Erza. Przytomność wróciła do niego tak szybko, że zwiększyła towarzyszące mu zawroty głowy. Momentalnie otworzył powieki. Jego oczom ukazał się śnieżnobiały sufit.
- Wreszcie się obudziłeś – na krześle obok siedziała zirytowana Meredy z tacą ciastek na kolanach – Następnym razem trochę pomyśl, zanim zechcesz walnąć w coś głową. Byłeś nieprzytomny ponad dobę. Wyglądała jakby siłą powstrzymywała się od walnięcia go w głowę choć w jej oczach widniała ulga. Czuł, że przysporzył jej swym zachowaniem sporo zmartwień ale po prostu musiał zadać to pytanie. Musiał się upewnić.
- Erza, czy z nią...
- W porządku – przerwała mu – przynajmniej fizycznie. Siedziała tu cały czas. Dopiero jakiś kwadrans temu Kaishi wyciągnął ją na spacer.
To imię podziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Ignorując tępy ból z tyłu czaszki poderwał się z łóżka gotów ruszyć za szkarłatną. Skoro była tu jeszcze niedawno powinien móc ją dogonić.
- Powinieneś leżeć – drzwi gabinetu lekarskiego otworzyła Wendy. Za nią stał Gajeel ledwie widoczny z naręcza świeżej pościeli, którą pomagał wnieść niebiańskiej czarodziejce – Nie masz wstrząsu mózgu, a czaszka jest cała jednak długo byłeś nieprzytomny co osłabiło twój organizm.
- A myślałem, że to ja nie cierpię skrzydła szpitalnego – skomentował wychowanek Metalicany – Na razie jest spokojnie, więc nie musisz się nigdzie śpieszyć. Nikt nie podejrzewa, że tu jesteś.
- Meredy-san, ktoś jeszcze się przebudził podczas naszej nieobecności choć na chwilę – dopiero po pytaniu niebieskowłosej Jellal zorientował się, że nie są tu sami.
Tuż za jego plecami byli inni. Na najbliższym mu łóżku leżał Gray cały pokryty bandażami. Krzesło dalej zajmowała Mirajane trzymając rękę nieprzytomnej siostry. Twarz Lisanny była prawie równie biała jak pościel ją okrywająca. Widząc, że na nich patrzy posłała mu słaby, przelotny uśmiech i delikatnie szturchnęła dłoń Natsu siedzącego naprzeciwko. Smoczy zabójca oderwał wzrok od małego łóżka w którym znajdował się Happy z kilkoma bandażami na głowie. Rzuciwszy mu przelotne Hej podniósł się i wolnym krokiem ruszył w ich stronę. Jellal od razu spostrzegł jego przybity wyraz twarzy. Tylko raz widział go w podobnym stanie. Wtedy gdy Erza chciała... potrząsną głową odganiając od siebie wspomnienia z Rajskiej Wieży.
- Co tu się dokładnie stało – spytał starając się odczytać coś z jego niemal nieobecnego spojrzenia.
- Żebyśmy to wiedzieli – Dragneel wzruszył ramionami – są jakieś zmiany u Juvii – skierował pytanie do Wendy na co ta bezradnie pokręciła głową.
- Porlyusica-san umieściła ją w magicznym inhibitorze. Mówi, że jej wodne ciało zaabsorbowało zbyt wiele tego deszczu. Sądzi, że da radę to z niej wydobyć szkodliwe cząsteczki ale zajmie to sporo czasu.
Młoda smocza zabójczyni podeszła do Lisanny i zaczęła delikatnie zmieniać jej bandaże. Jellal spostrzegł jak z wielką starannością wykonuje każdy ruch.
- Będzie dobrze – pocieszająco zwróciła się do Miry – Mają silne organizmy. Urazy ustępują i dziś lub jutro powinni się wybudzić.
Wszystkich nieco ożywiła ta wiadomość. Atmosfera od razu się ożywiła. Jellal jeszcze raz spróbował wstać ale zrezygnował widząc mordercze spojrzenie Meredy. Z kolei na twarz Natsu powrócił uśmiech. Wiara, że jego przyjaciele nadal będą blisko niego zawsze mu pomagała.
- Spokojnie stary – rzucił rozciągając się chyba pierwszy raz od wielu godzin – Meredy przekazała nam już tą księgę, którą udało wam się znaleźć. Levy cały czas stara się ją odszyfrować.
- Jaką książkę – powiedział tak szybko, że dopiero po kilku sekundach dotarł do niego sens tych słów. Cały czas myślał o Erzie i odszyfrowanie znaków zeszło u niego na dalszy plan. To jednak wystarczyło by wszyscy zebrani spojrzeli na niego z niemałym zdziwieniem. Wendy wykonała ruch ręką jakby się wahała czy go jeszcze raz nie zbadać.
- No wiesz... - zaczął Gajeel ale Meredy pokręciła tylko głową z irytacją.
- Spokojnie nic mu nie jest – zapewniła – Po prostu Pan-Nadpobudliwie-Zazdrosny-Nie-Ufam-Nikomu-Kto-Podchodzi-Do-Erzy ma jakieś wąty do waszego nowego znajomego i wyobraża sobie zbyt wiele.
Jellal otwierał usta by zaprotestować ale mu przerwała.
- Mam Ci przypomnieć co było po pierwszym dniu igrzysk?

Gwiazdy świeciły już jasno na niebie, gdy cała gildia zebrała się w barze by świętować swoje porażki. Jellal siedział na dachu jednego z mniejszych domów wpatrując się w okno za którym bawili się członkowie Fairy Tail. Wielokrotnie przyłapał się na tym, że szukał wzrokiem wśród tłumu Erzy. Nie było to trudne przez jej rzucający się w oczy, oryginalny kolor włosów. Tak bardzo za nią tęsknił przez te siedem lat. Obserwował ja podchodzi do Gray'a z tacą pełną ciastek. Przez chwilę śmieją się z niesłyszanego mu dowcipu po czym Gray zrywa się by pognać za Natsu ślizgającym się na wywróconym, gnanym beczkami stole. Erza przez chwilę ich baszta by potem z zaskoczeniem powitać niespodziewanego przybysza. Jej nowy rozmówca przykul też jego uwagę. Ubrany jedynie w luźne brązowe spodnie i ciemnoniebieską, niedbale zarzuconą na ramiona rzucał Erzie pożądliwe spojrzenia upijając się alkoholem z podręcznej butelki. Nie mógł tego wytrzymać. Wpadł do baru, gdy ten mówił:
- No to co Scarlett, przeprowadzimy mały sparing?
Nim zdołał się zorientować co sam robi stał już między nim, a Erzą. Na upojoną twarz nieznanego mu maga wstąpił wyraz szczerego zdziwienia. Pochylił się patrząc mu prosto w oczy by po chwili wydać z siebie bełkotliwy śmiech.
- To ty jesteś tym zamaskowanym dziwakiem z tak zwanego Edolas, który dostał napadu śmiechu podczas ostatniej walki – spytał przybliżając się jeszcze bardziej.
Drgnął, miał udawać byłego członka Fairy Tail ale jeśli wda się w dyskusje jest prawie pewne, że powie coś co go wyda. Jednak czy w tej sytuacji...
- Co ty wyprawiasz? - syknęła mu do ucha Erza.
Chciał już powiedzieć, że cel jego działań jest oczywisty, gdy zdał sobie sprawę z tego co sam robi i gdzie się znajduje. W barze znajdowała się większość członków gildii szkarłatnowłosej, zresztą ona sama nie należała do najsłabszych i z pewnością potrafiłaby o siebie zadbać. Dotarło do niego, że zadziałał zbyt impulsywnie. Przez swoje zachowanie o mało się nie zdradził pakując Fairy Tail w niemałe kłopoty. Nadal był poszukiwanym w całym kontynencie zbiegiem.
- Poznajcie się – niezręczną ciszę przerwała Erza – Mystogan to jest Bacchus Groh z Quatro Cerberus. Swego czasu często spotykaliśmy się podczas misji jednak nigdy nie udało nam się stoczyć w pełni rozstrzygającej walki. Przepraszam, ale raczej nie pogadacie Mystogan nie należy do zbyt rozmownych.
Kiwną tylko potwierdzająco głową. Zastanawiał się jak dyskretnie się wycofać, gdy wyglądająca na siwiejąca kobieta chwyciła go za dłoń i pociągnęła do wyjścia
- Może pomożesz staruszce wnieść zakupy po schodach – spytała uśmiechając się do niego miło.
- Oczywiście – odparł szybko i ruszył z nią do wyjścia – dzięki za ingerencje Ultear – dodał, gdy byli już w bezpiecznej odległości.
- Następnym razem przemyśl to co mówimy Ci z Meredy od jakiegoś czasu – fuknęła Milkovich zdejmując z siebie iluzje – I powiedz jej co czujesz zanim przez ciebie wpadniemy w poważniejsze tarapaty.
- Wiesz, że nie mogę. Nie po tym co jej zrobiłem – powiedział odwracając się by jeszcze raz zobaczyć w oknie sylwetkę szkarłatnowłosej. Chciał by zawsze była szczęśliwa.

Wiedział, że wtedy zadziałał pod wpływem chwili ale czuł w kościach, że ta sytuacja jest zupełnie inna. Kaishi'ego zaakceptowała od razu cala gildia i choć nigdy wcześniej nie zaatakował żadnego z jej członków jak było to chociażby w przypadku Gajeel'a lub Juvii coś w nim nie dawało mu spokoju. Był zbyt idealny i to właśnie go intrygowało.
- A właśnie Jellal mówiłeś, że masz narzeczoną. Dlaczego chcesz ją zdradzić z Erzą – spytał Natsu, a powaga w jego głosie wskazywała, że wcale nie żartuje.
Meredy wyglądała na załamaną. Wiedziała wprawdzie, że smoczy zabójcy mają doskonały słuch ale nigdy nie podejrzewała, że ktoś może się dać nabrać na tak żałosne kłamstwa Jellala. Znała go od przeszło siedmiu lat i wiedziała, że nawet gdyby byłby postawiony przed plutonem egzekucyjnym nie potrafił by zaprzeczyć chociażby koloru swoich włosów. Teraz pojęła co miała na myśli Juvia mówiąc „Rywal panicza Gray'a jest słodki ale bardzo naiwny”. Cóż niebieskowłosy może być dumny udało mu się nabrać już jedną osobę. Nie spodziewała się jednak jak długo zamie jaj uświadomienie salamandrowi prawdy.
- Zrozumiałem – oświadczył wychowanek Igneel'a po dobrych dziesięciu minutach tłumaczenia blefu Fernandes'a – Jellal wcisnąłeś ten kit bo nie wiesz jak powiedzieć Erzie, że ją kochasz. Jeśli chcesz zrobię to za Ciebie – bezproblemowo zadeklarował Natsu.
Jellal zdębiał słysząc tę propozycję. Co prawda zdawał sobie sprawę z lekkiego podejścia do życia niektórych członków Fairy Tail ale coś takiego przerosło jego oczekiwania. Zdał sobie sprawę, że faktycznie nie potrafi temu zaprzeczyć. Naprawdę kochał Erzę ale też nie mógł jej tego powiedzieć. Nie zasługiwał na nią ale jednocześnie słowa Natsu obudziły w nim pewne obawy. Skoro oni wiedzieli jakim uczuciem darzy szkarłatnowłosą to czy ktoś spoza gildii może się o tym dowiedzieć. Nie chciał jej na nic narażać. Sama opinia, że może mieć coś wspólnego z kryminalistą z pewnością by jej nie posłużyła.
- Aye – ciszę przerwał znajomy głos. Happy odzyskał przytomność.
Niebieski Exceed usiadł rozglądając się nieco skołowanym wzrokiem po zebranych. Jego oczy nieco zaszkliły gdy spostrzegł Lisannę i Gray'a. Natsu widząc, że z jego przyjacielem wszystko w porządku od razu stracił zainteresowanie uczuciowymi sprawami Jellal'a.
- Dobrze, że wreszcie wstałeś – zaśmiał się kładąc mu dłoń na głowie – Zobaczysz, że oni niedługo też się obudzą, Jego wzrok przez dłuższy czas zatrzymał się na nieprzytomnej białowłosej.
- Jak ze skrzydłami – spytał na co ten w odpowiedzi uwolnił swą Arie. Osłabiające go zaklęcie musiało już minąć.
Przebudzenia Happy'ego zadziałało też pocieszająco na Mirajane, która od razu zaproponowała mu przyniesienie jego ulubionej rybki. Po chwili podeszli do niego też pozostali.
- Na pewno wszystko z tobą w porządku – do rozmowy włączyła się Meredy
Wykorzystując to małe zamieszanie Jellal dyskretnie wymknął się z sali.

Lucy szła główną ulicą miasta ściskając oburącz papierową torbę z zakupami. Towarzyszący jej mały Plue jak zwykle starał się poprawić jej humor. Niestety tym razem nawet jego wygłupy nie odnosiły skutku. Cały czas myślała o niedawnym starciu. Była zmuszona bezczynnie kryć się w schronie podczas gdy inni narażali życie. Przez miesiące spędzone w Fairy Tail przywykła do tego, że jest słabsza niż większość jej członków jednak dotychczas zawsze mogła się na coś przydać. Zawsze jednak mogła liczyć na pomoc gwiezdnych duchów. Przystanęła czując. Że zbiera jej się na płacz. Zamrugała powiekami odganiając od cisnące się do oczu łzy. Wtedy też zauważyła, że Plue został w tyle. Duszek drżał bardziej niż zazwyczaj wpatrzony w jeden z ciemnych zaułków.
- Co tam widzisz – spytała z troską kucając przy nim.
Delikatnie pogłaskała go po głowie. Fakt, że ma problemy z złotymi kluczami nie zwalniał jej z odpowiedzialności za wysłanników innych gwizdanych bram.
- Prawdopodobnie mnie – naprzeciw niej wyrosła zakapturzona postać.
Spod nakrycia głowy wysuwało się kilka czarnych kosmyków włosów. Na widocznej części twarzy malował się melancholijny uśmiech. Lucy zamarła z przerażenia nie do końca wiedząc czy powoduje je przytłaczająca magiczna aura, czy czarny rysunek gwiazdy na krwisto czerwonej rękawicy. Ten sam symbol, który od niedawna był głównym problemem nie tylko Fairy Tail i innych gildii. Nim Lucy zdołała jakoś zareagować chwyciła ją za głowę przez co natychmiast zemdlała.

Erza przystanęła pod swoim ulubionym drzewem wpatrując się w płynącą dołem rzekę. Było coś w tym widoku co ją uspokajało. Tak bardzo teraz tego potrzebowała. Pamięć o ostatnich zdarzeniach wcale jej w tym nie pomagała. W trakcie natarcia wroga zginęło sześciu niepowiązanych z gildią mieszkańców miasta. Sześć ofiar. Siedem jeśli liczyć Elfman'a ale tak bardzo nie chciała wierzyć w stratę członka gildii, że wciąż odganiała tę myśl. Tak czy inaczej chłody, lekki wiatr i widok zachodzącego w oddali słońca koiły jej nerwy.
- Dziękuję, że jednak mnie wyciągnąłeś Kaishi – szepnęła do stojącego za nią maga – chyba faktycznie było mi to potrzebne.
- Nie ma sprawy – odparł wykonując żartobliwy ukłon co wywołało u niej przelotny uśmiech.
Dalej martwiła się o swych rannych towarzyszy oraz Jellal'a, którego po odlocie Ame zlokalizował Natsu. Nadal nie wiedziała dlaczego niebieskowłosy zachował się tak nierozważnie całą drogę pokonując za pomocą Meteoru. Nie wątpiła, że zdobyta przez niego księga może zawierać istotne informacje ale z tego co mówiła Meredy znaleźli ją już kilka dni temu, więc dlaczego chciał przekazać im ją właśnie teraz? Czuła, że różowowłosa czarodziejka nie mówi jej wszystkiego ale zdecydowała się poczekać, aż sam Jellal jej to powie. Zdaniem Wendy jego stan nie był poważny i powinien niedługo się sam wybudzić. Przez chwilę oboje stali w ciszy gdy Kaishi wskazując przed siebie ręką zawołał.
- Chyba wreszcie się obudził.- mówiąc to pomachał przyjaźnie ręką do idącego w ich stronę Fernandes'a.
- Jellal dobrze się czujesz – spytała z troska podbiegając po czym natychmiast go zbeształa – Dlaczego nie odpoczywasz w łóżku?
Poczuł jak mimowolnie się uśmiecha. Erza odkąd ją znał troszczyła się o swoich przyjaciół ale też była bezwzględna co do przestrzegania zasad.
- Chciałem po prostu sprawdzić czy z tobą wszystko w porządku – powiedział siląc się na normalny ton.
- Jak widać – wzruszyła ramionami – Znów nie mogłam temu zapobiec - chciała być silna ale nie potrafiła, z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Hej – poczuła na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Kaishi stał za nią uśmiechając się w pocieszający sposób – Istnieje nadzieja, że wasz przyjaciel wcale nie zginął.
- Jak to? - spytała z nadzieją, a Jellal poczuł ucisk w żołądku.
Erza była najważniejszą dla niego osobą. Chciał by była szczęśliwa, to było jego głównym celem. Nie chciał by płakała. Chciał móc w każdej chwili zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Spojrzał jeszcze raz na Kaishi'ego. Może faktycznie źle go ocenia. Może naprawdę chce również tylko dobra dla szkarłatnowłosej. Może tak jak mówi Meredy naprawdę zrobił się zazdrosny? Może powinien dać mu szanse. Choć w głębi serca nadal miał złe przeczucia postanowił wstrzymać się od działań w jego sprawie. Tak czy inaczej nikt, nawet Crime Sociere nie wiedział co robić. Znak gwiazdy, Tartaros, zniszczenie rady magii to wszystko tworzy idealne okazje do działalności innych mrocznych gildii ale jak mają je teraz odróżnić ich działania od tych naprawdę istotnych. Co innego okupywać niewielkie miasteczko, co innego pogrążać powoli cały kraj w panice.
- Nie jestem pewny czy to się naprawdę stało – z zamyśleń wyrwał go głos ciemnowłosego – ale jeśli wierzyć słowom Mirajane mogło być to zaklęcie „Drogi wody”. Wprawdzie mogę się tylko opierać na zdobytych informacjach, sam nigdy tego nie widziałem. Jednak trafiona nią osoba zmienia się na pewien czas w wodę by zostać niezauważenie przeniesiona w inne, nawet bardzo odległe miejsce. Niestety nie wiem niczego więcej.
- Mylisz się – Erza pokręciła głową – to zdecydowanie więcej niż mieliśmy. Znasz jeszcze jakieś zagadkowe zaklęcia? Może będziemy mogli czemuś zapobiec i....
- A jaką magią ty dysponujesz – wtrącił Jellal ale po prostu musiał to wiedzieć by do końca się upewnić.
- Może teraz nam to zdradzisz – dodała Erza, a Jellal spojrzał na nią zaskoczony. Zadał to pytanie by samemu się upewnić, że może bezpiecznie zostawić z nim Scarlet ale nie podejrzewał że i ona tego nie wie. Kaishi może nie był w gildii od dawna ale na pewno wystarczająco długo by lepiej go poznać.
- Gdybym tylko to wiedział – Kaishi położył się na trawie, a widząc ich pytające spojrzenia kontynuował – Jak pewnie wiecie magia dzieli się na dwa podstawowe rodzaje. Magię przedmiotu, która jest wielokierunkowa tak jak w przypadku twoich zbroi Erzo czy kluczy Lucy i może się jej nauczyć prawie każdy. Oraz magię Caster, którą często demonstrują nam w swoich bójkach Natsu i Gray. Większość też jest, że tak powiem powszechnie dostępna ale niektóre jej formy potrzebują odpowiednich nauczycieli jak w przypadku smoczych zabójców. Tu mamy też do czynienia z teorią magii wrodzonej.
- Magii wrodzonej – automatycznie powtórzył Jellal mimo braku ufności zaintrygowany jego wiedzą.
- Jesteś Jelly, dobrze zapamiętałem? Sorki ale nie mam pamięci do imion – zaśmiał się po czym nie czekając na odpowiedź kontynuował - Magię wrodzoną charakteryzuje to, że jej użytkownik może jej użyć nawet jeśli wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że to potrafi. Tak też było w twoim przypadku Erzo.
- Moim? – szkarłatnowłosa nie kryła zaskoczenia.
- Tak – potwierdził – Mówiłaś, że po raz pierwszy użyłaś magii podczas buntu w tej Wieży Niebios i była to odmiana telekinezy – kiedy kiwnęła głową Jellal zdziwił się jak bardzo się mu zwierzała – Nie wiedziałaś wtedy, że w ogóle to potrafisz. Nie będę tu odnosić się bezpośrednio do tych wydarzeń powiem tylko, że prawdopodobnie był to wybuch uśpionej w tobie magii i nie chodzi mi tu o magiczną moc ale prawdziwą magię jaka w tobie drzemie – ułożył się wygodniej na trawie po czym dodał – ale to tylko teoria o której kiedyś usłyszałem.
- Rozumiem – powiedziała Erza prostując się. Nie wiedziała dlaczego ale te słowa przypomniały jej krótki list jaki niedawno dostała. „Co wiedziała o sobie?” Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Odruchowo dotknęła medalionu, który z nim przyszedł i z którym od tej pory się nie rozstawała – Robi się ciemno, wracajmy lepiej do gildii – stwierdziła – Może mistrz będzie wiedział coś więcej.

Natsu wpatrywał się w pogrążoną w śnie Lisannę. Według Wendy zagrożenie minęło i teraz wystarczy czekać, aż ona i Gray się wybudzą. Mimo ich licznych starć poczuł ogromną wdzięczność do maga lodu za to, że przyjął na siebie największą siłę ciosu. Gdyby nie jego poświęcenie z białowłosą i Happy'm mogło by być znacznie gorzej. Siedział wsłuchując się w ciche tykanie zegara. Zmęczona czuwaniem przy siostrze Mirajane zasnęła na krześle, a Porlyusica zabrała exceed'a na, jak mu tłumaczyła, badania koordynacji ruchowo-sprawnościowej. Nie wiedział zbytnio co to ma być ale po tym jak zapewniła roztrzęsionego perspektywą kłucia kotka, że nic takiego go nie czeka ten zgodził się iść sam na badanie co Natsu przyjął z ulgą. Meredy, Wendy i Gajeel wyszli natomiast poszukać Jellal'a, który nagle zniknął. On jednak nie chciał odejść od łóżka Lisanny. Od kiedy wróciła z Edolas nie miał okazji z nią dłużej porozmawiać. Następnego dnia po jej powrocie odbył się test na maga klasy S. Atak Acnologii sprawił, że zniknęli na siedem lat. Gdy wrócili całe swoje siły skupił na treningu. Warto też pamiętać, że większość pozostałego do turnieju czasu spędził w świecie gwiezdnych duchów, gdzie czas płynął zupełnie inaczej. Turniej się skończył. Udało im się odeprzeć atak smoków jednak od razu zaczęło dziać się coś innego. Coś z czym mają kłopoty do tej pory i nie wiedzą jak się temu przeciwstawić. Mimo to gdyby wczoraj odwrócił się szybciej, jak radziła mu nawet sama Ame może oni wszyscy teraz by tu nie leżeli.
- Wybacz, że nadal nie potrafię chronić naszej małej rodziny – szepnął przypominając sobie zdarzenie sprzed kilku lat. Wtedy też wpędził ich w niemałe kłopoty.

Półtoraroczny Happy zataczał koła nad ich głowami. Od swego wyklucia urósł zaledwie o kilka centymetrów ale wszystko nadrabiał chartem ducha. Swą żywiołowością dorównywał nawet Natsu często naśladując jego zachowania. Niestety to samo tyczyło się też uporu. Tym razem niebieski kotek oznajmił, że będzie wisiał w powietrzu tak długo, aż smoczy zabójca zgodzi się zabrać go wreszcie na misje.
- Ale wiesz, że potrafisz utrzymać Arie tylko przez siedem minut – zaznaczyła Lisanna starając się ukryć jak bardzo bawi ją kolejna sprzeczka tych dwojga – Natsu nie chce byś się narażał.
- Nieprawda – odparł natychmiast salamander – po prostu uważam, że jest za słaby i będzie mi przeszkadzał.
- Lisanna, on jest okropny – zapłakany kotek wtulił się w drobną dziewczynę.
- Może zamiast się kłócić coś zjemy – mała czarodziejka szybko zmieniła temat – Mira-chan spakowała mi sporo ciastek kilka świeżych rybek i słoik magicznego ognia.
- Świerze rybki – Happy natychmiast się ożywił.
- Uwielbiam magiczny ogień – zawtórował mu Natsu.
Oboje zdawali się zapomnieć o niedawnej sprzeczce i zaczęli
pomagać Lisannie w jak najszybszym rozstawieniu kosza piknikowego. Kiedy wszystko było gotowe Exceed od razu przystąpił do konsumpcji jednej z ryb, natomiast Natsu zaczął mocować się ze słoikiem w którym był zamknięty ognisty smakołyk.
- Może ci pomóc – zaproponowała Lisanna odkładając na chwilę swoją kanapkę z powrotem na talerz.
- Nie ma mowy... Nie poddam się – warknął nie przestając napierać na zakrętkę – Coś takiego nie może... - urwał kierując wzrok w stronę lasu.
- Coś się stało.. - zaczęła Lisanna ale dał jej znać by zamilkła.
Słyszał wyraźnie kilka par butów uderzających o leśne podłoże. Jego smoczy zmysł węchu pozwalał mu od razu odgadnąć, że nie należą do ich gildii. Nie byli to też inni mieszkańcy Magnolii czy okolic. Pachnieli podejrzanie. Niestety naturalne odgłosy lasu zakłócały mu udane podsłuchiwanie. Udało mu się jednak wyłapać pojedyncze słowa. „zasadzka”, „szantaż”, „plan” i „nagroda”. Natychmiast poderwał się z miejsca. Wiedział, że to ryzykowne ale po jego ciele rozpłynęło się uczcie silnej ekscytacji. Może jak się tera wykaże Gildarts przestanie taktować go tak protekcjonalnie. Słyszał od Macao, że Clive robi sobie przerwę podczas wykonywania kolejnej misji i za dwa tygodnie wraca do gildii. Może nawet zgodzi się zabrać go ze sobą na kolejną.
- Dobra nie ma co zwlekać – krzyknął nie kryjąc, że znów pali się do walki – Lisanna, Happy załatwmy ich.
- Ich? Ale o kim ty mówisz – dopiero po słowach Lisanny zdał sobie sprawę, że tylko on słyszał co się dzieje około kilometra dalej.
- Bo widzicie – zaczął objaśniać co udało mu się usłyszeć i co mogą teraz zrobić.
- Myślę, że powinniśmy raczej powiadomić o tym innych – zaniepokoiła się Lisanna – przecież nie wiemy jak silni są ci przestępcy.
- No proszę – jęknął Natsu – taka okazja nie zdarza się codziennie. Nie zniosę jeśli ten lodowy dupek pierwszy ich dorwie. Poszedłbym sam ale znacznie łatwiej będzie jak dołączysz.
- No dobrze – zgodziła się widząc, że nie odciągnie go od tego pomysłu. Jak sam zauważył będzie im łatwiej we dwójkę, trójkę licząc Happy'ego.
- Aye – ucieszył się niebieski kotek chwytając mniejszy patyk, który dla niego był średniej wielkości pałką – zobaczycie, że też potrafię walczyć.
Ruszyli ostrożnie stawiając kroki. Natsu szedł przodem przewodnicząc tej małej grupie. Czuł, że ich cel się nie przemieszcza najwidoczniej robiąc postój co sprawiało dla nich dobrą okoliczność do ataku. Był tak podekscytowany, że podczas kilkunastominutowego skradania się Lisanna kilkakrotnie zwróciła mu uwagę, że się zapał.
- Jeśli nie będziesz ostrożny spłoszysz zwierzęta – pouczyła go – a one dadzą znać o naszym przybyciu.
Wkrótce pomimo kilku takich trudności dotarli na miejsce. Kucnęli ukryci w krzakach i zaczęli z bliska obserwować. Na piaszczystej drodze wijącej się przez las stało pięciu ubranych w czarne skórzane kurtki i luźne dresowe spodnie mężczyzn. Można było dostrzec, że każdy z nich ma jednakowy herb jakiejś gildii. Nie znali go co od razu dodawało pewności przekonaniu, że nie są tutejsi. W ciszy nasłuchiwali ich rozmów.
- Szefie, co teraz mamy robić – spytał eden z nich.
- Nic, po prostu czekamy – odparł najbardziej umięśniony – Słyszałem, że w tej okolicy często kręcą się szczyle należące do tutejszej gildii. Zaczekamy, aż jakieś się wychylą i je przechwycimy. Pozostali na pewno zapłacą sporą sumkę by malcy cali wrócili z powrotem.
Natsu nie czekał na nic więcej. Wyskoczył z kryjówki zapominając że agresorów jest więcej. Zapominając, że wciąż jest niedoświadczonym magiem. Zapominając, że wciąż jest tylko dzieckiem.
To było aż nazbyt łatwe. Przynajmniej jeśli chodzi o łowców nagród. Schwytanie dwójki przerażonych maluchów i dziwnego kota nie zajęło im nawet pięciu minut. Usiedli teraz w kole by przedyskutować dalsze działania.
- To teraz wysyłamy żądanie okupu, tak szefie – zaczął jeden z oprychów.
- Owszem tak początkowo zakładaliśmy – odparł ten – lecz wydaje się, że trafiła nam się niezła okazja. Jak tylko się ściemni wyruszamy w stronę portu skąd odpłyniemy na naszą wysepkę. Tam postanowimy co dalej. Zakładam wprawdzie, że ci od pokazów dziwadeł słono zapłacą by mieć w swojej kolekcji gadającego kota. Podziemia wbrew pozorom poszukują takich małych dziewczynek jak ta tutaj – wskazał na Lisannę – a jeśli chodzi o chłopaka – podwiną rękaw odsłaniając rękę na której widniało świrze oparzenie ciągnące się od nadgarstka, aż po łokieć. Jego konkretnie chce mieć w swych szeregach. Kilka miesięcy szkoleń i odpowiedniej terapii, a zanim się obejrzy będzie jednym z nas.
Odpowiedziały mu zadowolone pomruki, a chwilę później wszyscy wznieśli toast wypełnionymi po brzegi alkoholem kuflami.

Natsu zaprzestał walenia w kraty. To nie przynosiło żadnego efektu. Anty-magiczna klatka skutecznie uniemożliwiała mu użycie płomieni oraz sprawiała, że znacznie szybciej się męczył. Byli tu już zamknięci ponad cztery godziny. Nawet on wiedział, że taka ich nieobecność w gildii nie zrobiła na nikim wrażenia. Często wracali do domu grubo po zapadnięciu zmroku.
- Natsu – usłyszał za sobą cichy głos Lisanny- oni naprawdę to zrobią?
Kiedy się obrócił zauważył w jej oczach strach. Siedziała w koncie przyciskając do siebie kolana. Drżała. Taki widok dziewczyny był dla niego nowością. W przeciwieństwie do swego rodzeństwa była zawsze radosna i pełna życia. Teraz wydawała się taka bezradna. Przytulała jedną ręką do siebie Happy'ego wlepiając w niego swe błękitne oczy. Wtedy do niego po raz pierwszy dotarło przed czym naprawdę miał ich chronić. Dotarło do niego czym właściwie jest ta inna liga przed, którą niejednokrotnie go przestrzegano. Dotarło do niego czemu niektórzy uważali, że jego nadpobudliwość kiedyś doprowadzi do zguby. Był przecież tylko dzieckiem zdanym teraz na łaskę wroga.
- Kurcze, jak wrócimy już do gildii to Gray nie da mi żyć przez jakiś tydzień – kucnął obok Lisanny – Na pewno to planują – odpowiedział na jej pytanie – ale im na to nie pozwolimy – dodał tonem, który mógłby wydawać się pocieszający gdyby nie jego złość na samego siebie. To on ich w to wpakował – Muszę sobie tylko przypomnieć co mówiła Erza o misji podczas, której znalazła się w podobnej sytuacji. Mówiła coś o przechytrzeniu przeciwnika i podstępem skłonienia go do... No właśnie tego nie usłyszał bo najzwyczajniej w świecie zasnął. Nigdy nie był zbyt dobrym słuchaczem. Wolał sam działać. Tylko, że teraz nie mógł nic robić. Nie mógł niczego spalić.
- Natsu, masz na myśli tę misję... tę o której Erza mówiła nam miesiąc temu.. - spytał nieco roztrzęsionym tonem Exceed.
- Oczywiście, ale... - potwierdził ale umilkł gdy zauważył, że ten kieruje się bliżej krat.
Happy zacisnął piąstki po czym zawołał wciskając pyszczek między kraty:
- Hej, wy – tak pewny głos jak na kogoś tam małego wystarczył by przykuć uwagę porywaczy.
- Czego chcesz – łypnął na niego jeden z nich – żreć dostaniecie jak będziemy odjeżdżać i to tylko jeśli będziecie wystarczająco grzeczni.
- Nie chodzi o jedzenie po postu nie podoba mi się fakt, że chcecie sprzedać mnie do jakiego cyrku. Też jestem magiem – z trudem powstrzymywał swe ciało od drżenia.
- Happy co ty.. - zaczął Natsu ale Lisanna położyła mu rękę na ramieniu i pokręciła delikatnie głową.
- Zaufaj mu – szepnęła - on ma jakiś plan. Przecież od urodzenia ma na plecach symbol naszej gildii.
Chciał zaprotestować ale nie potrafił. Było w niej coś co sprawiało, że nie mógł się z nią spierać. Nawet jeśli chodziło o błahą sytuacje jak wtedy, gdy skłoniła go do mówienia. „Jestem w domu” za każdym razem gdy odwiedzał ich dziecięcy szałas.
- On to pamięta – dodała po chwili, a on już wiedział co ma na myśli. Happy wtedy nie zasnął i faktycznie może coś wiedzieć. Jednak fakt, że to nie on ma odegrać główną role w tym planie nieco go irytował. Wolał nie wiedzieć co powie Gray gdy okaże się, że po raz kolejny wpadł w jakieś kłopot z których sam się nie wyciągnie. Już wystarczy, że pewnie Mira zechce go zabić za narażenie Lisanny.
- No dobrze – burknął zgadzając się by powierzyć ich los w łapkach exceed'a.
- Co masz na myśli koteczku – spytał najbliższy oprych – Jesteś magiem? A co takiego potrafisz? Uprzedzam, że posiadanie pcheł nie podchodzi pod posiadanie szczególnych zdolności.
- Tu przecież nie dam rady pokazać – odparł dzielnie walcząc z swym własnym strachem – ale jeśli mnie wypuście to wam pokarze – zakończył z chytrym uśmiechem – chyba nie chcecie zostać wykiwani na tym waszym rynku.
- Ta, to by było irytujące – szef bandy wgniótł spalonego papierosa butem w ziemię – jednak znam takie sztuczki. Istnieje zbyt duże ryzyko, że coś wywiniesz i uwolnisz resztę.
- Nie zrobi tego – wtrąciła szybko Lisanna – Możecie nas przytrzymać kiedy będzie demonstrował swą prawdziwą moc. On chce.. to znaczy my chcemy zrobić wszystko byście nas tylko nie rozdzielali – zakończyła.
Tego się bała najbardziej. Rozłąki z najbliższymi. Według niej byłoby to o wiele gorsze niż gdyby chcieli ich zabić.
- No tak... o to nam chodzi – dodał szybko Natsu, gdy trąciła go łokciem w żebro – tylko, że ja też nie pokazałem wam wszystkiego – nie mógł się powstrzymać przed tym oświadczeniem.
- Nie trzeba – fukną na niego szef bandy – Wiemy już, że nie jesteś słaby. Jednak jeśli chodzi o kotka to chętnie zobaczymy co potrafi.
Pstryknął palcami, a w chwilę potem jego podwładni przytrzymywali dwójkę młodych magów jednocześnie wypychając na zewnątrz Happy'ego.
- No pokazuj co potrafisz, tylko pamiętnej - ruchem głowy wskazał pozostałych jeńców – bez numerów bo ktoś może ucierpieć.
Exceed wziął głęboki oddech. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niego. Rozwinął swe skrzydła. Odczekał, aż zobaczy jak Lisanna kiwnie dyskretnie głową i momentalnie wystrzelił w górę. Słyszał za sobą rozzłoszczone krzyki łowców nagród. Jednak gnał dalej. Musiał jak najszybciej powiadomić gildię. Miał tylko nadzieje, że starczy mu magii na całą drogę. Wolał nie myśleć co się stanie jeśli zawiedzie.

Zostali brutalnie załadowanie na tyły zaprzężonego do koni wozu. Czuli jak podskakują na wybojach w drodze do portu. Choroba lokomocyjna Natsu nie była wtedy jeszcze taka silna lecz silne zawroty głowy dawały mu się we znaki. Starając się je ignorować przysunął się bliżej Lisanny. Widział, że dziewczyna jest przestraszona ale jednocześnie stara się to ukryć. Starając się rozładować postukiwała palcami w podłoże z oczami utkwionymi gdzieś przed siebie. Sam nie wiedząc czemu to robi przykrył jej dłoń swoją.
- Nie martw się – rzucił nie patrząc w jej stronę – Happy da radę. Sama mówiłaś, że jest magiem Fairy Tail, a magowie Fairy Tail się nie poddają.
- Natsu – szepnęła, a na jej twarz powrócił uśmiech.
Nie wiedział jak długo jechali. Dla smoczego zabójcy każda chwila spędzona w jakimkolwiek środku lokomocji była dla niego zbyt długa. Przez brak jakichkolwiek okien nie mógł dokładnie stwierdzić gdzie są. Jedynie dzięki węchowi zdołał określić, że z każdą chwilą zbliżają się do portu. Jednak musieli obrać jakąś okrężną drogę przez las bo nadal docierał do niego intensywny zapach drzew. Nagle koła wozu zaczęły się ślizgać tak nagle, że oboje zostali siłą pędu rzuceni o ścianę. Nie minęła chwila, a obok nich błysnął miecz niszcząc, jednocześnie więżące ich belki.
- Co do … - krzyk bandytów zadziałał na niego trzeźwiąco.
- Erza, Gray – zawołał Natsu wygrzebując się z rozwalonego wozu.
- Mira, Elf – dołączyła do niego Lisanna.
- Żałosne dać się pokonać przez takie ścierwa – dobiegł do niego głos Laxus'a nokautującego ostatniego z trzymających się na nogach oprychów.
Natsu miał już się odgryźć, gdy zauważył, że z pleców Erzy zeskakuje Happy. Kociak bezzwłocznie podbiegł do niego i wskoczył mu w ramiona cały zdyszany ale szczęśliwy, że jego przyjaciołom nic nie jest.
- Spisałeś się – stwierdził smoczy zabójca kładąc mu rękę na głowie – od teraz zawsze będę cię brał ze sobą na misje.
- Aye – potwierdził z całym entuzjazmem niebieski exceed.
Przestępcy zostali skuci i odstawieni do aresztu. W drodze do gildii Mira cały czas przytulała Lisannę rzucając mu pełne nienawiści spojrzenia. Przywykł już do tego, że mu nie ufa. Bardziej irytowały go znaczące uśmieszki Gray'a. Wiedział, że tylko obecność Erzy powstrzymuje go od wypowiadania kąśliwych uwag. Postanowił sobie, że jak tylko przekroczą próg gildii roztopi mu ten uśmieszek swymi płomieniami.

Wtedy dość szybko zapomniał o swej odpowiedzialności, jeśli wcale się wtedy tym przejął bardziej niż codziennymi starciami z Gray'em. Teraz poczuł te specyficzne ukłucie w okolicach serca. Był odpowiedzialny za to co się stało. Niejednokrotnie narażał nie tylko siebie ale i swoich towarzyszy na rozmaite problemy ale dopiero teraz. Dopiero gdy mógł ją stracić po raz drugi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co dotychczas robił. Nigdy dotąd podczas walk nie przejmował się zbyt tym co się może stać za chwilę. Nie dopuszczał do siebie myśli, że coś może się stać jego towarzyszom.
- Natsu – znajomy szept wyrwał go z zamyślenia.
Wielkie, niebieskie oczy spoglądały wprost na niego jakby w oczekiwaniu na odpowiedź. Lisanna odzyskała przytomność. Była jednak nadal bardzo słaba. Zbyt słaba by się nawet podnieść. Wiedział o tym. Jednak jednocześnie cieszył się słysząc ponownie jej głos. Nie wiedział tylko jednak czy zbyt nie przyćmiewa tego uczucia narastające poczucie winy. To przez niego leżała tu cała w bandażach. Mimo wszystko nie mógł zrzucić tego na Ame. Przecież to ona pierwsza zasugerowała mu by się odwrócił. Gdyby posłuchał może nie oglądałby białowłosej w tym stanie. Zresztą nie tylko jej. Gray, Happy... Nadal miał w oczach walącą się na nich wieżę katedry.
- Natsu – dopiero gdy Lisanna ponownie wypowiedziała jego imię zdał sobie sprawę, że cały ten czas milczał.
- Przepraszam – wypalił tak gwałtownie, że wywołało to nieme zaskoczenie na twarzy dziewczyny – Przepraszam, że nie potrafię chronić rodziny.
Drżał, wypełniony na nowo rozgrzaną frustracją. Lisanna musiała to wyczuć bo delikatnie przykryła jego dłoń swoją. Była taka delikatna, ciepła a za razem nie sposób było zignorować tego gestu. Uniósł głowę by zobaczyć jak w jej oczach odbija się troska, czułość oraz smutek mieszany ze zrozumieniem. Powoli z niemałym trudem uniosła się do pozycji siedzącej.
- To nie prawda – zaprzeczyła – uratowałeś nas. Nie wiadomo co by się stało gdybyś się nie pojawił. Ja i Mira mogłyśmy – przygryzła wargę pogrążając się na moment w ciszy – Naprawdę nie powinieneś się winić.
- A co z Elfman'em – krzyknął tak nagle, że do dopiero po chwili zdał sobie sprawę z wypowiedzianych słów.
Był przekonany, że zaraz go uderzy i każe mu się natychmiast wynosić. Mylił się. Położyła mu głowę na ramieniu w ten sam sposób jak wtedy gdy pocieszała go gdy byli dziećmi. Ona chciała pocieszyć go kiedy to on powinien być oparciem.
- Elf zawsze powtarzał, że jeśli przyjdzie mu wybierać jak ma odejść to chciałby tego dokonać chroniąc mnie i Mirę – zaczęła – po za tym mam przeczucie, że on wcale nie zginął – pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech – Nie wiem skąd te przeczucie ale po prostu jest i...
- Jego się trzymajmy – dokończył za nią po czym otoczył ją ramieniem po czym instynktownie przytulił ją do siebie.
Dopiero teraz, czując bliskość jej ciała. Wiedząc, że nie opuściła go po raz drugi. Dopiero teraz poczuł jak ważna jest dla niego ta dziewczyna. Dotychczas myślał o niej jak o dobrej przyjaciółce. Tak samo jak o Erzie, Wendy czy Lucy. Czyżby była dla niego kimś więcej? Zaczął odczuwać dziwny ucisk w żołądku. Jego serce waliło tak mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z pierwsi. Dreszcze zaczęły przechodzić po jego ciele, a dziwnie zesztywniałe ręce pocić. Nie wiedział kiedy ich głowy zaczęły się do siebie zbliżać. Ich usta dzieliły już tylko minimetry. Działał pod wpływem instynktu. Nie wiadomo co by się stało gdyby do środka nie wpadł Happy wracający z badań.
- Porlyusica powiedziała, że jestem zdrowy i mogę z tobą iść na jakąś misję – wykrzyczał wparowując do środka jednak zastygł w bezruchu widząc co się dzieje w pomieszczeniu – coś robicie? - spytał swym niewinnym tonem patrząc na speszoną twarz Natsu.

Carla i Pantherlily wracali właśnie z patrolu. Upewniwszy się, że wróg nie powrócił chcieli jak najszybciej przekazać tą dobrą wiadomość innym. Było spokojnie, słońce chyliło się już ku zachodowi wylewając na okolicę złocistą barwę. Mijali właśnie rzekę dzielącą obie strony miasta, gdy ich uwagę przykuło ciało leżące bezwładnie na ziemi. Dopiero gdy się zbliżyli zdali sobie sprawę kim jest ta osoba.
- Lucy – zawołała Carla lądując tuż przy niedającej znaku świadomości blondynce – została napadnięta – zwróciła się do czarnego exceed'a obejmując łapkami głowę gwiezdnej czarodziejki.
- Chyba potrzebny nam będzie tłumacz – rzucił po dłuższej chwili Lily.
Dopiero teraz zauważyli, że nieopodal kręci się jedyny świadek zdarzenia, które miało tu miejsce. Mały gwiezdny duch, Plue upewniwszy się, że nie są wrogami zaczął ostrożnie się do nich zbliżać.
- On coś trzyma – zauważyła Carla podchodząc do ducha i odbierając od niego kartkę papieru. Przez chwilę wpatrywała się w nią z mieszaniną obaw i niedowierzania po czym podała ją Pantherlily.
- To nie wróży nic dobrego – powiedział wpatrując się w napis będący z pewnością kolejną wiadomością od ich wroga.

Testowanie gwiezdnego maga zakończone sukcesem. Trwają przygotowania do drugiego etapu”
-----------------------------------------------------------------------------
Pl. Rodzaje magii
Jakimś cudem udało mi się dziwnie szybko napisać kolejną notkę. Tak wiem. Na razie jest mało Jerzy ale to się zmieni. Notkę dedykuje znajomej z DA SilviaInverse. Mam nadzieje, że podobały Ci się momenty Nali.

2 komentarze:

  1. Mogę napisać tylko jedno. Wydarzenia z poprzednich rozdziałów są niesamowite! Przeczytałam wszystko, więc od teraz będę komentować już na bieżąco. Podoba mi się, że wprowadziłaś dla odmiany NaLi. Ja na pewno CB za to nie ukatrupię, a wręcz przeciwnie.xD Lucy chyba tu też coś czuję do Natsu, ale raczej jest to nieodwzajemnione uczucie. Nie sądziłam, że może mi być jej szkoda. -c-c-
    No, ale GaLE, GaLE i GruVia sprawia, że jakoś o blondynie zapominam. To moje ulubione parki z FT. ---> Nie licząc Laxany, ale LaxMira też lubię, więc mam do obu mieszane uczucia.
    Jellal to niezły zazdrośnik. Mnie też zaczął tym irytować, tak samo jak Meredy. Po kilu takich akcjach można mieć tego dość. A Kaishi? No cóż mam na razie pozytywne wrażenie, ale i nie do końca. On zdecydowanie namiesza. Tylko jeszcze nie mam pomysłu jak.
    Ach, no i nie zapominajmy o Elfmanie. Ciekawe gdzie go Ame przeniosła? No i te smoki...
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam cię!A twoje opowiadanie strasznie mnie wciąga.Jellal chyba zapomniał że nawet on ma prawo być zazdrosny.Chcialabym żeby się chodziasz raz w życiu ogarnął i wyznał miłość Erzie.No trudno,może obecność Kaishiego go jakoś nakłoni.Dzięki też za Nali bo w necie jest tak dużo Nalu,że aż tym rzygam.(zdecydowanie jestem fanką Graylu).Mam nadzieję że następny rozdział przyjdzie szybciej i Jellal weźmie się w końcu w garść!
    Śle ciężarówkę weny!
    Runo (leśne)

    OdpowiedzUsuń