Mimo późnej pory wokół łóżka
blondwłosej czarodziejki zebrali się wszyscy jej najbliżsi
przyjaciele. Kolejny atak zaburzył ledwo odzyskaną namiastkę
spokoju. Po raz kolejny wrogowi udało się zaatakować
niepostrzeżenie. Nikt nie mógł być pewny kiedy i gdzie nadejdzie
kolejny cios. Atmosfera stała się tak napięta, że nerwowo zerkali
za okno gdy tylko ujrzeli jakiś ruch. Do tego dochodziły informacje
zebrane przez Natsu. Wedle jego słów ofiarą identycznego ataku
padła Yukino. W gildii szablozębnych byli wszyscy najsilniejsi
magowie nikt nie mógł nic zrobić kobiecie odpowiadającej za
napaść. Ona też mówiła wtedy coś o testowaniu gwiezdnych magów.
Martwili się o swą towarzyszkę. Mimo, że nie odniosła obrażeń,
a jej stan był o wiele lepszy niż Gray'a czy Juvii niepokoił sam
fakt tej napaści. Wydawała się być pierwszą do końca planowaną
od czasu zabójstwa Warrod'a. Wywnioskowali, że śmierć Laki miała
wzbudzić w nich tylko jeszcze większy strach, a pozostali byli
tylko przypadkowymi ofiarami, którzy po prostu stanęli na drodze
wroga. W najgorszym stanie była jednak Erza, może nie tyle co
fizycznym co psychicznym. Znów zawiodła. Znów nie ochronił
bliskiej osoby, a przecież była tuż za zakrętem. Po raz kolejny
tak blisko ataku. Zaledwie za zakrętem łuku rzeki. Drżała co nie
mogło ujść uwadze innym. Widząc to Jellal postanowił zareagować.
- Nie powinnaś brać tego tak na
siebie – zaczął łagodnie – przecież byliśmy tam z tobą.
Nikt z nas nawet nie poczuł czyjejś obecności – w duchu cieszył
się z nieobecności Kaishi'ego, który na prośbę mistrza sprawdzał
teraz teren miasta w poszukiwaniu innych ofiar lub znaków od wroga.
Wprawdzie miał wątpliwości co do wysyłania akurat jego, nadal mu
nie ufał i nadal coś w nim mu przeszkadzało ale mógł być to
jeden z tych niewielu momentów w którym może porozmawiać z Erzą
bez obecności nowego członka jej gildii.
- Masz racje – szepnęła po raz
pierwszy odrywając wzrok od łóżka Lucy – ale i tak czuje się
winna.
- Może powinnaś się położyć –
zasugerowała Levy – wyglądasz na zmęczoną. Nie martw się
dopilnuję by tych dwoje jej nie przeszkadzało – ruchem głowy
wskazała na Gajeel'a i Natsu.
Smoczy zabójcy co raz mierzyli się
przelotnymi spojrzeniami. Westchnęła. Nawet teraz korciło ich do
kolejnej bójki.
- Faktycznie wyglądasz blado.
Odprowadzę Cię jeśli chcesz – zaoferował Jellal mając
nadzieje, że uda mu się zamienić z nią kilka słów po drodze.
Mieli rację. Ostatnio mało co
wypoczywała. Wszystkie jej myśli krążyły wokół tego co się
ostatnio dzieje, zamieszania z gwiazdą, zniszczenia rady przez
Tartarus, ataków. Nie zapominając o tajemniczym liście z
naszyjnikiem i tego snu, o którym wciąż nie mogła zapomnieć.
- Nie trzeba Jellal – odparła chcąc
przemyśleć parę rzeczy po drodze, raczej nie miała nastroju na
rozmowę.
- Moim zdaniem powinniście iść razem
– nieoczekiwanie wtrącił Gajeel – Nie chcemy kolejnego wypadku,
a tym bardziej jeśli chodzi o jedną z najsilniejszych osób w
gildii.
- No dobrze – zgodziła się
niechętnie – poinformujcie mnie jak, któreś z nich się zbudzi –
poprosiła.
Zarówno Gray jak i Juvia nie odzyskali
jeszcze przytomności o choć Porlyusica mówiła, że ich życiu już
nic nie zagraża wiedziała, że utwierdzi się w tym przekonaniu
dopiero gdy staną na nogi.
Jellal nie mógł przestać myśleć o
Erzie. Zwłaszcza teraz gdy szli samotnie opustoszałą uliczką
grubo po zachodzi słońca. Widział jak kolejne ataki coraz to
bardziej się na niej odbijają. Była silną, niezależną
wojowniczką choć teraz sprawiała wrażenie tak bardzo odciętej od
rzeczywistości, że zastanawiał się czy zdaje sobie sprawę z jego
obecności. Przeszli już połowę drogi do żeńskiego akademika, a
nie odezwała się słowem. W sumie i on milczał. Nie wiedział jak
zacząć rozmowę o tym co go niepokoi. Nie mówiąc już o tym co do
niej czuł. Zdał sobie sprawę, że w przeciwieństwie do Kaishi'ego
nie potrafi tak łatwo wywołać u niej uśmiechu czy chociażby
polepszyć samopoczucie. Zabrzmiały mu w głowie słowa Meredy o
tym, że jest po prostu zazdrosny i dlatego dopatruje się jakiegoś
nieistniejącego podstępu ze strony przyjaciela szkarłatnowłosej.
Im dłużej o tym myślał tym bardziej dochodziło do niego, że tak
naprawdę nie znał sytuacji w której naprawdę mógł się wydać
podejrzany. Może faktycznie po prostu nie podobał mu się tylko
dlatego że jest blisko Erzy. Tym bardziej, że tak szybko się przed
nim otworzyła. Targały nim rozmaite uczucia. Kochał ją
jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie jest jej godzien. Chciał
jej szczęścia. Jednak dopiero teraz zaczął myśleć co będzie
jak naprawdę znajdzie sobie drugą połówkę. Do tej pory taka myśl
nie przeszła nawet przez jego głowę. Wmawiał sobie, że jeśli
taka sytuacja się nadarzy to po prostu ją zaakceptuje dla dobra
ukochanej. Jednak teraz nie wiedział co czuje. Postanowił jednak o
tym nie myśleć i choć spróbować poprawić jej nastrój.
- Może powinnaś udać się na jakąś
misję – zaproponował – łatwiej rozładować napięcie jeśli
ma się coś do roboty.
- Kaishi też mi to sugerował –
odpowiedziała – twierdzi, że mogę znaleźć jakąś odpowiedź
co do tego snu i listu w mej rodzinnej wiosce. Nawet zaproponował,
że uda się tam ze mną ale na razie chyba nie powinnam się stąd
ruszać. Zbyt wiele się ostatnio tu dzieje, a ja nie chce by ktoś
jeszcze zginął.
Jellal zastygł w bezruchu, gdy tylko
usłyszał że Kaishi po raz kolejny okazał się być bliżej Erzy
niż myślał. Znów nawiedziło go to nienazwane uczucie, którego
nigdy nie czuł w stosunku do innych znajomych szkarłatnowłosej.
Każda kość w jego ciele chciała by jak najszybciej odradził jej
tą wyprawę. Ale co mógł powiedzieć? „Nie idź z nim bo
wydaje mi się, że jest już i tak zbyt blisko ciebie.” To
właśnie cisnęło mu się na usta jednak brzmiało to tak
niedorzecznie, że wypowiadając to tylko by się ośmieszył.
Wszystko inne było by jednak kłamstwem, a on kłamać nie potrafił.
- Dobrze się
czujesz – dopiero gdy Erza wypowiedziała te słowa zdał sobie
sprawę, że od dobrych paru minut stoi nieruchomo – może
powinieneś wrócić do skrzydła szpitalnego – zasugerowała
patrząc na niego troskliwie.
- Tak, przepraszam
– z trudem udało mu się oderwać od jej pięknych, czekoladowych
oczu – chyba ostatnio za dużo myślę.
- Jak my wszyscy –
zgodziła się z nim – Jednak czy teraz możemy pozwolić sobie
na....
Nagle zamilkła.
Jellal myśląc, że coś zauważyła przygotował się do
ewentualnego ataku. Przez chwilę zdawała się patrzeć na coś
przed sobą, gdy nagle runęła bezwładnie do tyłu. Jellal
natychmiast ją złapał i od razu spostrzegł, że jest
nieprzytomna. Był tak wystraszony jej nagłym stanem, że nie
zwrócił uwagi na jej wisiorek, który ponownie zaczął delikatnie
lśnić.
Złociste promienie słońca padały
na łagodne zbocze góry, której szczyt zajmował majestatyczny,
wielki zamek. Wyglądał pięknie lecz w środku rozgrywała się
prawdziwa burza. W jednej z sal, w małej zdobionej kołysce leżała
dwutygodniowa dziewczynka. Kilka pasemek szkarłatnych włosów
opadało jej na oczka, gdy wsłuchiwała się w rozmowę toczącą
się w sąsiednim pokoju. Mimo, że nie potrafiła zrozumieć słów
czuła niepokój.
- Nie możesz tego zrobić –
rozległ się nieco roztrzęsiony kobiecy głos.
- Dobrze wiecie, że mieliśmy umowę
– odparł twardy męski głos.
- Nadal nie rozumiem co to ma
wspólnego z nią – upierała się jego rozmówczyni.
- I wcale nie musisz – odparł ten
– Wystarczy, że wiesz czego dotyczy układ i co się stanie jeśli
nie wywiążecie się z waszej części.
- Nawet jeśli to ze mną, a tym
bardziej z nią go nie zawarliście.
- Nawet jeśli to kontrakt dotyczy
całej waszej rodziny choć skutki odczuje całe królestwo
niezależnie od decyzji jaką podejmiecie.
- Było to tak dawno temu – w
głosie kobiety dawało się słyszeć cień obaw – Dlaczego
właśnie teraz? Dlaczego to ma być ona?
- Dlaczego? Przeznaczenie tak
chciało - zakpił – Musieliśmy po prostu poczekać na odpowiedni
moment ale cierpliwość się opłaciła. Ona musi być gotowa, by
gdy nadejdzie odpowiedni czas złamać pieczęć.
- Słyszałam o tym – strach
zaczął zmieniać się w determinacje – Wiedzcie jednak, że
cokolwiek by się stało nie pozwolę wam jej zabrać. Jest tylko
niewinnym, niczego nie świadomym dzieckiem.
- Nadal się łudzisz, że masz na
to jakiś wpływ? - spytał – zapomniałbym przekazać ci
najważniejszego. Bowiem jeśli..
Dalsze słowa zagłuszył płacz
przerażonego niemowlęcia.
Erza otworzyła
gwałtownie oczy. Słyszane we śnie głosy przez dobrą chwilę
huczały jej jeszcze w głowie. Powoli uspokajała oddech, pozwalając
swemu sercu wrócić do bezpiecznego rytmu. To był sen. Sen
niesamowicie realistyczny i bardzo podobny do tego, który nawiedził
ją jakiś czas temu. Znów miała to dziwne uczucie, że dotyczy to
jej przeszłości, że tym dzieckiem była właśnie ona. Odgarnęła
włosy z czoła i usiadła opierając się plecami o poduszki.
Dopiero, gdy szpitalna kołdra opadła z jej ramion przypomniała
sobie co się niedawno stało. Szła do akademika z Jellalem,
rozmawiali i... No właśnie. Tu się wszystko urywało. Przymrużyła
oczy, gdy promienie słońca przecisnęły się przez szpary w
żaluzjach. Był już dzień? Jak długo była nieprzytomna?
Rozejrzała się w poszukiwaniu zegarka i wtedy jej wzrok padł
przypadkiem na podłogę. Leżał na niej pogrążony w śnie Jellal.
Jego zawsze poczochrane niebieskie włosy sprawiały wrażenie
jeszcze bardziej zaniedbanych niż zazwyczaj. Poczuła, że się
rumieni.. Domyślała się, że ją tu przyniósł ale nie
podejrzewała, że zostanie przy niej tak długo, że sam dosłownie
padnie na deski. Był jej bardzo bliski. Nawet wtedy, gdy pozostawał
pod kontrolą mrocznej magii Ultear, a ona sama musiała zgodnie z
jego poleceniem trzymać się z daleka to i tak nie potrafiła myśleć
o nim w pełni źle. Nie miała do niego pretensji, za doznane
krzywdy. Wiedziała, że wszystko co robił wtedy, robił wbrew
sobie. Jeśli chodzi o jej uczucia to niewiele się zmieniły od
czasu gdy byli dziećmi. Jednak zaakceptowała jego decyzje. Jeśli
on sam woli by zostali przyjaciółmi to nie ma prawa zmuszać, go do
czegoś innego. Dla niej ważne było by nie stracili więcej ze sobą
kontaktu i tak jak wtedy, gdy oboje byli niewolnikami, mogli się
dalej wspierać w przeciwnościach losu. Kucnęła przy nim i
delikatnie położyła mu rękę na ramieniu. Momentalnie się
przebudził i nim zdążyła się zorientować znalazła się w jego
ramionach.
- Tak się
martwiłam – szepną nie kryjąc roztrzęsionego tonu w głosie.
- Co się stało? -
tylko to była w stanie teraz powiedzieć.
- Nie mam pojęcia
– dalej ją ściskał jakby nie dowierzając, że się obudziła –
tak nagle straciłaś przytomność, choć nic na to nie wskazywało.
- Też tego nie
rozumiem – przyznała delikatnie wywiązując się z jego ramion.
Czuła, że jeśli w nich jeszcze chwilę zostanie to może mieć
potem problemy ze swoimi emocjami. Nadal jego obecność miała na
nią silny wpływ.
- Jak się teraz
czujesz? - spytał starając się uspokoić, choć jego serce dalej
tłukło jak oszalałe. Przez ostatnie kilka godzin najróżniejsze
scenariusze przychodziły mu do głowy. Łącznie z tym, że może ją
ponownie stracić. Po raz kolejny na własnych oczach.
- Ja... - zaczęła
ale przerwało im znaczące chrząknięcie.
Wzrok Erzy
powędrował kilka łóżek dalej. Na jednym z nich siedział Gray.
Mimo, że dalej cały w bandażach i podłączony do kilku kroplówek
poprawiających stan jego zdrowia humor miał bardzo dobry. Szczerzył
do nich zęby posyłając im, żartobliwie znaczące spojrzenia.
Przeczuwała, że tym uśmiechem maskuje swój niepokój al i tak się
cieszyła, że wreszcie i on doszedł przynajmniej częściowo do
siebie.
- Obudziłem
się jakieś pół godziny po tym jak Jellal cię tu przyniósł –
odpowiedział, gdy już otwierała usta – jednak znasz Porlyusice
uparła się, że nie mam nic do gadania i mam teraz normalnie się
przespać – westchnął – zupełnie jakby nie wystarczyło to ile
już kimałem. Cieszę się tylko, że tym razem nie muszę oglądać
ognistego dupka. Nadal amorzy gdzieś z Lisanną?
- Nie wiem –
odpowiedział Jellal podnosząc się wreszcie z podłogi i
rozciągając zdrętwiałe kończyny – Byli tu jeszcze zanim... -
urwał, trudno było mu przyznać, że tak po prostu zasnął przy
Erzie.
Sama
szkarłatnowłosa na tą nowinę poczuła częściową ulgę. Wieść,
że choć Lisanna i Happy poczuli się na tyle dobrze by opuścić
skrzydło szpitalne. Widok otępiałego Natsu czuwającego przy ich
łóżkach działał dobijająco także i na nią. Teraz na pewno
jest gdzieś w znacznie lepszym nastroju. Jednak nie tylko on
ucierpiał w ciągu kilku ostatnich dni.
- A co z Lucy i
Juvią – spytała mając nadzieję na kolejne pozytywne wieści,
- No
cóż – czarnowłosy podrapał się w tył głowy – Wendy
stwierdziła, że znacznie lepiej będzie jej we własnym łóżku.
Oprócz faktu, że dalej jest nieprzytomna nic jej nie jest i może
się już w każdej chwili obudzić. Nie martwiłbym się o nią tym
bardziej, że nasza smocza zabójczyni zadeklarowała, że nie
odstąpi jej na krok nim ta będzie w stanie sama do nas przyjść –
przerwał na chwilę – jeśli chodzi o Juvię to nic mi o niej nie
mówiono.
- Ja też nie wiem
– powiedział szybko Jellal czując na sobie ich wyczekujące
spojrzenia.
Erza nie wiedziała
czy czuje w tym momencie większą ulgę z uwagi na dość dobry stan
blondynki czy niepokój o wodną czarodziejkę, której nietypowe
zachowanie zdążyło już przykuć uwagę wszystkich członków
gildii.
- Zastanawiam się
co z nią ostatnio jest – Gray jakby czytał w jej myślach –
Zachowuje się jakbym... no nie żebym miał coś przeciwko ale...
Pokiwała tylko
głową ze zrozumieniem. Minęło już sporo czasu odkąd Juvia
ostatnio nadmiernie okazywała mu swoje uczucia. Też ją to
zastanawiało. Lockser często zmieniała swój styl ale uczucia
jakim darzyła maga lodu pozostawały niezmienne.
- A to chyba moja
sprawka – zaśmiał się Kaishi wchodząc do środka czemu
towarzyszyło donośne skrzypnięcie drzwiami – Wybaczcie nie
chciałem podsłuchać ale trochę mi zeszło mocowanie się z tym
zamkiem jedną ręką – na drugiej spoczywały warstwy pościeli na
zmianę, ręczniki i kilka pudełek medykamentów – Dobrze, że
wstaliście. Nie chce być czarnowidzem ale puki co nawet nie
zbliżyliśmy się do pokonania wroga. Mistrz twierdzi...
- Zaraz –
przerwała ten monolog Erza – Co jest niby twoją sprawką?
- Zachowanie Juvii
– odpowiedział chowając przyniesione rzeczy do szafek –
powiedziałem jej, że prędzej przykuje uwagę swego wybranka jeśli
będzie sobą, nie narzucając mu się na każdym kroku przypominając
o swoich uczuciach. Jak widać mnie posłuchała choć nie
podejrzewałem, że się o nią zmartwicie – zaśmiał się
pogodnie – Fakt, powinienem wcześniej się przyznać, że z nią o
tym rozmawiałem.
- Nie wiem jakim
cudem to zrobiłeś – Gray sprawiał wrażenie jakby chciał o
uściskać – od kiedy się lepiej poznaliśmy nie mogę jej
uświadomić, że owszem bardzo ją lubię ale nic poza tym –
westchnął – Pewnie to długo nie potrwa ale jestem wdzięczny za
te kilka dni spokoju.
- Serio? - Kaishi
udał zdziwionego – a ja głupi myślałem, że chcesz mieć czas
wolny by wybrać odpowiedni pierścionek zaręczynowy.
- Weź przestań –
prychnął Gray przerażony samą perspektywą małżeństwa – ja
zdecydowanie jestem typem osoby preferującej samotność.
- To czemu nie
powiesz Lyonowi, że nie jesteś nią w ten sposób zainteresowany –
spytała Erza posyłając mu znaczący uśmiech.
- Zamknijcie się –
warknął odwracając głowę ukrywając fakt, że dalej nie potrafi
znaleźć odpowiedzi na pytanie Erzy. Po prostu nie wiedział czemu
skoro nie czuł nic szczególnego do Juvii tak bardzo nie lubił, gdy
spędzała czas z Lyonem.
- Dobra nie wnikam
– skapitulował Kaishi, ku zaskoczeniu Jellal'a siadając nagle
między nim, a Erzą.
Niebieskowłosy
trzymał się na dystans by móc choć w części ukryć swe
prawdziwe emocje. Już przebywając z nią w tym samym pomieszczeniu
czuł nieodpartą chęć by ją przytulić, pocałować, powiedzieć
jak bardzo jest dla niego ważna choć wiedział, że nie może.
Teraz jednak ogarnęła go niesamowicie silna ochota by uderzyć
młodego maga. Nie dlatego, że coś zrobił. Nie dlatego, że
wydawał się podejrzany. Nawet nie dlatego by kogoś bronić. Chciał
go uderzyć tylko dlatego, że usiadł tak blisko Erzy. Oniemiał.
Naprawdę był zazdrosny. Nawet jeśli sam sobie na to nie pozwalał
to w głębi duszy nie chciał by ktoś inny posiadł serce
szkarłatnowłosej. Wszystkie dotychczasowe zdarzenia przewinęły mu
się przed oczami. Tak naprawdę pomijając ostatnie ataki nie miał
powodów do obaw. Przez ten cały czas od tragicznie zakończonych
igrzysk obserwował Erzę w kryształowej kuli Ultear nie tylko
dlatego, że bał się, że ktoś nagle ją zaatakuje. Główny,
powodem było to, że po prostu chciał na nią patrzeć. Przyglądać
się osobie, której nie jest i nigdy nie będzie godny. Osobie,
którą tak bardzo kocha.
- Może skoczyć po
coś do zjedzenia – propozycja Kaishi'ego zmusiła go do wyrwania
się z rozmyślań – Kinana miała upiec ciasto, powinno być już
gotowe.
- Bardzo chętnie –
ożywiła się Erza, a w jej oczach na wieść o ulubionym przysmaku
pojawiły się wesołe ogniki.
- Jeśli mój
kawałek będzie zimny to też skorzystam – zgodził się Gray.
- Specjalnie dla
ciebie dorzucę kostki lodu – ty też chcesz Jelly?
- Dziękuję ale
nie skorzystam – odparł Jellal nie mając nawet chęci poprawiać
go co do błędnie wymawianego imienia – Muszę się przejść.
Przy okazji sprawdzę okolicę – powiedział i nim ktoś zdołał
zareagować zniknął za drzwiami.
Meredy czekała na
niego na końcu rzadko uczęszczanej drogi wylotowej z miasta. Z jej
miny wyczytał, że domyśla się o czym chce z nią rozmawiać. Nie
dziwił się. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę, że
zdecydowanie za często poruszał temat Erzy wmawiając sobie, że
wszystkie te obsesyjne wpatrywania się w kule wcale nie są
kierowane jego uczuciami tylko czystym rozsądkiem. Teraz jednak
zdecydował się na całkowitą szczerość, a kto lepiej pomoże mu
się uporać z własnymi uczuciami niż czarodziejka uczuć. Meredy
usiadła po turecku na ziemi gestem każąc zrobić mu to samo.
- Więc nie
zamierzasz się więcej wypierać prawdy – zaczęła.
- Proszę, powiedz
mi po prostu co mam teraz robić – spytał chcąc mieć już to za
sobą.
- To proste powiedz
jej co czujesz – fuknęła najwyraźniej mając dość powtarzania
mu tego samego.
- Ale.. - zaczął
ale machnęła mu ręką na znak, że ma się zamknąć.
- Podsumujmy
wszystko – orzekła – kochasz ją?
- Tak ale.. -
chciał protestować.
- Powiedziałeś
jej to podczas smoczej zagłady nim cofną się czas –
kontynuowała.
- Tak, ale były to
zupełnie inne okoliczności.
- Do diabła z
okolicznościami – zaczynała powoli tracić cierpliwość –
Ważne jest to, że powiedziała, że odwzajemnia twe uczucia.
- Niezupełnie.
Zdołała powiedzieć tylko „Ja też” zanim – urwał widząc
jej zabójcze spojrzenie.
- Fernandes,
ogarnij się – była bliska zdzielenia mu w twarz – chyba mi nie
wmówisz, że mogło to znaczyć coś innego, więc w czym masz
problem by zrobić to ponownie?
- Dobrze wiesz
dlaczego.
- Czasem mam ciebie
dość – Meredy wstała i odeszła kawałek – Wtedy nagle byłeś
gotowy, a teraz już nie jesteś?
- To było co
innego wtedy mogła w każdej chwili umrzeć i.. - urwał nie lubił
wracać do tego wspomnienia, które nawiedzało go w koszmarach.
- Co innego? –
prawie krzyknęła – Dobrze wiesz co się teraz dzieje. Tartaros
zniszczył radę zabijając prawie wszystkich jej członków za
jednym razem i ponownie gdzieś się zaszył co oznacza, że demony
czekają na odpowiedni moment. Nadal, mimo że prawda o nich jest
przechowywana od lat, nie znamy ich prawdziwego celu co tylko
pogarsza sytuacje. Nie wspominając już o atakach podpisanych krwawą
gwiazdą. Co byś zrobił ze świadomością, że gdy my tu
rozmawiamy ona pada ofiarą kolejnej napaści.
Jellal milczał
zupełnie odtrącił od siebie taką możliwość.
- Nie dopuszczę do
tego – rzekł w końcu.
- Wtedy też nie
chciałeś do tego dopuścić - głos Meredy na powrót stał się
łagodny i wyrozumiały – czasem jednak dzieją się rzeczy na
które nie mamy żadnego wpływu.
- Masz rację –
szepną – jeśli Erza będzie z nim szczęśliwa ja...
- Szczęśliwa z
kim? - już nawet nie miała ochoty na wałkowanie tego tematu –
Oni tylko się przyjaźnią. Sami mi to przyznali.
- Kiedy? – spytał
czując dziwne ukłucie ulgi.
- Zaraz potem jak
przynieśli cię do skrzydła szpitalnego po twoim zderzeniu się z
barierą – przerwała na chwilę sprawiając wrażenie jakby się
nad czymś głęboko zastanawiała – Na szczęście będziesz miał
dużo czasu na uporządkowanie swego życia uczuciowego.
- Co masz na myśli?
– był nieco zaskoczony.
- Zostaniemy tu
przynajmniej na jakiś czas – oświadczyła i nim zdołał
zaprotestować ciągneła dalej – Na razie to bez znaczenia gdzie
jesteśmy. Panika po zniszczeniu rady utrzyma się jeszcze dobrych
kilka tygodni. Zresztą teraz jakiekolwiek działania naszej
dwuosobowej gildii są bezcelowe. Sam już kilka razy powtarzałeś,
że nie wiesz co robić, a niszczenie pomniejszych mrocznych
ugrupowań nie ma teraz sensu. Nawet są niewidoczne przez ten chaos.
Musiał przyznać
jej racje. Dotychczas to Ultear nimi kierowała wymyślając
najbardziej rozsądne strategie. Teraz bez jej udziału było im
znacznie trudniej.
- Jesteś pewna, że
możemy sobie na to pozwolić? - upewnił się.
- Owszem inni
podzielają tę opinię – kiwnęła głową – Erza jeszcze przed
tym jak się zbudziłeś zaproponowała, że odda mi jeden ze swoich
pokoi, a Natsu powiedział że możesz spać u niego.
Jellal nie był
tego pewien ale wiedział, że w jednym na pewno ma racje. Nic teraz
nie zrobią, a jeśli dzięki temu będzie bliżej Erzy choć na
jakiś czas to może uda mu się zaakceptować swe uczucia. Jednak
nawet jeśli to nie wyzna ich. Przecież na to nie zasługuje.
Rozmowa z Meredy
nieco mu pomogła. Poczuł ulgę i choć sam chciał temu zaprzeczyć
w dużej mierze więzła się z relacjami pomiędzy Erzą, a Kaishim.
Oni byli przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Wiedział, że to
samolubne ale nic nie mógł na to poradzić. Obserwował jak
szkarłatnowłosa chodziła między stołami pomagając Mirajane
roznieść zgromadzonym napoje. Wydawała się być spokojniejsza i
nieco weselsza, a przynajmniej była w o wiele lepszym nastroju niż
ubiegłego wieczoru. Zdecydowanie wolał widzieć ją taką. Coś
jednak nie dawało mu spokoju. Sny o których mówiła były naprawdę
niepokojące. Zwykle nie śni się o takich rzeczach, a nawet jeśli
się to zdarzy to nie ma to większego wpływu na życie. Jednak gdy
sama wyznała, że czuje by były z nią jakoś związane zaczął
się niepokoić. Czy to faktycznie możliwe by była owym dzieckiem z
swych snów? Im dłużej o tym rozmyślał tym rozmyślał tym
bardziej zdawał sobie sprawę, że nie może jednoznacznie
stwierdzić czy to prawda. Poznał Erzę jak oboje mieli około
dziesięciu lat. Przez wiele miesięcy wspólnej niewoli dobrze się
poznali. Opowiadała, że od zawsze wychowuje się w wiosce Rosemary.
Od opiekunek z domu dziecka w którym dorastała dowiedziała się
tylko jak ma na imię i że przyniosła ją do nich pewna kobieta ale
nie wiedziały czy to jej jakaś krewna. Mówili jej, że ta znikła
zanim zdążyli czegoś więcej się dowiedzieć. Musiał przyznać,
że mogło się to wiązać z jej pierwszym snem. Kobieta z niego
faktycznie ją tu sprowadziła choć w nie do końca sprzyjających
okolicznościach. Możliwe, że nie chciały jej mówić całej
prawdy bo była tylko niewinnym dzieckiem dlatego podali jej jak
najbardziej okrojoną z brutalności wersje. To by pasowało ale czy
tak jest naprawdę? Przecież minęło tyle lat, więc czemu te sny
zaczęły się dopiero teraz? Przez myśl mu przeszło jedno z
najbardziej racjonalnych rozwiązań. Wszystko to było podstępem ze
strony wroga. Jednak rodziło to kolejne pytanie. Jeśli to prawda to
dlaczego celem była właśnie ona? Nie wątpił w jej siłę jednak
w obliczu tego co się dzieje trudno było mówić o przypadku.
Czyżby była w większym niebezpieczeństwie niż reszta? Czy lada
moment coś jej mogło się stać? Aż nazbyt dobrze pamiętał noc
zabójstwa Laki. Mimo oporu musiał przyznać, że puki nie rozgryzą
jak to robi wróg może z łatwością powtórzyć taki atak. Poczuł
bolesny ucisk na samą myśl o tym co może kryć się za tym czarnym
scenariuszem. Nie chciał na razie dzielić się swymi domysłami.
Nie miał na to żadnego dowodu. Nie chciał też by z twarzy Erzy
zniknął cień odzyskanego uśmiechu.
- Napijesz się
czegoś? - tak bardzo się zamyślił, że zupełnie się nie
zorientował kiedy zbliżyła się do niego z drinkami na tacy.
- Chętnie –
zdobył się na uśmiech i przyjął od niej kubek.
Czuł, że coś
przewraca mu się w żołądku, gdy koniuszki ich palców na chwilę
się ze sobą zetknęły. Przez chwile ich spojrzenia się spotkały.
Szybko odwrócił wzrok udając, że wpatruje się w tablicę
ogłoszeń. Od niedawna panowała tam pustka. Nie dlatego, że nikt
nie potrzebował pomocy. Oficjalne misje muszą być zatwierdzane
jednak przez radę. Radę, której już nie było, a obecna sytuacja
nie pozwalała jeszcze na wprowadzenie nowej. Wykonywanie innych
zleceń wiązało by się z nielegalną pracą, której podjęcie
wiązałoby się z konsekwencjami. Wątpił by teraz ktoś się tego
przyczepił ale przez szok ludzie nie myślą normalnie. On też nie
wiedział jak ma teraz postępować.
- Mistrz coś
planuje – Erza jakby czytała w jego myślach – Mira powiedziała,
że kazał by wszyscy zdatni do podjęcia działań zebrali się w
barze w okolicach osiemnastej.
- Mamy dopiero
południe – zauważył zerkając na zegarek – podejrzewasz co
chce wam przekazać – spytał ale tylko wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, Mira
też – odpowiedziała – wszystkiego mamy się dowiedzieć dopiero
wieczorem, a do tego czasu mamy nie zadręczać go pytaniami –
westchnęła – Zresztą znów gdzieś zniknął.
Zachowanie mistrza
rzeczywiście było tajemnicze. Nikt nie miał dziwił się tym, że
ostatnio z wesołego dziadka przeobraził się w zamyślonego,
posępnego starca. Dotychczas zdradzał im tylko niezbędne
informacje unikając większych kontaktów z nimi. Nie mogli jednak
zlekceważyć tego, że zniknął bez słowa gdy byli oblegani przez
wroga. Nikt nie wiedział gdzie wtedy był, a on sam milczał na ten
temat unikając rozmowy. Patrzył jak przygryza w zamyślaniu wargę.
Walcząc z powracającym niepokojem o nią wyciągną ku niej rękę
szukając słów by zacząć rozmowę, gdy od strony drzwi frontowych
rozległo się ciche pukanie. Te zwykle pozostawały otwarte na
oścież ale w obliczu ostatnich zdarzeń postanowiono o ich
zamykaniu od wewnątrz by zyskać choć kilka sekund reakcji w razie
kolejnego ataku. Zabezpieczone magią wpuszczały jedynie członków
Fairy Tail, inni musieli poczekać, aż ktoś im otworzy. Mimo to
wyważenie ich zaklęciem nie byłoby zbyt trudne. Wiedząc, że
gdyby ktoś spoza gildii go zobaczył nie tylko on miałby kłopoty.
Po chwili namysłu ukrył się za barkiem. Ucieczka nie miała sensu,
ktoś by na pewno go zobaczył. Pozostawało mieć nadzieję, że
nikt nie wyczuje jego energii wśród innych magów. Meredy, która
właśnie czuwała przy Juvii w skrzydle szpitalnym powinna być
bezpieczna. Macao siedzący najbliżej drzwi zdecydował się na ich
otwarcie. Oczom zebranych ukazały się dwie sylwetki. Drobnej budowy
ciemnoskórego blondyna, oraz długowłosej szatynki, której kocie
uszy i ogon od razu rzucały się w oczy. Millianna i Shô wyglądali
na brudnych i wyczerpanych tak bardzo, że można by wnioskować, że
od kilku dni prawie nie spali. Szkarłatnowłosa widząc przyjaciół
od razu rzuciła im się w ramiona. Wszystkim z oczu popłynęły
łzy. Najbardziej wzruszony był jednak Shô, który już za czasów
ich niewolnictwa wykazywał duże przywiązanie do Erzy. Nawet pomimo
upływu lat nie wyzbył się swojej dziecięco, niewinnego uroku.
- Siostrzyczko –
wychrypiał nie mogąc przestać się do niej tulić – tak bardzo
tęskniłem. Wybacz ale musieliśmy tu przyjść.
- Co się stało –
gdy tylko się od siebie odsunęli spytała Erza widząc, że oboje
ledwo trzymają się na nogach.
Jellal też się
zaniepokoił i tu nawet nie chodziło o możliwość zdemaskowania.
Od kiedy wróciły do niego wspomnienia zastanawiał się nad ich
losem. Musiał jednak poprzestać na pogłoskach. Ultear powiedziała
mu niedługo po jego uwolnieniu, że Millianna dołączyła do
jakiejś gildii ale nie miała konkretnych informacji co do niej jak
i pozostałych. Chciał nie myśleć co teraz o nim sądzą. Nie
dziwił się kociej fance, że chce go zabić. Dużo namieszał w
życiu wszystkich niewolników wieży niebios odbierając im nadzieje
gdy już byli o cal od upragnionej wolności. Wszystko dlatego by był
zbyt słaby i nie udało mu się odeprzeć kontroli umysłu. Czy
naprawdę ma prawo się przed nimi ukrywać jeśli chcą wymierzyć
mu karę na jaką zasługuje? Dopiero gdy wyglądną niepostrzeżenie
przez szparę w barku zorientował się, że to nie mogły być
zwyczajne odwiedziny. Ich ubrania były poszarpane, a na nodze
Millianny widniał ślad zakrzepniętej krwi. Musiało stać się coś
poważnego.
- Er-chan
zostaliśmy zaatakowani – powiedziała gdy szkarłatnowłosa
pomogła im usiąść przy jednym ze stołów – ktoś... Wally..
on... zabito go – mówiąc ostatnie słowa załamała się, a z jej
oczu popłynęły strumienie łez.
- Wybacz nam –
dodał Shô – Nie mieliśmy szans... jednak musieliśmy tu
wrócić... nie chcemy robić Ci problemu siostrzyczko ale tylko ty
możesz nam pomóc w końcu jesteś taka silna – mówił szybko
jakby chciał z siebie to jak najprędzej zrzucić.
Usłyszawszy to
Erza zamarła. Za wszelką cenę nie chciała się załamać.
Zamrugała oczami pozwalając kilku łzom spłynąć po policzkach,
zacisnęła palce na krawędzi stołka. Musi wytrzymać dla swoich
przyjaciół, którzy byli świadkami tego wszystkiego. Jellal
walczył sam ze sobą by do niej nie podejść i przytulić. Jednak
gdyby to zrobił od razu wszystko by się wydało. Pozostawało mu
tylko patrzeć jak Kaishi pochodzi do niej i otacza ją ramieniem.
- Oprawca zostawił
coś co pozwoliło by nam go namierzyć – wyręczył pytaniem
szkarłatnowłosą.
- Tak – Millianna
przez chwilę patrzyła na nowego przyjaciela tytani i jakby się
wahając wyjęła z kieszeni spodni małą kartkę – tylko to ale
nie mamy pojęcia co to może znaczyć.
W powietrzu
zapanowała grobowa cisza, a atmosfera widocznie zgęstniała.
Widniał na niej symbol krwawej gwiazdy. Wiedzieli już co to znaczy.
Erza zakryła sobie dłonią usta.
- Znów oni –
wyszeptała.
Udało mu się
jakoś wymknąć niepostrzeżenie z gildii, gdy Cana przybyła z nową
dostawą alkoholu. Jako że dziewczyna miała w zwyczaju wypijać
nawet kilka beczek naraz stanowiły one dla niego odpowiednią
zasłonę. Trudno mu było zostawić Erzę. Choć nic jej nie
groziło, choć była wśród bliskich tak bardzo chciał ją
wesprzeć teraz gdy dowiedziała się o śmierci swego przyjaciela.
On też lubił kanciastego chłopaka, no przynajmniej do czasu, aż
nie przestał być sobą wtedy się wszystko zmieniło. Z pomocą
meteoru błyskawicznie dotarł na Fairy Hills, gdzie czekała już
Meredy.
- Cieszę się, że
znów Ci nie odwaliło – powiedziała podając mu kryształową
kulę by mógł obserwować co się dzieje w gildii. Widziała, że
musiał się powstrzymywać by nie wyjść z ukrycia i nie zacząć
pocieszać Erzy – hej nie zadręczaj się znów tym – dodała
pocieszająco trącając go łokciem. Nie mogła jednak powstrzymać
rosnącego poczucia winny w spojrzeniu niebieskowłosego. To nie on
odpowiadał za kolejną śmierć jednego ze swych dawnych towarzyszy
niewoli ale czuła, że szuka tylko pretekstu by dołożyć go do
„swych grzechów”. Było to o tyle dziwne, że z ich małej grupy
samozwańczych pokutników to on był najbardziej niewinny. Wszystko
co można mu zarzucić to tylko te czyny, których poddał się pod
wpływem prania umysłu. Zarówno ona jak i Ultear od początku do
końca były świadome konsekwencji swych poczynań. Nie miała
jednak sił by znów wracać do tego tematu. Pochyliła się z nim
nad kulą by razem mogli obserwować co się dzieje w gildii.
- Naprawdę, pojawił się znikąd
- mówiła Millianna – Rozmawialiśmy na uboczu pewni, że oprócz
nas nie ma nikogo. W jednej chwili jesteśmy sami, a w drugiej on
stoi przed nami.
- Nawet nie znamy powodu czemu to
zrobił... czemu go zabił... - kontynuował Shô co chwila
przerywając by wziąć głęboki oddech.
- Wiemy tylko tyle, że otwarcie
przyznał, że to on stoi za tym co się stało na igrzyskach –
dokończyła Millianna – Wiesz Er-chan chodzi o te cofnięcie czasu
i ową kobietę, która została zmieniona w kamień.
Jellal
głośno wciągną powietrze nosem. Nadal nie wiedzieli czemu to
spotkało akurat Ultear. Co ona i wszystkie inne ofiary miały
wspólnego z planami wroga. Czemu zabił też Wally'ego?
Dobrze wiedział jak wiele kosztuje teraz Erzę utrzymanie względnego
spokoju. Mu samemu trudno było się kontrolować, gdy był blisko
niej. Mimo, że dzięki Meredy przestał już się obawiać obecności
Kaishi'ego w pobliżu szkarłatnowłosej to fakt, że nie mógł nic
zrobić przeciwko wrogowi sprawiał, że coraz bardziej się
denerwował. Zwłaszcza teraz gdy dowiedzieli się o kolejnym ataku
zakończonym śmiercią kolejnej znanej im osoby, a o ilu jeszcze nie
wiedzieli?
- Jest jeszcze
coś o czym chcieliśmy z tobą porozmawiać siostrzyczko.
Ciekaw co może usłyszeć od Shô wrócił do obserwowania obrazu w
kuli.
- Może
najpierw powinniście porządnie wypocząć – zatroszczyła się
Tytania odsuwając się do tyłu by zrobić miejsce Wandy by ta
zajęła się ich obrażeniami. Na szczęście nie były poważne i
szybko się z tym uwinęła.
- Erza ma racje
– poparła przyjaciółkę – mogę wyleczyć rany ale nie
zmęczenie.
- Nie chcemy
byś się o nas martwiła jednak to ważne – Millianna powędrowała
wzrokiem na podłogę – Chodzi o Jellal'a.
Momentalnie poczuł jak oblewa go fala zimnego potu. Przez to co się
ostatnio działo zdołał zapomnieć o tym, że został przez nią
zauważony podczas smoczej inwazji. Skoro ona go widziała mogli
widzieć też inni. Wtedy jednak nie zwracał na to uwagi. Wtedy, gdy
trzymał w ramionach martwą Erzę... Potem, gdy czas się cofnął
był zbyt szczęśliwy widząc ją żywą by pamiętać o tym, że
ktoś go widział.
Tymczasem w
gildii zapanowała cisza. Erza przeczuwała, że ta rozmowa kiedyś
nadejdzie. Wiedziała, że kocia czarodziejka zna prawdę. Kilka dni
po zakończeniu igrzysk rozmawiała z nią na ten temat. Chciała
wyjaśnić to co sama wie na temat Jellal'a. Wyznała, że ona sama
nie ma już żalu do Fernandes'a, że mu wybaczyła ale nie mogła
zmusić innych do podzielania jej uczuć. Każdy nosił swój ciężar
przeszłości.
- Ciebie
najbardziej skrzywdził – kontynuowała Millianna – ale mu
wybaczyłaś. Wybaczyłaś, choć tak bardzo przez niego cierpiałaś.
- Tak, to
prawda – wyznała Erza wiedząc, że nie ma sensu w tek sytuacji
niczego ukrywać.
- Millianna
powiedziała o tym tylko mi i Wally'emu ale nie mamy pewności ilu
jeszcze was widziało – kontynuował Shô zaciskając ręce na
ramionach – Siostrzyczko.. czemu ten świat jest taki
skomplikowany? - głos mu ponownie zadrżał – Czemu kiedy myślimy,
że wszystko jest już jasne prawda okazuje się zupełnie inna?
Doskonale to rozumiał. Często zastanawiał się co by było gdyby
nie Zeref. Uniknęli by wiele zła, a co najważniejsze ich życie z
pewnością było by mniej skomplikowane. Czarny mag, pośrednio czy
osobiście namieszał w wielu tysiącach istnień.
- Sama często
zadaje sobie to pytanie – wyznała szkarłatnowłosa.
- Erza... -
zawahał się Shô – Czy możemy się z nim spotkać?
- Sama mówiłaś,
że się nie kontrolował gdy... to robił – wspomnienia z wieży
dalej przerażały Milliannę i to jak jej mieszkańcy dali się
oszukać – Mówiłaś, że tego wszystkiego nie chciał, że w
głębi nadal pozostawał naszym przyjacielem. Teraz, gdy już teraz
wszystko wiemy chcemy po prostu się z nim spotkać. Nie mamy już do
niego żalu i chcemy by wiedział, że i w nas ma oparcie. W końcu
swego czasu byliśmy niezwykle zgranym team w Wieży Niebios nim nie
namieszano nam w głowach. Teraz potrzebujemy siebie nawzajem tak jak
w tamtych czasach, prawda siostrzyczko.
Naszym przyjacielem... te dwa słowa zadźwięczały mu w głowie.
Poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz. Nie mógł uwierzyć
w to co widzi i słyszy. Oni mu wybaczyli. Był tak zaskoczony, że
nawet nie zaprotestował jak Meredy zaczęła ciągnąć go z
powrotem do gildii.
Lucy czuła, że w łóżku zakryta kołdrą. Powrotowi przytomności
towarzyszył tępy ból z przodu głowy. Jednak wszystko pamiętała,
choć taj bardzo chciała zapomnieć. Znów okazała słabość. Znów
nie zdołała nawet zareagować. Znów okazała się być ciężarem
dla bliskich. Walcząc z rosnącym upokorzeniem uchyliła powieki.
Jej oczom ukazał się sufit jej małego mieszkania.
- Nareszcie – pełna ulgi Wandy pochyliła się nad nią.
- Napędziłaś nam niezłego strachu – Charla siedziała przy
stole popijając herbatę ale oczy miała utkwione w niej.
Ich obecność tylko pogorszyła jej samopoczucie. Bardzo lubiła
małą czarodziejkę ale też jej zazdrościła. Mimo tak młodego
wieku smocza zabójczyni była jednym z najbardziej przydatnych
członków gildii. A co ona sama potrafiła? Wszystkie walki, sukcesy
nawet zamknięcie wrót zawdzięczała gwiezdnym duchom. Choć
starała się walczyć z nimi ramię w ramię to każda próba
wyjścia na front kończyła się dla niej niezbyt szczęśliwie.
Zawsze ktoś musiał ją ratować.
- Przepraszam – wyszeptała zakrywając sobie oczy ręką by nie
zauważyły pojawiających się w jej oczach łez – przepraszam, że
znów sprawiłam wam kłopot.
- O czym ty mówisz – zdziwiła się Wandy.
- Nic – odparła pośpiesznie nie chcąc dokładać innym zmartwień
– mogłybyście mnie zostawić samą – spytała dziwiąc się
spokojem we własnym głosie.
- Nie jestem pewna – zawahała się niebiańska czarodziejka - co
jeśli ktoś jeszcze zechce... - było jasne, że obawia się
kolejnego ataku.
- Nie dawaj się ponieść lękowi Wendy – skarciła ją Charla –
nie możemy przestać być sobą, nie możemy przestać żyć –
dodała po czym zwróciła się tu Lucy – Jak coś to Lily
patroluje pobliski teren. Mimo wszystko bądź ostrożna –
poprosiła po czym zabierając smoczą zabójczynię wyleciała przez
okno.
Lucy leżała jeszcze kilka minut zanim zmusiła się by wstać.
Exceed'ka miała rację. Nie mogą poddać się temu psychicznemu
naciskowi. Tylko wróg by na tym skorzystał jeśli by się
pozamykali w samych sobie. Zrzuciła ubrania, napełniła wannę
gorącą wodą i weszła do środka. Kąpiel z bąbelkami podziałała
na nią krzepiąco i pozwoliła się uspokoić. Powoli zaczynało
docierać do niej, że choć musi teraz stać jeszcze bardziej z tyłu
frontu to wcale nie oznacza, że nie może pomagać. W końcu zostało
jeszcze tyle zagadek do rozwikłania. Jednak jej wzrok automatycznie
skierował się w stronę saszetki z kluczami. Zawsze jak była w
wodzie to myślała o Aquarius. Wodnik była pierwszą osobą, którą
ten czy inny sposób mogła nazwać przyjacielem. Kochała ją mimo
że zwykle obrywała od niej wodą na równi z wrogiem. Odruchowo
sięgnęła po jej klucz nie dla tego by walczyć, ani nie dlatego by
jej doradziła. Chciała tylko ją zobaczyć nawet jeśli to groziło
utonięciem we własnej wannie. Czuła, że choć Crux ją ostrzegał
musi kogoś wezwać inaczej oszaleje, a to właśnie nosicielkę wody
znała najdłużej ze wszystkich swych duchów. Miała już
wypowiedzieć inkarnacje przyzywającą, gdy dobiegł ją odgłos
skrzypienia otwieranego okna. Sądząc, że to Natsu przyszedł z
kolejną niezapowiedzianą wizytą błyskawicznie zarzuciła na
siebie szlafrok.
- Jeśli znów wylegujesz się w moim łóżku to... - krzyknęła
wybiegając z łazienki jednak nikogo prócz niej nie było.
Delikatnie falująca zasłona mówiła jednak, że ktoś przed chwilą
odwiedził jej pokój. Nie wiedząc czego się spodziewać zaczęła
się rozglądać. Nie wiedziała tylko czego w tym momencie spodziewa
się bardziej. Ataku ze strony wroga, czy kolejnego kiepskiego żartu
ognistego zabójcy smoków. Kimkolwiek jednak była ta osoba zniknęła
nie pozostawiając po sobie śladów. Uspokojona miała zamia wrócić
do łóżka, gdy jej wzrok padł na książkę leżącą na biurko.
Książkę, której przedtem tam nie było i z pewnością nie
należała do niej. Jej tytuł głosił „Sekrety magii
gwiezdnych duchów”.
Mimo, że dobiegała osiemnasta niektórzy obecni w gildii magowie
zdawali się nie pamiętać o obiecanym przez mistrza zebraniu. Byli
niewolnicy Rajskiej Wieży usiedli przy jednym stole w towarzystwie
Meredy i Kaishi'ego. Pozostali choć zachowywali dyskretny dystans
również przysłuchiwali się rozmowie. Jellal nie mógł uwierzyć
w to co się dzieje. Wszyscy mimo że przygniecenie niedawną
śmiercią Wally'ego zdawali się zapomnieć co on sam im kiedyś
zrobił. Millianna, która jeszcze nie tak dawno przyznawała się
Erzie do tego, że chce go zabić patrzyła na niego teraz niezwykle
zatroskana i poruszona. W oczach Shô dostrzegł ten sam błysk
podziwu jakim darzył go podczas próby licznych ucieczek z łap
wyznawców Zerefa.
- Mówiłam, że za bardzo się zadręczasz – powiedziała Tytania
uśmiechając się do niego delikatnie.
Choć była to tylko maska silnej kobiety mającej pomóc innym z ich
smutkiem znów automatycznie walczyła ze swymi słabościami.
Wiedziała, że tylko ukrywając złe emocje może pomóc swym
najbliższym z ich własnymi.
- Właśnie Jellal – odpowiedział cicho Shô – Obwialiśmy
Ciebie bo myśleliśmy, że robiłeś nam to celowo. Teraz wiemy jak
bardzo się myliliśmy.
- Nya – miauknęła potakująco Millianna – sorki Jellal.
- Przecież to co zrobiłem.. – niebieskowłosy nadal chciał
protestować.
- Zrobiłby każdy, który też by był kontrolowany – dokończył
za niego blondwłosy mag.
- Nya – ponownie powtórzyła kocia czarodziejka i nim zdążył
się zorientować rzuciła mu na szyje krzycząc – Tęskniliśmy za
normalnym Jellal'em, nya.
Było to tak niespodziewane, że ledwie ta na niego wpadła swym
ciałem zachwiał się i oboje wylądowali na podłodze. Dla
członkini Marmaid Heel skończyło się to szczęśliwie bo całą
siłę uderzenia przyjął Jellal. Pech chciał, że jego głowa
utknęła pomiędzy wielkimi piersiami dziewczyny. Zdarzenie to
wywołało salwę śmiechu, która przetoczyła się przez gildię.
- Jejku, jejku postaraj się nie wysłać nam Fernandesa do skrzydła
szpitalnego bo dopiero co je opuścił – zażartował Kaishi wraz z
Meredy pomagając się im podnieść.
- Nic wam nie jest – spytała Wandy podchodząc do nich gotowa
służyć swą leczniczą mocą w razie większych obrażeń.
- W porządku – zapewnił Jellal ponownie siadając przy stole.
- Czuje się znakomicie – zapewniła Millianna pod wpływem nagłego
przypływu energii skacząc do góry – ale naszła mnie ogromna
ochota na rybkę – stwierdziła.
- Czy ktoś tu mówił o rybkach – do gildii właśnie wchodził
Happy w towarzystwie Lisanny i Natsu, który od przebudzenia
dziewczyny nie odstępował jej na krok.
- Zaraz wam przyniosę – zadeklarowała Mirajane uśmiechając się
do nich zza blatu.
Słysząc to Millianna i niebieski kotek przefrunęli błyskawicznie
przez całe pomieszczenia tratując przy tym znajdujące się tam
osoby. Jednym z magów, którzy mieli nieszczęście stanąć im na
drodze był Gajeel. Nic nie podejrzewający wychowanek Metalicany
słał pogrążony we własnych myślach przeżuwając powoli coś co
kiedyś musiało być częścią zastawy, gdy nagle został
odepchnięty na bok przez brązowowłosą tak mocno, że ten zachwiał
się i upadł wprost na siedzącą na krześle obok Levy. Drobna
czarodziejka nie zdążyła nawet krzyknąć nim wpadł na nią całym
ciałem. Niestety miał bardziej niefortunny upadek niż Fernandes
bowiem jego usta dotknęły warg McGarden. W pomieszczeniu zapanowała
cisza przerywana jedynie konsumowaniem rybek przez sprawców wypadku,
którzy jako jedyni nie zwrócili uwagi na to co się stało. Levy
była zbyt mała i słaba by choć próbować odepchnąć masywnego
maga. Jej twarz stała się intensywnie czerwona jednak jedyne co
mogła teraz zrobić to liczyć, że ten jak najszybciej się
podniesie i będą mogli o tym zapomnieć. Gajeel był jednak zbyt
oszołomiony tym co się stało by zareagować. Wielokrotnie dla
żartu trącał Levy przewracając ją na ziemie lub tarmosząc jej
czuprynę doprowadzał ją do szału, który biorąc pod uwagę jej
niewielkie rozmiary wyglądał naprawdę uroczo. Nigdy jednak nie
pozwalał sobie na bliższy kontakt. Taki przytulasy jakie odstawia
Natsu, gdy Lucy ma kolejny ze swoich dołów były dla niego nie do
pomyślenia nawet jeśli dobrze wiedział, że mają podłoże
wyłącznie przyjacielskie. Coś w niebieskowłosej sprawiało, że
jednocześnie uwielbiał jej towarzystwo jednocześnie chcąc trzymać
się na dystans i udawać, że go nie obchodzi. Być, jednocześnie
nie będąc w pobliżu dziewczyny. Tylko do niej czuł tak skrajne
uczucia, których nie potrafił jednoznacznie określić. W stosunku
do innych członków nie miał problemów z określeniem swego
nastawienie. Lubił Erzę za jej siłę i niezależność. Był jej
też wdzięczny za fakt, że pomogła Lily'emu opanować jego bitewną
formę. Natsu z kolei go irytował bo o ile miał naprawdę wielką
moc to jego dziecinne zachowanie i prawdopodobny brak kilku klepek
niejednokrotnie grały mu na nerwach. Teraz jednak sam nie wiedział
co czuje. Z jednaj strony słyszał nieme protesty Levy, która nadal
starała się go odtrącić wiedząc, że musi jak najszybciej się
podnieść. Z drugiej to było takie inne... miłe doznanie. Nigdy
się z nikim nie całował, a teraz choć to był zwykły wypadek coś
w nim nie chciało tego przerywać. Na szczęście sprawą zajął
się jego Exceed siłą odciągając go na bok w swej większej
formie. Spojrzał na niego wymownie i praktycznie nie otwierając ust
wypowiedział dwa, słyszalne tylko smoczym zabójcom słowa.
„Kochasz ją”. Cieszył się, że Levy teraz dyszy tak
głośno, że prawdopodobnie nie usłyszeli tego ani Natsu, ani Wandy
czy choć Laxus. Spojrzał na nią kontem oka. Drżała, wyraźnie
speszona by po chwili się uspokoić i dalej drżącym głosem rzucić
„Głąb” w jego kierunku. Patrzył przez moment jak jej
małe piersi podnoszą się i opadają w próbie uregulowania
oddechu, na jej rozszerzone źrenice i bardziej niż zwykle
rozczochrane włosy, których sam był pewnie przyczyną i sam nie
wiedział jak odpowiedzieć Lily'emu. Nie potrafił znaleźć słów,
po raz kolejny tyczących się jej osoby. Wiedział tylko, że nie
może tu zostać, musi się przewietrzyć. Niestety w drzwiach stał
już mistrz Makarov. Miał jeden z swych poważnych wyrazów twarzy
świadczących o tym, że nie ma teraz miejsca na żarty.
- Niech nikt nie opuszcza budynku gildii - oświadczył rozglądając
się po zebranych – jak widzę brakuje tylko Lucy ale chyba nie ma
sensu ukrywać, że w obecnym stanie nie ma sensu dokładać jej
zmartwień. Macie pięć minut na dokończenie rozmów nim wygłoszę
oświadczenie.
Teraz już wiedział, że nie ma najmniejszej szansy na to by wymknął
się na najlepiej kilkudniową misję. Lily posłał mu znaczący
uśmiech i zajął najbliższe Levy krzesło. Dobrze wiedział, że
rzuca mu tym samym nieme wyzwanie by mimo tego co się przed chwilą
zdarzyło trzymał się jak najbliżej niej. Wygłoszenie mistrza
miało tyle dobrego, że teraz nikt na niego nie patrzył jak to było
jeszcze kilka sekund temu. Przy odrobinie szczęścia może uda mu
się uniknąć złośliwych komentarzy. Oparł się o krawędź stołu
udając, że coś go zainteresowało w przeciwległej ścianie. Na
szczęście słowa wypowiedziane przez mistrza skutecznie odwracały
od niego uwagę. Spojrzał przez ramię na Jellal'a, który po raz
kolejny w irracjonalny sposób starał się udawać, że wcale nie
przybył tu tylko ze względu na Erzę. Jego zdaniem zachowanie
byłego świętego maga nadawało się na materiał kiepskiej komedii
romantycznej z bardzo niezdecydowanym w swych poczynaniach głównym
bohaterem. Jak podejrzewał ten znów zaczął jeden ze swoich
tradycyjnych już wywodów.
- Erza, jesteś pewna, że możemy też w tym uczestniczyć –
spytał Fernandes jakby dopiero teraz do niego dotarło, że nie jest
oficjalnym członkiem gildii. Prawdopodobnie zadał to pytanie tylko
dlatego by skupić na sobie uwagę Erzy, która ponownie wykazywała
oznaki poddenerwowania, a Kaishi starający się ją uspokoić raczej
nie mógł się cieszyć zaufanie, jak to mówi Meredy „Pana
Zazdrosnego o każdego w otoczeniu szkarłatnowłosej”. Ten facet
definitywnie miał ze sobą problemy.
- Gdyby mistrz miał jakieś zastrzeżenia od razu by to oświadczył
– odpowiedziała dokładnie to czego smoczy zabójca się
spodziewał. Ziewnął pokazując jak ta sytuacja go nudzi. Po co
mieli jeszcze czekać? Wszyscy przyszli tu tylko po to by wysłuchać
staruszka by jak najszybciej wiedzieć kogo mają tłuc. Szczerze to
teraz to go najbardziej obchodziło. Oddać się temu co lubi
najbardziej. Jednak i on nie mógł odgonić od siebie myśli, że
ciągłe planuje wziąć ze sobą Levy by mieć na nią oko. Wątpił
by Jet czy Droy mogli by ją ochronić.
- Chyba zarażam się paranoją od niebieskiego zazdrośnika –
mruknął sam do siebie.
Nim się obejrzeli wyznaczony przez mistrza czas minął i starszy
człowiek powoli wspinał się na podest. Sprawiał wrażenie osoby,
która w kilka minut postarzała się o kilka lat jednak bijąca od
niego determinacja wystarczył by potraktować sytuacje poważnie.
Przez moment mierzył wzrokiem zebranych jakby chciał mieć pewność,
że wszyscy skupiają na nim uwagę. Odchrząknął. Postanowił już
co zrobi jego rodzina i zamierzał im to przekazać. Miał już
zacząć gdy od strony drzwi frontowych rozległ się potężny huk.
Siła eksplozji odrzuciła drzwi rozbijając je od razu na
kilkadziesiąt kawałków. Do pomieszczenia wdarły się tumany kurzu
utrudniając wszystkim widoczność i boleśnie wdzierając się do
oczu. Prawie minutę zajęło oczyszczenie ich. Najszybciej uporała
się z tym Erza, której sztuczne oko było znacznie bardziej odporne
na urazy niż prawdziwe. Nie mogła powstrzymać krzyku, który
wydobył się z jej ust. Wkrótce do okrzyków dołączyła cała
gildia. Shô był martwy. Pośrodku jego klatki piersiowej tkwiło
wielkie ostrze. Oczy wywróciły się do tyłu, a z ust wypływała
krew. Nieludzki śmiech zawdzięczał im w uszach.
- Głupcy, zapomnieliście z kim macie do czynienia – w drzwiach
stała koścista postać. Mimo, że była nieco podobna do człowieka
od razu było można postać, że nim nie była. Miała ziemistą
cerę. Do chudych ramion były przymocowane łańcuchy na których
końcach tkwiły zakrzywione ostrza, jeden z nich tkwił wciąż w
ciele blondyna – Ja, Skieleton jeden z dwunastu najstraszniejszych
demonów Zerefa nauczę was co to strach.
Po tych słowach brutalnie wyszarpnął ostrze z ciała Shô
powodując tym samym, że górna jego część została brutalnie
oderwana i z cichym łoskotem uderzyła w podłogę.
Przez twarz Erzy przemknął grymas wściekłości i nim ktokolwiek
zdołał jej przeszkodzić ruszyła na demona.
----------------------------------------------------------------------
Pl.Pętla uczuć.
No jest kolejny rozdzialik. No niestety pod koniec wena szwankowała, a tak bardzo chciałam by był opublikowany 29 ... to taka rzadka data :<
Nocię dedykuje Caxi bo jest przepełniony przez wielbonego przez nią "Jellal'a Zazdrośnika" i jego rozterkami.
Jerzy jak widać coraz więcej ale nie zapominam też o innych parkach. No przynajmniej się staram ^.^"