Był to Kaishi. Jellal poczuł dreszcz
przerażenia, gdy zobaczył jego uśmiech. Nie był on tym samym,
który widniał u niego każdego dnia. Próżno było w nim szukać
tej wesołości do której on sam nawet zdążył przywyknąć. Teraz
było w nim coś jadowitego. W oczach dostrzegł drapieżny błysk.
Zupełnie jak u mięsożercy, który wie, że jego ofiara już się
mu nie wymknie. Choć nigdy mu nie ufał, choć zawsze towarzyszyły
mu co do niego wątpliwości to dopiero teraz się wystraszył.
- Mógłbyś mi pomóc z Erzą jest coś
nie tak? - wydyszał praktycznie nie otwierając ust. Usilnie starał
się przekonać samego siebie, że to tylko zbieg okoliczności, że
się tu teraz pojawił, a to co przed chwilą powiedział podchodziło
pod kiepski żart. Czuł jednak, że wcale tak nie jest. Dotąd tak
zżyty z Erzą mag teraz zupełnie nie przejmował się jej stanem.
- Chciałbym ale to nie jest takie
proste - powiedział Kaishi jakby melancholijnym tonem - Musiałem ją
jakoś wykluczyć byśmy mogli spokojnie porozmawiać.
- Porozmawiać - powtórzył Jellal nie
odrywając od niego wzroku.
Był zbyt skołowany takim obrotem
sytuacji by sensownie zareagować. Wszystko stało się tak naglę,
że ciężko mu było złożyć sensowną myśl. Starał się
rozpoznać jaki rodzaj magii został właśnie użyty na Tytanii i
czy poza nimi jest tu ktoś jeszcze.
- Jesteśmy tu tylko my - zapewnił
Kaishi widząc jak się rozgląda - Niespecjalnie podoba mi się to
co musiałem jej zrobić - wskazał na szkarłatnowłosą - ale nie
pozostawiłeś mi wyboru.
Jellal drgnął przyciskając do siebie
Erzę, gdy ten zaczął powoli się do nich zbliżać. Nie wiedział
czego dokładnie teraz się w nim boi. Fakt, przed chwilą właśnie
praktycznie przyznał, że to on stoi za stanem w jakim znalazła się
Scarlet już sprawiał, że gotował się od wewnątrz ale niepokój
zdawało się wywoływać coś jeszcze innego.
- O co ci chodzi? - spytał starając
się za wszelką cenę nie dać narastającej złości.
- Jak mówiłem chce porozmawiać ale
dotychczas nie miałem okazji - pokiwał głową jakby mówił o
czymś błahym - Niestety wyczułem, że jesteś jakiś do mnie
niechętny.
- Dziwisz się? - warknął Jellal.
- I to bardzo - przytaknął, a jego
wesoły ton coraz bardziej działał niebieskowłosemu na nery -
wszyscy mnie szybo polubili ale ty jeden ciągle miałeś wąty.
Dlatego nie miałem innego wyboru jak spróbować czegoś innego.
- Mów lepiej co jej zrobiłeś -
zażądał wciąż trzymając w rękach ukochaną kobietę.
- Nic specjalnego tylko przyśpieszyłem
konsekwencje przesunięcia jej granicy mocy. Mogę to w każdej
chwili cofnąć ale dojdzie do tego prędzej czy później jeśli
sama nie opanuje tej energii - odparł ironicznie rozbawiony.
- Lepiej dla ciebie - zagrodził Jellal
kumulując już w sobie energię - byś natychmiast ją uzdrowił w
przeciwnym wypadku będę zmuszony poddać cię osądowi Crime
Sociere.
Kaishi jednak nie wydawał się choć
trochę zaskoczony czy choć zdenerwowany. Dalej patrzył na niego ze
spokojnym uśmiechem na twarzy.
- Chyba jesteś najmniej odpowiednią
osobą by mi rozkazywać - powiedział przenosząc wzrok w górę
jakby coś zainteresowało go w chmurach.
Dla Jellala było jasne, że go
ignoruje ale nie był w stanie rozgryźć o czym on teraz myśli ani
o co konkretnie mu chodzi. Wiedział jedno. Musi jak najszybciej
zabrać Erzę z dala od niego.
- Wiedz, że nie jednego już takiego
cwaniaczka odesłałem za kraty - starał się zamaskować ironią
swój strach.
Choć nie miał wątpliwości, że ów
mag nie stoi po ich stronie to nie chciał wszczynać otwartej walki.
Wiedział, że każdy nierozważny krok z jego strony z pewnością
odbije się również na Erzie.
- Jak chcesz to zrobić skoro nic o
mnie nie wiesz - zauważył Kaishi - ja z kolei wiem całkiem sporo o
waszej gildii poszukiwanych kryminalistów. Nie przeczę, że
rozbiliście sporo mrocznych gildii ale robiliście to nielegalnie i
musieliście się kryć z waszą prawdziwą tożsamością. Chaos
niedługo osłabnie, nowa rada się utworzy. Nie muszę się nawet
wysilać byś był zmuszony usunąć się z dala od Fairy Tail.
Przecież nie chcesz narażać dobrego imienia Scarlet. Tak wiemy, że
kilka osób już się dowiedziało jak było naprawdę z twoimi
zbrodniami ale to tylko obywatele, a nie rząd który nadal chce
twojej głowy.
Nie mógł się temu sprzeciwić.
Rzeczywiście od początku był gotowy by w każdej chwili się
ulotnić. Z tym wyjątkiem, że do tej pory był pewny bezpieczeństwa
wewnętrznego gildii. Zdecydowanie nie myślał o tym, że ktoś z
otocznia Tytanii może wbić jej nóż w plecy. Nie musiał. Jeśli
ma wybierać między dwoma obliczami zła to wybierze ten który
będzie lepszy dla Erzy. Nie ważne jaką cenę musiał by zapłacić.
- Mogę z tobą walczyć nawet tu i
teraz - oznajmił zdecydowanie - wyciągnę od ciebie o co ci chodzi
siłą jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Nie wątpię, że teraz bardzo chcesz
mi dokopać - Kaishi nie tracił dobrego nastroju - Tylko raczej nie
masz na to większych szans. Zaś jeśli chodzi ci o powody dla
których to robię, cóż ujmę to tak. Dla wszystkich będzie lepiej
jeśli się nie dowiedzą.
- Chyba nie sądzisz, że będę
ukrywał twoją zdradę - prychnął Jellal.
- Owszem będziesz - zaprzeczył Kaishi
- ale chyba nie sądzisz, że ujawniłem ci się od tak bez powodu.
Faktycznie było to zagadkowe. Czemu
akurat zrobił to teraz? Nie sądził by wiedza, którą dotychczas
mógł wynieść z gildii na coś by się przydała. Od jego
przyłączenia się do gildii minęło zbyt mało czasu by uzyskał
dostęp do możliwych sekretów. Nie chcąc dać mu satysfakcji
milczał czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
- Bardzo mnie zainteresowałeś Jellalu
Fernandesie - powiedział purpurowowłosy mag - Nie mocą czy
umiejętnościami bynajmniej - jego ton głosu z wesołego stał się
bardzo rzeczowy z pobrzmiewającą złowrogą nutą - tym co mnie w
tobie intryguje jest twoje przywiązanie do Erzy.
Jellal przycisną mocniej do siebie
spoczywającą w jego ramionach kobietę w obawie, że ten zechce ją
nagle porwać.
- Tak myślę, że pewną kwestię
związaną z naszym planem wykonasz znacznie lepiej niż ja - znów
się zaśmiał jakby rozmawiał z najlepszym przyjacielem.
- Jeśli uważasz, że będę ci
pomagał to jesteś w błędzie - warknął Jellal nie spuszczając z
niego oczu - Odkąd wydostałem się z więzienia poprzysiągłem
sobie nie robić nic co by mogło wywołać smutek na jej twarzy
bo...
- Bo ją kochasz - wpadł mu w słowo -
co więcej ciągle masz wyrzuty sumienia po tym jak ją skrzywdziłeś
- znów uśmiechnął się jakby nic nie zaszło - Tak, Jelly wiem o
tobie dość dużo.
- Skoro mnie tak znasz to chyba zdajesz
sobie sprawę, że nie mam najmniejszego zamiaru pomagać podejrzanym
typkom - chciał tymi słowami zamaskować swój niepokój - Lepiej
też dla ciebie byś od razu uzdrowił Erzę inaczej nie będę miał
wyboru jak zmusić cię do tego siłą.
Kaishi od początku mu się nie podobał
ale teraz autentycznie zaczął go się obawiać. Choć się starał
nie był w stanie go rozgryźć. Dodatkowo musiał liczyć się z
czasem. Czuł, że Erza robi się coraz słabsza, a on sam nic nie
może na to poradzić inaczej niż skłaniając Kaishi'ego do
cofnięcia czaru.
- Chcesz ze mną walczyć, Jelly? -
spytał - Nie ma sprawy ale to i tak niczego nie zmieni. Tak, czy
inaczej wykonasz to co jest ci pisane bo zależy ci na niej - jego
wzrok spoczął na Erzie. Było jasne, że stała się kartą
przetargową w tej dyskusji.
- Ta chyba bez walki się nie obejdzie
- przyznał niechętnie - ale gdy już będzie po wszystkim
odejdziesz i nigdy więcej nie staniesz na drodze Erzy - to ostatnie
zdanie wypowiedział stanowczo, bez cienia wahania w głosie.
- Ja tam jestem pewny swojego
zwycięstwa - Kaishi beztrosko się rozciągną krzyżując ręce za
głową - ale jak jesteś taki uparty to proszę. Zacznij kiedy
chcesz.
Jellal chwilę się wahał. O ile sama
chęć przywalenia filetowowłosemu w nim tkwiła, o tyle bał się,
że w trakcie walki ten wykorzysta Erzę jako tarczę. Wielokrotnie
miał do czynienia z takimi zagrywkami i obawiał się tutaj tego
samego.
- Spokojnie nie zamierzam się nią
posługiwać bo nie ma takiej potrzeby - zapewnił Kaishi widocznie
odgadując jego myśli.
Sam Jellal nie wiedział czy powinien
mu wierzyć ale nie miał wyboru. Wiedział, że szkarłatnowłosa
słabnie i może nawet umrzeć jeśli czar szybko nie zastanie
cofnięty. Ostrożnie ułożył Erzę pod rozłożystym drzewem
upewniając się, że będzie miała dość cienia. Opuszkami palców
dotknął linii jej ust. Oddychała coraz wolniej i płycej.
Wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu.
- Załatwmy to szybko - powiedział
prostując się i ruchem głowy zachęcając Kaishi'ego do zadania
pierwszego ciosu.
Kłęby dymu i pyłu wzbiły się w
powietrze, gdy latający okręt Christina wzniósł się w powietrze.
Członkowie pegazów natychmiast zajęli się poszkodowanymi
wróżkami. Jenny prawie od razu zdołała postawić Mirajane na
nogi. Przejawiała przy tym całkiem imponujące zdolności medyczne
i które jej nie podejrzewano. Wprawdzie daleko jej było do poziomu
Wendy ale z pewnością zainteresowałaby Porlyusice.
- To nic wielkiego - odpowiedziała -
zaczęłam się tego uczyć pięć lat temu - wzruszyła ramionami -
w zasadzie to by w trakcie szlaku modowego nie musieć cały czas
tracić czasu w gabinecie pielęgniarki. Te chemikalia co tam stosują
są strasznie szkodliwe dla mych włosów - odruchowo dotknęła swej
fryzury - i tak jakoś wyszło....
- Dobra przestań trajkotać to im nie
pomaga - skarcił ją Ren podając dodatkowy koc Gajeel'owi by ten
mógł okryć nim Levy - Przyjmijcie nasze przeprosiny. Gdybyśmy
tylko byli wcześniej...
- To też byście byli narażeni -
uciął Clive - Prawdopodobnie nie mieli by oporów by was zabić.
- Ale przecież Cana... - zaczął
nieśmiało Eve - przecież ona...
- Poradzi sobie - uciął szybko
Gildarts - jest taka sama jak jej matka. Ona też nigdy nie dała by
skrzywdzić swojej towarzyszki.
Choć mówił to z swym typowym
spokojem z nutą wesołości w głosie to unikał patrzenia im w
oczy. Dla tych co znali go dłużej było jasne, że nie okazuje
prawdziwych emocji by wzmocnić wiarę u innych.
- Tylko dlaczego oni chcieli akurat
mnie - spytała Levy na tyle już silna by w pełni świadomości
dotrzymywać im towarzystwa - co jest we mnie takiego by się
poświęcać?
Nawet gdy miała amnezje to nie miało
wpływu na jej charakter. Nadal było widać w niej dobro i troskę o
innych jednocześnie będąc świadomą ograniczeń własnej mocy.
Nie miała zamiaru wyłazić na pierwszy plan doskonale czując, że
nie podoła.
- Może ze względu na twe runiczne
pismo - wtrącił Laxus walcząc z wymiotami, które pojawiły się
wraz ze startem Christiny - choć w tym wypadku powinni się
przyczepić też Freed'a... - pochylił się za barierkę by uchronić
pokład bombowca przed zawartością swego żołądka - długo
jeszcze będziemy lecieć? - warknął nie mając sił na złość.
- Runy czy cokolwiek innego chcą jej i
gdy wyczują fałsz znów spróbują - Gajeel mimo że całkowicie
blady na twarzy bardziej martwił się niebieskowłosą niż swymi
dolegliwościami i tylko raz na jakiś czas przecierał usta dłonią
- jednak ich wyskok coś nam powiedział. Otóż nie wiedzą
wszystkiego i da się ich oszukać. Trzeba tylko teraz wiedzieć jak
to wykorzystać.
- Dobrze by było wiedzieć, gdzie
zabrali panienkę Canę - podsunął Hibiki - moje archiwum mogło by
w tym pomóc. Mogę posługując się kilkoma wytycznymi zawężać
bądź nawet całkowicie odgadnąć jakie to miejsce ale nie zrobię
tego sam.
- Czego ci konkretnie trzeba - spytał
Clive momentalnie znajdując się przy nim choć wcześniej przebywał
na drugim końcu maszyny.
- Na początek wystarczy coś co miało
z nią niedawno jakąś styczność - powiedział - kawałek ubrania
czy coś co miała w ręku. Nie poda nam to lokalizacji ale pozwoli
stwierdzić czy dalej jest na terenach Fiore.
- Naprawdę sądzisz, że mogę mieć
swą bazę poza granicami kontynentu - Mira uniosła lewą brew ku
górze.
- Szczerze to nie mogę niczego
wykluczyć - przyznał Lates - to taki rodzaj wroga z którym nic nie
wiadomo. Dlatego też sam proces zbierania informacji muszę zacząć
od zera. Kiedy będziemy już na miejscu dacie mi jakąś rzecz
Alberony - poprosił - skanowanie powinno zająć maksymalnie
dwanaście godzin.
- To dużo - westchnął Clive - ale
bez ciebie i tak byśmy nic tu nie zrobili.
- Jeśli chodzi o jej rzeczy to... -
zaczęła niepewnie Levy grzebiąc w swej kieszeni - Cana musiała to
upuścić - wyciągała ku nim dwie karty tarota.
Natsu chodził z kąta w kąt nie mogąc
pozbierać myśli. Lucy była dla niego bardzo ważna. Przez te
miesiące w trakcie których tworzyli drużynę zdaniem wielu
wydoroślał. Zaczął większą uwagę przywiązywać do swego
otocznia. Na w większości przypadków i tak je niszczył ale ci co
go znają widzieli znaczną poprawę.
- Najważniejsze, że żyje - starała
się go uspokoić Lisanna - Mistrz mówi, że da się jej pomóc.
Nawet obiecał zasięgnąć rady u odpowiednich osób, gdy tylko inni
powrócą.
- Ciekawe co u nich? - zastanowił się
Happy - Oby nie wpadli w żadne kłopoty. Potrzebujemy Clive i nie
chcę by Erzie coś się stało - nerwowo spoglądał przez okno w
nadziej, że zobaczy któreś z przyjaciół wracające do domu.
- Dadzą radę - Natsu położył mu
dłoń na głowie - Przecież wiesz jak bardzo chce im dorównać.
Niestety są wciąż za dobrzy - pocieszając go choć na chwilę sam
mógł oderwać się od czynach myśli - Jeśli chodzi o nich to
martwi mnie co innego.
- Co takiego? - spytała Lisanna
posyłając mu zatroskane spojrzenie.
- Obawiam się, że zechcą dobrowolnie
poświęcić się dla ogółu - z twarzy Natsu biła niepodobna do
niego powaga.
- Nie mogli by czegoś takiego zrobić
- starała się zaprzeczyć Lisanna - to niedorzeczne.
- Erza już to kiedyś chciała zrobić
- Natsu wzdrygną się na samo wspomnienie - chciała powstrzymać
Etherion przed zniszczeniem całego kontynentu oddając w zamian
swoje życie.
- Jak to dobrze, że ją wyciągnąłeś
- powiedział Happy po czym dodał - Dalej nie wyjawiłeś nam jak to
zrobiłeś. To był przecież jeden wielki wir do, którego nie było
w stanie się zbliżyć - przypomniał sobie kotek - a potem nagle
ucichło, a ty trzymałeś Erzę.
- Co wcale nic tam nie zrobiłem -
zaprotestował nagle Natsu - Ja sam nie wiem co się stało ale
zrobiła to sama Erza, a nie ja - założył ręce za głowę -
dotychczas się nad tym nie zastanawiałam.... ale nie powiecie
Gray'owi, że to nie ja. Ten lodowy dupek miałby kolejną okazję do
puszenia się jaki to on nie jest wspaniały - poprosił jakby ten
powód był ważniejszy od czegokolwiek.
- Ale w takim razie co tam się
naprawdę stało - zastanowił się Happy.
Smoczy zabójca wbił wzrok w sufit
starając się przypomnieć jak to naprawdę było.
Pamiętał swoją frustrację kiedy
nie mógł przebić się przez Etherion by dosięgnąć unoszącej
się w nim Erzy. Miał świadomość, że jeśli się stąd
zaraz nie ulotni i jemu będzie grozić śmierć. Nie miał jednak
zamiaru uciekać bez przyjaciółki. Tylko, że kończyły mu się
pomysły jak ją uratować. Na nic zdał się ogień, nie pomogła
nawet smocza siła innymi słowy nic nie było w stanie choć
zadrapać energetycznego kryształu. Powoli zaczął opadać już z
sił, gdy ziemia pod nim zadrżała powodując falę nudności.
Ledwie zdołał je opanować wszystko zaczęło się trząść. Tego
już nie mógł wytrzymać i osunął się na ziemię. Kiedy się
ocknął leżał na małym skrawku ocalałego gruntu, a wszystko
wokół wirowało. Dosłownie. Był w środku wodnego wiru. Po jego
ciele przeszedł niemiły dreszcz. Nie czuł się najlepiej ale też
nie mógł myśleć o sobie. Poderwał się na równe nogi i zaczął
wypatrywać Erzy.
- Gdzie jesteś? - zaczął się
rozpaczliwie rozglądać na boki.
Ile czasu był nieprzytomny. Pewnie
niezbyt długo skoro jeszcze był w jednym kawałku. Czuł też Erzę.
Nada tu była. Nadal mógł ją ocalić. Problem w tym, że wcale nie
wiedział gdzie zacząć. Nawet jak dla niego wejście w ten wir bez
świadomości, co ma dalej robić było głupotą. Nim zdołał coś
wykombinować nagły podmuch wiatru zerwał mu szalik z szyi.
Pochwycił go wykonując przy tym obrót zakończony upadkiem na
plecy i wtedy to zobaczył. Szkarłatnowłosa postać unosiła się
wiele metrów nad nim. Wydawało mu się, że bije od niej niezwykle
jasne światło. Zamrugał kilka razy by przyzwyczaić wzrok. Blask
od niej bijący napawał go dziwnym spokojem. Była zbyt wysoko by
mógł ją pochwycić lecz jednocześnie coś mu mówiło, że jest
bezpieczna. Jej ciało wcale nie zostało rozerwane jak przewidywał
to Jellal. Im bardziej się przyglądał tym bardziej był
przekonany, że to właśnie ona powstrzymuje wały wody przed
zalaniem ich. Nie był typem osoby, która zastanawiała się by
dlaczego i jak zabezpieczanie działa jeśli działało. Tym razem
było jednak inaczej. Znał Erzę od ośmiu lat i choć doskonale
wiedział o jej zdolnościach telekinetycznych to był pewny, że nie
byłaby w stanie zrobić czegoś takiego. Gdyby nie mdłości
prawdopodobnie zaczął by się tym ekscytować żądając by po
powrocie stanęła z nim do walki. Teraz jednak musiał wygłówkować
jak mają dostać się na suchy ląd. Najlepiej pomijając przy tym
wszelkiego rodzaju środki transportu. Bardziej z nudów niż jakiejś
bardziej przemyślanej akcji dmuchnął w wodę małą wąską ognia.
Wiele razy już przez swe pochopne działanie wpakowywał się w
tarapaty ale teraz chyba nawet mistrz nie mógłby przewidzieć co
się dalej stanie. Wyglądało to tak jakby woda zaczęła pękać i
to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Obserwował jak na wałach
wody w różnych miejscach pojawiają się „szczeliny” jak szybko
się namnażają i zaczynają łączyć ze sobą. Kiedy wszystko
pokrywała już jednolita „pajęczyna” czas jakby się zatrzymał
by ruszyć kilka sekund później. Zarówno cała ta zgromadzona woda
jak i Erza zaczęły spadać na Salamandra. Nie pamiętał jak ją
złapał, ani jak się wydostali. Po prostu miał wrażenie, że w
ostatniej chwili przed śmiercią przez utopienie jakaś siła
przeniosła ich na suchy ląd.
Ogromna siła
przykuła Jellal'a do ziemi uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch.
Czuł jakby wciskano go w grunt. Ogarnął go niewyobrażalny ból.
Nie mógł się jednak równać z gniewem jakim darzył Kaishi'ego.
Okazał się zdrajcą i choć od początku miał co do niego urazę
to wbrew pozorom wcale nie chciał by tak naprawdę było. Ze wzgląd
na Erzę, która tak bardzo się do niego przywiązała. Nie chciał
by cierpiała, gdy okaże się że zaufała niewłaściwej osobie.
Złość na siebie, że jest zbyt słaby by zwalczyć owe zaklęcie.
Miał świadomość tego, że Kaishi się nim bawi. Jego wnętrze aż
wrzało, gdy coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze swej
bezradności. Z trudem przekręcił głowę na bok. Jeśli to koniec.
Jeśli to tu ma umrzeć to chciał by ostatnim widokiem przed
śmiercią była jego ukochana. Chciał ją jakoś przeprosić za to,
że nie udało mu się jej ochronić. Zasygnalizować swoje uczucia
ale nic nie przychodziło mu do głowy. Mógł tylko czekać na to co
zgotuje dla niego Kaishi. Jednak co będzie potem, gdy on zginie? Co
z nią zrobi Kaishi? Czy wrócą do gildii bo uzna, że jeszcze ma za
mało informacji? Wtedy ktoś miałby szanse go przejrzeć. Mógł
też, co gorsza, użyć jej życia jako szantażu. Mógłby zrobić z
nią wszystko i nie było nikogo kto byłby w stanie go powstrzymać.
- Chyba już w
pełni doświadczyłeś tego, że nie masz szans. Nie możesz mnie
powstrzymać przed tym co planuje - zaśmiał się prosto w jego
twarz. Był to triumfalny, szyderczy śmiech - Jako zwycięzca chyba
mogę zażądać nagrody, prawda?
Po czym machnął
ręką w stronę Erzy. Ta uniosła się i powoli wylądowała przy
nim. Była bardzo blada i tylko delikatnie falująca klatka piersiowa
dawała znak, że dalej jest z nimi. Przygryzł zęby. Czy naprawdę
tam ma to się skończyć? Ma tylko bezczynnie patrzeć na jej
cierpienie po raz kolejny nie mogąc nic zrobić? Jak to się stało,
że nie nikt zauważył żadnego momentu w którym ten mógł wydać
się co najmniej podejrzany. Zamknął oczy zagłębiając się w
analizie ostatnich zdarzeń.
- To z tymi
naukowcami to twoja sprawka, tak - warknął podnosząc głowę tak
wysoko jak tylko pozwalało mu na to zaklęcie - Ukartowałeś to.
Coś mu w tym nie
pasowało. Kiedy opadły już emocje związane z tamtym zdarzeniem.
Zaczął dostrzegać pewne nieścisłości na które dotąd nie
zwrócił uwagi. Przykładowo jak konkretnie udało się Kaishi'emu
wyciągnąć ich z opresji tak łatwo. Zwłaszcza, że on sam był
nieźle poobijany.
- Wreszcie się
tego domyśliłeś, co - wcale nie wyglądał na zaskoczonego - Wiem
co teraz myślisz ale pozbycie się ciebie byłoby trochę nie na
rękę - przewrócił teatralnie oczami - To co będziesz mi pomagał?
Wiesz nie chciałbym zamykać Erzy w jakimś odosobnionym miejscu
póki nie jest to konieczne. Przydałoby się jeszcze trochę
pokręcić w towarzystwie Fairy Tail. No i dalej jestem pewien, że
twoje relacje z Erzą są bardzo bliskie. Ech, ta dziewczyna niełatwo
dopuszcza do siebie innych jeśli wejdzie się w bardziej prywatne
tematy - udał załamanie.
Jellal wiedział,
że nie ma sensu pytać co będzie jeśli odmówi. W tej sytuacji
odpowiedź była aż nazbyt oczywista. Nie uśmiechało mu się
zostanie po raz kolejny czyjąś marionetką. W duchu analizował
każde możliwe wyjście z tej sytuacji. Każde jednak było
ryzykowne dla Scarlet. Na nikim mu tak nie zależało jak właśnie
na niej. Czy jeśli jest sposób by choć na jakiś czas odroczyć
jej cierpienie to czy ma prawo narzekać?
- Co miałbym wedle
ciebie robić - spytał tymczasowo akceptując swoje położenie.
Zdecydował, że skoro nie ma innego wyjścia będzie mu posłuszny
póki będzie pewny, że nic nie zrobi Erzie.
W powietrzu droga
wydawała się bardziej krótka niż przepuszczali. Może spowodował
to nowy silnik bombowca, a może prosty fakt, że wszyscy byli zbyt
zamyśleni nad bieżącymi problemami by zwracać uwagę na upływ
czasu. Każdy był pogrążony we własnych myślach.
- Jeśli chcecie
możemy z wami na chwilę zostać - zasugerował Hibiki.
- Nie trzeba -
zaprzeczyła Mirajane - Lepiej wracajcie do siebie. Nie wykluczone,
że i was zechcą zaatakować.
- Ależ ja bardzo
chętnie powącham perfumy panienki Erzy - zadeklarował Ichiya.
- Nie wiem czy już
wróciła - stwierdził Laxus - ale jeśli tak to dla tego dobra
radzę ci nie wysiadać. Ostatnio jest w kiepskim humorze i pewnie
Cię zabije jeśli znów będziesz do niej zarywać - ostrzegł.
- Chyba widzę już
zabudowania Magnolii - powiadomił ich Ren.
Faktycznie nie
minął kwadrans, a lądowali już na placu koło gildii. Mistrz
czekał już na nich na schodach paląc fajkę z której unosiła się
strużka dymu. Z jego twarzy biło głębokie zmartwienie, które
się pogłębiło gdy dostrzegł, że nie przybyli komplecie.
- Co spotkało
Cane? - spytał tonem zmęczonego człowieka.
Choć niewątpliwie
się martwił z jego postawy można było wyczytać coś jeszcze
gorszego. Zobojętnienie? Nie, to nie to choć to byłoby niewiele
gorsze. Wyglądał, jakby się spodziewał, że nie czeka ich pełen
sukces, że był gotowy na śmierć któregoś z członków gildii.
To było niezwykle trudne dla starego człowieka. Musiał podejmować
ryzyko, ryzykować swoimi dziećmi dla ich większego dobra.
- Miejmy nadzieję,
że nic - powiedział Clive pomagając Laxuus'owi zejść z bombowca
na ziemię - Moja córka wykazała się odwagą jaką mnie samemu
często brakuje. Ryzykując własnym życiem podała się z
przyjaciółkę by ją chronić. Jest zupełnie taka sama jak jej
matka. Jednakże - zacisnął pięć, a ziemia pod nim zaczęła się
rozpadać - Jeśli zrobią coś Canie to bez względu na wszystko ich
zabiję.
- To niestety
bardzo możliwe - zauważyła Mirajane.
- Co ja słyszę...
czyżby Fairy Tail... traciło.. nadzieję - wydyszał z trudem
Gajeel pomagając Levy zejść z pojazdy Blue Pegazus choć wyglądało
to raczej tak jakby ona pomagała jemu - Teraz zajmijmy się Levy -
dodał, gdy już pewnie stanął na gruncie - Zresztą te karty,
które znalazła z pewnością należą do naszej alkoholiczki, a
wszyscy wiemy, że ona nie upuszcza ich nigdy przypadkowo.
- Jakie konkretnie
to karty? - zainteresował się Makarov - Jeśli faktycznie zostawiła
je celowo to z pewnością by nam pomóc.
- Karty, kartami -
zirytował się Gajeel - ale nim się im przyjrzymy to może
przywrócimy Levy do normalnego stanu.
- Ale nic mi nie
jest, naprawdę - starała się go uspokoić niebieskowłosa.
- Amnezje nazywasz
niczym? - zirytował się Gajeel i choć wyraźnie chciał zachować
swą arogancką postawę to widać było, że przejmuje się stanem
McGarden.
- Dobra, „Pani
Troskliwy” nie panikuj - wtrącił Laxus - przecież widzisz, że
stoi tu przed nami w jednym kawałku. Tak wielkie zużycie mocy
musiało być szokiem dla jej organizmu. Za jakiś czas może sobie
wszystko przypomnieć teraz mamy kilka ważniejszych spraw do
omówienia.
- To prawda -
wtrąciła Mirajane - spotkaliśmy Ame. Jej zachowanie było co
najmniej zagadkowe. Pomogła nam w krytycznej sytuacji, a...
- Mnie bardziej
chodziło o smoki - przerwał jej Laxus - Może jaśnie pan Redfox o
tym nie wspomniał ale pojawiła się szansa by je odnieść.
- Tylko, że
dowiedzieliśmy się o tym właśnie od niej, a co ważniejsze
Elfmen. On może nadal żyć. Ame zaprzeczyła by miała go wtedy
zabić - prychnęła białowłosa, której wyraźnie nie spodobało
się to przerwanie w pół zdania.
- Spokojnie, dzieci
- zaapelował do nich mistrz - wejdźcie do środka. Odpocznijcie, a
dopiero potem opowiecie mi wszystko. Po kolei.
Raczej nie było
sensu się temu sprzeciwiać. Może udało im się uniknąć
poważniejszych obrażeń to byli wykończeni. Tylko czy uda im się
odpocząć z wiedzą, że już dwójka ich towarzyszy stała się
zakładnikami wroga, a ich życie wisiało na włosku.
Dłonie Natsu mocno
zacisnęły się na parapecie. Od początku wyczuł brak jednego z
zapachów. Już nim wyjrzał przez okno wiedział, że nie zastanie
na placyku gildyjnym Cany. Mimo, że okno było szczelnie zamknięte
to dzięki swym wyjątkowo wyostrzonym zmysłom doskonale słyszał o
czym rozmawiali. Choć strata kolejnego z przyjaciół była
niezwykle bolesna to inna wiadomość sprawiła, że wszystko jakby
się dla niego zatrzymało. Wiadomość, której od tak dawna szukał,
że już praktycznie przestał myśleć co zrobi jeśli ją dostanie.
Oczywiście trudno powiedzieć by Natsu był osobą, która często
coś analizuje ale to to jedno zdanie wypowiedziane przez Laxus'a
kompletnie go zamurowało. Od tak dawna szukał czegoś co
zaprowadziło by go znów do Igneel'a. Odnalezienie smoczego ojca
było dla niego niezmiernie ważne. W innych okolicznościach nie
powstrzymywałby się i od razu zmusił Laxus'a do gadania
wszystkiego co wie. Był znany ze swej żywiołowości i napalenia do
tego stopnia, że nie było już praktycznie miesiąca w którym
mistrz nie dostawałby przynajmniej kilku listów ze skargami na
niego. Nigdy nie umiał usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu.
Ekscytował się praktycznie każdą błahostką, a samo słowo
„smok” wpędzało go w euforyczny stan. To czemu teraz po prostu
stał? Czemu zamiast skakać z radości nie robił absolutnie nic?
Mógł być przecież pewien, że to prawda. Laxus bardzo rzadko
żartował. Ponadto sam był smoczym zabójcą. Może i sztucznym ale
nie zmieniało to faktu, że ma w sobie krew prawdziwego smoka.
Czemu, więc ta niezwykle ważna informacja nie wywołała w nim
najmniejszej fali radości?
- Natsu co tam się
dzieje? Słyszysz ich prawda?
Na moment zamarł,
gdy podleciał do niego Happy. Nie dlatego, że go się nie
spodziewał czy zaskoczyło go same przybycia kociego przyjaciela ale
był prawie pewny, że nie wyczuł jego rosnącego zapachu, gdy ten
się zbliżał.
- Natsu co z tobą?
Jesteś jakiś blady - niepokoił się kotek - Może usiądziesz przy
nas - zaproponował zaczynając ciągnąć w stronę drugiego końca
sali, gdzie na łóżku wypoczywała Lisanna.
Jakoś nie miał
sił by się opierać. Automatycznie dał się poprowadzić i kiedy
opadł na krzesło poczuł jak wszystkie siły opuszczają jego
organizm. Choć tak naprawdę był pełen energii to teraz nie był w
stanie unieść nawet ręki. Chciał komuś przyłożyć, komukolwiek
ale jakoś tak wątpił w swe możliwości.
- Słuchaj Lis, ja
bardziej przeszkadzam, czy pomagam tylko bądź ze mną szczera -
spytał białowłosą, która patrzyła na niego z niepokojem.
- O czym ty mówisz?
- spytała.
Jej zdziwienie było
uzasadnione. Salamander jakiego znała był beztroskim chłopakiem
niezbyt przejmującym się zdaniem innych. Znała całą masę
przypadków w których jego zachowanie daleko naginało standardowe
znaczenie „przeszkadzania”.
- No czy wolałabyś
się teraz mnie pozbyć - szczerość w jego głosie była dziwnie
przytłaczająca.
- Czemu miałabym
tego chcieć. Zawsze poprawiasz mi nastrój. Wystarczy, żebyś był
blisko bym poczuła się lepiej - oznajmiła podnosząc się z łóżka
i podchodząc do niego - Czemu mam odrzucać, coś co sprawia, że
czuję się lepiej.
- Ale nic nie
mogłem zrobić by zapobiec wybuchowi - czuł przygniatający go
ciężar odpowiedzialności za to co stało się na statku.
- Nikt z nas nie
mógł. Ja też czuję się strasznie słaba jeśli chodzi o wojnę,
która coraz bardziej się roztacza. Jednak wiem, że mam dla kogo
nadal mam dla kogo żyć i uśmiechać się codziennie - powiedziała.
- Zawsze byłaś
taka racjonalna - westchnął Natsu - Cieszę się, że tu jesteś
ale teraz chyba muszę pobyć trochę sam.
- Jeśli uważasz,
że to ci pomoże nie będę cię powstrzymywać - powiedziała
posyłając mu troskliwy uśmiech - Skoro Mira wróciła na samotność
nie będę długo narzekać.
- Happy też z tobą
zostanie - oznajmił podchodząc do drzwi.
- A co z tobą -
zmartwił się Exceed.
- Zostaw go -
poradziła mu Lisanna, gdy smoczy zabójca pośpiesznie opuścił
pomieszczenie - To Natsu. Choć tego nie okazuje on też się
przejmuje wszystkim. Myślę, że właśnie ma mały kryzys ale
zobaczysz, że szybko mu przejdzie.
Cana przetarła
ręką oczy. Nie pamiętała momentu w którym straciła kontakt z
rzeczywistością. Pierwszy raz od dawna nie było to spowodowane
kacem po spożytym alkoholu. Od zawsze nienawidziła poranków. Nie
cierpiała momentu, gdy jest zmuszona podnieść się z ciepłego
łóżka. Samo przypomnienie sobie tego stało się niedawno wymagało
od nich dłuższej chwili skupienia. Podszyła się pod Levy i udało
jej się skłonić by zabrali ją zamiast przyjaciółki. Zabrać.
Ta jedna myśl zadziałała na nią trzeźwiąco. Usiadła i
rozejrzała się po pomieszczeniu. Jeśli miał być to loch to jak
wyglądała reszta? Właściwie trudno było nazwać to miejsce celą.
Okno wprawdzie było zamglone i wpadało przez nie jedynie światło
niwelując widok na zewnątrz, a drzwi były z solidnego dębowego
drewna. Mogła się założyć, że z drugiej strony są jeszcze
jakieś dodatkowe zabezpieczenia ale poza nimi i antymagicznymi
kajdankami na jej nadgarstkach nic co by wskazywało na siedzibę
wroga. Wnętrze było udekorowane w sposób przypominający normalny
pokój. Wygodne łóżko, znośnie udekorowane ściany w odcieniach
jasnego brązu. Było nawet biurko z dołączonym do niego krzesłem.
Nawet łazienka stanowiła oddzielne pomieszczenie do którego
prowadziły białe drzwiczki. Nie mając nic lepszego do roboty
postanowiła ją sprawdzić. Jej oczom ukazała się gustownie
urządzona łazienka. Czysty kibel, wanna z żaluzją, oddzielny
prysznic i umywalka z lustrem.
- Kurczę nic z
tego nie rozumiem - westchnęła odkręcając kurek z gorącą wodą
- Chyba z tego wszystkiego się wykąpię.
Była wściekła i
musiała ochłonąć nim wrogowie pokażą się jej na oczy. Jeśli
naprawdę chcieli ją urobić to czemu do diabła nie zapewnili jej
najważniejszego. Alkoholu. Od ponad doby nie piła nic mocniejszego
i jej nerwy zaczynały siadać.
Zajęli miejsca w
ostatnim przedziale porannego pociągu. O tej porze było tu mało
ludzi ale było jasne, że im dalej będą jechać tym więcej osób
będzie wsiadać. Jellal sam nie wiedział czy, zważywszy na
okoliczności to dobrze, czy źle. Czuł się okropnie. Od początku
czuł, że coś jest nie tak z młodym magiem. Choć teraz już nie
wiedział, czy to nie przez zazdrość. On okazał się jednak
sprytniejszy. Skutecznie go obszedł i uderzył z zaskoczenia.
Uderzyć tylko raz ale wystarczająco by go pochwycić. Nie z powodu
zadanych ran. Kaishi wyraźnie mu powiedział co ma robić by Erza
pozostała bezpieczna. To ona była kluczem w tej walce, w której
wystarczył tylko jeden cios by została zakończona. Słowo
„Bezpieczeństwo” było kolejnym słowem, które teraz nabrało
innego znaczenia. Bezpieczeństwo Erzy. Od razu go ostrzeżono iż to
będzie chwilowe. Potrwa dopóty Kaishi będzie na to pozwalał lub
on sam czegoś nie sknoci. Jednak będzie to robił, będzie ją
chronił póki ma czas niezależnie od ceny jaką będzie musiał
zapłacić. Co potem? Wolał nie myśleć. W samej walce został
wręcz zmiażdżony. Był bezradny wobec wszystkiego co ten planował.
Dochodziło do tego zagrożenie samospaleniem szkarłatnowłosej jej
własną magią. Spojrzał na wciąż pogrążoną we śnie
wojowniczkę spoczywającą w jego ramionach. Oddychała spokojnie.
Kaishi cofnął nałożone na nią zaklęcie osłabiające i teraz
siły do niej powoli wracały. Choć cieszył się, że za moment
znów zobaczy jej błyszczące, brązowe tęczówki jednocześnie
czuł gorycz do samego siebie. Przecież dopiero co obiecał jej, że
będzie przy niej i nie dopuści by coś jej się stało. Czy nigdy
nie będzie mu dane dotrzymać obietnicy danej ukochanej? Czekał w
milczącym skupieniu na otaczającej go beznadziejności sytuacji,
gdy wyczuł jak jak ciało tytani delikatnie się napina, jak
delikatnie drży przebudzając się.
- No już - z
niesamowitą czułością pogładził ją po policzku przybliżając
swoją twarz do jej - proszę otwórz oczy.
Z jej ust wydobył
się niezrozumiany pomruk, który dla Jellal'a był niezwykłym
ukłuciem ulgi. Uchyliła powieki przez dłuższy czas patrząc na
niego zamglonym wzrokiem.
- Co się stało? -
wyszeptała - Dlaczego nie jesteśmy już w Rosemary?
To była cała ona.
Cokolwiek by się działo, w jakimkolwiek byłaby w stanie pierwszym
co zawsze przychodziło jej do głowy było upewnienie się w stacji.
- Mieliśmy kolejny
atak, a teraz wracamy do naszych - wypalił szybko.
Musiał
natychmiastowo wymyślić jak bez wzbudzania podejrzeń sprowadzić
ich rozmowę na inny temat. Nie mógł powiedzieć jej prawdy. To
oznaczało by koniec wszystkiego. Jakiekolwiek kłamstwo też nie
wchodziło w grę. Nie potrafił blefować. Erza natychmiast to pozna
i zacznie się dopytywać o co tak naprawdę mu chodzi. Wychodziło
jednak na to, że kupowanie czasu też nie należy do jego mocnych
stron. Jego słowa podziałały na szkarłatnowłosą cucono.
Poderwała się z miejsca odruchowo przyzywając na siebie zbroję
cienia.
- Czy wróg jest
blisko? - rzuciła rozglądając się po przedziale po czym pobladła
- Gdzie Kaishi... Czy on..
- Żyje. Nic mu nie
jest - przerwał Jellal widząc w jej oczach czając się strach o
towarzysza - Poszedł spytać maszynistę czy istnieje możliwość
ominięcia kilku miejsc byśmy szybciej dostali się do Magnolii. To
była ta część prawy, którą mógł bez rzucania podejrzeń jej
wyznać. Naprawdę pragną powiedzieć jej wszystko. Wyznać kim
naprawdę jest lubiany przez wszystkich, nowy członek Fairy Tail.
Zabrać ją jak najdalej stąd. Tam gdzie nikt ich nie znajdzie.
Wiedział, że to ostatnie zaowocowało by tylko tym, że Tytania by
go znienawidziła. Teraz kiedy zgodziła się by jej towarzyszył
póki znów nie będzie spokojnie nie mógł wykorzystać jej
zaufania po to by oddzielić ją od cierpiących przyjaciół. Tego
by nigdy świadomie nie zrobiła. Nie było to też w jego stylu ale
losy całego świata zaczynały tracić na znaczeniu, gdy miał przed
sobą dobro szkarłatnowłosej. Przecież reszty nie mógł
powiedzieć nikomu tylko ze względu na to by jej nie narażać. On
sam ma zaś do końca nosić ciężar prawdy jakiej mu nie poskąpił
Kaishi. Zdradzając mu swój plan ów mag był pewny, że mu się nie
sprzeciwi i miał racje. Nie mógł. Jeśli by to zrobił
konsekwencje byłyby ogromne. Ona pozostawała przy nim tylko
dlatego, że wrogowi było tak wygodniej. Tylko, że wiązało to się
z tym co on sam musiał teraz uczynić. Jeśli tego nie zrobi Scarlet
po prostu zostanie zabrana. Teraz nie mieliby najmniejszej szansy na
jej odnalezienie. Bez niej i on nie miałby po co żyć.
- Kto nas
zaatakował? - spytała siadając obok niego i masując sobie głowę.
Jellal zgryzł
wargę patrząc w okno. To było to pytanie, którego się obawiał
ale też wiedział, że padnie. Zapędzało, go w ślepą uliczkę.
Nie mógł ani skłamań, ani powiedzieć prawdy.
- No.. ten... chyba
ci od... gwiazdy - zaciął się przełykając ślinę - ale ja
przegrałem. To Kaishi sprawił, że dalej żyjemy.
Jakoś
udało mu się wybrnąć. Przymknął oczy biorąc głęboki wdech.
Czemu był taki słaby? Czemu nie mógł nawet wywrzeć na nim
czegokolwiek swoją własną siłą. Nic mu się w tej walce nie
udało. Samo powiedzenie, że padł po pierwszym ciosie byłoby chyba
wyolbrzymieniem. Teraz musiał zrobić rzeczy, które go
samego przerażały, a część z nich była wręcz nielogiczna tylko
po to, by jak mu powiedział Kaishi, opóźnić krzywdę Erzy. Nie
powiedział mu co konkretnie ma ją spotkać ale z góry wiedział,
że to zrobi.
- Ale to ty mnie chroniłeś nim Kaishi
przybył z pomocą - jak przez mgłę dotarł do niego głos Erzy - a
teraz to ty jesteś przy mnie.
- No wiesz, to nie zupełnie tak -
pokręcił raptownie głową - Kaishi dotarł do nas błyskawicznie
i..
-...i też wszystko spaprał - drzwi
otworzyły się i stanął w nich ów mag - To moja wina. Jestem zbyt
miękki i pozwoliłem mu zwiać - teatralnie pochylił głowę w
geście pokory.
Teraz Jellal wiedział co naprawdę
kryje się za tym uśmiechem. Kaishi z zadziwiającą szczerością
wyjawił mu, że jego głównym zadaniem było zbliżenie się do
Erzy. Na nieszczęście znakomicie mu się to udało. Nawet teraz,
gdy widział jak szkarłatnowłosa go baszta wiedział, że tak
naprawdę nie jest zła. Znał ją i wiedział, że tak naprawdę nie
jest zła.
- Naprawdę nie wiem czym się tak
zadręczasz. Uratowałeś nas. W tej wojnie nie warto ryzykować
tylko po to by mieć jeńca - zakończyła swą przemowę względem
purpurowowłosego.
- Oj, Ercia - zaśmiał się - Natsu
mnie ostrzegał bym ci nie podpadł ale nie sądziłem, że sam fakt,
że chciałem komuś bardziej dokopać cię wkurzy.
- Owszem - odparła stanowczo - Nie mam
zamiaru po raz kolejny patrzeć na śmierć kolejnego z przyjaciół.
- Nie martw się - powiedział szybko
Jellal, gdy jej głos znów zdominował smutek - Jeszcze dziś
wszystkich zobaczysz. Jestem wręcz pewien, że podczas naszej
nieobecności Fairy Tail się nie dało.
Był szczęśliwy widząc, że na jej
twarz powraca uśmiech. To było taki dziwne. Czuł szczęście
spowodowane samą jej bliskością z drugiej strony będąc
przygniatany przez rosnące poczucie bezradności wobec tego co się
stanie.
- A tak zmieniając temat - Kaishi
rozłożył się wygodnie na miejscu przed nimi - Może pogadamy o
czymś mnie depresyjnym. Znacie jakieś zabawne historie z życia
wzięte?
Lisanna patrzyła z delikatnym
uśmiechem na unoszącego się w powietrzu Exceed'a. Happy wziął
mocno do siebie polecenie Natsu, że ma ją chronić. Trzymając w
łapkach gruby patyk, raz po raz poprawiał zdecydowanie za duży
hełm, który najprawdopodobniej pożyczył z wyposażenia Erzy.
Tytania miała tak dużo zbroi, że większość nie mieściła się
w jej „wymiarze podmiany” z którego zmieniała swe zbroje. To
właśnie ze względu na nie potrzebowała, aż tylu pokoi. Niemniej
Happy starający się usilnie utrzymać równowagę z nim wyglądał
uroczo.
- Może powinieneś go zdjąć -
zaproponowała, gdy kotek po raz kolejny był bliski zderzenia z
podłogą - Zresztą wątpię by nas teraz zaatakowano.
- Nie ma mowy - zaprotestował - Natsu
kazał mi nie tracić czujności - oznajmił.
- Tylko się męczysz - starała się
go przekonać - Jeśli zamierzasz nas chronić to musisz oszczędzać
siły.
- Wcale się nie męczę - wydyszał
próbując zachować równowagę - to jest tak lekkie, że tego nie
czuję.
- Skoro tak to dlaczego dyszysz jak
stara lokomotywa - od strony drzwi dobił ironiczny głos.
- Mira - Lisanna zawiesiła się
siostrze na szyi - tak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Tak ale nie jest zbyt różowo -
powiedziała na wpół cierpko, na wpół czule Mirajane przytulając
ją - ale wszystko po kolei. Gdzie polazł nasz podpalacz. Miał się
tobą zajmować.
- Dopiero co wyszedł - powiedział
Happy z ulgą zrzucając hełm - mówił, że chce pobyć sam.
- Może to i lepiej - rzuciła demonica
- Nie wiadomo co by teraz zrobił, gdyby się dowiedział o smokach.
- Myślę, że słyszał wszystko o
czym rozmawialiście na dole. Dziwnie się zachowywał ale nic nam
nie wyjaśnił - powiedziała Lisanna - Jeśli znaleźliście smoki
to czemu się nie ucieszył?
- Nigdy nie wiadomo co mu chodzi po
głowie - westchnęła barmanka - Dobrze, że nie powiedzieliśmy na
placu nic konkretnego.
- Dlaczego? - zdziwił się Happy -
Przecież znalezienie Igneel'a to jego główny cel. Chyba niczego
tak nie pragnie.
- Wiemy to i chcemy dla niego jak
najlepiej - Mirajane przysiadła na skraju łóżka - Pytanie tylko,
czy on wie co jest dla niego dobre.
- Nie rozumiem - teraz to Lisanna nie
kryła zaskoczenia - co złego może być w tym, że odnajdzie
swojego smoka?
- W samym odnalezieniu nic ale co
potem? - spytała jakby retorycznie - Myśleliście kiedyś czemu tak
mało osób wierzy w smoki? Nawet jeśli dodamy do tego te siedem
straconych lat to i tak musiały zniknąć całkiem niedawno, prawda?
Znamy też przybliżoną datę kiedy miało to się stać. Przecież
to niedawno. Czemu więc tylko ludzi nie wierzy w te skrzydlate
bestie? Powiem wam dlaczego - przymknęła oczy - Czas potocznie
zwany „smoczą erą” minął kilka wieków temu. Konkretny czas
jest nie znany ale było to na tyle dawno, że większość zaczęła
już wątpić by rzeczywiście te istniały.
- Wrota czasu musiały jednak ich
przekonać - stwierdziła Lisanna.
- Tak nikt teraz nie ma już tych
wątpliwości ale zważ na fakt jak zamierzchłych czasów sięgały
- przypomniała jej siostra - a tym bardziej do czego doprowadziło
ich otwarcie. Stolica nadal nie przeszła całkowitej odbudowy, a
tylko kilka z nich się przedostało. Czy naprawdę chcemy by znów
stały się dla nas codziennością?
- Tak czy inaczej myślę, że i tak
powinien spróbować odszukać Igneel'a - odparła stanowczo młoda
czarodziejka.
- Aye - zawtórował jej Happy.
Natsu szedł uliczkami miasta, które
teraz wydawały mu się aż nazbyt opustoszałe jak na tę porę.
Zwykle otwarte i pełne gawędzącego tłumu sklepy były w
większości nieczynne. Nie czuł nawet zapachu świeżych bułeczek
z pobliskiej piekarni. Miasto po ostatnim ataku zmieniło się. Choć
wizualnie było wszystko jak dawniej ale sami mieszkańcy byli inni.
Nieufność biła z twarzy tych nielicznych, których minął.
- Weźcie przestańcie - krzyknął,
gdy dobrze mu znany doręczyciel zgłoszeń misji natychmiast odsunął
się na bok gdy tylko go zobaczył - Co w was wstąpiło?
- Mama mówi, że to trauma zbiorowa -
przed nim wyrosła nagle mała postać - Twierdzi, że utrzyma się
to kilka tygodni ale potem wszystko wróci do normy.
- Asuka co ty tutaj robisz? - spytał
nachylając się do małej kowbojki.
- Nudzę się - odparła szczerze
kilkulatka - Rodzice nie chcą bym im pomagała.
- A co oni takie robią? - zaczął
rozglądać się za parą Connell'ów.
- Coś w muzeum ale nie chcą bym im
pomagała - westchnęła - pan dozorca mówi, że i tak pewnie bym
coś popsuła, a w poczekalni nie ma nic do roboty, więc się
zmyłam.
- Taa, ja też nie mogę tam włazić -
Natsu podrapał się w tył głowy - Kto by pomyślał, że te całe
mumie są tak łatwopalne. Przecież w przeszłości byli to
farazowie, czy jak im tam. Przecież wedle tego co mówił ten gość
od wycieczek to w tych bandażach typek tylko czeka na odpowiedni
moment do swego przebudzenia.
- Myślę, że nie do końca o to
chodziło w tej legendzie - zaśmiała się kilkulatka - To co
pobawimy się razem - zaproponowała.
- No wiesz ja... - starał się jakoś
wykręcić ale napotkał jej błagalne spojrzenie - No dobra -
zgodził się - to co proponujesz?
- Wiesz, że nauczyłam się swojego
pierwszego zaklęcia - oświadczyła po chwili dziewczynka.
- Naprawdę? - podekscytował się
Natsu - Niech zgadnę. Idziesz w ślady rodziców i korzystasz z
magicznych pistoletów?
- Nie - zaprzeczyła - Nie chce robić
tego samego.
- W takim razie czego się uczysz? -
zaciekawił się.
- Chce mieć taką samą magię jak...
Strumień wzburzonej wody wystrzelił
niczym gejzer ponad wieżami katedry, a chwilę potem zerwał się
deszcz, który tak szybko jak się zaczął, tak minął.
- To mi wygląda na robotę Juvii -
stwierdził Natsu wyciskając wodę ze swego szalika - chodź
zobaczmy co się tam dzieje.
To mówiąc chwycił pod pachę
rozbawioną jeszcze całą tą sytuacją Asukę i ruszył biegiem w
miejsce z którego dochodziły te dziwne ataki. Juvia stała koło
sadzawki skupiona na formowaniu znajdującej się w niej wody.
- Jeśli jesteś za coś wściekła na
Gray'a to wiedz, że ja mogę skopać mu dupsko za ciebie - krzyknął
wpadając jak burza do miejskiego parku.
Ostatnio zupełnie nie pojmował
zachowanie niebieskowłosej. Nawet po tym jak Kaishi wytłumaczył
im, że to on przekonał Lockser do zmiany swego nastawienia wcale
nie ułatwiało mu to zrozumienia czemu nadal to robi. Przecież
nawet lodowy mag zaczął poświęcać jej więcej uwagi. Nie miał
pojęcia czy robi to z poczucia winy, czy sam zaczął czuć mięte
do Juvii ale znając dotychczasowe podpały czarodziejki wiedział,
że już byle błahostka może być przez nią wzięta za wyznanie
miłości. Z drugiej strony Gray też był świadomy co powoduje
zmienię w jej zachowaniu, a jej do tej pory o tym nie powiedział.
Coraz bardziej gubił się w tym jak to jest między nimi.
- Jeśli chcesz się bić to jestem
zawsze chętny - niespodzianie z drzewa zeskoczył Fullbuster - Tylko
nie biegnij z płaczem do Lisanny jeśli będzie zbyt bolało.
- A to co robiłeś na drzewie Tarzanie
- nie odpuszczał - Tylko nie mów, że taki z ciebie romantyk się
zrobił, że wzdychasz do gwiazd.
- Juvia zaprzeczyła by to była randka
- odezwała się wodna czarodziejka - jesteśmy tu by trenować.
- Trenujecie po kryjomu - Natsu
przekrzywił głowę na bok jakby zupełnie nie pojmował tego
prostego zdania.
- Tak bo wolimy się tego nauczyć nim
ktoś z niewyparzoną gębą wypapla całemu światu co planujemy -
warknął Gray karcąco spoglądając na Juvię.
- Trenujecie przetrwanie w dziczy.
Wiedziałem, że z ciebie dziwak ale teraz to mnie zaskoczyłeś -
Natsu nadal nie był w stanie tego zrozumieć.
- Nie, nie to - zaprzeczyła Juvia -
Mistrz dał nam do nauczenia nowe zaklęcia. Mówił, że są ważne.
- Dlaczego akurat wam? - nadąsał się
smoczy zabójca - przecież wszyscy wiedzą, że jestem od ciebie sto
razy silniejszy.
- Chciałbyś.. - zaczął Gray
szykując już się do ewentualnej bijatyki.
- Przepraszam, ale czy zanim zaczniecie
walczyć mógłbyś mnie odstawić - Asuka pociągała go za rękaw
przypominając o swojej obecności.
Po reakcji zabranych szybko
wywnioskowała, że o niej całkowicie zapomniał, a reszta nawet jej
nie zauważyła. Może i była mała ale i tak uważała to za
niedojrzałe.
- Nie wiedziałem, że robisz za
nianię, a może coś wpadłeś z Lisanną i teraz praktykujesz póki
masz czas przed prawdziwą bombą? - zaśmiał się czarnowłosy.
- Spokojnie Lis nie zniosła jeszcze
żadnego jajka - odparł poważnie Natsu - Przecież każdy wie, że
by było dziecko trzeba wpierw jajka.
- Zaraz o czym ty mówisz - nawet Asuka
była w szoku po tym co usłyszała - Czy ty wiesz skąd biorą się
dzieci?
- No tak Igneel mi wszystko wyjaśnił
- potwierdził - Pierwsze ona składa jajo, potem je wysiadują, a
następnie wykluwa się dziecko.
- O czym ty mówisz - nawet
przyzwyczajony do jego tępoty Gray był zdumiony.
- Więc, nie miałeś pojęcia jak to
przebiega - salamander wytrzeszczył oczy.
Nawet Asuka zaniemówiła. Nie ulegało
wątpliwości, że smoczy zabójca jest święcie przekonany
prawdziwości swoich słów. Nastała dziwna cisza. Nim ktokolwiek
zdołał otrząsnąć się z szoku przed nimi jak strzała wylądowała
zdyszana i przestraszona Carla.
- Mamy kłopoty - wydyszała pomiędzy
głębokimi oddechami - mała Asuka zniknęła. Zarówno Bisca i
Azlack twierdzą, że...
- Jestem tutaj - przerwała jej
dziewczynka - wujek Natsu wziął mnie ze sobą, gdy zobaczyliśmy
snop strzelającej do góry wody.
Exceed'ka musiała oprzeć się o
drzewo by nie upaść.
Pociąg mknął po torach już od kilku
godzin. Jellal musiał szczelnie zakryć swoją twarz chustą by choć
trochę ukryć przed Erzą zdenerwowanie. Chyba tylko zmęczenie
szkarłatnowłosej ratowało go przed zdemaskowaniem. Obserwował jak
rozkoszuje się niedawno zakupionym z wędrownego po wagonach
sklepiku kawałkiem ciasta. Była już dużo spokojniejsza i nawet
odzyskiwała dobry nastrój do czego prawdopodobnie przyczyniły się
opowieści Kaishi'ego. Nie obchodziło go to czy opowieść o
„przypadkowym porwaniu” dziecka jest prawdziwa. Dużo bardziej
obawiało go zainteresowanie Erzy.
- Ale jak mogłeś pomylić dwulatków?
- spytała - Przecież w tym wieku są już dość duzi by
powiedzieć, że to nie ty miałeś po niego przyjść.
- To nie moja wina - zaprotestował -
Gość, który poprosił mnie o odebranie swojego synka ze żłobka
jest wysoko postawionym urzędnikiem. Niestety to ważne stanowisko
naraża też jego otoczenie na ataki kryminalistów dlatego nie chce
by wiedziano o jego potomku. W skrócie poprosił mnie bym przejął
wygląd randomowego faceta. Właściwy brzdąc miał mnie poznać po
wisiorku, który pożyczył mi jego tatuś. Niestety miałem pecha i
przybrałem postać papcia innego z nich. Jakoś spanikowałem, gdy
malec krzycząc „tata” uwiesił mi się na szyi. Nie miałem
serca mu powiedzieć, że nim nie jestem. Niestety nie miałem
pojęcia, gdzie go odprowadzić... i tak jakoś skończyliśmy w
wesołym miastecku. Po kilku godzinach usłyszałem w radiu
zawiadomienie o porwaniu.
- Nie prościej było upewnić się w sytuacji przed tym jak się pod niego podszyłeś? - spytała unosząc brew do góry.
- Nie prościej było upewnić się w sytuacji przed tym jak się pod niego podszyłeś? - spytała unosząc brew do góry.
- Błagam nie dobijaj - bronił się -
Już wystarczy, że mój zleceniodawca musiał nieźle się wysilić
by załagodzić całe to zamieszanie.
- Uważaj bo nasz mistrz ma już dość
problemów z wyskokami Natsu by zajmować się domniemanymi
porywaczami-pedofilami - ostrzegła go jednak z nutą rozbawienia w
głosie.
Jellal poczuł ucisk w gardle. Nigdy
nie spotkał się jeszcze z tak trudną sytuacją. Nie mógł zrobić
nic wbrew woli Kaishi'ego, a już na pewno nie kiedy jest tak blisko.
Dodatkowo jego żądanie było przynajmniej dziwne, nawet jak na
kryminalistę.
- To czego chcesz - wydyszał
patrząc na trzymaną przez chłopaka szkarłatnowłosą.
Czuł się podle. Ledwie na nowo
zaczął dostrzegać blaski błahych spraw, ciemność znów go
dopadła. Dopadła przysłaniając to co dla niego najważniejsze.
Czy znów będzie zmuszony do zdrady? Czy po raz kolejny jego umysłem
zawładnie chęć służenia Zeref'owi? Samo wspomnienie okropieństw,
których się dopuścił sprawiało mu ból.
- Na początek nic wielkiego - rzekł
Kaishi po czym rzucił w jego stronę nieprzytomną Erzę
jednocześnie niwelując zaklęcie jakim go objął.
Jellal natychmiast znalazł się
przy niej biorąc w objęcia jej nieruchome ciało. Miał wrażenie,
że znów znalazł się na polu walki ze smokami. Z tym, że zamiast
skrzydlatych bestii stał przed nim niewyobrażalnie silny mag.
Teraz, kiedy wróciły do niego siły mógł spróbować ucieczki. Z
góry wiedział, że to tylko by odwlekło nieuniknione. Nawet
zakładając, że uda mu się umknąć z ukochaną poza jego zasięg
to w najlepszym wypadku zamiast dalszej pogoni za nimi zaatakuje
Fairy Tail. Czuł, że Erza nigdy by mu nie darowała gdyby coś się
stało jej towarzyszom. Już wystarczająco zadręczała się
dotychczasowymi atakami.
- Możesz nie obwijać w bawełnę?
- warknął czując, że zaraz oszaleje z frustracji.
- Spokojnie Jelly mówiłem, że
zaczniemy od drobnostki - Kaishi ponownie wrócił do swej radosnej,
niewinnej postawy - Z początku sam miałem podjąć się tego
zadania ale sądzę, że ty jesteś do tego wręcz stworzony. Tobie
jak nikomu innemu zależy na tej dziewczynie, a i ty nie jesteś jej
obojętny.
Niebieskowłosy mocniej przycisnął
do siebie Tytanię. Po głowie chodziły mu różne interpretacje
tych słów, a każde było przerażające.
- Jeśli myślisz, że ją
skrzywdzę.. - zaczął.
- Wcale tego nie musisz jej nawet
tknąć - zaśmiał się Kaishi - Choć jeśli tego nie zrobisz może
być ci trudniej, acz nie będzie to niewykonalne. Nawet nie musisz
się obawiać o legalność tego czynu. Jak ostatni raz sprawdzałem
nie grozi za to żadna kara ze strony prawnej.
- Powiedz wreszcie o co ci chodzi -
na wpół klęcząc wycedził Jellal.
- Jesteś strasznie niedomyślny -
mag teatralnie rozłożył ramiona - Masz po prostu wdać się z nią
w romans. I ma to być taki prawdziwy. Taki w trakcie, którego nie
zwiejesz w połowie rozmowy. Ona ma się poczuć przez ciebie
kochaną. Macie stać się prawdziwą parą. Nie obchodzi mnie jak to
zrobisz ale gdy nadejdzie odpowiedni czas po prostu zrobisz z jej
serca miazgę. Tu też zostawiam ci wolną rękę.
- Dlaczego akurat na tym ci zależy?
- choć Jellal czuł jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody,
choć dotyczyło to najważniejszej dla niego osoby to nie widział w
tym większego sensu. Co przyjdzie takiemu mocarstwu jak ich nowy
wróg z nawet dotkliwego skrzywdzenia królowej wróżek.
- Powiedzmy, że skruszenie
szkarłatu jest nam bardzo na rękę - odparł Kaishi - Reszty
dowiedz się w swoim czasie. Zapewniam jednak, że nie musi się jej
nic stać jeśli tylko będziesz posłuszny. Jeśli ten układ ci nie
pasuje to spokojnie. Mogę ją teraz wziąć to naszej głównej
twierdzy. Może będzie więcej zachodu z jej złamaniem ale czasu
mamy całkiem sporo.
Zgodził
się. Nie miał
wyboru. Teraz musiał dobrze przeanalizować sytuacje i to co ma
dalej robić. Do tej pory naprawdę pragnął zbliżyć się do Erzy.
Powodem, który mu to uniemożliwiać było swoiste poczucie, że nie
jest jej godnym. Teraz musiał. Musiał to zrobić zarówno po to by
ją chronić jak i krzywdzić. By nie zwariować powtarzał sobie w
myślach, że póki będzie w Fairy Tail otoczona przyjaciółmi nic
jej się nie stanie.
- Jellal
dobrze się czujesz? - głos Scarlet dochodził jakby zza ściany -
Jesteś strasznie nieobecny.
Podciągnął wyżej swoją zasłaniającą twarz chustę. Bał się
teraz spojrzeć w jej oczy. Jeśli by to zrobił z pewnością by nie
powstrzymał tłumionych w sobie emocji.
- Tak to tylko zmęczenie - rzucił szybko wstając - Przejdę się
do łazienki, zaraz wrócę - dodał pośpieszenie opuszczając
przedział.
Pośpiesznie oddalił się w stronę ostatniego wagonu, gdzie
znajdowały się pomieszczenia sanitariatu. Wszedł do jednej z kabin
i siłą stłumił w sobie krzyk. Już dawno nie czuł się tak
bezsilny. Cokolwiek teraz zrobi będzie to się łączyło z
negatywnymi konsekwencjami. Miał olbrzymią ochotę zdemolować całe
pomieszczenie. Dać upust wściekłości. Musiał się jednak
powstrzymywać. Oparł ręce o blat umywalki dysząc ciężko.
Odkręcił kurek z zimną wodą i chlusną sobie w twarz. Nie mógł
pokazać się Erzie w stanie silnego wzburzenia, który teraz
odczuwał. Może i nie było szansy by domyśliła by się od razu
wszystkiego, natychmiast zaś zorientowałaby się, że coś z nim
nie tak. Nie potrafił kłamać, a już na pewno nie był w stanie
oszukać osoby, która tak dobrze go znała. Będzie musiał jednak
szybko się tego nauczyć dla jej dobra. Już wiedział, że to
zadanie będzie niebywale trudne. Wziął do ręki papierowy ręcznik
i przetarł nim sobie twarz. Odwrócił się w stronę lustra by
upewnić się, że chusta dokładnie zasłania mu twarz i oniemiał.
Jego własne odbicie patrzyło na niego lodowatym wzrokiem. Zamrugał
i jego wizerunek wrócił do normy. Serce jednak dalej waliło mocno
w jego piersi. Znał to spojrzenie. Tą rządzę i bezduszność w
oczach, którą osobiście nosił przez wiele lat gdy maniakalnie
pragnął powrotu Zerefa. Wiedział, że nigdy nie pozbędzie się
tych wspomnień. To przeszłość. Powtórzył sobie w
myślach. To już nie wróci. Jego umysł na nowo rozświetlała
jasność i nie zamierzał pozwolić by mrok znów całkowicie go
pochłoną. Teraz, gdy znów wkroczył na właściwą sobie drogę.
- Jesteś tego pewny - jego odbicie przemówiło.
Cofną się gwałtownie przewracając wieszak, który z trzaskiem
uderzył o podłogę. Teraz nie mogło mu się wydawać. To co
widział teraz w lustrze naprawdę do niego mówiło.
- Czym ty do cholery jesteś? - spytał ledwo nas sobą panując.
- Tobą - odpowiedziało odbicie - Prawdziwym tobą jeśli mamy być
konkretni.
- Nie mam pojęcia czy jesteś demonem czy jakimś innym popaprańcem
ale na pewno nie mną - syknął Jellal - Może i przyjąłeś moją
twarz z... - przełkną ślinę - tamtych dni - wypowiedział lekkim
trudem - ale nawet jeśli tak dobrze mnie znasz, że aż jesteś mną
to wiedz tym bardziej, że wszelkie zło jakie wyrządziłem było
spowodowane zaklęciem Ultear.
- Naprawdę w to wierzysz - jego odbita w lustrze sylwetka odwiązała
chustę z twarzy i posłała mu kpiący uśmiech - Naprawdę mimo
tak wielkiego doświadczenia wciąż naiwnie myślisz, że sprawiło
to zaklęcie dziecka?
- O co ci chodzi? - nie do końca wiedział czemu w ogóle wdaje się
w tą rozmowę zamiast odejść. Coś mu jednak podpowiadało, że
rozmówcą jest jeden z tych bytów, których lepiej nie ignorować.
- Czy nigdy cię nie zastanawiało czemu owe opętanie przyszło jej
tak łato? - kontynuowało odbicie - Nigdy nie myślałeś czemu to
zaklęcie utrzymywało się tak długo i sam wiesz, że trwało by
dalej gdyby nie pewne zdarzenia. Nadal byś wiernie służył
Zeref'owi gdyby zajście w wieży Niebios zakończyło by się
sukcesem.
To ostatnie zdanie było jak wiadro zimnej wody. Sukces wieży
Niebios. Gdyby to się udało, gdyby złożenie ofiary z Erzy.. jego
Erzy to świat wyglądałby zupełnie inaczej. Bez jej światła. To
co by się wtedy działo często było przyczyną jego nocnych
koszmarów.
- Możesz wreszcie powiedzieć czego chcesz - warknął czując, że
zaraz straci nad sobą kontrolę.
- Sam przecież to wiesz - odpowiedziało odbicie - Wiesz, że nie
robisz tego co powinieneś. Wiesz, że twoim powołaniem jest
służenie mrocznemu magowi. Skończ udawać. Doskonale wiesz, że to
nie Ultear skłoniła cię do przejścia na właściwą stronę. Ona
ci tylko o niej powiedziała. To ty sam podjąłeś decyzję co jest
dla ciebie lepsze. Zrzuć wreszcie maskę, którą usilnie starasz
się zakryć swoją prawdziwą tożsamość. Nie zapomnij, że...
Zaciśnięta pięść Jellal'a uderzyła w lustro, które rozbiło
się na setki drobnych kawałków. Cokolwiek w nim było zniknęło
wraz z zniszczeniem szklanej powierzchni ale wypowiedziane przez nie
słowa wciąż tłukły mu się po głowie. Choć usilnie opierał
się uwierzeniu w nie, nie potrafił też ich całkowicie zignorować.
Czymkolwiek była postać w lustrze jeszcze bardziej powiększała mu
mętlik w głowie. Krew z zranionej dłoni powoli kapała na podłogę.
Zignorował związane z tym nieprzyjemne pieczenie. Wiedział, że
musi wracać do przedziału by być blisko Erzy. Została teraz sama
z Kaishi'm. Teraz gdy miał pewność, że nie może mu ufać wolał
znaleźć się jak najszybciej przy Scarlet. Musiał ją chronić ale
czy ochroni ją przed samym sobą?
-------------------------------------------
pl: Maski
Tak wiem, że długo nic nie było ale to ze względu na problemy osobiste. Pragnę jednak uspokoić choć trochę Runo, która już kilka razy deklarowała swą niechęć do Kaishi'ego, że w najbliższych rozdziałach będzie się znacznie więcej działo między Erzą, a Jellal'em.