Wrócił do przedziału szykując już
w głowie jakąś wymówkę na temat zranionej ręki. Warchał się
czy powinien mówić o tym co się stało komukolwiek. Coś jednak w
nim pękło, gdy zobaczył Erzę rozmawiającą z Kaishi'm. Śmiała
się pogodnie najpewniej z kolejnego dowcipu, który opowiedział.
Poczuł ucisk w sercu. Nie była niczego świadoma. Wierzyła, że ma
naprzeciw siebie prawdziwego przyjaciela. Osobę, której może
bezwzględnie ufać. Zacisnął zęby zwalczając chęć rzucenia się
na niego i wszedł do środka.
- Jellal długo cię nie było - Erza
natychmiast zareagowała na jego przybycie - Zaczynałam się martwić
o.. - nagle jej spojrzenie padło na jego rękę - Ty jesteś ranny?
Co się stało? - dopytywała się patrząc mu prosto w oczy.
- To nic takiego po prostu rozbiłem
lustro - wypalił nim zdołał ugryźć się w język.
- Rozwaliłeś lustro - powtórzyła
uważnie się w niego wpatrując - ale dlaczego?
Skinął automatycznie głową. Nie
było sensu kłamać. Jego zraniona dłoń mówiła sama za siebie.
Piekła ale to jego dusza przechodziła znacznie gorsze katusze.
- By mieć siedem lat pecha? -
zasugerował żartobliwie Kaishi rzucając Jellal'owi szybkie
spojrzenie - Serio stary wiemy już, że z ciebie straszny emo ale
weź się nam tu nie potnij.
Poczuł częściową ulgę, gdy
zauważył jak Erza rzuca wciąż roześmianemu magowi karcące
spojrzenie. Następne Tytania zdecydowanym ruchem oderwała dolny
kawałek swej bluzki. Nie wiedział czemu to zrobiła póki nie
chwyciła go za zranioną rękę i nie zaczęła mu jej opatrywać.
Czuł jak jego serce przyśpiesza z każdą chwilą. Miała taki
ciepły dotyk, który niemal go hipnotyzował. Po jej zaciętej minie
wywnioskował, że nie ma najmniejszego sensu się temu sprzeciwić.
Cierpliwie, walcząc z przemożną chęcią jej przytulenia czekał,
aż skończy.
- Gotowe - powiedziała zawiązując
prowizoryczny bandaż na supeł - Nie wiem czy nie narobiłeś sobie
jakichś głębszych ran ale tym już będzie musiała zająć się
Wendy, gdy wrócimy.
- Dobra, dobra już się zamykam -
Kaishi udał, że się wycofuje - Skoro Jelly już jest to teraz ja
skorzystam z kibelka i może znajdę jakąś wymówkę co do tego
lusterka. Nie chcemy mieć przecież na pieńku z konduktorem,
prawda?
Kiedy wychodził spojrzenia jego o
Jellal'a spotkały się na krótki moment. Wystarczający by
niebieskowłosy odczytał w nich ukryte ponaglenie. Został teraz sam
z Erzą. Gdyby nie ostatnie zdarzenia może nawet i cieszył by się
z tego powodu ale teraz czuł jedynie jakby ktoś, raz po raz uderzał
go obuchem w głowę.
- Coś cię zdenerwowało - spytała
szkarłatnowłosa wyciągając ku niemu kilka papierowych chusteczek
- Powinieneś być ostrożniejszy. Gdyby ktoś to usłyszał to
mógłbyś mieć kłopoty.
- Nie... to znaczy po prostu coś w nim
zobaczyłem - odchylił do tyłu głowę.
- Mam rozumieć, że to nie było twoje
odbicie - Tytania zmarszczyła brwi - Podejrzewasz kolejny atak? -
dociekała.
W jej głosie dało się dosłyszeć
zaniepokojenie. Domyślał się co teraz może chodzić jej po
głowie. Jeszcze kilka godzin temu rozważała odejście z Fairy Tail
w obawie, że to ona ściąga na nich to wszystko. Obiecał jej
wtedy, że będzie przy niej dopóty się to nie uspokoi. Obiecał,
więc teraz nie mógł stchórzyć bo spotkało go coś nietypowego.
Tak, mógł to być atak. Choć się tego wstydził, sam przed sobą
musiał przyznać, że wolałby to był atak. Wolał by okazało się,
że zaraz stanie przed nimi kolejny oprych. Wolał to co powiedziało
mu odbicie za wołanie z przeszłości.
- Nie wiem - westchnął czując się
jak zagonione w pułapkę zwierzę - Chce cię zapytać o coś
ważnego - powiedział przyglądając się spacerującemu po suficie
pająkowi.
- Jellal o co chodzi? - dopytywała się
świdrując go swymi czekoladowymi oczami - Oczywiście, że możesz
pytać o co tylko chcesz. Wiesz, że zawsze będę starała się ci
pomóc.
Kiwnął głową. Chciał zacząć ale
nie wiedział jak. Musiał jej powiedzieć o tym co się stało w
łazience. Jeśli nadal tkwi w nim jakieś zło, którego nie może
wyplenić lepiej by o tym wiedziała. Trudno mu było jednak zebrać
odpowiednie słowa. Patrząc na jej zatroskaną twarz trudno mu było
wyprzeć z siebie strach przed tym, że znów ją skrzywdzi. Co jeśli
naprawdę tkwi w nim jeszcze zło.
- Co ty właściwie o mnie myślisz? -
spytał długo się wahając nad właściwym doborem słów.
- Nie do końca rozumiem - twarz Erzy
delikatnie poczerwieniała - Myślałam, że już sobie wszystko
wyjaśniliśmy. Naprawdę nie mam do ciebie o nic żalu - zapewniła
z delikatnym uśmiechem.
- Powiedz po prostu czy uważasz mnie
za dobrą, czy złą osobę? - zdawał sobie sprawę z idiotyczności
tego pytania ale po prostu musiał je zadać by wiedzieć, że nie
wariuje.
Nastała cisza, która dla Jellal'a
przeciągała się w nieskończoność, a w rzeczywistości musiała
trwać niespełna minutę. Poczuł jak po jego plecach przebiega
dreszcz, gdy położyła mu dłoń na ramieniu. Była tak blisko.
Wdział troskę odbijającą się w jej oczach. Serce zaczęło mu
mocniej bić. Znów musiał walczyć sam, ze sobą by jej nie
przytulić. By temu zapobiec wycofał się wzrokiem w tył.
- Twoje poczucie własnej wartości
jest naprawdę powalające - skomentowała kręcąc głową - Jellal,
zgładziłeś tyle mrocznych gildii. Kto wie ile istnień przy tym
ochroniłeś. Zrobiłeś tyle dobrego dla tego świata, więc czemu
dalej uważasz się za przestępce, który powinien się ciągłe
poddawać karze - miała stanowczy, nieco poirytowany głos. Bądź,
co bądź nie po raz pierwszy mu to mówiła.
- Bo ciągle tkwi we mnie zło -
odpowiedział mając wciąż przed sobą uśmiechające się
złowieszczo odbicie - Nadal go nie wypleniłem.
- Jellal - teraz Erza nie wytrzymała i
chwytając go oburącz za kołnierz zmusiła do spojrzenia sobie w
oczy - Co ty wygadujesz!? Z jakiego powodu tak uważasz. Przecież
zaklęcie Ultear już dawno minęło - głos jej zadrżał - Dlaczego
nie chcesz być szczęśliwy?
- A jeśli to nie było jej zaklęcie -
szepnął chcąc chyba zrzucić z siebie choć część
nagromadzonych emocji.
- Ale o czym ty mówisz - twarz Tytanii
z zirytowanej przybrała zaskoczony wyraz - Kto to mógłby być
jeśli nie ona?
Milczał. Chciał powiedzieć jej o
całym tym zdarzeniu ale nie wiedział jakich słów użyć. Nie
chciał jej przestraszyć. Wiedział natomiast, że będzie się
zamartwiać. Będzie próbowała mu pomóc nie bacząc na własne
problemy. Przecież to właśnie jej teraz najbardziej przydałoby
się oparcie.
- Może jesteś po prostu przemęczony
- zasugerowała łagodniejąc - Tobie też się oberwało podczas
walki. Spałeś trochę?
- Nie powinienem teraz spać -
zaprotestował, aż nazbyt przesadnie kręcąc głową - Musimy być
czujni - upierał się choć w rzeczywistości był piekielnie
zmęczony.
Ostatnimi czasy sypiał tylko kilka
godzin dziennie. Kładł się spać grubo po północy, a wstawał
jeszcze przed świtem. Erza musiała to wyczuć bo tylko popatrzyła
na niego znacząco.
- Wystarczy, że jedno z nas będzie
czuwało - odpowiedziała posyłając mu krzepiący uśmiech -
Prześpij się. Będę cały czas przy tobie. Jak coś będzie się
działo to od razu cię zbudzę. Sam powtarzałeś, że musimy być
pieczęciowy jeśli mamy się skutecznie bronić.
Jej kojący ton w połączeniu z
rosnącym znużeniem sprawiły, że nie mógł się opierać. Nie
pamiętał czy powiedział coś jeszcze nim jego powieki opadły, a
on sam pogrążył się w śnie.
Gajeel siedział obok pogrążonej we
śnie Levy. Czuwał przy niej od kiedy wróciła z rozmowy z
mistrzem. Mimo całej swojej wdzięczności i szacunku do staruszka
teraz był na niego wściekły. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego
w jak niekorzystnej są sytuacji ale to co zrobił ich „dziadek”
było zdecydowaną przesadą. Mógł się zapierać, że to nic
takiego ale doskonale słyszał jak naciska na już i tak
zestresowaną McGarden. Doskonale wiedząc, że przeżyła szok,
który spowodował amnezje bombardował ją pytaniami, gdy była z
nim na osobności w gabinecie. Doskonale wiedząc, że ma amnezje, a
i tak nie ustępując. Kiedy od niego wyszła była jeszcze bardziej
roztrzęsiona niż na początku. Dziewczyna zmarszczyła brwi kuląc
się przez sen.
- Chyba masz gorączkę - stwierdził
dotykając dłonią jej czoła - Może powinna cię zobaczyć Wendy?
- zastanawiał się na głos.
- To raczej wykracza poza moje
możliwości - jak na zawołanie młodziutka smocza zabójczyni
znalazła się przy nim.
- A skąd ty tutaj? - zdziwił się jej
przybyciem.
- To żeński akademik, a twój zapach
utrzymuje się tu już dość długo - stwierdziła - Od kiedy
zbadałam jej stan dwie godziny temu nic się nie zmieniło. Musi
teraz dużo wypoczywać. To ostatnie tyczy się też ciebie.
Powinieneś się przespać.
- Nie zostawię jej - odparł oschle.
- A kiedy sam odpoczniesz? - spytała
ale tylko spojrzał na nią wymownie - Jak długo zamierzasz jeszcze
tu siedzieć?
- Przynajmniej dopóki się jej nie
polepszy - powiedział spokojniej poprawiając kołdrę Levy.
Dziewczynka westchnęła spuszczając
głowę. Nie była zbyt dobra w walce ale bardzo chciała pomagać
swoim przyjaciołom swą leczniczą magią. W związku z byciem
smoczą wychowanką była w tym szczególnie wprawiona. Jednak nawet
ta na nic się nie zda jeśli inni będą świadomie narażać swe
zdrowie gdy mogą odpocząć. Oprócz niej była jeszcze Porlyusica.
Nie zobaczyła jednak by starsza kobieta mimo wielkiej wiedzy
otwarcie przejawiała konkretne aspekty magii. Tak była edolas'ką
ale nawet Mystogan swoją posiadał. Jego laski były ważną
pamiątką po byłym członku gildii. Tylko one dwie na ponad setkę
innych. Mimo, że już niektórzy z ich towarzyszy ponieśli
największą cenę czuła, że to tylko przedsmak tego co ich czeka.
Już teraz ledwie dawały sobie radę z opieką medyczną. Należało
też pamiętać, że nie są w stanie zaleczyć natychmiastowo
wszystkich ran,co najwyżej przyśpieszając ich gojenie.
- Przynajmniej przyniosę ci dodatkową
pościel - powiedziała odwracając się w stronę drzwi - Sądzę,
że i tak planujesz przy niej zostań dłużej.
Uśmiechną się do niej z
wdzięcznością. Tak, raczej nie odejdzie. Zaczynał powoli rozumieć
obsesje Jellal'a. Nie ważne jak bardzo by się z niego podśmiewał
ale w gruncie rzeczy był bardzo ostrożny. Mógłby tylko zluzować
z tym całym zadręczaniem się. Jego emowata natura zaczynała mu
już działać na nerwy. Co w połączeniu z jego scenami zazdrości
było wręcz komiczne. Niby się zapiera, że nie zasługuje na ich
Tytanię ale jeśli ktoś inny do niej podejdzie to ma taką minę
jakby chciał zabić go na miejscu. Gdyby nie pewne okoliczności
chętnie by spróbował poudawać zakochanego w Erzy tylko po to by
się z niego ponabijać. Teraz jednak najważniejsza była drobna
osóbka, która kuliła się na łóżku obok. Nagle Levy raptownie
otworzyła oczy oddychając szybko.
- Wszystko dobrze? - zatroszczył się
smoczy zabójca - Miałaś jakiś zły sen.
Przez chwilę patrzyła na niego z
lekkim strachem ale ten wydawał się szybko zniknąć kiedy posłał
jej przyjazny uśmiech. Znów się zdziwił sam sobie. On twardo
stąpający po ziemi i bezwzględny w walce stawał się dziwnie
miękki kiedy teraz był z nią na osobności. Ona też mu ufała,
nawet teraz gdy w jej umyśle musiał panować nie mały mętlik.
- Nie wiem czy to sen - zawahała się
- czy jakieś...
- Wspomnienie - wszedł jej w słowo -
Jakieś bardziej zbliżone do naszych czasów czy bardziej dziwaczne
jak u naszej Erci - zaśmiał się z swym charakterystycznym „Gihi.”
Oczy czarodziejki przez moment
świdrowały go na wylot tak intensywnie, że zrobiło mu się
gorąco.
- W tym śnie się całowaliśmy -
powiedziała nadal patrząc na niego uważnie - Jesteśmy parą?
Tego się nie spodziewał. Mało
brakowało by stracił równowagę i wylądował na podłodze. Levy
zdawało się tego nie zauważać nadal patrząc na niego spokojnie i
wyczekująco.
- Jesteśmy razem czy nie? - powtórzyła
pytanie.
Serce wychowanka Metalicany nigdy
jeszcze nie biło tak szybko. Dopiero niedawno uświadomił sobie swe
prawdziwe uczucia do McGarden. Nigdy nie był specjalnie wylewny
jeśli chodzi o te sprawy. Umiał definitywnie powiedzieć wprost,
że kogoś nie trawi. Znacznie gorzej było w drugą stronę.
Przyznanie się do cieplejszych uczuć było dla niego nie lada
wyzwaniem. Tym bardziej, że nie spodziewał się od niej takiego
pytanie zupełnie w prost.
- No widzisz.. - podrapał się w tył
głowy usiłując ukryć zdenerwowanie - To trochę skomplikowane i
może wpierw wyjaśnij co konkretnie ci się przyśniło? Ten
pocałunek miał miejsce w jakimś szczególnym momencie? Jesteś
pewna, że to było ze mną? - spytał chcąc mieć jak najszybciej
ten temat za sobą,
- To było chyba w naszej gildii -
zaczęła - Jakaś kocia dziewczyna odepchnęła cię i wpadłeś na
mnie. Nie wiem jak ale wtedy się pocałowaliśmy.
- Millianna - wypalił - Tak to był...
no ten... wypadek - zaciął się.
- A więc to prawdziwe wspomnienie -
powiedziała cicho spuszczając głowę lecz w jej tonie głosu
zabrzmiał smutek.
- Owszem - potwierdził - ale nie
wyglądasz na zbyt ucieszoną.
Długo milczała nawijając sobie
kosmyk włosów na palec. Wyglądała na głęboko zamyśloną.
- Czyli nie jesteśmy razem, tak? -
upewniła się.
- No, aktualnie nie jesteśmy -
potwierdził uciekając w bok wzrokiem.
Po raz kolejny nie mógł uwierzyć jak
ta mała istotka na niego działa. Miał nadzieję, że to koniec tej
niezręcznej rozmowy. Przez moment nawet kusiło go by odpowiedzieć
twierdząco ale wolał jej nie okłamywać. Czuł też ulgę. Jeśli
jedno zdarzenie wróciło do jej pamięci z pewnością będzie sobie
przypominać coraz więcej.
- Rozumiem - zarumieniła się
delikatnie - po prostu poczułam się tak dziwnie kiedy o tym sobie
przypomniałam - przyznała.
- Wydawało mi się, że cię
przestraszyłem kiedy wróciłaś... z tego... no nie wiem jak to
nazwać ale i tak wykazałaś się kapitalnie - spróbował
zażartować.
- Z początku faktycznie się
przestraszyłam ale jest w tobie coś co sprawia, że po prostu czuje
się bezpiecznie kiedy jesteś blisko - wyznała.
Czy ty zawsze musisz doprowadzić do
momentu, gdy nie wiem co powiedzieć? To
właśnie cisnęło mu się na usta ale postanowił odpuścić. Lubił
ją drażnić ale to nie był odpowiedni czas na to.
- To trochę tak
jak przy naszym pierwszym spotkaniu - przypomniał - Z tym, że było
trochę bardziej drastyczne.
Wolał ją teraz
uprzedzić nim wrócą jej wspomnienia. Nie chciał by przechodziła
przez jeszcze większy stres niż teraz.
- Dlaczego? -
wzniosła ku niemu swe duże, czekoladowe oczy.
- Szczerze
powiedziawszy to nie był najlepszy okres w moim życiu - mówiąc to
przysuną się bliżej niej - Na szczęście spotkałem ciebie i jak
to mówi pewne irytujące Emo okazałaś się tą osobą, która
rozświetliła mi drogę, czy jak to tam leciało.
- Cieszę się, że
mogłam ci jakoś pomóc - na twarzy runicznej czarodziejki ponownie
zawitał uśmiech - Zresztą jak miałbyś ochotę mi coś zrobić to
już zrobiłbyś dawno temu.
- Widzę, że mimo
amnezji sama inteligencja nie naruszona - nie mógł się powstrzymać
przed zmierzwieniem jej włosów.
Zaśmiała się co
sprawiło, że i on poszedł w jej ślady. Nagle coś przykuło jego
uwagę. Delikatny ruch za oknem i przelotny nieznany zapach nie mogły
ujść niezauważone. Po ostatnich przejściach był szczególnie
wyczulony na tego typu sprawy. Z pewnością tyczyło się to każdego
ale z racji bycia smoczym zabójcą mógł się tym szczególnie
poszczycić. Tego zapachu nie znał, a był blisko. Zdecydowanie za
blisko. Musiał to sprawdzić. Dla bezpieczeństwa Levy.
Makarov patrzył w
niebo przez okno swego gabinetu. Miał wyrzuty sumienia po tym jak
potraktował Levy. Mimo to uważał, że było to konieczne. Chciał
ją przyprzeć do muru tylko po to by sprawdzić, czy w krytycznej
sytuacji nie uwolni na powrót swoich mocy. Dowiedział się jedynie,
że nic nie pamięta ale jej inteligencja jest nienaruszona. Niestety
to jej umiejętności o których nie pamiętała były najbardziej
teraz potrzebne. Westchnął ciężko. Nienawidził być surowy dla
swych podopiecznych.
- Może trochę
zluzuj dziadek - zagadał towarzyszący mu Laxus - Clive wrócił i
teraz może być tylko lepiej. Znaczy w kwestii walki ale nie ręczę
za miasto i stan zdrowia wroga.
- Tak, może masz
rację - odparł mistrz nieobecnym tonem jakby nie do końca go
usłyszał.
Blondyn dał sobie
spokój z kolejnymi próbami poprawy nastroju dziadkowi. Pocieszyciel
był z niego marny zwłaszcza, gdy miał udawać wesołego jak wcale
się tak nie czuł. Usiadł na krześle i wlepił wzrok w starca.
- A tak w ogóle to
nad czym tak rozmyślasz? - spytał mając nadzieję, że nawiąże
jakąś rozmowę - Masz już jakiś konkretny plan działania?
- Tak, chyba tak -
znów odpowiedział wymijająco co jeszcze bardziej utwierdziło w
przekonaniu Gromowładnego, że raczej nie jest w chęci na
jakikolwiek dialog.
Gdyby nie
okoliczności nie miał by oporów przed pójściem w swoją stronę
ale obecna sytuacja była inna. Nigdy, gdy walczyli z wrogiem, czy
nawet gdy żegnali poległych towarzyszy nie widział dziadka tak
przybitego i nieobecnego duchem. Szczególnie dzisiaj. Najpierw był
świadkiem tej dziwnej rozmowy z Levy, która bardziej mu
przypominała kasting do wojska niż delikatne wypytywanie o to co
pamięta z ostatnich wydarzeń, a teraz sprawiał wrażenie jakby się
sam odciął od rzeczywistości. Nie uważał się za eksperta ale
uważał, że kto jak kto ale mistrz powinien okazywać, że jest
blisko innych, zwłaszcza w takich okolicznościach.
- Jeśli to ci nie
przeszkadza to będę już się zbierał - rzucił - Mira chciała
bym jej w czymś pomógł. W sumie to domyślam się, że chodzi o
posprzątanie barku, czy inną drobnostkę ale wolę jej się teraz
nie narażać. Z tym demonem nigdy nic nie wiadomo.
- Tak, idź do niej
- odpowiedział prawie na niego nie patrząc - Ja muszę sporo
przemyśleć.
- Jak coś to będę
w gildii - powiedział nim wyszedł.
Był już na
zewnątrz budynku kiedy jego czuły słuch wyłapał nieoczekiwane
słowa. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie. Chciał
wrócić i zażądać wyjaśnień co to miało znaczyć, gdy nagle
pojawił się nieznany mu wcześniej zapach. Ktoś obcy pojawił się
bez uprzedzenia na obrzeżach miasta. Po ostatnich zdarzeniach wolał
to sprawdzić.
Natsu wydał z
siebie jęk kiedy nasączony spirytusem wacik dotknął rany na
plecach. Po tym jak zabrał Asukę by razem zobaczyli co dzieje się
na polanie. Osobiście nie widział problemu skoro była z nim i
resztą. Niestety Bisca ostro się wkurzyła, gdy się dowiedziała,
że to on stoi za zniknięciem jej córki i potraktowała go całą
serią pocisków z rewolweru.
- Ale to piecze -
poskarżył się próbując wyrwać się Lisannie - i staraj się tak
nie krzyczeć obudzisz Happy'ego - ruchem głowy wskazała na
śpiącego obok nich Exceed'a.
- Nie piekło by
gdybyś tak ich nie wystraszył - powiedziała z lekką krytyką w
głosie - Nie pomyślałeś co poczują, gdy zobaczą, że jej nie
ma.
- No przecież była
ze mną - starał się usprawiedliwić Salamander.
- Ale jej rodzice o
tym nie wiedzieli - odparła Lisanna - Przecież wiesz jacy są na
jej punkcie przewrażliwieni.
- No ale ja często
uciekałem od Igneel'a dla zabawy - bronił się - raz chowałem się
przed nim jakieś dwa dni i nie mógł mnie znaleźć.
- Ale wtedy nie
było tak poważnie jak teraz - Lisanna odłożyła medykamenty na
bok - Teraz musimy uważać na każdym kroku. Musimy uważać by znów
kogoś, by znów ktoś....
- Niby tak ale nie
możemy się też ciągle spinać - Natsu wyczuł, że białowłosa
smutnieje, a jej głos się załamuje - Zresztą zarówno Cana jak i
Elf oni żyją.
- Wierzysz temu co
mówiła Ame - spytała spokojnie choć w jej oczach dostrzegł
czające się łzy.
- Raczej nie
miałaby powodu do kłamstwa - wzruszył ramionami czując się nieco
kłopotliwie.
Nie lubił takich sytuacji. Zawsze, gdy
ktoś przy nim płakał czuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. W jego
odczuciu Fairy Tail powinno być miejscem bez smutków. To było
niemożliwe ale chciał by ich było jak najmniej i nie ustawał w
próbach rozweselenia zatroskanych towarzyszy. Chyba to dzięki Lucy
stał się bardziej wyrozumiały i wprawiony w pocieszaniu. Blondynka
była bardzo emocjonalna i najczęściej z nich wszystkich wybuchała
płaczem. Często nawet nie rozumiał powodu tego stanu. Niemniej
jednak to przy niej przestał się wygłupiać i cierpliwie czekał,
aż się wypłacze. Jednak z Lisanną było inaczej. To właśnie ona
była osobą, która wprowadziła go do ich gildii. To ona jako
pierwsza uwierzyła, że został wychowany przez smoka podczas gdy
inni tylko się śmiali. Kiedy jej o tym powiedział wcale nie uznała
tego za niemożliwy dziecięcy wymysł. Choć oprócz niej byli tam
już zarówno Erza jak i Gray to z nią spędzał cały wolny czas.
Byli niemalże nierozłączni, aż do tego feralnego dnia. Wtedy on
też wylał może łez. Kiedy teraz pomyślał o tej całej sytuacji
uznał, że może to i lepiej, że nie wiedział nic o Edolas. Jeśli
by wiedział, że jest w jakimś innym wymiarze zwariowałby z braku
możliwości dostania się tam. Teraz nie mogąc pomóc bratu sama
cierpiała. Widząc, że zaczyna drżeć nie wahał się już przed
przytulaniem jej do siebie. Kiedy się w niego wtuliła poczuł, że
robi mu się niesamowicie gorąco. Nie było to zwykłe ciepło. Na
takie był całkowicie odporny. To, które teraz poczuł pochodziło
z jego wnętrza.
- Natsu myślisz, że mamy jakąś
szansę.. no wiesz ich uratować - spytała cicho.
- Tak - szepnął, a jego dłoń jakby
automatycznie powędrowała do jej włosów.
Były takie miękkie, takie puszyste.
Wcześniej nie zwrócił na to uwagi ale pachniały niezwykle. Gdyby
miał go do czegoś porównać byłaby to wielka łąka pełna
kwiatów i dzikich zwierząt. Idealnie pasował do spokojnej, acz
otwartej na przygody Lisanny.
- To takie straszne kiedy nie wie się
co dzieje się z najbliższymi - podniosła na niego swe błękitne
oczy - Nie wiem ile jeszcze tak wytrzymam.
- Ani się waż - przycisnął ją do
siebie - znów znikać. Mówiłem ci, że nie opuszczę cię na krok.
- Wcale nie zamierzam wyruszać gdzieś
samodzielnie- zaprzeczyła wyplątując się z jego objęć - Zresztą
i tak nie wiedziałabym dokąd iść.
- Wiesz.. - zawahał się - Chyba
niedługo będziemy mogli znaleźć gniazdo demonów.
Źrenice czarodziejki zadrżały
znacząco. Nie była przerażona tą perspektywą, a raczej
zdeterminowana. Szybko też się uspokoiła.
- Domyśliłeś się czegoś, tak? -
spytała.
- Właściwie to nie ale zdążyłem
już zauważyć, że te demony pachną dość specyficzne wystarczy,
więc znaleźć miejsce w którym ten zapach jest najsilniejszy. Tam
będą - powiedział.
- Jesteś dziwnie spokojny - zauważyła
Lisanna - Wcześniej od razu, gdy dowiedziałeś się gdzie jest wróg
biegłeś tam nie zważając na nic.
- I nadal mam ogromną ochotę to
zrobić - założył ręce za głowę - ale nie chce zostawiać cię
samej. Innych zresztą też muszę chronić.
- Natsu - Lisanna zarumieniła się
nieznacznie.
To właśnie w nim uwielbiała.
Bezwarunkowa wola ochrony bliskich była czymś co cechowała
Salamandra. Potrafił zrezygnować z własnych potrzeb by pomóc
innym. Mimo swego beztroskiego nastawienia do życia służył innym
jako oparcie w trudnych sytuacjach. Myślami wróciła do
poprzedniego razu, gdy wylądowała w szpitalu. Wtedy, gdy się
prawie pocałowali. Kilkukrotnie zastanawiała się co by było,
gdyby Happy nie wszedł między nich. Czy coś by się między nimi
zmieniło? Natsu nigdy nie był zbyt obeznany jeśli idzie o temat
miłości choć nie oznaczało to, że jej nie okazywał. Nadal był
w tym zakresie jak niewinne dziecko, którego nie peszy widok nagiego
ciała.
- Zastanawiałeś się kiedyś jak to
jest między nami - pytanie samo wypłynęło z jej ust ale nie
zamierzała się wycofać - Z boku musimy wyglądać na strasznie
patologiczną rodzinę.
- Aye - wymamrotał potwierdzająco
przez sen Happy.
- Jak to jak? Przecież to jasne, że
jesteśmy razem - stwierdził Natsu tonem, który wcale nie wskazywał
by miał jakiekolwiek trudności z tym dość osobliwym tematem.
- Tak, masz rację - potwierdziła
kładąc mu głowę na ramieniu.
Sam Natsu poczuł jak coś przestawia
mu się w żołądku. Coś wspaniałego. Wiedział, że ze względu
na okoliczności nie powinien przesadnie okazywać szczęścia ale
nie mógł powstrzymać ogromnego uśmiechu cisnącego się na usta.
Nie planował tego co przed chwilą powiedział. Wielokrotnie
powtarzano mu, żeby kilka razy pomyślał zanim coś palnie. Teraz
życie po raz kolejny udowodniło mu że czasem dobrze mieć, jak to
mówią, niewyparzoną gębę. Gdyby nie ona nie miałby teraz przy
sobie białowłosej. Dodatkowo oficjalnie zdobył dziewczynę
szybciej niż Gray co go podwójnie cieszyło. Wyobrażał już sobie
jego zazdrosną i wściekłą minę kiedy się o tym dowie. Nagle do
głowy przyszedł mu pewien szalony pomysł.
- Wiesz, co.. - jednak coś
przeszkodziło mu dokończyć.
Nieznany zapach pojawił się nagle
dość blisko nich. Był inny niż zapach któregokolwiek z
mieszkańców Magnolii. Na szczęście nie był to zapach demona ale
nie miał jak odepchnąć z ulgą, gdy sam wiedział, że mają też
wroga w postaci ludzkich najeźdźców.
- Musimy coś sprawdzić - zarządził
potrząsając Happy'm by się obudził - i to teraz.
Wendy szła z naręczem zapasowej
pościeli przez korytarz. Była już w połowie drogi do pokoju Levy,
gdy też to poczuła. Ktoś nowy pojawił się w mieście. Ktoś kogo
zapachu nie rozpoznawała. Poczuła jak ogarnia ją fala przerażenia.
Wiedziała, że jest najmłodszą i najsłabszą z smoczych zabójców.
Dodatkowo jej magia skupiała się głównie na leczeniu i
wspomaganiu innych. Miała świadomość, że w otwartej walce na
niewiele się zda. Mimo tych przeciwności zdecydowała się
sprawdzić kto konkretnie złożył im wizytę. Starała się myśleć
pozytywnie. Może tym razem będzie to przyjaciel. Wierzyła też, że
w razie niebezpieczeństwa przyjaciel przyjdą jej z pomocą.
Odpoczynek okazał się tym czego
rzeczywiście potrzebował. W półśnie wyczuł, że leży na czymś
miękkim. Było mu tak dobrze, że zupełnie nie myślał o
otwieraniu oczu i wyrywaniu się z tego stanu. Czyjaś cudowna dłoń
wsunęła mu się we włosy delikatnie je mierzwiąc.
- Może już wstaniesz? - głos Erzy
rozległ się tuż nad jego uchem - Za jakieś dziesięć minut
będziemy na miejscu.
Niechętnie uniósł powieki i
błyskawicznie poderwał się do pozycji siedzącej wdzięczny, że
chusta zakrywa jego niebezpiecznie czerwoną twarz. Tym miękkim
czymś okazał się być biust szkarłatnowłosej. Leżał na jej
piersiach.
- Przepraszam - wydukał zawstydzony -
Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci kłopotu.
- Wszystko w porządku - zapewniła -
Natsu często tak kończy jak idziemy na wspólną misję.
Uśmiechnęła się do niego na co
odpowiedział tym samym. Mogłaby być to jedna z bardzo przyjemnych
chwil, gdy po prostu siedzieli razem w wagonie. Byli po prostu razem.
Błahostka o której skrycie marzył. Naprawdę cieszyło go, że
znów może z nią normalnie porozmawiać, pobyć. Było by idealnie
gdyby nie zadanie zlecone mu przez Kaishi'ego. Zauważył, że jego
dłoń leży niebezpiecznie blisko dłoni Erzy. Instynktownie się
odsunął.
- Coś nie tak? - zdziwiła się
Tytania.
- Nie, nic takiego - zaprzeczył szybko
- po prostu zastanawiam się gdzie Kaishi.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów
zdał sobie sprawę, że go z nimi nie ma. Teraz, gdy znał jego
możliwości podwójnie go się obawiał. Już nawet nie przez jego
relacje z Erzą. Powodem obaw była jego niewyobrażalna wprost siła
i świadomość, że nic nie może zrobić by mu się przeciwstawić.
On, były członek dziesięciu świętych magów nie był zdolny do
wyrządzenia mu nawet najmniejszej szkody. Nic by ochronić osobę na
której najbardziej mu zależy.
- Uznał, że przejdzie się po pociągu
by sprawdzić, czy ktoś podejrzany nie kieruje się w stronę
Magnolii - powiedziała Erza.
- Czegoś podejrzanego - powtórzył
dalej będąc myślami przy ostatnich wydarzeniach.
- Tak - potwierdziła widocznie inaczej
interpretując jego słowa - on jeden miał styczność przynajmniej
z częścią tych z którymi walczymy. Z nas wszystkich to on
pierwszy rozpozna zagrożenie.
Poczuł ucisk w okolicach gardła. Nie
mógł wymyślić nic co by obecnie nie zabrzmiało jak kłamstwo.
Kłamstwem byłoby dla niego też samo stwierdzenie, że Kaishi jest
po ich stronie i z pewnością przekaże im wszystkie informacje na
temat tych, których rzekomo infiltrował.
- Na pewno dobrze się czujesz? -
upewniła się szkarłatnowłosa - Ostatnio wydajesz się bardziej
nieobecny myślami niż zwykle.
Martwiła się o niego to było pewne.
Jej czekoladowe oczy praktycznie świdrowały go na wylot. Znów
zapragnął ją przytulić. Tym razem przeszkodziła mu w tym
świadomość zadania danego mu przez Kaishi'ego. Choć nie znał
dokładnego powodu miał zbliżyć się do Erzy najbardziej ja kto
tylko możliwe. Dosłownie rozkochać ją w sobie. Było to dla niego
podwójnie bolesne bowiem miał to zrobić osobie, którą naprawdę
kocha. Nie znał też powodów tych poczynań, ani tego co będzie
potem. Kaishi profesjonalnie zawęził informacje do minimum. W wielu
starciach z przestępcami zdołał poznać różnorodne sposoby
myślenia. Od tych najbardziej prymitywnych, które charakteryzowały
się zwykłą chęcią posiadania do tych bardzo złożonych i
wielopiętrowych. Skłamałby gdyby powiedział, że wszystkie szły
mu łatwo. Wbrew pozorom rozwalenie nawet małej gildii zbirów
wymaga czasu i wyczucia. Im głupszy jest przeciwnik tym trudniej
odgadnąć co zamierza co często czyni go skrajnie niebezpiecznym.
Kaishi był inny. Wszystko wskazywało na jego wysoką inteligencje i
możność doskonałego przewidywania kolejnych posunięć
przeciwnika. Na obecną chwilę nie przychodziło mu do głowy nic co
mógłby teraz przeciw niemu zrobić.
- Po prostu martwię się, że coś ci
się stanie - wyszeptał odwracając się do niej - To co się stało
po igrzyskach... - dłonie mu zadrżały - Nie potrafiłem nic zrobić
by cię ochronić - głos ponownie mu się załamał.
W oczach Erzy pojawił się nieznany mu
wcześniej błysk. Nie, raczej nie była zła. Już kilkakrotnie
rozmawiali na ten temat. Nawet kilka razy mu się oberwało za
powtarzanie tego samego. Trudno też powiedzieć by się bała. Choć
przed innymi potrafiła to ukryć on wiedziałby, że udaje spokój.
Nie był jednak przygotowany na to co zrobiła. Niespodziewanie
przytuliła go do piersi. Jego głowa znów znalazła się między
jej biustem. Nie umiał zaprotestować, gdy jej ręce go objęły.
- Słyszysz moje serce? - jej delikatny
głos był niesamowicie czuły - Ono wciąż bije. Nadal tu jestem i
mogę walczyć w obronie tych na których mi zależy. Wiem, że
pragniesz tego samego. Proszę cię tylko o jedno. Nie odgradzaj się
od innych murem. Mówiłeś, że chcesz być przy mnie nim to się
nie skończy, tak? Dlatego pozwól mi czuć swoją obecność.
- No.. przecież w Rosemary sama
mówiłaś, że się rozluźniłem - wydukał czując, że się
czerwieni.
- To fakt - przyznała, gdy się od
siebie odsunęli - Tym bardziej nie rozumiem czemu znów zachowujesz
się jakby cały świat winił cię za wszelkie zło.
- Bo wiesz - po raz kolejny podziękował
losowi, że ma teraz chustę na twarzy kiedy szukał wzrokiem w
nieokreślonym kierunku – Tak jakoś... ten atak i...
- Kolejny raz nam się udało -
dokończył za niego głos, który z pewnością nie należał do
szkarłatnowłosej - Spójrz na coś raz z pozytywnej strony.
Do przedziału powrócił Kaishi. Może
mu się tylko zdawało ale wyglądał na bardziej radosnego niż
zwykle.
- Nie przeszkodziłem wam w czymś -
zażartował rzucając im znaczące spojrzenie.
- Rozumiem, że nie znalazłeś nic
podejrzanego - szkarłatnowłosa od razu przeszła do istotnego
tematu.
- Wszystko jest oki doki, ser -
odpowiedział udając, że salutuje.
Jellal odwrócił głowę do okna nie
mając ochoty patrzeć na jego dalsze wygłupy. Magnolia była już
dobrze widoczna. Pociąg zwalniał, więc było coraz mniej szans na
to by towarzyszący im mag coś odwalił. Nad miastem powoli zbierały
się czarne chmury zapowiadając zbliżającą się burzę. Jakby
sama pogoda chciała rozładować zgromadzone napięcie? Mu samemu by
się to przydało. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi logiczne
myślenie stanie się dla niego niemożliwe. Może dlatego dopiero po
chwili zauważył, że coś jest nie tak. Sama chmura owszem była
ale choć rosła i robiła się coraz ciemniejsza jej granice nie
przekraczały obszarów miasta.
- Erza, musisz to zobaczyć - zwrócił
się do Tytanii, gdy ta miała już zdjąć bagaż z pułki.
- Martwi cię ta chmurka - Kaishi znów
nie szczędził żartów.
Jednak najsilniejsza czarodziejka wśród
Fairy Tail zainteresowała się tym nietypowym zjawiskiem niemniej,
niż on.
- To raczej nie robota Laxus'a. Juvia
już też nie przynosi za sobą deszczu - zamruczała pod nosem do
siebie wpatrzona w obłoki - ale nie jest to też zbyt naturalne.
Jeszcze nigdy się nie spotkałam z czymś takim. To wygląda jakby
chmura świadomie nie chciała wyjść poza granice miasta.
On też bezskutecznie wyszukiwał w
pamięci jakiegoś racjonalnego punktu zaczepienia. Jedynym, więc
wytłumaczeniem było użycie jakiegoś zaklęcia. Czuł, że Erza
też myśli o tym samym co on. O kolejnym ataku. Z tym, że nie czuli
większej nieznanej energii jaką charakteryzowali się dotychczas
spotkani wrogowie. Zauważył jak dłonie Królowej wróżek
zaciskają się na obiciu siedzenia.
- Na szczęście wjeżdżamy już na
peron - starał się ją jakoś uspokoić - Zaraz się wszystkiego
dowiemy.
Nigdy nie lubił deszczu. Tłumaczył
to tym, że źle działa na jego ogień. Krople smagały go w twarz,
gdy z pomocą Happy'ego leciał w miejsce z którego dochodził
nieznany mu zapach.
- Happy możesz przestać się ślinić
- żachnął się - mamy już dość wody.
- To nie moja wina - usprawiedliwiał
się kotek ocierając pyszczek - Nic nie poradzę, że Lisanna
wygląda tak pysznie.
Natsu instynktownie bardziej otulił
czarodziejkę rękoma. W duszy niewielkiej, białej myszki
rzeczywiście mogła wyglądać jak posiłek dla Exceed'a.
- Kiedy byłam w formie kota zacząłeś
mylić mnie z Carlą - zauważyła wychylając się spod koszulki
smoczego zabójcy - Zmieniłam ją dla twojego dobra.
- Wcale nie - zaprotestował czerwony
po uszy Happy.
- Ta co to było przed chwilą - Natsu
nie zamierzał łatwo mu odpuścić - „Carluś pojawiłaś się tak
nagle”, „Carluś przecież wiem, że to ty nie udawaj”, „Carluś
jesteś na mnie za coś zła, że się nie przyznajesz” -
przedrzeźniał go.
- To nieprawda - zapierał się nerwowo
Happy.
Nie zdążyli mu odpowiedzieć bo
rozdrażniony kotek stracił równy tor lotu i omal nie wylądowali w
krzakach.
- Dobra, dobra - uspokoił go
Salamander - ale już ląduj. Jesteśmy już blisko i możemy iść
dalej pieszo. Lepiej będzie też jak Lisanna wróci do swej
normalnej formy.
Tym razem Happy się nie sprzeciwiał.
Dla niego samego to było dobre rozwiązanie. Choć Lisanna była dla
niego jedną z najważniejszych osób, jego przybraną „mamą”
nic nie mógł poradzić na swoją część kociej natury.
- Jak daleko jeszcze mamy? - spytała
białowłosa wracając do swej ludzkiej postaci.
- Niedaleko, zapach wciąż jest w
parku - odpowiedział wciągając powietrze nosem.
- Nie sądzisz, że to może być
pułapka - zasugerował niepewnie Happy.
Park leżał dwie przecznice dalej, a
nawet Natsu może nie mieć dość siły by pokonać domniemanego
wroga. W przeciwieństwie do Lily'ego czy Carli nie miał żadnych
dodatkowych mocy. Jego „ekstremalna prędkość” była niczym
innym jak szybkim machaniem skrzydłami. Niestety była to męcząca
i błyskawicznie wyczerpująca magię technika. Zazdrościł im tego,
że w razie niebezpieczeństwa mogą albo przewidzieć dane
zagrożenie albo mieć na tyle siły by samemu stawić mu czoła.
Wszak sam Pantherlily kiedyś walczył na równi z Gajeel'em.
- Możliwe ale to nas jest więcej -
stwierdził beztrosko Natsu.
- Ale pamiętasz, że ostatnio niezbyt
ci pomogliśmy - przypomniała mu Lisanna.
- Co co ty gadasz - zaprzeczył Natsu -
to dzięki tobie uratowaliśmy te dziewczyny zresztą nie mówię
tylko o nas. Inni też tu idą.
Nie musiał dalej wyjaśniać. Z
bocznej alejki wyłonił się Gajeel, a zaraz po nim Wendy. Oboje
wyglądali jakby zmierzali dokładnie w tym kierunku co oni.
- Yo, wy też to poczuliście - powitał
ich ruchem ręki.
- Nie inaczej ale co ty tutaj robisz
płomyczku. Deszcz cię jeszcze nie ugasił - zażartował Redfox.
- A cię rdza nie bierze - odgryzł się
salamander gotowy do wszczęcia walki.
- Czuje też Laxus'a ale reszta nic nie
wie, nawet mistrz - Wendy pośpiesznie chciała naprowadzić ich na
inny temat.
- Dziadek znów ma głowę w chmurach -
rzucił na przywitanie blondyn dołączając do nich w rozbłysku
błyskawicy.
Teraz gdy byli już w komplecie nastała
niezręczna cisza. Nikt nie był pewny co teraz powinni zrobić.
Zaatakować, czy cierpliwie czekać na rozwój wypadków. Wszyscy
zabójcy czuli czyjąś obecność. Naglę niebo przeszył błysk.
Pionowana, jasnoniebieska opadła na sam środek parku. Lśniła
jasnym światłem przez kilka sekund po czym znikła, a wraz z nią
chmury i poczucie czyjejś obecności. Jedynym śladem po całym tym
zajściu były kałuże wody powstałe w wyniku deszczu.
- Laxus, tak się upewnię - odezwał
się Natsu - to nie ty za tym stoisz, prawda?
- A widziałeś bym coś robił -
prychnął wnuk Makarov'a.
Fakt, że wszystko potoczyło się tak
szybko wbił zebranych w niemałe osłupienie. Nikt z nich nie
widział co to ma oznaczać.
- Dobra nie ma co tak stać - nikogo
zaś nie zdziwiło, że pierwszy otrząsnął się Natsu - Trzeba iść
i sprawdzić co tam takiego jest, a w razie gdyby się stawiało
porządnie przypalić - orzekł jak gdyby sam przed chwilą nie stał
zdumiony tym zjawiskiem i zaczął beztrosko iść w stronę parku.
Ledwie wysiedli z pociągu, a wszystko
ustało. Przez dłuższy moment patrzyli w osłupieniu na czyste
niebie jeszcze przed chwilą pokryte chmurami. Popołudniowe słońce
świeciło jasno ogrzewając swymi promieniami plac. Zaskoczeni
ludzie zatrzymywali się i w osłupieniu patrzyli w niebo.
- Niech to Jelly miałeś rację -
zawołał Kaishi klepiąc niebieskowłosego w plecy - Erza naprawdę
sprowadza ze sobą światło.
Jellal odwrócił się zawstydzony w
stronę szkarłatnowłosej. Nie sądził, że to aż tak się
rozniosło. Tylko Ultear i Meredy wiedziały o tym jak określa „swym
światłem” Erzę we własnych myślach. Mógł być to przypadek
ale skoro Kaishi tak dużo o nim wiedział to nie mógł tego
wykluczyć. To była błahostka ale wolał być ostrożny. Dodatkowo
czuł się nieco głupio po tym jak wymówił to przy samej
szkarłatnowłosej. Ultear prawdopodobnie powiedziałaby mu, że
zachowuje się jak dzieciak wytykając o jak absurdalną rzecz się
martwi. Odwrócił głowę w stronę Tytanii zastanawiając się jak
z tego wybrnąć ale jej nie zastał. Rozmawiała kilka metrów dalej
z przypadkowym przechodniem.
- Dowiedziałaś się czegoś? - spytał
podchodząc do niej sam chcąc bardziej rozeznać się w sytuacji.
- Nic konkretnego nie wiedzą -
pokręciła głową - z ustaleń wynika, że chmura pojawiła się
nagle pięć minut temu, po czym po postu się rozpłynęła.
- Ale nie wyglądało to na zwykłe
zjawisko pogodowe - zauważył.
Zauważył w jej oczach przelotny
przebłysk poddenerwowania. Wiedział, że boi się o swych
przyjaciół. Podczas ich prawie tygodniowej nieobecności
wielokrotnie zastawiała się czy dobrze zrobiła opuszczając swoich
bliskich. Teraz zapewne chciała jak najszybciej znaleźć się w
gildii. Mimo, że sam kilka razy przeżył chwile grozy nie była to
bezsensowna wyprawa. Wprost przeciwnie. Sam jeszcze nie do końca to
sobie wszystko poukładał ale byli już bliżej poznania prawdy.
Przynajmniej wiedzieli, że sny Erzy odnoszą się do prawdziwych
zdarzeń. Sam nie wiedział czy to dobrze. Pomijając wszystkie
niebezpieczeństwa jakie ich spotkały i kwestie z Kaishim nie mógł
zapomnieć o tej wydrążonej w kamieniu mapie, którą znaleźli.
Jeśli mogli wierzyć naszyjnikowi szkarłatnowłosej to w zaznaczone
na niej miejsce teraz powinna się udać. Obiecała mu jednak, że
póki co nie zamierza wyruszać w kolejną podróż i gdy nadejdzie
czas na to będzie mógł jej towarzyszyć. Tak, nie zamierzał
opuszczać jej ani na krok. Dalej nie mógł też rozgryźć w jaki
sposób ów naszyjnik znalazł się w jej pokoju. Jedyne co o nim
wiedzieli to tylko to co powiedział im Kaishi, który ponoć miał
już styczność z takimi rzeczami. Ta myśl podziałała na niego
trzeźwiąco. Po tym jak zdobył pewność, że młody mag im nie
sprzyja jeszcze bardziej wyczulił się na rzeczy z nim związane.
- Jak się czujesz? - spytał
wykorzystując fakt, że jest zmęczona - ten naszyjnik ci nie
przeszkadza - niby przypadkiem nawiązał do wydarzenia z ostatniej
nocy - Wiesz... - zawahał się - po tym jak świecił. Czy nie
sądzisz by lepiej było go zdjąć - zasugerował mając nadzieje,
że nie brzmi zbyt sztucznie.
Erza wydawała się zaskoczona tymi
słowami. Instynktownie zasłoniła dłonią naszyjnik jakby bała
się, że zaraz jej go zerwie. Faktycznie przebiegło mu to przez
myśl ale nie chciał robić nic wbrew jej woli.
- Też przez jakiś czas nad tym
myślałam - przyznała - ale to raczej nie pobiera mojej magii.
Zresztą, może to głupio zabrzmi ale czuje jakąś dziwną więź z
tym naszyjnikiem.
Nie było sensu się spierać. Choć
targające nim wątpliwości nie chciały się uspokoić, teraz
ważniejszym było upewnienie się że w gildii wszystko gra. Na
szczęście droga do niej minęła szybko i bez zakłóceń. Na
ulicach nie było prawie nikogo. Podeszczowa pogoda choć rześka
widocznie nie zachęcała mieszkańców do opuszczenia pozornie
bezpiecznych murów własnych domostw. Nawet budynek gildii wydawał
się pogrążać w dziwną aurze ciszy, jakby już za czasu chciał
ich ostrzec przed czekającymi na nich ponurymi wieściami. Erza
ostrożnie popchnęła drzwi. Oczy wszystkich momentalnie skupiły
się na nich.
- Jak dobrze, że jesteście cali -
Meredy zerwała się z krzesła i podbiegła do nich - Wróciliście
szybciej. Stało się coś? Dowiedzieliście się czegoś na temat
snów pani Erzy? - już na wstępie chciała zasypać ich pytaniami
ale wychwyciła znaczące spojrzenie Jellal'a i zamilkła.
- Wszystko wyjaśnimy ale najpierw
powiedzcie co to za dziwny deszcz i czy wszyscy są cali - zaczęła
szkarłatnowłosa rozglądając się po gildii by wzrokiem przeliczyć
znajome twarze.
Nie zauważyła by w środku był
obecny którykolwiek z członków jej drużyny ale ku swojej uldze
dostrzegła przy barku Mirę, która z melancholijnym uśmiechem
podawała napój siedzącemu obok Clive'owi. Poczuła jak przyjemne
ciepło rozlewa się po jej ciele. Widok ich najsilniejszego maga
przynosił ze sobą nadzieje. W przeciwieństwie do Natsu nigdy z nim
nie walczyła. Bez wątpienia została by natychmiast zmiażdżona.
Jednak choć jego obecność przynosiła ulgę nie mogła pozbyć się
poczucia pełnej odpowiedzialności za ochronę innych. Uczucie
pogłębiło to czego się dowiedziała podczas owej wyprawy. W tym
wszystkim chodziło właśnie o nią. Jak ma to powiedzieć swym
przyjaciołom. Wiedziała, że stanęliby za nią murem nawet w tych
okolicznościach. Kłopot w tym, że ona sama nie wiedziała czy tego
chce. Co innego spór z jakąś bandą zbirów, czy nawet całą
wrogą gildią. Z takim wrogiem jak teraz nigdy nie mieli do
czynienia. Co z tego, że parę pytań zostało rozwiązanych skoro
na ich miejsce wylało się znacznie więcej tajemnic.
- Może ja opowiem o wszystkim -
zasugerował łagodnie Jellal - Pewnie jeszcze jesteś w szoku po tym
wszystkim, więc lepiej odpoczywaj.
- My też mamy wam sporo do powiedzenia
- odpowiedziała Mirajane głosem w którym nie było słychać ani
wesołości, ani zgryźliwości, którejkolwiek z jej osobowości -
ale najpierw zaczekajmy na wszystkich.
- A właściwie to gdzie się włóczą?
- spytał Kaishi zakładając sobie ręce za głowę jakby cała
sytuacja zaczęła go nudzić.
Uliczka parku nigdy jeszcze się im tak
nie dłużyła. Szli ostrożnie starając się wszystkimi swymi
zmysłami wykryć możliwe niebezpieczeństwo. Park wcale nie był
przesadnie duży ale i tak teraz wydawał się ogromny. Najbardziej
nerwowa była Wendy. Co raz spoglądała na starszych i bardziej
doświadczonych kolegów. Czy znów ma być tą chronioną? Tak się
nad tym zamyśliła, że nie zauważyła jak idący przed nią Gajeel
zatrzymał się w efekcie czego zderzyła się z jego plecami na tyle
niefartownie, że odbiwszy się od nich wylądowała na ziemi.
- To zwykłe pudełko - usłyszała
komentarz Laxus'a.
- To coś spowodowało te dziwactwa
pogodowe - dziwił się Natsu.
- Raczej nie - zaprzeczył Gajeel -
pachnie zupełnie inaczej niż to co wtedy.
Mała smocza zabójczyni z niemałym
trudem przepchnęła się na przód. Pośrodku parku, na drewnianym
stoliku stało małe, czarne pudełko z białymi zdobieniami. Z czymś
jej one się kojarzyły. Zamyśliła się głęboko i prawie od razu
ją olśniło.
- To przecież smocze runy - zawołała
biorąc w dłonie znalezisko - To może musi mieć coś wspólnego z
naszymi rodzicami.
Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na
najmłodszą smoczą zabójczyni. Jej słowa zaintrygowały ich do
tego stopnia, że przez dłuższy czas milczeli.
- Potrafisz to rozczytać? - spytał
Gajeel sam nie wiedząc czy chce znać odpowiedź.
Pokręciła przecząco głową.
Pierwszy i ostatni raz widziała je na ścianie jakiejś dziwnej,
najprawdopodobniej prastarej budowli w górach. Ryciny zainteresowały
ją do tego stopnia, że uprosiła adopcyjną matkę by ta nauczyła
ją je rozpoznawać. Niestety Grandeeney zniknęła na dzień przed
obiecaną pierwszą lekcją. Kojarzyła tylko wygląd
charakterystycznego pisma.
- Przepraszam, że się nie przydałam
- było jej przykro, że znów okazała się najmniej pomocna.
- O czym ty gadasz - zaprotestował
Natsu - Jeśli ta rzecz pochodzi od smoków to jest właśnie dla
nas.
- Niemniej jednak powinniśmy zachować
ostrożność - zasugerował Laxus, który zdawał się myśleć
najlogiczniej ze zgromadzonych - Nie wiemy kto ją tu podrzucił.
- Ame - odpowiedział krótko Gajeel
przenosząc spojrzenie w jeszcze niedawno pokryte deszczowymi
chmurami niebo.
Gray niósł na plecach Juvię.
Oczywiście musiało się tak skończyć. Czarodziejka mocno wzięła
sobie do serca słowa mistrza i ze wszystkich sił starała się
opanować to zaklęcie, które jej polecił. Przecież tyle razy
prosił ją by zrobiła sobie przerwę ale była uparta. Efektem tego
prawie doszczętnie wyczerpała swoją magię przez co opadła z sił.
Uśmiechnął się pod nosem. Jak mógł ją winić skoro z nim było
tak samo. Też nie zamierzał sobie odpuszczać. Był jednak
zasadniczy problem. Nie potrafił znieść widoku zamrożonych
rzeczy. Choć był magiem lodu nawet w walce unikał tego typu
posunięć. Jak miał poradzić sobie z zadaniem skoro już sam widok
oszronionej rośliny sprawiał, że robiło mu się słabo. Trauma
jaką przeżył jako dziecko nadal głęboko w nim tkwiła. Ilekroć
próbował opanować to zaklęcie przed oczami stawała mu Ur
używająca lodowej skorupy. Poświęcająca swoje życie przez jego
głupotę. Nadal dziwił się dlaczego wtedy pomyślał, że sam da
radę pokonać demona odpowiedzialnego za zniszczenie jego wioski
oraz zamordowanie jego rodziny.
- Gray-sama na pewno da sobie radę -
wyszeptała przez sen Juvia powtarzając to co mówiła podczas ich
treningu.
Nie miał pojęcia kiedy stała mu się
tak bliska. Nadal nie wiedział co konkretnie do niej czuje ale był
pewien, że jest jedną z najbliższych mu osób. Choć nie zrobił
nic takiego nadzwyczajnego naprawdę się o niego troszczyła. Nawet
teraz po kolejnej już zmianie swojego zachowania. Może to
odpowiedni czas y wreszcie szczerze z nią porozmawiać by oboje
mieli jasność na czym stoją.
- Dobry, już jesteśmy - powiedział
wchodząc do gildii - Cześć, Erza. Nie spodziewałem się was przed
czasem.
Szkarłatnowłosa siedziała przy barku
popijając gorącą herbatę. Miała tak zamyśloną minę, że nie
mógł się domyślić jakiego rodzaju wieści go czekają. Na jego
powitanie odpowiedziała tylko delikatnym skinieniem głowy.
- Gdzie Jellal i Kaishi? - spytał gdy
Jet pomógł mu ułożyć Juvię na kanapie.
- Kaishi poszedł się przejść, a
Meredy zaciągnęła Jellal'a do skrzydła szpitalnego - odwróciła
się w jego stronę, a w jej oczach widać było zmęczenie i
przygnębienie.
- Ty też powinnaś się tam udać -
zauważył siadając obok niej.
W odpowiedzi tylko wzruszyła
ramionami. Nic nie powiedziała ale jednak wiedział, że coś jest
nie tak. Tak jak wtedy gdy byli dziećmi. Nie musiała płakać by to
wyczuł. Zawsze kiedy coś ją trapiło odsuwała się w ciszy na bok
by nie dawać innym powodu do niepokoju. Znał ją jednak zbyt długo
by pościć to zachowanie mimochodem.
- Powiesz o co chodzi czy mam sam
zgadywać - starał się skłonić ją do jakiejkolwiek odpowiedzi -
Miałaś kolejny sen?
- Nie ale teraz wiem, że są prawdziwe
- mówiła tak cicho, że sam dziwił się, że o słyszy - Nie chce
tego powtarzać, więc zaczekajmy na wszystkich, dobrze?
- Mamy czekać na Natsu - westchnął -
Przecież nawet nie wiadomo gdzie się włóczy.
Jellal niechętnie wlókł się za
Meredy. Wiedział, że jeśli by za bardzo się sprzeciwiał
domyśliła się, że coś jest nie tak. Już samo zachowanie spokoju
w obecności Kaishi'ego kosztowało go sporo wysiłku. Najchętniej
też by teraz poszedł za nim by sprawdzić gdzie tak naprawdę
zamierza „się przejść”. Musiał jednak zachować przynajmniej
pozory normalności. Wszystko po to by Erza była bezpieczna. Jego
myśli szybko zaczęły krążyć w kierunku wyznaczonego mu przez
owego maga zadania, którego stawką była sama szkarłatnowłosa.
Macie stać się
prawdziwą parą. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale gdy nadejdzie
odpowiedni czas po prostu zrobisz z jej serca miazgę. Te
słowa wciąż dźwięczały mu w głowie. Czy naprawdę musiał po
raz kolejny skrzywdzić osobę, którą tak bardzo kocha?
- Co ci się stało Jellal? - spytała
różowowłosa gdy zbliżali się do skrzydła szpitalnego - Zadajesz
się bardziej wyprany z życia niż zwykle.
Przełknął głośno ślinę, gdy jej
zielone oczy zaczęły go przeszywać swym uważnym spojrzeniem.
Skupiony na Erzie prawie zupełnie zapomniał o niej i Ultear. Przez
siedem lat znajomości obie kobiety nie mogły nie zauważyć jak
nędznie mu wychodzą wszelkiego rodzaju kłamstwa. Zupełnie nie
nadawał się do infiltracji co było częstą przyczyną ich sporów.
- Ja.. no wiesz - zaciął się
zastanawiając co najlepiej powiedzieć - po prostu nie podoba mi się
ten cały Kaishi. Coś z nim nie tak ale nie wiem co.
- A tak naprawdę co cię gryzie panie
„Lucy Heartfilia” - odparła nawiązując do jednej z jego
najbardziej żałosnych wpadek.
Było to około pięć lat po jego
ucieczce z więzienia. Przez ten czas zdołał przywyknąć do nowej
sytuacji. Życie na granicy prawa nie było łatwe ale wolał to
zdecydowanie bardziej od bezczynnego siedzenia w celi i oczekiwania
na śmierć. Tak mógł przynajmniej częściowo odpokutować za swe
zbrodnie. Niwelowanie mrocznych gildii pozwalało mu choć na chwilę
odgonić myśli od rozpaczy po stracie Erzy. Teraz mieli za zadanie
sprawdzić co dzieje się w antykwariacie ze starymi przedmiotami.
Meredy dowiedziała się, że sprzedaje się tam między innymi wiele
czarnomagicznych przedmiotów, które celowo są sprowadzane dla
tutejszej mrocznej gildii pod pozorem zwykłych rupieci. Sprawa
wyglądała poniekąd prosto. Mieli podszyć się pod typowych
klientów i dyskretnie wypytać o wszystko co jest im potrzebne. On
sam był prawie pewny, że im się uda. Za pomocą czaru Ultear
przybrał wygląd rosłego, łysego osiłka. Nikt nie był w stanie
go w tej formie rozpoznać. Spokojnie przeszedł ulicą i wszedł do
owego małego sklepiku. Gdyby nie informacje od różowowłosej przez
myśl mu nie przeszło, że jest w nim coś dziwnego. Dzięki niej
wiedział na co zwracać uwagę. Faktycznie na pozornie zwykłym
wazonie pęknięcie dziwnie układało się w mały symbol gidii,
którą śledzili. Ten sam miał na koszulce, którą zabrał ze
sobą. Pochodziła od kolesia, którą Ultear zabrała znokautowanemu
wcześniej magowi. To pod niego się teraz podszywał.
- Dzień dobry panu - przewiał się
uprzejmie ze sprzedawcą.
Był to niski, garbaty, starszy
człowiek, którego lewe oko zdawało się być dwa razy większe od
prawego. Jednym słowem taki typ człowieka przy którym nie można
czuć się obojętnie.
- A czy dobry to się okaże -
odburknął wchodząc na stołek by móc patrzeć mu prosto w oczy -
To z tobą się umawiałem?
- Tak, to ja - odpowiedział
starając się przybrać bardziej bezczelny ton.
- Jak tam uważasz - wzruszył
ramionami - Mnie tam to obojętne jakiego kuriera przysyłają byle
by klient był wypłacalny - zajrzał do notatek - przypomnij mi jak
się nazywasz.
To miał być najłatwiejszy moment.
Mógł wymyślić jakiekolwiek imię, dowolny pseudonim bo z tego co
mówiła Ultear tu nie zwracano na to szczególnej uwagi. Przygryzł
wargę głęboko się nad tym zamyślając. Wkrótce jego twarz
przybrała bardziej czerwoną barwę. To błahe zadanie wy,myślenia
sobie na poczekaniu imienia z którym poradziło by sobie nawet małe
dziecko sprawiało mu nie lada trudność. Uciekł wzrokiem w bok
szukając inspiracji w stosie starych magazynów. Na okładce jednego
z nich widniało duże zdjęcie jakiejś dziwnie znajomej blondynki z
podpisem „poszukiwana spadkobierczyni bogatego rodu.” magazyn
miał dobre pięć lat, więc postanowił zaryzykować i wymienić
znajdujące się na nim nazwisko.
- Nazywam się Lucy Heterofilia.
Dopiero gdy to powiedział
uświadomił sobie, że podał żeńskie personalia. Na dodatek
przypomniało mu się skąd zna ową dziewczynę. To była jedna z
towarzyszek Erzy, których spotkał po swoim przebudzeniu z
hibernacji w jaką pogrążył się po zajściu w Rajskiej Wieży. Ta
gafa dużo kosztowała ich małą gildię. Nie dość, że sprzedawca
go łatwo przejrzał to jeszcze zwinął interes i przeniósł go w
inne, nieznane miejsce zabierając ze sobą wszystkie złowrogie
artefakty. Ultear boczyła się na niego za to dobre pół roku. Od
tego momentu jedyne akcje w które się angażował były to te
oparte na czystej walce.
To był tylko jeden
z jego wyczynów w których tylko utwierdzał się w przekonaniu, że
jest beznadziejny w kłamaniu. Mina różowowłosej mówiła mu, że
wcale nie polepszył się od tamtego czasu.
- Nie mogę ci
powiedzieć prawdy - spojrzał w bok czując, że po plecach
przebiega mu dreszcz.
Kaishi wyraźnie mu
zasygnalizował co się stanie jeśli komukolwiek o tym powie.
Wiedział również, że to tylko kwestia czasu nim Erza się
zorientuje, że coś przed nią ukrywa. Teraz ratowało go przed tym
zmęczenie zwykle czujnej Tytanii. Jeśli cokolwiek mógł teraz
robić to właśnie być przy niej. Meredy chciała drążyć temat
ale doszli do małego gabinetu Porlyusicy, która jak to miała w
zwyczaju przeganiała każdego kto nie był jej pacjentem. Ten sam
los nie ominął również młodej czarodziejki. Przeczuwał, że
czeka go tylko pobieżne badanie i może wypicie czegoś na
wzmocnienie, więc postanowił wykorzystać ten czas na zastanowienie
się nad dalszymi poczynaniami. Musiał istnieć sposób na ochronę
szkarłatnowłosej.
Erza siedziała
przy barku powoli mieszając łyżką gorące kakao. Atmosfera w
gildii wracała do normy. Może nie była przesadnie radosna ale
przynajmniej było coraz mniej smutnych twarzy przemykających
dyskretnie po kontach. Nie chciała widzieć towarzyszy smutnych. To
nie takie powinno być Fairy Tail. Miejsce, które dało jej oparcie
w najtrudniejszym okresie swojego życia. Uśmiechy i dobro bijące
od innych dawały jej siły do dalszego życia. Sam mistrz był dla
niej jak rodzony ojciec, którego nigdy nie poznała. Niedawno
wróciła do niej Meredy, która poinformowała ich, że Jellal
dołączy do nich za kilka minut. Czekali nie tylko na niego ale i
smoczych zabójców, których nadal nie było. Miała tylko nadzieje,
że nie wdali się między sobą w bezsensowną bójkę i teraz są
zdani na pomoc Wendy. Musieli oszczędzać siły na naprawdę istotne
okoliczności. By zająć czymś myśli podeszła do rozmawiających
przy jednym ze stołów Kaishi'ego i Gray'a. Czarnowłosy zanosił
się właśnie gromkim śmiechem.
- Tylko mi nie mów,
że opowiadasz mu o tym twoim „przypadkowym porwaniu”? - spytała
siadając na krześle obok nich.
- A no tak -
potwierdził - mam opowiedzieć ci coś innego byś też się
roześmiała?
- A tobie byś
spoważniał - odparła choć jej ton nie był wcale ostry.
- Chłopie nie wiem
jak ty to robisz, że się z nią przekomarzasz - Gray wytrzeszczył
w podziwi oczy - Za takie odzywki ja, czy Natsu już dostalibyśmy
ostry łomot.
- Cóż mogę rzec
- udał przesadnie skromny ton - Mam po prostu ten dar, że nikt mi
się nie oprze.
Ledwie to
powiedział, a wylądował na ziemi, gdy Erza kopnięciem przewróciła
jego krzesło.
- No może oprócz
tego krzesła - nie tracił ani krzty dobrego humoru.
Wyglądało na to,
że szkarłatnowłosa ma mu jeszcze coś do powiedzenia ale w tyCam
czasie drzwi otworzyły się i stanął w nich Jellal. W serce tytani
ponownie została wbita szpilka. Po raz kolejny znalazł się tak
blisko, a ona dalej nie wiedziała jak wyglądają ich relacje. Była
już prawie pewna, że niebieskowłosy chce jedynie ich przyjaźni
ale mimo jej próśb on nadal wysyłał jej dwuznaczne sygnały.
Kiedy byli sami zdawał się przed nią bardziej otwierać ale
wystarczyło by dołączył do nich choć Kaishi to od razu się
odsuwał. Nie rozumiała tego. Zwłaszcza, że otwarcie powiedziała
mu, że akceptuje jego wybór. Tylko, czy ona naprawdę wiedziała
jaki on jest. Zacisnęła pięści postanawiając po raz kolejny
postanawiając tłumić w sobie uczucia. Z biegiem lat stała się w
tym naprawdę dobra.
- Widzę, że znów
jesteś w pełni sił - powiedziała, gdy do nich podszedł.
- Tak, ale wasza
medyczka faktycznie nie lubi towarzystwa - starał się okazywać jak
najbardziej obojętną postawę w czym mogła mu pomóc podstawa
Porlyusicy.
- Zawsze taka była
- potwierdziła - ale mimo wszystko jest osobą godną całkowitego
zaufania. To właśnie dzięki niej znów mam prawe oko.
- W takim razie i
ja jestem jej wdzięczny - odpowiedział szczerze siadając obok
niej.
Właściwie nie
wiedziała co w tej chwili poczuła. Na pewno było w tym przyjemne
ciepło jakie zawsze odczuwała przy jego obecności. Jednak teraz
dobiegało jakby za niewidzialnego muru. Wyglądało na to, że chce
jej jeszcze coś powiedzieć ale w tej samej chwili do środka
wparował podekscytowany Natsu, a za nim reszta smoczych zabójców.
- Musicie to
zobaczyć - krzyknął na gardło błyskawicznie wparowując między
nią, a Jellal'a - znaleźliśmy to coś. Wendy twierdzi, że to od
smoczych.. jakichś runiarzy. Pewnie przysłała to Ame. Nie możemy
otworzyć. Pojawiło się z deszczem. Teraz jestem napalony - nawijał
co raz plącząc zdania. Uspokoiła go dopiero solidna pięść w
głowę od Gajeel'a.
- Zluzuj trochę
napaleńcu bo nikt cię nie zrozumie - zganił go - Lepiej będzie
jak o wszystkim opowie Wendy ona zdaje się wiedzieć z tego
najwięcej.
Erza nie kryjąc
swego zainteresowania wzięła pudełko od wymachującego nim Natsu.
Po za tajemniczymi runami nie wyglądało na jakieś specjalne. Było
niewielkie. Wręcz trudno było uwierzyć, że może w nim się kryć
coś niezwykłego. Życie ją jednak nauczyło, że nawet najmniejsze
rzeczy mogą okazać się śmiercionośne. Kiedy wspomniano o Ame od
razu przypomniała jej się owa smocza zabójczyni. Choć nie miała
okazji poznać jej osobiście miała do niej mieszane uczucia. Z
jednej strony ich zaatakowała i zdawała się trzymać stronę
wroga. Jednak to nie było takie oczywiste. Uleczyła Juvię, a i
Mira zdążyła wspomnieć, że gdyby nie ona mogliby nie wrócić w
tak dobrym stanie. Tylko, że powiedzenie „dobrym” było ciut za
duże. Cana podając się za Levy dobrowolnie oddała się w ręce
wroga. Sama McGarden nie wyszła z tego bez szwanku. Rozpiera ją
duma ze swych przyjaciółek. Obie były gotowe oddać życie za
swych towarzyszy lecz nie mogła przestać się zamartwiać o ich
los. O ile Levy była z nimi choć dostała amnezji, to o samym
położeniu Cany nic nie wiedzieli. Dlatego coś w niej drgnęło gdy
ponownie usłyszała o wodnej zabójczyni smoków. Może wysyłając
im tą szkatułkę po raz kolejny chciała im pomóc. Z zamyślenia
wyrwało ją niespodziewane przybycie mistrza. Starzec stanął w
drzwiach tak cicho, że nie mogła stwierdzić kiedy się tu zjawił.
- Dobrze, że
jesteście tu prawie wszyscy - powiedział tonem człowieka
zmęczonego życiem - myślę, że przekażecie to co tu ustalimy
pozostałym.
- Tak, tak - Natsu
nadal nie mógł usiedzieć w miejscu - ale dziadku najpierw zobacz
co tu mamy.
- Nie teraz -
odpowiedział tak szorstko jak jeszcze nigdy Makarov.
Ten ton wystarczył
by wszyscy, nie wyłączając Jellal'a patrzyli na niego w niemym
oczekiwaniu na dalsze słowa.
- Musimy jasno
określić na czym stoimy - westchnął ciężko - Może to nie jest
jeszcze czas by odpowiadać na wszelkie pytania ale nie mogę już
dłużej ukrywać na czym stoimy.
- Dziadku to nie są
zbyt dobre nowiny, tak - odezwał się Gray.
W odpowiedzi mistrz
skinął w ich stronę głową. Erza czuła, że chce z siebie
zrzucić jakiś ciężar ale też nie chce nim obarczać ich.
- Możemy poczekać
jeśli nie jesteś gotowy - zasugerowała delikatnie Wendy.
- To nie jest coś
na co można być gotowym - westchnął - Jeśli nikt nie ma nic
przeciwko przejdę od razu do rzeczy.
Kiedy w odpowiedzi
kilka osób pokiwało głowami opadł na wolne krzesło i pod długim
milczeniu kontynuował:
- Długo łudziłem
się, że to coś innego. Ktoś inny. Jednak ostatnie zdarzenia
utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak nie jest. Naprawdę nie wiem
czy mamy jakieś szanse - podniósł rękę uciszając Natsu, który
już się poderwał z miejsca by zaprotestować - Jeśli podejmiemy
walkę możemy ucierpieć bardziej niż byśmy nic nie zrobili.
Jednakże jako rodzic tej naszej nieco patologicznej rodzinki nie
mogę siedzieć bezczynnie, gdy niektóre z moich dzieci są w rękach
wroga - przełknął ślinę - To właśnie dzięki Cana'ie wiemy,
gdzie mają siedzibę. Te karty, które zostawiła zaprowadzą nas
wprost do niej. Teraz musimy zastanowić się nad kolejnym krokiem.
Jak mamy oswobodzić choć jedno z nich nie narażając życia
kolejnego z was.
- No bez jaj -
Natsu nie wytrzymał - Nie dość, że nic nam nie wyjaśniasz to
jeszcze ukrywasz przed nami to gdzie są Cana i Elfmen? Jak to co
mamy robić? To jasne, że zaraz tam idziemy, kopiemy dupsko tym
gościom i ich uwalniamy naszych towarzyszy.
Przez chwilę
zdawało się, że mistrz go zgani ale tylko się uśmiechnął jakby
od porządku był przygotowany na to, że ten zaraz jest gotowy biec
w paszcze lwa.
- Powiedz Natsu,
czy kiedyś udało ci się pokonać Erzę? - spytał.
Salamander zastygł
w bezruchu. Odpowiedź „Nigdy” nie chciała mu przejść przez
gardło. Jednak nie był w stanie też skłamać doskonale wiedząc
jaka przepaść dzieli go i Tytanię.
- Nie rozumiem jaki
ma to związek, mistrzu - zaczął Gajeel - fakt, że nasza ognista
jaszczurka często dostaje od Scarlet kilka siniaków kiedy zbyt się
pcha jest oczywisty ale jaki ma to związek z naszą sytuacją.
- Próbuje
powiedzieć, że tak jak nie wygrywa z nią tak nie ma szans na
wygraną z elitą naszego przeciwnika - założył ręce za plecy
patrząc jakby nieobecnym wzrokiem Salamandra. Nie ma takiej nikt z
nas. Można by to porównać do walki noworodka z wytrawnym
wojownikiem jeśli chcecie porównania.
- No ale ja już
niemowlakiem już nie jestem - zaczął upierać się Natsu, który
najwyraźniej wziął ostatnie słowa starca nazbyt poważnie.
- I ty się
dziwisz, że nie puszczają cię na misje wymagające czegoś więcej
niż nawalanki i niszczenia miasta - załamała się Mira - Tak czy
inaczej, mistrzu - błyskawicznie spoważniała - Wiesz teraz gdzie
jest Elfmen, tak?
- Możliwe -
potwierdził - Ta karta sygnalizuje miejsce pobytu Cany ale z dużą
dozą prawdopodobniej jest tam i on.
- Mogę wiedzieć,
gdzie konkretnie jest to miejsce - spytał Kaishi - Znam kilka wejść
do ich baz ale nie gwarantuje, że są bezpieczne. Może istnieje
możliwość znalezienia słabszego szlaku na mapie jeśli połączymy
nasze wiedzę.
Erza drgnęła
zaskoczona. Przez ostatnie zdarzenia zupełnie zapomniała, że
Kaishi był podwójnym agentem działającym na szkodę wroga. Jeśli
mogli komuś zawierzyć nadchodzące misje związane z wojną to
właśnie on przychodził jej na myśl jako pierwszy.
- Tak przyjdź do
mojego gabinetu za pół godziny, a dowiesz się wszystkiego co
chcesz - powiedział - Teraz przejdziemy do drugiej sprawy. Jest
bardzo infantylna ale muszę teraz znać wasze zdanie na ten temat.
- Tylko nam nie mów
że chodzi ci o ten festiwal Fantazji co miał się odbyć za trzy
dni - zdziwił się Laxus.
- Tak właśnie o
ten - potwierdził Makarov - Może i my mamy większe problemy ale
mieszkańcy naszego miasta zasługują na normalne święto.
Kilka głosów
podniosło się po każdej ze stron mieszając się w niezrozumiały
szum, który trwał dopóki Erza nie wstała z krzesła.
- Też nie chcesz
tej zabawy, tak? - spytał Jellal śledząc ją wzrokiem.
- Nie. Przeciwnie -
zaprzeczyła a na jej twarzy pojawił się melancholijny uśmiech -
Jeśli zaraz mamy wyruszać na najbardziej niebezpieczną wojnę jak
dotychczas to przed wyprawą musimy porządnie uzupełnić siły i
odzyskać naszą radość, którą charakteryzuje się Fairy Tail.
Nie trzeba było
długo czekać by po barze przetoczyła się głośna fala poparcia
dla jej słów.
Leżała na łóżku
wpatrując się w okno naprzeciwko. Była tu już pół dnia i nic
się nie stało. Przyprowadzili ją do tej niby-celi, która bardziej
przypominała pokój gościny i kazali czekać. Było to dość czasu
by poukładać tą nową sytuacje w głowie. Nie spodziewała się
takiego zagrania po przeciwniku. Podając się za Levy bardziej
przepuszczała, że wepchną ją do celi wraz z Elfman'em. Jeśli
chodziło o muskularnego maga to nie miała o nim żadnych
informacji. Trudno było się temu dziwić skoro nie widziała nawet
swego strażnika o ile takowy jest. W sumie mogłaby się cieszyć
spokojem ale raczej by nie brali „Levy” by po prostu tutaj
siedziała. Jak na zawołanie rozległo się powolne pukanie do
drzwi.
- Co za kultura -
prychnęła pod nosem i już chciała podejść i otworzyć swemu
„gościowi” gdy przypomniała sobie, że jest zamknięta od
zewnątrz.
Wzięła głęboki
oddech i czekała słuchając powolnego szczęku zamka. Wkrótce
stanął w nich wysoki, barczysty mężczyzna. O mało nie parsknęła
śmiechem. Mimo muskularnej sylwetki stojący w progu wyglądał
komicznie. Ubrany w coś co mogło być różową skórą jakiegoś
zwierzaka i niewielką zieloną czuprynę pośrodku głowy układającą
się w ideale koło po prostu nie mógł być odbierany przez nią
poważnie.
- Widzę, że już
wypoczęłaś - powiedział, a jego głos przypominał kwilenie
małego dziecka co jeszcze bardziej ją rozbawiło do tego stopnie,
że musiała zamaskować to napadem wymuszonego kaszlu - Myślę, że
możemy przejść do rzeczy. Rytuał „Wielkich Run” bez ciebie
się nie odbędzie.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Pl. Chmura tajemnic
No i wyrobiłam się przed świętami. Planowałam tu umieścić trochę romantycznej Jerzy ale bym się nie wyrobiła. Za to mogę obiecać, że kolejny będzie bardziej skupiał się na naszych parkach. Na koniec życzę wszystkim Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.