Przekręciła się na bok zawijając
się głębiej w pościel. Było jej tak błogo, że nie chciała
jeszcze się budzić. Spałaby dalej gdyby nie pewien cichy, acz
monotonny stukot ze strony okna. W pierwszym odruchu pomyślała, że
to gołębie chodzą po parapecie. Lecz, gdy klamka w oknie
delikatnie skrzypnęła nie miała już wątpliwości, że ktoś
próbuje dostać się do środka.
- Mówiłem, że to bardzo zły pomysł
- krzyknął przestraszony Happy prawie wypuszczając z łapek
Jellal'a., gdy w ułamku sekundy stanęła przed nimi Erza odziana w
zbroje Niebiańskiego Koła celując w nich jednym ze swych mieczy.
- Co wy tu robicie? - spytała
zaskoczona otwierając okno by wpuścić ich do środka.
- To nie moja wina - zaprotestował
szybko Happy - To on chciał do ciebie przyjść. Powiedział, że to
pilne i nie może prosić aby ktoś go z dołu wpuścił. Nie zbijesz
mnie za to, prawda? Ja zmykam. Proszę nie mów Carli, że tu byłem
- to mówiąc jak strzała wyleciał z powrotem zaraz znikając z
pola widzenia.
Niebieskowłosy dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że po raz kolejny znalazł się sam na sam z Tytanią.
Kiedy prosił Exceed'a by go tu zaniósł miał pełen plan działania
w głowie. Teraz wszystkie logiczne schematy jakie opracował jakby
się z niego ulotniły. Dopiero, gdy szkarłatnowłosa delikatnie się
do niego uśmiechnęła
- Coś znowu cię męczy, tak -
bardziej stwierdziła niż spytała.
Zbliżył się do niej o krok chcąc
siłą woli pozbyć się dręczących go wątpliwości. Zasługiwała
na to by wiedzieć, a on był tym, który musi jej to powiedzieć.
Kłopot w tym, że nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa.
Zdał sobie sprawę, że nerwowo rozgląda się na boki.
- Tak, można tak to ująć - poczuł
ulgę, gdy to z siebie wyrzucił.
- Odkryłeś coś? - spytała Erza
wskazując mu gestem by usiadł - Wiesz, że zawsze będę ci się
starała pomóc jak tylko umiem.
- Wiem - powiedział zaciskając dłonie
na brzegach łóżka - Tylko przez to wszystko zrozumiałem, że ja
nie jestem w stanie pomóc tobie.
Te słowa same przeleciały mu przez
usta. Jednak nie zamierzał ich cofać. To była prawda. Przez noc
rozmyślał nad różnymi strategiami wyjścia z tej sytuacji. Miał
doświadczenie wyjęte z wielu bojów z mrocznymi magami ale nawet
one nie pozwalały mu ułożyć sensownego planu. Wydawało się, że
Erza znów go zgani ale jej twarz wyrażała tylko troskę.
- To chyba dręczy każdego z nas -
powiedziała cicho - mi też się wydaje, że nie dam rady ochronić
tych na, których mi najbardziej zależy ale nie mam innego wyboru
jak nie spróbować.
Miała oczywiście rację i miał
ogromną chęć jej to przyznać i wyjść jednak się powstrzymywał.
To co ona uznawała teraz za największe zagrożenie rozbiegało się
z jego pojęciem tego słowa. Wiedział, że to egoistyczne myśleć
tylko o jej dobru skoro wszyscy są zagrożeni ale nie mógł nic na
to poradzić. Znów był jak dziecko, które najchętniej przyjęłoby
na siebie wszystkie jej cierpienia.
- Erza... - zaczął - Jest coś co
musisz wiedzieć. Kaishi odkrył coś więcej podczas tej akcji z..
tymi podejrzanymi naukowcami - zawahał się - Coś co dotyczy
ciebie. Oni ci coś zrobili - dalsze słowa nie były w stanie
przebić się przez jego zaciśnięte gardło.
Jak mógł jej powiedzieć, że wkrótce
może umrzeć skoro jeszcze nie tak dawno zapewniał, że będzie
przy niej. Może to było już po tym jak oni jej to zrobili ale dla
niego byłoby to zbyt żałosne usprawiedliwienie. Ile to już razy
sobie obiecywał, że nie da jej skrzywdzić? Zawsze zawalał
uświadamiając sobie, że nie jest w stanie tego zrobić. Nie ważne
czy działo się to podczas ataku smoków, czy gdy ów demon prawie
ją zabił. Prawie zalała go fala chłodu na samo wspomnienie swej
bezradności i większości obrażeń jakich wtedy doznała. Przez
niego wypłakała tyle nocy kiedy wygnał ją pod wpływem klątwy
Ultear tuż przed tym jak mieli już uciec. To ją złożył w
ofierze. To on nie mógł nic zrobić, gdy umierała. Tak jak wtedy,
tak i teraz był zupełnie bezradny.
- Nie wiem o czym konkretnie mówisz -
zaczęła cicho Erza - ale zapewniam cię, że czuję się dobrze.
Tak byłam po wszystkim nieco otępiała ale to chyba normalne.
- Tylko, że tu wcale nie chodzi o
jakieś pobicie, czy osuszenie - wypowiadając te słowa nie był w
stanie nawet na nią patrzeć - Jesteś pewna, że czujesz się
dobrze?
- Jellal, o co ci konkretnie chodzi? -
odpowiedziała pytaniem - Wiesz, że nie musisz niczego przede mną
ukrywać.
Spodziewał się, że będzie chciała
od niego bezpośredniej odpowiedzi. Jednak czy miał prawo ją teraz
tym przytłaczać? To mogły być jej ostatnie chwile radości. Miała
właśnie uczestniczyć w przygotowaniach do Fantazji. Wielkiego
święta witającego wiosnę w jakiej corocznie uczestniczyło całe
miasto. Kiedy wczoraj zapowiadała, że zajmie się wieloma sprawami
osobiście widział w jej oczach determinacje. To by zrujnowało jej
wszystkie plany. Ironicznie znów to na niej ciążyła największa
odpowiedzialność choć to ona wymagała teraz najwięcej troski.
Choć nikt tego nie okazywał czuł, że większość członków
Fairy Tail liczyła, że sprawi im niezapomnianą zabawę.
- Wszystko ci wyjaśnię - zapewnił -
ale wpierw muszę coś wiedzieć. Kiedy ocknąłem się w tych
lochach jeden ze strażników mówił, że jesteś... jakby... -
zawiesił się na moment by nie dopuścić do drżenia własnego
głosu - odpytywana. Nie mogli cię złamać... Chcieli się czegoś
od ciebie dowiedzieć, tak? Możesz mi powiedzieć co to było?
Spojrzała na niego z widocznym
wahaniem w oczach. To było coś więcej niż niechęć przed
obarczaniem go swymi przeżyciami. Zupełnie jakby zastanawiała się
czy powinna mu powiedzieć to o co spytał. W końcu jednak się
przełamała.
- Chcieli wiedzieć czym jest ostatnie
z sekretnych zaklęć Fairy Tail - jej głos był porównywalny do
szeptu - Sama znam tylko nazwę ale zastosowanie jest tajemnicą,
której wiedzę posiadają jedynie mistrzowie gildii.
- Mówiłaś im, że nic nie wiesz ale
oni nadal cię torturowali - czuł, że zaraz znów ogarnienie go
wściekłość wynikająca z własnej słabości.
- Na takie pytanie wroga jedyną
sensowną odpowiedzią jest milczenie - odpowiedziała twardo -
Niezależnie co o niej wiem. Tajemnica musi pozostać tajemnicą.
Zdawał sobie sprawę, że za wszelką
cenę chce chronić swoją gildię ale czasem jej zachowanie było
wręcz absurdalne. Była gotowa na śmierć zamiast wypowiedzenia
prostego „Nie wiem”. Choć ją rozumiał troska o jej dobro była
znacznie większa.
- Erza przecież to było.. - zaczął.
- To chyba nie o tym chciałeś ze mną
porozmawiać - przerwała mu.
Tak teraz była o wiele pilniejsza
sprawa do przekazania, a on musiał w końcu zdobyć się na odwagę
by wyznać jej prawdę o tym co naprawdę tam się stało.
Idąc ciemnym, murowanym korytarzem
Cana starała się wymyślić jakiś plan, który pozwoli jej uzyskać
nieco czasu. Zdawała sobie sprawę jak niebezpieczna jest gra, którą
właśnie toczy ale nie miała innego wyboru jak ją kontynuować.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy nie była tak silna jak Erza,
czy Mirajane choć była córką niewiarygodnie potężnego maga.
Kiedyś strasznie ją to dręczyło ale od jakiegoś czasu zupełnie
przestało obchodzić.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział
jej strażnik, gdy przekroczyli próg jakiejś sali - Pamiętaj, że
będziesz obserwowana za wszystkich stron.
- A ty pamiętaj, że potrzebujemy jej
żywej, więc nie przeginaj jeśli chodzi o siłowe zmuszenie do
współpracy - nieoczekiwanie pojawił się przed nimi znacznie
niższy osobnik o krótkich kręconych, czarnych włosach i
niepozornej budowie ciała lecz już pierwszy rzut oka wystarczył,
żeby stwierdzić jego ponadprzeciętną magiczną moc - Najlepiej by
ta panienka sama zechciała z nami współpracować.
- A jeśli panienka nie zechce to co -
spytała Cana przedrzeźniając jego ton głosu.
Porlyusica sortowała właśnie
najnowsze zioła, które zbierała nad ranem. Aktualnie nie były jej
potrzebne ale wiedziała, że po festiwalu zacznie się sezon na
liczne alergie, a ona wolała mieć już leki w pogotowi by głośni
magowie nie przesiadywali w jej gabinecie. Teraz ich towarzystwo było
podwójnie niepożądane. Musiała się skupić by znaleźć sposób
na sprowadzenie Heartofili do normalnego stanu i czegoś co by
pomogło na amnezje Levy. Tą pierwszą miała przy sobie cały czas
o ile tak można nazwać trzymanie jej w skrzydle szpitalnym. Teraz
na jej prośbę czuwali przy niej Gromowładni, którzy niechętnie
odłączyli się od Laxusa by jej pomóc. No może poza jednym
wyjątkiem. Bicxlow od razu przystał na to bez najmniejszego
sprzeciwu. Mówił, że faktura drewna, które pokrywa ciało Lucy
jest taka sama jak to z którego składają się jego „dzieci”,
jak miał w zwyczaju określać twory swej magii, a zarazem jedyne
„coś” poza drużyną i Laxus'em o które się troszczy. Mieliła
właśnie ziarna magicznego kakaowca, gdy do jej samotni wbiegł
Freed trzaskając przy tym drzwiami, a zaraz po nim Evergreen.
- Mamy dobre wieści - powiedział
zielonowłosy ignorując karcące spojrzenie medyczki - Lucy
powróciła do normalności.
- Jak to - zaskoczona tymi informacjami
Porlyusica natychmiast zaczęła wciągać na siebie czysty fartuch -
To nie było zaklęcia, które może przeminąć od tak.
Wbiegła wraz z nimi do pomieszczenia
dla przewlekle chorych. Blondwłosa czarodziejka rzeczywiście była
już wolna od drewnianej skorupy i teraz półprzytomna leżała na
łóżku wpatrzona w sufit, a obok niej siedział Bicxlow. Odruchowo
oceniła wzrokiem jej stan. Miała otępiałe spojrzenie ale
wyglądała bardziej na zmęczoną niż chorą co było dość
pocieszające.
- Słyszysz mnie - spytała stając nad
nią i nakładając słuchawki - oddychaj spokojnie - poleciła.
Odpowiedziało jej delikatne kiwnięcie
głową. To niewiele ale wystarczyło by stwierdzić, że jest
kontaktowa. Teraz musiała odpoczywać co jej niezwłocznie poleciła
dając wzrok pozostałym by wyszli. Kiedy już się wyśpi będzie
miała więcej sił by odpowiedzieć na kilka najważniejszych pytań.
Sama została przy niej dopóty nie zasnęła po czym ruszyła
powiadomić o wszystkim mistrza i pozostałych o przebudzeniu ich
towarzyszki.
Nie spodziewał się, że przyjmie to
tak dobrze. Nie wykazywała żadnych oznak lęku, czy tego by choć
minimalnie to ją wstrząsnęło. Gdyby mu powiedziano, że jego
własna magia wypala go od środka z pewnością nie zachowałby tego
stoickiego spokoju jaki ona teraz demonstrowała. Teraz razem z nią
szukał na strychu dekoracji na zbliżające się wielkimi krokami
święto.
- Na pewno wszystko w porządku -
upewnił się po raz któryś - Jeśli coś jest nie tak to mogę sam
się zająć znalezieniem reszty bibelotów.
- Naprawdę - potwierdził po raz wtóry
- Nie musisz się tak martwić. Wystarczy, że się wzmocnie na tyle
by to mi nie zaszkodziło. Przecież i tak planowałam trenować.
Był pewny, że to coś więcej niż
może załatwić zwykły trening ale z drugiej strony już nie raz go
zaskoczyła swą siłą. Właściwie nie wiedział jakie konkretnie
treningi preferuje i nie mógł ocenić tego, czy to co zrobi będzie
skuteczne. Nic jednak nie było w stanie przebić się przez fale
jego zmartwień. Czy ta sama osoba, która teraz z impetem
przerzucała kartony mogła wkrótce tak po prostu zniknąć z jego
życia. Kaishi wyraźnie mu powiedział, że jeśli się do niej
zbliży powinna przez jakiś czas pozostać bezpieczna, blisko
przyjaciół. Na jego szyi zaciskał się niewidzialny sznur na samą
myśl co się stanie jeśli tego nie zrobi. Erza martwa. Erza w
lochu. Erza torturowana. Erza otoczona przez oprawców. Erza w
miejscu o którym nikt nie ma pojęcia. Te
wizje ciągle przewijały mu się przed oczami.
- Ty za to nie
wyglądasz najlepiej - zauważyła - Znów obarczasz się winną za
wszystko co się wokół nas dzieje? - spytała zaprzestając na
chwilę poszukiwań.
- Po prostu się
boję się, że coś ci się stanie - zdecydował się na szczerość
w swych uczuciach, a to że byli tu sami zdecydowanie mu to ułatwiało
- czasami - zacisnął pięść - nie wiesz co pokrzyżuje ci plany,
gdy już jesteś pewny, że znajdziesz się na upragnionej wolności.
- Tak nie wiemy -
Erza wiedziała do czego zmierza - ale czy to znaczy, że mamy się
zawczasu poddawać z lęku przed nieznanym?
- Nie. Oczywiście,
że nie ale... zupełnie nie rozumiem czemu tak bardzo we mnie
wierzysz - sam nie wiedział czemu to mówi - Przecież jestem takim
nieudacznikiem.
Czuł na sobie jej
intensywne spojrzenie. Spodziewał się, że zaraz zacznie wpajać mu
niedorzeczność jego słów ale zamiast tego zrobiła najmniej
oczekiwaną rzecz. Przytuliła go. Czuł na sobie ciepło jej ciała,
gdy go obejmowała. Choć miał spore wyrzuty sumienia ze względu na
tę nieoczekiwaną bliskość nie chciał tego przerywać. To było
takie przyjemne. Ciepło jej ciała działało tak kojąco, że nawet
nie zdał sobie sprawy jak sam ją objął.
- Lepiej? - spytała
cicho po jakimś czasie, gdy tak stali.
- Tak - przyznał
czując się znacznie lżej niż przed chwilą.
Może właśnie
tego potrzebował. Bezwarunkowej bliskości drugiej osoby, które wie
co czuje. Nie potrzebował kolejnych rozmów, które i tak nie
rozwiążą jego problemów. Niechętnie oderwał się od niej
uświadomiwszy sobie, że za chwilę może dać się ponieść
chwili. Mimo to czuł przewrotne uczucie szczęścia. Takie momenty
jak ten były dla niego niezwykłą rzadkością choć wiele osób
zwracało mu uwagę, że przesadza z samokaraniem. Uśmiechnął się
pod nosem. Może faktycznie miał coś z emo.
- Możesz się
upierać przy czym chcesz ale ja naprawdę lubię spędzać z tobą
czas - wyznała niespodziewanie Erza - Jesteś pierwszym przyjacielem
jakiego miałam i nic tego nie zmieni.
Zauważył, że
teraz na niego nie patrzy. Jej wzrok był skierowany w przeciwną
stronę, a jej pliczki wydawały się być delikatnie zaróżowione.
Mu też zrobiło się dziwnie gorąco. Zwykle do tej pory ktoś im
przerywał lub on sam tchórzył i uciekał. Teraz wcale nie
zamierzał. Zrozumiał, że on też tęsknił za normalną przyjaźnią
jaka łączyła za dziecka. Skoro ona to zaakceptowała to czy i on
nie powinien z tego skorzystać.
- Całkiem dużo tu
tego macie - zauważył że humor całkiem mu dopisuje - Wiem, że to
wiekowa gildia ale nie spodziewałem się, że niczego nie
wyrzucacie.
- Nie spodziewałam
się, że po kilku nocach u Natsu będzie ci dokuczał jakikolwiek
inny bałagan - zaśmiała się.
- Tak po prawdzie
wcale u niego nie byłem - przyznał się - Ostatnio ciężko mi
zasnąć - dodał by się jakoś usprawiedliwić przed jej karcącym
spojrzeniem.
- I męczysz przy
okazji Happy'ego - pokręciła z dezaprobatą głową po czym
spojrzała na niego znacząco - Chyba nie spędzasz całego tego
czasu na próbach włamania - zażartowała.
Może przez to, że
wcale nie była na niego zła sprawił, że wcale się nie odczuwał
teraz potrzeby zapadnięcia się pod siebie choć trafiła z tym
prawie w stu procentach. Rzeczywiście zbyt często wykorzystywał
Happy'ego by obserwować ją podczas snu. Jak tego nie robił włóczył
się po okolicy szukając, z jak to mówi Meredy, maniakalną chęcią
czegoś podejrzanego w jego braku. Prawda była taka, że faktycznie
nie mógł się uspokoić póki nie był w stu procentach pewny, że
okolica jest bezpieczna. Nawet
nie zauważył, gdy rozmowy zeszły na propozycje dotyczące zabaw
podczas festiwalu.
- Może jakieś walki pod publikę - rzucił zdejmując
starą płachtę by zobaczyć czy kryje się pod nią coś
interesującego - goście wybierali by kto ma z kim walczyć...
- Wybrali by Natsu i Gray'a bo to ulubiony duet
większości naszych zleceniodawców co od razu by zmieniło święto
w pobojowisko - skomentowała z uśmiechem - ci dwoje nie znają
określenia „spokojny pojedynek”.
Jellal już jej nie słuchał. Jego wzrok był utkwiony
w starym, zakurzonym lustrze. Jego odbicie spoglądało na niego
wzrokiem pełnym nienawiści. Wręcz usłyszał dudnienie własnego
serca, gdy te uniosło rękę i wskazało znamię zakrywające pół
jego twarzy uśmiechając się przy tym kpiąco.
- Wiesz skąd i dlaczego to masz? - spytało.
Mimo strachu mieszanego ze złością zaciekawienie
wzięło nad nim górę. Nigdy się nie zastanawiał nad jego
znaczeniem. Miał je odkąd sięgał pamięcią. Dla niego było
czymś tak naturalnym, że nie wyobrażał sobie swojego wyglądu bez
niego.
- Na twoim miejscu poszukałbym na ten temat informacji
jeśli wciąż upierasz się, że jesteś dobry i nie skrzywdzisz już
najbliższych - zaśmiało się odbicie.
Poczuł jak jego ciało robi się ciężkie. Nie miał
wątpliwości o kogo konkretnie może mu chodzić. Lubił zarówno
Meredy jak i Ultear, miał ciepłe uczucia do Millianny i członków
Fairy Tail ale istniała tylko jedna osoba bez której nie wyobrażał
sobie dalszej przyszłości dla świata. Erza. Gdy zniknęła na te
siedem lat każdy dzień nie różnił się od poprzedniego. Owszem
walczył z poplecznikami Zeref'a ale czynił to bardziej odruchowo i
beznamiętnie. Zupełnie jakby był ponownie marionetką
wykorzystywaną do walki z mroczną magią. Miał świadomość
samego siebie ale niewiele myślał nad, tym co robi. Było to tak
straszne doświadczenie, że nie chciał nawet tego wspominać. Nie
kiedy ona jest przy nim.
- Wszystko dobrze? Nagle zrobiłeś się strasznie blady
- czuły głos szkarłatnowłosej wyrwał go z otępienia w które
wpadł - Może zróbmy przerwę i tak siedzimy tu już z godzinę.
Nie stawiał oporu, gdy zaczęła ciągnąć go w stronę
wyjścia. Ostatni raz rzucił spojrzenie w stronę lustra ciekaw
czemu na nie nie zareagowała. Wyglądało normalnie.
Gajeel nigdy nie czuł się tak rozerwany jeśli chodzi
o swoje uczucia. Z jednej strony wypełniała go troska i strach
spowodowane stanem Levy. Po prostu nie mógł jej zostawić samej.
Była fizycznie słaba, a przez amnezje nie sposób było przewidzieć
na jaki pomysł zaraz wpadnie. Z drugiej były radość i
podekscytowanie bo oto znalazł się w ich posiadaniu artefakt mogący
być wskazówką, gdzie teraz znajdują się smoki i czemu znikły.
Najchętniej poszedłby za ciosem i wyruszył w podróż jednak nie
miał komu przekazać opieki nam niebieskowłosą. Jet i Droy byli z
nią blisko ale ich siła była tak żałosna, że wątpił by wróg
zdał sobie sprawę z ich obecności jeśli doszłoby do walki. Teraz
ta dwójka kręciła się koło drzwi udając strażników co
wyglądało tak komicznie, że aż korciło go by udać teoretycznego
włamywacza tylko po to by z sadystyczną przyjemnością patrzeć na
ich reakcje. Rozmyślania przerwał mu cichy stukot w okno.
- Witaj, Lily - powitała czarnego kota Levy wpuszczając
go do środka.
- Mam dobre wieści - oznajmił Exceed lądując na
stole.
- Czyżby mistrz dowiedział się jak otworzyć to
pudełko? - zainteresował się od razu Gajeel lecz ku jego
rozczarowaniu ten pokręcił tylko przecząco głową.
- Nie - zaprzeczył - Lucy wreszcie wróciła do normy.
Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć w końcu się
przyjaźnicie - zwrócił się ku McGarden.
Natsu biegł korytarzem tak szybko na ile pozwalały mu
nogi tratując przy okazji minione osoby. Był napalony i szczęśliwy.
Przed chwilą była u nich Carla i powiedziała, że Lucy przebudziła
się ze swej „drewnianej hibernacji” jak to sam określał stan w
którym się znalazła. Miał jej tyle rzeczy do powiedzenia, tyle
się wydarzyło, że nie wiedział od czego ma zacząć.
- Witaj, Lucy - wykrzyczał wpadając do skrzydła
szpitalnego tak gwałtowanie, że prawie przygniótł drzwiami
Porlyusice niosącą blondynce leki.
- Ile razy wam mam powtarzać - rozgniewała się
medyczka - Nie toleruje tłumów to przeszkadza pacjentom.
- Ale przecież Happy został z... - zaczął nie
wiedząc o co się go czepia, gdy jego wzrok padł na trojkę
Gromowładnych stojących przy łóżku na, którym siedziała Lucy.
W życiu było wiele rzeczy, których nie pojmował. Na
przykład czemu czasem zabraniano mu od razu stłuc przeciwnika.
Przecież informacje może zbierać podczas walki. Czemu niektórzy
tak bardzo ukrywają swoje uczucia do innych. Nie lepiej od razu
powiedzieć na czym się stoi? Nie lubił też, gdy kazano mu „myśleć
logicznie” to było strasznie trudne. Jednak nigdy by nie
przepuszczał, że oni jako pierwsi się przy niej zjawią.
- Już tak z wami źle, że Laxus'a mylicie z kobietą -
zażartował - Kto jak kto ale ty Freed powinieneś od razu poznać,
że źle trafiliście.
- Och dorośnij wreszcie - zbeształa go Evergreen -
Byliśmy przy niej, gdy to obejmujące ją zaklęcie minęło, więc
jej od tak nie zostawiliśmy.
- No ale i tak mamy postęp - zauważył Freed -
pierwszy raz słyszę jak używasz słowa „kobieta”.
- Niestety nie w odniesieniu do ciebie dziewczynko -
odgryzł się.
- Też się cieszę, że cię widzę - szepnęła cicho
Lucy przypominając o swojej obecności.
- No ale czy nie mam racji? - Natsu najwyraźniej utknął
w tej sprawie - On jest strasznym dziwakiem, a w dodatku ta komiczna
fryzura...
Nim ktokolwiek się spostrzegł zaczął wygłaszać
długi monolog o sposobie uczesania poszczególnych członków
gildii. Erza często zmienia swój wraz z zbroją. Gajeel to chyba
grzebienia od urodzenia nie widział. Podoba mi się kucyk Miry.
Ciekawe skąd Mavis ma te skrzydełka we włosach. No właśnie
apropo skrzydeł chciałbym mieć swoje. Ame ma, a ja nie to
niesprawiedliwe przecież też jestem smoczym zabójcą.
- No ale chyba zmieniam temat - podrapał się w
tył głowy jakby dopiero teraz zauważył, że od blisko piętnastu
minut gada o włosach.
- Nie przejmuj się nikt nie zauważył - rzuciła
sarkastycznie Lucy.
- O to super - ucieszył się Natsu nie po raz pierwszy
nie rozróżniając sarkazmu, a po głębszym zamyśleniu dodał - A
tak właściwie to co tam się stało? Wtedy, gdy zmieniłaś się w
drewnianą rzeźbę. Statek był cały w korzeniach ale to nie
pachniało jak robota demona.
- Bo to ja zrobiłam - głos Lucy był dziwnie smutny -
Myślałam, że mogę od tak powtórzyć opisaną w książce
technikę - podkuliła pod siebie kolana - Co ja sobie myślałam?
Tam są opisane potężne zaklęcia, a ja nawet nie kwalifikuje się
do klasy S. Jestem żałośnie słaba.
- Jak dla mnie wyglądało całkiem kozacko -
skomentował smoczy zabójca - Fakt trochę kiepsko skończyłaś ale
teraz jesteś znów normalna, więc się nie ma czym przejmować.
- Wiem o mistrzyni Marmaid Heel i Beth - to nie był
nawet szept, gdyż z jej ust ledwie cokolwiek się wydobywało i to
tak ciche, że nawet Natsu z trudem to usłyszał.
W pomieszczeniu na kilka minut zapanowała grobowa
cisza. Wszyscy wiedzieli, że to prawda i żadne słowa nie
zaprzeczą, że stała się tragedia. Po policzkach Lucy spłynęło
kilka łez i chyba właśnie to ocuciło Natsu.
- Musieliście jej to powiedzieć? - warknął -
przecież wiecie jaka ona jest...
- Wcale nie musisz mnie ciągle chronić Natsu - smoczy
zabójca spojrzał na nią zaskoczony.
- Ale przecież ty... - zaczął.
- Wciąż wpadam w tarapaty - przerwała mu - To właśnie
chciałeś powiedzieć, prawda? - zaśmiała się cicho na widok miny
salamandra - Nie musisz nic mówić - kontynuowała - Ta wojna jest
inna niż nasze dotychczasowe starcia. Nie możemy działać tak jak
dotychczas.
- Czyli chcesz iść na trudniejszą misję -
wywnioskował różowowłosy - To może być ryzykowne ale Happy
raczej nie będzie miał problemu z zabraniem jakiegoś zgłoszenia
klasy S tylko czy Erza nas nie pozabija. Ostatnim razem cudem nam się
upiekło.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz - w głosie Lucy dała
się słyszeć złość - Powiem to tak byś zrozumiał - wzięła
głęboki oddech - Odchodzę z drużyny.
Carla siedziała na ganku gildii obserwując poczynania
Gray'a. Mag lodu uparł się, że do początku Fantazji opanuje ową
technikę poleconą mu przez mistrza. Szło mu o wiele lepiej, gdy w
pobliżu nie było wodnej czarodziejki. Juvia wraz z Wendy wybrały
się na małą misję. Nie miała powodu do zmartwień, gdyż
dotyczyła ona jedynie posprzątania pobojowiska na łące w
sąsiednim miasteczku. Ktoś tam za bardzo zabalował i zapomniał po
sobie posprzątać. Upiła kolejny łyk i właśnie wtedy dotknęła
ją kolejna wizja.
Na wielkim zegarze katedry widniała dwudziesta druga
godzina. Festiwal trwał w najlepsze. Nocne niebo nie było zmącone
nawet najmniejszą chmurką co sprawiło, że wszystkie gwiazdy były
doskonale widoczne. W tłumie świętujących Natsu i Gray prowadzili
kolejny zatarg by chwilę później drżeć ze strachu w swoich
ramionach, gdy Erza zgromiła ich karcącym spojrzeniem. Happy prosił
Lisannę by wygrała dla niego największą rybkę, a mistrz zabawił
Asukę powiększając do granic możliwości tors i ręce przy czym
p[rawie dwukrotnie zmniejszając nogi. Natomiast Gajeel w duecie z
Kaishim starał się coś zagrać ale reakcje na to były dalekie od
ideału co jednak nie psuło dobrej atmosfery. Wszyscy się śmiali,
tańczyli, grali...
Wizja się zmieniła. Wskazówki zegara zatrzymały
się na północy, gdy cała wieża leżała powalona na ziemię w
językach ognia. Zewsząd dochodziły odgłosy paniki. Widziała
zwłoki ludzi leżące na ulicy. Niewielkim pocieszeniem było to, że
nie rozpoznawała w nich nikogo ze swych znajomych. Jakaś
zakapturzona, ciemna postać obserwowała to z wyraźną satysfakcją.
- Zdecydowanie za łatwo oszukać te wróżki.
Znów zmiana. Chwilę potem ciemna postać była na
polanie. Powoli zbliżała się do dwójki stojących tam postaci.
Dopiero po chwili ich poznała. Erza i Jellal. Niebieskowłosy mag
ostrożnie zmniejszał odległość między sobą, a Tytanią.
- Erza, przepraszam za to co się stało wtedy, gdy
ponownie się spotkaliśmy - zaczął - nie powinienem był wtedy cię
okłamywać.
- Nie szkodzi - odparła - Już dawno zaakceptowałam
twoją decyzję. Nie ma problemu możemy być przyjaciółmi -
uśmiechnęła się melancholijnie.
- Tylko, że ja nie dlatego powiedziałem o
narzeczonej - w głosie Jellal'a słychać było determinacje -
powiedziałem tak dlatego, że uważam, że nie jestem cię godny.
Nadal tak sądzę. Zrozumiałem jednak, że nie mogę uciekać przed
prawdą. Kocham cię, Tytanio.
Erza zachwiała się pod wpływem tych słów ale
szybko odzyskała równowagę. Na jej zaróżowionej twarzy widniał
uśmiech.
- Ja też cię kocham - odparła wtulając się w
niego - Nawet nie wiesz jak bardzo...
Ich usta złączyły się w pocałunku i to właśnie
wtedy z ręki zakapturzonej postaci wystrzelił promień, który
trafił szkarłatnowłosą w plecy. Z jej ust wydobył się cichy jęk
kiedy osunęła się w ramiona niebieskowłosego.
Ktoś klepał ją po policzku. Otworzyła oczy i
zobaczyła nad sobą twarz Gray'a. Zrozumiała, że zemdlała. Nigdy
wcześniej jej się to podczas wglądania w przyszłość nie
zdarzyło.
- No jesteś - odetchnął z ulgą - Nie mogłem cie
dobudzić. Na szczęście zauważyłem Happy'ego i Lisannę to
posłałem ich po Wendy. Kurczę... niezbyt dobrze znam się na
pierwszej pomocy.
Faktycznie czuła się dość słabo. Zupełnie jakby
coś zabrało jej większość sił. Zaparła się na łapkach
ostrożnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Miałam wizję - powiedziała czując drżenie
własnego ciała - Dotyczyła zbliżającego się festiwalu.
Wtedy słońce przysłoniły dwa cienie. Lisanna w
formie łabędzia oraz Happy z przestraszoną Wendy wylądowali tuż
przed nimi. Z twarzy młodej smoczej zabójczyni biła troska. Gray w
ostatniej chwili odsunął się na bok, gdy biegła do przyjaciółki.
- Dopiero co ją dobudziłem - poinformował ją ale
praktycznie go zignorowała.
Ledwie się zorientował, a już klęczała przy kotce
przekazując jej część swojej energii. Wiedział, że informacja o
omdleniu jej partnerki musiała ją nieźle wystraszyć. Zwłaszcza
po tym co się ostatnio działo. On sam nie był pewny czy to kolejny
atak, czy coś podobnego co spotyka od jakiegoś czasu Erzę.
Skłamałby, gdyby powiedział, że nie miał pietra przed staniem
oko w oko z kimś od ich nowych wrogów. Na dodatek to co powiedziała
Carla. Kolejna wizja przyszła im z ostrzeżeniem. Kłopot w tym, że
zawsze dotyczyły one nieciekawych spraw i jeszcze nigdy nie udało
im się w pełni temu zaradzić.
Jej pytanie pozostało bez odpowiedzi ale tego mogła
się spodziewać. Nie mieli do czynienia przecież z byle kim, kto od
razu rozpowiada o swych zamiarach. Została wprowadzona do okrągłej
sali pośrodku której stał wysoki skalny monument. Był on
podświetlony jasnoniebieskim światłem. Dopiero po chwili
zorientowała się, że pod pochłoniętymi mrokiem ścianami stoją
zakapturzone osoby. Sekta jak nie patrzeć. Przemknęło jej
przez myśl, gdy wzrokiem oceniała pomieszczenie. Na pewno nie byli
debilami pokroju Natsu, którzy zostawiają najważniejsze drzwi
otwarte ale być może istniał jakiś słaby punk, który mogłaby
wykorzystać by ugrać na czasie. Nie, na pewno nie da rady uciec ale
może spróbuje uszkodzić ten monument. Wyglądało na to, że jest
sercem tego rytuału. Skoro jest ważny dla planów wroga w jej
intencji powinno leżeć zniszczenie go.
- Ile jeszcze energii potrzeba by zebrał odpowiednią
moc? - spytał niższy z jej strażników.
- Tylko tysiąc jednostek - zza monumentu wyłonił się
garbaty staruszek najpewniej robiący tu za profesora - To niewiele i
pewnie w ciągu dziesięciu minut będziemy mieć komplet.
Niski mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
- Tak to niewiele ale jak dla kogoś kto ma czas do
stracenia - skinął na mięśniaka - Złóż ofiarę. Gość już
zrobił swoje i do niczego nam się nie przyda.
To się stało bardzo szybko. Cana obserwowała jak
blisko setka zakapturzonych postaci w kilka sekund otacza staruszka.
Wypowiedzieli kilka słów w języku, którego nie zrozumiała, a gdy
się odsunęli nie było już naukowca tylko mała kulka światła,
która powoli wtapiała się w ów pomnik.
Erza pomagała Mirze przy ciastach. Było nie lada
wyzwaniem w trzy dni przyszykować przysmaki dla całego miasteczka i
możliwych gości z innych. Białowłosa usilnie starała się
pokazać po sobie, że wszystko jest dobrze. Wiedziała, że chodzi o
Elfman'a. Ta niepewność czy go zabili, czy jest gdzieś
przetrzymywany była najgorsza. Sama, aż za dobrze wiedziała jak to
jest, więc nawet nie próbowała jej pocieszyć. Musieli jednak
odzyskać za wszelką cenę chęć do życia i walki, która w wielu
już przygasła. Jakiś czas temu Jellal powiedział jej, że musi
poszukać informacji na temat, którego nie chciał jej zdradzić.
Poleciła mu, więc księgozbiór Levy wiedząc jak wiele zabytkowych
ksiąg posiada przyjaciółka. Przystał na to prosząc ją by do
czasu jego powrotu trzymała się blisko przyjaciół. Zgodziła się
zostać w gildii nie chcąc dawać mu kolejnych powodów do
zmartwień. Zastanawiało ją tylko czemu zechciał szukać
informacji na ów temat tak nagle. Kiedy przeszukiwali strych nic nie
zapowiadało by coś takiego planował. Mając nadzieję, że później
wszystko wyjaśni wypłukała porcję truskawek i podała ją
Mirajane, która właśnie kończyła ubijać krem.
- No ja nie wierzę - drzwi otworzyły się z głośnym
trzaskiem i stanął w nich wściekły Natsu - Po prostu nie
wierzę...
- To ja nie wierzę - Mirajane z donośnym brzdęknięciem
odstawiła miskę na blat, a wokół niej pojawiła się demoniczna
aura - Obiecałeś nie zostawiać Lisanny samej, a jakoś nie widzę
by przyszła tu z tobą - wytknęła mu.
- No ale - Natsu znieruchomiał ze strachu jakby
zapomniał o tym, że jeszcze przed niecałą minutą wpadł tu
nabuzowany i gotowy na wszystko. - przecież jest z nią Happy -
starał się usprawiedliwić.
- Wiedziałam, że nie powinnam ci ufać - warknęła i
wyszła kierując się do akademika - Erza przypilnuj ciast zaraz
wrócę tu z siostrą i kocurem - tym razem to ona trzasnęła
drzwiami.
Erza pokręciła głową jakby komentując tym całe to
zajście. Ostatnio charakter jej przyjaciółki drastycznie skakał z
anioła do demona i odwrotnie. Teraz gdy zabrakło wśród nich
Elfman'a całą troskę przelewała na młodszą siostrę będąc
przy tym wyjątkowo przewrażliwiona na jej punkcie. Niestety przez
to najczęściej obrywało się Natsu, który wyraźnie starał się
by jego kontakty z Lisanną były takie jak przed tą aferą z
wysłaniem jej do Edolas. Spojrzała na niego i od razu się
domyśliła, że to nie kolejny z głupich fochów smoczego zabójcy.
- Lucy - rzucił - To się stało.
- Słyszałam, że znów jest sobą - uśmiechnęła się
delikatnie starając się go rozgryźć - Miałam do niej iść ale
Jellal poprosił bym zaczekała tu na niego, aż nie wróci. Chyba
nie chcesz powiedzieć, że jej stan jest krytyczny - zatroszczyła
się.
- Chyba wszystko z nią dobrze - wzruszył niedbale
ramionami co dało jej do zrozumienia, że nie chodzi tu o stan
zdrowia blondynki - Wkurza mnie to co powiedziała.
To jeszcze bardziej zaniepokoiło Tytanię. Nats'owy
termin „wkurzający” i jego warianty były, jeśli chodzi o
członków ich gildii, zarezerwowane prawie zawsze dla Gray'a. Nigdy
jeszcze nie zdarzyło się by objął nimi sprawę dotyczącą Lucy.
- Natsu co się stało? - spytała nadzwyczaj łagodnie
- Z nas wszystkich wiesz najlepiej, że nie warto niczego dusić w
sobie.
Smoczy zabójca wziął głęboki oddech i powiedział:
- Lucy odeszła z naszej drużyny.
Jellal zastukał w drzwi prowadzące do pokoju McGarden.
Dość szybko otworzył mu je Gajeel. Zauważył delikatne
podkrążenia pod oczami smoczego zabójcy co świadczyło o tym, że
nie spał zbyt dobrze i wystarczająco długo.
- Pomyliłeś pokoje... Erza mieszka piętro wyżej -
przewiał go - A myślałem, że to ja się nie wysypiam.
- Wiem - odpowiedział szybko nie przywykłszy do takich
żartów - przyszedłem poszukać informacji. Erza mówiła, że Levy
ma sporo ksiąg o różnych dziedzinach klątw.
- Musisz sam ją spytać - odparł gestem zapraszając
go do środka - Tylko jej nie przemęczaj bo będę musiał coś ci
się przestawić.
Sam przed sobą musiał przyznać, że był pod nie
małym wrażeniem, gdy zobaczył bogaty księgozbiór Levy. Pokój
drobnej czarodziejki był istną biblioteką o rozmiarach, których
sam król mógłby pozazdrościć. Przez moment błądził, aż
dotarł do niewielkiej części robiącej za sypialnie. Na łóżku
leżała młoda czarodziejka czytając książkę. Była tak
pogrążona w lekturze, że dopiero gdy odkrzyknął zwróciła na
niego uwagę.
- Znamy się? - spytała lustrując go badawczym
spojrzeniem - Skoro Gajeel-sama cię wpuścił to musisz być po
naszej stronie choć tego nie pamiętam.
Pokiwał tylko głową. Nie za bardzo wiedział jak ma
zacząć. Wszystkich członków Fairy Tail znał głównie z
opowieści Erzy rzadko kiedy decydując się zamienić więcej słów
z kimś poza nią. Jedynie to, że nie chciał jej obarczać tym co
zobaczył w lustrze sprawiło, że nie poprosił by mu towarzyszyła.
To dużo bardziej ułatwiłoby tę rozmowę.
- Milczysz, coś jest nie tak - to było bardziej
stwierdzenie niż pytanie - mam sporo książek może tam znajdziesz
odpowiedź na swe problemy - zasugerowała jakby czytając w jego
myślach.
Pokiwał tylko głową słysząc za sobą
charakterystyczny śmiech Gajeel'a. Poczuł się głupio. On, członek
Crime Sociere zwalczający od siedmiu lat mroczne gildie miał teraz
problemy z najbardziej błahymi sprawami. Jeśli nie będzie potrafił
tego w sobie zwalczyć może narazić innych na niebezpieczeństwo.
Szedł wzdłuż półek przypatrując się tytułom na okładkach.
Żaden nie mówił mu by właśnie w tej książce mógł odkryć
przydatne informacje. Czas leciał nieubłaganie, a on nadal nie mógł
niczego znaleźć.
- Gościu co jest z tobą nie tak - wychowanek
Metalicany przyciągną siłą odwrócił go w swoją stronę, gdy
chciał sięgnąć po książkę zatytułowaną „Moje
przekleństwo” - Nie wiem, czy wiesz ale od pół godziny
stoisz w dziale poświęconym romansom.
Twarz Jellal'a poczerwieniała, gdy dotarł do niego
sens tych słów. Faktycznie na szczycie półki była przyczepiona
informująca jaki typ książek się na niej znajduje.
- Czyżbyś szukał czegoś co pomoże ci odkręcić ten
kit z narzeczoną? - drążył czarnowłosy - Spokojnie coś czuje,
że ona wie, że powiedziałeś tak dlatego by wciąż być
największym Emo jakie zna ten świat.
- Nie, to nie dlatego - zaprzeczył - Po prostu nie
jestem jej godzien - sam nie wiedział czemu mu się z tego zwierza.
- A co ja mówię. Emo z ciebie i tyle - skwitował
Gajeel po czym klepnął go w ramie - Chodź przejdziemy się i może
przy czymś mocniejszym łatwiej będzie wydusić z ciebie co
faktycznie leży na twojej wątrobie.
Natsu biegł ile tylko miał sił w nogach. Ledwie
zaczął z Erzą rozmowę na temat Lucy, Szkarłatnowłosa
twierdziła, tak jak on, że to dziwne ale najlepiej jest dać jej
teraz trochę czasu, gdy powróciła Mirajane, że Lisanny nie ma w
akademiku. Wiedział, że nic jej nie jest. Słodki zapach lasu,
który wydzielała dobiegał wprawdzie ze skrzydła szpitalnego ale
nie czuł od niej żadnej choroby. Musiał jednak jak najszybciej
znaleźć się przy niej by uratować swój tyłek. Była znacznie
mniejsza szansa, że Mirajane urwie mu tyłek, gdy będzie w
towarzystwie jej młodszej siostry. Uważał, że traktuje go
niesprawiedliwie. Przecież powiedział, że jest teraz pod czujnym
okiem Happy'ego, którego uważał za bardzo dobrego stróża.
- Musicie mi pomóc - krzyknął wbiegając do
medycznego pomieszczenia - o nie ma już tu świty Laxusa - dodał
typowo dla siebie błyskawicznie zmieniając temat.
Wszyscy byli na tyle przyzwyczajeni do jego energicznego
zachowania, że pozostało to bez komentarza. Tylko Lisanna
uśmiechnęła się do niego najwyraźniej wiedząc w czym tkwi jego
obecny problem. Siedziała na krześle pomiędzy łóżkiem na którym
odpoczywała Carla, a tym na którym siedziała Lucy. Poczuł się
dziwnie kiedy na nią spojrzał. Wyglądała dużo lepiej niż dwie
godziny temu, kiedy rozmawiali po raz ostatni. Jej twarz odzyskała
kolory, a po zmęczeniu nie było prawie śladu. Chciał znów do
niej zagadać, podrażnić ją jakimś żartem dotyczącym jej biustu
lub sposobu na dietę ale powstrzymała go przed tym niewidzialna
ściana, która wytworzyła się po tym co ostatnio powiedziała.
Zamiast tego spytał:
- Tak właściwie to co tu robicie?
- Carla miała kolejną wizję ale nie chce powiedzieć
czego dotyczyła - odparła Lucy.
- Jak to? - Natsu znów się przestawił doskakując do
białej kotki - No weź nie kryj niczego przed nami. No, co to było?
Jeśli dokopałem w końcu temu lodowemu dupkowi to muszę wiedzieć
w jaki sposób. On ciągłe nie chce przyznać, że jest gorszy.
- Skąd taki pomysł. Widzę tylko poważniejsze sprawy
- zbeształa go w odpowiedzi - zresztą to i tak lepsze od tego co
myślał Happy.
- A tak właściwie to gdzie on jest? - dopiero teraz
zauważył brak niebieskiego kota.
- Poleciał poinformować Wendy o wizji Carli - odparła
beznamiętnie Lucy.
Natsu spojrzał na nią zdziwiony. Była taka obojętna
co zupełnie nie pasowało do zwykle wrażliwej blondynki. Doskonale
wiedział, że dopiero co obudziła się z tej przemiany w drewnianą
figurę ale jej zachowanie całkowicie odbiegało od normy. Tak, już
jakiś czas temu zdawała się być bardziej wyczulona na punkcie
siły ale myślał, że tak jak inni mocno przejmuje się starciem z
wrogiem. Kiedy próbował przekonać ją, że zawsze ją uratuje,
gdy „znów zostanie porwana”. To tylko ją prowokowało do
większych fochów czego już nie pojmował. Przecież wcale nie
musiała być silna. Powodem dla, którego chciał by była z nim w
drużynie był prosty fakt nakarmienia go przy pierwszym spotkaniu,
gdy był zbyt spłukany by sam załatwić je dla siebie i Happy'ego.
Chciał by była przy nim bo często powstrzymywała go przed
głupotami logicznym myśleniem. Nawet bez tego lubił jej
towarzystwo. Jej obecność powstrzymywała go przed pójściem na
całość bo po prostu wiedział, że dostanie mu się za ewentualne
zniszczenia. Lucy nie była Happy'm i z pewnością powiedziałaby o
wszystkim Erzie lub mistrzowi. Tak zostawali Gray z Erzą ale było
jasne jak to będzie... lodowy dupek sprowokuje go do bójki, Erza
się na nich wkurzy i raczej nie będzie można liczyć na kogoś kto
zechciałby od razu zmienić temat.
- Lu - zagadała nagle blondynkę Lisanna - To prawda,
że chcesz dołączyć do drużyny Gromowładnych?
Właściwie nie powinna być zaskoczona tą
bezwzględnością. Nie w stosunku do tych, którzy już kilka razy
udowodnili,, że potrafią być okrutni. Tym razem nie było nawet
krwi, czy ciała. Te po prostu zmieniło się w świetlisty punkt,
który zlał się właśnie z całą aurą monumentu. Jednak bycie
świadkiem tego powodowało u niej dziwne wrażenie. Ten rodzaj magii
jaki zastosowali był z skądś znany. Wprawdzie tylko z teorii i
opowiadań ale jednak. Teraz już mogła domyślić się czym jest
naprawdę to przed czym stoi.
- To Etherion, tak? - spytała znając jednak już
odpowiedź na swe pytanie.
Nawet nie wiedział jak bardzo tego potrzebował.
Towarzystwo męskiego kumpla, który z którym może spędzić trochę
czasu. Ultear i Meredy były mu bliskie ale jako kobiety zupełnie
inaczej patrzyły na świat. Nie gorzej, czy lepiej tylko po prostu
inaczej. Co prawda nie znał zbytnio Gajeel'a ale po kilku opornych,
pierwszych, wymienionych zdań zaczęło mu być całkiem lekko.
- Masz łyknij sobie - powiedział smoczy zabójca
podsuwając mu kufel z pieniącym się napojem, gdy siedzieli w
jakimś mało znanym barze.
- Chyba nie powinno mnie tu być - starał się mimo
wszystko zachować ostrożność by nie wpędzić innych w kłopoty
swą osobą.
- Już nie dramatyzuj - westchnął Redfox - Specjalnie
przyprowadziłem cię w miejsce pełne dziwaków być nie czuł się
odmiennie, a ty nadal swoje.
- Wiesz co mam na myśli - odparł - Jeśli rada dowie
się, że...
- Widziano tutaj żywą mumię - dokończył za niego
komentując przebranie, które wybrał. Twarz Fernandes'a była
owinięta białym bandażem zostawiając tylko niewielkie otwory na
nos, usta, oczy i uszy - Zresztą czym się przejmujesz - dodał -
nowej rady jak nie było tak nie ma i jakoś nie jestem pewien czy w
ogóle postanie. Wykorkowali prawie wszystkich, a jedyny przeżyły
dziadzio raczej nie będzie w stanie zarządzać tym wszystkim i na
nowo rekrutować. Te wszystkie plotki, że zaraz ma się na nowo
zebrać są tylko po to by ludzie nie panikowali. Sam powiedz, czy
coś się zmienia? Nie, bo tkwimy w jednym politycznym bagnie.
Raczej nikogo już nie obchodzi, że ktoś im tam przed laty zwiał z
więzienia.
Jellal już otwierał usta by zaprzeczyć, gdy
uświadomił sobie, że Gajeel ma całkowitą rację. Media cały
czas donosiły o tym samym. Już niedługo możemy spodziewać
się... Tak ostatnio zaczynały się prawie wszystkie wieści z
którymi się zetknął. Polityka praktycznie nie istniała. Mieli
wprawdzie króla ale nawet sam monarcha ledwo dawał sobie radę z
niepokojami w stolicy, a takich było wiele. Ludzie się bali tego co
będzie. Po ostatnim ataku demony jakby zapadły się pod ziemię co
wbrew pozorom nie było niczym dobrym. Oznaczało to, że poplecznicy
Zerefa szykują się do jakiejś większej akcji. Może to samolubne
ale miał nadzieję, że następny ich atak odbędzie się z dala od
Fairy Tail. Erza prawie straciła życie w ostatniej walce z jednym z
nich. Nie oszukuj się. To nie demon ją tak poturbował tylko ty.
Odezwał się irytujący głosik w jego głowie. Dość szybko
sama sobie z nim poradziła ale z jej krytyczny stan po walce
odpowiadasz tylko ty. Po cholerę żeś wtedy używał Somy? Tak,
zachował się wtedy zbyt impulsywnie i choć Erza szybko wróciła
do formy on dalej miał przed oczami to do czego się przyczynił.
- Koleś jesteś tam? - dłoń Gajeel'a pomachała mu
przed oczami.
- Tak - oderwał się od myśli - Naprawdę wszystko w
porządku.
- Jakoś nie sądzę - nie dowierzał smoczy zabójca -
gdyby tak było - Gdyby tak było to byś dalej łaził za Erzą, a
nie chciał przetrząsać książki Levy. Możesz wreszcie powiedzieć
o co kaman?
Zawahał się. Właściwie to chciał się komuś
zwierzyć z choć części swych problemów. O Kaishim nie mógł
powiedzieć ani słowa ale to co zobaczył dwukrotnie w lustrach
raczej nie było jego dziełem. Przez moment przypatrywał się
pieniącemu się piwu zastanawiając się nad najbardziej odpowiednią
decyzją.
- Właściwie to wiedziałem coś - powiedział cicho
choć smoczy zabójca bez problemu to usłyszał - coś co nie daje
mi spokoju.
Erza brała ciepły prysznic. Wracająca z poszukiwań
młodszej siostry Mirajane przekazała jej, że widziała Gajeel'a
wyciągającego Jellal'a na spacer. Nie musiała już czekać na
niebieskowłosego. Cieszyło ją, że wreszcie zaczyna otwierać się
na innych. Pamiętała, że jako dziecko nie stronił wcale od
towarzystwa będąc jego duszą. To on sprawiał, że nawet w czasach
niewoli potrafiła się uśmiechnąć. Pamiętała go jako radosnego,
przepełnionego nadzieją na lepsze jutro chłopca. Jeśli uczynił
pierwszy krok w ponownym staniu się taki jak przedtem to tylko ją
cieszyło. Uniosła głowę do góry pozwalając wodzie swobodnie
spływać po twarzy. Zaraz potem zmyła z ciała pozostałości mydła
i wyszła z kabiny prysznicowej. Kiedy wycierała się ręcznikiem do
jej uszu dobiegł cichy trzask. Błyskawicznie przyzwała zbroję
płomiennej cezarowej i ruszyła w kierunku źródła dźwięku.
- Nie ruszaj się - rozkazała odruchowo wyciągając
miecz z pochwy dopiero po chwili orientując się, że celuje nim w
Kaishi'ego.
- Błagam nie zabijaj ja tu w pokojowych zamiarach -
nawet z ostrzem na szyi nie przestawał żartować - Nie wiedziałem,
że tak ładnie pachniesz - dodał wciągając głośno powietrze
nosem.
Coś w jego postawie sprawiło, że od razu się
rozluźniła. Z jakiegoś powodu nie potrafiła się na niego
złościsz. Rzekomy komplement puściła mimo uszu zastępując w
międzyczasie zbroję normalnym strojem.
- Można wiedzieć po coś ty tędy właził? - spytała
wskazując na uchylone okno.
- Chciałem zmienić rutynę - założył ręce za głowę
racząc ją niewinnym spojrzeniem.
Pokręciła tylko głową z dezaprobatą. Kaishi od
początku przejawiał skłonność
nieprzewidywalnych pomysłów, których spora część
nie miała racjonalnych podstaw. Taka postawa zwykle ją irytowała
ale on miał na nią dziwny wpływ. Przy nim trudno jej było
zachować powagę. Krótko mówiąc - Rozbawiał ją. Szybko się do
siebie zbliżyli zostając najlepszymi przyjaciółmi co było jak na
nią nietypowe. Zwykle potrzebowała czasu by komuś w pełni zaufać,
a jego od razu zaakceptowała. Ktoś mógłby powiedzieć, że to
przez to że uratował ją przy ich pierwszym spotkaniu ale nie była
to nie był ten powód. Nawet w przypadku mistrza pełne zaufanie
pojawiło się dopiero po około roku. Zaufanie, że jej nie zostawi.
Wyjątkiem od tej reguły była tylko Wendy. Momentalnie postanowiła
ją zaprosić do Fairy Tail i otoczyć opieką, gdy okazało się, że
jej gildia była tylko iluzją. Z pewnych przyczyn przypominała jej
ją samą przed tym jak zakuła się w zbroję.
- Skoro już jesteś to może zjesz ze mną deser -
zaproponowała - Mam w lodówce czekoladowo-truskawkowe ciasto i
chyba przesadziłam z jego rozmiarem.
- Wiesz doskonale, że do słodkości nie musisz mnie
namawiać - zadeklarował zajmując szybko miejsce przy stole.
Wendy zdyszana wbiegła do skrzydła medycznego. Wizje
Carli zawsze przysparzały jej zmartwień. Martwiła się tym co w
nich jest zawarte. Jej kocia przyjaciółka siedziała na łóżku,
które spokojnie pomieściło by dziesięć takich jak ona choć dla
człowieka było całkiem normalne. Trzymała się jednak tej
zabawnej anegdoty by nie pokazywać po sobie jak jest zdenerwowana.
- Naprawdę jesteś strasznie dziecinna - skomentowała
Carla, gdy ta prawie ze łzami w oczach tuliła ją do siebie -
Dlatego nie lubię mówić ci o wizjach zawsze wtedy się rozklejasz
- burknęła niezadowolona, że gniecie jej świeżo wyprasowane
ubranie - Opanuj się bo jeszcze możemy temu zapobiec.
Podniebna zabójczyni smoków pokiwała tylko głową
ocierając resztki łez zanim te spłynęły po policzkach. Doskonale
zdawała sobie sprawę ze swej słabej psychiki. Chciała być taka
jak Natsu. Odważna i chętna do walki. Niestety zamiast adrenaliny
czuła strach kiedy pojawiała się perspektywa starcia z silnym
przeciwnikiem.
- Proszę powiedz co widziałaś - odezwała się chcąc
brzmieć na jak najbardziej zdecydowaną - Muszę widzieć przed czym
niedługo staniemy by lepiej chronić przyjaciół.
- Cicho bo zbudzisz Lucy - zbeształa ją Carla - Ledwie
zasnęła po tym co zafundował jej Natsu. Ten chłopak naprawdę nie
ma wyczucia.
Z niedowierzaniem wlepiał oczy w blondynkę. To
co przed chwilą powiedziała Lisanna kompletnie go zamurowało.
Nadal nie przyjmował do wiadomości, że odeszła z ich drużyny, a
teraz dowiadywał się by ta przyłączyła się do świty Laxus'a.
Zdecydowanie nie widział jej wśród zgrai liżących mu tyłek
idiotów. Lucy była zbyt inteligentna by się przed nim płaszczyć.
- Tak to prawda - odezwała się po długim milczeniu
Heartofilia - Pomyślałam, że taka odmiana dobrze mi zrobi.
- No bez jaj - Natsu błyskawicznie znalazł się
przy niej - Co się z tobą dzieje? Przecież jeszcze nie tak dawno
cieszyłaś się z każdej naszej misji?
Wydawało się, że jego słowa wywarły na niej nie
małe wrażenie. Przypatrywała mu się na wydechu swymi wielkimi,
brązowymi oczami. Często tak robiła, gdy ją pocieszał, czy
motywował. Wiele można mu zarzucić ale na pewno nie to, że jego
towarzysze są mu obojętni.
- To prawda - potwierdziła - bardzo je lubiłam...
nadal lubię ale muszę coś zmienić w swoim życiu.
- Niby co takiego? - teraz to już smoczy zabójca
się pogubił.
On na pewno nie zrezygnowałby z czegoś co
sprawiałoby mu radość. A jeśli chodziło o ich wspólne misje to
już w szczególności. Dawała mu potrzebny hamulec do jego zapędów.
Wystarczyło wspomnieć ich pierwszą misję. To przecież ona
rozszyfrowała o co naprawdę chodzi z tą książką, którą mieli
zniszczyć. To głównie dzięki niej na twarzy pewnego człowieka
znów zagościł uśmiech. Czemu o tym nie pamiętała? Czemu zamiast
na swych dokonaniach skupiała się na czymś co jej nie wychodziło?
- Rutynę - odpowiedziała - od kiedy dołączyłam
do Fairy Tail tylko z tobą chodzę na misję.
- No ale to chyba fajnie, co? - Natsu niepewnie
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie o to mi chodzi - Lucy odwróciła głowę w bok
- Chodzi o to, że nie próbowałam niczego nowego nieustannie
licząc, że będziesz przy mnie.
- No przecież się staram ale ty ciągle uciekasz -
zrozumienie jej zachowania przychodziło mu z coraz większym trudem.
- Wcale nie uciekam - niespodziewanie krzyknęła
Lucy czując nagły przypływ złości - To ty po prostu nic nie
rozumiesz!
- To nam wytłumacz - tym razem głos zabrała
Lisanna - jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chcemy ci pomóc -
zaoferowała nie lubiąc oglądać towarzyszy smutnych zwłaszcza, że
jeszcze przed kilkoma tygodniami była jedną z najbardziej
optymistycznych osób jakie widywała w gildii.
Lucy spojrzała na białowłosą jakby chciała coś
powiedzieć ale milczała. Znała białowłosą dość słabo. Co
prawda zamieniły kilka zdań, a sama siostra Mirajane czasem u niej
gościła to teraz coś w niej jej przeszkadzało. Kiedy Natsu
zakaszlał po tym jak powąchał jej leki nasenne po jej plecach
przeszły dreszcze. Nie. Bicxlow nie może mieć racji. Nie mogła
się zakochać w smoczym zabójcy. Zwłaszcza teraz, gdy
najważniejsza dla niego była Lisanna. Nie. Przecież życzy im jak
najlepiej. Przecież w jej odmiennym zachowaniu chodziło tylko o to,
że jest zbyt słaba na większość ich wypraw. To bez wątpienia
była główna przyczyna ale teraz zaczynała się wahać, czy
jedyna. Będzie mieć pewność, gdy spędzi trochę czasu z dala od
niego.
- Właściwie to jest coś, co możesz dla mnie
zrobić Natsu - wyszeptała.
- O, co to takiego? Mam sprać Gray'a, czy przynieść
ci coś do jedzenia - spytał analizując to na co teraz sam bardziej
ma ochotę.
- Nie jestem tobą - fuknęła Lucy ale od razu się
uspokoiła - Chciałam cię poprosić byś uderzył we mnie swym
smoczym rykiem.
- Zaraz, co - nawet Natsu był zszokowany tym co
usłyszał - Nie sądzisz, że to może ci zaszkodzić... Jesteś
jeszcze osłabiona, a i bez tego...
- Po prostu zrób to albo stwierdzę, że lepiej
poprosić o to Gray'a - odparła urażona kolejną próbą
odniesienia do jej i tak słabej wytrzymałości na ciosy.
Mówiąc to trafiła w jego czuły punkt o czym
doskonale wiedziała. Nigdy by nie pozwolił zrobić czegoś swemu
największemu rywalowi, gdy sam ma do tego okazję.
- No, dobra - zgodził się niechętnie - No to się
szykuj -nabrał powietrze do ust - Ryk ognistego smoka.
Czekała cierpliwie nie zamierzając się bronić
przed zbliżającymi się płomieniami. Musiała sprawdzić ile jest
stanie znieść. Z własnego błędu zdała sobie sprawę, gdy
zaklęcie ugodziło w nią zadając dotkliwe oparzenia.
Wendy, aż otworzyła usta ze zdziwienia, gdy Carla
pobieżnie opowiedziała jej owe zdarzenia. Nigdy, by nie posądziła
Natsu o taką bezmyślność. Jej wystarczył pierwszy rzut oka by
stwierdzić, że Lucy nie będzie w stanie do walki przez najbliższy
tydzień.
- Nie próbowałaś ich powstrzymać? - spytała z
wyrzutem.
- Nie należę do osób, które wtrącają się w cudzą
dyskusję - przypomniała Exceed'ka - Kiedy zdałam sobie sprawę, co
zamierza było już za późno by go powstrzymać.
- No dobrze, a twoja wizja - dziewczynka wyczuła, że
nie ma co kontynuować tego tematu i zmieniła go na ten, który już
na wstępie chciała poruszyć.
Natsu wrócił do gildii w towarzystwie Lisanny, która
przez całą drogę milczała. Doceniał to. On też nie chciał
teraz gadać o tym co zaszło. Wprawdzie Porlyusica wszytko
poskładała Lucy do kupy ale on nie mógł sobie darować. Po raz
kolejny jego porywczość wpakowała go i bliskich w kłopoty. Z
drugiej strony gdyby nie ona nie miałby teraz przy sobie Lisanny,
która oficjalnie była jego dziewczyną. Starając się tego trzymać
odwrócił się ku białowłosej posyłając jej krzepiący uśmiech.
Kiedy go odwzajemniła poczuł jak niedawne zmartwienia schodzą na
dalszy plan.
- Wiesz - zaczął drapiąc swą różową czuprynę -
Może teraz im powiemy, że jesteśmy parą.
- Nie mam nic przeciwko - zgodziła się Lisanna.
Delikatnie ujął jej drobną dłoń i otworzył
frontowe drzwi. Właśnie przypomniał sobie ważną rzecz jaką miał
zamiar zrobić. Teraz musiał znaleźć pewną osobę.
- Gray gdzie jesteś? - wydarł się na całe gardło
rozglądając się w poszukiwaniu czarnowłosego - Znów pogubiłeś
wszystkie ubrania?
Wkrótce go zobaczył i nie mógł powstrzymać się od
śmiechu. Fullbuster stał przy barze widocznie zastępując Mirę w
jej pracy barmanki. Lisanna nie wiedząc co go tak bawi przechyliła
głowę by zaraz spłonąć rumieńcem. Wszyscy wiedzieli, że lodowy
mag ma skłonności do zrzucania z siebie ubrań ale teraz zaskoczył
każdego z zebranych. Kilkakrotnie zdarzało się już widzieć go
całkowicie nago, więc już nie jedna osoba widziała jego ciało w
pełnej okazałości. Obecnie odziany jedynie w elegancki krawat
chciał przyjąć zamówienie od Asuki. Mała dziewczynka trzymając
się ramienia matki wpatrywała się niepewnie w Gray'owe
przyrodzenie, które teraz było doskonale widoczne.
- Mamo, co on takiego tam ma? - spytała wciąż
wybałuszając ze zdziwienia swe wielkie oczy.
- Nic takiego kochanie - Bisca była w lekkim szoku - To
nic czym masz się przejmować zwłaszcza, że mamusia się zaraz
tego pozbędzie.
W lewej dłoni kowbojki zmaterializował się rewolwer.
Dopiero po tych słowach mag lodu zdał sobie sprawę z okoliczności
w jakiej się znalazł. Chyba tylko dzięki Azlack'owi, który
powstrzymywał żonę nie zwijał się teraz z bólu.
- Nie no teraz to się wpakowałeś gołodupcu - Natsu
zwijał się ze śmiechu.
Gray nie miał czasu by odpowiedzieć, gdy do gildii
wróciła Mira niosąc torbę z zakupami. Wystarczył jeden rzut na
otoczenie by zmieniła się w demona.
- Zostawiam bar pod twoją opieką na niespełna pół
godziny - zaczęła powoli lewitując w stronę maga lodu - a kiedy
wracam zastaje scenę z filmu porno - w jej dłoni zmaterializowała
się czarna kula energii.
- No dobra mniejsza o jego dziwne nawyki - Natsu
zmienił temat niezadowolony, że cała uwaga była skupiona na jego
rywalu podczas gdy to on miał coś ważnego do przekazania - Muszę
wam coś oświadczyć. Normalnie padniecie jak to usłyszycie.
Kilka osób odwróciło głowy w jego stronę. Nie miał
nic przeciwko bo wśród nich był akurat Gray, którego minę
najbardziej chciał zobaczyć.
- Niby co takiego - fuknęła Mira - Nauczyłeś się
wreszcie czytać coś innego niż karty dań?
- Ja i Lisanna jesteśmy razem - oświadczył dumnie
szczerząc zęby.
- No nie gadaj - szykującemu się do drwiny Gray'owi
zrzedła mina.
Wszyscy wiedzieli, że ta dwójka od dziecka jest blisko
siebie. Ci co byli w Fairy Tail dłużej doskonale pamiętali jak ci
żartowali, że są mężem i żoną, a Happy jest ich dzieckiem.
Nikt jednak nie brał tego wtedy zbyt na poważnie widząc, że są
to tylko dziecięce zabawy. Po powrocie Lisanny Natsu stał się
bardziej wyczulany na jej punkcie ale wtedy sądzono, że
najzwyczajniej wciąż ma sobie za złe, że nie było go przy niej w
ów falerny dzień gdy zaginęła. Z czasem sz
ybko się przekonali, że może żywić ku niej głębsze
uczucie ale to nie zmieniło wcale tego, że owa wiadomość o ich
związku była przyjęta bez szoku. Natsu nigdy nie był osobą zbyt
wylewną jeśli chodziło o głębsze relacje damsko-męskie.
- Gratuluje wam - pierwszy ciszę przerwał mistrz
wychodząc ze swego gabinetu - Miło słyszeć, że nawet w tych
trudnych czasach miłość nie zaginęła.
- A ja jakoś im nie wierzę - odparł Gray - Raczej się
tylko przechwalasz, a jak coś przyjdzie na rzecz to zwiejesz. Jestem
pewien, że nawet się nie pocałowaliście.
Natsu, aż się zagotował. Ten dupek zawsze musiał mu
wszystko utrudniać. Już wystarczało, że musiał się z nim gryźć
na co dzień, by jeszcze tolerować jak ingeruje w jego prywatne
sprawy. Nie mógł pozwolić by inni wierzyli w to co wypływa z jego
irytującej gęby. To było ponadto co mógł wytrzymać. Złapał
Lisannę za ramiona po czym pochylił się zostawiając na jej ustach
delikatny pocałunek. Starał się nie pokazywać po sobie, że
faktycznie robi to pierwszy raz. Nie spodziewał się jednak, że
poczuje się tak przyjemnie. To delikatne ciepło promieniejące po
jego całym ciele. Ten słodki smak jej ust. Te dreszcze
przebiegające po ciele, gdy zarzuciła mu ręce na szyje. Kiedy
szykował się do pocałunku planował zrobić to szybko po czym
błyskawicznie potraktować Gray'a szyderczym uśmiechem. Teraz,
jakby na przekór, czas się dla niego zatrzymał ale jakoś nie miał
nic przeciwko. Delikatnie muskał jej wargi ani myśląc przerywać
tej magicznej ch
wili. Bo w tym musiała być jakaś magia. Przy niej
zawsze czuł się jakoś inaczej ale teraz to uczucie przeszło jego
najśmielsze oczekiwania, gdy zrozumiał, że zupełnie nie obchodzi
go otoczenie. Nikt, ani nic nie mogło zepsuć tej chwili.
- Dobra już wierzymy - pierwszy głos zabrał Gary -
Możecie już przestać się ślinić.
Natsu powoli odsunął się od białowłosej. Zauważył,
że choć dopiął czego chciał, na twarzy Gray'a malowała się
zazdrość mieszana z niedowierzaniem tego co zobaczył, to mało go
to obchodziło. Cieszył się jak diabli z samego faktu pocałunku.
Mira przez moment piorunowała ich wzrokiem ale po chwili się
uśmiechnęła jak to miała w zwyczaju jej dobra natura.
- Skoro uszczęśliwiasz moją siostrę nie będę
zabraniała wam się spotykać - powiedziała - ale spróbuj tylko
choć raz doprowadzić ją do łez to twe szczątki nie będą
nadawać się nawet do identyfikacji - w jej oczach pojawił się
ostrzegający błysk.
- Wszystko będzie dobrze. Ufam Natsu - Lisanna posłała
siostrze uśmiech, który wystarczył by ta złagodniała i ponownie
obdarzyła ich uśmiechem.
Po chwili inni zaczęli składać im gratulacje. Natsu
jednak nie bardzo obchodziło to co do niego mówią. Czekał tylko
na moment, gdy będzie mógł się razem z nią gdzieś wymknąć by
spędzili chwilę sami.
- Dobra, będę się zbierał. Wie ktoś gdzie jest
Juvia? - spytał nagle Gray.
- Z tego co wiem to wraz z Meredy poszła niedawno do
Lyon'a i reszty tych flirciarzy w odwiedziny - odparł siedzący przy
barku Laxus.
- Może ją jeszcze złapie - westchnął mag lodu
wybiegając z gildii.
W drzwiach minął się z Happy'm. Niebieski kotek od
razu podleciał do przyjaciela.
- Wszędzie cię szukam Natsu - oznajmił nieco nadąsany
- Carla nie chciała ze mną rozmawiać, wiesz - poskarżył się -
Miała znów wizję o której nie chce nic mi powiedzieć. I co ja
mam robić by zwróciła na mnie uwagę?
Chłopak położył mu dłoń na głowie delikatnie
mierzwiąc jego futerko. Exceed'owi od pierwszego spotkania zdarzyło
się zakochać w białej kocicy.
- Skoro tak to może we trójkę złowimy jej jakąś
świeżą rybkę - zaproponował po czym ściszył głos - Wiesz, w
naszym tym specjalnym miejscu.
Niski mężczyzna kiwną głową na potwierdzenie. To
naprawdę był Etherion w swej stałej formie. Mogła tylko
przepuszczać jak duża ilość magicznej mocy została tam zebrana.
Z wyglądu był znacznie mniejszy od tego opisywanego przez Erzę ale
to nie znaczyło, że może go kompletnie zbagatelizować tym
bardziej, że był centrum tego wydarzenia czymkolwiek ono miało
być. Czując, że zaczyna tracić pewność siebie wzięła głęboki
oddech i położyła dłoń na kieszeni, gdzie znajdowały się jej
karty. Wszystkie były przy niej. Nie była więc bezbronna.
- Jak widzisz panno Levy McGarden to Etherion. Nie martw
się jednak nie mamy zamiaru niczego wysadzać - kontynuował -
Chcemy raczej odwrócić ten proces i coś stworzyć. I tu właśnie
jest potrzebna nam twoja pomoc. Z naszych informacji tylko ty możesz
dysponować na tyle zaawansowaną magią run by tego dokonać.
Uśmiechnęła się delikatnie chcąc zakamuflować
poddenerwowanie. Doskonale wiedziała, że będzie mogła udawać
tylko do pewnego momentu ale musiała jeszcze wytrzymać. Teraz, gdy
odkryła co planują musiała znaleźć sposób na przekazanie tego
gildii.
- Oczywiście tylko skąd pewność że wam pomogę? -
odparła czując, że może coś ugrać. Skoro, aż tak jest im
niezbędna pomoc Levy, to raczej nie odstawiali by takiej szopki by
potem ją zabić. Co prawda nie była nią ale oni o tym nie
wiedzieli co dawało jej szansę - Jeśli tak nas znacie to z
pewnością wiecie, że Fairy Tail nie zdradza swych towarzyszy.
- I wcale cię do tego nie nakłaniamy - odparł jej
rozmówca - Robiąc to możesz raczej ocalić jednego z nich.
Takiego obrotu spraw się nie spodziewała. Szybko
jednak mimo szoku domyśliła się o kogo może chodzić. Była tylko
jedna, prawdopodobnie uprowadzona przez nich osoba. Elfmen.
Wysłuchał go z miną nie wyrażającą żadnych
emocji. Spodziewał się kolejnego emowatego seplenienia Jellal'a o
tym jaki to on jest zły i jak bardzo nie zasługuje na Erzę. Ten
jednak uraczył go opowieścią o tym co zobaczył w już dwóch
lustrach. Z opisu wyglądało niegroźnie ale był pewien, że go
samego niezmiernie by takie coś zirytowało.
- I jesteś pewien, że to nie jakiś pseudo śmieszny
gadżet? - upewnił się - Nasz napaleniec ma szczególną tendencje
do zabierania ze sobą nietypowych pamiątek.
- Nawet jeśli to na strychu było jakimś psikusem to
raczej nikt nie podrzucił podobnego do pociągu - stwierdził
analizując tą możliwość.
- Ja tam pociągów unikam jeśli tylko mogę - odparł
Gajeel - Jak dla mnie są już dość straszne bez nawiedzonych
luster.
Jellal zmusił się do uśmiechu. Choroba lokomocyjna
smoczych zabójców została wszystkim zaprezentowana podczas
turnieju i to w dość komiczny sposób.
- Tak, czy inaczej rozumiesz dlaczego nie mogę być z
Erzą - wychowanek Metalicany tylko przewrócił oczami kiedy
usłyszał te słowa.
- Czyli uważasz, że między wami nic, nigdy nie będzie
- postanowił zmienić podejście skoro nie da się po dobroci - W
sumie to mi ulżyło - odetchnął głęboko - Już od dawna mi się
podoba.
Odczekał, aż ten przeniesie na niego swe spojrzenie.
Tak jak podejrzewał dostrzegł w jego oczach ten błysk zazdrości.
Ten,, który pojawiał się gdy Kaishi lub ktokolwiek inny zagada do
Tytanii. Złapał się na haczyk wprost idealnie teraz pozostawało
mu to właściwie rozegrać.
- Nie rozumiem - wymamrotał Jellal jakby chciał
upewnić się czy dobrze usłyszał.
- Po prostu jest gorąca i choć zbyt emujesz by sam się
wziąć do rzeczy to ktoś może cię wreszcie zastąpi - zaśmiał
się ukazując przy tym swe smocze kły.
Umiał grać i właśnie teraz to robił. Do jego uszu
dobiegł ledwo słyszalny trzask. Jellal zbyt mocno ścisnął
trzymaną w dłoni filiżankę. Mała pajęczyna pęknięć z wolna
zaczęła rozchodzić się po całym naczyniu pozwalając wypływać
przez nie napitkowi.
- Od kiedy? - niezmiernie bawiło go jak nieudolnie
Jellal stara się być obojętny - Myślałem, że zabiegasz bardziej
o uczucia Levy.
- Ano tak lubię ją - choć zrobiło mu się nieco
gorąco przyszykował się już na takie pytanie - ale większość
tych rzeczy robią tylko dlatego by nie myśleć o tej wspaniałej
osobie jaką jest Erza.
- Tak, jest wspaniała - wyszeptał Jellal przenosząc
spojrzenie w podłogę - za każdym razem, gdy jest blisko czuję się
tak...czuje taką emanującą od niej dobroć. To światło jakie ją
otacza...
Pokiwał na znak potwierdzenia głowa choć mało co go
obchodziła jego przemowa. Dla niego była to kolejna emo gadka.
Powtarzał się jak zacięta płyta. Moja wina, moja wina i tak cały
czas.
- I o tym mówię, kolego - kontynuował swą grę -
Dlatego upewniam się, że między wami nie ma nic na rzeczy i nie
wtykam się w ewentualny romans.
- Między nami nic nie będzie - zaprzeczył nawet na
niego nie patrząc - Ja nigdy nie będę jej wart.
Przewrócił oczami wkładając łyżkę do ust. Musiał
zająć czymś swą żuchwę by zaraz nie wybuchnąć śmiechem.
Wszystkie te kłamstwa wymyślał na poczekaniu specjalnie się do
nich nie przykładając. Mimo to ich „Jelly” we wszystko
mu wierzył. Dziwaczne ale mu to odpowiadało. Mógł od razu przejść
do cięższej amunicji. Musiał jednak odczekać, aż wyjdą na
zewnątrz bo choć wszystko poukładał sobie w głowie nie mógł
mieć pewności jak zareaguje na jego plan.
Ostatnimi czasy zauważyła, że spędzanie czasu z
Kaishim sprawia jej radość. Nie musieli robić nic konkretnego by
na jej twarzy pojawił się uśmiech. Czasem nawet wygłupiał się w
sposób, który w wykonaniu kogoś innego z pewnością byłby
irytujący. Tak jak teraz, gdy parodiował innych członków gildii.
- Tylko weź się nie rozbieraj - prychnęła kiedy
przeszedł do udawania Gray'a.
- To byłoby zbyt nietaktowne zrzucać z siebie ubrania
przy takiej pięknej damie - zaśmiał się za co dostał od niej
kuksańca w ramie - a skoro tak nie wypada proponuje zmianę zabawy.
Całkowicie się rozluźniła, gdy cisnął w nią
kawałkiem ciasta. Po raz kolejny dostrzegła zasadniczą różnicę
w swoim zachowaniu, gdy kawałki kremu zaczęły spływać jej po
włosach. Roześmiała się po czym otworzyła magiczny wymiar,
podobny do tego w którym przechowywała zbroje i cisnęła w niego
budyniem.
- Skąd wzięłaś taką broń? - Kaishi udał
przerażonego.
- Wiesz mistrz zawsze powtarzał, że zbyt dużo biorę
na misje więc postanowiłam pójść na kompromis i stworzyłam
niedawno wymiar w którym przechowuje różne drobiazgi -
odpowiedziała sięgając po ścierkę by sprzątnąć bałagan.
- Jesteś utalentowana skoro zrobiłaś to tak szybko -
schylił się by jej pomóc.
- Gdzie tam - zaprzeczyła rumieniąc się na tę
pochwałę - Wystarczyło tylko oddzielić kawałek tego, którego
zwykle używam...
Kaishi udając, że jej słucha zaczął rozglądać się
wielkim salonie w którym znajdowały się jej zapasowe zbroje.
- Nie powiem, masz fantastyczną kolekcję - skomentował
jej arsenał - Nie rozumiem czemu większości z nich nie używasz.
- Tak jakoś wyszło - stwierdziła - Jestem
przyzwyczajona do tych co mam ze sobą i jakoś nie chce mi się z
nimi rozstawać nawet na jedną misje.
- Ale niektóre z nich są naprawdę fantastyczne -
Kaishi kontynuował wpatrywanie się w zbroje - Każda ma jakąś
specjalną zdolność, tak?
Erza tylko skinęła głową. Może faktycznie powinna
zastanowić się nas zmianą swego standardowego wyposażenia?
Przeciwnik z jakim się teraz mierzą jest nieprzewidywalny, więc
oni muszą walczyć tak samo jeśli chcą zwyciężyć.
- Możesz mi się w tym pokazać? - Kaishi po raz
kolejny wyrwał ją z zamyślenia wskazując na zbroje, która
sprawiała wrażenie jakby była złożona z samych białych piór
choć w rzeczywistości był to materiał twardy jak stal.
- Dlaczego nie - dotknęła jej uwalniając moc podmiany
i wkrótce miała ją na sobie - i co myślisz?
- Ktoś ci kiedyś powiedział, że na ułamek sekundy
przed zmianą odzienia jesteś całkiem naga? - spytał z miną
niewiniątka.
- Zboczuch - skomentowała jego zachowanie Erza.
Wendy stała pod drzwiami starając się coś wyłapać
za pomocą swego smoczego zmysłu słuchu ale wyglądało na to, że
mistrz rzucił na nie jakieś zaklęcie uniemożliwiające podsłuch.
Nie rozumiała czemu ostatnimi czasy zakazał Carli mówić im o
swych wizjach tym bardziej, że tym razem wyglądała na szczególnie
przybitą. Przecież wystarczyło zmienić czasem małą rzecz by się
nie spełniła. Na przykład mogliby omijać miejsce, którego
dotyczyła wizja. Czas wlókł się dla niej nieubłaganie wolno, aż
wreszcie drzwi ponownie się otworzyły.
- Możesz już do niej wejść - powiedziała Porlyusica
obdarzając ją współczującym spojrzeniem - Wiem, że wam młodym
może wydawać się to pogmatwane ale większość rzeczy taimy dla
waszego dobra. Czasem sama wiedza bywa niebezpieczna.
- Z całym szacunkiem ale uważam, że to idiotyczne
rozumowanie - Wendy czuła się dziwnie pierwszy raz otwarcie
sprzeciwiając się jednej z osób, które postrzegała jako wzór.
- Rozumiem twoje zdezorientowanie ale to decyzja
mistrza, więc mam związane ręce nawet jeśli chciałabym inaczej -
odparła zielarka.
- Ale dlaczego? - podniebna czarodziejka poderwała się
z miejsca - Czemu nie wolno nam nic wiedzieć? Jak w takim razie mamy
się bronić?
- Bo nie wiem jeszcze, czy kogokolwiek z was dopuszczę
do tej wojny - nikt nie zauważył jak mistrz dołączył do nich -
Dobry rodzic nie powinien narażać swych dzieci na
niebezpieczeństwo.
- Dziadek za wszelką cenę chce chyba nas osierocić -
nieoczekiwane przybycie Laxus'a zwróciło wszystkich uwagę -
Zamiast udawać, że sam sobie z tym poradzić pozwól innym
dowiedzieć się o co chodzi z tą wizją albo ja to zrobię za
ciebie.
Gray szybkim krokiem szedł w stronę drogi wylotowej z
miasta. Sam nie wiedział czemu tak mu zależy, by ją dogonić. Z
jakiegoś powodu nie chciał by spotykała się z Lyon'em bez niego.
Zakochałeś się w niej i jesteś zazdrosny. Potrząsnął
głową odrzucając tą myśl, która coraz częściej go nachodziła.
Nie chciał w to wierzyć. Dotąd była dla niego przyjaciółką
choć nieprzewidywalność w jej zachowaniu od początku go nieco
przerażała. Nigdy nie mógł być pewien, czy zaraz nie zaatakuje
jakiejś przechodzącej koło niego dziewczyny, czy nie zaleje się
łzami bo nie będzie chciał jeść kolejnego wypieku ze swą
podobizną. Starał się sobie wmówić, że szuka jej tylko po to by
dać do zrozumienia Natsu, że wcale nie jest lepszy. Od dawna
przepuszczał, że będzie z Lisanną. Pewnie gdyby nie to całe
zamieszanie wywołane Edolas już od jakiegoś czasu byliby razem. Z
drugiej strony to, że białowłosa zniknęła na te dwa lata miało
koronalny wpływ na Salamandra. To chyba wtedy zaczął być
odpowiedzialny. Jeśli tak można nazwać to osiągnięcie, że
pamięta ilu ich wyruszyło na misję.
- Co ze mną jest nie tak - zganił się na głos, gdy
uświadomił sobie jak łatwo zmienił się jego tok myślenia.
- Myślę, że to samo co ze wszystkimi - usłyszał
znajomy głos - Jesteśmy tak przytłoczeni tą niewiedzą, że nawet
nie wiemy co myślimy.
Przy jednym ze stolików lodziarni siedziała Meredy
delektując się sorbetem. Miała włosy upięte w dwa kucyki i
błękitną sukienkę pożyczoną najpewniej od Erzy. Wyglądała
uderzająco niewinnie. W życiu by nie zgadł, że to jedna z
poszukiwanych listem gończym osób. Obecność przybranej córki
Ultear sprawiła, że nieco się opamiętał.
- Nie ma z tobą Jellal'a? - spytał na co pokręciła
głową.
- Dalej włóczy się gdzieś z Gajeel'em -
odpowiedziała mieszając łyżką w deserze - W sumie to miła
odmiana - zaśmiała się cicho.
- Masz na myśli to jego ciągłe udawanie, ze nie
obchodzi go obecność Kaishi'ego w bliskim otoczeniu Erzy -
przewrócił oczami - Gość chyba powinien zasięgnąć rady
psychologa. Niby zapiera się, że nie może być z Erzą, że zależy
mu na jej szczęściu ale jak ktoś do niej podejrze to ma taką minę
jakby chciał typka zabić.
- Najbardziej to chyba grozi Kaishi'emu nie wiem
dlaczego się tak na niego uwziął. Sama Erza przyznała, że nawet
podczas misji uratował im życie. Ale rozumiesz... - westchnęła -
Odkąd wróciliście z Edolas robi wszystko by była bezpieczna, a on
mógł patrzeć na jej uśmiech. Kocha ją ale wciąż zbyt się
zadręcza przeszłością. Powtarza, że ktoś taki jak on na nią
nie zasługuje choć widać, że sprawia mu ból sama myśl, że może
być z kimś innym.
- To ciekawe bo Erza myśli, że nasz zazdrośnik po
prostu woli by pozostali przyjaciółmi - zauważył Gray - Chce być
silna ale widzę, że boli ją jego dwuznaczne zachowanie.
Młoda czarodziejka tylko pokiwała głową. Gray był
dla niej ważną osobą głównie przez wzgląd na Ultear. Gdyby nie
ci okrobni ludzi, którzy okłamali Mlekovich, że jej matka ją
porzuciła. To zaskakujące jak jedno kłamstwo niesie za sobą
lawinę nieszczęść. Może nie jest za późno by naprawić choć
część z nich? Właśnie ten dotyczący Erzy i Jellal'a.
- Mam pewien pomysł, który może ich połączyć -
powiedziała - ale będę potrzebować pomocy.
Tak, więc miała im pomóc w realzacji plany pod groźbą
zabicia zabicia Elfman'a? To zupełnie zbiło ją z tropu. Była
gotowa na to, że będą ją torturować, a może nawet zabiją ale
zdecydowanie nie na to, że każą jej patrzeć na cierpienie kogoś
bliskiego. Mięśniak był jednym z jej najbliższych przyjaciół.
Ileż to godzin spędziła z nim przy barze opijając się alkocholem
kiedy on jadł posiłem mogący spokojnie wykarmić dwoje ludzi. Jak
mawiał „Prawdziwy mężczyzna musi dużo jeść”.
- Widzę, że domyślasz się o kogo może nam chodzić
- zaśmiał się niski mag.
Kpina w jego głosie doskonale wskazywała na to, że
zamierza wciągnąć ją w psychiczną grę. Nie mogła mu pozwolić
na taką przewagę bo oznaczało by to jej definitywne załamanie
nerwowe. Musiała to jakoś obrucić na swoją korzyść.
- Mówiliście, że najlepiejby było gdybym zrobiła to
co chcecie z własnej woli, tak? - zaczeła robiąc dobrą minę do
złej gry - W takim razie mam dla was propozycje.
Jellal szedł kilka kroków za Gajeel'em prawie nie
patrząc pod nogi. Głowę zaprzątało mu to co przed chwilą wyznał
ów smoczy zabójca. Nigdy przez myśl mu nie przyszło, że ten może
podkochiwać się w Erzie. Jakoś nie potrafił sobie wyobraźć ich
razem. Chciał tylko by była szczęśliwa, to wszystko. To
dlaczego tak dziwnie reagujesz jak ktoś chce się do niej zbliżyć?
Irytujący głosik w jego głowie nie dawał za wygraną. Choć
się starał nie potrafił oszukać nawet samego siebie. Prawda była
taka, że był okropnie zazdrosny. Wiedział, że nie powinnien być
z Erzą. Nie czuł się nawet godny jej przyjaźni ale teraz po
prosrtu nie mógł jej zostawić. Chciał cały czas być przy niej.
Każda chwila, gdy nie wiedział co się z nią dzieje napawała go
niepokojem. Teraz nie było inaczej.
- Powinniśmy chyba już wracać - powiedział dla
zabicia ciszy.
- Właśnie wracamy - odparł Gajeel - Tylko na około
miasta bo chcę zachaczyć o kwiaciarnie. - poklepał go po ramieniu
- Dzięki tobie stary zrozumiałem, że nie mogę dłużej się
ukrywać. Zamierzam stworzyć dla niej romantyczny wieczór. Kto wie
może po udanej kolacji pozwoli mi na więcej. Tak bardzo marzy mi
się zapach jej nagiego ciała, gdy leżymy razem pod kołdrą w... -
urwał w połowie zdania, gdy pięść Jellal'a wbiła się w jego
twarz.
Cios choć zadany pod napływem emocji był silny. Czuł
jak strużka krwi ścieka mu z lewej dziurki nosa. Zaśmiał się
kpiąco. Nawet nie podejrzewał, że ta część planu pójdzie tak
łatwo. Sądził, że ktoś kto zwalszcza mroczne gildie ma mocną
odporność jeśli idzie o takie zaczepki. Teraz było już z górki.
- Co z tobą nie tak, gościu? - krzyknął oddając
cios.
Specjalnie zaprowadził go na te zadupie, gdzie prócz
zbitej ziemi rosło ledwie parę drzew. Te obrzerza miasta były
omijane szerokim łukiem przez mieszkańców bo to właśnie tutaj
najczęściej odbywały się treningi członków Fairy Tail. Sam
lubił czasem się tu zapuszczać, więc z łasnego doświadczenia
mógł stwierdzić, że raczej nikt ich nie przyłapie. Tu mógł
spokojnie załatwić sprawy po swojemu czyli argumentami pięści.
- Ja... nie wiem co... przepraszam - Jellal zaczął się
jakać po czym przykucnął na ziemil.
Przewróciłó oczami zastanawiając się co się składa
na psychikę niebieskowłosego. Oczywiście pomijając to całe
jęczenie na temat Erzy jakby innych tematów nie było.
- Nie masz za co - wzruszył ramionami - To nie był
nawet cios. Zupełnie nie kumam jak ktoś tak słaby chce uchronić
naszą Tytanię przed jakimkolwiek zagrożeniem. Jesteś tak
bezbnadziejny, że nawet się nie zorientujesz jak ktoś ją porwie
na twich oczach - szydził Gajeel - Po prostu z ciebie jeden wielki
nieudacznik i...
Jellal znów go uderzył. Tym razem cios był wspomagany
zaklęciem Meteoru i sam pzed sobą musiał przyznać, że to odczuł.
Ramię w okolicach kopnięcia nabrało sinej barwy. On również nie
pozostał dłużny i uraczył go salwą ostrych kawałków metalu. Z
każdym kolejnym ciosem te przybierały na sile. Smoczy zabójca
doskonale się przy tym bawił. Może nie samą walką ale tym jak na
nią reagował Fernandes. Zdziwił się jednak tym jak szybko zdobył
prowadzenie. Oczywiście nie uważał się za słabego ale teraz miał
do czynienia z magiem mającym niegdyś tytuł „świętego”.
Pytanie tylko czy rzeczywiście okazał się taki słaby, czy nie
chciał walczyć na serio. Miał nadzieje, że chodzi o to drugie.
- I dalej zamierzasz się okłamywać - dokończył, gdy
wreszcie powalił go na ziemię.
Przez chwilę trwali w ciszy. Wokół nich słychać
było tylko wiatr co dawało sygnał, że nie zostali przez nikogo
podsłuchani.
- A co ja mam robić? - odparł Jellal, gdy dotarło do
niego, że padł ofiarą podstępu - Ona jest taka czysta, taka
dobra. Jak ktoś taki jak ja ma stać się godny jej uśmiechu.
Myślisz, że bym nie chciał? Jedak to jest nierealne. Po prostu nie
potrafię...
- Trzeba cię po prostu od nowa nauczyć jak się
zbliżać do ludzi - wyciągnął rękę by pomóc mu wstać - Z
własnego doświadczenia wiem, że to nie jest łatwe ale czy choć
raz pomyślałeś co ona może czuć? Na moje okno zachowuje się
zupełnie inaczej jak jesteś blisko niż zwykle.
Erza w skupieniu wysłuchiwała opowieści Kaishi'ego
dotyczących jego misji szpiegowskiej. Choć on sam zapierał się,
że nie są zbyt interesujące to ona sama doszukała się w nich
cennych informacji. Nawet kiedy mówił o zwykłych zwiadach chciała
by podał jak najwięcej szczegółów. Samo opisanie terenu akcji
mogło im sporo pomóc w przyszłości. Ruiny starego zamczyska nie
były spotykane na każdym rogu nawet jeśli o kilku sama wiedziała.
- Wiesz do jakiej nacji należał? - spytała, gdy
opisywał szukanie w takowych jakiegoś artefaktu.
- Nie, nie interesują mnie takie drobnostki - wzruszył
ramionami jakby bagatelizował błchą sprawę.
- Powinieneś - skarciła go - Jak kogoś infiltrujesz
to wszystko co go interesuje powinno interesować tagże ciebie.
- Ale tylko bym się zbyt spinał - zaśmiał się -
Wiesz jak nie lubię napiętych sytułacji - wspomniał po raz
któryś.
- A zwróciłeś uwagę choć w jakim terenie leżały
owe ruiny - kontynłowała odpuytywaie udając, że nie usłyszała
ostatniego zdania i wtedy coś ją tkneło - Sądzisz, że ma to coś
wspólnego z miejscem do, którego zabrano Canę.
- Być może - stwierdził - Mówiłem już o tym
mistrzowi i uznał, że sam się tym zajemie.
Erza posmutniała na wzmiankę o mistrzu. Starzec był
dla niej niczym ojciec, który otoczył ją opieką gdy jej
najbardziej potrzebowała. Nie wypytywał o jej przeszłość, nie
chciał wiedzieć w jakich okolicznościach straciła oko tylko dał
jej ciepło i schronienie. Uwierzył w nią dając siłę do pójśacia
naprzód. Teraz ten sam, zwykle radosny dziadek chodził po gildii
jakby nie obecny i przybity. Choć sam im powtarzał, że nie warto tłumić zmartwień w sobie sam nic im nie mówił. Kilka razy
próbowała z nim o tym porozmawiać ale zawsze ją zbywał tak samo
jak i innych. Wszyscy wiedzieli, że szykuje się wielka wojna ale
przeczuwała, że mistrz wie coś ważnego czym nie chce się z nimi
podzielić. Jakieś wielkie zmartwienie. Tak bardzo chciała mu
pomóc. Tym bardziej, że to wszystko tyczyło się w dużym stopniu
jej samej. Zgodnie z obietnicą daną Jellal'owi nie zamierzała już
uciec by chronić towarzyszy ale tym bardziej nie zamierzała
siedzieć z założonymi rękoma i czekać na to co się wydarzy.
- Hej, hej co to za mina - z zamyślenia wyrwał ją
Kaishi - Wasza wysokość jest nie w humorze z mojej winy?
- Dlaczego do mnie mówisz per. „Wasza wysokość”?
- nadeła policzki nie lubiąc, gdy ktoś zbyt bardzo stawia ją na
piedestale.
- Jesteś naszą królową, królową wróżek -
podkreślił kłaniając się jej do pasa - więc, jako wróżek powinienem dbać o uśmiech na twojej twarzy.
Wiedziała, że się tylko wygłupia ale jego
pajacowanie po raz kolejny poprawiło jej nastrój. Miał coś w
sobie co sprawiało, że uśmiech sam pojawiał się na jej twarzy.
- Wcale się nie prosiłam by mnie tak nazywano -
zaprotestowała rozbawiona, gdy zaczął jej bić bardzo intensywne
pokłony.
- Dobra, będę się zbierał - oświadczył po jakimś
czasie - ja będę leciał. Mam coś do zrobienia ale nie chce cię
zostawiać samej...
- Poradzę sobie - zapewniła na co tylko pokiwał
głową.
Właściwie może faktycznie lepiej by zrobił to co
zamierza bez wiedzy kogokolwiek.
Makarov patrzył w zdumieniu na wnuka. Jego słowa nieco
zachwiały decyzjami jakie podjął. Laxus był znany z tego, że
nigdy nie rzuca słów na wiatr i jak sobie coś postanowi na pewno
to zrobi. Poznanie całej prawdy jaką dysponuje wcale nie było dla
niego takie trudne zwłaszcza, że Freed dysponował „Runami
prawdy”. Kiedy nałoży je na jakąś osobę jest w stanie zmusić
ją do wyjawienia wszystkich sekretów. Rzadko tego używał bo jak
sam mawiał, nie przepadał za gadaniem podczas walki. Bardziej lubił
podziwiać jak jego przeciwnicy starają się wyjść z pułapki jaką
zastawił na takowych. Mimo swego doświadczenia nie mógł wiedzieć,
czy da radę się temu przeciwstawić. Wystarczyło przypomnieć bramę
gildii, której nie mógł przekroczyć z powodu swego wieku. Na
pewno na proźbę Laxus'a nie zawahałby się zrobić znów czegoś
podobnego.
- Jesteście naprawdę irytującymi dzieciakami -
burknął w ostatniej próbie ich odpędzenia.
Wtedy poczół jak drobne dłonie Wendy ciągnął go za
rękaw. Jej wielkie oczy były wręcz w nim utkwione.
- Proszę powiedz nam cokolwiek - zaczęła - Nie musi
być to wszystko ale jeśli jest coś w czym mogę być przydatna to
chciałabym wiedzieć. Erza-san często mnie chroni, tak samo
Natsu-san. Oboje robią dużo dla naszej gildii, a ja choć jestem
smoczy zabójcą nie mogę im dorównać.
- Wiesz, że w Fairy Tail nie liczy się siła - zwrócił
się do niej łagodnie.
- Tak, ale ja nie chce stać ciągle z tyłu - upierała
się - Może w wizji Carli było coś... co mogłabym wykorzystać?
- Ja też jestem tego zdania - odparł popierająco
Laxus - Już odpuść sobie wyjaśnienia ale przynajmniej daj sobie
pomóc.
Przez długi czas milczał rozmyślając. Faktycznie
robienie wszystkiego było zarówno męczące i czasochłonne, a poza
zabezpieczeniami jakie przeprowadzał nie mógł zapomnieć o
obowiązkach mistrza jakie ciążyły na jego barkach. Może małolaty
faktycznie mogą coś dla niego zrobić.
- Wiecie, że może to się wiązać z rezygnacją z
zabawy na Fantazji? - spytał poważnym tonem szefa, który waha
się, któremu z pracowników powierzyć to zadanie.
- Oczywiście, że tak - Wendy ani chwili się nie wahała.
- Też się pisze - dodał Laxus - Dobrze wiesz, że i
tak nie cierpię imprez.
W duchu podziwiał ich upór. Ich zachowanie
przypomniało mu, że młodzi zupełnie inaczej postrzegają świat.
Nie wiedzą, że są rzeczy zbyt okrutne i przerażające by o nich
mówić głośno.
- Tak, czy inaczej sami nie dacie rady - założył ręce
za plecy - Zgodzę się na waszą pomoc ale musicie znaleźć jeszcze
kilku ochotników.
- Z tym nie będzie problemu - zaczęła Wendy - Zarówno
Erza-san, jak i...
- Ani ona, ani Natsu nie mogą wiedzieć nic o tej
akcji. To samo tyczy się Gray'a - przerwał jej - Muszą być to
odpowiednie osoby. Silne ale potrafiące się bez problemu wtopić w
tłum.
- Dobra, rozumiem Ognika i Lodzika - prychnął
ironicznie Laxus - Tylko czemu nie Erza? Nawet ja jej zazdroszczę
przybierania dobrej miny do złej gry.
- Ona tym bardziej nie powinna wiedzieć - sprzeciwił
się mistrz - Dość już przeżyła w ostatnim czasie i nie chce jej
dokładać - wziął głęboki oddech - postarajcie się wybrać
osoby, których nikt by nie podejrzewał o to co chce wam zlecić.
Czas mijał szybko i nastał ów wyczekiwany przez wielu
poranek dania w którym miała się odbyć Fantazja. Erza przeciągnęła
się leniwie w łóżku. Nawet cieszyła się na ten dzień. Za
wszelką cenę starała się odgonić myśl, że dla niektórych
może być to już ostatnie święto. Wierzyła w przyjaciół ale
była też realistką. Życie nauczyło ją, że nic nie jest tak
kolorowe jakby się tego chciało. Fakt miał się jednak nijak do
jej dzisiejszych planów, a zakładały one, że będzie bawić się
na całego. Po porannej kąpieli poczuła się gotowa do spotkania z
przyjaciółmi.
- Erza - znajomy głos rozległ się od strony okna.
Wyjrzała przez nie i zobaczyła Jellal'a. Niebieskowosy
stał obok wejścia do akademika.
- Poczekaj zaraz zejdę - zawołała uchylając okno.
Nie zdziwiło ją to, że przyszedł po nią, aż tutaj.
Ostatnio spędzali ze sobą sporo czasu głównie z jego inicjatywy.
Nie przeszkadzało jej to ale zauważyła, że jest przy tym
niespokojny choć za wszelką cenę stara się robić do tego dobrą
minę. Pytany o powód po prostu zbywał ją jakimś kiepskim
wyjaśnieniem, które na jej oko tylko zahaczało o prawdę. Po
kilku próbach odpuściła. I tak było lepiej. Czegokolwiek
dotyczyła jego rozmowa z Gajeel'em stał się po niej jakby bardziej
spokojny. Przynajmniej takie odniosła wrażenie. Cieszyło ją to,
że znów stara się okazywać przynajmniej pozory normalności. Po
tym wszystkim co przeszedł zasługiwał na szczęście.
- Możemy już iść - powiedziała, gdy zeszła na
dół.
Jellal kiwnął głową. Domyślał się, że musiała
wyczuć zmianę w jego zachowaniu ale nie miał innego wyboru.
Wczoraj Kaishi niby mimochodem napomknął mu, że ma dość czekania
na jego ruch i jeśli czegoś nie zrobi to on wejdzie do akcji. Nie
miał więc wyboru. Tylko czy zdoła sam się przełamać przed swym
największym strachem. Skrzywdzeniem jej.
- Wszystko dobrze - zatroskany głos Erzy wybił go z
rozmyśleń - Wyglądasz jakby cię coś gryzło.
- Nie - odparł szybko - po prostu chcę cię o coś
zapytać - wypalił czując, że zaczyna mu się robić gorąco.
- Słucham - Erza posłała mu jeden ze swych czułych
uśmiechów. Ufała mu co czyniło całą tą sprawę znacznie trudniejszą.
- Po prostu pomyślałem sobie, że... no wiesz - mówiąc
to czuł jak robi się czerwony - że poszlibyśmy na tą Fantazję
razem?
- Oczywiście, że tak. Bardzo chętnie spędzę ten
dzień wraz z tobą - twarz szkarłatnowłosej rozjaśnił jeszcze
większy uśmiech.
Normalnie sam by się cieszył ale teraz trudno mu było
znieść jej radość. Zwłaszcza jeśli musiał pamiętać o tym co
ma zrobić.
--------------------------------------------------------------------
Pl.Rozłam.
Trochę nie miałam pomysłu na tytuł rozdziału, a to dlatego że miała się w nim znaleźć cała fantazja. Podzieliłam go jednak ze względu na nieoczekiwaną długość i chęć opublikowania czegoś w styczniu. Runo mam nadzieje, że twoja chęć zabicia Kaishi'ego nie jest jeszcze zbyt duża - gość jest mi potrzebny w tym opowiadaniu.