Choć święto Fantazji miało się
zacząć o zachodzi słońca już o samym świcie prawie wszyscy
zebrali się w gildii. Było tłoczno ale wesoło. Może i radość
nie dorównywała tej co zwykle bytuje w tym miejscu ale była też
największa od czasu owego deszczu. Jellal niepewnie podążał za
Erzą by zająć miejsce przy stoliku pod oknem. Nadal gryzł się z
myślami. Go też ucieszyła pozytywna odpowiedź Erzy, gdy spytał
ją czy spędzi z nim ten dzień. Sam już nie wiedział czym się
kierował prosząc ją o to. Zleceniem Kaishi'ego, czy prawdziwym
uczuciem jakie wobec niej żywił? Mimo wszystko miał nadzieję, że
chodzi o to pierwsze. Kiedyś skrzywdził ją nieświadomie, pod
wpływem kontrolującego go zaklęcia, a teraz miał to zrobić
umyślnie. Nie miał jednak wyboru. Musiał ją zranić by odsunąć
ją od jeszcze większego cierpienia. Nie wiedział jak dotąd
udawało mu się nie oszaleć z tą myślą. Teraz zaczynała się
jego najtrudniejsza jak dotąd próba.
- Cześć Erza, siemasz Emo jeszczeż
się nie pociął? - traf chciał, że zaraz po nich w gildii zjawili
się Gajeel i Levy - Może choć dziś sobie odpuścisz? - smoczy
zabójca klepnął go po ramieniu - Byłem tylko na jednej
organizowanej przez tą gildię Fantazji ale mówię ci, że zabawa
jest przednia i do tego zawsze szykują fantastyczne żarcie.
- Masz na myśli wcinanie zastawy dla
gości - zjawiła się Mira niosąc tece z kilkoma kubkami napojów -
Tym razem chyba będzie spokojnie - uśmiechnęła się
melancholijnie przenosząc spojrzenie na rozmawiającego z Kiną
Laxus'a.
Erza nie musiała się nawet domyślać
o co może chodzić. Nie była to obawa o kolejny atak. Kwestia
dotyczyła ich wewnętrznych spraw. Choć białowłosa starała się
wszystko ukryć pod fasadą uśmiechniętej barmanki niektórzy
zauważyli te dyskretne znaki, które wysyłała gdy przychodził
temat dotyczący wnuka mistrza. Kiedy byli młodsi co raz się ze
sobą droczyli. Nie były to typowe szarpaniny jak między Natsu i
Gray'em, ani też kłótnie jaki między nimi obiema wówczas
wybuchały. To były raczej słowne zataczarki. Niby sprzeczki ale
oboje od nich nie stronili, a wręcz je preferowali. On coś
powiedział na zaczepkę, ona odpyskowała i tak nawiązywali każdą
konwersacje, która z boku wyglądała na nic innego jak sprzeczkę.
Trudno było jednak nie dostrzec tych uśmiechów, które wówczas im
towarzyszyły. Potem wszystko się posypało. Lisanna została
omyłkowo uznana za zmarłą, a Laxus pokłócił się z dziadkiem o
swego ojca. Owe okoliczności zmieniły ich obojga i oddzieliły
jakby niewidzialną barierą. Teraz wszystko mogło wrócić do
normy. Miała nadzieje, że tak się stanie.
- Konkurs piękności powinien się
odbyć za jakieś pół godziny - kontynuowała barmanka - Mam
nadzieję, że Natsu, Gray, Lisanna i Juvia dotrą na czas by wziąć
udział.
- Konkurs? - automatycznie
zainteresował się Jellal.
- Tak to część tradycji -
odpowiedziała Mira - Panie się stroją, a panowie oceniają.
Ostatnim razem wygrała Erza.. to znaczy przed naszym zniknięciem na
parę lat - dodała szybko.
Jellal usilnie chciał odgonić
nadchodzącą mu na myśl wizję Tytanii odzianej w jakąś piękną
suknię. Teraz miała na sobie swą codzienną zbroję, która z
pewnością nie była częścią garderoby do takiego pokazu. Lubił
ją bez niej. Choć nie było to pewnie zbyt obiektywne odczucie nie
widział nikogo kto mógłby z nią konkurować. Był zły na siebie,
że wyczuł w tym dniu szansę na zrobienie pierwszego kroku ku
wcieleniu w życie zadania jakie zlecił mu Kaishi. Bolała go sama
ta myśl ale nie widział innego wyjścia jak zostać posłusznym.
- Nic się nie zacznie bez mistrza -
wtrąciła Levy - Meredy i Kaishi pomagają mu w dekoracjach katedry
ale to jeszcze im trochę zajmie.
- A no tak - Gajeel teatralnie klepnął
się po głowie - zapomniałem, że na niego wpadliśmy i kazał
przekazać, że może im się lekko opóźnić.
- Coś nie tak? - spytała Erza.
- Mają jakiś zaciek do załatwienie -
Gajeel uśmiechnął się prowokacyjnie do zebranych - ale to chyba
lepiej dla nas.
- To znaczy? - Jellal sam nie wiedział,
czy chce poznać odpowiedź.
Meredy patrzyła z niekrytym
politowaniem na mistrza Fairy Tail. Przeciekający dach, tak? Katedra
była najważniejszym zabytkiem w mieście i sama była świadkiem
jak sprawdzali ją po deszczu. Prócz kilku miejsc z których
aktualnie łuszczyła się farba nic nie wskazywało na fakt, żeby
trzeba było przeprowadzić choćby najmniejszy remont.
- Dobra nie próbuj udowadniać, że
jesteś lepszym kłamcą od Jellal'a i po prostu powiedz co jest na
rzeczy chyba, że chcesz nadal udawać, że masz wszystko sam pod
kontrolą - posłała mu przekonujący uśmiech - Właśnie po to nas
tu ściągnąłeś, prawda? Mnie, Juvię i Kaishi'ego.
- Ta - westchnął ciężko - dobrze,
że byłaś w pobliżu ale zaczekajmy na resztę. Wasza trójka nie
da rady. Potrzeba więcej par oczu.
- Zgaduje, że skoro musiałeś ich
„posyłać” to nie wszyscy będą członkami Fairy Tail -
stwierdziła.
- Tak w większości to będzie nasza
prywatna sprawa ale ktoś z zewnątrz może okazać się bardzo
pomocny - Makarov pokiwał głową - Zaraz wszyscy powinni być. Z
tobą zaś chciałbym teraz porozmawiać o czymś nieco innym.
Lucy siedziała przy biurku w swoim
mieszkaniu. Udało jej się wyprosić Porlyusice by ją już
wypuściła. Nie chciała spędzać ważnego święta w szpitalu. Tam
było jakoś depresyjnie i choć Wendy przy niej siedziała
praktycznie cały czas to i tak czuła się podle. Ostatnia rozmowa z
Natsu utwierdziła ją w przekonaniu, że on też nie dostrzega w
niej zbyt wielkiego potencjału. Nie winiła go za to. Zawsze była w
tyle. Nawet teraz, gdy była potrzebna swoim duchom. Obiała dłońmi
klucz Aquarius. Nosicielka wody była jej pierwszą przyjaciółką.
Choć zawsze dostawała od niej porządny ochrzan to wiedziała, że
może na nią liczyć. Teraz jednak zaczęła się zastanawiać, czy
oby na pewno zasługuje na jej wsparcie. Ostatnio miała dużo czasu
na myślenie i przypominało jej się jak jej matka mówiła, że
siła gwiezdnych duchów jest w dużym stopniu uwarunkowana mocą
magiczną i doświadczeniem maga z którym są związane. Kilka razy
udało jej się zwiększyć swój potencjał ale nie były to
znaczące skoki. Nadal pozostawała uzależniona od innych. Mimo to
lubiła ich wspólne misje. Teraz z własnej woli z nich
zrezygnowała. Nie będzie dłużej piątym kołem u wozu. Natsu
jeszcze kilka razy ją nachodził namawiając do zmiany zdania ale
stanowczo odmawiała. Bicxlow obiecał, że dadzą jej się wykazać
i nie będą ingerować jeśli zagrożenie nie przekroczy
dopuszczanej przez nich normy. Ryzykowała ale jeśli tego nie zrobi
nie stanie się też silniejsza.
Alejkę w parku po obu stronach
porastały drzewa, a ich rozłożyste gałęzie, które w połączeniu
z intensywnie zielonymi liśćmi tworzyły naturalny tunel. Jellal
szedł obok Erzy. Spacer na, który go namówiła naprawdę wspomógł
jego samopoczucie. W oddali słyszał czyjeś śmiechy ale tu byli
całkiem sami. To była zwyczajna przechadzka ale nie mógł oprzeć
się wrażeniu, że w powietrzu wisi coś romantycznego. Jednym
słowem było pięknie. Nagle przypomniała mu się ich wspólna
rozmowa sprzed lat.
Z małym trudem skończył
opatrywać skaleczoną nogę Erzy za pomocą starannie wymytej
szmatki. Musiał ucisnąć. Rozcięcie biegnące przez większą
część prawej łydki nie było głębokie ale nieustannie krwawiło
co dodatkowo osłabiało szkarłatnowłosą.
- Powinno wystarczyć - starał się
przybrać rzeczowy ton - Rana jest zbyt płytka by była po tym
blizna.
- Dziękuję - wtedy jeszcze nie
czerwieniał na widok jej uśmiechu ale sprawiał mu nie mniejszą
radość - jestem straszną ofermą, prawda? Ten pręt był bardzo
dobrze widoczny.
- To nie twoja wina tylko tych drani
- oburzył się Jellal - Kazali ci dźwigać więcej niż sama
ważysz. To normalne, że nie wytrzymałaś i się przewróciłaś.
- Przeze mnie wszyscy zostaliśmy
ukarani i nie dostaniemy kolacji - zacisnęła dłonie na rąbkach
swojej poszarpanej koszulki - ale to było takie ciężkie - w kątach
jej oczu pojawiły się ślady łez.
Bez zastanowienia przytulił ją do
siebie. Wtedy się przed tym nie wahał. Jako niewolnicy mieli tutaj
tylko siebie i normalnym dla niego był fakt, że chciał ją
wesprzeć.
- Nie płacz - pocieszał ją -
kiedyś stąd uciekniemy. Budowa tej wieży nie będzie ciągnąć
się w nieskończoność. Kiedyś przestaniemy być im już potrzebni
i...
- Się nas pozbędą - dokończyła
za niego - Tacy jak oni lubią zacierać za sobą ślady.
- Musimy wierzyć, że się uda -
przekonywał ją - Ja nadal widzę naszą przyszłość na wolności.
Mieszkamy w przytulnym domku pośrodku lasku. Wszyscy razem. Cieszymy
się życiem i poznajemy wspólnie magię. Też musisz w to wierzyć.
Pamiętaj, że ja zawsze będę tak gdzie ty. Może i teraz jesteśmy
mali i słabi ale za jakiś czas podrośniemy, a co za tym idzie
zwiększy się nasza siła fizyczna. Zobaczysz. Damy radę.
Erza otarła ruchem ręki resztki
łez. Uśmiechała się. Widział, że nie jest w pełni przekonana
do jego szalonych planów na przyszłość ale też nie protestowała.
Czuł, że dobrze zrobił. Teraz potrzeba jej było optymistycznego
podejścia. Chciał dodać, że więcej nie pozwoli by się zraniła
ale byłoby to głupie. Większe, czy mniejsze obrażenia były dla
nich codziennością. Był jednak pewny, że któregoś dnia uda mu
się ją zabrać z tego strasznego miejsca.
- Uciekniemy stąd, zobaczysz -
podał jej w większości zjedzony przez mole koc - Uciekniemy i...
- Zamieszkamy razem - dokończyła
za niego.
Zamieszkać gdzieś
razem ze szkarłatnowłosą. Gdzieś, gdzie nikt nie będzie ich
gnębił. Nikt nie sprawi, że po policzkach Scarlet popłynął łzy.
Nikt jej nie zrani. To wówczas było jego marzenie. Marzenie, które
sam zaprzepaścił.
- Jesteś cichszy
niż zwykle - stwierdziła niespodziewanie Erza, gdy doszli do środka
parku - Znów rozmyślasz nad ostatnimi wydarzeniami?
- Ty nie? - jeśli
chodziło o niego ciągle to analizował.
- Nie dziś -
pokręciła głową - dziś chce się po prostu bawić. Nam wszystkim
jest to potrzebne.
Zmusił się do
uśmiechu. Ona dalej nie wiedziała o najważniejszym. O Truciźnie,
która krąży w jej żyłach. Tej, która miała sprawić, że jej
magia może okazać się zabójcza dla jej własnego organizmu.
Ukryte zagrożenie w każdej chwili mogło dać o sobie znać.
Najgorszym było jednak to, że on sam nie mógł zbyt wiele w tej
sytuacji zrobić. Do tego to zadanie od Kaishi'ego. Zupełnie nie
wiedział co w tej sytuacji powinien zrobić.
- Jak się czujesz?
- to jedno pytanie samo przeszło przez jego usta.
W jej oczach
zauważył zaskoczenie kiedy usłyszała jego słowa.
- Tak -
odpowiedziała ostrożnie - Nic mi nie jest. Ty zaś ostatnio
wydajesz się być czymś zdenerwowany.
Zauważyła. Nie
powinno być to dla niego nowością ale i tak coś w nim drgnęło.
Chciał ją uchronić przed tym zmartwieniem w jakim sam obecnie się
pogrążał. Była osobą, która jak nikt inny jest w stanie
poświęcić się dla swych towarzyszy. Mogła postanowić
praktycznie wszystko gdyby się dowiedziała. Już raz musiał ją
przekonywać przed zmianą zdania, gdy zastanawiała się nad
ucieczką. Gdyby wiedziała to co on wie to z pewnością jej własne
życie w ocenie samej szkarłatnowłosej stałoby się mniej ważne.
Przecież musi być inne wyjście. Powiedział sobie w
myślach. Kilka razy już spotkał się z sytuacjami, które pozornie
nie miały dobrego wyjścia.
- Nic po prostu
zastanawiam się czy wtedy, no wiesz... - urwał szukając w głowie
odpowiednich słów - nie podali ci czegoś działającego z
opóźnieniem.
- Nie zastanawiałam
się nad tym - odparła szczerze po czym spojrzała na niego czujnie
- ale to nie o tym chciałeś porozmawiać - to nie było pytanie ale
stwierdzenie oczywistego faktu.
Wpadł. Niemal ze
snajperską precyzją wyczuła, że coś innego było na rzeczy.
Przechylił głowę w bok, by choć trochę ukryć poddenerwowanie.
Tu chodziło o jej dobro. By nie ulec emocjom powtórzył sobie, że
cały ten dzień spędzi przy niej. Jeśli do czegoś dojdzie to
będzie obok.
- Widzisz... -
obrócił się ku niej - Faktycznie jest coś o czym ci z Kaishi'm
nie powiedzieliśmy po tej misji.
- Czyli czego? -
jej ton głosu jednoznacznie wskazywał, że oczekuje szybkiej i
jasnej odpowiedzi.
Usilnie starał się
znaleźć w głównie odpowiednią wymówkę. Każda jednak nie miała
prawa zabrzmieć na tyle wiarygodnie by Scarlet to uznała za prawdę.
- Jellal - zaczęła
łagodnie, gdy milczał - Cokolwiek w sobie nosisz możesz się tym
ze mną podzielić.
Ich spojrzenia się
spotkały. W jej oczach dostrzegł szczerą troskę. Martwiła się o
niego. Jej wargi delikatnie drżały jakby chciała coś powiedzieć
ale się wahała. Rozumiał ten stan. Sam wciąż powstrzymywał się
przed wyznaniem jej tylu kwestii. Obejmowała się rękoma jakby
chciała się rozgrzać. To był jeden z tych momentów w których w
tej zazwyczaj silnej i przerażającej kobiecie widać było
zwyczajną dziewczynę. Każda cząstka w jego ciele krzyczała by ją
teraz przytulił. Zamiast tego po raz kolejny stchórzył. Odwrócił
głowę w tył by nie dać się emocjom.
- Kiedy spotkaliśmy
tych naukowców.. wtedy podczas tej wyprawy - słowa przychodziły mu
z trudem - Oni coś ci zrobili... Podali ci jakąś truciznę...
specyfik, który... sam nie wiem jak się to nazywa... Wiem tylko, że
może zadziałać z opóźnieniem i...
Głos całkowicie
uwiązł mu w gardle. Nikt nie lubi przekazywać złych wiadomości,
a już na pewno nie osobie, która jest mu najważniejsza. Nie
wiedział kiedy to się stało ale ręce Erzy oplotły go od tyłu.
Delikatnym ruchem zmusiła go by na nią spojrzał. Spodziewał się
zobaczyć w jej oczach pretensje ale te patrzyły na niego łagodnie.
- Nie powiedziałeś
mi tego wcześniej bo nie chciałeś mnie martwic, tak? - spytała
łagodnym tonem.
W tej chwili mógł
zmusić się jedynie do nieznacznego kiwnięcia głową. To jednak
zupełnie dla Erzy wystarczyło.
- Chodź -
powiedziała ciągnąc go za rękę w stronę wyjścia z parku –
powinniśmy wrócić już do reszty.
- Nie chcesz
wiedzieć co to było? - zdziwił się.
- Oczywiście, że
chce - oznajmiła - ale nie dziś. Powiesz mi to jutro bo dziś nie
chce myśleć o niczym przygnębiającym - po tych słowach posłała
mu uśmiech, który sprawił, że naprał nowych sił. Póki tu była
nie zamierzał przestać walczyć.
Wendy za pomocą
Carli patrolowała teraz z powietrza. Mimo nalegań Exceed'ka dalej
jej nie chciała powiedzieć. Czuła, że jej kocia przyjaciółka
jest dziś wyjątkowo wyczulona na punkcie bezpieczeństwa. To
właśnie ona nalegała by jeszcze raz sprawdzili otoczenie.
- Zobacz Mira i
Laxus rozstawiają już sztandary - zawołała, gdy dojrzała swych
przyjaciół.
- I jak zwiady,
znaleźliście coś podejrzanego? - zagadała Mira, gdy wylądowały
obok nich.
- Nie wykryłyśmy
nic podejrzanego - oznajmiła - możemy chyba bezpiecznie
zaczynać.... to znaczy jeśli naprawdę chcesz - zawahała się przy
ostatnich słowach.
Przez moment
pożałowała swoich słów. Mira obdarzyła ją pustym spojrzeniem
po czym nagle jej twarz rozświetlił uśmiech.
- Oczywiście, że
tak - zapewniła - Przecież już to ustaliliśmy. Robimy to z myślą
o naszych poległych przyjaciołach. Musimy też udowodnić wrogowi,
że nas nie złamał.
Dla smoczej
zabójczyni szczęście przyjaciół było równie ważne. Starając
się robić jak najweselszą minę odwróciła się w stronę Carli.
Ta jednak uporczywie wpatrywała się w stronę parku jakby
oczekiwała, że w każdej chwili może spodziewać się ataku z tej
strony. Jej drgający miarowo ogon świadczył, że jest mocno
skupiona. Biała kotka nigdy nie należała do osób przesadnie
wyluzowanych. Zawsze zachowywała powagę i elegancję. Choć często
beształa ją za niepoprawne zachowanie dziewczynka wiedziała, że
naprawdę może na nią liczyć.
- Możesz jej
powiedzieć jak chcesz - rzucił niespodziewanie Laxus - Obiecujemy
nie donieść o niczym dziadziusiowi. Jeśli chodzi o mnie to nie
widzę powodu by tego taić. Przynajmniej jeśli chodzi o tę
poprzednią.
- No właśnie -
Wendy jakby oprzytomniała - jeszcze nie powiedziałaś czego
dotyczyła. To ten deszcz, tak?
- Gdyby chodziło o
taką błahostkę od razu bym ci powiedziała - odrzekła Exceed'ka
kręcąc głową - To było coś znacznie gorszego - zaczęła
nerwowo ściskać rąbki swej sukienki - To wtedy zakazał mi mówić
o swych wizjach komukolwiek poza nim.
Dla niej samej było
oczywiste, że gdyby nie wyraźny zakaz mistrza nie miałaby żadnych
oporów przed przedstawieniem wizji każdemu zainteresowanemu.
- Ale dlaczego? -
nie zdziwiło ją zaskoczenie w głosie Wendy, która odkąd ją
tylko znała była bardzo ufną dziewczynką wierzącą każdemu na
słowo i często nie dostrzegająca otaczającego go zła.
- To chyba proste -
westchnął Laxus - dziadunio chce uniknąć paniki.
- Ale przecież
Carla przewidziała już coś tak strasznego jak smocza apokalipsa i
dzięki temu oraz informacjom Lucy z przyszłości udało się
uniknąć najgorszego.
- Owszem -
potwierdziła - ale tym razem było coś jeszcze gorszego. Sama tego
dobrze nie zrozumiałam. Tamta wizja była bardzo symboliczna ale
niewątpliwie złowroga.
- Trzeba też
przyznać, że sam mistrz wyraźnie wie o wiele więcej niż nam mówi
- stwierdziła Mira - za to ty chyba ostatnio trochę z nim
rozmawiałaś - zauważyła - Chyba nam nie powiesz, że zlecił ci
jakieś specjalne zadanie.
- Poprosił po
prostu bym miała oko na Erze-san ale przecież z nią wszystko w
porządku, prawda - spojrzała na nich wyczekująco.
- Tak, też nie
sądzę by jej odbiło i zaczęła wszystkich terroryzować -
stwierdził żartobliwie Laxus chcąc najwyraźniej uspokoić małą
czarodziejkę.
- Ale jeśli coś
jej się stanie? Już kilka razy w ostatnim czasie doznała poważnych
obrażeń - niepokoiła się.
- Wendy - Mira
schyliła się do niej - To przecież nasza Erza. Jakie jest
prawdopodobieństwo, że coś się jej dziś stanie zwłaszcza...
- Bardzo możliwe -
przerwała jej Carla - przynajmniej tak wynika z tego co widziałam.
Nie mogę wam zdradzić wszystkiego ale jeśli zrobicie co wam każę
może uda nam się uniknąć najgorszego.
Wiedziała, że
mistrz nie byłby zadowolony z tego co przed chwilą powiedziała ale
osobiście uważała, że mają prawo poznać częściową prawdę.
Gray szedł
pośpiesznie boczną uliczką. Przed chwilą jakaś staruszka z
dobrodusznym uśmiechem na twarzy zapytała go, czy chce by mu kupiła
jakąś koszulkę i spodnie na bazarku bo żal jej patrzeć na
młodzieńca, którego nie stać na porządne odzienie. Choć teraz
miał na sobie tylko luźne bokserki to był przekonany, że przed
samym wyjściem był całkowicie ubrany. Sam chłód mu nie
przeszkadzał gorzej, że przez jego nawyki często znajdował się w
kłopotliwych sytuacjach.
- Chyba znalazłam
twoją bluzę przed sklepem z pamiątkami - zza rogu wyszła Lucy
niosąc w rękach część jego górnego odzienia - Nadal nie
rozumiem jak ty to robisz, że nawet się człowiek nie zorientuje, a
już jesteś prawie goły.
Blondwłosa
czarodziejka szła w jego stronę w towarzystwie Byka, który niósł
jej zakupy. Na jej twarzy malował się pogodny uśmiech. Pomachała
do niego radośnie ręką. Zatrzymał się by mogła go dogonić.
- Znów jesteś we
właściwym humorze - zauważył odbierając od niej swe ubranie.
- Tak, zrozumiałam,
że nic mi nie da samo użalanie się nad sobą - potwierdziła -
teraz wiem co mam robić i nie zamierzam się cofnąć.
- Może pomóc ci
nieść to wszystko? - zasugerował rad, że jego przyjaciółka
wydaje się być taka jak przedtem.
- Nie trzeba.
Taurus jest bardzo silny - zapewniła z uśmiechem - ale będzie mi
miło jeśli zechcesz po prostu dotrzymać mi towarzystwa. Mam już
dość leżenia w samotności.
Czuł się nieco
niekomfortowo w tłumie. Przez lata przywykł do działania z
ukrycia. Tym bardziej nie wiedział jak reagować teraz, gdy cała
gildia szkarłatnowłosej zdawała się całkowicie go akceptować.
Obecnie razem z Natsu zostali przydzielenie do rozstawiania sceny.
- Słuchaj -
zagadał Salamander - dlaczego prawie w każdą noc ciągniesz
Happy'ego pod damski akademik? Mówił mi, że gdy tylko możesz
gapisz się przez okno na Erzę. Z kolei Meredy twierdzi, że masz
jakąś obsesje i jesteś naprawdę beznadziejny w „tych sprawach”
- założył ręce za głowę - Ja tam za bardzo nie wiem o co jej
chodziło ale możesz już nie wykorzystywać Happy'ego. Jeśli
ciągle będzie zmęczony to nie będę mógł brać go na misje, a
przecież zawsze chodzimy razem.
- Przepraszam za
kłopot - wymamrotał - po prostu ostatnio nie wiem co robić.
- Nie możesz po
prostu robić tego co w obecnej chwili chcesz robić? - odparł Natsu
- Ja tam niczego nie planuje, a i tak zawsze jakoś udaje mi się
wybrnąć.
- A co jeśli
znajdziesz się w sytuacji w której każda z twoich decyzji będzie
oznaczała, że stanie się coś naprawdę złego? - spytał nie
bardzo wiedząc czemu nagle chce mu się zwierzyć.
- Masz na myśli
taką w której albo dostanę lanie od Erzy albo od mistrza? - Natsu
przechylił głowę na bok usiłując zrozumieć o co chodzi - Nie
chcesz chyba zrobić na złość Erzie. Osobiście nie radzę. Może
cię nieźle sprać jak się wkurzy.
Jellal westchnął
głęboko. Taki sposób rozumowania był właściwy dla różowłosego
przyjaciela Erzy. Zawsze beztroskie podejście do rozmaitych spraw
było tym co go wyróżniało. W tym momencie mu tego zazdrościł.
Po drugiej stronie ulicy Erza wraz z Meredy i Lisanną wyplatały
liny z kwiatów, którymi miała być udekorowana stawiana przez nich
scena. Może mu się tylko wydawało ale otoczenie blisko niej
sprawiało wrażenie jaśniejszego niż dalej. Była taka radosna.
Przez uliczny gwar nie mógł dokładnie usłyszeć o czym rozmawiają
ale musiało być to coś co bardzo poprawiało jej nastrój. To
sprawiło, że jeszcze bardziej zapragnął dziś jej towarzyszyć w
tym dniu. Zrobić coś w końcu by ten uśmiech utrzymał się jak
najdłużej.
- Co właściwie
robicie podczas tego festiwalu? - spytał chcąc psychicznie się
przygotować do szykowanych przez Fairy Tail rozrywek.
- No najpierw
zwykle jest konkurs piękności na miss wróżek, czy jakoś tak -
zamyślił się Natsu - potem zwykle się bijemy do czasu, aż mistrz
nie każe nam wyjść do mieszkańców....
Cana była
skołowana. Nie mogła się sobie nadziwić jak łatwo straciła
czujność. Uznała ich za dziwaków z jakimi często miała do
czynienia bo wtrącili ją do celi przypominającej bardziej
luksusowy apartament niż więzienie. Nie była torturowana. Co
dziwniejsze nawet do niczego jej nie zmuszali. Powiedzieli, że jeśli
nie zechce im pomóc będzie mogła po prostu wrócić do swoich
przyjaciół. Zastosowali za to chwyt psychologiczny, którego
najmniej się spodziewała w tej chwili. Postawili ją przed
niemożliwym wyborem. Jeśli zrobi co jej każą uwolnią Elfman'a.
Jeśli nie to cóż, tego nie musieli mówić na głos. Gdyby tylko
mogła zrobiłaby wszystko by go uratować nie bacząc na
konsekwencje. Nie była jednak tą za którą ją uważają. Nie była
Levy McGarden. Może i miała mnóstwo asów w rękawie i to mówiąc
dosłownym tego słowa znaczeniu. Karty dawały jej wiele możliwości
ale to czego wymagali mijało się z jej preferencjami. Zaczęła się
też głębiej zastanawiać czemu to musi być niebieskowłosa.
Owszem była bardzo dobra w runach ale jej domeną było tworzenie
różnych rzeczy z napisów. Nawet w jej gildii było kilka osób,
które się na nich znają. Z drugiej strony po co jej oprawcy mieli
by mówić wszystko o swoich planach. Przymknęła oczy analizując
pozostałe jej możliwości. Musiała udawać przynajmniej tak długo,
aż wypuszczą Elfman'a ale czy mogła mieć pewność co do
szczerości obietnicy? Musiała się upewnić. Drzwi zaskrzypiały
sygnalizując nadejście strażnika.
- Jaka jest twoja
decyzja? - spytał.
Przełknęła
zgromadzoną w jej ustach ślinę, wzięła głęboki oddech teraz
musiała zabrzmieć przekonująco.
- Wpierw chce
zobaczyć się z moim przyjacielem - oznajmiła prostując się -
Chce wiedzieć czy z nim wszystko w porządku zanim podejmę decyzję.
W gildii panował
nie mały ścisk, gdy podekscytowani magowie wyczekując otwierającej
święto atrakcji. Wybór miss Fairy Tail. Jellal czuł się nieco
skołowany. Zaraz na scenę miały wyjść pięknie ubrane
reprezentantki wróżek. Czuł, że jego serce nieco przyśpieszyło.
Jesteś idiotą. Zganił się w myślach. Czemu tak bardzo
stresował się tym występem skoro walcząc z mrocznymi gildiami był
zmuszony do oglądania nie lada masakr. Idąc na takie misje był
gotowy na krwawy widok. Dlaczego więc teraz czuł silną potrzebę
ucieczki? Ponieważ boisz się, że gdy zobaczysz Erzę w pięknym
stroju nie wytrzymasz i ją przytulisz, pocałujesz na oczach
wszystkich czy zrobisz inne głupstwo, którego potem będziesz
żałował. Głosik w jego głowie znów dał o sobie znać. Cóż
rzeczywiście bał się po sobie takiej reakcji. Uczucie, że na nią
nie zasługuje wcale nie znikło. Przeciwnie nasiliło się, gdy
przez ostanie zdarzenia zdał sobie sprawę jak bezsilny jest wobec
kolejnych ataków. Podświadomie już wyczekiwał kolejnych wiedząc,
że prędzej czy później i tak się zdarzą. Z drugiej strony
Meredy twierdziła, że jego serce zna jego serce. Choć nie
powiedziała tego wprost on wiedział co próbuje mu przekazać.
Kocha Erzę i ten dzień normalnie i po ludzku widzi jako randkę
tylko nie chce go tak nazwać. Im bardziej się nad tym zastanawiał
tym bardziej dochodził do wniosku, że to może być bardziej
prawdziwe niż chciał wierzyć. Przecież tu byli prawie wszyscy
członkowie Fairy Tail, a nie wykluczone, że w kulminacyjnym
momencie święta będą również przybysze z innych gildii.
Niemożliwy jest atak na szkarłatnowłosą bez zwrócenia
uwagi tłumu.
- Możemy zamienić
słowo? - usłyszał za sobą głos Carli.
- Co się stało? -
niechętnie oderwał wzrok od sceny.
- Na razie nic -
ściszyła głos - ale radzę dziś być ci czujnym. Jeśli mogę
wierzyć swojej wizji to mamy wśród nas zdrajce, który dziś
zamierza się ujawnić. Niestety nie wiem kto to ale proszę byś nie
mówił o tym, że ci powiedziałam nikomu. Mistrz jest przeciwny
rozpowszechnianiu tych informacji. Twierdzi, że sam sobie poradzi
ale uznałam, że lepiej ci powiem. Tak na wszelki wypadek.
Jellal kiwnął
głową na znak zrozumienia. Odkąd wrócili z Rosemary starał się
nie spuszczać wzroku z Kaishi'ego. Podświadomie wiedział, że
wkrótce zechce się ujawnić także innym. Gdyby nie patowa sytuacja
w jakiej się znalazł chcąc chronić przed nim Erzę z pewnością
by od razu wszystkim powiedział o niecnych zamiarach maga. Teraz by
ją chronić musiał milczeć.
- Będę uważał -
zwrócił się do Exceed'ki.
- Jakbyś coś
wiedział to chyba komuś o tym powiesz - spojrzała na niego
uważnie.
Przed koniecznością
wymyślenia kolejnego kłamstwa uchronił go głos mistrza, który
wszedł na scenę ubrany w bardzo jaskrawy czarowny podkoszulek i
brązowe spodnie z poszarpanymi nogawkami. Złapał mikrofon,
odkrzyknął i gestem ręki wskazał za kulisy.
- Oto przed wami
tegoroczne uczestniczki konkursu piękności - zawołał - ale to nie
ja będę je zapraszał. Oto nasz nowy komentator Kaishi.
Mag chętnie
przejął od starca mikrofon. Po jego minie można było
przepuszczać, że od razu wkręcił się w zabawę. Jednak Jellal po
raz kolejny nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zobaczył w jego
oczach ten znaczący błysk. Ponaglenie do tego co mu zlecił.
- Oto nasza
pierwsza uczestniczka - zaczął pogodnie Kaishi - Była uważana za
zmarłą ale odnalazła się i spokojnie, wbrew plotkom wcale nie
jest zombi. Do tego wraz z jedzącym ognień Salamandrem ma dziecko.
Dość kocie dziecko. Przed wami Lisanna.
Najmłodsza Strauss
weszła na scenę ubrana w jasnoniebieska sukienkę, która z
przywołaną duszą tygrysicy tworzyła prosty, acz uroczy kontrast.
Osoby blisko Natsu mogły zauważyć jak wlepia w nią szeroko
otwarte oczy. Ręka trzymająca kawałek mięcha zastygła mu w
połowie drogi do ust.
- Nie zapomnijmy
też o jej starszej siostrze - kontynuował - Kiedy przybyła do
gildii nie kryła, że jest w niej coś z demona. Po tym jak jej
siostra wybrała się na zakupy do Edolas i nieco tam zabalowała
stała się przeuroczą kelnerką. Teraz ma kłopoty z decyzją co do
swej osobowości. Zapraszam Mirajane Strauss.
Słodki demon. Tak
chyba można nazwać to co teraz ujrzeli członkowie Fairy Tail.
Mirajane z przyzwaną duszą Szatana oraz swym klasycznym strojem
barmanki weszła stanęła obok siostry. Laxus uśmiechnął się z
uznaniem i uniósł kciuk w górę.
- Jako trzecia
zaprezentuje się niedawna prywatna stalkerka Gray'a, kobieta która
gotowa jest powystrzelać każde istnienie płci pięknej by obiekt
westchnień zwrócił na nią uwagę - nawijał Kaishi - Przy niej
pojęcia takie jak „Gotuje się ze złości”, czy „Utonąć w
ramionach” są bardzo dosłowne. Lubi przedstawiać się wersjami.
Obecna to 4.5 Juvia. Teraz już nie lata jak oszalała za naszym
ekshibicjonistą co chyba jeszcze bardziej go drażni niż jej
wcześniejsza namolność. Przed wami panienka Lockser.
Juvia weszła na
scenę gustownym krokiem damy z wyższych sfer. Miała na sobie
podobny strój do tego, który nosiła jeszcze służąc w Phantom
Lord ale rozpuszczone falowane włosy. Gray zdawał się zaniemówić
kiedy delikatnie się skłoniła i zajęła miejsce obok białowłosych
sióstr.
- Oto nasza czwarta
piękność. Może i jest drobna ale to właśnie do niej zwykle
zwracają się gdy mają problemy. Obecnie pogubiła wszystkie swe
wspomnienia ale to jej nie przeszkadza iść z uśmiechem przez
życie. Przed wami największe IQ tego kontynentu czyli Levy
McGarden.
Gajeel prawie
zadławił się przeżuwanym właśnie kawałkiem metalu, gdy na
scenę wkroczyła drobna czarodziejka, ubrana w białą sukienkę
sięgająca jej nieco za kolana.
- Przedostatnią
uczestniczką jest nie kto inny jak nasza ulubiona „dama w
opałach”, która ma zdaniem naszego Szczęśliwego
komentatora dziwną tendencje do utraty swoich ubrań kiedy z kimś
walczy. Nikt jednak nie powinien narzekać na to co zobaczy bo nasza
Blondyneczka ma bardzo seksowne ciałko. Przed wami Lucy Heartofilia.
Wszelkie rozmowy
zamilkły, gdy czarodziejka gwiezdnych duchów weszła na scenę. Jej
ubiór diametralnie się zmienił. Czarna suknia i bluzka z długimi
rękawami bez śladu dekoltu. Pod jej oczami i na powiekach
przebiegały grube czarne kreski. Nie uśmiechała się tylko z wolna
zajęła miejsce obok innych uczestniczek.
- Natsu, kto to? -
spytał cicho nieco przestraszony Happy.
- Nie mam pojęcia
- odpowiedział Dragneel - pachnie jak Lucy ale wygląda zupełnie
inaczej.
Kilka głosów za
nimi potwierdziło, że nie tylko oni są zakończeni ta zmianą.
- Teraz
wstrzymajcie oddechy bo oto przed wami prawdziwa perła. Ta przed
której spojrzeniem drżą najwięksi twardziele. Pokonała tyle
potworów, że pewnie połowa państwa jest dzięki niej bezpieczna.
Ma też prawdopodobnie setki adoratorów i jeśli najbardziej ktoś w
końcu zdobędzie jej serce - Kaishi mrugną porozumiewawczo do
zebranych - Ma tak wiele przydomków, że nie sposób wymienić
wszystkich ale dla nas to po prostu Tytania, Królowa wróżek Erza
Scarlet. Czyli nasza prywatna Mary Sue. Ok, żartuje ale sami
przyznajcie czy ona ma jakieś wady?
- Mój tyłek zna
ich całkiem sporo - skomentował Natsu na co Gray tylko skinął
potwierdzająco głową.
Nikt jednak nie
słuchał ich narzekań. Głównym powodem była Erza, która teraz
weszła na scenę. Szkarłatnowłosej po raz kolejny udało się
zaskoczyć wszystkich. Jellal poczuł jak jego krew chce za wszelką
cenę wydostać się przez nos. Miała na sobie białą suknię.
Suknię ślubna. Twarz przysłaniał delikatny welon, a w dłoniach
trzymała bukiet białych róż.
- Ostrzegałem was
- zakończył swój komentarz oddając mikrofon
Makarov przemknął
wzorkiem po zebranych. Dzięki ich zabawnych komentarzach Kaishi'ego
był to jeden z najlepszych występów wprowadzających jakich był
świadkiem. Śmiechy jego podopiecznych potwierdziły, że i oni
bawili się dobrze. Cieszył się. Niech się bawią bo niedługo
nastaną naprawdę czarne dni.
- Teraz zapraszam
wszystkich do parku - zawołał - głosy na waszą faworytkę możecie
wrzucać do skrzynki stojącej na moim biurku skrzynki.
Drobna postać
siedziała niezauważona na dachu katedry. Chrupała orzeszki z
pikantną posypką. Kupiła je na jednym ze stoisk bazarku i bardzo
jej posmakowały. Uśmiechnęła się zadowolona przełykając
kolejny kęs. Uwielbiała ostre smakołyki. Zapowiadał się naprawdę
miły dzień zwłaszcza, że mogła dziś połączyć przyjemne z
pożytecznym przy wykonywaniu zadania. Była pewna, że bardziej się
zmęczy zabawą niż wykonywaniem zlecenia.
Radosny gwar toczył
się przez uliczki Magnolii. Jellal ze zdziwieniem zauważył, że
prawie nikt nie zwraca na niego uwagi. Chyba tylko kilka dzieci
spojrzało na niego podejrzanie ale szybko się okazało, że bardzo
zainteresowało je jego znamię na twarzy, a o tym, że mają do
czynienia ze zbiegłym przestępcą zdawały się nie mieć pojęcia.
Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Gajeel i inni mogą
mieć racje. Nikt z rady go nie szuka. Z jednej strony mógł
odetchnąć lecz z drugiej jego natura, która każe mu samemu się
karać nie pozwalała mu się z tego cieszyć. Było jeszcze coś.
Nieustanne przeczucie, że on sam może po raz kolejny stać się
zagrożeniem dla Erzy. Słowa, które powiedziało jego własne
odbicie mocno wryły mu się w pamięć.
- Trochę tu
inaczej niż siedem lat tamu - zauważyła idąca obok niego
szkarłatnowłosa - wcześniej nie rozstawiali tylu atrakcji w parku.
Już sam jej głos
sprawił, że na jego twarz wstąpił rumieniec. Kiedy już myślał,
że ją zna po raz kolejny go zaskoczyła. Ciągle miał przed oczami
jej widok w sukni ślubnej. Nawet teraz gdy miała na sobie normalny
dzienny strój. Zastanawiało go skąd i czemu go nabyła.
- Mogę cię
spytać... no wiesz o tę suknię - zdawał sobie sprawę z
idiotyczności tego co mówi.
- Kupiłam ją
jakiś czas temu podczas misji - uśmiechnęła się - Tylko tak
mogłam dostać również tamtejszy przepyszny tort.
Wydawało mu się,
że zobaczył na jej twarzy rumieniec. Mógłby wymyślić mnóstwo
powodów tego zakupu ale coś tak błahego by mu nie przyszło do
głowy.
- Mam nadzieję, że
był tego wart - zaśmiał się sam zaskoczony jak lekko mu się
nagle zrobiło - takie wyroby raczej nie są tanie.
- Faktycznie -
przytaknęła Tytania - był to jeden z lepszych jakie jadłam.
Żartowali, oni
naprawdę prowadzili ze sobą typową przyjacielską rozmowę. Kiedy
to zrozumiał poczuł się jakby wchodził w stan prawdziwego
uniesienia. Rozmawiali ze sobą tak swobodnie jak wtedy gdy byli
dziećmi. Wtedy marzył o spacerze z nią pod gołym niebem, bez
torującej ich straży.
- Nie ma mowy! -
krzyk Natsu był aż nazbyt słyszalny.
- Chyba sobie
kpicie - wtórował mu Gray.
Odruchowo spojrzeli
w stronę skąd dobiegały odgłosy dwóch magów. Zarówno jeden jak
i drugi szamotali się pod drzewem wokół którego zdążyła już
się zebrać spora grupka osób.
- Czyżby znów się
pokłócili o jakąś bzdurę - spytała stojącego najbliżej Macao
gotowa w każdej chwili rozdzielić ich w tradycyjny sposób.
- Freed zawiesił
zaczarowaną jemiołę - wyjaśnił wskazując na wiązankę
przywiązaną do gałązki - dodatkowo rzucił na to miejsce swą
runiczną pułapkę. W skrócie. Złapani nie wyjdą póki się nie
pocałują. Jak widać wypadło na naszą ulubioną dwójkę.
- Tak i jak tylko
stąd wyjdę to skopię mu ten jego tyłek - warknął Natsu
bezskutecznie walcząc z barierą.
- Prędzej zabije
tego ogniomiota niż zechce się z nim lizać - oznajmił Gray
również próbując coś wskórać swoją magią.
Erza widząc to
pokręciła tylko głową. To był ironiczne, że wypadło akurat na
nich. Odkąd pamiętała ta dwójka skakała sobie do gardeł z byle
powodu. Już od pierwszego spotkania coś między nimi zaiskrzyło.
- Stoją tu jakieś
pół godziny - wtrąciła Lisanna tuląc do siebie roztrzęsionego
Happy'ego.
- A co się z nim
stało? - Jellal dyskretnym ruchem głowy wskazał na niebieskiego
kotka w jej objęciach.
- To
niesprawiedliwe - wybełkotał Exceed - to powinienem być ja.
- Jako pierwsi w
pułapkę wpadli Carla i Lily - wytłumaczyła białowłosa - Oni nie
mieli takich oporów jak ta dwójka.
- Za szybko
leciałem - lamentował Happy - ale tak bardzo chciałem spróbować
tych rybek, że nawet o tym, że może tam być pułapka. To ja
powinienem móc pocałować Carlusie.
- Raczej nikt o tym
nie wiedział ale dzięki temu mamy zabawną niespodziankę -
podeszła do nich Meredy zajadając się różową watą cukrową.
Czarodziejka uczuć
wręcz tryskała entuzjazmem. Radosne iskierki tańczyły w jej
oczach, a na twarzy malował się chytry uśmieszek. Jellal dobrze
znał ten wyraz twarzy. Ilekroć go widział mógł być pewien, że
jego towarzyszka coś planuje. Kiedy wyłapał jej spojrzenie
domyślił się co tym razem oznacza. Już wcześniej oznajmiła mu,
że jak się nie pośpieszy weźmie sprawy w swoje ręce. Do tej pory
jakimś cudem udawało mu się wymigać ale teraz przekaz bijący z
jej oczu był jasny. Ma się pośpieszyć jeśli nie chce by ona
weszła do akcji. Patrząc na bezradnie stojących pod jemiołą
magów domyślał się co może jej chodzić po głowie. Korzystając
z okazji, że szkarłatnowłosa była pochłonięta obserwowaniem
swych przyjaciół dyskretnie przeniósł spojrzenie na jej usta.
Delikatne, w jasnym różowym odcieniu wyginały się właśnie w
łagodnym uśmiechu. Zatraciłby się w nich gdyby nie nadejście
Lucy.
- Złe wiadomości
chłopaki - zwróciła się do uwięzionych magów - Musicie się
pośpieszyć z całuskiem bo będzie niefajnie.
- Raczej wątpię
by mogło być gorzej niż teraz - odparł Gray - Bo patrz na mnie.
Siedzę w niewidzialnej puszcze z naszą żywą zapałką.
Stał do niej
tyłem, więc nie mógł widzieć tego co Natsu. Salamander był
święcie przekonany, że jego przyjaciółka tylko się wygłupiała
z tym strojem na konkursie miss. Teraz jednak dalej stała przed nimi
w tej dziwacznej, jak dla niego, czarnej sukience.
- A tobie co
odbiło? - spytał kompletnie ignorując jej wcześniejszą
wypowiedź.
Lucy posłała mu
mordercze spojrzenie. Przez moment wydawało się, że wybuchnie ale
wzięła tylko głęboki oddech.
- Freed kazał
przekazać, że jeśli nie zrobicie tego w ciągu - spojrzała na
zegarek - pięciu minut to runy obrócą się przeciw wam.
- Wątpię, żeby
było to coś gorszego od przelizania się z tą ognista traszką -
uznał Gray.
- Nie cierpię się
z nim zgadzać ale tym razem i ja jestem tego zdania - burknął
Natsu.
- Niestety jeśli
tego nie zrobicie teraz prawdopodobnie zginiecie - oznajmiła Lucy.
Po tych słowach
zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć nawet szelest
trawy poruszanej delikatnym wiatrem. Od dawna było jasne, że
Gromowładnych cechowało bardzo oryginalne poczucie humoru, które
jak teraz uderzało w najmniej spodziewanym momencie. Nikt jednak już
nie myślał by byli w stanie ryzykować życie towarzyszy.
- To już przesada
- odezwała się stanowczo Lisanna.
- Może lepiej go
zawołać bo ta dwójka prędzej wybierze grób niż to - zastanowiła
się Meredy.
- Dokładnie -
zadeklarowali obaj prawie jednocześnie.
Erza zrobiła kilka kroków w przód i stanęła przed
nimi ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
- Nie wiedziałam, że z was dwojga tacy słabeusze - w
jej głosie słychać było lekki zawód - Czy nadal myślicie, że
walcząc z wrogiem możecie zdawać się tylko na siłę. Pomyślcie
co by było gdyby od takiej drobnostki zależało życie waszych
przyjaciół.
Te słowa wystarczyły by zdeterminowane miny obojga
nieco zżęły. Spojrzeli na siebie niechętnie i powoli odwrócili
się ku sobie. Przyznanie się do słabości przed Erzą było
widocznie jeszcze gorsze niż warunek run. Schylili się ku sobie i
wykonali najszybszy ruch głowami, który dla patrzących z dala mógł
być zwyczajnym, przypadkowym zderzeniem czaszek.
- Dobra - krzyknął Natsu, gdy zaklęcie ustąpiło -
Niech lepiej ten zielonowłosy dupek mi się dziś nie pokazuje na
oczy bo coś czuje, że skończył marnie.
Z miny lodowego maga można było wywnioskować, że
myśli podobnie.
Gajeel siedział z Levy na ławce w parku rzucając
okruchy bułki gołębiom. Dziewczyna obok niego pochłonięta była
książką, którą jakiś czas temu udało się zdobyć Jellal'owi.
Z jakiegoś powodu dziś nie mogła się od niej oderwać.
- Na pewno nie chcesz się trochę zabawić? - spytał
już któryś raz na co tylko pokręciła głową - A tak w ogóle to
co cię w niej takiego zainteresowało. Mówiłaś przecież, że
jeszcze nie całkiem złamałaś ten kod.. a po amnezji musisz robić
to od nowa - zawahał się przy ostatnich słowach.
- Pracuje nad tą konkretną stroną - odpowiedziała
cicho - To co jest na ilustracji obok nie daje mi spokoju.
- Ja tam nie widzę nic poza kropkami i okręgami -
stwierdził pochylając się nad jej ramieniem.
- To ustawienie planet i gwiazd na niebie - podsunęła
książkę delikatnie w jego stronę - Takie będziemy mieć dzisiaj.
- A to dobrze, czy źle - doskonale wiedział, że on
nic jej w tym nie pomoże bo najzwyczajniej się na tym nie zna.
- Właśnie tego próbuje się dowiedzieć - poprawiła
okulary przyśpieszające czytanie - na razie rozgryzłam tylko kilka
pierwszych zdań.
- A jakie to zdania? - zainteresował się smoczy
zabójca.
Wendy powoli dreptała wzdłuż jarmarku. Miała ważne
zadanie zlecone od samego mistrza. Czuła zarazem dumę jak i ogromny
stres. To nie było wcale tak łatwe jak z początku zakładała. Na
jej barkach mogło spoczywać bezpieczeństwo innych członków
gildii. To była wielka odpowiedzialność. Czuła to nawet teraz,
gdy jeszcze nic się nie zdarzyło. Wciągnęła powietrze nosem. Na
razie było spokojnie.
Sprowadzili ją krętymi schodami głęboko pod ziemię.
Zauważyła ogromną zmianę. Nie było już tak miło jak w jej
„pokoju”. Tutaj znajdowały się lochy, te prawdziwe. Nawet z
dala od cel czuła tchnienie grozy i udręki. Było tu tak zimno,
wilgotno i ponuro, aż aż ucieszyła się iż ona sama nie jest tu
przetrzymywana. Posłusznie podążała za strażnikiem, który
niósł w ręku pochodnie będącą jedynym źródłem światła. Jej
przewodnik skinął głową na strażnika, który otworzył drzwi z
cichym skrzypnięciem. Cana zdusiła w sobie krzyk. Elfman był
przykuty do ściany grubymi łańcuchami. Na jego ciele widniały
ślady tortur. Bez zastanowienia podbiegła do niego. Był
nieprzytomny ale oddychał spokojnie i miarowo.
- Dlaczego mu to zrobiliście, a mnie trzymacie w jakimś
pseudo-apartamencie ? - spytała.
- W zasadzie mógłby - strażnik wzruszył ramionami -
ale ciągle zmieniał się w te swoje przerośnięte zwierzaczki i
starał się wszystko niszczyć. Nie mieliśmy większego wyboru
jeśli chcieliśmy utrzymać go przy życiu. A ty co zdecydujesz?
Przełknęła ślinę. Teraz musiała podjąć decyzje.
Wiedziała, że póki myślą o niej jako Levy ma szanse coś ugrać.
Może kogoś uchronić.
- Jeśli to zrobię to go wypuścicie? - upewniła się
na co strażnik tylko kiwnął głową - Jak to będzie przebiegać?
Nie chce pomagać wam bez stuprocentowej pewności co do waszej
obietnicy.
Po obowiązkowej walce jaka musiała rozegrać się
między Gray'em i Natsu, która trwała dopóki Erza nie straciła
cierpliwości nokautując obydwu wybrał się ze szkarłatnowłosą
do stoiska z darmowym bufetem. Jellal uśmiechnął się. Patrzenie
na rozpromienioną szkarłatnowłosą wpatrującą się w góry ciast
sprawiało mu radość. Jeszcze niedawno nawet nie śmiał marzyć o
takiej chwili wspólnej zabawy.
- To wy z Mirą to wszystko zrobiłyście? - spytał
patrząc na góry łakoci.
- Aż tak dobre w tym nie jesteśmy - zaprzeczyła
sięgając po ciasto czekoladowo-truskawkowe. Sporą część z tego
przygotowali mieszkańcy - babcia Sue, właścicielka piekarni jak
zwykle nas wzbogaciła swoimi wypiekami. Sam powinieneś spróbować
- podsunęła mu kawałek ciasta na papierowym talerzyku.
Nabił odrobinę na widelec i podniósł do ust. Rzadko
kiedy miał okazje jej słodkie przekąski. W polityce Crime Sociere
było nie zostawać długo w jednym miejscu co oznaczało, że to
chuchy prowiant był głównym źródłem jego posiłku. Faktycznie
było bardzo dobre. Pozwolił sobie przez chwilę stać i rozkoszować
się nim.
- Gdzie planujesz teraz iść? - spytał nie chcąc by
trwali w ciszy.
- Nie wiem. Do finałowej parady mamy jeszcze kilka
godzin. Teoretycznie za pół godziny Kaishi coś planuje i chce bym
przy tym była ale na razie nic nie mam zaplanowanego. Może ty
chciałbyś gdzieś konkretniej się przejść? - spytała.
Samo spędzania czasu ze szkarłatnowłosą było dla
Jellal'a czymś co napawało go niezwykłym szczęściem. Cieszył
się widząc jej uśmiech w tym dniu, który mieli spędzić razem.
Radość przysłaniał mu jednak, jeden istoty fakt. Choć naprawdę
pragnął się do niej zbliżyć to robił to również pod przymusem
osoby, którą Erza uważała za przyjaciela. Przez zazdrość o ich
dobre stosunki wcześniej nawet nie pomyślał jak wypłynie na nią
fakt, że zaufała niewłaściwej osobie. A czy samego siebie
uważasz za „odpowiednią osobę”. Prychnął głos w jego
głowie. Dobrze wiesz, że sam będziesz musiał ją zranić zaraz
potem jak odda ci swe serce. Nie. Powiedział sobie w myślach.
Nie pozwoli by po jej twarzy spłynęły znów łzy. Musi istnieć
sposób by powstrzymać plany Kaishi'ego. Do tego czasu będzie
pilnował Erzy.
- Może przejdziemy się wzdłuż rzeki - zaproponował
ze szczerym uśmiechem - Jeśli będziesz chciała opowiem ci o
najciekawszych akcjach Crime Sociere.
Lisanna z wielkim uśmiechem na ustach wysłuchiwała
wściekłego monologu Natsu dotyczącego jego planów sprania Freed'a
na kwaśne jabłko. To był cały Natsu, gdy go coś irytowało mówił
o tym otwarcie.
- Niech ja tylko dostanę tego babochłopa to nawet
armia Laxusów mu nie pomoże - nawijał bez przerwy gdy szli w
stronę stoisk z przeróżnymi wytworami.
Nie przerywała mu ani nie starała się powstrzymać
jego zamiarów. W sumie to była jedna z rzeczy, których jej tak
brakowało w Edolas. Tamtejszy Natsu po czymś takim by się tylko
speszył i resztę dnia przesiedział w samochodzie udając
twardziela. No i oczywiście nie był „tym Natsu”. Dotknęła
swoich warg wspominając pocałunek jaki niedawno na nich złożył.
Nie był romantyczny, nie planowali tego. Zrobił to bo nie chcieli
mu uwierzyć, że jest z nim ale jej to nie przeszkadzała ani
trochę. To było jak najbardziej w stylu Natsu. Osoby, którą
bardzo kochała. Spojrzała w powoli ciemniejące niebo i jej oczom
od razu ukazał się znajomy kształt.
- Dobrze, że was znalazłem - zawołał Happy
podfruwając do nich - Z sąsiedniego miasteczka przybył ten super
rybak. Na pewno wiecie, który to. Ma stragan i za pięć klejnotów
można tam wygrać całą górę rybek. No chodzicie zanim ktoś inny
je zgarnie - okrążył ich i zaczął delikatnie popychać ich od
tyłu.
Gajeel słuchał Levy, gdy mówiła mu coś o ustawieniu
gwiazd. Jak tylko mogła starała się wytłumaczyć mu ich ruchy i
konstelacje. Zaczęła mówić pięć minut temu ale on miał
wrażenie, że słucha tego „nic w walce nieprzydatnego monologu”
już od godziny.
- Dobra - przerwał jej - rozumie, że gwiazdkom podoba
się tańczenie w kółeczku ale co to ma do tego, co akurat dziś ma
rzekomo się wydarzyć?
- Jak mówiłam nie wszystko udało mi się rozszyfrować
ale to właśnie dziś ma otworzyć się jakaś „Brama” z której
ma coś wyjść.
Słysząc to od razu skojarzyły mu się wrota przez,
które przelazła garstka smoków. Wtedy nie było za ciekawie.
Potęgę smoków znał już dużo wcześniej. Metalicana uważał, że
najwięcej o magii smoczego zabójcy dowie się podczas walki,
dlatego często kazał mu się atakować. Wtedy tylko raz był w
stanie go zranić, a konkretniej spowodować zadrapanie, które
znikło następnego dnia. Na jakiś miesiąc przed zniknięciem.
Ponowne spotkanie z tymi istotami było dla niego jasnym przekazem,
że nadal nie jest w stanie się z nimi równać.
- Ale coś ma przez nią przejść? - ponownie spojrzał
w książkę jakby w oczekiwaniu, że zaraz pojawi się tam obrazek z
którego wszystkiego się dowie.
- Tego jeszcze nie wiem - odparła ponownie zagłębiając
się w lekturze.
Uśmiechnął się pod nosem. To było do niej tak
podobne. Rozwiązania zawsze szukała w książkach o ile sama już
wcześniej tego nie wiedziała. W przeciwieństwie do większości
osób w gildii nie rzucała się w nieznane, ani nie czekała w
koncie póki ktoś nie wykończy wroga. To dzięki niej i on sam
zaczął zastanawiać się nad swymi działaniami.
- Oby nie narobiło się kłopotów - skomentował na
głos mając szczerą nadzieję, że nic tragicznego się nie stanie.
Wtedy właśnie w jego nozdrza uderzył zapach, który
pojawił się nagle wśród setek woni mieszkańców Magnolii i
innych przybyszów. Oniemiał. Już wcześniej się z nim zetknął.
- To przecież bez sensu...
Kilka przecznic dalej przyglądając się kolorowym
ciastkom wystawionym do poczęstunku dla gości. Miała nadzieję, że
spotka tu Erzę ale widocznie się spóźniła. Prawdopodobnie
niezbyt dużo ale nie chciała dalej jej gonić. Była z Jellal'em i
nie miała serca psuć jej tej chwili.
- Ej, nie tamuj kolejki - ktoś klepnął ją w ramie.
- Przepraszam - czerwona na twarzy odwróciła się i od
razu na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech - Sherria co ty tu
robisz?
- Jak to co? - zaśmiała się różowowłosa - Jestem
na imprezce.
Od razu między przyjaciółkami nawiązała się
rozmowa. Nie zważyły nawet, że kilka metrów od nich spadło kilka
kropel deszczu.
Meredy z wolna skradała się między drzewami. W odległość kilkunastu metrów widziała spacerującą dwójkę magów. No dalej Jellal. Teraz masz świetną okazję. Ponagliła go w myślach. Z oddali on i Erza wyglądali prawie jak para. Prawie bo Jellal wciąż nie raczył zauważyć, że Erza prawdopodobnie czuje to co on. Słyszała raz jak Erza rozmawia na jego temat z Mirą. Otwarcie przyznała, że akceptuje jego wybór w kwestii ich relacji. Myślała, że po jakimś czasie się przełamie ale on dalej tkwił jak uparty przy swoim. Było to tym śmieszniejsze, że doskonale widziała jego wściekły wzrok, gdy w pobliżu pojawiał się Kaishi. Podzieliła się z owym magiem planem jaki już wcześniej obgadała z Gray'em. Mag lodu od razu się zgodził i teraz czekała na jego ruch. Miała nadzieję, że to wystarczy ale póki co nie zamierzał spuścić ich z oczu.
Gray sam nie wiedział kiedy odszedł na obrzeża
miasta. Musiał ochłonąć po tym co się stało. Podobnie jak Natsu
i on nie życzył teraz najlepiej Freed'owi. Kiedy był już daleko
dał upust zdenerwowaniu zamrażając spróchniałe drzewo rosnące
na uboczu. Po kilku głębszych oddechach uspokoił się całkowicie.
Postukał w drzewo jakby pukał do drzwi, a te się przewróciło.
Obserwował jak spada pewny, że zaraz uderzy w ziemię, a on
zaniesie do gildii kilka belek drewna na opał ale te zatrzymało się
w połowie drogi.
- Co znowu? - zdziwił się wyciągając przed siebie
rękę.
Ciarki przebiegły mu po plecach, gdy jego otwarta dłoń
napotkała niewidzialną barierę. Po ostatnim zajściu nie miał
cienia wątpliwości co to oznacza.
- Nie sądziłam, że tak szybko ktoś się zorientuje -
znikąd pojawiła się obok niego smukła postać - To może popsuć
efekt końcowy, więc chyba będę musiała się tobą tu
zaopiekować.
Erza przeciągnęła się błogo w promieniach
zachodzącego słońca. To była jej ulubiona pora w ciągu całego
dnia. Najczęściej o tej porze było bardzo cicho. Dziś jednak po
całym mieście biegła miła dla ucha muzyka. Jellal właśnie
kończył opowiadać o akcji, gdy przez dwa miesiące starali się
dopiec jaka to sekta
- Zgodniej jak to się skończyło - zwrócił się do
niej.
- Czy mam rozumieć, że nie pokonałeś wroga i nie
podrzuciłeś ich dyskretnie radzie - już po jego głosie doszła do
wniosku, że nie była to jego zwykła akcja.
- Ano nie - potwierdził - Okazało się bowiem, że to
co wzięliśmy za mroczną sektę było regularnymi spotkaniami
okolicznych dzieci w jaskini w celu nie innym niż opowiadania sobie
nawzajem mrocznych historii.
- W Fairy Tail często słyszy się o podobnych akcjach
- przyznała - ale to nawet dobrze. W każdej rodzinie przydadzą się
takie akcje. Nawet jeśli nie poszło jak myśleliśmy każda misja
nas do siebie zbliża.
- To bardzo interesujące podejście - zauważył
Jellal.
Właściwie nie specjalnie obchodziło go o czym
rozmawiają. Liczyło się same spędzanie czasu z nią. W takich
chwilach jak ta czuł się naprawdę szczęśliwy. Usłyszał
delikatny szelest, gdy Erza ułożyła się wygodnie na trawie.
- Co ty robisz? - spytał czując, że jego serce
przyśpiesza.
- Leżę na trawie - odpowiedziała bardzo logicznie -
ty też powinieneś skorzystać. To bardzo miłe.
- pociągnęła go zachęcająco za nogawkę.
Nie dał się dwa razy prości i ulokował się obok
niej. Nie było to coś nowego. W czasach niewoli często spali
blisko siebie. Pamiętał jak w zimniejsze dni przytulali się do
siebie pod lichym kocem. Teraz sama myśl o tym sprawiała, że
czerwieniał na twarzy.
- Myślałaś kiedyś o tym jak by to było gdyby mi...
no wiesz nie odwaliło na punkcie Zerefa? - spytał podejmując
temat, który ostatnio krążył mu po głowie.
Tytania zamilkła. Tak wiele razy to rozważała. Co
było by gdyby wszyscy szczęśliwie uciekli z systemu R.
Prawdopodobnie wszyscy dołączyli by do Fairy Tail jako, że dziadek
Rob dużo im mówił swego czasu o tej gildii. Wszyscy razem
poznawali by tajniki magii. Z pewnością ona nie zakułaby się w
zbroje. Tylko jakimi umiejętnościami wtedy by się kierowała?
- Zapewne zupełnie inaczej niż teraz - odpowiedziała
przymykając oczy.
Przypomniała sobie jak to Rob swymi historiami odwracał
ich uwagę od niewoli.
Słuchali z zachwytem kolejnej opowieści starca o
wielkich magach., czarach, niesamowitych przygodach i tym co ich
czeka, gdy wreszcie się wydostaną.
- Czy w tej gildii są jakieś koty? - spytała
Millianna jak zwykle myśląc o swych ulubionych zwierzakach.
- Oficjalnie nie - zaśmiał się Rob - Te jakoś nie
przejawiają magicznych zdolności ale ciebie moja mała z pewnością
zainteresuje dziedzina magii „Take-over”. Dzięki niej mogłabyś
naprawdę stać się kotkiem.
- Nya, to wspaniale - zachwyciła się Millianna.
- Ja bym chciał móc atakować niepostrzeżenie -
wyznał Simon.
- Mnie tam to obojętnie ale byłoby fajnie być
magiem - stwierdził Shô.
Jellal spojrzał na Erzę nie odzywała się od
dłuższego czasu uważnie słuchając opowieści podczas gdy inni
już puścili wodzę fantazji.
- A ty wiesz co wybierzesz, gdy wreszcie się stąd
wyrwiemy - zagadał.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami i spojrzała w bok.
- Magia niesie wolność, wiesz - zagadał - Gdybym
tylko mógł nawet teraz zabrałbym cię w jakieś bezpieczne miejsce
jeślibym znał tylko odpowiedni czar.
On zawsze taki był. Zawsze się o nią troszczył.
Nigdy nie myślał o sobie. Kochała go wtedy i kocha nadal ale skoro
swoją wolność widzi inaczej niż z nią to nie będzie go do
niczego zmuszać.
- Ale teraz mamy przed sobą przyszłość - dokończyła.
Jellal potwierdził to skinieniem głowy. Przyszłość
jaka mu się marzy była znacznie odległa do której się teraz z
własnej woli kierował. Musiał zwalczać mroczne gildie. Obiecał
to sobie już dawno. Nie dopuści by ktoś inny popełnił jego błąd.
- Tak ale teraz... - przerwał słysząc szelest.
Instynktownie poderwał się na nogi zasłaniając sobą
szkarłatnowłosą. Działał pod wpływem impulsu i dopiero po
chwili zauważył, że to Kaishi i Lucy się do nich zbliżają.
- No nareszcie jesteście - westchnął Kaishi jakby
miał do czynienia z dziećmi - Ale teraz idziemy z powrotem do
centrum - Koniecznie musicie zobaczyć co zaplanowałem.
Uporczywa walka z wędką Salamandra zwróciła uwagę
pokaźnego tłumu. Sam Natsu był wkurzony i zaskoczony, że
czynność, która mu zwykle dobrze wychodziła teraz sprawiała
takie kłopoty. Ten jednak nie zwracał na to uwagi. Przecież ryby
nie były szczególnie ciężkie, a już zwłaszcza te które pływały
w akwarium. Narobi sobie obciachu jeśli teraz się podda.
- Ile razy mam panu powtarzać, że zaczepił pan o
dekoracje na dnie - straganiarz starał się zapanować nad sytuacją
- Ta ryba jest plastikowa i przyczepiona do dna. Jeśli będzie pan
się tak szarpał to może pan wszystko wylać.
- Plastikowa, czy nie i tak się nie poddam -
zakomunikował Natsu uparcie ciągnąc wędkę.
- Właśnie - zawtórował Happy - pokażemy im, prawda
Lisanna? - spytał ale nie dostał odpowiedzi.
Odwrócił się ale białowłosej nigdzie nie było.
- Natsu - krzyknął przestraszony - Lisa zniknęła.
Smoczy zabójca słysząc te słowa wypuścił z rąk
wędkę. Dziewczyny nie było przy nim ale wyraźnie czuł jej
zapach. Była gdzieś blisko ale i tam musiał być pewien.
- Hej, ty - warknął na sprzedawcę - Czemu nie
powiedziałeś kiedy odchodziła?
- A co ja mogę - bronił się ten - od jakiegoś
kwadransa nie słuchasz tego co mówię.
- Bo bredzisz od rzeczy - odparł - Happy spróbuj
wypatrzeć ją z góry.
Niebieski kotek kiwnął głową i wzbił się w
powietrze. Przez minutę rozglądał się wokół po czym krzyknął:
- Widzę ją jest cztery stragany dalej. Chyba kupuje
nam przekąski.
Natsu ruszył przed siebie przedzierając się przez
tłum. To była tylko chwila ale wystarczyła by wspomnienia sprzed
kilku lat do niego wróciły. Odetchnął gdy ją dogonił. Lisanna
patrzyła przez chwilę na niego zaskoczona po czym się zaśmiała.
To był krótki, cichy chichot, który tak uwielbiał.
- Coś się stało? - spytała uśmiechając się
delikatnie.
- Tak i to bardzo - naburmuszył się Natsu - Miałaś
mi więcej nie znikać, zapomniałaś?
- Nie wiedziałam, że to znaczy, że mam być stale
obok ciebie - odpowiedziała podając mu pieczoną kiełbaskę i
jabłko w karmelu.
- A fasie ze taf - wybełkotał salamander wkładając
oba przysmaki naraz do ust.
- No przepraszam - czarodziejka udała skruszoną po
czym nachyliła się i pocałowała go w policzek.
Twarz smoczego zabójcy przybrała kolor łusek
Igneel'a. Z trudem przełknął to co miał w ustach.
- Co ty robisz? - zdziwił się.
- Całuje swego chłopaka - odpowiedziała łapiąc go
za rękę - chyba mi wolno, prawda?
Od podjęcia romantycznego tematu uratowało go
nadejście Erzy, Jellal'a i Kaishi'ego.
- O fajnie, że jesteście - zagadał ten ostatni -
Miałem kogoś po was wysłać. Mistrz wyraził zgodę na
przeprowadzenie kilku walk na życzenie. Publiczność będzie mogła
zdecydować kto z kim zawalczy. To co piszecie się?
- Mówisz walka - ożywił się Natsu - Od razu się
napaliłem by skopać komuś tyłek.
Z Levy na plecach podążał w kierunku z którego
dobiegał zapach. Nie było mowy o pomyłce. Na pewno czuł obecność
Ame Fumei. Sam nie wiedział co o niej myśleć. Niby teoretycznie
była ich wrogiem ale sama z siebie też im dwa razy pomogła. No i
znała odpowiedź, której wszyscy smoczy zabójcy jakich do tej pory
poznał poszukiwali.
- O Wendy - zawołał widząc młodą czarodziejkę
stojącą z przyjaciółką przy straganie z słodkościami -
Widzieliście może coś dziwnego?
- Oprócz przelotnego deszczu to nie - odpowiedziała
Sherria wyciskając sobie wodę z włosów spiętych w kucyki -
Dziwne w nim było to, że popadał tylko na nas i znikł.
Słysząc wzmiankę o deszczu Gajeel był już pewien.
Przebiegł wzrokiem po roześmianych dziewczynkach ale nic nie
wskazywało by coś się w nich zmieniło. Pachniały też zdrowo.
- Czyli wszystko po staremu? - upewnił się spoglądając
na wychowankę Grandeeney.
Doskonale wiedział o małym zleceniu, które powierzył
jej mistrz. Wątpił by z własnej woli to zaniedbała ale musiał
się upewnić.
- Powiedz co teraz czujesz swym węchem - poprosił.
- Co? Dlaczego? - zdziwiła się.
- Po prostu zrób to - nalegał.
Czarodziejka posłusznie wciągnęła kilka razy
powietrze nosem. Z każdym kolejnym wdechem była coraz bardziej
niespokojna.
- Ja nic nie czuje - przeraziła się - znaczy typowe
zapachy są ale nic co by było do wykrycia przez wzmocniony zmysł
węchu.
- Nie rozumiem, jak to przestałaś czuć to co czują
smoki? - zatroskała się Sherria - może to przejściowe - dodała
szybko by ją pocieszyć.
- A ty coś czujesz Sher-chan - spytała Levy zza pleców
czarnowłosego.
- Ta, no tak nadal tu jesteś - Gajeel zdjął ze swoich
pleców drobną czarodziejkę i postawił ją przed sobą - Co masz
na myśli. Ona nie została wychowana przez smoka. Nawet jeśli wziąć
pod uwagę jej rangę boskiego zabójcy to uczyła się tej magii z
książek i.. - nie dokończył bo szturchnęła - No co mówię jak
jest - wzruszył ramionami.
- Niech spróbuje - powtórzyła.
Lucy kopnęła pustą puszkę po gazowanym napoju. Nie
miała się komu zwierzyć. Oni tego nie rozumieli. Nie wiedzieli jak
to naprawdę jest być magiem gwiezdnych duchów, który nie może
otwierać swoich bram.
- Auć - jęknęła stojąca przed nią osoba, gdy
niefortunnie odbita od latarni puszka trafiła w jej głowę.
- Najmocniej przepraszam - zaczęła po czym mimowolnie
się uśmiechnęła - Yukino - krzyknęła poznając przyjaciółkę.
Białowłosa pomachała do niej radośnie. Po tym jak
szablozębni zmienili swe nastawienie do kwestii dbania o towarzyszy
wielu jej członków się rozluźniło. Z Yukino było nie było
inaczej. Ta niegdyś nieco sztywna i zdystansowana dziewczyna teraz
była bardziej radosna.
- Nic się nie stało panienko Lucy - odpowiedziała
składając jej delikatny ukłon - Cieszę się, że ponownie się
spotykamy.
- Ja też i muszę ci coś powiedzieć - czuła, że
tylko jej może się zwierzyć - Ostatnio znalazłam pewną książkę
o naszej magii ale...
- Słyszałam, spotkaliśmy po drodze pana Laxus'a -
przerwała jej - i tak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku.
- Tak ale nadal nie mogę korzystać ze złotych kluczy
- spojrzała w bok by ukryć przygniatający ją smutek.
- Co się wtedy konkretnie dzieje? - Yukino miała
spokojny ale przekonujący ton.
- No cóż - zastanowiła się Lucy - duchy pojawiają
się w czarnym rozbłysku, a ból który czują, czuje i ja. To
akurat mi nie przeszkadza. Nie boję się bólu ale Aquarius
twierdzi, że się na tym nie skończy i sama odradziła mi
korzystania z zodiakalnych kluczy dopóki się nie pozbędę tego
problemu. Znalazłam też książkę ale po próbie z drewnianym
kluczem Enta raczej nie zaryzykuje ponownie jej studiowania.
Białowłosa pokiwała głową. Obie dzierżyły tę
samą magię i z pewnością czułaby się podobnie, gdyby nie mogła
wezwać swoich sprzymierzonych duchów.
- A czy ja mogłabym zobaczyć tą książkę? -
poprosiła.
- Tak ale w jakim celu? To raczej nie jest zbyt
bezpieczne - ostrzegła Lucy.
- Widzisz - Yukino jakby się zawahała - Ja też
ostatnio zetknęłam się z nietypowym kluczem - po tych słowach
wyjęła z kieszeni, który wyglądał jakby był z rubinu.
Stali przed średniej wielkości ringiem. Natsu
podskakiwał energicznie w miejscu nie mogąc doczekać się
rozpoczęcia walk. Była tu już sporo osób ale wciąż nie widział
kilku znajomych twarzy. Nie była Gray'a i Wendy, Gajeel z Levy też
się gdzieś zapodziali, no i nie było również Lucy ale zdając
się na węch ocenił, że są ww mieście co go wkurzyło. On tu
czeka na porządną nawalankę, a tamci się guzdrają.
- Natsu spokojnie i tak zaczniemy bez nich - Lisanna
pomasowała go uspokajająco po plecach - Zresztą to chyba dobrze,
bo dzięki temu masz większą szansę na to że zostaniesz wybrany.
- Tak ale co to za radocha, gdy wszyscy tego nie zobaczą
- naburmuszył się - A tak bardzo chciałem skopać dupsko
Gajeel'owi i Gray'owi jednocześnie.
- A ja chce sprać Pantherlily - oznajmił głośno
Happy - Muszę pokazać Carlusi, że to ja jestem dla niej lepszy i
daje smaczniejsze rybki. - Jeśli tak ci zależy to może połączę
ją z tobą węzłem uczuć - zaproponowała Meredy stając za nimi.
- Nie dziękuje to boli - Happy odsunął się na pół
metra.
- Pomyliłeś się to było zaklęcie wydobywające
drugie źródło Ul - odpowiedziała ale tym razem z dziwnym smutkiem
w głosie.
Mimo upływu czasu nadal nie mogła pogodzić się z
brakiem Ultear z którą od dziecka była niemal nierozłączna.
Kiedy dowiedziała się o tym, że to właśnie Milkovich stoi za
śmiercią jej prawdziwej rodziny była w szoku ale szybko też jej
wybaczyła. Bądź co bądź to właśnie ona ją wychowała i
nauczyła wszystkiego o magii. Potrząsnęła głową wiedząc, że
zamartwiając się nic nie wskóra i z uśmiechem dodała:
- To kto pierwszy walczy? - spytała z uśmiechem.
- A skąd mam wiedzieć - gorączkował się Natsu -
Kaishi mówił, że ze moment przyjdzie jak tylko obgada coś z Erzą
i Jellal'em.
- Może chce ich wepchnąć pod tą całuśną pułapkę
Freed'a - zaśmiał się stojący obok Wakaba.
- To by było dobre rozwiązanie dla Jellala bo po
dobroci z nim nie da się o tych sprawach rozmawiać - stwierdziła
Meredy.
- O czym mówicie? - niespodziewane przyjście Erzy
wytrąciło ich z równowagi.
Natsu instynktownie cofnął się o kilka kroków
przesadnie się uśmiechając. To było silniejsze od niego. Kiedy na
scenę wkraczała Scarlet nawet jeśli temat był niewinny wolał być
ostrożny.
- Po prostu zastanawiamy się jak w końcu jest z tobą
i Jellal'em - wypalił Happy.
Jellal wiedział, że to kłamstwo, gdy Kaishi poprosił
go o pomoc w szukaniu magicznego wzmacniacza do mikrofonu.
- To jak jest między tobą, a Erzą? - zapytał niby
niewinnie - Jakieś postępy?
- Niestety nie - odparł nie kryjąc niechęci w głosie.
- To się pośpiesz bo jeszcze ktoś cię uprzedzi i ją
sprzątnie ci sprzed nosa - wzruszył ramionami jakby to co
powiedział było błahą sprawą.
On jednak wyczuł w tym wyraźne ponaglenie. Dziś
mimochodem udzielał już mu jej któryś raz. Za każdym razem czuł
coraz większy niepokój. Było jasne, że nie ma z nim szans w
otwartej walce. Nie rozmawiali o tym więcej. Kaishi lakonicznie
stwierdził, że lepiej by już dołączyli do reszty i zaczęli
prawdziwą zabawę. Może to tylko jego mylne przeczucie ale coś mu
mówiło, że w słowie „zabawa” jest coś więcej.
Gray stał naprzeciw tajemniczej kobiety w kapturze
czekając na jakiekolwiek posunięcie z jej strony. Ona jednak
pozostawała spokojna. Nie atakowała ale coś w nim mówiło mu, że
to nie jest zwykły przeciwnik.
- Czemu nie atakujesz? - spytał - Myślałem, że
chcesz mnie zatrzymać.
- Już to zrobiłam - zakapturzona kobieta wzruszyła
ramionami - Nie wrócisz do swoich przyjaciół dopóki ci na to nie
pozwolę.
- Jakoś nawet mnie nie zraniłaś - nie rozumiał o co
jej chodzi.
- Czemu wszyscy myślą, że walka wymaga ran -
wzruszyła ramionami - ale jak chcesz to sam się przekonanej -
zrobiła krok w bok odsłaniając idealną drogę do ucieczki -
Możesz iść jeśli zdołasz.
Zawahał się. To było dziwaczne nawet biorąc pod
uwagę ostatnie zdarzenia. Przed chwilą poinformowała go, ze będzie
go powstrzymywać, a teraz tak po prostu pozwala mu iść? A on
myślał, że rozumowanie Natsu jest dalekie od logiki. Patrząc na
nią uważnie postawił kilka pierwszych kroków do przodu. Nie
drgnęła, gdy się z nią zrównał, a potem minął. Coraz bardziej
skołowany szedł naprzód, gdy niespodziewania jakaś tajemnicza
siła sprawiła, że ponownie znalazł się naprzeciw niej.
- Teraz rozumiesz? - spytała go.
- Co to za sztuczki? - warknął.
- To mój styl walki - zachichotała - Nazywają mnie
„Trick” i słynę z niekonwencjonalnych metod.
Po kilku próbach było już jasne, że to co blokuje
zmysły Wendy działa też na czarodziejkę z Lamia Scale. Sherria
sprawiała wrażenie zagubionej.
- A więc cokolwiek to blokuje musi mieć związek z
wodą - wydedukowała Levy - Jako jedyne zostałyście zmoczone przez
ten zagadkowy deszcz.
- Tylko czy wcześniej nie miało mieć to związku z
jakąś Trick o której mówiła Ame - smoczy zabójca podrapał się
po głowie.
- Możliwe, że to teraz jakiś rodzaj Unison Raid -
zauważyła - ale to tylko komplikuje sprawę bo możemy mieć o
jednego wroga więcej w pobliżu.
Smoczy zabójca westchnął głęboko. To że nie było
różowo wiedział od początku ale teraz robiło się coraz bardziej
nieprzyjemnie. Ten otaczający ich spokój był aż nazbyt dobry
zwłaszcza, że dzięki wizji Carli dowiedzieli się co ma się dziś
wydarzyć. Niestety ta kocica nie chciała pisnąć słowa o
szczegółach. Na szczęście Lily'emu udało się z niej wydusić
coś o północy. Spojrzał na zegar. Było kilka minut przed
dwudziestą. Mieli czas ale nie wiedział czy chce się mieszać.
Spędzanie czasu z Levy było takie przyjemne, nawet jeśli ta nic
nie pamiętała i czas mówiła coś o gwiazdach i jakimś przejściu.
Kilka razy przyglądał się tej książce ale z run był tak kiepski
jak Natsu z logicznego myślenia. Cztery godziny to dość czasu na
wszystko, a szczególnie do zastawienia dobrej pułapki na nic nie
spodziewający się tłum.
- Może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi? - spytała
niewinnie Sherria.
- Raczej o kłopoty - westchnął - Powiedz. Jesteś tu
sama czy z gildią?
- Oczywiście - przytaknęła - Jeśli mam być szczera
to Lyon mnie namówił. Trochę bałam się, że się ośmieszę jak
na tym turnieju - wszyscy pamiętali podwójne potknięcie
niebiańskich czarodziejek - ale poprosił mnie bym mu trochę
pomogła w zbliżeniu się do Juvii.
- Myślałam, że już z niej zrezygnował - westchnęła
Wendy.
- No co ty, przecież o prawdziwej miłości nie da się
zapomnieć - odparła z uśmiechem różowowłosa.
Gajeel przewrócił oczami. On tu próbuje porozmawiać
z nimi na poważny temat, a one tu zaczynają trajkotać o miłosnych
sprawach. Może by próbował przywołać je do porządku gdyby nie
przylot Carli i Lily'ego.
- O tu jesteście - zawołał jego koci partner z
dziwnym uśmieszkiem na twarzy - Musicie zobaczyć to co się dzieje
na placu przed katedra.
- Co takiego? - zainteresowała się Levy.
- Kaishi i Jellal zaczęli właśnie walkę -
odpowiedziała Carla - jednak coś mi się zdaje, że biorą ją ciut
za poważnie jak na festynową zabawę.
Makarov patrzył z okna swego gabinetu na bawiący się
tłum. Westchnął i pokręcił głową. To mogła być ostatnia tak
dobra chwila. Ostatnia radosna zabawa. Obowiązkiem ojca jest dbanie
o swe dzieci ale czy teraz sobie z tym poradzi? Wizja Carli
przedstawiała ogromną tragedię dla tego miasta. Niezależnie czy
zaatakują demony czy Ci, których nazwy jeszcze nie znali będzie
źle.
- Możliwe, że udało mi się znaleźć lukę w
działaniach wroga, a tym samym możliwość uratowania Cany i
Elfman'a.
Za nim pojawiła się Mavis.
-------------------------------------------------------------------------
Pl: Ostatnia zabawa.
Tak, wiem. Znów mam poślizg czasowy ale w życiu osobistym doszło kilka spraw. W związku z tym postanowiłam podzielić fantazję na część dobrą i złą. W czym "Zła" oznacza tą bardziej krwawą cześć. Postaram się napisać ją szybciej. Tak, Runo. Jellal i Kaishi będą mieli swą scenę walki.