czwartek, 16 marca 2017

27. Saigo no shiai

Choć święto Fantazji miało się zacząć o zachodzi słońca już o samym świcie prawie wszyscy zebrali się w gildii. Było tłoczno ale wesoło. Może i radość nie dorównywała tej co zwykle bytuje w tym miejscu ale była też największa od czasu owego deszczu. Jellal niepewnie podążał za Erzą by zająć miejsce przy stoliku pod oknem. Nadal gryzł się z myślami. Go też ucieszyła pozytywna odpowiedź Erzy, gdy spytał ją czy spędzi z nim ten dzień. Sam już nie wiedział czym się kierował prosząc ją o to. Zleceniem Kaishi'ego, czy prawdziwym uczuciem jakie wobec niej żywił? Mimo wszystko miał nadzieję, że chodzi o to pierwsze. Kiedyś skrzywdził ją nieświadomie, pod wpływem kontrolującego go zaklęcia, a teraz miał to zrobić umyślnie. Nie miał jednak wyboru. Musiał ją zranić by odsunąć ją od jeszcze większego cierpienia. Nie wiedział jak dotąd udawało mu się nie oszaleć z tą myślą. Teraz zaczynała się jego najtrudniejsza jak dotąd próba.
- Cześć Erza, siemasz Emo jeszczeż się nie pociął? - traf chciał, że zaraz po nich w gildii zjawili się Gajeel i Levy - Może choć dziś sobie odpuścisz? - smoczy zabójca klepnął go po ramieniu - Byłem tylko na jednej organizowanej przez tą gildię Fantazji ale mówię ci, że zabawa jest przednia i do tego zawsze szykują fantastyczne żarcie.
- Masz na myśli wcinanie zastawy dla gości - zjawiła się Mira niosąc tece z kilkoma kubkami napojów - Tym razem chyba będzie spokojnie - uśmiechnęła się melancholijnie przenosząc spojrzenie na rozmawiającego z Kiną Laxus'a.
Erza nie musiała się nawet domyślać o co może chodzić. Nie była to obawa o kolejny atak. Kwestia dotyczyła ich wewnętrznych spraw. Choć białowłosa starała się wszystko ukryć pod fasadą uśmiechniętej barmanki niektórzy zauważyli te dyskretne znaki, które wysyłała gdy przychodził temat dotyczący wnuka mistrza. Kiedy byli młodsi co raz się ze sobą droczyli. Nie były to typowe szarpaniny jak między Natsu i Gray'em, ani też kłótnie jaki między nimi obiema wówczas wybuchały. To były raczej słowne zataczarki. Niby sprzeczki ale oboje od nich nie stronili, a wręcz je preferowali. On coś powiedział na zaczepkę, ona odpyskowała i tak nawiązywali każdą konwersacje, która z boku wyglądała na nic innego jak sprzeczkę. Trudno było jednak nie dostrzec tych uśmiechów, które wówczas im towarzyszyły. Potem wszystko się posypało. Lisanna została omyłkowo uznana za zmarłą, a Laxus pokłócił się z dziadkiem o swego ojca. Owe okoliczności zmieniły ich obojga i oddzieliły jakby niewidzialną barierą. Teraz wszystko mogło wrócić do normy. Miała nadzieje, że tak się stanie.
- Konkurs piękności powinien się odbyć za jakieś pół godziny - kontynuowała barmanka - Mam nadzieję, że Natsu, Gray, Lisanna i Juvia dotrą na czas by wziąć udział.
- Konkurs? - automatycznie zainteresował się Jellal.
- Tak to część tradycji - odpowiedziała Mira - Panie się stroją, a panowie oceniają. Ostatnim razem wygrała Erza.. to znaczy przed naszym zniknięciem na parę lat - dodała szybko.
Jellal usilnie chciał odgonić nadchodzącą mu na myśl wizję Tytanii odzianej w jakąś piękną suknię. Teraz miała na sobie swą codzienną zbroję, która z pewnością nie była częścią garderoby do takiego pokazu. Lubił ją bez niej. Choć nie było to pewnie zbyt obiektywne odczucie nie widział nikogo kto mógłby z nią konkurować. Był zły na siebie, że wyczuł w tym dniu szansę na zrobienie pierwszego kroku ku wcieleniu w życie zadania jakie zlecił mu Kaishi. Bolała go sama ta myśl ale nie widział innego wyjścia jak zostać posłusznym.
- Nic się nie zacznie bez mistrza - wtrąciła Levy - Meredy i Kaishi pomagają mu w dekoracjach katedry ale to jeszcze im trochę zajmie.
- A no tak - Gajeel teatralnie klepnął się po głowie - zapomniałem, że na niego wpadliśmy i kazał przekazać, że może im się lekko opóźnić.
- Coś nie tak? - spytała Erza.
- Mają jakiś zaciek do załatwienie - Gajeel uśmiechnął się prowokacyjnie do zebranych - ale to chyba lepiej dla nas.
- To znaczy? - Jellal sam nie wiedział, czy chce poznać odpowiedź.

Meredy patrzyła z niekrytym politowaniem na mistrza Fairy Tail. Przeciekający dach, tak? Katedra była najważniejszym zabytkiem w mieście i sama była świadkiem jak sprawdzali ją po deszczu. Prócz kilku miejsc z których aktualnie łuszczyła się farba nic nie wskazywało na fakt, żeby trzeba było przeprowadzić choćby najmniejszy remont.
- Dobra nie próbuj udowadniać, że jesteś lepszym kłamcą od Jellal'a i po prostu powiedz co jest na rzeczy chyba, że chcesz nadal udawać, że masz wszystko sam pod kontrolą - posłała mu przekonujący uśmiech - Właśnie po to nas tu ściągnąłeś, prawda? Mnie, Juvię i Kaishi'ego.
- Ta - westchnął ciężko - dobrze, że byłaś w pobliżu ale zaczekajmy na resztę. Wasza trójka nie da rady. Potrzeba więcej par oczu.
- Zgaduje, że skoro musiałeś ich „posyłać” to nie wszyscy będą członkami Fairy Tail - stwierdziła.
- Tak w większości to będzie nasza prywatna sprawa ale ktoś z zewnątrz może okazać się bardzo pomocny - Makarov pokiwał głową - Zaraz wszyscy powinni być. Z tobą zaś chciałbym teraz porozmawiać o czymś nieco innym.

Lucy siedziała przy biurku w swoim mieszkaniu. Udało jej się wyprosić Porlyusice by ją już wypuściła. Nie chciała spędzać ważnego święta w szpitalu. Tam było jakoś depresyjnie i choć Wendy przy niej siedziała praktycznie cały czas to i tak czuła się podle. Ostatnia rozmowa z Natsu utwierdziła ją w przekonaniu, że on też nie dostrzega w niej zbyt wielkiego potencjału. Nie winiła go za to. Zawsze była w tyle. Nawet teraz, gdy była potrzebna swoim duchom. Obiała dłońmi klucz Aquarius. Nosicielka wody była jej pierwszą przyjaciółką. Choć zawsze dostawała od niej porządny ochrzan to wiedziała, że może na nią liczyć. Teraz jednak zaczęła się zastanawiać, czy oby na pewno zasługuje na jej wsparcie. Ostatnio miała dużo czasu na myślenie i przypominało jej się jak jej matka mówiła, że siła gwiezdnych duchów jest w dużym stopniu uwarunkowana mocą magiczną i doświadczeniem maga z którym są związane. Kilka razy udało jej się zwiększyć swój potencjał ale nie były to znaczące skoki. Nadal pozostawała uzależniona od innych. Mimo to lubiła ich wspólne misje. Teraz z własnej woli z nich zrezygnowała. Nie będzie dłużej piątym kołem u wozu. Natsu jeszcze kilka razy ją nachodził namawiając do zmiany zdania ale stanowczo odmawiała. Bicxlow obiecał, że dadzą jej się wykazać i nie będą ingerować jeśli zagrożenie nie przekroczy dopuszczanej przez nich normy. Ryzykowała ale jeśli tego nie zrobi nie stanie się też silniejsza.

Alejkę w parku po obu stronach porastały drzewa, a ich rozłożyste gałęzie, które w połączeniu z intensywnie zielonymi liśćmi tworzyły naturalny tunel. Jellal szedł obok Erzy. Spacer na, który go namówiła naprawdę wspomógł jego samopoczucie. W oddali słyszał czyjeś śmiechy ale tu byli całkiem sami. To była zwyczajna przechadzka ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w powietrzu wisi coś romantycznego. Jednym słowem było pięknie. Nagle przypomniała mu się ich wspólna rozmowa sprzed lat.

Z małym trudem skończył opatrywać skaleczoną nogę Erzy za pomocą starannie wymytej szmatki. Musiał ucisnąć. Rozcięcie biegnące przez większą część prawej łydki nie było głębokie ale nieustannie krwawiło co dodatkowo osłabiało szkarłatnowłosą.
- Powinno wystarczyć - starał się przybrać rzeczowy ton - Rana jest zbyt płytka by była po tym blizna.
- Dziękuję - wtedy jeszcze nie czerwieniał na widok jej uśmiechu ale sprawiał mu nie mniejszą radość - jestem straszną ofermą, prawda? Ten pręt był bardzo dobrze widoczny.
- To nie twoja wina tylko tych drani - oburzył się Jellal - Kazali ci dźwigać więcej niż sama ważysz. To normalne, że nie wytrzymałaś i się przewróciłaś.
- Przeze mnie wszyscy zostaliśmy ukarani i nie dostaniemy kolacji - zacisnęła dłonie na rąbkach swojej poszarpanej koszulki - ale to było takie ciężkie - w kątach jej oczu pojawiły się ślady łez.
Bez zastanowienia przytulił ją do siebie. Wtedy się przed tym nie wahał. Jako niewolnicy mieli tutaj tylko siebie i normalnym dla niego był fakt, że chciał ją wesprzeć.
- Nie płacz - pocieszał ją - kiedyś stąd uciekniemy. Budowa tej wieży nie będzie ciągnąć się w nieskończoność. Kiedyś przestaniemy być im już potrzebni i...
- Się nas pozbędą - dokończyła za niego - Tacy jak oni lubią zacierać za sobą ślady.
- Musimy wierzyć, że się uda - przekonywał ją - Ja nadal widzę naszą przyszłość na wolności. Mieszkamy w przytulnym domku pośrodku lasku. Wszyscy razem. Cieszymy się życiem i poznajemy wspólnie magię. Też musisz w to wierzyć. Pamiętaj, że ja zawsze będę tak gdzie ty. Może i teraz jesteśmy mali i słabi ale za jakiś czas podrośniemy, a co za tym idzie zwiększy się nasza siła fizyczna. Zobaczysz. Damy radę.
Erza otarła ruchem ręki resztki łez. Uśmiechała się. Widział, że nie jest w pełni przekonana do jego szalonych planów na przyszłość ale też nie protestowała. Czuł, że dobrze zrobił. Teraz potrzeba jej było optymistycznego podejścia. Chciał dodać, że więcej nie pozwoli by się zraniła ale byłoby to głupie. Większe, czy mniejsze obrażenia były dla nich codziennością. Był jednak pewny, że któregoś dnia uda mu się ją zabrać z tego strasznego miejsca.
- Uciekniemy stąd, zobaczysz - podał jej w większości zjedzony przez mole koc - Uciekniemy i...
- Zamieszkamy razem - dokończyła za niego.

Zamieszkać gdzieś razem ze szkarłatnowłosą. Gdzieś, gdzie nikt nie będzie ich gnębił. Nikt nie sprawi, że po policzkach Scarlet popłynął łzy. Nikt jej nie zrani. To wówczas było jego marzenie. Marzenie, które sam zaprzepaścił.
- Jesteś cichszy niż zwykle - stwierdziła niespodziewanie Erza, gdy doszli do środka parku - Znów rozmyślasz nad ostatnimi wydarzeniami?
- Ty nie? - jeśli chodziło o niego ciągle to analizował.
- Nie dziś - pokręciła głową - dziś chce się po prostu bawić. Nam wszystkim jest to potrzebne.
Zmusił się do uśmiechu. Ona dalej nie wiedziała o najważniejszym. O Truciźnie, która krąży w jej żyłach. Tej, która miała sprawić, że jej magia może okazać się zabójcza dla jej własnego organizmu. Ukryte zagrożenie w każdej chwili mogło dać o sobie znać. Najgorszym było jednak to, że on sam nie mógł zbyt wiele w tej sytuacji zrobić. Do tego to zadanie od Kaishi'ego. Zupełnie nie wiedział co w tej sytuacji powinien zrobić.
- Jak się czujesz? - to jedno pytanie samo przeszło przez jego usta.
W jej oczach zauważył zaskoczenie kiedy usłyszała jego słowa.
- Tak - odpowiedziała ostrożnie - Nic mi nie jest. Ty zaś ostatnio wydajesz się być czymś zdenerwowany.
Zauważyła. Nie powinno być to dla niego nowością ale i tak coś w nim drgnęło. Chciał ją uchronić przed tym zmartwieniem w jakim sam obecnie się pogrążał. Była osobą, która jak nikt inny jest w stanie poświęcić się dla swych towarzyszy. Mogła postanowić praktycznie wszystko gdyby się dowiedziała. Już raz musiał ją przekonywać przed zmianą zdania, gdy zastanawiała się nad ucieczką. Gdyby wiedziała to co on wie to z pewnością jej własne życie w ocenie samej szkarłatnowłosej stałoby się mniej ważne. Przecież musi być inne wyjście. Powiedział sobie w myślach. Kilka razy już spotkał się z sytuacjami, które pozornie nie miały dobrego wyjścia.
- Nic po prostu zastanawiam się czy wtedy, no wiesz... - urwał szukając w głowie odpowiednich słów - nie podali ci czegoś działającego z opóźnieniem.
- Nie zastanawiałam się nad tym - odparła szczerze po czym spojrzała na niego czujnie - ale to nie o tym chciałeś porozmawiać - to nie było pytanie ale stwierdzenie oczywistego faktu.
Wpadł. Niemal ze snajperską precyzją wyczuła, że coś innego było na rzeczy. Przechylił głowę w bok, by choć trochę ukryć poddenerwowanie. Tu chodziło o jej dobro. By nie ulec emocjom powtórzył sobie, że cały ten dzień spędzi przy niej. Jeśli do czegoś dojdzie to będzie obok.
- Widzisz... - obrócił się ku niej - Faktycznie jest coś o czym ci z Kaishi'm nie powiedzieliśmy po tej misji.
- Czyli czego? - jej ton głosu jednoznacznie wskazywał, że oczekuje szybkiej i jasnej odpowiedzi.
Usilnie starał się znaleźć w głównie odpowiednią wymówkę. Każda jednak nie miała prawa zabrzmieć na tyle wiarygodnie by Scarlet to uznała za prawdę.
- Jellal - zaczęła łagodnie, gdy milczał - Cokolwiek w sobie nosisz możesz się tym ze mną podzielić.
Ich spojrzenia się spotkały. W jej oczach dostrzegł szczerą troskę. Martwiła się o niego. Jej wargi delikatnie drżały jakby chciała coś powiedzieć ale się wahała. Rozumiał ten stan. Sam wciąż powstrzymywał się przed wyznaniem jej tylu kwestii. Obejmowała się rękoma jakby chciała się rozgrzać. To był jeden z tych momentów w których w tej zazwyczaj silnej i przerażającej kobiecie widać było zwyczajną dziewczynę. Każda cząstka w jego ciele krzyczała by ją teraz przytulił. Zamiast tego po raz kolejny stchórzył. Odwrócił głowę w tył by nie dać się emocjom.
- Kiedy spotkaliśmy tych naukowców.. wtedy podczas tej wyprawy - słowa przychodziły mu z trudem - Oni coś ci zrobili... Podali ci jakąś truciznę... specyfik, który... sam nie wiem jak się to nazywa... Wiem tylko, że może zadziałać z opóźnieniem i...
Głos całkowicie uwiązł mu w gardle. Nikt nie lubi przekazywać złych wiadomości, a już na pewno nie osobie, która jest mu najważniejsza. Nie wiedział kiedy to się stało ale ręce Erzy oplotły go od tyłu. Delikatnym ruchem zmusiła go by na nią spojrzał. Spodziewał się zobaczyć w jej oczach pretensje ale te patrzyły na niego łagodnie.
- Nie powiedziałeś mi tego wcześniej bo nie chciałeś mnie martwic, tak? - spytała łagodnym tonem.
W tej chwili mógł zmusić się jedynie do nieznacznego kiwnięcia głową. To jednak zupełnie dla Erzy wystarczyło.
- Chodź - powiedziała ciągnąc go za rękę w stronę wyjścia z parku – powinniśmy wrócić już do reszty.
- Nie chcesz wiedzieć co to było? - zdziwił się.
- Oczywiście, że chce - oznajmiła - ale nie dziś. Powiesz mi to jutro bo dziś nie chce myśleć o niczym przygnębiającym - po tych słowach posłała mu uśmiech, który sprawił, że naprał nowych sił. Póki tu była nie zamierzał przestać walczyć.

Wendy za pomocą Carli patrolowała teraz z powietrza. Mimo nalegań Exceed'ka dalej jej nie chciała powiedzieć. Czuła, że jej kocia przyjaciółka jest dziś wyjątkowo wyczulona na punkcie bezpieczeństwa. To właśnie ona nalegała by jeszcze raz sprawdzili otoczenie.
- Zobacz Mira i Laxus rozstawiają już sztandary - zawołała, gdy dojrzała swych przyjaciół.
- I jak zwiady, znaleźliście coś podejrzanego? - zagadała Mira, gdy wylądowały obok nich.
- Nie wykryłyśmy nic podejrzanego - oznajmiła - możemy chyba bezpiecznie zaczynać.... to znaczy jeśli naprawdę chcesz - zawahała się przy ostatnich słowach.
Przez moment pożałowała swoich słów. Mira obdarzyła ją pustym spojrzeniem po czym nagle jej twarz rozświetlił uśmiech.
- Oczywiście, że tak - zapewniła - Przecież już to ustaliliśmy. Robimy to z myślą o naszych poległych przyjaciołach. Musimy też udowodnić wrogowi, że nas nie złamał.
Dla smoczej zabójczyni szczęście przyjaciół było równie ważne. Starając się robić jak najweselszą minę odwróciła się w stronę Carli. Ta jednak uporczywie wpatrywała się w stronę parku jakby oczekiwała, że w każdej chwili może spodziewać się ataku z tej strony. Jej drgający miarowo ogon świadczył, że jest mocno skupiona. Biała kotka nigdy nie należała do osób przesadnie wyluzowanych. Zawsze zachowywała powagę i elegancję. Choć często beształa ją za niepoprawne zachowanie dziewczynka wiedziała, że naprawdę może na nią liczyć.
- Możesz jej powiedzieć jak chcesz - rzucił niespodziewanie Laxus - Obiecujemy nie donieść o niczym dziadziusiowi. Jeśli chodzi o mnie to nie widzę powodu by tego taić. Przynajmniej jeśli chodzi o tę poprzednią.
- No właśnie - Wendy jakby oprzytomniała - jeszcze nie powiedziałaś czego dotyczyła. To ten deszcz, tak?
- Gdyby chodziło o taką błahostkę od razu bym ci powiedziała - odrzekła Exceed'ka kręcąc głową - To było coś znacznie gorszego - zaczęła nerwowo ściskać rąbki swej sukienki - To wtedy zakazał mi mówić o swych wizjach komukolwiek poza nim.
Dla niej samej było oczywiste, że gdyby nie wyraźny zakaz mistrza nie miałaby żadnych oporów przed przedstawieniem wizji każdemu zainteresowanemu.
- Ale dlaczego? - nie zdziwiło ją zaskoczenie w głosie Wendy, która odkąd ją tylko znała była bardzo ufną dziewczynką wierzącą każdemu na słowo i często nie dostrzegająca otaczającego go zła.
- To chyba proste - westchnął Laxus - dziadunio chce uniknąć paniki.
- Ale przecież Carla przewidziała już coś tak strasznego jak smocza apokalipsa i dzięki temu oraz informacjom Lucy z przyszłości udało się uniknąć najgorszego.
- Owszem - potwierdziła - ale tym razem było coś jeszcze gorszego. Sama tego dobrze nie zrozumiałam. Tamta wizja była bardzo symboliczna ale niewątpliwie złowroga.
- Trzeba też przyznać, że sam mistrz wyraźnie wie o wiele więcej niż nam mówi - stwierdziła Mira - za to ty chyba ostatnio trochę z nim rozmawiałaś - zauważyła - Chyba nam nie powiesz, że zlecił ci jakieś specjalne zadanie.
- Poprosił po prostu bym miała oko na Erze-san ale przecież z nią wszystko w porządku, prawda - spojrzała na nich wyczekująco.
- Tak, też nie sądzę by jej odbiło i zaczęła wszystkich terroryzować - stwierdził żartobliwie Laxus chcąc najwyraźniej uspokoić małą czarodziejkę.
- Ale jeśli coś jej się stanie? Już kilka razy w ostatnim czasie doznała poważnych obrażeń - niepokoiła się.
- Wendy - Mira schyliła się do niej - To przecież nasza Erza. Jakie jest prawdopodobieństwo, że coś się jej dziś stanie zwłaszcza...
- Bardzo możliwe - przerwała jej Carla - przynajmniej tak wynika z tego co widziałam. Nie mogę wam zdradzić wszystkiego ale jeśli zrobicie co wam każę może uda nam się uniknąć najgorszego.
Wiedziała, że mistrz nie byłby zadowolony z tego co przed chwilą powiedziała ale osobiście uważała, że mają prawo poznać częściową prawdę.

Gray szedł pośpiesznie boczną uliczką. Przed chwilą jakaś staruszka z dobrodusznym uśmiechem na twarzy zapytała go, czy chce by mu kupiła jakąś koszulkę i spodnie na bazarku bo żal jej patrzeć na młodzieńca, którego nie stać na porządne odzienie. Choć teraz miał na sobie tylko luźne bokserki to był przekonany, że przed samym wyjściem był całkowicie ubrany. Sam chłód mu nie przeszkadzał gorzej, że przez jego nawyki często znajdował się w kłopotliwych sytuacjach.
- Chyba znalazłam twoją bluzę przed sklepem z pamiątkami - zza rogu wyszła Lucy niosąc w rękach część jego górnego odzienia - Nadal nie rozumiem jak ty to robisz, że nawet się człowiek nie zorientuje, a już jesteś prawie goły.
Blondwłosa czarodziejka szła w jego stronę w towarzystwie Byka, który niósł jej zakupy. Na jej twarzy malował się pogodny uśmiech. Pomachała do niego radośnie ręką. Zatrzymał się by mogła go dogonić.
- Znów jesteś we właściwym humorze - zauważył odbierając od niej swe ubranie.
- Tak, zrozumiałam, że nic mi nie da samo użalanie się nad sobą - potwierdziła - teraz wiem co mam robić i nie zamierzam się cofnąć.
- Może pomóc ci nieść to wszystko? - zasugerował rad, że jego przyjaciółka wydaje się być taka jak przedtem.
- Nie trzeba. Taurus jest bardzo silny - zapewniła z uśmiechem - ale będzie mi miło jeśli zechcesz po prostu dotrzymać mi towarzystwa. Mam już dość leżenia w samotności.

Czuł się nieco niekomfortowo w tłumie. Przez lata przywykł do działania z ukrycia. Tym bardziej nie wiedział jak reagować teraz, gdy cała gildia szkarłatnowłosej zdawała się całkowicie go akceptować. Obecnie razem z Natsu zostali przydzielenie do rozstawiania sceny.
- Słuchaj - zagadał Salamander - dlaczego prawie w każdą noc ciągniesz Happy'ego pod damski akademik? Mówił mi, że gdy tylko możesz gapisz się przez okno na Erzę. Z kolei Meredy twierdzi, że masz jakąś obsesje i jesteś naprawdę beznadziejny w „tych sprawach” - założył ręce za głowę - Ja tam za bardzo nie wiem o co jej chodziło ale możesz już nie wykorzystywać Happy'ego. Jeśli ciągle będzie zmęczony to nie będę mógł brać go na misje, a przecież zawsze chodzimy razem.
- Przepraszam za kłopot - wymamrotał - po prostu ostatnio nie wiem co robić.
- Nie możesz po prostu robić tego co w obecnej chwili chcesz robić? - odparł Natsu - Ja tam niczego nie planuje, a i tak zawsze jakoś udaje mi się wybrnąć.
- A co jeśli znajdziesz się w sytuacji w której każda z twoich decyzji będzie oznaczała, że stanie się coś naprawdę złego? - spytał nie bardzo wiedząc czemu nagle chce mu się zwierzyć.
- Masz na myśli taką w której albo dostanę lanie od Erzy albo od mistrza? - Natsu przechylił głowę na bok usiłując zrozumieć o co chodzi - Nie chcesz chyba zrobić na złość Erzie. Osobiście nie radzę. Może cię nieźle sprać jak się wkurzy.
Jellal westchnął głęboko. Taki sposób rozumowania był właściwy dla różowłosego przyjaciela Erzy. Zawsze beztroskie podejście do rozmaitych spraw było tym co go wyróżniało. W tym momencie mu tego zazdrościł. Po drugiej stronie ulicy Erza wraz z Meredy i Lisanną wyplatały liny z kwiatów, którymi miała być udekorowana stawiana przez nich scena. Może mu się tylko wydawało ale otoczenie blisko niej sprawiało wrażenie jaśniejszego niż dalej. Była taka radosna. Przez uliczny gwar nie mógł dokładnie usłyszeć o czym rozmawiają ale musiało być to coś co bardzo poprawiało jej nastrój. To sprawiło, że jeszcze bardziej zapragnął dziś jej towarzyszyć w tym dniu. Zrobić coś w końcu by ten uśmiech utrzymał się jak najdłużej.
- Co właściwie robicie podczas tego festiwalu? - spytał chcąc psychicznie się przygotować do szykowanych przez Fairy Tail rozrywek.
- No najpierw zwykle jest konkurs piękności na miss wróżek, czy jakoś tak - zamyślił się Natsu - potem zwykle się bijemy do czasu, aż mistrz nie każe nam wyjść do mieszkańców....

Cana była skołowana. Nie mogła się sobie nadziwić jak łatwo straciła czujność. Uznała ich za dziwaków z jakimi często miała do czynienia bo wtrącili ją do celi przypominającej bardziej luksusowy apartament niż więzienie. Nie była torturowana. Co dziwniejsze nawet do niczego jej nie zmuszali. Powiedzieli, że jeśli nie zechce im pomóc będzie mogła po prostu wrócić do swoich przyjaciół. Zastosowali za to chwyt psychologiczny, którego najmniej się spodziewała w tej chwili. Postawili ją przed niemożliwym wyborem. Jeśli zrobi co jej każą uwolnią Elfman'a. Jeśli nie to cóż, tego nie musieli mówić na głos. Gdyby tylko mogła zrobiłaby wszystko by go uratować nie bacząc na konsekwencje. Nie była jednak tą za którą ją uważają. Nie była Levy McGarden. Może i miała mnóstwo asów w rękawie i to mówiąc dosłownym tego słowa znaczeniu. Karty dawały jej wiele możliwości ale to czego wymagali mijało się z jej preferencjami. Zaczęła się też głębiej zastanawiać czemu to musi być niebieskowłosa. Owszem była bardzo dobra w runach ale jej domeną było tworzenie różnych rzeczy z napisów. Nawet w jej gildii było kilka osób, które się na nich znają. Z drugiej strony po co jej oprawcy mieli by mówić wszystko o swoich planach. Przymknęła oczy analizując pozostałe jej możliwości. Musiała udawać przynajmniej tak długo, aż wypuszczą Elfman'a ale czy mogła mieć pewność co do szczerości obietnicy? Musiała się upewnić. Drzwi zaskrzypiały sygnalizując nadejście strażnika.
- Jaka jest twoja decyzja? - spytał.
Przełknęła zgromadzoną w jej ustach ślinę, wzięła głęboki oddech teraz musiała zabrzmieć przekonująco.
- Wpierw chce zobaczyć się z moim przyjacielem - oznajmiła prostując się - Chce wiedzieć czy z nim wszystko w porządku zanim podejmę decyzję.
W gildii panował nie mały ścisk, gdy podekscytowani magowie wyczekując otwierającej święto atrakcji. Wybór miss Fairy Tail. Jellal czuł się nieco skołowany. Zaraz na scenę miały wyjść pięknie ubrane reprezentantki wróżek. Czuł, że jego serce nieco przyśpieszyło. Jesteś idiotą. Zganił się w myślach. Czemu tak bardzo stresował się tym występem skoro walcząc z mrocznymi gildiami był zmuszony do oglądania nie lada masakr. Idąc na takie misje był gotowy na krwawy widok. Dlaczego więc teraz czuł silną potrzebę ucieczki? Ponieważ boisz się, że gdy zobaczysz Erzę w pięknym stroju nie wytrzymasz i ją przytulisz, pocałujesz na oczach wszystkich czy zrobisz inne głupstwo, którego potem będziesz żałował. Głosik w jego głowie znów dał o sobie znać. Cóż rzeczywiście bał się po sobie takiej reakcji. Uczucie, że na nią nie zasługuje wcale nie znikło. Przeciwnie nasiliło się, gdy przez ostanie zdarzenia zdał sobie sprawę jak bezsilny jest wobec kolejnych ataków. Podświadomie już wyczekiwał kolejnych wiedząc, że prędzej czy później i tak się zdarzą. Z drugiej strony Meredy twierdziła, że jego serce zna jego serce. Choć nie powiedziała tego wprost on wiedział co próbuje mu przekazać. Kocha Erzę i ten dzień normalnie i po ludzku widzi jako randkę tylko nie chce go tak nazwać. Im bardziej się nad tym zastanawiał tym bardziej dochodził do wniosku, że to może być bardziej prawdziwe niż chciał wierzyć. Przecież tu byli prawie wszyscy członkowie Fairy Tail, a nie wykluczone, że w kulminacyjnym momencie święta będą również przybysze z innych gildii. Niemożliwy jest atak na szkarłatnowłosą bez zwrócenia uwagi tłumu.
- Możemy zamienić słowo? - usłyszał za sobą głos Carli.
- Co się stało? - niechętnie oderwał wzrok od sceny.
- Na razie nic - ściszyła głos - ale radzę dziś być ci czujnym. Jeśli mogę wierzyć swojej wizji to mamy wśród nas zdrajce, który dziś zamierza się ujawnić. Niestety nie wiem kto to ale proszę byś nie mówił o tym, że ci powiedziałam nikomu. Mistrz jest przeciwny rozpowszechnianiu tych informacji. Twierdzi, że sam sobie poradzi ale uznałam, że lepiej ci powiem. Tak na wszelki wypadek.
Jellal kiwnął głową na znak zrozumienia. Odkąd wrócili z Rosemary starał się nie spuszczać wzroku z Kaishi'ego. Podświadomie wiedział, że wkrótce zechce się ujawnić także innym. Gdyby nie patowa sytuacja w jakiej się znalazł chcąc chronić przed nim Erzę z pewnością by od razu wszystkim powiedział o niecnych zamiarach maga. Teraz by ją chronić musiał milczeć.
- Będę uważał - zwrócił się do Exceed'ki.
- Jakbyś coś wiedział to chyba komuś o tym powiesz - spojrzała na niego uważnie.
Przed koniecznością wymyślenia kolejnego kłamstwa uchronił go głos mistrza, który wszedł na scenę ubrany w bardzo jaskrawy czarowny podkoszulek i brązowe spodnie z poszarpanymi nogawkami. Złapał mikrofon, odkrzyknął i gestem ręki wskazał za kulisy.
- Oto przed wami tegoroczne uczestniczki konkursu piękności - zawołał - ale to nie ja będę je zapraszał. Oto nasz nowy komentator Kaishi.
Mag chętnie przejął od starca mikrofon. Po jego minie można było przepuszczać, że od razu wkręcił się w zabawę. Jednak Jellal po raz kolejny nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zobaczył w jego oczach ten znaczący błysk. Ponaglenie do tego co mu zlecił.
- Oto nasza pierwsza uczestniczka - zaczął pogodnie Kaishi - Była uważana za zmarłą ale odnalazła się i spokojnie, wbrew plotkom wcale nie jest zombi. Do tego wraz z jedzącym ognień Salamandrem ma dziecko. Dość kocie dziecko. Przed wami Lisanna.
Najmłodsza Strauss weszła na scenę ubrana w jasnoniebieska sukienkę, która z przywołaną duszą tygrysicy tworzyła prosty, acz uroczy kontrast. Osoby blisko Natsu mogły zauważyć jak wlepia w nią szeroko otwarte oczy. Ręka trzymająca kawałek mięcha zastygła mu w połowie drogi do ust.
- Nie zapomnijmy też o jej starszej siostrze - kontynuował - Kiedy przybyła do gildii nie kryła, że jest w niej coś z demona. Po tym jak jej siostra wybrała się na zakupy do Edolas i nieco tam zabalowała stała się przeuroczą kelnerką. Teraz ma kłopoty z decyzją co do swej osobowości. Zapraszam Mirajane Strauss.
Słodki demon. Tak chyba można nazwać to co teraz ujrzeli członkowie Fairy Tail. Mirajane z przyzwaną duszą Szatana oraz swym klasycznym strojem barmanki weszła stanęła obok siostry. Laxus uśmiechnął się z uznaniem i uniósł kciuk w górę.
- Jako trzecia zaprezentuje się niedawna prywatna stalkerka Gray'a, kobieta która gotowa jest powystrzelać każde istnienie płci pięknej by obiekt westchnień zwrócił na nią uwagę - nawijał Kaishi - Przy niej pojęcia takie jak „Gotuje się ze złości”, czy „Utonąć w ramionach” są bardzo dosłowne. Lubi przedstawiać się wersjami. Obecna to 4.5 Juvia. Teraz już nie lata jak oszalała za naszym ekshibicjonistą co chyba jeszcze bardziej go drażni niż jej wcześniejsza namolność. Przed wami panienka Lockser.
Juvia weszła na scenę gustownym krokiem damy z wyższych sfer. Miała na sobie podobny strój do tego, który nosiła jeszcze służąc w Phantom Lord ale rozpuszczone falowane włosy. Gray zdawał się zaniemówić kiedy delikatnie się skłoniła i zajęła miejsce obok białowłosych sióstr.
- Oto nasza czwarta piękność. Może i jest drobna ale to właśnie do niej zwykle zwracają się gdy mają problemy. Obecnie pogubiła wszystkie swe wspomnienia ale to jej nie przeszkadza iść z uśmiechem przez życie. Przed wami największe IQ tego kontynentu czyli Levy McGarden.
Gajeel prawie zadławił się przeżuwanym właśnie kawałkiem metalu, gdy na scenę wkroczyła drobna czarodziejka, ubrana w białą sukienkę sięgająca jej nieco za kolana.
- Przedostatnią uczestniczką jest nie kto inny jak nasza ulubiona „dama w opałach”, która ma zdaniem naszego Szczęśliwego komentatora dziwną tendencje do utraty swoich ubrań kiedy z kimś walczy. Nikt jednak nie powinien narzekać na to co zobaczy bo nasza Blondyneczka ma bardzo seksowne ciałko. Przed wami Lucy Heartofilia.
Wszelkie rozmowy zamilkły, gdy czarodziejka gwiezdnych duchów weszła na scenę. Jej ubiór diametralnie się zmienił. Czarna suknia i bluzka z długimi rękawami bez śladu dekoltu. Pod jej oczami i na powiekach przebiegały grube czarne kreski. Nie uśmiechała się tylko z wolna zajęła miejsce obok innych uczestniczek.
- Natsu, kto to? - spytał cicho nieco przestraszony Happy.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział Dragneel - pachnie jak Lucy ale wygląda zupełnie inaczej.
Kilka głosów za nimi potwierdziło, że nie tylko oni są zakończeni ta zmianą.
- Teraz wstrzymajcie oddechy bo oto przed wami prawdziwa perła. Ta przed której spojrzeniem drżą najwięksi twardziele. Pokonała tyle potworów, że pewnie połowa państwa jest dzięki niej bezpieczna. Ma też prawdopodobnie setki adoratorów i jeśli najbardziej ktoś w końcu zdobędzie jej serce - Kaishi mrugną porozumiewawczo do zebranych - Ma tak wiele przydomków, że nie sposób wymienić wszystkich ale dla nas to po prostu Tytania, Królowa wróżek Erza Scarlet. Czyli nasza prywatna Mary Sue. Ok, żartuje ale sami przyznajcie czy ona ma jakieś wady?
- Mój tyłek zna ich całkiem sporo - skomentował Natsu na co Gray tylko skinął potwierdzająco głową.
Nikt jednak nie słuchał ich narzekań. Głównym powodem była Erza, która teraz weszła na scenę. Szkarłatnowłosej po raz kolejny udało się zaskoczyć wszystkich. Jellal poczuł jak jego krew chce za wszelką cenę wydostać się przez nos. Miała na sobie białą suknię. Suknię ślubna. Twarz przysłaniał delikatny welon, a w dłoniach trzymała bukiet białych róż.
- Ostrzegałem was - zakończył swój komentarz oddając mikrofon
Makarov przemknął wzorkiem po zebranych. Dzięki ich zabawnych komentarzach Kaishi'ego był to jeden z najlepszych występów wprowadzających jakich był świadkiem. Śmiechy jego podopiecznych potwierdziły, że i oni bawili się dobrze. Cieszył się. Niech się bawią bo niedługo nastaną naprawdę czarne dni.
- Teraz zapraszam wszystkich do parku - zawołał - głosy na waszą faworytkę możecie wrzucać do skrzynki stojącej na moim biurku skrzynki.

Drobna postać siedziała niezauważona na dachu katedry. Chrupała orzeszki z pikantną posypką. Kupiła je na jednym ze stoisk bazarku i bardzo jej posmakowały. Uśmiechnęła się zadowolona przełykając kolejny kęs. Uwielbiała ostre smakołyki. Zapowiadał się naprawdę miły dzień zwłaszcza, że mogła dziś połączyć przyjemne z pożytecznym przy wykonywaniu zadania. Była pewna, że bardziej się zmęczy zabawą niż wykonywaniem zlecenia.

Radosny gwar toczył się przez uliczki Magnolii. Jellal ze zdziwieniem zauważył, że prawie nikt nie zwraca na niego uwagi. Chyba tylko kilka dzieci spojrzało na niego podejrzanie ale szybko się okazało, że bardzo zainteresowało je jego znamię na twarzy, a o tym, że mają do czynienia ze zbiegłym przestępcą zdawały się nie mieć pojęcia. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Gajeel i inni mogą mieć racje. Nikt z rady go nie szuka. Z jednej strony mógł odetchnąć lecz z drugiej jego natura, która każe mu samemu się karać nie pozwalała mu się z tego cieszyć. Było jeszcze coś. Nieustanne przeczucie, że on sam może po raz kolejny stać się zagrożeniem dla Erzy. Słowa, które powiedziało jego własne odbicie mocno wryły mu się w pamięć.
- Trochę tu inaczej niż siedem lat tamu - zauważyła idąca obok niego szkarłatnowłosa - wcześniej nie rozstawiali tylu atrakcji w parku.
Już sam jej głos sprawił, że na jego twarz wstąpił rumieniec. Kiedy już myślał, że ją zna po raz kolejny go zaskoczyła. Ciągle miał przed oczami jej widok w sukni ślubnej. Nawet teraz gdy miała na sobie normalny dzienny strój. Zastanawiało go skąd i czemu go nabyła.
- Mogę cię spytać... no wiesz o tę suknię - zdawał sobie sprawę z idiotyczności tego co mówi.
- Kupiłam ją jakiś czas temu podczas misji - uśmiechnęła się - Tylko tak mogłam dostać również tamtejszy przepyszny tort.
Wydawało mu się, że zobaczył na jej twarzy rumieniec. Mógłby wymyślić mnóstwo powodów tego zakupu ale coś tak błahego by mu nie przyszło do głowy.
- Mam nadzieję, że był tego wart - zaśmiał się sam zaskoczony jak lekko mu się nagle zrobiło - takie wyroby raczej nie są tanie.
- Faktycznie - przytaknęła Tytania - był to jeden z lepszych jakie jadłam.
Żartowali, oni naprawdę prowadzili ze sobą typową przyjacielską rozmowę. Kiedy to zrozumiał poczuł się jakby wchodził w stan prawdziwego uniesienia. Rozmawiali ze sobą tak swobodnie jak wtedy gdy byli dziećmi. Wtedy marzył o spacerze z nią pod gołym niebem, bez torującej ich straży.
- Nie ma mowy! - krzyk Natsu był aż nazbyt słyszalny.
- Chyba sobie kpicie - wtórował mu Gray.
Odruchowo spojrzeli w stronę skąd dobiegały odgłosy dwóch magów. Zarówno jeden jak i drugi szamotali się pod drzewem wokół którego zdążyła już się zebrać spora grupka osób.
- Czyżby znów się pokłócili o jakąś bzdurę - spytała stojącego najbliżej Macao gotowa w każdej chwili rozdzielić ich w tradycyjny sposób.
- Freed zawiesił zaczarowaną jemiołę - wyjaśnił wskazując na wiązankę przywiązaną do gałązki - dodatkowo rzucił na to miejsce swą runiczną pułapkę. W skrócie. Złapani nie wyjdą póki się nie pocałują. Jak widać wypadło na naszą ulubioną dwójkę.
- Tak i jak tylko stąd wyjdę to skopię mu ten jego tyłek - warknął Natsu bezskutecznie walcząc z barierą.
- Prędzej zabije tego ogniomiota niż zechce się z nim lizać - oznajmił Gray również próbując coś wskórać swoją magią.
Erza widząc to pokręciła tylko głową. To był ironiczne, że wypadło akurat na nich. Odkąd pamiętała ta dwójka skakała sobie do gardeł z byle powodu. Już od pierwszego spotkania coś między nimi zaiskrzyło.
- Stoją tu jakieś pół godziny - wtrąciła Lisanna tuląc do siebie roztrzęsionego Happy'ego.
- A co się z nim stało? - Jellal dyskretnym ruchem głowy wskazał na niebieskiego kotka w jej objęciach.
- To niesprawiedliwe - wybełkotał Exceed - to powinienem być ja.
- Jako pierwsi w pułapkę wpadli Carla i Lily - wytłumaczyła białowłosa - Oni nie mieli takich oporów jak ta dwójka.
- Za szybko leciałem - lamentował Happy - ale tak bardzo chciałem spróbować tych rybek, że nawet o tym, że może tam być pułapka. To ja powinienem móc pocałować Carlusie.
- Raczej nikt o tym nie wiedział ale dzięki temu mamy zabawną niespodziankę - podeszła do nich Meredy zajadając się różową watą cukrową.
Czarodziejka uczuć wręcz tryskała entuzjazmem. Radosne iskierki tańczyły w jej oczach, a na twarzy malował się chytry uśmieszek. Jellal dobrze znał ten wyraz twarzy. Ilekroć go widział mógł być pewien, że jego towarzyszka coś planuje. Kiedy wyłapał jej spojrzenie domyślił się co tym razem oznacza. Już wcześniej oznajmiła mu, że jak się nie pośpieszy weźmie sprawy w swoje ręce. Do tej pory jakimś cudem udawało mu się wymigać ale teraz przekaz bijący z jej oczu był jasny. Ma się pośpieszyć jeśli nie chce by ona weszła do akcji. Patrząc na bezradnie stojących pod jemiołą magów domyślał się co może jej chodzić po głowie. Korzystając z okazji, że szkarłatnowłosa była pochłonięta obserwowaniem swych przyjaciół dyskretnie przeniósł spojrzenie na jej usta. Delikatne, w jasnym różowym odcieniu wyginały się właśnie w łagodnym uśmiechu. Zatraciłby się w nich gdyby nie nadejście Lucy.
- Złe wiadomości chłopaki - zwróciła się do uwięzionych magów - Musicie się pośpieszyć z całuskiem bo będzie niefajnie.
- Raczej wątpię by mogło być gorzej niż teraz - odparł Gray - Bo patrz na mnie. Siedzę w niewidzialnej puszcze z naszą żywą zapałką.
Stał do niej tyłem, więc nie mógł widzieć tego co Natsu. Salamander był święcie przekonany, że jego przyjaciółka tylko się wygłupiała z tym strojem na konkursie miss. Teraz jednak dalej stała przed nimi w tej dziwacznej, jak dla niego, czarnej sukience.
- A tobie co odbiło? - spytał kompletnie ignorując jej wcześniejszą wypowiedź.
Lucy posłała mu mordercze spojrzenie. Przez moment wydawało się, że wybuchnie ale wzięła tylko głęboki oddech.
- Freed kazał przekazać, że jeśli nie zrobicie tego w ciągu - spojrzała na zegarek - pięciu minut to runy obrócą się przeciw wam.
- Wątpię, żeby było to coś gorszego od przelizania się z tą ognista traszką - uznał Gray.
- Nie cierpię się z nim zgadzać ale tym razem i ja jestem tego zdania - burknął Natsu.
- Niestety jeśli tego nie zrobicie teraz prawdopodobnie zginiecie - oznajmiła Lucy.
Po tych słowach zrobiło się tak cicho, że można było usłyszeć nawet szelest trawy poruszanej delikatnym wiatrem. Od dawna było jasne, że Gromowładnych cechowało bardzo oryginalne poczucie humoru, które jak teraz uderzało w najmniej spodziewanym momencie. Nikt jednak już nie myślał by byli w stanie ryzykować życie towarzyszy.
- To już przesada - odezwała się stanowczo Lisanna.
- Może lepiej go zawołać bo ta dwójka prędzej wybierze grób niż to - zastanowiła się Meredy.
- Dokładnie - zadeklarowali obaj prawie jednocześnie.
Erza zrobiła kilka kroków w przód i stanęła przed nimi ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
- Nie wiedziałam, że z was dwojga tacy słabeusze - w jej głosie słychać było lekki zawód - Czy nadal myślicie, że walcząc z wrogiem możecie zdawać się tylko na siłę. Pomyślcie co by było gdyby od takiej drobnostki zależało życie waszych przyjaciół.
Te słowa wystarczyły by zdeterminowane miny obojga nieco zżęły. Spojrzeli na siebie niechętnie i powoli odwrócili się ku sobie. Przyznanie się do słabości przed Erzą było widocznie jeszcze gorsze niż warunek run. Schylili się ku sobie i wykonali najszybszy ruch głowami, który dla patrzących z dala mógł być zwyczajnym, przypadkowym zderzeniem czaszek.
- Dobra - krzyknął Natsu, gdy zaklęcie ustąpiło - Niech lepiej ten zielonowłosy dupek mi się dziś nie pokazuje na oczy bo coś czuje, że skończył marnie.
Z miny lodowego maga można było wywnioskować, że myśli podobnie.

Gajeel siedział z Levy na ławce w parku rzucając okruchy bułki gołębiom. Dziewczyna obok niego pochłonięta była książką, którą jakiś czas temu udało się zdobyć Jellal'owi. Z jakiegoś powodu dziś nie mogła się od niej oderwać.
- Na pewno nie chcesz się trochę zabawić? - spytał już któryś raz na co tylko pokręciła głową - A tak w ogóle to co cię w niej takiego zainteresowało. Mówiłaś przecież, że jeszcze nie całkiem złamałaś ten kod.. a po amnezji musisz robić to od nowa - zawahał się przy ostatnich słowach.
- Pracuje nad tą konkretną stroną - odpowiedziała cicho - To co jest na ilustracji obok nie daje mi spokoju.
- Ja tam nie widzę nic poza kropkami i okręgami - stwierdził pochylając się nad jej ramieniem.
- To ustawienie planet i gwiazd na niebie - podsunęła książkę delikatnie w jego stronę - Takie będziemy mieć dzisiaj.
- A to dobrze, czy źle - doskonale wiedział, że on nic jej w tym nie pomoże bo najzwyczajniej się na tym nie zna.
- Właśnie tego próbuje się dowiedzieć - poprawiła okulary przyśpieszające czytanie - na razie rozgryzłam tylko kilka pierwszych zdań.
- A jakie to zdania? - zainteresował się smoczy zabójca.

Wendy powoli dreptała wzdłuż jarmarku. Miała ważne zadanie zlecone od samego mistrza. Czuła zarazem dumę jak i ogromny stres. To nie było wcale tak łatwe jak z początku zakładała. Na jej barkach mogło spoczywać bezpieczeństwo innych członków gildii. To była wielka odpowiedzialność. Czuła to nawet teraz, gdy jeszcze nic się nie zdarzyło. Wciągnęła powietrze nosem. Na razie było spokojnie.

Sprowadzili ją krętymi schodami głęboko pod ziemię. Zauważyła ogromną zmianę. Nie było już tak miło jak w jej „pokoju”. Tutaj znajdowały się lochy, te prawdziwe. Nawet z dala od cel czuła tchnienie grozy i udręki. Było tu tak zimno, wilgotno i ponuro, aż aż ucieszyła się iż ona sama nie jest tu przetrzymywana. Posłusznie podążała za strażnikiem, który niósł w ręku pochodnie będącą jedynym źródłem światła. Jej przewodnik skinął głową na strażnika, który otworzył drzwi z cichym skrzypnięciem. Cana zdusiła w sobie krzyk. Elfman był przykuty do ściany grubymi łańcuchami. Na jego ciele widniały ślady tortur. Bez zastanowienia podbiegła do niego. Był nieprzytomny ale oddychał spokojnie i miarowo.
- Dlaczego mu to zrobiliście, a mnie trzymacie w jakimś pseudo-apartamencie ? - spytała.
- W zasadzie mógłby - strażnik wzruszył ramionami - ale ciągle zmieniał się w te swoje przerośnięte zwierzaczki i starał się wszystko niszczyć. Nie mieliśmy większego wyboru jeśli chcieliśmy utrzymać go przy życiu. A ty co zdecydujesz?
Przełknęła ślinę. Teraz musiała podjąć decyzje. Wiedziała, że póki myślą o niej jako Levy ma szanse coś ugrać. Może kogoś uchronić.
- Jeśli to zrobię to go wypuścicie? - upewniła się na co strażnik tylko kiwnął głową - Jak to będzie przebiegać? Nie chce pomagać wam bez stuprocentowej pewności co do waszej obietnicy.
Po obowiązkowej walce jaka musiała rozegrać się między Gray'em i Natsu, która trwała dopóki Erza nie straciła cierpliwości nokautując obydwu wybrał się ze szkarłatnowłosą do stoiska z darmowym bufetem. Jellal uśmiechnął się. Patrzenie na rozpromienioną szkarłatnowłosą wpatrującą się w góry ciast sprawiało mu radość. Jeszcze niedawno nawet nie śmiał marzyć o takiej chwili wspólnej zabawy.
- To wy z Mirą to wszystko zrobiłyście? - spytał patrząc na góry łakoci.
- Aż tak dobre w tym nie jesteśmy - zaprzeczyła sięgając po ciasto czekoladowo-truskawkowe. Sporą część z tego przygotowali mieszkańcy - babcia Sue, właścicielka piekarni jak zwykle nas wzbogaciła swoimi wypiekami. Sam powinieneś spróbować - podsunęła mu kawałek ciasta na papierowym talerzyku.
Nabił odrobinę na widelec i podniósł do ust. Rzadko kiedy miał okazje jej słodkie przekąski. W polityce Crime Sociere było nie zostawać długo w jednym miejscu co oznaczało, że to chuchy prowiant był głównym źródłem jego posiłku. Faktycznie było bardzo dobre. Pozwolił sobie przez chwilę stać i rozkoszować się nim.
- Gdzie planujesz teraz iść? - spytał nie chcąc by trwali w ciszy.
- Nie wiem. Do finałowej parady mamy jeszcze kilka godzin. Teoretycznie za pół godziny Kaishi coś planuje i chce bym przy tym była ale na razie nic nie mam zaplanowanego. Może ty chciałbyś gdzieś konkretniej się przejść? - spytała.
Samo spędzania czasu ze szkarłatnowłosą było dla Jellal'a czymś co napawało go niezwykłym szczęściem. Cieszył się widząc jej uśmiech w tym dniu, który mieli spędzić razem. Radość przysłaniał mu jednak, jeden istoty fakt. Choć naprawdę pragnął się do niej zbliżyć to robił to również pod przymusem osoby, którą Erza uważała za przyjaciela. Przez zazdrość o ich dobre stosunki wcześniej nawet nie pomyślał jak wypłynie na nią fakt, że zaufała niewłaściwej osobie. A czy samego siebie uważasz za „odpowiednią osobę”. Prychnął głos w jego głowie. Dobrze wiesz, że sam będziesz musiał ją zranić zaraz potem jak odda ci swe serce. Nie. Powiedział sobie w myślach. Nie pozwoli by po jej twarzy spłynęły znów łzy. Musi istnieć sposób by powstrzymać plany Kaishi'ego. Do tego czasu będzie pilnował Erzy.
- Może przejdziemy się wzdłuż rzeki - zaproponował ze szczerym uśmiechem - Jeśli będziesz chciała opowiem ci o najciekawszych akcjach Crime Sociere.
Lisanna z wielkim uśmiechem na ustach wysłuchiwała wściekłego monologu Natsu dotyczącego jego planów sprania Freed'a na kwaśne jabłko. To był cały Natsu, gdy go coś irytowało mówił o tym otwarcie.
- Niech ja tylko dostanę tego babochłopa to nawet armia Laxusów mu nie pomoże - nawijał bez przerwy gdy szli w stronę stoisk z przeróżnymi wytworami.
Nie przerywała mu ani nie starała się powstrzymać jego zamiarów. W sumie to była jedna z rzeczy, których jej tak brakowało w Edolas. Tamtejszy Natsu po czymś takim by się tylko speszył i resztę dnia przesiedział w samochodzie udając twardziela. No i oczywiście nie był „tym Natsu”. Dotknęła swoich warg wspominając pocałunek jaki niedawno na nich złożył. Nie był romantyczny, nie planowali tego. Zrobił to bo nie chcieli mu uwierzyć, że jest z nim ale jej to nie przeszkadzała ani trochę. To było jak najbardziej w stylu Natsu. Osoby, którą bardzo kochała. Spojrzała w powoli ciemniejące niebo i jej oczom od razu ukazał się znajomy kształt.
- Dobrze, że was znalazłem - zawołał Happy podfruwając do nich - Z sąsiedniego miasteczka przybył ten super rybak. Na pewno wiecie, który to. Ma stragan i za pięć klejnotów można tam wygrać całą górę rybek. No chodzicie zanim ktoś inny je zgarnie - okrążył ich i zaczął delikatnie popychać ich od tyłu.

Gajeel słuchał Levy, gdy mówiła mu coś o ustawieniu gwiazd. Jak tylko mogła starała się wytłumaczyć mu ich ruchy i konstelacje. Zaczęła mówić pięć minut temu ale on miał wrażenie, że słucha tego „nic w walce nieprzydatnego monologu” już od godziny.
- Dobra - przerwał jej - rozumie, że gwiazdkom podoba się tańczenie w kółeczku ale co to ma do tego, co akurat dziś ma rzekomo się wydarzyć?
- Jak mówiłam nie wszystko udało mi się rozszyfrować ale to właśnie dziś ma otworzyć się jakaś „Brama” z której ma coś wyjść.
Słysząc to od razu skojarzyły mu się wrota przez, które przelazła garstka smoków. Wtedy nie było za ciekawie. Potęgę smoków znał już dużo wcześniej. Metalicana uważał, że najwięcej o magii smoczego zabójcy dowie się podczas walki, dlatego często kazał mu się atakować. Wtedy tylko raz był w stanie go zranić, a konkretniej spowodować zadrapanie, które znikło następnego dnia. Na jakiś miesiąc przed zniknięciem. Ponowne spotkanie z tymi istotami było dla niego jasnym przekazem, że nadal nie jest w stanie się z nimi równać.
- Ale coś ma przez nią przejść? - ponownie spojrzał w książkę jakby w oczekiwaniu, że zaraz pojawi się tam obrazek z którego wszystkiego się dowie.
- Tego jeszcze nie wiem - odparła ponownie zagłębiając się w lekturze.
Uśmiechnął się pod nosem. To było do niej tak podobne. Rozwiązania zawsze szukała w książkach o ile sama już wcześniej tego nie wiedziała. W przeciwieństwie do większości osób w gildii nie rzucała się w nieznane, ani nie czekała w koncie póki ktoś nie wykończy wroga. To dzięki niej i on sam zaczął zastanawiać się nad swymi działaniami.
- Oby nie narobiło się kłopotów - skomentował na głos mając szczerą nadzieję, że nic tragicznego się nie stanie.
Wtedy właśnie w jego nozdrza uderzył zapach, który pojawił się nagle wśród setek woni mieszkańców Magnolii i innych przybyszów. Oniemiał. Już wcześniej się z nim zetknął.
- To przecież bez sensu...
Kilka przecznic dalej przyglądając się kolorowym ciastkom wystawionym do poczęstunku dla gości. Miała nadzieję, że spotka tu Erzę ale widocznie się spóźniła. Prawdopodobnie niezbyt dużo ale nie chciała dalej jej gonić. Była z Jellal'em i nie miała serca psuć jej tej chwili.
- Ej, nie tamuj kolejki - ktoś klepnął ją w ramie.
- Przepraszam - czerwona na twarzy odwróciła się i od razu na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech - Sherria co ty tu robisz?
- Jak to co? - zaśmiała się różowowłosa - Jestem na imprezce.
Od razu między przyjaciółkami nawiązała się rozmowa. Nie zważyły nawet, że kilka metrów od nich spadło kilka kropel deszczu.

Meredy z wolna skradała się między drzewami. W odległość kilkunastu metrów widziała spacerującą dwójkę magów. No dalej Jellal. Teraz masz świetną okazję. Ponagliła go w myślach. Z oddali on i Erza wyglądali prawie jak para. Prawie bo Jellal wciąż nie raczył zauważyć, że Erza prawdopodobnie czuje to co on. Słyszała raz jak Erza rozmawia na jego temat z Mirą. Otwarcie przyznała, że akceptuje jego wybór w kwestii ich relacji. Myślała, że po jakimś czasie się przełamie ale on dalej tkwił jak uparty przy swoim. Było to tym śmieszniejsze, że doskonale widziała jego wściekły wzrok, gdy w pobliżu pojawiał się Kaishi. Podzieliła się z owym magiem planem jaki już wcześniej obgadała z Gray'em. Mag lodu od razu się zgodził i teraz czekała na jego ruch. Miała nadzieję, że to wystarczy ale póki co nie zamierzał spuścić ich z oczu.

Gray sam nie wiedział kiedy odszedł na obrzeża miasta. Musiał ochłonąć po tym co się stało. Podobnie jak Natsu i on nie życzył teraz najlepiej Freed'owi. Kiedy był już daleko dał upust zdenerwowaniu zamrażając spróchniałe drzewo rosnące na uboczu. Po kilku głębszych oddechach uspokoił się całkowicie. Postukał w drzewo jakby pukał do drzwi, a te się przewróciło. Obserwował jak spada pewny, że zaraz uderzy w ziemię, a on zaniesie do gildii kilka belek drewna na opał ale te zatrzymało się w połowie drogi.
- Co znowu? - zdziwił się wyciągając przed siebie rękę.
Ciarki przebiegły mu po plecach, gdy jego otwarta dłoń napotkała niewidzialną barierę. Po ostatnim zajściu nie miał cienia wątpliwości co to oznacza.
- Nie sądziłam, że tak szybko ktoś się zorientuje - znikąd pojawiła się obok niego smukła postać - To może popsuć efekt końcowy, więc chyba będę musiała się tobą tu zaopiekować.

Erza przeciągnęła się błogo w promieniach zachodzącego słońca. To była jej ulubiona pora w ciągu całego dnia. Najczęściej o tej porze było bardzo cicho. Dziś jednak po całym mieście biegła miła dla ucha muzyka. Jellal właśnie kończył opowiadać o akcji, gdy przez dwa miesiące starali się dopiec jaka to sekta
- Zgodniej jak to się skończyło - zwrócił się do niej.
- Czy mam rozumieć, że nie pokonałeś wroga i nie podrzuciłeś ich dyskretnie radzie - już po jego głosie doszła do wniosku, że nie była to jego zwykła akcja.
- Ano nie - potwierdził - Okazało się bowiem, że to co wzięliśmy za mroczną sektę było regularnymi spotkaniami okolicznych dzieci w jaskini w celu nie innym niż opowiadania sobie nawzajem mrocznych historii.
- W Fairy Tail często słyszy się o podobnych akcjach - przyznała - ale to nawet dobrze. W każdej rodzinie przydadzą się takie akcje. Nawet jeśli nie poszło jak myśleliśmy każda misja nas do siebie zbliża.
- To bardzo interesujące podejście - zauważył Jellal.
Właściwie nie specjalnie obchodziło go o czym rozmawiają. Liczyło się same spędzanie czasu z nią. W takich chwilach jak ta czuł się naprawdę szczęśliwy. Usłyszał delikatny szelest, gdy Erza ułożyła się wygodnie na trawie.
- Co ty robisz? - spytał czując, że jego serce przyśpiesza.
- Leżę na trawie - odpowiedziała bardzo logicznie - ty też powinieneś skorzystać. To bardzo miłe.
- pociągnęła go zachęcająco za nogawkę.
Nie dał się dwa razy prości i ulokował się obok niej. Nie było to coś nowego. W czasach niewoli często spali blisko siebie. Pamiętał jak w zimniejsze dni przytulali się do siebie pod lichym kocem. Teraz sama myśl o tym sprawiała, że czerwieniał na twarzy.
- Myślałaś kiedyś o tym jak by to było gdyby mi... no wiesz nie odwaliło na punkcie Zerefa? - spytał podejmując temat, który ostatnio krążył mu po głowie.
Tytania zamilkła. Tak wiele razy to rozważała. Co było by gdyby wszyscy szczęśliwie uciekli z systemu R. Prawdopodobnie wszyscy dołączyli by do Fairy Tail jako, że dziadek Rob dużo im mówił swego czasu o tej gildii. Wszyscy razem poznawali by tajniki magii. Z pewnością ona nie zakułaby się w zbroje. Tylko jakimi umiejętnościami wtedy by się kierowała?
- Zapewne zupełnie inaczej niż teraz - odpowiedziała przymykając oczy.
Przypomniała sobie jak to Rob swymi historiami odwracał ich uwagę od niewoli.

Słuchali z zachwytem kolejnej opowieści starca o wielkich magach., czarach, niesamowitych przygodach i tym co ich czeka, gdy wreszcie się wydostaną.
- Czy w tej gildii są jakieś koty? - spytała Millianna jak zwykle myśląc o swych ulubionych zwierzakach.
- Oficjalnie nie - zaśmiał się Rob - Te jakoś nie przejawiają magicznych zdolności ale ciebie moja mała z pewnością zainteresuje dziedzina magii „Take-over”. Dzięki niej mogłabyś naprawdę stać się kotkiem.
- Nya, to wspaniale - zachwyciła się Millianna.
- Ja bym chciał móc atakować niepostrzeżenie - wyznał Simon.
- Mnie tam to obojętnie ale byłoby fajnie być magiem - stwierdził Shô.
Jellal spojrzał na Erzę nie odzywała się od dłuższego czasu uważnie słuchając opowieści podczas gdy inni już puścili wodzę fantazji.
- A ty wiesz co wybierzesz, gdy wreszcie się stąd wyrwiemy - zagadał.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami i spojrzała w bok.
- Magia niesie wolność, wiesz - zagadał - Gdybym tylko mógł nawet teraz zabrałbym cię w jakieś bezpieczne miejsce jeślibym znał tylko odpowiedni czar.

On zawsze taki był. Zawsze się o nią troszczył. Nigdy nie myślał o sobie. Kochała go wtedy i kocha nadal ale skoro swoją wolność widzi inaczej niż z nią to nie będzie go do niczego zmuszać.
- Ale teraz mamy przed sobą przyszłość - dokończyła.
Jellal potwierdził to skinieniem głowy. Przyszłość jaka mu się marzy była znacznie odległa do której się teraz z własnej woli kierował. Musiał zwalczać mroczne gildie. Obiecał to sobie już dawno. Nie dopuści by ktoś inny popełnił jego błąd.
- Tak ale teraz... - przerwał słysząc szelest.
Instynktownie poderwał się na nogi zasłaniając sobą szkarłatnowłosą. Działał pod wpływem impulsu i dopiero po chwili zauważył, że to Kaishi i Lucy się do nich zbliżają.
- No nareszcie jesteście - westchnął Kaishi jakby miał do czynienia z dziećmi - Ale teraz idziemy z powrotem do centrum - Koniecznie musicie zobaczyć co zaplanowałem.

Uporczywa walka z wędką Salamandra zwróciła uwagę pokaźnego tłumu. Sam Natsu był wkurzony i zaskoczony, że czynność, która mu zwykle dobrze wychodziła teraz sprawiała takie kłopoty. Ten jednak nie zwracał na to uwagi. Przecież ryby nie były szczególnie ciężkie, a już zwłaszcza te które pływały w akwarium. Narobi sobie obciachu jeśli teraz się podda.
- Ile razy mam panu powtarzać, że zaczepił pan o dekoracje na dnie - straganiarz starał się zapanować nad sytuacją - Ta ryba jest plastikowa i przyczepiona do dna. Jeśli będzie pan się tak szarpał to może pan wszystko wylać.
- Plastikowa, czy nie i tak się nie poddam - zakomunikował Natsu uparcie ciągnąc wędkę.
- Właśnie - zawtórował Happy - pokażemy im, prawda Lisanna? - spytał ale nie dostał odpowiedzi.
Odwrócił się ale białowłosej nigdzie nie było.
- Natsu - krzyknął przestraszony - Lisa zniknęła.
Smoczy zabójca słysząc te słowa wypuścił z rąk wędkę. Dziewczyny nie było przy nim ale wyraźnie czuł jej zapach. Była gdzieś blisko ale i tam musiał być pewien.
- Hej, ty - warknął na sprzedawcę - Czemu nie powiedziałeś kiedy odchodziła?
- A co ja mogę - bronił się ten - od jakiegoś kwadransa nie słuchasz tego co mówię.
- Bo bredzisz od rzeczy - odparł - Happy spróbuj wypatrzeć ją z góry.
Niebieski kotek kiwnął głową i wzbił się w powietrze. Przez minutę rozglądał się wokół po czym krzyknął:
- Widzę ją jest cztery stragany dalej. Chyba kupuje nam przekąski.
Natsu ruszył przed siebie przedzierając się przez tłum. To była tylko chwila ale wystarczyła by wspomnienia sprzed kilku lat do niego wróciły. Odetchnął gdy ją dogonił. Lisanna patrzyła przez chwilę na niego zaskoczona po czym się zaśmiała. To był krótki, cichy chichot, który tak uwielbiał.
- Coś się stało? - spytała uśmiechając się delikatnie.
- Tak i to bardzo - naburmuszył się Natsu - Miałaś mi więcej nie znikać, zapomniałaś?
- Nie wiedziałam, że to znaczy, że mam być stale obok ciebie - odpowiedziała podając mu pieczoną kiełbaskę i jabłko w karmelu.
- A fasie ze taf - wybełkotał salamander wkładając oba przysmaki naraz do ust.
- No przepraszam - czarodziejka udała skruszoną po czym nachyliła się i pocałowała go w policzek.
Twarz smoczego zabójcy przybrała kolor łusek Igneel'a. Z trudem przełknął to co miał w ustach.
- Co ty robisz? - zdziwił się.
- Całuje swego chłopaka - odpowiedziała łapiąc go za rękę - chyba mi wolno, prawda?
Od podjęcia romantycznego tematu uratowało go nadejście Erzy, Jellal'a i Kaishi'ego.
- O fajnie, że jesteście - zagadał ten ostatni - Miałem kogoś po was wysłać. Mistrz wyraził zgodę na przeprowadzenie kilku walk na życzenie. Publiczność będzie mogła zdecydować kto z kim zawalczy. To co piszecie się?
- Mówisz walka - ożywił się Natsu - Od razu się napaliłem by skopać komuś tyłek.

Z Levy na plecach podążał w kierunku z którego dobiegał zapach. Nie było mowy o pomyłce. Na pewno czuł obecność Ame Fumei. Sam nie wiedział co o niej myśleć. Niby teoretycznie była ich wrogiem ale sama z siebie też im dwa razy pomogła. No i znała odpowiedź, której wszyscy smoczy zabójcy jakich do tej pory poznał poszukiwali.
- O Wendy - zawołał widząc młodą czarodziejkę stojącą z przyjaciółką przy straganie z słodkościami - Widzieliście może coś dziwnego?
- Oprócz przelotnego deszczu to nie - odpowiedziała Sherria wyciskając sobie wodę z włosów spiętych w kucyki - Dziwne w nim było to, że popadał tylko na nas i znikł.
Słysząc wzmiankę o deszczu Gajeel był już pewien. Przebiegł wzrokiem po roześmianych dziewczynkach ale nic nie wskazywało by coś się w nich zmieniło. Pachniały też zdrowo.
- Czyli wszystko po staremu? - upewnił się spoglądając na wychowankę Grandeeney.
Doskonale wiedział o małym zleceniu, które powierzył jej mistrz. Wątpił by z własnej woli to zaniedbała ale musiał się upewnić.
- Powiedz co teraz czujesz swym węchem - poprosił.
- Co? Dlaczego? - zdziwiła się.
- Po prostu zrób to - nalegał.
Czarodziejka posłusznie wciągnęła kilka razy powietrze nosem. Z każdym kolejnym wdechem była coraz bardziej niespokojna.
- Ja nic nie czuje - przeraziła się - znaczy typowe zapachy są ale nic co by było do wykrycia przez wzmocniony zmysł węchu.
- Nie rozumiem, jak to przestałaś czuć to co czują smoki? - zatroskała się Sherria - może to przejściowe - dodała szybko by ją pocieszyć.
- A ty coś czujesz Sher-chan - spytała Levy zza pleców czarnowłosego.
- Ta, no tak nadal tu jesteś - Gajeel zdjął ze swoich pleców drobną czarodziejkę i postawił ją przed sobą - Co masz na myśli. Ona nie została wychowana przez smoka. Nawet jeśli wziąć pod uwagę jej rangę boskiego zabójcy to uczyła się tej magii z książek i.. - nie dokończył bo szturchnęła - No co mówię jak jest - wzruszył ramionami.
- Niech spróbuje - powtórzyła.

Lucy kopnęła pustą puszkę po gazowanym napoju. Nie miała się komu zwierzyć. Oni tego nie rozumieli. Nie wiedzieli jak to naprawdę jest być magiem gwiezdnych duchów, który nie może otwierać swoich bram.
- Auć - jęknęła stojąca przed nią osoba, gdy niefortunnie odbita od latarni puszka trafiła w jej głowę.
- Najmocniej przepraszam - zaczęła po czym mimowolnie się uśmiechnęła - Yukino - krzyknęła poznając przyjaciółkę.
Białowłosa pomachała do niej radośnie. Po tym jak szablozębni zmienili swe nastawienie do kwestii dbania o towarzyszy wielu jej członków się rozluźniło. Z Yukino było nie było inaczej. Ta niegdyś nieco sztywna i zdystansowana dziewczyna teraz była bardziej radosna.
- Nic się nie stało panienko Lucy - odpowiedziała składając jej delikatny ukłon - Cieszę się, że ponownie się spotykamy.
- Ja też i muszę ci coś powiedzieć - czuła, że tylko jej może się zwierzyć - Ostatnio znalazłam pewną książkę o naszej magii ale...
- Słyszałam, spotkaliśmy po drodze pana Laxus'a - przerwała jej - i tak się cieszę, że wszystko z tobą w porządku.
- Tak ale nadal nie mogę korzystać ze złotych kluczy - spojrzała w bok by ukryć przygniatający ją smutek.
- Co się wtedy konkretnie dzieje? - Yukino miała spokojny ale przekonujący ton.
- No cóż - zastanowiła się Lucy - duchy pojawiają się w czarnym rozbłysku, a ból który czują, czuje i ja. To akurat mi nie przeszkadza. Nie boję się bólu ale Aquarius twierdzi, że się na tym nie skończy i sama odradziła mi korzystania z zodiakalnych kluczy dopóki się nie pozbędę tego problemu. Znalazłam też książkę ale po próbie z drewnianym kluczem Enta raczej nie zaryzykuje ponownie jej studiowania.
Białowłosa pokiwała głową. Obie dzierżyły tę samą magię i z pewnością czułaby się podobnie, gdyby nie mogła wezwać swoich sprzymierzonych duchów.
- A czy ja mogłabym zobaczyć tą książkę? - poprosiła.
- Tak ale w jakim celu? To raczej nie jest zbyt bezpieczne - ostrzegła Lucy.
- Widzisz - Yukino jakby się zawahała - Ja też ostatnio zetknęłam się z nietypowym kluczem - po tych słowach wyjęła z kieszeni, który wyglądał jakby był z rubinu.

Stali przed średniej wielkości ringiem. Natsu podskakiwał energicznie w miejscu nie mogąc doczekać się rozpoczęcia walk. Była tu już sporo osób ale wciąż nie widział kilku znajomych twarzy. Nie była Gray'a i Wendy, Gajeel z Levy też się gdzieś zapodziali, no i nie było również Lucy ale zdając się na węch ocenił, że są ww mieście co go wkurzyło. On tu czeka na porządną nawalankę, a tamci się guzdrają.
- Natsu spokojnie i tak zaczniemy bez nich - Lisanna pomasowała go uspokajająco po plecach - Zresztą to chyba dobrze, bo dzięki temu masz większą szansę na to że zostaniesz wybrany.
- Tak ale co to za radocha, gdy wszyscy tego nie zobaczą - naburmuszył się - A tak bardzo chciałem skopać dupsko Gajeel'owi i Gray'owi jednocześnie.
- A ja chce sprać Pantherlily - oznajmił głośno Happy - Muszę pokazać Carlusi, że to ja jestem dla niej lepszy i daje smaczniejsze rybki. - Jeśli tak ci zależy to może połączę ją z tobą węzłem uczuć - zaproponowała Meredy stając za nimi.
- Nie dziękuje to boli - Happy odsunął się na pół metra.
- Pomyliłeś się to było zaklęcie wydobywające drugie źródło Ul - odpowiedziała ale tym razem z dziwnym smutkiem w głosie.
Mimo upływu czasu nadal nie mogła pogodzić się z brakiem Ultear z którą od dziecka była niemal nierozłączna. Kiedy dowiedziała się o tym, że to właśnie Milkovich stoi za śmiercią jej prawdziwej rodziny była w szoku ale szybko też jej wybaczyła. Bądź co bądź to właśnie ona ją wychowała i nauczyła wszystkiego o magii. Potrząsnęła głową wiedząc, że zamartwiając się nic nie wskóra i z uśmiechem dodała:
- To kto pierwszy walczy? - spytała z uśmiechem.
- A skąd mam wiedzieć - gorączkował się Natsu - Kaishi mówił, że ze moment przyjdzie jak tylko obgada coś z Erzą i Jellal'em.
- Może chce ich wepchnąć pod tą całuśną pułapkę Freed'a - zaśmiał się stojący obok Wakaba.
- To by było dobre rozwiązanie dla Jellala bo po dobroci z nim nie da się o tych sprawach rozmawiać - stwierdziła Meredy.
- O czym mówicie? - niespodziewane przyjście Erzy wytrąciło ich z równowagi.
Natsu instynktownie cofnął się o kilka kroków przesadnie się uśmiechając. To było silniejsze od niego. Kiedy na scenę wkraczała Scarlet nawet jeśli temat był niewinny wolał być ostrożny.
- Po prostu zastanawiamy się jak w końcu jest z tobą i Jellal'em - wypalił Happy.

Jellal wiedział, że to kłamstwo, gdy Kaishi poprosił go o pomoc w szukaniu magicznego wzmacniacza do mikrofonu.
- To jak jest między tobą, a Erzą? - zapytał niby niewinnie - Jakieś postępy?
- Niestety nie - odparł nie kryjąc niechęci w głosie.
- To się pośpiesz bo jeszcze ktoś cię uprzedzi i ją sprzątnie ci sprzed nosa - wzruszył ramionami jakby to co powiedział było błahą sprawą.
On jednak wyczuł w tym wyraźne ponaglenie. Dziś mimochodem udzielał już mu jej któryś raz. Za każdym razem czuł coraz większy niepokój. Było jasne, że nie ma z nim szans w otwartej walce. Nie rozmawiali o tym więcej. Kaishi lakonicznie stwierdził, że lepiej by już dołączyli do reszty i zaczęli prawdziwą zabawę. Może to tylko jego mylne przeczucie ale coś mu mówiło, że w słowie „zabawa” jest coś więcej.
Gray stał naprzeciw tajemniczej kobiety w kapturze czekając na jakiekolwiek posunięcie z jej strony. Ona jednak pozostawała spokojna. Nie atakowała ale coś w nim mówiło mu, że to nie jest zwykły przeciwnik.
- Czemu nie atakujesz? - spytał - Myślałem, że chcesz mnie zatrzymać.
- Już to zrobiłam - zakapturzona kobieta wzruszyła ramionami - Nie wrócisz do swoich przyjaciół dopóki ci na to nie pozwolę.
- Jakoś nawet mnie nie zraniłaś - nie rozumiał o co jej chodzi.
- Czemu wszyscy myślą, że walka wymaga ran - wzruszyła ramionami - ale jak chcesz to sam się przekonanej - zrobiła krok w bok odsłaniając idealną drogę do ucieczki - Możesz iść jeśli zdołasz.
Zawahał się. To było dziwaczne nawet biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia. Przed chwilą poinformowała go, ze będzie go powstrzymywać, a teraz tak po prostu pozwala mu iść? A on myślał, że rozumowanie Natsu jest dalekie od logiki. Patrząc na nią uważnie postawił kilka pierwszych kroków do przodu. Nie drgnęła, gdy się z nią zrównał, a potem minął. Coraz bardziej skołowany szedł naprzód, gdy niespodziewania jakaś tajemnicza siła sprawiła, że ponownie znalazł się naprzeciw niej.
- Teraz rozumiesz? - spytała go.
- Co to za sztuczki? - warknął.
- To mój styl walki - zachichotała - Nazywają mnie „Trick” i słynę z niekonwencjonalnych metod.

Po kilku próbach było już jasne, że to co blokuje zmysły Wendy działa też na czarodziejkę z Lamia Scale. Sherria sprawiała wrażenie zagubionej.
- A więc cokolwiek to blokuje musi mieć związek z wodą - wydedukowała Levy - Jako jedyne zostałyście zmoczone przez ten zagadkowy deszcz.
- Tylko czy wcześniej nie miało mieć to związku z jakąś Trick o której mówiła Ame - smoczy zabójca podrapał się po głowie.
- Możliwe, że to teraz jakiś rodzaj Unison Raid - zauważyła - ale to tylko komplikuje sprawę bo możemy mieć o jednego wroga więcej w pobliżu.
Smoczy zabójca westchnął głęboko. To że nie było różowo wiedział od początku ale teraz robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie. Ten otaczający ich spokój był aż nazbyt dobry zwłaszcza, że dzięki wizji Carli dowiedzieli się co ma się dziś wydarzyć. Niestety ta kocica nie chciała pisnąć słowa o szczegółach. Na szczęście Lily'emu udało się z niej wydusić coś o północy. Spojrzał na zegar. Było kilka minut przed dwudziestą. Mieli czas ale nie wiedział czy chce się mieszać. Spędzanie czasu z Levy było takie przyjemne, nawet jeśli ta nic nie pamiętała i czas mówiła coś o gwiazdach i jakimś przejściu. Kilka razy przyglądał się tej książce ale z run był tak kiepski jak Natsu z logicznego myślenia. Cztery godziny to dość czasu na wszystko, a szczególnie do zastawienia dobrej pułapki na nic nie spodziewający się tłum.
- Może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi? - spytała niewinnie Sherria.
- Raczej o kłopoty - westchnął - Powiedz. Jesteś tu sama czy z gildią?
- Oczywiście - przytaknęła - Jeśli mam być szczera to Lyon mnie namówił. Trochę bałam się, że się ośmieszę jak na tym turnieju - wszyscy pamiętali podwójne potknięcie niebiańskich czarodziejek - ale poprosił mnie bym mu trochę pomogła w zbliżeniu się do Juvii.
- Myślałam, że już z niej zrezygnował - westchnęła Wendy.
- No co ty, przecież o prawdziwej miłości nie da się zapomnieć - odparła z uśmiechem różowowłosa.
Gajeel przewrócił oczami. On tu próbuje porozmawiać z nimi na poważny temat, a one tu zaczynają trajkotać o miłosnych sprawach. Może by próbował przywołać je do porządku gdyby nie przylot Carli i Lily'ego.
- O tu jesteście - zawołał jego koci partner z dziwnym uśmieszkiem na twarzy - Musicie zobaczyć to co się dzieje na placu przed katedra.
- Co takiego? - zainteresowała się Levy.
- Kaishi i Jellal zaczęli właśnie walkę - odpowiedziała Carla - jednak coś mi się zdaje, że biorą ją ciut za poważnie jak na festynową zabawę.

Makarov patrzył z okna swego gabinetu na bawiący się tłum. Westchnął i pokręcił głową. To mogła być ostatnia tak dobra chwila. Ostatnia radosna zabawa. Obowiązkiem ojca jest dbanie o swe dzieci ale czy teraz sobie z tym poradzi? Wizja Carli przedstawiała ogromną tragedię dla tego miasta. Niezależnie czy zaatakują demony czy Ci, których nazwy jeszcze nie znali będzie źle.
- Możliwe, że udało mi się znaleźć lukę w działaniach wroga, a tym samym możliwość uratowania Cany i Elfman'a.
Za nim pojawiła się Mavis. 
-------------------------------------------------------------------------
Pl: Ostatnia zabawa.
Tak, wiem. Znów mam poślizg czasowy ale w życiu osobistym doszło kilka spraw. W związku z tym postanowiłam podzielić fantazję na część dobrą i złą. W czym "Zła" oznacza tą bardziej krwawą cześć. Postaram się napisać ją szybciej. Tak, Runo. Jellal i Kaishi będą mieli swą scenę walki.