Erza z niedowierzaniem patrzyła na
walkę Jellal'a i Kaishi'ego. Obaj młodzieńcy co chwila krzyżowali
ze sobą pięści. Z początku miała być to zwykła potyczka ale z
każdym ciosem ta przybierała na powadze. Zmarszczyła brwi
zastanawiając się, czy nie powinna jakoś tego przerwać.
- Czy oni nie biorą tego zbyt serio? -
nawet Mirajane pozostawała niespokojna.
Przed nimi było jeszcze kilka walk.
Między innymi Happy, który poprosił zaprzyjaźnionego sprzedawcę
rybek by wytypował go do walki z Pantherlily. Po szybkim nokaucie ze
strony bitewnej formy czarnego Exceed'a wypłakiwał się w ramionach
Lisanny. Do walki stanęli też Jet i Droy ale, gdy zauważyli, że
wśród widzów nie ma Levy dali sobie spokój. Wakaba i Macao też
stanęli na przeciw siebie ale i to się nie skończyło bowiem po
kilku wymianach uderzeń stwierdzili, że lepiej będzie gdy się
razem napiją. Jednak to jak do tej pory walka Mirajane i Laxusa
najbardziej ją zaintrygowała.
Białowłosa barmanka przybrała
formę Sytri nacierała na otoczonego błyskawicami wnuka mistrza.
Oboje byli podekscytowani. Mira wystrzeliła ku niemu kilka
cienistych pocisków, które zostały zablokowane przez tarczę z
wyładowań elektrycznych. Mimo kilku trudności udało jej się też
uniknąć błyskawicy.
- Widzę, że nasza mroczna lolitka
znów zaskakuje - Laxus uśmiechnął się prowokacyjne.
- Chyba mylisz mnie z Wendy
blondasku - odgryzła się.
- Nasza mała zabójczyni nie ma
takich pociągających piersi - stwierdził z miną eksperta.
Mira zamrugała kilkukrotnie w
szybkim tempie. W ustach Laxusa takie rzeczy brzmiały jak
najprawdziwszy komplement. Chwila zamyślenia kosztowała ją silny
cios w brzuch od młodego mężczyzny. Zaśmiała się. No tak. Byli
przecież w trakcie walki i ona również nie miała prawa o tym
zapomnieć. Machnęła ręką tworząc cienisty podmuch.
- Od kiedy to wpatrujesz się w
piersi małych dziewczynek - prychnęła.
- A co jesteś zazdrosna? - rzucił,
niby niewinnie.
- A jak ci się zdaje - burknęła
odwracając spojrzenie - Zupełnie nie wiem do czego ty dążysz.
Erza dostrzegła na jej policzkach
delikatnych rumieniec. Ten sam, który towarzyszył jej gdy w
pierwszych latach po przybyciu do gildii droczyła się z nim na
każdy możliwy temat.
- Chodź to ci powiem - Laxus
aktywował tryb smoczej siły.
- Nie mogę się doczekać -
barmanka spowiła się mroczną aurą.
Zaczęli na siebie nacierać. W
momencie zderzenia przez chwilę siłowali się krzyżując ze sobą
splecione dłonie. To chyba w tej chwili przestali walczyć, a
zaczęli okazywać sobie to uczucie, które zdaniem wielu już od
dawna wokół nich krążyło. Nim ktoś zdołał się zorientować
przytulali się do siebie, a ich usta złączyły się w pocałunku.
Miłosną scenę przerwał dopiero Kaishi.
- Wszyscy się cieszą, że się
spiknęliście ale spotkaliśmy się tutaj by oglądać mordobicie -
powiedział nie stroniąc od uśmiechu.
Laxus posłał mu spojrzenie, które
jeszcze niedawno sprawiłoby, że nawet Natsu uciekłby w popłochu
ale teraz nie oznaczało nic poza znudzeniem, czy irytacją.
- Skoro taki jesteś chętny to może
ty teraz zawalczysz? - rzucił od niechcenia.
- Bardzo chętnie - Kaishi nie
widział nic przeciwko - Tylko z kim mam walczyć? - spytał
rozglądając się po obecnych.
Erza też się rozejrzała. Już
przy pierwszym spotkaniu była światkiem tego jak potężną osobą
jest Kaishi. Nie tylko pokonał atakującego ją wroga ale też z
łatwością zdjął z niej czar, którym wtedy została obłożona i
przemieniona w dziecko. Miał w sobie niesamowity potencjał i co raz
ją czymś zaskakiwał. Dodatkowo nadal nie wiedziała o nim
wszystkiego. Nie znała nawet rodzaju magii jakim się posługuje.
- Może ja - tym, który zdecydował
się przyjąć wyzwanie był Jellal.
- Mnie pasuje - uśmiechnął się
Kaishi.
Kiedy wszyscy bili z podekscytowania
brawa czujne oko Erzy wychwyciło dziwną reakcje u niebieskowłosego.
Drgnął, a jego lewa pięść się zacisnęła. Przez moment
wyglądał na zaniepokojonego i wściekłego zarazem. Choć te emocje
szybko znikły z jego twarzy ona była pewna co widziała. Wciągnęła
głośno powietrze przypominając samej sobie, że dziś nie może
skupiać się na negatywnych myślach. Jeśli on sam tego zechce to
podzieli się z nią tym co go trapi.
- Dobra w takim razie pozwól, że
ja was zapowiem - Laxus przejął od Kaishi'ego mikrofon odczekał aż
dwaj magowie się ustawią i zaczął: - Ok, no to pierwszym
zawodnikiem jest człowiek-emo, który do znudzenia powtarza jaki to
on nie jest zły i jak to na nic dobrego nie zasługuje. Poważnie
koleś bardziej irytujesz tym swoim zachowaniem, niż gdyby ci znów
na punkcie Zerefa odbiło. Tak, to nie inny jak Jellal Fernandes.
Laxus w roli komentatora może i nie
był tak dobry jak Kaishi ale nie można było zaprzeczyć, że
trafił w sedno sprawy. Nawet Erza miała czasami dość powtarzania
mu, że za nic go nie winni.
- No a teraz na nasz pseudo ring
wejdzie ulubiony wesołek publiczności. Koleś na szczęście, w
przeciwieństwie do Natsu ma wszystkie klepki na miejscu. Oto
Kaishi... - przerwał na chwilę spoglądając na purpurowowłosego
maga - Jak ty masz na nazwisko? - spytał.
Przez publiczność przetoczył się
szmer, gdy większość członków Fairy Tail uświadomiła sobie, że
nie zna jego pełnych personali.
- Morgue ale od razu zapewniam, że
go nie lubię i proszę mi o nim nie przypominać - zaśmiał się
Kaishi udając zakłopotanie - Jest takie depresyjne, a ja nie lubię
się martwić.
- Ta rzeczywiście - przyznał racje
Laxus - a teraz walczcie, czy co tam chcecie mnie tam już zwisa.
Po tych słowach wziął pod ramię
Mirajane i oddalił się w stronę najbliższej kafejki.
Lucy położyła
przed Yukino księgę o Gwiezdnych duchach. Wcześniej poinstruowała
ją co musi zrobić by móc odczytać jej treść.
- Powiedz, jak
konkretnie czujesz się otwierając bramy - spytała białowłosa
strony książki.
- Poza
współdzieleniem bólu raczej nic - stwierdziła - ale Aquarius
mówiła, że jeśli będę pod wpływem tego czegoś ich dalej
wzywać to może się rozszerzyć. Dziś jednak nie wytrzymałam i
wezwałam Byka. Powiedziałam mu, że potrzebuje pomocy z zakupami
ale tak naprawdę chciałam po prostu pobyć z choć jednym z nich -
zwierzyła się.
Yukino skinęła
głową w geście zrozumienia po czym przytuliła ją do siebie. Komu
jak komu ale jaj nie musiała nic tłumaczyć. Dzieliły tę samą
magię, obie kochały gwiezdne byty.
- I nic ci się nie
stało - stwierdziła pocieszająco - Chyba dalej możesz ich wzywać
na zwykłą rozmowę.
Skinęła głową
powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu. Wolała nie wspominać,
że utrzymanie Taurosa w ich świecie kosztowało ją dwa razy więcej
wysiłku niż normalnie.
- Powiedz lepiej co
z twoim rubinowym kluczem - szybko zmieniła temat - Wiesz już jaki
to duch, masz z nim kontrakt?
Mimo własnych
problemów pojawienie się kolejnego, zagadkowego klucza budziło w
niej ekscytacje.
- Niewątpliwie coś
w nim żyje ale chyba nie mam dość mocy by otworzyć bramę. Może
ty chcesz spróbować? - spytała podając jej klucz.
- Lepiej nie - Lucy
odsunęła się w zakłopotaniu - Jeśli to ze mną jest coś nie tak
to mogę przenieść tą przypadłość na niego.
- Jak wolisz -
Yukino nie naciskała - Może pomożesz mi znaleźć co to za typ.
Tyle tego tu jest, że aż wstyd bierze, że jako gwiezdny mag nic o
tym nie widziałam.
- Mnie to mówisz -
westchnęła Lucy.
Po kilkudziesięciu
próbach wyminięcia Trick na przeróżne sposoby Gray zatrzymał się
łapiąc szybko oddech. Cokolwiek robił nie przynosiło to efektu.
- Czemu to właśnie
mnie tak powstrzymujesz? - spytał nie spuszczając z niej wzroku.
- Kojarzysz mi się
z kimś ale nie mam pojęcia z kim - stwierdziła.
- Wiesz jakiś czas
temu jakiś podejrzany demon powiedział mi, że przypominam mu
mojego ojca. Jednak wątpię by kiedyś go poznał bo mój staruszek
od dawna nie żyje - warknął Gray.
Po raz pierwszy od
dawna wypomniał komuś o tamtych wydarzeniach. Może gdyby nie
okoliczności zacząłby wnikliwie badać sytuacje ale nie chciał
dolewać oliwy do ognia.
- Twój ojciec to
Silver? - upewniła się Trick.
Nawet posługiwanie
się magią lodu nie uratowało go przed falą chłodu zalewającą
jego ciało. Skąd oni to wiedzieli? W samej gildii o tym nie mówił.
Jego przyjaciele wiedzieli, że jego rodzina została zabita przez
Deliorę, a on zaczął trenować u Ur. Raczej nikomu nie wspominał
o ich imionach, a nawet jeśli to nie było możliwości by te
informacje wydostały się poza gildię w której wszyscy traktowali
się jak rodzina.
- A ty skąd wiesz
- warknął - Może jeszcze na dodatek spiskujecie z tymi demonami.
- Nie - pokręciła
głową - Nie są nam potrzebni, choć ich pojawienie się tworów
Zerefa akurat teraz jest nam bardzo na rękę.
Ta informacja
wydała mu się dość istotna. Miał potwierdzenie, że ich dwaj
wrogowie ze sobą nie współpracują. Jedni nieświadomie sprzyjają
drugim ale w wojnie takie kwestie łatwo obrócić w drugą stronę.
Byłoby im o wiele łatwiej gdyby jedni i drudzy nawzajem się
osłabiali.
- Nie ważne jak
wielu was będzie - oznajmił - Ja i tak nie pozwolę wam skrzywdzić
moich towarzyszy.
Miał w głowie
pewien plan. Trick przewyższała go magiczną mocą ale zauważył
ale zaklęcie, które niedawno poznał mogło dać im trochę czasu.
Pytanie tylko czy się uda.
Jellal nie zamierzał się
powstrzymywać. Erza była osobą, którą chciał chronić nieważne
za jaką cenę. Otoczony zaklęciem meteoru raz za razem uderzał w
Kaishi'ego. Mag owiany ciemnoniebieską aurą z łatwością blokował
jego ataki fizyczne. Osłona pochłaniała prawie całą siłę jego
ciosów.
- Czyżbyś zmienił zdanie - spytał
cicho Kaishi - Wiesz co za to grozi?
- Wiem - odparł Jellal kumulując w
jednej z dłoni kulę energii - Po prostu pomyślałem, że od razu
usunę główną przeszkodę.
- Jak widzisz - wycedził - Swoją
drogą wreszcie poznałem twe nazwisko, które mym skromnym zdaniem
idealnie do ciebie pasuje.
Doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że Kaishi ma nad nim przewagę siły i zdolności. Dodatkowo
na jego korzyść działało to, że nie musi się powstrzymywać. On
nie chciał iść na całość w obawie o skrzywdzenie kogoś, czy
zniszczenie miasta Erzy. Z drugiej strony było dla niego jasne, że
i Kaishi nie chce się w całości ujawniać.
- Mówiłem, że go nie lubię -
Kaishi zrobił zrozpaczoną minę po czym wystrzelił w stronę
Jellala coś co przypominało wiązkę kilku czerwonych szarf.
Skontrował to serią kul cienia
lecz źle wycenił ich energię przez co doszło do małego wybuchu.
Odskoczył unikając obrażeń. Korzystając z okazji gdy kurz
zasłaniał widoczność obejrzał się za siebie. Erza stała tuż
za nim. Uśmiechnęła się do niego, a jej oczy wesoło zabłysły.
Ona nadal myślała, że to wszystko tylko zabawa, że oto przed nią
toczy się zwykła, przyjacielska walka. Nie widziała czającego się
na nią zagrożenia. „Nie” - powiedział sobie w myślach -
„Żadnego zagrożenie nie będzie” Teraz ma szanse z nim walczyć
na oczach wszystkich. Dołoży wszelkich starań by go zdemaskować.
Zaczął powoli odbijać się otaczając zarazem Kaishi'ego jak i
przygotowując jeden ze swych najsilniejszych ataków.
- Niech osądzi cię światło
siedmiu gwiazd - krzyknął składając dłonie jedna na drugą w
charakterystyczny sposób - Wielki wóz.
Reakcje na widowni były różne. Od
szoku po prawdziwe zachwycenie. Jego obchodziła jednak tylko ta
jedna. Ponownie wychwycił spojrzenie Erzy. Pokazała mu uniesiony w
górę kciuk co przyniosło mu nie małą ulgę. Przez moment bał
się, że wykorzystanie zaklęcia, które nie tak dawno ją
skrzywdziło mogło skutkować odrazą do niego. Nic w jej zachowaniu
jednak na to nie wskazywało. Sam nie wiedział, czym zasłużył
sobie u niej na tak ciepłe traktowanie skoro był główną osobą
odpowiedzialną za jej cierpienie.
- Nie powinieneś odwracać się od
przeciwnika nawet jeśli to przyjacielska rozgrywka - poradziła mu
uchem ręki sugerując mu by ponownie skupił się na przeciwniku.
Zrobił to chyba w ostatniej chwili.
Kaishi uchwycił w dłonie całą wystrzeloną ku niemu energię i
teraz formował z niej kulę.
- To chyba twoje - zażartował
Morgue - Nie martw się już ci to zwracam i to z nawiązką.
To chyba wtedy i on przestał żartować. Przynajmniej takie
wrażenie odniósł Jellal odruchowo tworząc tarczę za pomocą
magii ciała niebieskiego. Sądził, że powinien dać radę odbić
ponownie efekt swojej magii ale dla pewności włożył w nią więcej
mocy niż zazwyczaj. Udało się ale nie mógł panować nad
trajektorią lotu. Odbita kula energii poleciała w górę i ledwo
minęła dach gildii.
- Może będziecie ostrożniejsi - zasugerowała Mirajane z
groźnym błyskiem w oku - Na razie mamy masę innych zmartwień niż
konieczność odbudowy miasta.
-
Przykro mi ale nie zamierzam się wycofać - odparł Jellal szykując
się do kolejnego ataku.
Gajeel musiał przyznać, że myślał, że Carla przesadza mówiąc
o poważnej walce między tymi dwoma magami. Sądził, że ich
emowaty zazdrośnik za bardzo chce popisać się przed Erzą miażdżąc
swego domniemanego rywala. Miał też takie wrażenie, gdy zobaczył
ich walkę. Jego zdanie zmieniło się raptownie, gdy jeden z
promieni energetycznych wystrzelonych przez nich o mało nie uderzyło
prosto w Levy. Ledwie zdołał ją zasłonić zmieniając ręce w
żelazne buławy.
- Przegięliście - warknął patrząc na nich wściekle.
Dwójka magów nie zwracała jednak na niego najmniejszej uwagi.
Dalej walczyli co jakiś czas strzelając swymi atakami poza obręb
areny.
- Erza może byś im coś powiedziała - zwrócił się do
szkarłatnowłosej.
Za nim Levy trzęsła się jak galareta. Spojrzał na nią z
czułością nietypową dla niego samego. Nie dziwił się jej.
Pocisk z pewnością był dla niej niebezpieczny zwłaszcza, gdy
zapomniała jak posługiwać się własną magią. Przygryzała
drobne ustka wlepiając w niego wzrok. Wyciągnął w jej stronę
rękę chcąc objąć ją uspokajająco ale ta raptownie się
cofnęła. Przez moment myślał, że zareagował zbyt gwałtownie
ale to nie on był sprawcą tego zachowania. Za nim walka z każdą
chwilą przybierała na sile.
- Erza, co z tobą - zniecierpliwił się, gdy ta nie reagowała.
Tytania potrząsnęła głową karcąc się w duchu. Za bardzo
zaabsorbowała się walką i przestała zwracać uwagę na otoczenie.
Choć pogodziła się z decyzją Jellal'a co do nich nie mogła
wyzbyć się tego jak na nią działał. Determinacja z jaką
podchodził do tej towarzyskiej walki w jakiś sposób ją
podniecała. Nie przeszkadzało jej, że niebieskowłosy okazywał
zbytnią powagę jak na te okoliczności. Widząc jednak przerażenie
na twarzy Levy nie mogła już ignorować faktu, że sytuacja zaszła
za daleko.
- Dość teko - krzyknęła ku walczących - Macie natychmiast
przestać.
Kaishi natychmiast usłuchał i zaniechał przygotowań do kolejnego
ataku. Wtedy Jellal zrobił coś czego najmniej się w tej chwili po
nim spodziewała. Kiedy Kaishi odwracał się w jej stronę by dać
znać, że usłuchał i jest gotowy do zejścia z areny
niebieskowłosy natarł na niego z całą siłą waląc go pięścią
w twarz. Cios był tak silny, że maga odrzuciła a kilka metrów.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła podbiegając do niego - Dlaczego to
zrobiłeś?
- To co konieczne by zniszczyć zło - odparł.
Dopiero po tych słowach zdał sobie sprawę z tego co robi. Chciał
na oczach Erzy wyeliminować kogoś, kogo ona sama uważała za
przyjaciela. Wokół areny zrobiło się cicho. Meredy, która
właśnie pomagała wstać Kaishi'emu spojrzała na niego znacząco.
Prawie słyszał co teraz chciała mu powiedzieć. Różowowłosa
doskonale wiedziała o uczuciu jakim darzy Scarlet. Prawie słyszał
to co chce mu teraz powiedzieć. Teraz to chyba naprawdę może
mieć do ciebie pretensje. Erza patrzyła na niego z wyraźnym
szokiem.
- Zło - w jej głosie trudno było rozpoznać jakiekolwiek emocje -
To przecież tylko walka pod publikę, jak na turnieju.
Poczuł się głupio jak przypomniała mu walkę w której wówczas
brał udział. Z udziałem interwencji Ultear, czy nie prawda była
taka, że przegrał przez papryczki chili i łaskotki. To było wręcz
żenujące. Wtedy to chciał walczyć o honor gildii Erzy. Pokazać
jej, że wzmocnił się przez te wszystkie lata. Tymczasem dał się
pokonać tak łatwo i nie było w tym nawet krzty działań Jury co
dodatkowo go dobijało.
- Rany gościu jak chcesz to potrafisz przywalić - rzucił Kaishi
ocierając z pękniętych ust strużkę krwi - Aż szkoda, że naszą
walkę przerwali.
Zrobił taką minię jakby naprawdę tego żałował. Jellal jednak
poczuł ten niepokój, jaki się czuje, gdy przestępca wychodzi na
jeszcze większe prowadzenie. Kaishi po raz kolejny obrócił
sytuacje na swoją korzyść. Teraz był tym poszkodowanym. Erza
zawsze była czuła dla osób wymagających pomocy, Miał więc
idealną szansę, by się mógł do niej zbliżyć, a kiedy będzie
dość blisko mógłby zrobić dosłownie wszystko. Mógł zrobić to
co zapewniał, że zrobi jeśli on nie wykona swego zadania. Teraz
chciał mu się przeciwstawić. Pokazać, że potrafi zadbać o
bezpieczeństwo Tytanii ale upadł już na starcie. Czy rzeczywiście
musi ją skrzywdzić tak jak kazał Kaishi?
- Ja nie wiem - zaciął się - Za bardzo mnie poniosło,
przepraszam.
Spuścił głowę wlepiając wzrok w swoje stopy. Nawet nie wiedział
co mógłby powiedzieć. Przecież nikt mu teraz nie uwierzy, a nawet
jeśli to wystarczyło pstryknięcie palcami ze strony Morgue by
zabrać Erzę w jakieś odległe miejsce, torturować ją, a potem
zrobić każde okropieństwo jakie tylko mu by przyszło do głowy.
Słyszał jak zebrani wymieniają szeptem uwagi na temat tego co
właśnie zrobił. Nie mógł się im dziwić. Właściwie to
wyglądało to jakby po prostu uderzył kogoś bezbronnego.
- To do ciebie niepodobne - zauważyła Erza - Takie zachowanie
bardziej pasuje do Natsu lub Gray'a ale nie ciebie. Może jednak
chcesz pogadać o tym co cię tak męczy, bo chyba jest jeszcze coś,
tak?
Nie nalegała. W jej głosie słychać było tylko delikatną
sugestię. Po jakimś czasie zaczął się domyślać, że bójki w
Fairy Tail są tak częste, że nikogo nie dziwiła jeszcze jedna.
Sam nie wiedział czemu skinął potwierdzająco głową.
- Dobrze - zgodził się - ale nie tutaj, tylko gdzieś na osobności.
Natsu chwilę potem jak Jellal i Erza zniknęli im z oczu natychmiast
wkroczył na ring. Miał dość czekania na aż ktoś go wytypuje do
kolejnej walki. Skoro Wendy tu była Kaishi nie powinien mieć
problemów z szybkim poskładaniem się do kupy. Nie widział nigdzie
Gray'a, a tak bardzo chciał przywalić mu na oczach wszystkich. To,
że go wytypują było względem niego wręcz oczywiste ale miał już
dość czekania.
- Ej, no to kto w końcu ze mną walczy? - krzyknął na całe gardło
- Jeśli chcecie to możecie wszyscy naraz.
- Raczej to inni mają typować walki - przypomniała mu Bisca.
- W takim razie wybieram siebie do walki z wami wszystkimi -
oświadczył smoczy zabójca.
- A ja mogę wybrać kogoś do walki z tobą? - spytała nagle Asuka.
- No pewnie - podekscytował się Natsu - nie ważne kto to będzie i
tak się nie wycofam.
- W takim razie walcz z Lisanną - orzekła z nietypową jak na swój
wiek powagą.
Wychowanek Igneel'a, aż się zachwiał gdy to usłyszał. Jego
„napalenie” natychmiast zgasło. Tej jednej osoby nie mógł
uderzyć. Patrzył na jej roześmianą jak zwykle twarz starając się
znaleźć odpowiednie słowa by się z tego wycofać. Nie chciał
wyjść na mięczaka, który nie potrafi radzić sobie z uczuciami.
- W sumie czemu nie. Może być zabawnie.
To nie on wypowiedział te słowa. Powiedziała to Lisanna.
Gray dyszał leżąc na mokrej od nocnej rosy trawy. Nadal nie mógł
uwierzyć, że mu się udało. Przed nim stała Trick. Nie ruszała
się, a jej ciało pokrywała gruba warstwa szronu. Podniósł się
choć jego ciało, aż wołało o odpoczynek. Mistrz już na porządku
ostrzegł go, że to unieruchamiające zaklęcie jest czasowe. Według
jego słów i zapisków w książce im osoba na którą zostało
nałożone jest silniejsza tym szybciej się oswobodzi. Po tym czego
był świadkiem nie wątpił, że to może wkrótce nadejść.
Pytanie tylko jak ma się teraz dostać z nią do gildii. Rozejrzał
się ale nikogo wokół nie było. Przepuszczał, że wszyscy bawią
się na festynie, a to oznaczało, że będzie musiał sam dopchać
zamrożoną kobietę na miejsce.
Lucy nieco się rozpogodziła podczas pogawędki z Yukino. Na chwilę
znów była tą samą, wesołą dziewczyną, która jeszcze do
niedawna była duszą towarzystwa. Na bok odeszły wszystkie troski.
Co chwila wymieniały ze sobą szczere uśmiechy.
- Ale tu dużo tych kluczy - zachwycała się białowłosa, gdy
przeglądały razem strony książki - o tej pory byłam pewna, że
poza srebrnymi są tylko zodiakalne i klucz trzynastej bramy.
- Tak to dziwne. Żadne z moich duchów o nich nie wspominało -
przyznała - a jak właściwie zdobyłaś ten rubinowy klucz? -
spytała mimowolnie odczuwając ekscytacje.
Klucze były dla niej bardzo ważne. Do tej pory ekscytowała się
zbieraniem kolejnych złotych kluczy, była w szoku na widok
wężownika. W pierwszej chwili pomyślała, że ona i Yukino nie
mają szans na przyjaźń ale jeszcze tego samego dnia poznała
prawdziwą osobowość czarodziejki, która jak większość z
szablozębnych, którzy już na samym otwarciu igrzysk zaprezentowali
się dość chłodno. Szybko przekonała się że są takie same.
Obie marzyły o dołączeniu do najsilniejszej gildii ale im dłużej
się nad tym zastanawiała tym była bardziej przekonana, że to
Yukino ma lepszy powód. W przeciwieństwie do niej ona zrobiła to
tylko po to by móc odnaleźć swoją siostrę. Obserwowała ją z
mieszaniną szczęścia i zazdrości. Szczęścia bo doskonale się
rozumiały w kwestii magii. Zazdrości bo ta nadal mogła dowolnie
korzystać ze swojej magii. Mogła kontaktować się z gwiezdnymi
bytami bez negatywnych konsekwencji.
- Mogę wsiąść go do ręki? - spytała na co ta kiwnęła głową
zajęta przeglądaniem książki.
Był bardzo gładki ale wykonany z nieco twardszego materiału i
zamiast owalnego kształtu był bardziej płaski i gruby. Gdyby
jeszcze kilka miesięcy temu ktoś jej go opisał mówiąc, że służy
do otwarcia bramy nie uwierzyłaby mu. Teraz mając go w dłoni czuła
tę specyficzną ulatującą z niego magię. Niewątpliwie mógł
sprowadzić kolejną gwiazdę do nich.
- Próbowałaś już zawiązać kontrakt? - była bardzo ciekawa jak
może wyglądać duch kryjący się za rubinową bramą.
- Chciałam ale nie reaguje na wezwania - odparła Yukino - może ze
mną też zaczyna być coś nie tak ale może ty spróbujesz?
Oddalili się na skraj leśnej polanki graniczącej z Magnolią. Nie
był przesadnie uczęszczanym miejscem, a dzięki festynowi mogli
mieć większą pewność, że nikt ich nie zaskoczy. Nie miała nic
przeciwko spotkaniem przyjaciół ale teraz chciała na spokojnie
porozmawiać z Jellal'em.
- Myślałam, że po naszej misji i tobie lepiej się rozluźnić -
zaczęła - Wtedy w jeziorku wydawałeś się naprawdę zrelaksowany.
Jellal wpatrywał się w jej szkarłatne włosy delikatnie połyskujące w słabym świetle pierwszych gwiazd jakie zdecydowały się dziś pojawić na niebie. W jego głowie trwała gonitwa myśli, czy powiedzieć Erzie prawdę, czy też zrobić to co kazał Kaishi. Jego rozkaz by sprawić by go pokochała, a potem złamać jej serce w najbardziej brutalny sposób był dla niego czymś niezwykle okrutnym. Znał Tytanię dość dobrze i wiedział, że choć jest wytrzymała jeśli idzie o rany fizyczne potrafi znieść bardzo dużo. Gorzej jeśli idzie o te nakładane na jej psychikę. Czy gdy to wszystko się skończy, a im jakoś uda się wyjść z tego cało po raz kolejny mu wybaczy?- Ja też ale chyba nie potrafię - sam nie wiedział czy mówi teraz o swoim zachowaniu czy obawach.
- Na szczęście nic się nie stało. Kaishi jest wciąż w jednym
kawałku - westchnęła Erza - ale coś mi się zdaje, że jest coś
ważnego o czym nie chcesz mi mówić.
Nie mógł zaprzeczyć. Znała go aż za dobrze i nie potrafił
wcisnąć jej nawet najmniejszego kłamstwa. Czuł się coraz
bardziej przypierany do muru. Przełknął głośno ślinę czując,
że robi mu się gorąco. Patrzyła na niego uważnie swymi brązowymi
oczami. Jak miał jej powiedzieć, że akurat to on by wolał by
Kaishi nie był w jednym kawałku, a najlepiej by w ogóle nie
istniał.
- Nie nie o tym - przyznał po dłużej chwili - Jest coś co już
dawno chciałem ci powiedzieć - czuł, że jego serce desperacko
próbuje wyrwać się z jego piersi. Za chwilę powie coś, czego nie
da rady cofnąć - Widzisz Erza ja...
Zaraz przed wypowiedzeniem słów „Kocham cię” , słowami które
ciągle w nim siedziały i prosiły się o wydostanie na zewnątrz
rozległ się głośny huk co sprawiło, że oboje momentalnie
poderwali się na nogi szukając źródła hałasu.
- To chyba za wcześnie na fajerwerki - zdziwiła się Erza.
- Dochodzi chyba z lasu - zauważył Jellal.
Sam nie wiedział co teraz poczuł. Ulgę czy zawód. Niby nie chciał
wyznawać swych uczuć z przymusu ale też wiedział, że jeśli
będzie z tym zwlekał to Kaishi spełni swą groźbę.
- Chyba powinniśmy to sprawdzić - stwierdziła - Nawet jeśli ktoś
robi sobie żarty nie powinno się tego zignorować.
Mimo zachęcających spojrzeń ze strony mieszkańców miasteczka
stał jak wmurowany. Lisanna chyba wkręciła się w zabawę bo teraz
nim sam zdołał się zorientować stanęła obok niego na ringu. W
przeciwieństwie do niego nie sprawiała wrażenia speszonej
sytuacją.
- Natsu na co czekasz - zawołała do niego - Przecież uwielbiasz
walki.
- Ale nie z tobą - odpowiedział zbyt szybko - No wiesz... ty i
ja...
Chciał dalej protestować ale wtedy do jego uszu doszedł huk. Może
i jak na siebie przystało znów zignorowałby coś co wszystkich
przyciąga gdyby nie ten zapach. Znów wyczuł obecność Ame.
- Co tam się dzieje? - Alzack wziął córkę na ręce - Nie mówcie
mi że to znów atak.
- Nie wiem ale muszę to sprawdzić - powiedział Natsu - sam.
Nawet on wiedział, że postępuję nierozważnie ale po prostu
musiał to zrobić. Ame znała sekret zniknięcia smoków, a co
ważniejsze ich obecnego miejsca pobytu. Gdyby tylko udało mu się z
nią chwilę porozmawiać może wyjawiła by coś więcej niż
wzmiankę o jakichś świątyniach z którymi miał tylko taki
związek, że czasem zdarzało mu się jakąś zniszczyć.
- Sam? A co ze mną? - nadąsał się Happy - Zawsze chodzimy
wszędzie razem.
- Zajmij się Lisanną - odparł szybko ruszając przed siebie.
Gray najdelikatniej jak tylko mógł popychał zamrożoną damę w
kierunku gildii. Musiał uważać przy każdym ruchu. Jeden pochopny
gest i może przyśpieszyć topnienie.
- Dobrze się spisałeś ale naprawdę teraz już możesz wracać na
zabawę - nieoczekiwanie za nim rozległ się głos mistrza.
Obejrzał się. Drobny staruszek kroczył ku niemu z drobnym
uśmiechem na twarzy.
- Jestem z ciebie dumny. Doskonale dałeś sobie radę z tym
zaklęciem - pochwalił go - Masz zadatki na naprawdę potężnego
maga. Teraz jednak zostaw resztę tym, którzy są bardziej
doświadczeni.
- Dziadku? Ale co ty tutaj robisz? - przybycie Makarov'a było dla
niego nie lada zaskoczeniem.
- Chyba nie myślałeś, że od tak was dziś zostawię - odparł
przyglądając się zamrożonej kobiecie - Wbrew temu co może się
wam wydawać nie siedzę bezczynnie kiedy wy rozrabiacie w mieście -
odchrząknął - Tak jak mówiłem. Idź dołączyć już do reszty.
Gray nie drgnął. Miał tak się odsunąć? Teraz, gdy ledwo udało
mu się schwytać wroga nie zamierzał odejść nie usłyszawszy
wyjaśnień.
- Z całym szacunkiem mistrzu ale.. - chciał zaprotestować ale ten
tylko pokręcił głową.
- Już dość tu pomogłeś - odparł - a z tego co wiem, techniki
przesłuchań nie należą do twoich mocnych stron.
- Może i nie ale po tym wszystkim mam chyba prawo zostać - upierał
się.
- Mój drogi chodzi o to, że tu już dość zrobiłeś - Mavis jak
zawsze pojawiła się nieoczekiwanie - Teraz jesteś potrzebny
przyjaciołom i to dosłownie. W każdej chwili może zdarzyć się
coś wielkiego i dobrze by było gdybyście wówczas byli razem.
Gray coraz mniej rozumiejąc z tej sytuacji posłusznie skierował
się do centrum miasteczka z którego nadal dochodziła wesoła
muzyczka. Kiedy skręcał w boczną alejkę i do jego uszu dobiegł
odgłos wybuchu.
Gajeel również wyczuł znajomy zapach. Nie miał najmniejszych
wątpliwości o ponownym pojawieniu się Ame. Znów zrobiła to tak
naglę i chyba to najbardziej go intrygowało. Swoimi mocami zabójcy
smoków przewyższała wszystkich jakich znał w tym fachu. Jego duma
nieco na tym cierpiała. Od tak zjawia się jakaś piętnastolatka, o
której wcześniej nikt nie słyszał i góruje nad wszytkami mocą.
Chciał ją jak najszybciej znaleźć nim znów zniknie ale nie mógł
narażać Levy. Nie mógł jej od tak tu zostawić. W tym zamieszaniu
nikt nie zwróci na nią szczególnej uwagi. Niby plątali się tu
Jet i Droy ale jakoś im nie ufał. Nawet po tych siedmiu latach
wciąż byli dla niego zwykłymi pachołkami. Nawet sama Levy
stwierdziła po ich pierwszej misji od powrotu, że wciąż to ona
odwala całą robotę, a oni plączą się jej pod nogami i
przeszkadzają. Warto wspomnieć, że chodziło w niej o
porządkowanie starego archiwum jednego z okolicznych miasteczek. Z
kolei on sam był przez nich wołany, gdy jakiś rzekomy potwór
wlazł do ich pokoju w męskim akademiku. Tym potworem był nie kto
inny jak mały pajączek. Tolerował ich tylko ze względu na
niebieskowłosą. Po chwili do głowy przyszedł mu pomysł, który
na chwilę obecną wydawał się najbardziej bezpieczny.
- Słuchaj - zagadał do dziewczyny - Może podrzucę cię na chwilę
do Lucy.
Blondwłosa czarodziejka z wyraźną niepewnością wzięła do ręki
klucz. Choć wiedziała, że nie powinna czuła ekscytacje. Tyle
czekała na coś do czego może się nadać. Wszyscy w gildii uważali
ją za ekspertkę od kluczy i teraz miała szansę udowodnić, że to
prawda. Rubinowy klucz połyskiwał delikatnie w świetle lampy.
Normalne przywołanie ducha odpadało. Skoro Yukino to nie wyszło
ona też nic nie zrobi. Ich magiczna moc wcale, aż tak bardzo się
nie różniła.
- Może by wymusić wezwanie? - zasugerowała ostrożnie.
Nie była zwolenniczką takich metod. Z duchami zawsze postępowała
na zasadzie własnego zaufania. Prosiła ich o pomoc, a nie
rozkazywała.
- Zaraz, a czy ty przypadkiem nie masz kontraktu z Krzyżem południa?
- przypomniała sobie Yukino - To bardzo mądre duchy. Jeśli ktoś
ma wiedzieć coś o tym kluczu to z pewnością on.
- Warto spróbować - zgodziła się Lucy sięgając do swojej
saszetki.
Po kilku chwilach pojawił się przed nimi sędziwy staruszek
przypominający srebrny krzyż. Unosił się pół metra nad ziemią
pochrapując. Spał, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że
został wezwany.
- Panie Crux - zaczęła Lucy delikatni nim potrząsając - Mógłbyś
na chwilę przerwać drzemkę i nam pomóc.
Duch niechętnie otworzył jedno oko.
- Wiesz Lucy, że zawsze chętnie ci pomagam ale czy to musi być
akurat teraz - spytał bardziej sennym głosem niż zazwyczaj.
- Tylko jedno pytanie - popatrzyła na niego błagalnie.
- A cóż takiego chcesz wiedzieć? - dał za wygraną duch.
- Chodzi o ten klucz - podsunęła ku niemu ów przedmiot - Yukino
twierdzi, że nie reaguje na wezwania. Nie chcemy używać wymuszenia
ale... wiesz, że ja... że teraz nie jestem zbyt...
Poczuła jak Yukino łapie ją za rękę, drugą otarła gromadzące
się do oczu łzy. Kolejne wspomnienie o tym, że teraz musi trzymać
się z tyłu. Kiedy spojrzała ponownie na Crux'a w jego zmęczonych
oczach zobaczyła prawdziwy strach.
- Staruszku, co jest? - wyszeptała zaskoczona.
- Nigdy nie próbujcie Go wzywać - wyjąkał z prawdziwą trwogą w
głosie - To bardzo niebezpieczny duch wygnany oniegnaj z naszego
królestwa.
- Wygnany? - Lucy teraz z niedowierzaniem wpatrywała się w klucz.
- Tak On nie jest zwykłym astralnym bytem. On.. - nie dokończył
bo znów zasnął po czym znikł.
Lucy przez moment patrzyła jeszcze w miejsce gdzie przed chwilą
stał. Zastanawiała się co miał na myśli mówiąc o wygnaniu.
Znała tylko jednego ducha, który znalazł się w takiej sytuacji i
choć czuła, że nie powinna tego robić musiała wiedzieć.
- Loki, chodź do nas - zawołała wyciągając przed siebie złoty
klucz.
Erza rozglądała się na boki. Praktycznie nie ruszała głową ale
jej czuje tęczówki szybko przeskakiwały z jednej strony oka na
drugą. Wyszukiwała jakiegokolwiek podejrzanego ruchu,
jakiegokolwiek odgłosu. Czegokolwiek, co mogłoby spowodować ów
wybuch. Jellal ruszył przodem chcąc dzięki zaklęciu meteoru
szybciej zbadać większy teren. Co chwilę jego niebieska grzywa
migała jej między drzewami. Jego obecność dodawała jej sił. W
każdej chwili mogli natknąć się na wroga. Jeszcze dziś rano
mistrz przestrzegł ją że jeśli faktycznie dojdzie do ataku w tym
dniu będzie musiała być gotowa na wszystko. To miała być
ostatnia większa zabawa przed wielką bitwą. Bitwa z tym wrogiem
była czymś, co sprawiało, że mimowolnie odczuwała duży strach.
Pomyślała o Laki. Nadal czuła się odpowiedzialna za śmierć
przyjaciółki. Czy ponownie ktoś ucierpi, gdy ona na chwilę
odwróci wzrok? Zacisnęła dłoń na mieczu. Musi zrobić wszystko
by do tego nie dopuścić.
- Chyba coś znalazłem ale nie jestem pewien, czy to może coś
znaczyć. Mogłabyś tu podejść i ocenić? - zawołał zza drzew
Jellal.
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy coś z dużą szybkością powaliło
ją na ziemię.
- Au, Erza musisz nosić tak twarde zbroje - spytał Natsu
rozcierając sobie głowę.
- A ty dalej nie patrzysz gdzie biegniesz - odpowiedziała wstając.
Nie zdążyła porządnie wyprostować kolan, gdy nadbiegł Jellal
nieszczęśliwie przewracając ją z powrotem na Natsu.
- Za jakie grzechy - jęknął salamander przygnieciony ciężarem
ciała Tytanii.
- Nic ci się nie stało? - zatroszczył się o szkarłatnowłosą
Jellal - Przepraszam, ale jak usłyszałem jak upadasz myślałem, że
to wróg.
- A o mnie to się nie martwisz - burknął niezadowolony Natsu -
Myślałem, że jesteśmy kumplami, a ty uderzasz we mnie Erzą. To
boli.
- Dobrze, że jesteś - Jellal starał się odzyskać spokój - Mam
nadzieję, że potrafisz rozpoznać silany pazurów smoka.
Było mu nieco gorąco. Pozycja w jakiej upadli niebezpiecznie
przypomniała mu jak to on kilka miesięcy temu był na miejscu
Salamandra. Jak siłą powstrzymał się przed pocałunkiem. Jednak
Natsu daleko było do doszukiwania się romantyzmu w tej scenie. Ulgę
też sprawiła mu świadomość, że ów mag ma Lisannę. Skup
się. To nie jest teraz istotne. Zganił się w myślach. Na
szczęście sama wzmianka o smokach wystarczyła by teraz zarówno
Natsu jak i Erza patrzyli na niego wyczekująco.
- Tak - odpowiedział wskazując na drzewa, które przed chwilą
obserwował - tam są ślady pazurów. Przypominają te zostawiane
przez smoki z ostatniego dnia turnieju z tym, że są mniejsze...
Ledwie zdołał odsunąć się na bok, gdy Natsu puścił się
biegiem do zarośli.
- No faktycznie - dobiegł ich jego krzyk - to na pewno Ame je
zostawiła.
- My też powinniśmy iść - zauważyła Erza ruszając.
- Tak ale pozwól, że będę iść przodem - oświadczył Jellal,
którego nawiedziły dziwne przeczucia.
Ame z pewnością była niebezpieczna. Może kilka razy udzieliła im
w jakiś sposób pomocy ale Gajeel opowiadał im o ich wyprawie.
Wtedy to głównie dzięki niej wrócili w komplecie. Ale też wtedy
stało się coś co kazało na nią uważać. Nagłe zmiany
zachowania to pierwsze objawy bycia przez kogoś kontrolowany.
Doskonale wiedział jak to jest ale to tylko komplikowało sprawę.
Jej działanie były nieprzewidywalne, a co za tym idzie choć ona
sama była bardzo silna za nią musiał stać ktoś jeszcze
silniejszy.
Mistrz przejechał dłonią po topniejącej tafli lodu. Nie miał
pewności, czy dobrze robi zabierając ją do gildii ale inne miejsce
nie przychodziło mu do głowy. Zresztą znał ten budynek najlepiej,
a przywilej gospodarza ułatwiał mu nieco kontrolowanie sytuacji.
Nie był również sam na jego prośbę zjawiło się tutaj kilku
starych przyjaciół.
- Nie sądzę by osłona wytrzymała dłużej niż kwadrans -
oznajmił Bob przypatrując się uwięzionej w lodzie dziewczynie.
- Sama mam obawy. Mimo, że jest nas tu czworo i jesteśmy dość
doświadczenie nie wiem czy damy radę - Porlyusica wolała
przedstawić sprawę jasno.
- Dalej nie wiem po co ja jestem wam tu potrzebny - dodał swoje
Yajima, który zdecydowanie wolał teraz siedzieć w swej bezpiecznej
restauracji.
- Nie wiemy co nam zaprezentuje - powiedział Makarov - Różnorodność
naszych umiejętności może okazać się niezbędna.
- W takim razie czemu kazałeś odejść Gray'owi - spytał Bob
kołysząc się delikatnie na boki - To taki uroczy młodzieniec.
- Był dość zmęczony po walce - odparł mistrz Fairy Tail -
Zresztą jest za młody by ryzykować własnym życiem.
- Mniemam, że nie był tym zachwycony. On i Natsu nigdy nie
rezygnują póki nie padną - westchnął Yajima - Dzisiejsza
młodzież jest taka pochopna.
Zapewne rozmowa trwałaby dłużej gdyby nie lód, który zaczął
pękać w zaskakującym tempie. Z pomiędzy szczelin wydobywało się
światło.
Levy nie była zadowolona z pozycji w jakiej niósł ją Gajeel.
Trzymał ją pod ramieniem zupełnie jak jakiś bagaż podręczny.
- Naprawdę mogę iść sama - próbowała zaprotestować już któryś
raz.
- Tak, tak ale masz krótkie nogi a ja chce szybko coś sprawdzić -
burknął Gajeel - więc nie wierzgaj się bo jeszcze ktoś pomyśli,
że to jakieś uprowadzenie. Zresztą sama mówiłaś, że chętnie
pogadasz chwilę z naszą blondyneczką.
- Ale ty jesteś wredny - nadąsała się McGarden zadzierając głowę
do góry by spojrzeć mu w twarz i wtedy jej spojrzenie padło na
niebo - Już prawie się spotkały.
- Tak to ostatnia prosta już nawet widać jej mieszkanie - przyznał
- ale od kiedy gadasz jak Juvia?
- Nie chodzi o mnie - prychnęła - spójrz na niebo.
Gajeel zadarł głowę. Zobaczył ciemne nocne niebo, gwiazdy i
częściowo osłonięty chmurami księżyc w pełni.
- Jak dla mnie nic specjalnego tam nie ma - wzruszył ramionami.
- Gwiazdy - powiedziała - coś jest z nimi nie tak.
- Spytasz o to naszą ekspertkę od gwiezdnych duszków -
zbagatelizował smoczy zabójca - Jeśli o na nie wie co „z nimi
nie tak” to nie wiem kto.
Chciał jak najszybciej odnaleźć Ame. Musiał jakoś ja przekonać
by powiedziała gdzie konkretnie są smoki. Spytać skąd ma tak
wielką moc do której nie sposób się im nawet zbliżyć. Kiedyś,
gdy był jeszcze dzieckiem Metalicana wspominał mu że jeśli będzie
wytrwale ćwiczył to osiągnie moc o jakiej mu się nie śniło. Do
niedawna myślał, że chodziło o smoczą siłę ale to czym władała
Ame było potężniejsze.
- Chyba masz rację - zgodziła się Levy - Może w końcu wyczytała
coś w tej książce.
Gajeel'owi nagle coś się przypomniało.
- A te.. - podrapał się po głowie szukając odpowiednie określenie
- coś co ma się dziś zdarzyć? To o północy, czyli za jakiś
kwadrans.
Nie zdążył się nad tym głębiej zastanowić bo dobiegł ich
przeraźliwy krzyk Lucy.
Przejechała dłonią po zniszczonej korze. W miejscach gdzie
przecięły ją czyjeś szpony wyczuła wilgoć. Poczuła na sobie
dłoń Jellal'a.
- Co o tym myślisz? - spytał.
- Z pewnością są dość świeże ale nie to jest podejrzane -
odparła - zauważyliście może gdzie konkretnie są ulokowane.
- No na drzewach - odpowiedział inteligentnie Natsu ale został
zignorowany.
Jellal poczuł jak zimny dreszcz przebiega przez jego ciało. Jak
mógł tego nie zauważyć? Ślady pazurów były na drzewach wokół
nich ale nie były przypadkowe. Obrócone ku nim sprawiały wrażenie
ogrodzenie więżącego wewnątrz siebie zwierzynę.
- Szlag, to pułapka - to mówiąc przysunął się bliżej Erzy by w
razie czego ją ochronić.
Ledwie to powiedział usłyszeli dźwięczny śmiech, a nocne niebo
pokryły wyjątkowo ciemne, deszczowe chmury. Zaraz potem zerwał się
silny deszcz i poczuli powiew silnej mocy magicznej.
- Ame wiem, że to ty - krzyknął Natsu - Musisz powiedzieć gdzie
jest Igneel i reszta.
- Idę, idę - radosny głos smoczej zabójczyni rozległ się tuż
nad ich głowami.
Krople deszczu zaczęły się ze sobą zlewać i formować aż w
końcu wyłoniła się z nich smocza zabójczyni. Po raz kolejny
sprawiała wrażenie jakby wszystko co robi było zwyczajną, nikomu
nie szkodzącą zabawą.
- Czemu się tak drzesz? - spytała uśmiechając się niewinnie.
Jellal szykował się już do bezpośredniego ataku ale Erza
powstrzymała go ruchem ręki i pokręciła znacząco głową.
- Zostaw to Natsu - powiedziała - To dla niego ważne, zwłaszcza
teraz gdy jest tak blisko poznania prawdy o smokach.
Wiedziała, że różowowłosy jest bardzo silny ale też
nierozważny. Mimo to nigdy celowo nie nikogo nie krzywdził. Owszem
wielokrotnie niepotrzebnie się „zapalał”, a to się nasiliło
gdy zaczęli pojawiać się kolejni smoczy zabójcy. Pierwszy był
Gajeel co dało mu nadzieję na odnalezienie swego smoka. Niestety i
Redfox nic nie wiedział. Podobnie sytuacja miała się z Wendy.
Nawet nie przepuszczała jak musiał poczuć się, gdy dowiedział
się że Sting i Rouge zabili swych smoczych opiekunów. Nawet wtedy,
gdy wrota czasu się otworzyły musieli stoczyć bój z innymi
smokami nie dowiedział się nic konkretnego. Dopiero niedawno, gdy
pojawiła się Ame, która jawnie twierdziła że wie o miejscu
przebywania ich przybranych rodziców obudziła się w nim nowa
nadzieja. Nieraz słyszała jak opowiada innym o tym co wreszcie
powie Igneel'owi gdy go odnajdzie. Był pewien, że i tym razem uda
mu się nawiązać nić porozumienia z wodną smoczą zabójczynią.
Choć młoda czarodziejka była niewątpliwie potężna coś jej
mówiło, że powinna teraz powierzyć obrót spraw Salamandrowi.
- Jesteś tego pewna? - spytał cicho Jellal.
- Tak - kiwnęła głową - Zresztą gdyby faktycznie miała zamiar
nas skrzywdzić już dawno by to zrobiła.
- To prawda - przytaknęła Ame - Można powiedzieć, że jak to ujął
Jelly ma racje to tak jakby pułapka ale ma za zadanie was
ochronić.
Jelly to drobne przezwisko zmroziło mu szpik w kościach.
Właśnie tak kilka razy zwrócił się do niego Kaishi. Zwykle
zagadywał tak do niego by w pozornie luźnej gadce ukryć groźbę.
Spojrzał na Erzę. Stała w gotowości do ataku ale na razie nie
reagowała. Ufała w siłę swego przyjaciela. Bolało go to bo tak
samo ufała również Kaishi'emu. Temu, który tylko na nią czyhał.
Nie wytrzymał i chwycił ją przyciągając ją mocno do siebie.
- Jellal co ty robisz? - spytała zaskoczona Erza.
Czuła jak na jej twarz wstępuje rumieniec, a serce przyśpiesza.
Niebieskowłosy mag znów zachowywał się nielogicznie. Znów
zachowuje się dwuznacznie, a ona sama nie ma pojęcia co konkretnie
chce jej przekazać. Wiedziała, że zaraz po raz kolejny ją
odrzuci, a potem będzie się zachowywał jakby była dla niego tylko
przyjaciółką. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby co jakiś czas nie
wysyłał jej dwuznaczny sygnał. Igra z jej uczuciami jakby już nie
miała dość zmartwień na głowie. Tak bardzo potrzebowała oparcia
ale nie osoby, której nie wiadomo o co chodzi. Dlaczego to robił
skoro już wyjaśnili sobie na czym stoją?
- Przepraszam, ja pomyślałem o czymś innym - odparł odsuwając
się od niej tak szybko, że pośliznął się na rozmokłej trawie
lądując boleśnie na ziemi.
Ale to nie stłuczone ciało zabolało go najbardziej. Dużo gorsze
było spojrzenie Erzy pełne żalu. Znów ją ranił. Powiedz
wreszcie jej co do niej czujesz. Krzyknął głos w jego głowie.
Tak, wiele razy chciał już to zrobić ale jednocześnie bał się
konsekwencji no i wciąż nie czuł się jej godny. Ale jak tego
nie zrobisz może spotkać ją coś gorszego. Chyba faktycznie
powinien zacząć już coś robić w tym kierunku.
- Nic ci nie jest? - spytała szkarłatnowłosa wyciągając do niego
rękę.
Przebłysk smutku w jej oczach szybko znikł. Ponownie chciała
ukrywać swe uczucia. Pomagać wszystkim innym tylko nie sobie. Tak
bardzo zapragnął teraz zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce,
gdzie mogli by się pośmiać z jakiejś błahej sprawy. Ale teraz
nie mogli. Musieli zająć się bieżącą sprawą nim pozwolą sobie
na kolejną chwilę relaksu.
- Powiedziałaś, że to ma nas ochronić - Tytania zwróciła się
do Ame - Co konkretnie masz na myśli?
- A no tak - potwierdziła wesoło Ame - Nie powinniście teraz
wracać do miasta.
- Jeśli chcesz skrzywdzić naszych przyjaciół będziesz wpierw
musiała zmierzyć się z nami - krzyknął Natsu - ale najpierw masz
powiedzieć, gdzie są smoki.
- Ja nie chce ale ktoś inny tak - Ame zachowywała spokój jakby
mówiła o swoistej grze - Co do smoków to myślałam, że
dostaliście już dość wskazówek ode mnie.
- Ale ja nic z nich nie rozumiem - uskarżał się Salamander.
- Nie rozumiem - Erza była trochę skołowana - Jeśli nie ty nas
atakujesz, to przed kim bronisz.
- Jak to nie wiecie - Ame była szczerze zdziwiona - Przecież w
książce, którą macie jasno pisze co ma się stać.
Gray nie do końca wiedział co myśleć o tym co właśnie widzi.
Erza, Natsu i Jellal. Nad nimi wisiała jakaś niewyraźna postać
ukryta w znacznej części pomiędzy gałęziami drzew. Deszcz lał
coraz mocniej dodatkowo utrudniając mu widzenie.
- Ale to irytujące - burknął pod nosem wyczarowując lodową
parasolkę.
Przeczuwał już, że nie jest to robota Juvii. Czarodziejka już od
dłuższego czasu nie przywoływała nieumyślnie opadów. Obawiał
się jednego. Obawiał się, że może być to kolejny osłabiający
deszcz z jakim niedawno przyszło im się zmierzyć, a on i tak
potrzebował już odpoczynku. Walka z Trick pozbawiła go sporych
zasobów magi.
- A więc znów się spotykamy - usłyszał głos, który z kimś mu
się skojarzył.
Obrócił się. Za nim stała ta sama przerażająca postać, którą
spotkał w wiosce słońca.
Lisanna mocno przycisnęła do siebie Happy'ego. Ściana deszczu
zbliżająca się od strony lasu budziła w niej złe przeczucia.
Zadrżała z zimna, gdy otulił ją zimny powiew wiatru.
- Może powinniśmy znaleźć Mirę i Laxus'a = zasugerował Happy -
Razem będzie bezpieczniej.
- No nie wiem - odparła niepewnie Lisanna - siostrzyczka z pewnością
teraz chce pobyć z nim sama. Po za tym tu jest Kaishi i spora część
gildii. Jestem pewna, że w razie cze- Jago sobie poradzimy.
Chyba wszyscy mieli te same przeczucie. Przerzucie, że to już
koniec zabawy, że zaraz rozpocznie się to co w swej wizji widziała
Carla.
- Wiesz Lisanna - powiedział nagle smutnym tonem Happy - Zazdroszczę
Carlusi i Lily'emu oni mają swoje specjalne moce, a ja nic takiego
nie umiem.
- Mam co do tego inne zdanie - dziewczyna delikatnie pogładziła go
po głowie - Ty masz naprawdę szczególny dar. Przy tobie wszyscy
jesteśmy szczęśliwsi.
- Ale to nie pomoże mi was chronić - upierał się Exceed - Natsu
kazał mi się tobą opiekować ale ja chyba nie dam rady.
Lisanna miała już zaprzeczyć. Powiedzieć, że jej zdaniem jest
zupełnie inaczej ale w tej samej chwili na plac wpadła tajemnicza
czarna mgła.
- Chyba mamy gości - stwierdził Kaishi podchodząc do nich -
Pozwolicie, że przywitam ich pierwszy?
Wiedzieli o księdze, która teraz była w posiadaniu Levy. To
jeszcze pogorszyło ich sytuacje. Jellal poruszył się nerwowo
zastanawiając się jak powinien teraz zareagować. Myśl,
przecież przez te lata spotkałeś tyle złoczyńców. Byłeś w
tylu różnych sytuacjach. Nie możesz od tak poddawać się
strachowi. To prawda ale podczas tych siedmiu lat nie było przy
nim Erzy. Teraz, gdy stała obok niego, gdy wiedział, że coś może
jej zagrażać bał się podwójnie. Ame siedziała na drzewie
uśmiechając się jakby słyszała jakiś zabawny kawał.
- Możesz łaskawie powiedzieć o co ci chodzi - warknął w stronę
smoczej zabójczyni - Raz nam pomagasz by za chwilę znów atakować?
- Ja tam robię tylko to o co poprosiła mnie Mizuyama - Ame
wzruszyła ramionami - Ogólnie to nic do was nie mam.
- Zaraz - krzyknął Natsu - chcesz powiedzieć, że masz stały
kontakt ze swoim smokiem.
- No mam - przytaknęła - Serio nikt z was jeszcze nie odnalazł?
- Niby jak mam widzieć, gdzie szukać skoro Igneel mi nic nie
powiedział - naburmuszył się smoczy zabójca - Złaź tutaj i mnie
do niego zaprowadź bo jak nie to użyję mojej tajnej broni.
Jellal spojrzał na Erzę ale ta tylko wzruszyła ramionami. Natsu
miał to do siebie, że nawet komuś kto znał go od dziecka trudno
było przewidzieć co zrobi. Przez moment patrzyli w milczeniu jak
Natsu przybiera swą smoczą siłę by za chwilę energicznie
potrząsać drzewem.
- Powiedz jak będziesz miała dość tej męki - powiedział co raz
uderzając w pień.
- Próbujesz wywołać chorobę lokomocyjną - Ame wyglądała na
rozczarowaną - Myślałam, że wybierzesz coś bardziej oryginalnego
- rozwinęła skrzydła i odskoczyła od pnia unosząc się w
powietrzu - a przynajmniej coś, czego nie tak łatwo uniknąć.
- Skoro tak stawiasz sprawę to spróbuj przetrzymać to - krzyknął
smoczy zabójca - ryk ognistego smoka.
Płomień Natsu choć niewątpliwie potężny został z łatwością
zablokowany przez Ame.
- Ktoś cię nauczył, że woda jest po to by gasić ogień -
zaśmiała się.
Natsu zastygł w bezruchu przez kilka sekund wyraźnie nie widząc co
robić po czym odwrócił głowę w kierunku Erzy i Jellal'a.
- Ej, a woda to dobrze przewodzi prąd? - spytał z miną ucznia,
który nie zna odpowiedzi na żadne pytanie egzaminacyjne.
- Owszem - odpowiedział nieco zdezorientowany mag.
- No to świetnie - zadowolony Natsu uruchomił trym ognistego
smoczego zabójcy piorunów.
Ame uniosła w górę brwi po czym zaklaskała radośnie w dłonie.
- Jednak plotki są prawdziwe - zaśmiała się - jesteś fajniutki.
- No ba - Natsu wypiął dumnie pierś - jestem zajebisty.
Jellal przyglądał się przez moment tym dwojgu oceniając szansę
na dyskretne wycofanie się gdy walka się rozpocznie. Spojrzał
porozumiewawczo na Erzę ale ta tylko pokręciła głową.
- Lepiej nie - poradziła wskazując na deszcz - zauważyłeś coś.
- Nie martw się może uda nam się jakoś przebić przez barierę -
powiedział analizując w głowie jakiego zaklęcia użyć w tym
celu.
- Nie o to chodzi - odparła szkarłatnowłosa po czym podniosła
patyk z ziemi - patrz.
Obserwował jak rzucony kawałek drewna leci przez chwilę swobodnie
w powietrzy by po zderzeniu z barierą Ame rozpaść się na drzazgi
jakby był siekany przez tysiące małych igieł.
- To nie jest ta sama bariera co wtedy - powiedział na głos czując,
że jeśli by weszli pod ten deszcz to spotkałby ich taki sam los
jak owy kawałek drewna.
- Nie tylko chroni to co wewnątrz, ale jeszcze
zniechęca do wyjścia za nią - odparła Ame radosnym tonem -
Właściwie to zamierzałam tu zamknąć tylko wychowanka Igneel'a
ale skoro wpadliście grupą to może być jeszcze ciekawiej.
- Erza idzie stąd z Jellal'em - krzyknął nagle Natsu
- to o mnie tu chodzi. Nie spocznę póki nie wycisnę z niej
wszystkiego co wie o smokach.
- Nie zostawimy cię - oznajmił Jellal - zresztą jak
mamy się wydostać.
- Mogę spróbować przeciąć wodę za pomocą miecza
królowej wód ale nie jestem pewna, czy zadziała - stwierdziła
Erza po czym zwróciła się do różowłosego - jesteś pewien, że
dasz radę?
- Tak, idźcie i najlepiej dołączcie do reszty -
rzucił pośpiesznie - mam jakieś złe przeczucia.
Trick stanęła na drewnianej posadzce gildii. Czujnym
wzrokiem omiotła zebranych. Po twarzach poznała, że musieli to być
mistrzowie tutejszych gildii. Przekarmiony amor wtapiał się w
barek. Starsza kobieta o różowawych włosach miała minę jakby
stała w zbyt długiej kolejce. Drobny staruszek z czapką kucharza
stał za innym dziadkiem, który z kolei musiał być tutejszym
mistrzem. No i była jeszcze jedna osoba. Nie widziała jej ale
wyraźnie czuła jej obecność. Obecność kogoś kto oszukał
śmierć.
- A więc po co mnie ściągaliście do tego przemiłego
barku? - spytała kumulując w dłoni wiązkę bardzo jasnej energii.
Mirajane uśmiechała się sącząc przez słomkę
mleczny koktajl. Laxus chrupał solone orzeszki. Oboje byli zajęci
wpatrywaniem się w siebie. To było tak dziwnie proste. Kiedy
wreszcie się pocałowali było dla nich zagadkę czemu tak z tym
zwlekali.
- Wiesz, że uroczo wyglądasz w gotyckim stroju -
zagadał Laxus nachylając się tak bardzo, że otarli się nosami.
- A ty pamiętasz, że masz uczulenie na orzechy -
zaśmiała się wskazując a jego przekąskę.
- Cóż - blondyn wpakował do ust trochę fistaszków -
Zawsze lubiłem sprzeciwiać się regułom.
- Oj wiem - uśmiechnął się do niej - prawdziwy z
ciebie demon.
- Nie powinniście używać tego porównania skoro nie
wiecie co to jest prawdziwy demon - powiedziała młoda kobieta
podchodząc do nich.
Wyglądałaby na normalną dziewczynę, gdyby nie dwa
duże rogi sterczące z oby stronach jej głowy.
Czarna mgła zwracała uwagę coraz większej liczby
osób. Wendy i Sherry rozglądały się na boki próbując za pomocą
wzmocnionych zmysłów wyczuć skąd nadciągnie niebezpieczeństwo.
Na marne. Ich zmysły nadal coś blokowało. Happy chciał chwycić
Lisannę ale ta odsunęła go delikatnie od siebie.
- Weź Sherry, Carla poniesie Wendy, a ja może w formie
ptaka też kogoś udźwignę - Lisanna starała się zachować spokój
ale im więcej mówiła, tym jej głos stawał się słabszy.
Kaishi stał przed nimi ale wątpiła by dał radę
wszystkich ochronić. Tak wątpiła. Już kilka razy wrogowie
pokazywali na co ich stać. Erza i inni byli bardzo blisko Laki, gdy
ta umierała.
- Radzę jednak się wam schować - spośród czarnego
dymu dało się słyszeć głos - Nie chce niszczyć tego co nie
potrzebne - Z dymu uformowała się zakapturzona postać
przypominająca posturą bardzo wysokiego człowieka - To miejsce
jest dla mnie za głośne i chcę jak najszybciej je opuścić.
Gajeel z trudem wyważył drzwi do mieszkania Lucy.
Zadanie utrudniał mu silny, gorący wiatr dobiegający z wnętrza
pomieszczenia. Levy wydała z siebie zduszony pisk. W środku szalała
czerwona trąba powietrzna. Targała wszystko co znajdowało się w
pokoju. Zasłonił twarz ręką gdy lecący dywan prawie w nich
uderzył.
- Gdzie są Lu i Yukino? - spytała przerażona Levy
rozglądając się za gwiezdyni czarodziejkami.
To zdarzyło się w tempie błyskawicy. Coś białego
mignęło im przed oczami. Instynktownie rozłożył ramiona i chwilę
później wpadła w nie Yukino. Nawet nie miał czasu pomyśleć co
tu się właściwie dzieje. Musiał zrobić to czego nie cierpiał.
Działać jak Natsu. Impulsywnie. Nie zastanawiając się nad
kolejnym posunięciem. Wziął głęboki oddech i wskoczył w objęcia
wiatru. Spodziewał się, że zaraz będzie musiał robić wszystko
by się nie dać ponieść ale nie musiał. Jego stopy uderzyły o
stabilną podłogę. Złowrogi, czerwony wiatr znikł. Jednak jego
serce zaczęło mocniej bić, a on sam poczuł jak zalewa go fala
gniewu. Cokolwiek by to było to właśnie z niego zakpiło. Pokazało
swą siłę, a gdy on miał pokazać swą znikło. Nie mógł sobie
pozwolić na wybuch złości. Nie przy Levy. Niebieskowłosa osóbka,
sama przestraszana pochylała się nad nieprzytomną członkinią
szablozębnych. Rozejrzał się po zrujnowanym pokoju, który
wyglądał jakby przebiegło przez nie stado Natsu. Najgorsze jednak
było to, że zupełnie nie dostrzegał śladu Heartofilii.
- Ej, blondyneczko jeśli tutaj jesteś to daj nam jakiś
znak - zawołał - spokojnie, jeśli znów straciłaś ciuszki to
poczekamy, aż je znajdziesz.
Starał się żartować ale im dłużej czekał tym
bardziej dochodziło do niego, że Lucy tutaj nie ma.
Gray uformował w dłoniach miecz wiedząc, że ma przed
sobą wroga. Demon uśmiechał się do niego triumfalnie. Zdawał
sobie sprawę z różnicy poziomów.
- Nazywam się Kyouka - powiedziała spokojnie -
Ostatnio nie mieliśmy czasu porozmawiać.
- Niby o czym mieliśmy rozmawiać? - prychnął.
- O twoim Ojcu - odpowiedziała niewzruszona - Możliwe,
że niedługo nadejdzie czas byś przejął jego obowiązki.
Staruszek ostatnio niedomaga.
- Mój ojciec nie żyje od wielu lat - starał się
zachować spotkać.
- Tak myślisz? - zachichotała Kyouka - Deilora nie bez
podstawy wybrał waszą wioskę. Z początku miałeś dołączyć do
rodzinki ale nam zwiałeś więc musieliśmy popaść w uśpienie bez
ciebie.
- Jakoś ci nie wierzę - prychnął wciąż pamiętając
widok martwych rodziców.
- To może chcesz bym pokazała dowód? - spytała
Erza jeszcze raz spojrzała na Natsu, a gdy ten kiwnął
głową wiedziała już że sobie poradzi. Jellal stanął za nią.
Oboje byli gotowi do drogi.
- Będziemy musieli szybko przejść - oznajmiła - To
będzie jak uniknięcie pocisku z bardzo bliskiej odległości.
Jeszcze raz spojrzała na Natsu. Smoczy zabójca
wyszczerzył zęby w charakterystyczny dla siebie sposób i uniósł
kciuk w górę. Ame nie reagowała spokojnie czekając na rozwój
wypadków. Widocznie niezbyt ją interesowało powstrzymanie ich od
ucieczki z pułapki. Uniosła miecz szykując się do wycięcia im
drogi, gdy nagły ogromny ból przygniótł ją do ziemi nie
pozwalając na najmniejszy ruch.
….......................................
Pl. Koniec zabawy
No tak... wena jest, czasu brak. Dodatkowo powiedzmy
sobie szczerze. Choroby ustawiają się do mnie sznurkiem i jeszcze
sprawy typowo życiowe T.T Pocieszycie jakoś? Postaram się
najnowszy napisać jak najszybciej, a w nim jak można się domyślić
„walki i krew”.