Kwadrans później wszyscy
członkowie Fairy Tail byli już w głównym budynku gildii. Nikt nie
chciał odezwać się jako pierwszy. To było jedno z tych zakończeń
walki o których trudno powiedzieć, czy są sukcesem czy porażką.
Wróg porwał Lisannę i Lucy ale jakimś cudem wrócił do nas
Elfman. Muskularny mag jest wciąż nieprzytomny ale Wendy
ustabilizowała jego stan. Udało się nam też schwytać jednego z
demonów. Laxus nadal nie chce mówić o tym jak tego dokonał i cały
czas przesiaduje przy łóżku Mirajane. Mistrz starał się też
pojmać Trick ale ta osoba okazała się tak sprytna, że
przechytrzyła samą Mavis. No i jest jeszcze Ame. Nikt z nas nie wie
jak Natsu ją do tego przekonał ale zgodziła się trochę u nas
zostać. Wydaje się, że wychowanek Igneel'a jej zaufał. On sam nie
chce z nami rozmawiać. Cały czas musi być pod obserwacją bo co
chwila próbuje wymknąć się na poszukiwanie naszych porwanych
towarzyszek. Gray stał się cichszy. Jellal spędza cały czas w
towarzystwie Erzy. Meredy twierdzi, że po walce stał się jeszcze
bardziej wyczulony na punkcie jej bezpieczeństwa. Co chwila pyta ją
o samopoczucie co zaczyna już być nużące. Co do mieszkańców
miasta to dzięki Kaishi'emu nikt nie ucierpiał. No właśnie
Kaishi. Po tym co ostatnio powiedział jest jasne, że ma jakiś
związek z Ame i teraz czekamy, aż wyjaśni nam o co konkretnie
chodziło. Obiecał, że zrobi to następnego dnia, gdy już wszyscy
się wyśpimy i choć trochę odpoczniemy po tym wszystkim.
Levy odłożyło
pióro na bok i spojrzała na treść zapisanej notatki. Postanowiła
prowadzić kroniki tego co dotychczas doświadczyli na wypadek gdyby
im się nie udało wygrać i ktoś musiałby przejąc ich rolę.
Miała zamiar spisać już to co stało się w mieszkaniu Lucy, gdy
poczuła nad sobą czyiś oddech.
- Gajeel mówiłam
byś mi nie przeszkadzał - naburmuszyła się - Chcę skończyć
zanim zbierzemy się w barze.
-
Kiedy ja tylko tu stoję - zaśmiał się Redfox.
- No
właśnie - odpowiedziała znacznie głośniej niż zamierzała.
Kiedy smoczy
zabójca wydał z siebie charakterystyczne „Gihi” poczuła jak na
jej policzki wpływają czerwone plamy. Coś w nim sprawiało, że
nie mogła się odpowiednio skupić. Przepuszczała, że musi się to
wiązać z tym czego nie pamiętała. Kilka razy próbowała o to
zapytać czarnowłosego ale on za każdym razem stanowczo zaprzeczał
by między nimi do czegoś doszło. W sumie nieco żałowała. Gajeel
mimo nieco groźnego wyrazu twarzy wydawał jej się bardzo bliski.
Kiedy był obok, a było to przez większość część dnia czuła
ciepło w okolicach serca.
- Czyli mam usiąść?
- spytał przybierając zaczepny ton - Jak chcesz.
Po tych słowach
usiadł na krześle obok niej. Poczuła jak po plecach przebiega jej
dreszcz. Smoczy zabójca często się z niej nabijał, powtarzał
jaka to nie jest drobna i krucha ale praktycznie cały czas przy niej
był i ją chronił.
- Możesz mi coś
powiedzieć? - spytała odkładając pióro na bok - Chcę wiedzieć
co było przed wypadkiem. Odzyskać trochę wspomnień. Może
opowiesz mi jak się poznaliśmy?
Laxus czuwał przy
łóżku Mirajane. Wendy szybko ją poskładała i teraz potrzebowała
jedynie snu. Był zdołowany. Nawet fakt, że znokautował demona i
ten teraz pozostawał pod stałą obserwacją w jednej z cel nie
poprawiał mu humoru. Spojrzał na śpiącą barmankę. Wyglądała
tak niewinnie. To przez niego się tu znalazła. Gdyby udało mu się
wyrwać wcześniej nic takiego nie miałoby miejsca.
Kiedy zobaczył
jak Mirajane ląduje nieprzytomna na podłodze coś w niego wstąpiło.
Wyładowania elektryczne pokrywające jego ciało przybrały na
sile. Jedna z nich strzeliła wyjątkowo mocno strącając z sufitu
całą instalacje elektryczną. Ta uderzyła w demonice co w
połączeniu z wybuchem wystarczyło by ją znokautować, a mu wyrwać
się spod jej kontroli.
I tyle to nie była
żadna heroiczna walka. Czy oni naprawdę są spisani na traty w tej
wojnie? Wróg coraz bardziej zagania ich w ślepy zaułek. Jako jeden
z niewielu w tej gildii był realistą i wiedział, że taka jest
prawda. Na szczęście ostatnio odkrył coś co może im pomóc. Może
nie tyle co w całkowitym zwycięstwie jak zgładzeniu konkretnego
przeciwnika.
- To rodzeństwo
chyba ma strasznego pecha - powiedział Bicxslow podchodząc do
niego.
- To nie jest
śmieszne Bicx - warknął - i nie Nie musisz mnie zmieniać.
- W porządku ale
przyszyłem tu bardziej z uwagi na Ever - wskazał na ich koleżankę
z drużyny.
Brązowowłosa
zasnęła na krześle z głową opartą o łóżko Elfman'a.
Jej widelec
niezdarnie zaskrobał w talerz na którym niedawno znajdował się
kawałek ciasta truskawkowego. Zwykle jej ulubiony przysmak poprawiał
jej nastrój ale tym razem nie poczuła żadnej ulgi. Siedzący obok
niej Jellal też zdawał się być nieobecny. Niedawno powiedział
jej co zaszło, gdy straciła przytomność przez ból. I choć cały
czas przy tym powtarzał jak to nie ryzykował jej życiem to ona
widziała to zupełnie inaczej. Znów ją chronił. Robił to już
kiedy byli dziećmi i teraz też przy niej trwał.
- Jeśli coś ci
będzie przez ten płyn to ja... - zaczął.
- Nic mi nie
będziesz - przerwała - Porlyusica sprawdzała ten kilka razy i z
całą pewnością nie niesie za sobą dodatkowych konsekwencji -
zapewniła uśmiechając się do niego ciepło - Dlaczego wciąż
obwiniasz się o wszystko co się wokół ciebie dzieje.
Nie była wprawdzie
w nastoju ale chciała by wreszcie przestał się zadręczać. W
dodatku przybywanie przy nim w takiej ciszy było dość niezręczne.
I nie chodziło tylko o jej własne uczucia. Zupełnie nie wiedziała
o czym ma z nim rozmawiać. Kiedy byli dziećmi często rozprawiali o
tym co będą razem robić kiedy wreszcie uciekną z Wieży Niebios.
Po całym dniu przenoszenia gruzu z
jedno miejsce na drugie mogli wreszcie odpocząć. Właściwie była
to pora sjesty ich strażników ale to oznaczało dla nich chwilę
relaksu. Od kilku dni o tej porze sumiennie belka po belce budowali
łódź ale dziś nie mieli już sił.
- Może powiemy sobie co będziemy
robić potem - zaproponowała Millianna - Jak już się stąd
wydostaniemy.
Kilka głosów obok potwierdziło
ten pomysł.
- Co ty na to Erza? - spytał ją
Jellal.
- Ale ja nigdy się nad tym nie
zastanawiałam - odpowiedziała zmieszana. Jej wioska była
zniszczona i choć ten problem dotyczył praktycznie wszystkich ona
nigdy nie miała kogoś kogo może nazwać rodziną. Jej życie przed
porwaniem było skupione na codzienności w sierocińcu.
- To łatwe - zapewnił ją - po
prostu wyobraź nas sobie jako rodzinę, taką którą stworzymy gdy
wreszcie się stąd wydostaniemy.
- Rodzinę? - zdziwiła się nieco
się rumieniąc.
- No wiesz nie mam na myśli
konkretnie nas jako męża i żony - odparł pośpiesznie wyglądając
na bardzo zmieszanego i odsuwając się na kilka kroków w tył - ale
wiem jedno - tutaj spoważniał - Cokolwiek by się nie działo będę
przy tobie, więc nie musisz się obawiać, że znajdzie się jakaś
sytuacja w której zostaniesz całkiem sama. Zresztą wiesz co zawsze
powtarza dziadek Rob. To nie więzy krwi świadczą o byciu rodziną.
Wtedy umieli snuć
całymi dniami najbardziej zwariowane plany. Opowiadać co będą
robić na wolności. Zwykle przodowało w tym bycie magiem ale i nie
stronili od innych planów. Wally i Simon chcieli znaleźć
rodzeństwo z którym zostali rozdzieleni. Dziadek Rob zaznaczał
wtedy, że bardzo możliwe, że są w tym samym miejscu ale w innych
sektorach. Ograniczona komunikacja między więźniami sprzyjała
trzymaniu w ryzach kilkuset dzieci. Dlatego też dopiero od niedawna
wiedziała, że wśród nich byli też ich dawni przeciwnicy z
Oracion Seis. Shô chciał znaleźć dla siebie bezpieczne miejsce,
które mógłby nazwać domem. Jellal zapewniał, że gdziekolwiek by
nie byli on będzie przy niej. Ceniła to poczucie humoru i wiarę w
wolność jakie wtedy miał. A teraz? Teraz nie wiedziała o czym z
nim rozmawiać. Kiedy już wydawało jej się, że dostrzega w nim
przebłyski jego dawnego ja on znów się od niej odsuwał. Niby był
blisko, na wyciągnięcie ręki ale wydawało jej się, że dzieli
ich niewidzialna ściana. Bolało ją, że nie potrafił rozmawiać o
czymś innym niż pokonaniu wroga. Gdyby nie wsparcie innych osób
pewnie by znosiła to znacznie gorzej. Jednak przyjaciele byli jej
siłą. Zwłaszcza Kaishi. Młody mag bardzo skutecznie poprawiał
jej humor. Potrafił wywołać uśmiech na jej ustach nawet wtedy,
gdy miała głębokiego doła.
- Jak to nie możemy
jeszcze wyruszać - dobiegł ją krzyk Natsu.
Odwróciła się.
Smoczy zabójca prawie taranował mistrza, gdy ten przechodził przez
drzwi. Za nimi nieśmiało kroczyła Ame. Sama nie wiedziała co
sądzić o wodnej smoczej zabójczyni. Niby była pogodna i
entuzjastyczna ale nie mogła zapominać, że to właśnie ona
odpowiadała za zniknięcie Elfman'a. Kiedy jednak zapytała ją o to
czy to ona sprowadziła go też z powrotem zaprzeczyła. Myślała,
że ufa jej dlatego, że ufa jej też Kaishi.
- Rozumiem co
czujesz - odparł Makarov - ale potrzebujemy planu.
- Natsu ma racje -
wtrącił nagle Gray - sam powiedziałeś, że po festynie ruszamy z
odsieczą dla Elfa i Cany.
- Gildarts już się
tym zajmuje - odpowiedział pośpiesznie Mistrz.
- A co z Lucy i
Lisanną - dopytywał się Happy krążąc nad nimi - Ja będę
walczył z wszystkim demonami naraz jeśli to ma pomóc -
zadeklarował zaciskając łapki.
- Od razu zginiesz
- ukrócił jego zapędy starzec.
Happy zmarkotniał
i podleciał do niej.
- Erza, a co ty o
tym myślisz? - spytał patrząc na nią błagalnie.
- Naprawdę nie
wiem - odpowiedziała pozwalając mu się przytulić do piersi -
Rzucanie się na ślepo na wroga może być jednoznaczne z wyrokiem
śmierci ale też nie możemy nic nie robić.
- Na razie jesteśmy
w pozycji defensywnej - zauważył Jellal.
Dla
niebieskowłosego maga taka sytuacja była oczywista. W ciągu
siedmiu lat cały czas musiał się kryć narażony na poszukujących
go członków rady lub chcących zemsty niedobitków mrocznych
gildii. Natychmiast jednak pożałował swych słów, gdy Erza
zwróciła ku niemu swe brązowe oczy. Choć nie powiedział nic
złego poczuł się podle. Naprawdę chciał ją wspierać.
- Ale Mira mnie
zabije jak dowie się, że nie upilnowałem Lisanny - Natsu próbował
zmienić taktykę - Zresztą sama rzuci się do walki jak tylko dowie
się co się stało.
- Wiem - krzyknął
nagle mistrz głośniej niż kiedykolwiek - Wiem - dodał ciszej - Ja
po prostu nie chce was stracić. Wy wszyscy jesteście moją rodziną
- po twarzy starca pociekły łzy.
Jellal obserwował
Erzę, gdy wstała i uklękła przed mistrzem.
- Pamiętam, że
zawsze kiedy działo się coś złego powtarzałeś nam co to znaczą
więzy rodzinne jakie dzielą członków Fairy Tail - zaczęła -
poważałeś, że nawet jeśli nie dzielimy się swoimi problemami
możemy znaleźć wsparcie wśród swoich przyjaciół. Pamiętam jak
namawiałeś mnie na przeszczepienie nowej gałki ocznej i choć
zajęło ci dwa lata to w końcu się zgodziłam. Pamiętam z jak
ojcowską troską zajmowałeś się nami wszystkimi, gdy
dorastaliśmy. Nie znam innej tak cierpliwej i dobrej osoby.
- Do czego
zmierzasz Erzo - starzec nieco się zmieszał - Robiłem to co
słuszne nic poza tym.
- Po prostu rób to
także teraz - uśmiechnęła się delikatnie.
- Masz racje -
wyszeptał - przepraszam byłem głupcem. Teraz udam się do gabinetu
ale za dwie godziny chce widzieć was wszystkich tutaj - po tych
słowach zaczął się powoli oddalać.
- Świetnie mamy
czekać kolejne dwie godziny - naburmuszył się Natsu - Przez ten
czas nie wiadomo co się dzieje z Lis i Lucy.
Uchylił się jakby
w obawie by przypadkiem nie dostać po głowie od Erzy ale ta
patrzyła na niego ze współczuciem. Doskonale go rozumiała.
Wiedziała jak to jest obawiać się o bezpieczeństwo bliskich sobie
osób podczas gdy nie masz pewności, czy ich życie nagle nie
zgaśnie. Obwiniać się o to co się stało choć samemu nic w tym
wypadku i tak nie można było zrobić. W chwilę potem i on był
przez nią przytulany. To była jej łagodna strona natury. Ta, którą
zwykle chowała pod grubą ścianą zbroi.
- Wiem -
powiedziała - ale jeśli pójdziemy tam bez planu stanie się tak
jak ostrzegał mistrz. Zginiemy zanim zdołamy ocalić naszych
towarzyszy.
- Ale, że mamy
tutaj bezczynnie czekać? - wtrącił Gray - Sama to wiesz. Jesteś w
tej kwestii taka sama jak Natsu i ja.
- Mogę coś
wtrącić? - odezwała się Ame przypominając o swej obecności - Do
wczoraj raczej nie spuszczaliście ze mnie oczu, a teraz tak po
prostu mnie ignorujecie.
- Przecież wiemy,
że tu jesteś. Stoisz za mną - odparł Natsu - Zresztą gdybyś
chciała walczyć to raczej byś już walczyła.
- No w sumie tak -
zgodziła się - ale chyba jest coś jeszcze co mogę zrobić.
- A co to takiego -
Jellal nie mógł już dłużej obserwować z boku - Postawić nas
pod ścianą jednym z waszych żądań.
- Nie - zaprzeczyła
wesoło - ale zdaje mi się, że to ty najbardziej chciałeś
dowiedzieć się co mnie łączy z Kaishi'm.
Stać się
silniejszą. To było coś o czym od dawna pragnęła ale dopiero
ostatnio zaczęło ją to szczególnie dręczyć. Zawsze na misjach
stała nieco z tyłu ale dzięki swoim duchom zawsze miała do kogo
się uśmiechnąć. Teraz była pozbawiona nawet tego. Musiała zadać
się na siebie czekając na pomoc Natsu. Spojrzała nieufnie na
rozmówce.
- Dlaczego chcesz
mi pomóc? - spytała.
Nieznajomy zsunął
z głowy kaptur. Był to około czterdziestoletni mężczyzna ze
smukłą twarzą i długimi czarnymi włosami upiętymi w kucyk.
- Po prostu wiem co
czujesz - odpowiedział.
- Jak to wiesz? -
zdziwiła się.
Wiedziała, że
takie rozmowy z wrogiem są co najmniej nierozsądne ale serce mówiło
jej że musi dowiedzieć się co ten chce jej przekazać.
- Widzisz - odparł
- ja też kiedyś byłem gwiezdnym magiem.
Jellal obserwował
Ame usiadła wygodniej na krześle zupełnie nie speszona tym, że
wpatruje się w nią teraz większa część gildii. Przeciwnie.
Uśmiechała się radośnie jakby ta sytuacja była dla niej całkiem
normalna.
- To od czego mamy
zacząć? - spytał beztrosko Kaishi.
- Może od początku
- zasugerowała Erza.
- Nie powinniśmy
zastosować jakichś środków ostrożności - wtrącił Jellal ale
został prawie zignorowany.
- Nie sądzę by
było to konieczne - odparła szkarłatnowłosa - Kaishi jest jednym
z nas, a skoro Ame to jego przyjaciółka to i jej należy dać
szansę.
Poczuł jak
niewidzialna obręcz zaciska się wokół jego gardła. Ona nadal nic
nie wiedziała. Pozostawała bez świadomości tego, że bliska jej
osoba może ją w każdej chwili zranić. Nie wyczuwała zagrożenia
wokół siebie, a on nie mógł nic zrobić by temu zapobiec. Ryzyko
jakiegokolwiek ruchu było zbyt wielkie. Patrząc na ukochaną
kobietę czuł jak krwawi mu serce. Kaishi powiedział mu, że
wcześniej czy później ją porwą a on nadal pozostawał bezradny.
Coraz trudniej było mu ukrywać te wszystkie emocje. Wiedział, że
nie może dłużej zwalać tego na zdenerwowanie tym co się wokół
niego dzieje. Nie chcąc robić jej powodów do dodatkowych zmartwień
tylko pokiwał głową ale jednocześnie przysunął się
instynktownie bliżej niej.
- No dobrze -
zgodził się Kaishi - Ercia na pewno pamięta jak się spotkaliśmy
wtedy na misji. Przez ten czysty przypadek dołączyłem do Fairy
Tail choć w pierwszym planie to miała być Ame.
- Jak to? - zdziwił
się Natsu na chwilę odrywając wzrok od drzwi gabinetu mistrza - To
znaczy, że Ame też chce do nas dołączyć - widocznie mało co
zwracał uwagę na rozmowę i jedyne co zdołał wyłapać to ta
rzecz dotycząca smoczej zabójczyni.
- Bo już od dawna
planowaliśmy dołączenie do was. Może dobrze się stało bo Ame ma
pewne kłopoty z osobowością - Kaishi wzruszył ramionami.
- Masz na myśli
to, że czasem zachowuje się jak wróg, a innym razem nam pomaga -
upewniła się Erza.
- Tak. Niestety to
ona szpiegowała wroga no i dochodzi do tego efekt uboczny ciągłego
kontaktu ze swym smokiem - westchnął choć nie tracił swego
uśmiechu - Mizuyama ostatnio stale jej coś zleca. Nie zapomnijmy
też, że czasem musi udowadniać swą lojalność wobec naszego
oprawcy. Dlatego chcąc, czy nie musiała zgodzić się między
innymi na tą całą sprawę z Elfmanem.
- Ja ją rozumiem -
odezwał się Natsu - sam bym chciał pomóc swemu staruszkowi,
gdybym wiedział gdzie jest - po jego wypowiedzi można było
wnioskować, że wypowiedzi dotyczącej smoka Ame resztę puścił
mimo uszu. Zresztą gdyby nawet jej nie zignorował pewnie i tak nie
przykładałby do tego większej wagi. Elf był znów z nimi więc o
niego nie musieli się już martwić. A gdyby miał moc podobną do
Ame szybciej by rozprawił się z wrogiem.
- Mizuyama czasem
wspomina o innych smokach, więc z pewnością kiedyś go znajdziesz
jeśli zaczniesz wreszcie porządnie ruszać głową - zaśmiała się
wodna zabójczyni.
- Czyli co mam
robić - ożywił się Natsu - Może jak go teraz znajdę to w mig
uratuję Lu i Lis. Twoje moce są zarąbiste i też takie chcę.
- Dobra ale co to
wszystko ma wspólnego z dołączeniem do nas - wtrącił Gray w
obawie, że Salamander zaraz się zupełnie rozkręci - Nie mamy nic
przeciwko nowym członkom ale z twojej wypowiedzi wnioskuje, że
mieliście w tym jakiś cel.
- Bo widzicie -
Kaishi ściszył nieco głos i przybrał poważniejszy ton
rozglądając się dziwnie na boki - Dowiedzieliśmy się, że od
dłuższego czasu jesteście inwigilowani.
Jellal zauważył
jak twarz Erzy pobladła. Odruchowo złapał ją za rękę i
delikatnie uścisną chcąc jej dać znak, że jest blisko. Czuł jak
mimowolnie drży choć stara się to ukryć. Wiedział jak cenni dla
niej są jej towarzysze z gildii i że za każdego z nich jest gotowa
wskoczyć w przysłowiowy ogień.
- Kto to taki? -
wyszeptała.
- Tego nie wiemy -
odpowiedziała Ame - ale kiedy była w jednej z baz usłyszałam, że
wśród was jest dwoje ich agentów.
Erza poderwała się
z miejsca i ku zaskoczeniu zebranych wybiegła z budynku gildii.
Jellal nie zwlekając ruszył za nią ale choć wyszedł za nią
kilka sekund później nigdzie nie mógł jej dostrzec.
- W tej zbroi lotu
jest naprawdę szybka ale chyba wiem gdzie mogła pobiec - usłyszał
z sobą głos Gray'a.
Ktoś brutalnie
rzucił ją o kamienną posadzkę. Nie czuła już tego przeraźliwego
chłodu ale jej ciało nadal było odrętwiałe z zimna. Teraz jakaś
czarna istota przyciągnęła ją do innego pomieszczenia, które
mimo rozmytego wzroku można było uznać za jakąś wersje sali
tronowej. Oprócz tego kto ją tu sprowadził były tu jeszcze trzy
osoby. Czarnowłosy mężczyzna siedział na czerwonym fotelu
trzymając jakąś księgę. Po obu jego stronach stały inne demony.
Kobieta, której głowa układała się w coś przypominającego
biały hełm z czarnym klejnotem pośrodku i dwoma rogami na bokach.
Jedynie jej usta i oczy były widoczne. Spod długich rękawów
wystawały ostre, grube szpony. Oraz ktoś kogo zdążyła już
poznać. Skieleton. Jej serce mocniej zabiło. Przecież była pewna,
że Erza go pokonała, a Natsu spalił jego szczątki do samego
popiołu.
- Zdziwiona co -
zaśmiał się ów demon - My w przeciwieństwie do was ludzkie
pchełki nie jesteśmy podatni na coś tak trywialnego jak śmierć.
Dlatego też nie jesteście w stanie nas pokonać.
- Nie strasz naszej
panienki - skarcił go siedzący na tronie mężczyzna - Nasza sala
powitalna na pewno wystarczyła by nie zaczęła sprawiać nam
problemów.
Lisanna drżała.
Nie miała żadnych szans jeśli idzie o walkę. Nawet nie miała sił
próbować. Była naga, dłonie krępowały jej antymagiczne kajdany,
a i bez tego była wykończona długim przesiadywaniem w chłodni. Po
raz pierwszy w życiu zaczęła się zastanawiać, czy to koniec. Czy
rzeczywiście dane jej będzie teraz w torturach pożegnać się z
tym światem.
- Lisanna Strauss
jak mniemam - powiedział mężczyzna spoglądając na nią sponad
książki.
- Odpowiadaj jak
się ciebie pytają robaku - ciemna postać za nią uderzyła ją w
plecy batem tam mocno, że aż krzyknęła.
Była tak
wystraszona, że tylko pokiwała pośpiesznie głową.
- Spokojnie, nie ma
powodu do brutalności - odpowiedział mężczyzna - Ja nazywam się
Merd Geer Tartarus. Nieoficjalny przywódca podziemnego świata.
Starzec w asyście
swoich przyjaciół, mistrzów innych okolicznych gildii, wpatrywał
się w budzącą się demonicę. Dołożyli wszelkich starań by ją
pozbawić wszelkich możliwości ucieczki i ataku jednak ich wiedza
na temat samej natury klątw była znikoma. Wiedzieli, że ryzykują
ale była to niepowtarzalna szansa uzyskania informacji od samego
tworu Zerefa.
- Naprawdę
sądzisz, że coś nam powie - odezwał się Goldmine.
- Musimy próbować
- odparł Makarov.
- Oho, chyba się
budzi - zawołał podekscytowany Bob przykładając obie dłonie do
twarzy.
Obserwowali jak
mroczna postać przypominając kobietę podnosi się powoli do
pozycji siedzącej.
- Dzień doby -
przywitała się uprzejmie - Nazywam się Sayla. Rozumiem, że
niejaki Laxus mnie obezwładnił. Cóż to może jednak prawda co
piszą w ludzkich książkach. Miłość potrafi dodać tak dużo
siły by stało się niemożliwe.
Miała spokojny,
opanowany, a zarazem uprzejmy głos. Jednak jej spojrzenie
pozostawało zimne i pozbawione jakichkolwiek uczuć.
- Powiedz nam -
zaczął jeszcze raz Makarov - To czym obłożyłaś mojego wnuka...
To nie było zwykłe zaklęcie kontroli umysłu.
- Oczywiście, że
nie - odparła jakby urażona - Takie zabawki pozostawiam wam. Moją
klątwą jest Marco. To pozwala zobaczyć pełnie cierpień
kontrolowanego. Można z nim rozmawiać, zobaczyć na jego twarzy
prawdziwą rozpacz podczas gdy jego ciało krzywdzi kogoś na kim mu
zależy.
- Ma jakieś
ograniczenia - spytał starzec nie bardzo wierząc, że uzyska
odpowiedź.
- Pewnie jakieś ma
- Sayla wolno podeszła do krat - ale ludzka rasa i tak do nich nie
dotrze. Na pocieszenie powiem ci, że klątwa nie obejmuje mowy. Nie
mogę na przykład zmusić cię dziadziusiu byś powiedział prawdę
swemu wnukowi - powiedziała kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Twarz Makarova w
jednej chwili pozbawiła się dopływu krwi. Wiedział, że teraz
wszyscy wpatrują się pytająco w niego ale musiał zachować
spokój. Nie wiedział, że ktoś może znać największe sekrety ich
rodziny.
Jak się poznaliśmy?
Na to pytanie nie był gotowy. Walczyć z super koksami, ok.
Towarzyszyć jak podczas spisywania kronik, nie ma sprawy. Mimo jej
protestów odprowadzać ją pod same łóżko w damskiej sypialni,
zrobi się. Był nawet gotowy bawić się w Jellal'a i nie odstępować
małej na krok co przedtem uważał za absurd ale nie na to konkretne
pytanie. Bo co miał powiedzieć? Zaatakowałem cię z zaskoczenia,
brutalnie pobiłem i
przykułem do drzewa, a na koniec wypaliłem na twoim brzuchu symbol
mojej ówczesnej gildii? Tak o ile cieszył się, że wszystkie te
urazy zostały zaleczone, a sama Levy mu przebaczyła, tak samo nie
chciał do tego wracać. Mógł wyśmiewać się z emowatości
Jellala ale miał z nim jedną wspólną cechę. Dla obojga z nich
fakt, że skrzywdzili ważne sobie osoby był najgorszym wspomnieniem
ze wszystkich. To, że może coś do niej czuć dotarło do niego już
gdy oświadczyła, że mu wybacza. Jako jedyna z gildii od początku,
mimo swych obaw starała się go traktować normalnie. Jednak mogła
być to wówczas jedynie wdzięczność. Potem była ta wycieczka do
Edolas. Wtedy też mało co go interesowało pojęcie miłości ale
jak się nad tym zastanawiał to właśnie ją z wszystkich
skrystalizowanych chciał ocalić najbardziej. Odetchnął z ulgą,
gdy wrócili i znów mógł ją podrażnić. Następnie nastał
egzamin na tej nieszczęsnej wyspie. Tak, zgłosił się na jej
partnera tylko dlatego, że nie mógł odpuścić tak znakomitej
szansy na rewanż z irytującym ogniomiotem ale gdy wkurzona na niego
odbiegła walka przestała się dla niego liczyć. Znalazł ją ale
wystarczyła minuta spóźnienia by stracił ją na zawsze i to przez
swój ostry język. Z perspektywy czasu musiał przyznać, że to on
wówczas chciał ją czymś u siebie zainteresować. Pokazać, że
nie jest wcale taki straszny ale gdy już było po wszystkim. No może
poza tym czarnym, smoczym przybłędą to zrozumiał, że jest dla
niego bliska. Bliższa, niż ktokolwiek dotąd. By poradzić sobie z
myślami odmówił jej pomocy przy treningu, co potem sobie
wypominał, gdy na trzy ziemskie miesiące utknęła w świecie
gwiezdnych duchów. Gdyby wiedział, że tak się stanie kazałby jej
cały czas siedzieć przy jego boku. Może i przesadzał ale po tym
wszystkim astralni koleżkowie blondynki bardzo mu podpadli. Kto
normalny zaprasza do siebie w gości nie mówiąc przy okazji, że u
niego czas płynie zupełnie inaczej. A co jeśli nie były to te
trzy miesiące, a jakieś pięć lat? Możliwe, że kierując się
przykładem Jellala stałby się kolejnym emo jęczącym jak to jego
życie jest bezsensu. Bo to właśnie ta niepozorna, niebieskowłosa
osóbka nadała jego życiu nowe znaczenie.
- Może później -
gorączkowo się rozejrzał - Chyba powinniśmy teraz zejść do
reszty. Kto wie, czy wcześniej nie padną jakieś informacje.
Po tych słowach
nie czekając na jej odpowiedź pociągnął ją za sobą do wyjścia
z części archiwalnej budynku.
Stół przewrócił
się o ziemię z głośnym stukotem rozlewając wszędzie wdzięczność
stojącym na nim szklanek. Natsu rozglądał się na boki w nieco
szalony sposób.
- Kto to - krzyknął na całe gardło - Kto z was chce
dopuścić się czegoś takiego.
- Opanuj się - mruknął do niego Alzack - Chyba nie
sądzisz, że taka osoba od tak się przyzna - po tych słowach
zwrócił się do Kaishi'ego - To pewne?
- Niestety tak - potwierdziła Ame.
- Ale dlaczego nie powiedzieliście nam tego od razu -
awanturował się - To bardzo ważne bo teraz nie wiem kogo zlać.
- Zastanów się jak by to brzmiało - zaśmiał się
Kaishi - „Cześć jestem Kaishi i choć mnie nie znacie muszę wam
powiedzieć, że wśród was są dwa szczury”.Musiałem się
zbliżyć przynajmniej do jedno z was by moje słowa nie zabrzmiały
od razu jak pierwsze lepsze kłamstwo wymyślone tylko po to by was
poróżnić.
Po tych słowach nikt już się nie dziwił jego
zachowaniu. Nikt prócz Natsu, który po raz kolejny nazbyt dosłownie
wziął do siebie czyjeś słowa.
- Szczury? - spytał - To tylko większe myszy -
wyszczerzył zęby - Happy sam sobie z nimi poradzi. - Nie Natsu -
poprawiła go Meredy - to znaczy, że ktoś wśród nas podszywa się
tylko pod naszego przyjaciela, a tak naprawdę jest wrogiem.
Wyszli z cukierni coraz bardziej zaniepokojeni. Gray'owi
kończyły się pomysły gdzie może znaleźć przyjaciółkę.
- Nie ma jej tu, nad rzeką ani w damskim akademiku -
wyliczał na głos - Naprawdę nie wiem gdzie powinniśmy się teraz
udać.
- Musi być jeszcze coś czego nie sprawdziliśmy -
dociekał Jellal - Jakie miejsca jeszcze lubi?
- Te bardziej oczywiste już mamy za sobą - odparł mag
lodu - Chyba naprawdę nie chce byśmy ją znaleźli. Może wrócimy
go gildii i tam po prostu na nią zaczekamy - zaproponował - Erza
jest silna i poradzi sobie w razie zagrożenia choć wątpię by
prędko się znów powtórzyło.
- Idź sam ja jeszcze jej poszukam - odparł Jellal.
Nie miał zamiaru odpuszczać. Wiedział, że musi ją
odnaleźć bez względu na wszystko i nie chodziło tu jedynie o
wspieranie jej w tej trudnej chwili. Jeśli teraz tego nie zrobi
potem, gdy coś jej się naprawdę stanie nie będzie mógł nic
poradzić. Już i tak do tej pory był wystarczająco bezsilny w
obliczu ataków wroga.
Nawet nie zorientowała się kiedy tutaj dotarła.
Zmieniła zbroję lotu na codzienną i opadła na plecy starając się
uspokoić. Nad jej głową leniwie przepływały chmury. Wiedziała,
że niektórzy będą jej szukać dlatego musiała wybrać inne
miejsce. Odruchowo zdecydowała się na dach katedry. Było tu
spokojnie, a ona potrzebowała spokoju by pozbierać myśli. Ktoś
wśród nich był zdrajcą. Ta myśl była nie do zniesienia. Ufała
każdemu w gildii. Każdy był dla niej ważny niezależnie od czasu
jaki z nimi spędzała. Gdyby powiedział jej to ktoś inny pewnie by
go zabiła za takie słowa ale Kaishi nie mógł kłamać. Podszedł
do tej sprawy zbyt logicznie by to był blef. Zastanawiała się co
powinna teraz zrobić. Kimkolwiek były te osoby z pewnością dobrze
się kryły. Od razu odrzuciła przeszukanie umysłów poszczególnych
członków gildii. Nawet nie ze względu na kłopotliwość tej
metody, gdyż wróżek było wiele. Głównym powodem był fakt, że
ktokolwiek to był pewnie już na wstępie uodpornił się na
najprostsze techniki przeszukania umysłu. To było nie do
zniesienia. Myśleć o roześmianych twarzach towarzyszy, gdy każdy
z nich mógł okazać się szpiegiem. Przypomniała sobie szok i
niedowierzanie jakie poczuła, gdy okazało się, że Mest spiskował
z radą przekazując im wszystkie uzyskane o nich informacje. Z tym,
że w jego przypadku od razu było sporo dziur. Nikt nie wiedział
kiedy przybył do Fairy Tail ani co konkretnie robił na misjach.
Nikt zresztą się nad tym nie zastanawiał do dnia owego felernego
egzaminu na klasę S. Ukryciu wroga mogło więc pomagać coś
podobnego jak magia zmiany wspomnień. Sama w sobie ta magia wydawała
się niegroźna. Faktycznie nie miała większych możliwości
ofensywnych ale dobre użyta ma potencjał do wprowadzenia chaosu.
Bez walk, bez przemocy taka osoba po prostu może dostać co chce.
Jedyne co musi zrobić to uregulować wspomnienia określonej grupie
osób. Można by nawet rzec, że nie powinna ufać własnym
wspomnieniom.
- Za dużo myślisz - zganiła siebie na głos - To nie
koniecznie musi być ten rodzaj magii.
Równie dobrze ci, którzy chcą im zaszkodzić mogą
równie dobrze siedzieć cicho i czekać na odpowiedni moment lub po
prostu robić to co robią na misjach. W jakąkolwiek stronę by nie
spojrzeć nic się nie rozjaśniało. Chyba najbardziej bała się
momentu, gdy wyda się kim jest ta osoba. Jak teraz będzie mogła
spojrzeć w oczy swych towarzyszy. Taką niepewność czuli pewnie
teraz wszyscy ale ona czuła się odpowiedzialna za ich
bezpieczeństwo. Nazywali ją Tytanią, Królową wróżek i
opiekunką, choć nigdy się o to nie prosiła. Tytuły choć
chwalebne niosły za sobą nie małe zobowiązania względem innych.
- Dlaczego się tu ukrywasz? - dobiegł ją czyjś głos.
Odruchowo poderwała się do pozycji obronnej
przywołując w dłonie jeden ze swoich mieczy ale nikogo wokół
niej nie było. Nim zdążyła przeanalizować tę sytuacje poczuła
mocne uderzenie w plecy, a potem ktoś się zaśmiał.
Lucy nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Nie
dlatego, że chodziło o tę samą magię którą ona władała.
Nauka jej należała do jednej z łatwiejszych. Chodziło o to, że
zupełnie nie spodziewała się takiej magii po tej osobie.
- Jak to byłeś? - spytała ostrożnie.
Nie mogła się powstrzymać od zadania tego pytania.
Rozsądek wręcz krzyczał na nią, że przecież znajduje się sama
w nieznanym miejscu i to twarzą twarz z wrogiem ale serce, które
kochało gwiezdne byty miało większą moc. Możliwe też, że
podświadomie zaczęła chwytać się każdej okazji by znów
połączyć się ze swoimi astralnymi przyjaciółmi.
- Tak byłem - odparł spokojnie mężczyzna - Niestety
przytrafiło mi się to samo co tobie i gwiazdy, które miałem pod
opieką przestały nimi być, a ja straciłem możliwość zawierania
jakichkolwiek kontraktów.
- To samo co mi? - powtórzyła pytająco Lucy.
W jej głowie roiło się od pytań, a to co powiedział
napawało ją jeszcze większym przerażeniem niż sam fakt
wylądowania w tym miejscu. Zerwanie kontaktów i brak możliwości
zawarcia nowych było czymś najgorszym patrząc z perspektywy magii
gwiezdnych duchów. Ona sama wstrzymywała się z ich przyzywaniem
tylko dlatego, że Wodnik stanowczo jej tego odradziła. Usłuchała
i nie robiła tego, aż do teraz. Aż do momentu, gdy użyła klucza
Loki'ego. Kiedy miała go wezwać rozbłysło czarne światło i
wylądowała tutaj.
- Oczywiście wszystko to ci wyjaśnię - jej rozmówca
miał zaskakująco miły ton jak na kogoś, kogo umysł kazał uznać
jej za wroga - Wpierw jednak może coś zjedz bo potrzebujesz sił.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć na jej kolanach
wylądowała taca miską pachnącego spaghetti i kubkiem kakao.
Lisanna starała się za wszelką cenę nie zemdleć ze
strachu. Nawet nie myślała o tym, że pozostaje naga w obecności
tych poczwar. To nie miało żadnego znaczenia. Czuła, że jeśli
wracałaby na to uwagę tylko by ucieszyła swoich oprawców. Zdawała
sobie sprawę, że jest tylko pyłkiem w uścisku tytanów. Jej życie
zależało tylko od ich kaprysu. Sama się zastanawiała czemu nadal
żyje. Przecież równie dobrze mogliby ją załatwić, gdy pojawiała
się przed nią owa ściana.
- Zostawcie nas samych - usłyszała głos Merda.
Inne demony nawet nie zaprotestowały tylko posłusznie
opuściły pomieszczenie.
- Jeśli moje informacje są prawidłowe domeną waszej
rodziny jest przejęcie dusz - zaczął spokojnym, acz lodowatym
tonem.
- Tak - uznała, że lepiej będzie dla niej jeśli
odpowie - ale nie rozumiem dlaczego was to tak obchodzi. To nie jest
jakaś wyjątkowa magia.
- Nie jest - potwierdził niedbale - ale w wykonaniu
twoim i twojej siostry może być kłopotliwa.
- Nic nie rozumiem - wyszeptała.
- Nie zdawało ci się czasem, że za łatwo
nauczyłyście się magii przejęcia? - spytał przeszywając się
wzrokiem.
- Ale Elf też ją zna, pan Macao również - jej głos
drżał
Zupełnie nie miała pojęcia o co może chodzić. Ona
zawsze traktowała swoją magię jako zabawę. Coś co może umilić
czas innym. Nawet na misjach starała się unikać walk, nie dlatego,
że się bała w nie mieszać, a z czystej niechęci do skrzywdzenia
kogokolwiek. Dotychczas uważała, że w każdym jest jakieś dobro
ale teraz patrząc na demona widziała tylko zło. Czyste zło
sączące się z jego oczu.
- Bowiem wy dwie urodziłyście się z tą magią.
Mniemam, że słyszałaś już o magii wrodzonej - odparł -
Początkowo mieliśmy sprowadzić tu też twoją siostrzyczkę ale
pojawiły się pewne komplikacje. No cóż ta niewygoda ma też dobre
strony ale do rzeczy. Pewnie zastanawia cię fakt czemu to w ogóle
jesteś. Kiedy nie odpowiadała uśmiechnął się cynicznie i
kontynuował:
- Pomyśleliśmy, że jeśli robimy z ciebie jedno z nas
nasz plan będzie mógł szybciej przejść do punktu kulminacyjnego.
Makarov wiedział, że zaraz zaczną go wypytywać o to
co powiedział demon. On sam był świadom wad skrywanej od lat
tajemnicy ale robił to tylko z troski o swą gildię. Był
odpowiedzialny za wszystkich w niej się znajdujących, a ta wiedza
była jedną z tych niebezpiecznych.
- Nie teraz - powiedział krótko, gdy Bob otwierał już
usta - zajmijmy się bieżącym problemem, a potem rozwiążemy
kolejny.
- A kto tu mówi, że to w co mógł wpakować się
Laxus jest problemem - odparł Goldmine - Chłopakowi należy się
tak, czy inaczej pochwała. To dzięki niej mamy tą demoniczną
panienkę tu gdzie powinna być.
- Tylko co z nią zrobimy? - zastanawiał się na głos
Bob - Nie ukrywam, że nie jest w moim typie. Ja zdecydowanie wolę
młodych chłopców.
- Może twoje zboczone fantazje zachowasz dla siebie -
warknęła Ooba - Chyba, że chcesz się kręcić resztę dnia.
- Może ja tym się zajmę - odezwała się Mavis -
Kiedyś miałam okazje zapoznać się osobiście z magią Zerefa.
Laxus usłyszał za placami kaszel. Odwrócił się i
zobaczył, że Elfman zaczął się wybudzać. Szybko poszukał
wzrokiem Porlyusicy ale jak na złość jej tu nie było. Chcąc nie
chcąc podszedł do mięśniaka. Zauważył, że ten uchylił
powieki.
- No witamy - powiedział unosząc warki w swym zwykłym,
złośliwym uśmieszku - Ile razy Mira ma ci powtarzać, żebyś nie
wyruszał sam na zbyt niebezpieczne misje.
- Bardzo śmieszne - wydobyło się z ust białowłosego
maga ale w jego głosie można było usłyszeć ulgę - Co z Caną -
wyszeptał wpatrując się w niego wyczekująco.
- Niestety nie wiemy - odparł już poważniej Laxus -
ale jedno jest pewne. Mira bardzo się ucieszy gdy wreszcie cię
zobaczy - dodał by poprawić mu nastrój.
- A gdzie ona jest - spytał mag pobudzony perspektywą
ujrzenia własnej siostry.
- Tutaj - odsunął parawan odsłaniając sąsiadujące
łóżko - Jest nieco poobijana po ostatniej ale jedyne co jej teraz
trzeba to solidy odpoczynek - powiedział starając się zamaskować
w głosie poczucie winy - ale radzę ci jeszcze nie wstawać jeśli
nie chcesz by Porlyusica mnie zabiła, a cię unieruchomiła pasami
bezpieczeństwa.
- Wiem po prostu tak się o nie martwiłem - wyszeptał
mag przejęcia - To ja powinienem być dla nich wsparciem a nie
odwrotnie. To ja powinienem je bronić. Jestem mężczyzną, a...
- A teraz ja się tobą zajmę - rozległ się głos ich
zielarki - Skoro wstałeś muszę jak najszybciej zrobić potrzebne
badania. Laxus wynocha.
Smoczy zabójca piorunów nie zamierzał protestować.
Ostrożnie wyszedł z pomieszczenia rzucając jeszcze raz szybkie
spojrzenie na Mirę. Wiedział, że z barmanką wszystko dobrze ale
martwił się o jej stan psychiczny. Ciągle musiała się martwić o
swe rodzeństwo. I choć powrót brata z pewnością ją pocieszy to
trudno ocenić jak zareaguje na tą całą sprawę z Lisanną.
Jellal biegał uliczkami od dłuższego czasu ale
nigdzie nie było widać śladu Erzy. Zrezygnowany miał wrócić już
do gildii w nadziei, że ona już tam jest. Wszak minęły już prawi
dwie godziny. Przechodząc obok katedry postanowił jednak rzucić
okiem na miasto z najwyżej położonego w nim punktu. Wtedy ją
znalazł. Leżała nieprzytomna ale wokół nie zobaczył
najmniejszych śladów walki. Nie zwlekając podbiegł do niej.
Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że to tylko omdlenie. Jej
puls i oddech były w porządku co oznaczało, że w każdej chwili
może się obudzić. Starając się na razie nie myśleć o powodach
wypadku podniósł ją ostrożnie z zamiarem jak najszybszego
dostarczenia jej pod opiekę Wendy i wtedy dostrzegł małą
karteczkę leżącą nieopodal. Były tam tylko dwa słowa wypisane
purpurowym atramentem. Pośpiesz się. Dwa słowa, który
wystarczyły by przeszedł go zimny dreszcz. Nie miał wątpliwości
co do autora tej notatki. Sam kolor pisma jednoznacznie kojarzył mu
się z Kaishim. Delikatne ponaglenie było skierowane niewątpliwie
do niego. Choć serce mu się ściskało wiedział, że będzie
musiał zacząć robić to co chce jeśli nie chce stracić
szkarłatnowłosej.
W gildii było dość cicho gdy Gajeel wmaszerował do
środka z naburmuszoną Levy pod pachą. Już jakiś czas temu
przestała się wyrywać bo to i tak nie odnosiło wyczekiwanego
rezultatu. Co dziwne aż tak jej to nie przeszkadzało. Może i było
irytujące ale jednocześnie czuła w tym coś znajomego.
- No i jak mają się sprawy - spytał wprost Redfox
dosłownie sadzając Levy na krześle obok siebie - To co Ame.
Zostajesz już z nami, nie? - rzucił w stronę smoczej zabójczyni
wody.
- No nie wiem - smocza zabójczyni wyrwała się z
zamyślenia - Niby mogłabym ale wtedy byłabym już spalona przed
zabójcami Blood Star.
- Czyli to jakaś gildia morderców - zainteresowała
się Juvia przychodząc by przynieść im coś do picia - Dlaczego
masz w ogóle do nich wracać.
- Owszem można tak ich nazwać ale to nie jedyne czym
się zajmują. Jednak w sojuszu Hydry odgrywają rolę tych od
brudnej roboty - zgodziła się Ame - Z kolei co do mnie to muszę
tam wrócić by wiedzieć co planują - wzruszyła ramionami.
- Nie możesz tak po prosto odejść - zbulwersował się
Natsu podrywając się z miejsca - Miałaś mi pomóc z Igneel'em.
- Miałam to zrobić gdy mnie pokonasz - przypomniała
mu Ame przybierając nieco znudzony wyraz twarzy - A przecież
musieliśmy to przełożyć przez wzgląd na tę całą Lisannę.
Lisanna. To jedno imię uderzyło w niego mocniej niż
wszystkie nokautujące cios zadane mu przez Erzę razem wzięte. By
dać upust swoim emocjom walną zaciśniętą pięścią w stół,
który momentalnie się rozpadł.
- Gdybyśmy wiedzieli gdzie ją zabrali moglibyśmy
spróbować ją odzyskać - Meredy starała się jakoś rozładować
napięcie.
Może i ciągle ze sobą walczyli ale wystarczyło
spojrzeć na ich wspólnie przeżyte misje by mieć pewność, że
tak naprawdę są dobrymi przyjaciółmi. Dlatego nawet on nie
spodziewał się, że w chwili gdy wypowie te słowa zostanie
walnięty przez Salamandra.
- To ja znajdę Lisannę - powiedział spokojnie i z
dziwną powagą Natsu - Nikt inny.
- Ej, nie wariuj - Meredy wstała by go uspokoić - To
chyba nie ważne kto ją uratuje. Ważne by sprowadzić ją
bezpiecznie z powrotem.
- Nie - krzyknął machając dłonią na której
pojawiły się płomienie - Wciąż jej obiecywałem, że ją znajdę
w dzieciństwie a potem zwyczajnie uwierzyłem w jej śmierć. Teraz
nie zamierzam popełnić tego błędu. Nie ważne ile wymiarów
przyjdzie mi zwiedzić.
- Dobrze, dobrze - o dziwo to Levy przejęła inicjatywę
- Nikt ci nie będzie zabraniać walki w pierwszej linii ale na
razie ochłoń i poczekaj na informacje od mistrza. Zaufaj jego
doświadczeniu.
- Ok ale niech się pośpieszy - burknął Natsu
siadając ponownie na krześle.
- Skoro już ogniomiot się uspokoił to ktoś może mi
powiedzieć gdzie poleźli Golas, Emo i Scarlet? - spytał Gajeel -
Myślałem, że mamy tu grzecznie zaczekać na mistrza.
To on tu się poświęca i przychodzi na czas by tylko
dowiedzieć się, że będzie musiał siedzieć na dupie przez kilka
następnych minut.
- Jakiś czas temu wyszli z gildii - powiedział
spokojnie Kaishi.
- A gdzie ich wywiało? - spytał gryząc od niechcenia
widelec.
Wiedziała, że to co robi jest co najmniej nierozważne
ale w tej chwili jej ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
Dodatkowo jako czarodziejka gwiezdnych bram miała swoisty obowiązek
dowiedzieć się jak powstrzymać zatrucie więzi między nią, a jej
duchami.
- Nie rozumiem jednak dlaczego mnie porwałeś skoro
twoim celem jest pomoc? - ostrożnie upiła łyk z kubka. Kakao
smakowało normalnie. Nie było zatrute. Nie poczuła chęci na
wymioty, gdy ciepły płyn rozlewał się po jej wnętrzu.
-
Przykro mi, ale nie miałem wyboru - odpowiedział jej mężczyzna -
ale po kolei z tymi wyjaśnieniami. Jeszcze się nawet nie
przedstawiłem. Jestem Takeo Botomu.
- Miło mi - Lucy usilnie
starała się być uprzejma - Doceniam twą chęć pomocy ale muszę
wrócić do przyjaciół - powiedziała - Mogą potrzebować mojej
pomocy.
- Czy aby na pewno - odparł
spokojnie Takeo - Przecież jeśli tam teraz wrócisz znów będziesz
tylko przeszkodą. Osobą, którą trzeba chronić. Jednak ja mogę
pomóc ci to zmienić. Dać ci siłę o jakiej marzysz. O ile
zgodzisz się tu trochę zostać i mnie wysłuchać.
Oczy Lisanny rozszerzyły
się z przerażenia. A więc to był powód dla którego trzymano ją
tu żywą zamiast po prostu zabić. Miała być przerobiona na
demona.
- Dlaczego chcecie to
zrobić? - spytała.
Wiedziała, że nie
ucieknie. Miała zablokowaną magię. A nawet gdyby tego nie zrobili
i tak nie miała by szans przeciwko całej hordzie demonów. Dlatego
chciała poznać choć powód tego dlaczego robią co robią.
- By jeszcze bardziej
przerazić twoich znajomych - powiedział Mard - Zastanawiam się jak
zareagują gdy zobaczą cię odmienioną, a co ważniejsze po naszej
stronie.
Te słowa podziałały na
Lisannę jak kubeł zimnej wody.
- Nigdy nie stanę po waszej
stronie - oświadczyła - Nie ważne w co mnie zmienicie lub jaką
wielką siłę będziecie mi ofiarować. Moje serce na zawsze będzie
w Fairy Tail z moją rodziną i przyjaciółmi - Z Natsu.
Dokończyła w myślach.
- Ta
decyzja już nie będzie zależeć od ciebie.
Ledwie
to powiedział. Lisanna poczuła silne uderzenie w plecy, a potem
nastała ciemność.
Po tym całym dziwacznym
rytuale odprowadzono ją do jej celi, komnaty, pokoju wypoczynkowego
czy jakkolwiek inaczej miała nazwać to miejsce w którym ją
przetrzymywano. Cieszyła się, że zgodnie z obietnicą odesłali
Elfmana ale nie wiedziała czemu jej samej jeszcze nie zabili skoro
już dała im to czego chcieli. Nawet nie poinformowali jej czy to co
zrobiła wyszło po ich myśli. Cóż kata mirażu zadziałała
znakomicie. Patrząc na wykreowany przez nią obraz oni widzieli to
co chcieli zobaczyć, a co za tym idzie zyskała na czasie.
Pozostawało mieć nadziej, że za szybko się nie spostrzegą, że
ich oszukała. A co najgorsze w cholernie chciało jej się pić. Już
nie dość, że jest odstawiona od swoich trunków tak długo to
jeszcze dokładają jej stresu.
- Przepraszam - zaczęła
tak uroczo jak tylko mogła - Może moglibyście mi dać nieco
alkoholu. Tak z dwadzieścia beczek wystarczyłoby.
Ubrany w różową koszulkę
mięśniak, który jej pilnował spojrzał na nią podejrzliwie.
- Dziwne z naszych
informacji wynika, że osoba zwana Levy McGarden unika alkoholu -
powiedział marszcząc czoło.
To było nieco komiczne
nawet jak dla niej. Szukali Levy nie wiedząc jak wygląda ale
doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że ta nie pije? Przecież
to nawet nie miało sensu. Cana zachowała spokój. By nie dać po
sobie nic poznać, a jednocześnie odwrócić uwagę od podejrzenia
postanowiła wykorzystać fakt, że jest mężczyzną. Miała już
dość bycia trzeźwą i zrobi wszystko byle by jej ukochany kac
powrócił.
- Nie wiesz jak to jest gdy
ci się okres zbliża - westchnęła teatralnie - Masz szczęście
jesteś facetem i nie wiesz jak to jest gdy wszystko cię boli, a
jednocześnie masz ochotę na naprawdę dziwne rzeczy. Nie prosiłabym
o to ale spodziewam się, że zechcecie bym u was jeszcze nieco
została, a ja nie chcę sprawiać wam za dużo kłopotów.
Mavis podeszła ostrożnie
do demonicy. Choć była tylko astralną iluzją, której nie można
bezpośrednio zranić czuła niepokój. Zeref był znany jako jeden z
najgroźniejszych czarodziejów wszech czasów, a jako mag zsyłający
śmierć był powszechnie znany nawet u osób które mają niewiele
wspólnego z magią. Nawet jeśli miała do czynienia nie z nim
samym, a jedynie efektem jego magii to powinna zachować pełną
ostrożność. Bowiem ten „jedynie” twór mógł pstryknięciem
palców wprowadzić chaos. Dlatego też zdecydowała się na
bezpośrednie podejście jaką była rozmowa w cztery oczy.
- A więc też tutaj jesteś
- powiedziała demonica - Mavis pierwsza mistrzyni zdecydowała się
na kulturalną rozmowę.
- Nazywasz się Sayla? -
Mavis starała się mówić spokojnie ale na jej twarzy mogło się
dopatrzyć oznak poddenerwowania - Ty i inne demony chcecie znaleźć
Zerefa. Wiem, że nie jesteście przyjaźniej nastawieni do ludzi niż
on sam ale jak ich krzywda zbliży was do tego celu?
Przez na około minutę w
pomieszczeniu panowała cisza. Cisza podczas której demonica tylko
nuciła pod nosem jakąś melancholijną melodię kiedy jej wargi
powoli unosiły się ku górze.
- To tak proste, że aż
dziwi mnie, że ktoś tak bystry jak ty na to nie wpadł -
niespodziewanie się zaśmiała - Chodzi o cierpienie. O samą istotę
cierpienia. Naprawdę nic ci nie przychodzi do głowy pani Strateg
Mavis.
Przeklinał się w myślach
gdy patrzył na szkarłatnowłosą piękność leżącą bezbronnie w
szpitalnym łóżku. Który to już raz od czasu walki ze smokami i
całego tego zamieszania z cofnięciem czasu widział ją w takim
stanie. Delikatną i kruchą. Te określenia z pewnością nie
pasowały do potężnej Tytanii. Porlyusica wprawdzie zapewniała, że
tylko straciła przytomność przez uderzenie ale to dostarczało
więcej pytań niż odpowiedzi. Kto mógłby to zrobić? Czy był to
jeden ze szpiegów o których mówił Kaishi? Czy zdrajcy zaatakowali
teraz bo ich obecność została odkryta? Przetarł jedną ręką
czoło usiłując lepiej skupić myśli. Niespodziewanie pojawił się
przed nim kubek gorącej herbaty.
- Dziękuję - powiedział
cicho - Na pewno nic jej nie będzie.
- Na pewno - odpowiedziała
Porlyusica - Doskonale znam się na swojej pracy, więc możesz
przestać wypytywać mnie ciągnę o to samo. Pamiętaj, że pozwalam
ci tu być tylko dlatego, że uważam iż twoje towarzystwo pomoże
szybciej stanąć Erzie na nogi - oświadczyła ostro po czym
złagodniała - Jeśli poczujesz się zmęczony możesz położyć
się na wolnym łóżku obok. Mniemam, że nie będziesz chciał jej
zostawić zanim się nie ocknie.
Jellal podziękował jej
skinieniem głowy. To prawda nie zamierzał odchodzić od
szkarłatnowłosej ani na moment. Na drugim końcu sali Elfman
niespokojnie wiercił się przez sen mrucząc pod nosem coś na temat
męskości. Przerwał, gdy Laxus, który ku zaskoczeniu Jellal'a
wcale nie zasnął w pozycji siedzącej obok Mirajane przykrył go
dodatkowym kocem.
- Pewnie wiesz, że
niespecjalnie przepadam za ludźmi ale w karierze uzdrowicielki łatwo
przyszło mi zauważyć, że pacjenci szybciej zdrowieją, gdy
wiedzą, że mają dla kogo starać się o powrót do normalnego
życia - te nieoczekiwane słowa zielarki były skierowane do niego
jednak nim zdołał odpowiedzieć ta odeszła pozostawiając go z
nowymi pytaniami w głowie.
Co chciała przez to
powiedzieć? Przecież od porządku był tu właśnie dla Erzy. Czemu
więc mówiła mu o czymś tak oczywistym. Trudno mu było
powiedzieć, czy taki wykład dawała też innym ale nie mógł
oprzeć się wrażeniu, że za tymi słowami było coś więcej Było
w tym zachowaniu coś zagadkowego. Przecież chwilę wcześniej
zapewniała go, że z Erzą wszystko w porządku i nie ma o co się
martwić. Dlaczego, więc teraz mówiła jakby szkarłatnowłosą
dręczyła jakaś poważna choroba? Starając się o tym nie myśleć
ponownie skierował spojrzenie na ukochaną kobietę. W szpitalnym
oświetleniu wyglądała jeszcze bladziej niż normalnie. Fakt, że
znalazła się tu częściowo przez niego. Pośpiesz się. Choć
zniszczył tą krótką notkę to jej treść zdążyła już
porządnie wsiąknąć w jego umysł. Wyciągnął rękę i
delikatnie odgarnął szkarłatny kosmyk włosów opadający na jej
twarz.
- Tak
bardzo nie chcę cię znów skrzywdzić - wyszeptał delikatnie
gładząc ją po policzku.
Gray szedł pustą uliczką
obok rzeki kopiąc pustą puszkę. Jej metaliczny dźwięk odbijał
mu się echem w głowie ale nie potrafił zagłuszyć jego myśli. Po
misji na wyspie Goluna myślał, że zostawił już przeszłość za
sobą. Przecież to nie możliwe żeby jego ojciec miał coś
wspólnego z demonami, a nawet jeśli to on i mama już dawno nie
żyli. To mogła być oczywista sztuczka demona by wpłynąć na jego
psychikę.
- Wreszcie cię znalazłem -
dobiegł go znajomy głos.
- Lyon co tu robisz? -
zdziwił się widząc byłego kompana treningowego - Myślałem, że
zresztą wróciłeś do gildii jak pozostali.
- Faktycznie ale gdy
odprowadziłem tam resztę postanowiłem wrócić - wzruszył
ramionami - Zresztą tu jest nasza mistrzyni. Wypadałoby gdyby ktoś
od nas był również na miejscu.
- Spoko ale to chyba nie
powód dla którego mnie szukałeś - Gray starał się brzmieć
naturalnie.
- Nie po prostu pomyślałem,
że skoro jest spokojnie to możemy porozmawiać - powiedział Lyon -
Konkretnie to chcę cię o coś spytać.
- Nie, nie wiem co ostatnio
dzieje się z Juvią - odparł szybko Gray myśląc, że znów chce
się rozwodzić nad deszczową czarodziejką.
- Co jest nie tak z tą
wspaniałą kobietą - Lyon momentalnie chwycił go za ramiona
wytrzeszczając oczy - Jest chora? Ranna? Mam zaraz iść do szpitala
by się z nią zobaczyć? - wyliczał.
Gray westchnął ciężko
zupełnie nie wiedząc od czego zacząć.
- Nic poważnego jej nie
jest... chyba - zapewnił - Po prostu zachowuje się jakoś inaczej.
Nie traktuje już mnie tak jak dawniej. Z jednej strony się cieszę
bo jej namolność była męcząca z drugiej może to oznaczać...
- Że zrozumiała, że to
mnie kocha - oczy Lyon'a rozbłysły z nadzieją.
- A ty znów o tym samym -
westchnął Gray - Jeśli ci na tym tak zależny to idź do gildii i
ją zapytaj.
- Bardzo chętnie może
pójdzie też z nami - powiedział entuzjastycznie.
- Iść gdzie? - zdziwił
się Gray - Jakoś nie przypominam sobie byśmy planowali wyprawę.
- Cóż planowałem
odwiedzić stary dom Ur i zastanawiałem się czy ze mną byś się
nie zabrał - zaproponował.
- Ale po co? - zdziwił się
czarnowłosy.
- Cóż może jestem zbyt
naiwny ale na ostatniej swojej misji słyszałem pogłoskę o
cofnięciu efektu lodowej skorupy i pomyślałem...
Nie musiał kończyć. Gray
dobrze wiedział co to oznacza. Jeśli to okaże się prawdą mogą
mieć szansę na odzyskanie Ur. Może i ta szansa graniczyła z cudem
ale istniała, więc czemu by jej nie wykorzystać. Takie ryzyko może
się jedynie obrócić na ich korzyść nawet jeśli nie uratują Ur
to będą mogli bezpiecznie korzystać z najpotężniejszego zaklęcia
lodu jakie znał.
Białowłosa czarodziejka w
zamyśleniu obracał między palcami złoty klucz z wygrawerowanym
symbolem lwa. Wiedziała, że nie może tego odkładać w
nieskończoność ale nie mogła się na to zebrać. Owszem istniało
kilka klauzur, które pozwalałyby jej przywołać Loki'ego ale
wszystkie zawierały jakieś „ale”. Nie chciała szkodzić
kontraktowi jaką ten zawarł z Lucy, a główny problem właśnie
się na tym opierał. Po za tym nie miała pewności czy technika o
której myślała zadziała. Mieli już dość zamieszania z niedawno
znalezionymi kluczami. Drewnianym Lucy i jej rubinowym. Ok ona
jeszcze swojego nie użyła ale w świetle okoliczności wolała to
raczej odłożyć na później.
- Yukino dołącz do nas -
zawołał z drugiego końca sali Sting - Nigdy się z nami nie bawisz
= narzekał.
- Przepraszam ale naprawdę
nie czuje się na siłach by pokonać kogokolwiek z was w kwestii
jedzenia na czas - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Ale my teraz gramy w kto
najdłużej wstrzyma oddech gdy reszta będzie próbować go
rozśmieszyć. Może jednak się z nami pobawisz - nakłaniał ją
Lector.
- Naprawdę sobie odpuszczę
- nadal protestowała.
- Czy Yukino jest dalej zła
na Fro? - spytał zielony kotek.
- Oczywiście, że nie -
zapewniła zdziwiona tymi słowami - Dlaczego w ogóle miałabym się
na ciebie gniewać?
- Bo Fro był zbyt
tchórzliwy by bronić Yukino, gdy inni w gildii jej dokuczali po
przegranej walce - rozkleił się Exceed mając łzy w oczach.
Yukino poczuła ukłuci w
sercu. Choć wybaczyła już to całe zajście swoim towarzyszom
wspomnienie tego nadal bolało. Jednak nie mogła winić za to tak
bezbronnej istotki. Gdyby ktoś spróbował się wtedy wtrącić
pewnie by został zmieciony z powierzchni ziemi przez ich byłego
mistrza. Teraz gdy go nie było atmosfera w gildii się mocno
rozluźniła. Zupełnie jakby to on był tym, który blokował ich
węzły przyjaźni.
- Nie martw się - czule
pogłaskała go po policzku - Teraz jestem znów z wami, prawda?
Frosh cały we łzach
przytulił się do jej piersi.
- No dobrze - zgodziła się
- Zagram z wami. Chyba nic się nie stanie jeśli klucze jeszcze
trochę poczekają.
- Świetnie - ucieszył się
Sting - Jeśli chcesz to mrzesz...
Jego dalsze słowa zostały
zagłuszone przez wybuch. Przednia ściana budynku praktycznie już
nie istniała, a w miejscu gdzie powinny znajdować się drzwi stała
Minerva. Jednak nie wyglądała tak jak sobie to zapamiętali.
Gildarts stał przed
nagrobkiem zastanawiając się jak dużo czasu już upłynęło od
momentu gdy ostatni raz widział spoczywającą tu kobietę. Cornelia
była jedyną osobą, którą naprawdę pokochał. Był z nią przez
dwa lata nim sława maga tak mu odbiła, że zaczął uganiać się
za innymi kobietami. Cieszył się, że ma tak wielkie powodzenie.
Tak zauroczył się swą sławą i siłą, że zupełnie nie
zauważył, gdy pewnego dnia spakowała się i odeszła. Dopiero
niedawno dowiedział się, że pewna dziewczynka z gildii to jej
córka. Ich córka. Miał dziecko o którym nie wiedział przez ten
cały czas. A teraz Cana Alberona została porwana. Czyżby
kompletnie spaprał robotę zarówno jako mąż i ojciec?
- Nie martw się Cornelio -
powiedział cicho - Obiecuję ci, że odnajdę naszą córkę
gdziekolwiek by nie była i sprowadzę ją bezpiecznie do domu. Do
Fairy Tail.
Coś delikatnie muskało jej
policzek, gdy powoli odzyskiwała świadomość. Skądś znała ten
dotyk. Opiekuńczy i czuły. Dający jej nadzieje niezależnie od
sytuacji w jakiej by się znalazła. Powoli uniosła powieki i choć
spodziewała się tego co zobaczyła i tak nie uratowało to jej od
rumieńca atakującego jej policzki. Twarz niebieskowłosego maga
znajdowała się kilka centymetrów od niej.
- Jellal - wyszeptała
jeszcze zamroczona - co się stało?
Mag drgnął i momentalnie
się odsunął na odległość około metra. Na jego twarzy również
pojawiło się zakłopotanie.
- Nie pamiętasz co się
działo po tym jak uciekłaś z gildii? - spytał z troską - Kiedy
cię znalazłem byłaś już nieprzytomna.
Zamyśliła się chwilę nad
odpowiedzią. Przypomniała sobie ucieczkę. Przypomniała sobie
ukrywanie się na szczycie katedry. Przypomniała sobie, że ktoś ją
uderzył. Przypomniała sobie zdradę. Pod wpływem impulsu poderwała
się do pozycji siedzącej.
- Powinnaś jeszcze poleżeć
- zaprotestował Jellal.
- Wiadomo już kto to jest?
- spytała ignorując jego protesty.
- Ale o kim ty mówisz? -
zdziwił się.
- O zdrajcy - odpowiedziała
i powoli zaczęła zsuwać nogi z łóżka - Musimy go jak
najszybciej znaleźć.
Jellal'owi zajęło kilka
sekund by zrozumiał o czym mówi. Troska o nią po raz kolejny
przysłoniła mu resztę świata. Wiedział, że nie jest to zbyt
dobre. Meredy do dziś śmiała się na samo wspomnienie jego
zderzenia z barierą jaka otoczyła miasto gdy zaniepokojony
zamieszaniem w nim biegł z użyciem meteoru na pomoc Erzie. Jak się
później okazało jego pośpiech był całkowicie niepotrzebny. Dali
sobie radę bez niego. Mimo to w obliczu nowych zagrożeń został w
jej gildii. Od tego czasu był przy niej by ją chronić, więc
dlaczego ciągle ponosi porażki?
- Jellal słuchasz tego co
do ciebie mówię? - głos Erzy przywrócił go do rzeczywistości.
- Tak przepraszam zamyśliłem
się - odpowiedział szybko - Co do zdrajców to nie uważasz, że
działasz nieco zbyt pochopnie?
- Co masz na myśli? -
spytała.
- Bo widzisz - starał się
ją przekonać - Ledwie co Kaishi i Ame to powiedzieli. Czy naprawdę
możemy im wierzyć do tego stopnia?
- Dlaczego miałabym nie
wierzyć? - spytała podnosząc na niego swe piękne brązowe oczy -
Jest przecież częścią Fairy Tail.
Może to przez zmęczenie
ale poczuł się dziwnie gdy tak na niego patrzyła. W tej chwili
wydawała się tak krucha, że każda negatywna odpowiedź mogłaby
ją zranić.
- Bo widzisz - powiedział
niezbyt pewnym głosem - Co jeśli on sam jest zdrajcą o którym
mówił.
Zapadła krępująca cisza.
Erza powoli podkuliła kolana pod brodę obejmując się rękami.
- Nie on na pewnie nie jest
- wyszeptała - Może to brzmieć naprawdę głupio zważywszy na
okoliczności ale po prostu czuje, że mogłabym mu nawet powierzyć
własne życie gdyby była taka konieczność.
Poczuł dziwny skurcz w
żołądku, gdy dostrzegł na jej twarzy delikatny rumieniec. Czy
to możliwe, że ona... Nie
chciał nawet o tym myśleć. Nawet już nie chodziło o to, że
pokochała kogoś innego. Bowiem jeśli to prawda oznaczałoby to, że
pokochała osobę chcącą jej krzywdy. Zacisnął pięść. Nie mógł
sobie pozwolić na gdybanie. Musiał mieć pewność.
-
Zakochałaś się w nim, tak? - spytał chcąc brzmieć jak
naturalniej ale i tak jego głos dość mocno zdradzał
poddenerwowanie.
Pozostawało
mu mieć nadzieje, że choć trochę zamaskował zazdrość i strach
o nią. Twarz Erzy momentalnie przybrała kolor jej włosów. Przez
kilka krępujących, trudnych do zniesienia dla Jellal'a sekund
milczała po czym pokręciła głową.
- Nie
to nie to - zaprzeczyła - ale muszę przyznać, że z jakiegoś
nieznanego powodu jest bliski memu sercu ale też nie w ten sposób
co Gray, Natsu czy inni. Wiem, że to nie ma sensu - przyznała.
-
Może przez ostatnie zdarzenia jesteś tak skołowana - zasugerował
z troską w głosie - Zawsze chcesz chronić swoich przyjaciół i to
jest całkowicie zrozumiałe. Ale musisz myśleć też o swoim
bezpieczeństwie. Przecież jeśli coś ci się stanie to...
-
I tak już się dzieje - westchnęła - Nie mam pojęcia o co w tym
wszystkim chodzi ale obiecałam ci już, że nigdzie się nie
wybieram.
Kiedy
się uśmiechnęła poczuł jak przepływa po nim fala ciepła.
Niestety wraz z uczuciem szczęścia przyszło znów pragnienie od
którego tak chciał uciec. Znów pragnął ją pocałować.
Skosztować tego zakazanego owocu jakim były jej usta. Ale
przecież i tak będziesz musiał to zrobić jeśli chcesz spełnić
żądania Kaishi'ego. Głos w
jego głowie znów dał o sobie znać. Jednak to o czym mówił było
ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić. Ale jak tego nie
zrobisz to ją stracisz. To
niestety była prawda. Kochał ją i fakt zabawiania się jej
uczuciami był dla niego nieprzebaczalny. Niestety karteczka, którą
znalazł była kolejnym sygnałem, że ma się pośpieszyć bo
inaczej może zastać szkarłatnowłosą w znacznie gorszym stanie.
-
Tak czy inaczej - zaczął - Rozumiem, że masz powody by ufać
Kaishi'emu - ostatnie dwa słowa ledwo przeszły mu przez gardło -
ale co z Ame? Ona może i podaje się za podwójną agendkę ale skąd
pewność, że jest faktycznie po naszej stronie?
Rozumiała
jego obawy i sposób myślenia jaki wyrobił podczas siedmiu lat
likwidowania mrocznych gildii. Mogła się tylko domyślać z jakimi
potwornościami się spotkał. Jednak i ona miała swoje
doświadczenia.
-
Może ja jej nie ufam ale Natsu tak - odpowiedziała - On ma w sobie
coś co sprowadza smoczych zabójców na właściwą drogę.
-
Tak coś w tym jest - zgodził się - Gajeel, Laxus oraz bliźniacze
smoki z szablozębnych to całkiem imponujący wynik. Ale wszystkich
ich wpierw pokonał. Ame wydaje się być zupełnie na innym poziomie
- stwierdził.
-
Możliwe, że tak się tylko może wydawać - pokiwała głową w
zamyśleniu - ale jak przypomnę sobie jego poprzednie walki to też
można odnieść wrażenie, że startował na przegranej pozycji.
-
Masz naprawdę wielkie zaufanie do swych przyjaciół - powiedział
nie mogąc powstrzymać uśmiech który wpełzał mu na twarz.
-
Tak - zgodziła się - Są moją siłą i dlatego muszę jak
najszybciej znaleźć tego, który nam zagraża.
Po
tych słowach znów zaczęła się podnosić. Jellal zareagował
instynktownie. Chciał ją tylko delikatnie powstrzymać zagradzając
jej drogę ale nieszczęśliwie pośliznął się na posadzce.
Stracił równowagę i runą na niczego się nie spodziewającą
Erzę.
-----------------------------------------------
Jap.
Pośpiesz się.
Nie
wiem czy wróciłam na stałe do pisania tego bloga ale że mnie tak
długo nie była oto ciekawostka. Zaczęłam pisać ten blog jeszcze
przed sagą demonów w oryginalnym FT. Niewiele ale jednak.
Pierwotnie zamiast nich miały być piekielne stwory z innego
wymiaru. Też by się nazywały demonami ale inaczej opisane.
Zmieniłam jednak zdanie i postanowiłam kilka z nich użyć. Głównie
z uwagi na fakt, że tak lepiej będzie opisywać wyglądy... tak
muszę W KOŃCU wziąć się za zakładkę z Bohaterami.