poniedziałek, 24 lipca 2017

29.Teki no sukuinote

Jellal złapał ja nim upadła na rozmokłą trawę. Strach o ukochaną kobietę był niemal paraliżujący. Erza leżała w jego ramionach oddychając szybko i ciężko. Nawet nie zauważył Natsu, który widząc co się dzieje odpuścił gardę i nie zważając na Ame podbiegł do nich.
- Co z nią? - dopytywał się smoczy zabójca.
Pokręcił tylko głową nie widząc co odpowiedzieć. Znów czuł się winny. Powinien był przewidzieć, że znów może coś ją spotkać. Przecież po wizycie w jej starej wiosce i spotkaniu kilku naprawdę dziwnych osobistości dowiedzieli się, że tym łotrom to o nią chodzi. Dotknął dłonią jej czoła. Była cała rozpalona choć wokół padał chłodny deszcz.
- Jellal - wyszeptała - To tak parzy.
Za wszelką cenę starał się zachować spokój ale nie było to wcale łatwe. Po raz kolejny stanął mu przed oczami obraz martwej Erzy w jego ramionach.
- Spokojnie to tylko nagły atak przeziębienia - starał się przekonać nie tylko ją ale i siebie.
Domyślał się co to może być. Pierwsze oznaki nadmiaru magii w jej ciele. Spojrzał na Ame. Myślał, że smocza zabójczyni wyczuje okazję do swobodnego ataku ale ta tylko się im przypatrywała z gałęzi.
- Nie zamierzasz nas teraz zaatakować - wycedził chcąc móc jak najszybciej zabrać szkarłatnowłosą do Porlyusicy.
- Nie zamierzam - odpowiedziała uśmiechając się niewinnie - Chcę się pobawić tylko z płomyczkiem. Wy możecie sobie iść.
Jellal nie wiedział co zrobić. Z jednej strony nie mógł sam zostawić Natsu z tak potężnym przeciwnikiem, a z drugiej Erza. Osoba, którą musiał chronić za wszelką cenę.
- Natsu - wyszeptała w gorączce Tytania - Musimy pomóc Natsu.
- Nie Erza - pokręcił głową - Ty powinnaś odpocząć.
Czasem nie wiedział czemu jest, aż tak zawzięta. Mogła ledwo żyć, a i tak nie odpuszczała co już kilkakrotnie udowodniła.
- Zabierz ją stąd - polecił Natsu, który też zdawał sobie sprawę ze złego stanu Scarlet - Skoro chce mnie to pokażę jej na co stać smoczego zabójcę ognia.
- A właśnie - Ame jakby nagle sobie coś przypomniała - Wy też czujecie obecność demonów?

Gajeel położył Yukino na strzępach pozostałości kanapy. Był to i tak najlepiej uchowany mebel w tym mieszkaniu. Levy przewalała jeszcze gruzy i kawałki czegoś co kiedyś musiało być szafką z drobiazgami w nadziei, że znajdzie coś jeszcze.
- To na nic mała - rzucił przez ramię ale nawet nie ukrywał troski - Tu jej nie ma.
- Wiem - odpowiedziała - ale to nie Lucy szukam.
To mówiąc odsunęła na bok kawałek gruzu i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiedziałam, że powinny tu gdzieś być - powiedziała podnosząc z ziemi klucz lwa - Jej duchy powinny coś wiedzieć.
- Dobra znalazłaś klucz ale jak przesłuchamy te astralne zombie? - westchnął nie mogąc ukryć swej naturalnej zgryźliwości - Czy ja wyglądam ci na skąpo ubraną panienkę?
- Wiem, że ty nie dasz rady ale mogłaby to zrobić Yukino, gdy się ocknie - wyjaśniła.
- Ok - zgodził się smoczy zabójca - Ty jesteś ta mądra ale odpowiedz mi jeszcze na jedno. Nasz blondyneczka dba jednakowo o wszystkich, więc czemu Leoś wala się na podłodze podczas gdy reszta nie wiadomo gdzie jest.
- Prawdopodobnie przy niej - Levy mimo amnezji nie traciła zdolności logicznego postrzegania sytuacji - Skoro klucz leżał na podłodze mogła go upuścić, gdy to coś się właśnie stało.

Gray czuł jak drży każda jego najmniejsza część ciała. Kyouka pokazała mu zdjęcie. Zdjęcie na którym był Silver. Stał otoczony upiornymi kreaturami uśmiechając się do nich jak do starych przyjaciół. Nie miał pojęcia skąd ta kreatura zna jego ojca. Nawet jeśli kłamała, a zdjęcie było fotomontażem on nie mógł od tak jej zostawić i odpuścić. Była wrogiem jego gildii. Musiał ją powstrzymać by uchronić swych bliskich. Jeśli była demonem z księgi Zerefa musiał starać się od samego początku. Nie ważne co mu pokaże, nie może ulec.
- Chyba nie myślisz, że będę z wami się kumplował - prychnął - Kłamstwo czuć na kilometr. Takie ścierwa jak wy trzeba jak najszybciej unicestwić. Nie mam zamiaru patrzeć jak stwory pokroju Deilory pustoszą kolejne miasto. Tak się składa, że tym razem macie pecha. Nie jestem już słabym dzieciakiem i zamierzam skopać wam wszystkim dupska. Możesz być pierwsza jeśli już się nawinęłaś.
- Tylko kto powiedział, że chce cię zabić, czy coś w tym stylu - Kyouka posłała mu ważny, acz lodowaty uśmiech - Jestem tu by cię przekonać do przejścia na naszą stronę.
- Cokolwiek zrobisz odpowiedź będzie brzmiała przecząco - to mówiąc uformował w dłoniach lodowatą lace.
- Przeznaczenie tak czy inaczej zacznie cię doganiać jeszcze tej doby - odpowiedziała spokojnie - To coś na co nie masz wpływu.
- Sugerujesz, że w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin zdradzę mych bliskich spikając się z wami - rzucił pogardliwie - Słuchaj nie jestem dobry w rozmowach ale za to mogę ci spokojnie skopć dupsko. Może to cię przekona.
- Właściwie jeśli ci zależy na nich to właśnie powinieneś zrobić - Kyouka nie zdradzała żadnych uczuć - Zmiany w tobie wkrótce zaczną o sobie dawać znać. A wtedy by nie krzywdzić bliskich przyjdziesz do nas.
Gray miał już dość. Chciał właśnie rzucić lodową bronią w demonice ale wówczas za jego plecami rozległy się krzyki przerażonych mieszkańców. Mimo, że od placu Magnolii dzieliła go spora odległość były one bardzo głośne. Odruchowo obejrzał się, a gdy znów miał skupić się na walce okazało się, że demonicy nie ma. Na trawie leżało tylko to zdjęcie, które mu wcześniej pokazywała.

Kaishi otoczył magiczną barierą część placu. Pod stworzoną przez niego kopułą zgromadził się tłum mieszkańców. W oczach większości dało się dostrzec strach. Trudno było się temu dziwić biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed chwilą beztrosko się bawili. Czarny dym niemiłśernie napierał na osłonę zmuszając go do podtrzymywania zaklęcia.
- Lisanna nie mogę walczyć na poważnie, gdy wokół jest tyle postronnych - krzyknął w stronę krążącej nad nim czarodziejki - Sprowadź swoją siostrę i Laxus'a. Ich pomoc będzie niezbędna.
- To trochę dziwne, że sami tu nie przyszli - zdziwił się Happy - Zwykle jest wrażliwa na każdy hałas.
- Może, aż tak pochłonęła ich potęga miłości - zachwyciła się nieco Sherry - Choć muszę przyznać, że to strasznie nie na miejscu - dodała szybko wyłapując spojrzenie innych.
- Wypadałoby też sprawdzić co z Erzą i Jellal'em - zauważyła Carla - Jeśli moja wizja jest prawdziwa to życie Erzy-san może być w niebezpieczeństwie.
- W takim razie rozdzielmy się - zdecydowała pośpiesznie Wendy - Ja, Carla, Happy i Sherry polecimy do Erzy-san, a ty sprowadź tu Mirę-san.
Młoda czarodziejka czuła jak puchate łapki Exceed'ki zaciskają się mocno na jej bluzie. Zadarła głowę by na nią spojrzeć. Choć jej twarz pokrywało białe futerko mogłaby przysiąc, że jest bardzo blada.
- Nie widziałam dokładnie kto stał za zamachem w mojej wizji - uprzedziła jej pytajne - Nie mogę, więc wykluczyć, ani stwierdzić, czy teraz nie mamy do czynienia z tą osobą.
- Dobra miło się gada ale może najpierw zajmiemy się tym dymiącym problemem, a potem go przeanalizujmy pod kątem wróżbitki - przerwał im zniecierpliwiony Kaishi.
Co ciekawe głos, który ewidentnie należał do ich oprawcy nie odezwał się już ani razu odkąd oznajmił, że mu śpieszno. Lisannie skojarzył się on z samozwańczym stróżem stróżem prawa. Katem, na którego przed laty polowała z rodzeństwem. Osoba ta miała w zwyczaju podchodzić do ofiary i mówić jej tylko to, że zaraz ją zabije. Nie ważne jak długo trwała potem walka nie odzywał się ani słowem. Z tym, że ten nie wytrzymał pięciu minut walki z Mirą.
- Dobra lecę po nich - krzyknęła.
Odwracała się już w powietrzu, gdy czarna chmura dymu zagrodziła jej drogę.

Laxus jako pierwszy zareagował wybuchając głośnym śmiechem. Dla niego sytuacja przedstawiała się jednoznacznie. Jakaś dziewczynka nauczyła się magi demonicznego przejęcia i teraz chce przyrównywać się do Mirajane.
- Słuchaj mała - zaczął - nie wiem do jakiej gildii należysz ale powiem ci jedno. Nikt nie zasługuje na miano demona bardziej niż nasza barmanka, więc może znajdziesz sobie inną ksywkę.
- Nawet jeśli jestem prawdziwym demonem - nowo przybyła osoba miała uprzejmy, acz nieśmiały ton głosu. Dłonie zakryte znacznie za długimi rękawami przyciskała sobie do ust obserwując ich uważnie.
- Dobra bądź sobie kim tam chcesz ale możesz nam nie przeszkadzać jesteśmy w trakcie no wiesz... - ostatnie słowo jakoś nie chciało mu przejść przez gardło.
- Randki - dokończyła za niego Mirajane.
Blondyn kiwnął tylko potwierdzająco głową. Choć między nim a białowłosą zdawało się być wszystko wyjaśnione zaczął odczuwać pewien dyskomfort. Mimo swych seksistowskich uwag swego czasu nigdy nie miał prawdziwej dziewczyny. Kiedy jest się w pobliżu kogoś tak zaborczego jak Freed trudno o bliższy kontakt. Lubił gościa ale jego uwielbienie bywało męczące. Zwłaszcza kiedy graniczyło z gejowskimi podchodami. W sumie nawet po tylu latach znajomości nie był pewien co do jego właściwej orientacji. Teraz nie było go przy nim przez co nie musiał zawracać sobie głowy wysłuchiwaniem jaki to on nie jest wspaniały. Było to miłe, acz na dłużą metę bardzo męczące.
- Dobra paniusi jeśli tak bardzo chcesz to możemy zawalczyć, a wtedy pokażesz mi jak bardzo to nie jesteś zła - rzucił chcąc mieć to zajście jak najszybciej z głowy.
- Zgadzam się - odpowiedziała - W takim razie potraktuj swoją towarzyszkę piorunem.
Laxus był zbyt zaskoczony by choć próbować zareagować. Jego ręka samowolni podniosła się do góry po czym uformował się w niej ładunek elektryczny. Błyskawica przeszyła powietrze trafiając w lewe ramię Miry.
- Co ty robisz? - wyszeptała równie zaskoczona tym zajściem co on.
- Nie mam pojęcia - odparł nie kryjąc szoku - Moje ciało mnie nie słucha.
Ledwie to powiedział z jego ręki wystrzelił kolejny piorun. Tym razem Mirajane zdołała uskoczyć aktywując jedną ze swoich dusz.
- To twoja sprawka - krzyknęła rzucając się na demonicę - Ty go kontrolujesz.
- Niezupełnie - odparła - Kontroluje jego ciało. Jego umysł pozostaje zupełnie czysty. Możecie nawet porozmawiać w trakcie wzajemnego zabijania.
- Jaki masz w tym cel? - dopytywała się unikając kolejnych piorunów - Chyba, że jesteś jednym z tych psycholi, którzy robią to wszystko dla zabawy.
- Wszystko jest po coś. Wszystko składa się na Zerefa - powiedziała melancholie - Obecną cząstką jest zatrzymanie was na miejscu. No w sumie to trochę nudne, więc można się pobawić. Laxus przejdź na wyższy poziom.
Mirajane dostrzegła tylko przerażenie w oczach Laxusa nim jego ciało pokryło się wyładowaniami elektrycznymi, a wyszczerzone w grymasie niedowierzania zęby zaczęły coraz bardziej przypominać smocze kły, Nieomylny znam aktywacji smoczej siły.

Demony. Jellal potrzebował chwili by ta informacja do niego dotarła. Faktycznie z kilku miejsc dała się poczuć zła energia. Jeśli to prawda nie mają zbyt różowych perspektyw na zakończenie tego dnia. Chora Erza w jego ramionach, smocza przeciwniczka tutaj i kilka plugawych tworów Zerefa. To wszystko razem nie wróżyło niczego dobrego. Musiał szybko podejmować każdą decyzje. Poczuł jak głowa Erzy delikatnie opada na jego tors. Zacisnął zęby.
- Dobra Natsu zostawiam to tobie - powiedział i ruszył w stronę gildii mając nadzieję spotkać po drodze Wendy.
Biegnąc przez las usilnie przekonywał sam siebie, że wszystko będzie dobrze. Erza wyzdrowieje jeszcze dziś i razem znów wyruszą na wyprawę. Chciał zabrać ją w to miejsce, które wskazywała kamienna mapa w wiosce Rosemary. Chciał pójść tam z nią by w końcu odkryć co wiążę się z powracającymi snami i czemu zaczęły się teraz, a nie wcześniej. Czemu nagle pojawia się tak wiele osób, które zdają się coś o niej wiedzieć. Czuł, że musi to jak najszybciej odkryć. Zesłabnięcie Erzy było pierwszym symptomem na to, że czasu pozostało coraz mniej. Nawet nie zauważył kiedy za zakrętu wyszła tajemnicza postać. Biała chusta i krwistoczerwona gwiazda na ramieniu nie pozostawiały wątpliwości. Od razu go rozpoznał. To ten sam tajemniczy mężczyzna, który zatrzymał ich w drodze do Rosemary.
- Widzę, że szkarłat zaczął rozkwitać - powiedział patrząc prosto na nich.
W innych okolicznościach najchętniej siłą zmusiłby go do powiedzenia wszystkiego co wie. Bądź, co bądź przez owe siedem lat nabył sporo doświadczenia w odpytywaniu tajemniczych typów.
- Nie chrzań tylko zejdź z drogi - warknął przyciskając do siebie Tytanię - Nie mam teraz czasu na odebranie zapłaty za twe grzechy.
- Jeśli chodzi o dawanie to chyba raczej jest coś, co ty powinieneś dać mnie - zaśmiał się.
- Nigdy jej nie dostaniesz - krzyknął czując do czego to zmierza - Nie dam wam jej skrzywdzić.
- Na razie nie jest nam potrzebna osobiście - odparł niewzruszony - Przybyłem tylko sprawdzić jak w tym całym zamieszaniu przebiega jej przebudzenie.
- Sprawdzić? - spytał cofając się o krok - Czyli zamierzasz się na nas pogapić i odejść jak wtedy.
Zważając na jego moc unieruchomienia musiał zachować szczególną ostrożność.
- Niezupełnie - zamaskowany mężczyzna wzruszył ramionami - po prostu doszliśmy do wniosku, że z pewnymi rzeczami możecie sobie nie radzić. I chyba słusznie - jego wzrok spoczął na nieprzytomnej Erzie.
Niebieskowłosy mag wiedział, że nie ma jak zaprzeczyć. Usilnie jednak chciał uniknąć walki, gdyż każda taka chwila była na wagę złota. Znając jego magię unieruchomienia nie mógł go tak po prostu wyminąć nie narażając Scarlet. Z drugiej strony przecież poprzysiągł sobie, że nie da jej już wyrządzić najmniejszej krzywdy.
- Skoro nie jesteś tu po nią to czego chcesz? - spytał nie spuszczając z niego wzroku.
- Ja jestem tylko zwiadowcą i obserwatorem niczym poza tym. Jednak jak sprawy się dalej potoczą będziemy musieli ją wcześniej do nas sprowadzić by nadmiar magii jej nie zaszkodził - stwierdził.
Jellal poczuł, że nie może już zwlekać. Musi wziąć sprawy w swoje ręce. Przycisnął do siebie szkarłatnowłosą i z całą siłą natarł na przeciwnika. Tak jak przepuszczał wzmocniona meteorem pięść wystarczyła by ten odleciał na kolka metrów do tyłu po niespodziewanym ciosie. Cofnął się spodziewając kontry ale ta nie nadeszła. Zamiast tego spokojnie wstał i sięgną po coś do kieszeni.
- Spokojnie młodzieńcze, chcę ci tylko coś dać - wyjął mały flakonik wypełniony przezroczystym płynem - To mój drogi jest płynne osuszenie. Podawane rozważnie opóźni wybuch mocy panienki, a co za tym idzie negatywne konsekwencje nadmiaru magii. Ostrzegam tylko, że to środek czasowy i po jakimś czasie przestanie być skuteczny.
- Niby czemu mam ci wierzyć? - odparł Jellal.
- Zrobisz jak zechcesz ale sam wesz dobrze jak mało czasu zostało - powiedział spokojnie przybysz po czym zniknął zostawiając po sobie jedynie ów flakonik.
Jellal ostrożnie podniósł go z ziemi i spojrzał na Erzę. Była wciąż nieprzytomna, a na jej twarzy malował się ból. Drżenie jej ciała dawało kolejny sygnał o potrzebie pomocy. Nie miał najmniejszego zaufania do wroga ale zaczęły targać nim wątpliwości. Im też zależało na Erzie. Może i działali w sposób, którego nie potrafił zrozumieć, to kilka razy zdarzyło im się pomóc. Taka Ame na przykład praktycznie ocaliła życie Levy. Jednak to wszystko też mogło być podstępem. Typowa taktyka udawanego przyjaciela. Z drugiej strony, czy ma prawo ryzykować przedarcie się przez szyki demonów tylko po to by może bezskutecznie szukać tam Wendy?

Zdezorientowany Gray wpatrywał się w zdjęcie zostawione przez demona. Choć był oswojony z zimnem teraz przechodził po nim lodowaty dreszcz. Jego zmarły ojciec stał żywy w otoczeniu okropnych kreatur. Pamięcią wrócił do owej nocy w której jego wioska została zniszczona przez Deilorę. Widział rodzinny dom stojący w płomieniach. Słyszał krzyk matki karzącej mu uciekać. Ona miała znaleźć ojca. On go wtedy nie widział. Nie zobaczył go już nigdy więcej. Potem powiedziano mu gdzie rzekomo ich pochowano ale on sam nie widział ciał. Jak przez mgłę usłyszał głos grabarza. Twoją matkę poznałem od razu ale co do ciała ojca mam wątpliwości. Wielu mężczyzn próbowało walczyć i wielu zostało tak poranionych, że dokładna identyfikacja jest niemożliwa. Za wszelką cenę nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego ojciec mógłby dołączyć do wroga, który pozbawił go rodzinnego szczęścia. Wiedział, że zbliża się czas, gdy będzie musiał sprawdzić na własną rękę co jest prawdą.

Natsu patrzył na Ame. Ame patrzyła na Natsu. Oboje uśmiechali się podekscytowani. Dla Salamandra każda perspektywa walki była ekscytująca, ale ta była wyjątkowa. Ame wiedziała to czego nie wiedzieli inni, Wiedziała o smokach. Kierując się swoją własną logiką uznał, że jeśli ją pokona to zostanie jego przyjaciółką tak jak to było w przypadku innych smoczych zabójców. Każdy inny uznałby takie myślenie za absurdalne ale nie Natsu. Dla Natsu to była najoczywistsza, oczywistość. Przecież jak zlał takiego Laxus'a to ten od razu złagodniał. Gajeel też przestał być ich wrogiem po spuszczony łomocie. Podobnie sprawa miała się ze smokami z szablozębnych. Chyba tylko Wendy była wyjątkiem. No ale ona nie lubi się bić.
- Uważaj bo od razu idę na całość - oznajmił.
- Fajniutko - zaśmiała się Ame - Już dawno nie miałam okazji powalczyć na poważnie.
Zeskoczyła z drzewa, a jej ręce zmieniły się w smocze łapy. Chwilę się uśmiechała po czym ruszyła na Natsu. Ten instynktownie zasłonił się ramionami ale to nie uchroniło go przez poważnym zranieniem. Jej szpony były bardzo ostre.
- Niech cię - krzyknął - Ryk ognistego smoka.
Ame spokojnie przyjęła atak bez żadnej kontry. Prócz poprzepalanych ubrań nie było po niej widać najmniejszego śladu jakichkolwiek obrażeń.
- Oj no miałeś iść na całość - zamarudziła - Mówiłeś, że masz te piorunki. Ja chcę je zobaczyć.
Natsu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Otoczył się piorunami i ponownie natarł na Ame. Tym razem, gdy się zderzyli na twarzy smoczej zabójczyni pojawił się przelotny grymas, który jednak szybko zmienił się w uśmiech. Taki sam towarzyszył często Natsu, gdy ten mierzył się z silnymi przeciwnikami. W jej oczach błysnęła ekscytacja.
- Jak wygram to pozwolisz mi zobaczyć się z twoim smokiem - oświadczył Salamender wyskakując do góry i kumulując w dłoniach
- Po co skoro masz swojego? - zdziwiła się zagradzając się wodną ścianą.
Bariera pochłonęła całość ataku wzniecając w powietrze kłęby gorącej pary. Znał wodną magię głównie przez Juvię. No dobra właściwie to obrywał od niej jakąś falą, gdy ta ubzdurała sobie, że może czuć coś do pewnego lodowego dupka. Ame na szczęście nie sprawiała wrażenia osoby choć w małym stopniu zainteresowanej tym by zaraz wybudować temu golasowi pomnik. W dodatku podobnie jak on czerpała radość z walki.
- No ale nie wiem jak go znaleźć - odparł - więc, sobie pomyślałem, że twoja matka mnie do niego zaprowadzi.
Ame przekrzywiła głowę w identyczny sposób jak on gdy się zamyślał.
- Jak chcesz to mogę ale by do niej dojść trzeba będzie długiej wyprawy, zwłaszcza dla kogoś kto nie umie latać - stwierdziła.
- Nie szkodzi i tak zwykle latam dzięki Happy'emu - odparł podekscytowany tym, że się zgodziła ale nagle coś go tknęło - Em, a możemy zabrać jeszcze kogoś? - spytał drapiąc się w tył głowy.
Nie mógł jej zostawić. Nie po tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. Już raz ją stracił i nie zamierzał więcej spuszczać jej z oka, gdy nie mógł być pewien bezpieczeństwa. Usiał zabrać ze sobą Lisannę. No w sumie fajnie by było gdyby Lucy i reszta też się z nimi zabrali ale coś czuł, że to się nie uda. Heartofilia straciła dostęp do duchów ze złotych kluczy i choć to samo w sobie mu nie przeszkadzało, więcej walki dla niego, to zachowywała się tak dziwnie, że zupełnie nie wiedział, czy zaraz nie oszaleje. Zabranie Erzy przy obecnej obsesji Jellal'a też nie wchodziło w grę bo z pewnością ten znalazłby multum powodów by pójść z nimi i zachowywać się przy okazji jak Emo. Zostawał Gray, a oczywistym było, że bez Erzy obok z nim nie wytrzyma.
- Mnie nie przeszkadza - wzruszyła ramionami - a co będzie jeśli ja wygram?
- No nie wiem. Może zrobię ci super wypasione ciasto - zasugerował.
Ok. Tak naprawdę miał w planach ubłaganie Erzy lub Miry by je zrobiła ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
- Lubię ciacha, więc umowa stoi - zgodziła się z uśmiechem.
Mieli właśnie ponownie skrzyżować swe pięści, gdy usłyszał krzyk. Jej krzyk. Krzyk Lisanny.

Nie tylko ona krzyknęła. Wendy, która miała właśnie odlecieć z Carlą wydobyła z siebie zduszony pisk. Lisanna po prostu zniknęła pochłonięta przez dym.
- Gdzie Lis - zaczął przerażony Happy.
Trzymana przez Sherry uderzyła rykiem bogów w ziemię, gdzie jeszcze kłębił się dym. Sprawiło to, że się na moment rozstąpił ale pod nim była tylko goła ziemia.
- Co zrobiłeś z naszą przyjaciółką? - ryknęła Bisca rozpoczynając salwę z pistoletu.
- Ej, nie wygłupiajcie się i wracać pod barierę wszyscy? - zarządził Kaishi.
- Może zamiast roztaczać ochronę lepiej się nim zajmij - zwrócił uwagę Alzack trzymając na rękach swą przerażoną córeczkę - Przecież jesteś dobry w walce.
- Mógłbym się z nim zmierzyć ale oznaczałoby to zdjęcie bariery. Widzieliście co się stało z Lisanną, gdy się oddaliła - chłodna kalkulacja w jego głosie uciszyła wszystkich - Jeśli ktoś chce zacząć potyczkę to proszę ale na własną odpowiedzialność.
- Chyba nie sądzisz, że ona.. - ostatnie słowo nie chciało przejść Sherry przez gardło.
- Żyje - odpowiedział demon forując się w wysoką postać odzianą w czerwony kaptur zakrywający całą twarz - Została przeniesiona do twierdzy by kolejna część planu mogła się zacząć.

Levy położyła kompres chłodzący na czole Yukino. Gwiezdna czarodziejka marszczyła się przez sen ale był to mimo wszystko dobry znak. Zdaniem McGarden była bliska wybudzenia. Gajeel stojący przy oknie dobrze maskował uczucie niepokoju. On też czuł wroga. Każda część w jego ciele wołała o walkę. Jednak ignorował chęć ruszenia w bój. Musiał być przy tej maleńkiej istotce co nawet po stracie pamięci dzielnie starała się nieść pomoc innym.
- Hej, ona się chyba budzi - powiedziała wyrywając go z rozmyśleń.
Yukino uchyliła powieki. W głowie jej huczało, a ciało bolało. Najbardziej dokuczało jej lewe ramię.
- Nie ruszaj się jeszcze - podbiegła do niej Levy - Nie jestem zbyt dobra w bandażowaniu, a chyba masz złamanie.
- Lucy, gdzie Lucy? - wyszeptała - Musimy pomóc Lucy. To coś ją po prostu chwyciło.
Choć mówiła niewyraźnie czułe ucho Gajeel'a bez problemu wychwyciło sens tych słów. Bądź co bądź miał całkiem dużo wprawy przez tłumaczenie bełkotu Natsu. Te słowa upewniły ich tylko w obawach.
- Yukino - zaczęła delikatnie Levy - Wiem, że jeszcze nie doszłaś do siebie ale musimy wiedzieć co się dokładnie stało. Każda chwila jest cenna.
Delikatny wiatr powiewał trawą, gdy położył na nią Erzę. W głowie analizował plan przedarcia się do miasta ale wyraźnie czuł, że i tak trwa walka. Nie mógł ryzykować. Dotknął palcami jej policzka. Była cała rozpalona choć wokół panował chłód. Oddychała z trudem. Zacisnął dłoń na flakoniku z miksturą otrzymaną od nieznanego maga. Targały nim sprzeczne uczucia. Jeśli jej to poda jej stan może się jeszcze bardziej pogorszyć. Z drugiej strony jeśli nic nie zrobi ona może.. Obraz martwej Erzy znów go nawiedził. Czuł się żałośnie. Niby miał w sobie nie byle jaką moc. Dość wystarczającą by swego czasu uznano go za świętego maga. Niby zniszczył nie jedno mroczne ugrupowanie chroniąc tym samym wiele istnień przed ich wpływem ale los po raz kolejny mu pokazał, że nie jest w staniu uchronić najważniejszej dla niego osoby. Doskonale wiedział, że gdyby tylko przybysz chciał mógłby go unieruchomić jak wtedy na torach i najzwyczajniej ją porwać.
- Wybacz - wyszeptał do nieprzytomnej ukochanej - Naprawdę nie potrafię cię chronić.
Wpił palce w ziemie mierzwiąc ją, gdy te zwinęły się w pięść.
- O też tu jesteście - usłyszał znajomy głos.
Za drzewa wyszedł Gray. Na ciele maga nie było widać ran ale z twarzy wyraźnie wyczytał, że i on ma jakiś poważny problem. Jednak gdy tylko zobaczył stan Tytanii błyskawicznie spoważniał.
- Co się stało Erzie? - spytał czarnowłosy kucając przy nich - Znów walczyła ponad siły?
- Nie - pokręcił głową - To ten nadmiar magii dał nagle o sobie znać. Do tego pojawił się jeszcze ten dziwny koleś.
Pośpiesznie streścił mu wszystko co się działo od momentu, gdy widzieli się po raz ostatni. Gray wysłuchał go w milczeniu wyraźnie niepokojąc się o przyjaciółkę.
- Czyli kolejny dziwak złożył nam wizytę tylko po to by pogadać i dać kolejne lekarstwo - upewnił się - a co do niego to mogą je zobaczyć?
Bez słowa podał mu fiolkę. Gray przyglądał mu się przez chwilę uważnie po czym na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Możesz jej to bezpiecznie podać - powiedział zwracając fiolkę - Ur miała takie samo. Podobno kiedyś podawała je Ultear by obniżyć jej nagłe przyrosty magii.
Jellal poczuł ulgę. Może i trudno porównać utalentowane ale zwyczajne dziecko z doświadczoną wojowniczką, która przebrnęła już przez nie jeden bój. Słowa Gray'a jednak go uspokoiły. Powoli zdjął zawleczkę i wlał kilka kropel z buteleczki do lekko rozwartych ust Erzy.
- Jeśli to się nie uda to przepraszam - powiedział przytulając ją.
W tej chwili nie interesowało go nic poza nią. Nie liczyła się potężna smocza zabójczyni walcząca z Natsu kilka alejek dalej. Nie liczyły się demony buszujące w całym mieście. Nie wiedział jak długo trzymał ją w uścisku kiedy poczuł jak delikatnie się porusza. Odetchnął z ulgą. Lekarstwo jednak
- Jellal - powiedziała niezbyt wyraźnie powoli odzyskując świadomość.
Cieszyła się, że w tej chwili nadal jest nieco czerwona od nagłego przyrostu magii bo jej twarz zalał równie szkarłatny co włosy rumieniec. Jellal przyciskał ją do siebie. Było to niesamowicie przyjemne uczucie, a jednak zrobiło jej się niewiarygodnie przykro. Znów mogłaby pomyśleć, że chce by było między nimi coś więcej. Nie bądź głupia. Skarciła samą siebie. To tylko zwyczajna, przyjacielska troska. Przecież zesłabła na jego oczach. Jellal delikatnie się od niej odsunął. Bał się, że jak alej będzie jej dotykał to się zatraci.
- Nic ci nie jest? - upewnił się.
- Wszystko dobrze - odparła rzeczowo - Czemu zostawiłeś Natsu samego?
- No to już wiemy, że wszystko z nią w prządku - podsumował Gray widząc zaciekłość w oczach przyjaciółki.
- A tobie co? - zwróciła się do lodowego maga, który od razu znieruchomiał - Znów zachowujesz się jakbyś coś ukrywał.
Na szczęście dla Gray'a ich rozmowa została przerwana przez tumany dymu dobiegające od strony miasta.
- Co tam się dzieje - Jellal od razu poczuł falę niepokoju.
Oczywiście wszyscy wiedzieli, że i toczy się walka. Wiedzieli, że są tam ich przyjaciele z gildii ale jednocześnie wiedzieli, że jest tam też sporo nie posługujących się magią cywili. Erza od razu przyzwała na siebie zbroję lotu.
- Porozmawiamy o tym później - zarządziła - Na razie trwa walka i to na niej trzeba się skupić.
W tych okolicznościach było to, że nie musi wyjaśniać Erzie co zaszło. Czuł, że prędzej czy później o to zapyta ale miał trochę czasu na znalezienie odpowiednich słów. To dobrze bo sam potrzebował chwili by poukładać sobie w głowie to co się stało. Czemu ktoś z ich wrogów, jasno mówiących, że prędzej czy później zechcą porwać szkarłatnowłosą teraz im pomaga? Przecież logiczniej by było gdyby od razu ją porwali. Zniewolonego człowieka zdecydowanie łatwiej do czegoś przymusić niż gdy jest otoczony przez wiernych przyjaciół.
- Ile jeszcze będziesz się okłamywał, że możesz uciec od własnego zła? - usłyszał własny głos choć sam nic nie powiedział.
Obrócił się gwałtownie. W zniekształconej przez wiatr kałuży wody zauważył własne odbicie, które uśmiechało się do niego szyderczo.

Mira ledwie zablokowała napierającego z całą siłą na nią Laxus'a. Wnuk Makarova nie mogąc kontrolować własnego ciała był prawdziwym zagrożeniem. Zdecydowanie większym niż wtedy gdy zbuntował się podczas pamiętnego festynu. Wtedy mimo złości jaką odczuwała potrafiła go zrozumieć. Dorastał przecież w cieniu wzajemnej nienawiści ojca i dziadka. To nie mogło być łatwe. Stłumione emocje musiały znaleźć ujście ale wewnątrz pozostał tym samym chłopcem, który kocha swoją rodzinę. Teraz ten sam chłopiec mógł ją zabić. Odskoczyła, gdy kolejna błyskawica przeleciała obok uderzając w stół przecinając go na pół.
- Mira uciekał - krzyknął błagalnie Laxus - Nie panuje nad niczym co robię?
- Świadomość swoich działań w połączeniu z niemożnością ich kontrolowania musi być prawdziwą torturą - demonica uśmiechnęła się melancholie - Ciekawe jak wiele uczuć wtedy widać w oczach.
Mirajane zacisnęła zęby ze złości usilnie udając, że nie słyszy tego co ona mówi. Nie lubiła walczyć, a już zwłaszcza z kimś bliskim. Teraz jednam musiała przejść w trym ofensywy. Samą obroną nic nie da. Gra na przeczekanie z kimś takim jak Laxus nie miała sensu. Prędzej to on ją zmęczy niż na odwrót. Miał też przewagę możliwości. Kontrolowany przez demonice nie powstrzymywał się. Każdy jego cios przybierał na sile. Ona zaś nie chciała go skrzywdzić. Nie bardziej niż to będzie konieczne w związku z czym nie wkładała w ataki znaczącej mocy. Nawet prawie w ogóle nie atakowała.
- Laxus spróbuj się powstrzymać - krzyknęła gdy nie udało jej się wyminąć kolejnej błyskawicy i z hukiem wylądowała na podłodze.
- Próbuję mała ale wygląda na to, że to silniejsze ode mnie - wyszeptał Laxus a w jego oczach pojawiły się prawdziwe łzy - Uderz mnie porządnie. Wiem, że potrafisz. Użyj tego.
Twarz Miry przybrała odcień jej włosów. Atak o którym mówił Laxus już dawno został przez nią ciśnięty w najodleglejsze zakątki umysłu. Nawet w najostrzejszych walkach nie chciała myśleć o jego użyciu. Atak, który zawsze zabija trafiony trafioną osobę.

Stracił koncentracje przez co stał się łatwym celem. Fontanna wody wystrzelona przez Ame przygniotła go do drzewa.
- Co z tobą? - spytała Ame zaskoczona zbyt łatwym powodzeniem - Czemu się nie bronisz? To wcale nie jest zabawne jeśli tylko ja mam cię tłuc.
Posłał jej otępiałe spojrzenie. Przez te kilka sekund od usłyszenie krzyku Lisanny zupełnie zapomniał o tym co się dzieje. O walce. Zdziwiona Ame zatrzymała się kumulując w dłoni.
- Lisanna - odparł krótko.
Ogarnęło go silne ukłucie niepokoju. To był bez wątpienia jej głos. Coś się stało w mieście. Coś z nią. Przeklną się w duchu. Przecież miał jej pilnować. Czyżby znów spaprał robotę? Najgorsze było, że miał zablokowany węch smoczego zabójczy.
- Słuchaj Ame - zaczął powoli - Możesz mi coś powiedzieć zanim wznowimy walkę?
- „Coś” ale co? Myślałam, że po prostu mamy się ponarażać by sprawdzić, które z nas jest lepsze - zdziwiła się.
- Chcę cię swoim prosić byś sprawdziła, czy w mieście nadal ktoś jest - powiedział - Chodzi o jedną konkretną osobę.
- Niby bym mogła ale nie znam zapachu o którym mówisz - odparła.
Natsu potrzebował chwili by uświadomić sobie, że Ame faktycznie może nie znać Lisanny. Dla niego było to tak oczywiste, że nawet nie brał pod uwagę tego, że ktoś może mieć zupełnie inny punkt widzenia.
- No wiesz. Taka wysoka, szczupła, białowłosa - Pomachał rękami jakby obrysowując jej kształt - Jest bardzo miła dla wszystkich i lubi koty. No właśnie Happy powinien być gdzieś obok niej.
- Dobra ale co ma mi pomóc jej wygląd skoro mam kierować się zapachem - Ame była wyraźnie zdezorientowana - Może lepiej pójdziemy tam i sprawdzimy ale musisz mi obiecać, że jak już się upewnisz, że wszystko z nią ok to będziemy znów walczyć na całego.
Gdyby Natsu częściej analizował to co się wokół niego dzieje, z pewnością zadał by sobie pytanie czemu ta jest względem niego tak pomocna. Jednak takie zachowanie było zupełnie nie w jego stylu. Jego tok rozumowania był prosty. Skoro ktoś chce pomóc to nie może być przecież zły, prawda? Zresztą od porządku wątpił by rzeczywiście była taka zła jak twierdzą inni.
- Ok, to lecimy - zgodził się i razem z Ame pomknęli w kierunku miasta.

Dym napierał na nich coraz bardziej. Kaishi miał nie małe trudności z utrzymaniem bariery zwłaszcza, że część osób zdecydowanie za bardzo tłoczyła się przy nim utrudniając mu koncentracje. Teraz doszły do tego jeszcze sprzeczne żądania magów. Jedni chcieli by wypuścił ich walczyć, drudzy kategorycznie tego odmawiali.
- Musimy walczyć - krzyknęła Sherry - Przecież chowanie się nic nie da.
- To prawda - potwierdziła Wendy - Być może jakoś uda nam się odzyskać
Kiedy szok opadł wszyscy zaczęli zastanawiać się jak pomóc Lisannie. Co miał konkretnie na myśli demon mówiąc, że jest potrzebna do planu. Nikt nie zamierzał patrzeć jak tracą kolejnego z towarzyszy. Meredy po kilku minutach wahania, czy nie zostać i pomóc postanowiła wyruszyć po Mirę i Laxusa zamiast Sherry. Szczerze to nieco żałował, że to akurat musi być ona. Choć dogadywał się z prawie każdym członkiem gildii to z nią miał jeden z lepszych kontaktów. Wendy chciała nadal iść po Erzę ale zdaniem Carli powinni byli zostać pod barierą. Biała Exceed'a nie chciała nawet słyszeć o opuszczeniu schronienia. Podejrzewał, że wciąż obawia się tego co zobaczyła w wizji. Szczerze to sam nie był przekonany, czy aby teraz nie ma racji. Ostatnie czego chciał to pożegnać się z tym światem. Z drugiej strony jego pogodna natura kazała mu zauważyć, że przekręcenie się na jednej z najfajniejszych imprez roku jest całkiem spoko perspektywą.
- Skoro masz już ją to czego nadal tu szukasz- wybełkotał panicznym szeptem Reedus - Nie żeby mi na niej nie zależało ale musimy myśleć o dobru gildii - dodał szybko - Tak będziemy starali się ją odzyskać ale...
- Weź się ucisz - Skarciła go Kinana.
Choć sama nie umiała posłużyć się żadną magiczną umiejętnością teraz zapalczywie ściskała w dłoniach pikę będącą do niedawna częścią wystawy.
- Ja bym poleciał sprawdzić co z Levy i Gajeel'em - odezwał się Lily - Mieli iść po Lucy i nie ma od nich kontaktu.
- Najpewniej po prostu się zabarykadowali w jej mieszkaniu - stwierdził Macao.
- Tak ale Gajeel nie jest z tych co by siedzieli bezczynnie - zauważył Romeo.
Nagle Asuka wydała z siebie radosny okrzyk wskazując na coś palcem. Z okolic parku wybiegali właśnie Erza, Jellal i Gray. Cała trójka błyskawicznie wskoczyła w tłum włączając się do walki. Erza nie analizowała tego co się dzieje. Po prostu pruła naprzód chcąc ochronić swych towarzyszy. Już i tak za dużo czasu stracili na bezczynności.

Obróciła się w stronę Jellal'a. Niebieskowłosy chłopak wpatrywał się w kałuże z wypisanym na twarzy strachem. W pierwszym odruchu pomyślała, że może być to po prostu kolejna z pułapek Ame ale nie było w niej nic niezwykłego. Dopiero po chwili przypomniała sobie o tym co Jellal rzekomo widział w lustrze.
- Znów to samo? - spytała łagodnie kładąc mu rękę na ramieniu.
Niedawno zwierzył jej się z tego co czasem widzi w odbiciu. Wierzyła mu choć, gdy sama się temu przypatrywało jego wizerunek w lustrze był całkiem normalny. Za to w jej sercu pojawiała się kolejna szpilka. W odbiciu byli razem, a to w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej. Nie byli wcale razem. Za każdym razem, gdy próbowała się zbliżyć napotykała na niewidzialną ścianę z jego strony. Wmawiała sobie, że się z tym pogodziła ale nie była to zupełna prawda. Tak, traktowała go jak wcześniej ale bycie przyjaciółką osoby, którą tak naprawdę dążyło się znacznie większym uczuciem było coraz trudniejsze. Po raz kolejny wokół jej serca narastała zbroja, która miała chronić ją przed prawdziwymi uczuciami.
- Mówi, że już niedługo okaże się kim naprawdę jestem - odparł.
Zauważyła, że zaczyna drżeć na całym ciele. Przeczuwała co musi teraz czuć. Kiedy ona przez osiem lat dręczyła się tym, że nie może pomóc przyjaciołom wciąż uwięzionym w wieży niebios on musiał znosić jeszcze większe męki, kiedy jego ciało robiło to wszystko wbrew jego prawdziwej woli. Ale klątwa Ultear już dawno minęła, prawda?
- Jellal - zaczęła - Cokolwiek to jest to raczej nie ma nic wspólnego z tym co już się zdarzyło. Przecież to niemożliwe byś nadal był pod wpływem zaklęcia.
- To coś mówi, że wcale nie chodzi i nigdy nie chodziło o zaklęcie - wydyszał - To mówi, że ja sam w sobie jestem po prostu przeklęty - przerwał na chwilę, a potem dodał - Erza ja nie chcę by się to powtórzyło. Nie chce nikogo już krzywdzić. Zwłaszcza ciebie.
Kolejny dwuznaczny sygnał. Znów miała się zarumienić ale zdusiła to w sobie.
- Jellal - zaczęła - Na pewno znajdziemy rozwiązanie ale teraz musimy pomóc tym co są w niebezpieczeństwie.
- Masz racje - powiedział już opanowany - Przepraszam że przez moment zachowywałem się jak ostatni egoista. Teraz pomóżmy innym.

Zbyt dobrze go znała by wierzyć, że naprawdę sobie odpuścił. Też ją to niepokoiło ale teraz musieli pozbyć się obecnego zagrożenia. Za pomocą miecza ze zbroi oczyszczenia przedzierała się przez dym. Specjalną właściwością tej broni było to, że swym ciężarem. Dym nie był wyjątkiem.
- Uważaj, Erza-san to coś porwało Lisannę - zawołała Wendy spoza bariery.
Na te słowa wstąpiła w nią złość. Po raz kolejny jej towarzyszka została skrzywdzona, gdy była niedaleko. Niedaleko ale nie tuż obok jak powinna. Gray tuż przy niej starał się stworzyć wokół areny walki lodową zaporę by ochronić domy mieszkańców miasta. Jellal wystrzelił kilka świetlistych kul w stronę czarnego dymu ale żaden z ataków nie skutkował.
- Marne wróżki - rozległ się głos demona - Myślicie, że to mnie powstrzyma?
- Miecz Erzy jakoś się przytrzymuje - rzucił nieco żartobliwie Kaishi zza bariery.
- To i tak bez znaczenia - odparł demon - Zrobiłem już co trzeba i mogę się bawić do samego końca. Jak pewnie wiecie demony nie umierają nawet jeśli myślicie, że zostały zabite.
- Nie rozumiem - krzyknęła Sherria teraz już mając łzy w oczach - Zanim zabrałeś Lisannę po prostu się nami bawiłeś. Mogłeś to zrobić wcześniej, prawda? Tak samo jak teraz możesz po prostu zrobić z nami prawie wszystko. Co masz z tego, że się powstrzymujesz.
- Wy ludzie po prostu nas nie rozumiecie - odezwał się demon z ironicznym śmiechem - Dla was niezrozumiałym jest piękno siania czystej trwogi i niepewności.
Erza nie zamierzała go dłużej słuchać. Przez jej głowę zaczęły przelatywać wszystkie możliwe użycia różnych zbroi. Ta, której obecnie używała mogła go przytrzymać ale nic poza tym. Właściwie dysponowała jedną odpowiednią na takie sytuacje. Zakupiła ją jakiś czas temu i jeszcze nie miała okazji przetestować choć śmiertelne starcie z demonem zdecydowanie nie będzie należało do łatwych testów. Na szczęście miała coś czego nie miał jej przeciwnik. Miała przyjaciół.
- Kaishi zdejmij barierę i przekaż ochronę Gray'owi - rozkazała - Wendy, Sherria wasza magia też może się przydać.
Wplątanie w to młodych czarodziejek nie było czymś o czym mogła spokojnie myśleć. Niestety ich zdolności wydawały jej się być tu niezbędne.
- Co planujesz? - spytał ją Jellal - Mogę jakoś pomóc?
Miała już mu odpowiedzieć, gdy niespodziewanie zza zakrętu wybiegł Natsu w towarzystwie Ame. Smocza zabójczyni widocznie nie miała względem nich wrogich zamiarów. To dodało jej otuchy. Ich salamander po raz kolejny pokazał, że jest dobry w przeciąganiu smoczych zabójców na właściwą stronę. Jednak w oczach przyjaciela dostrzegła coś innego. On już wiedział co zaszło. Nie przerwałby przecież walki, nawet z nowym przyjacielem od tak. W jego oczach pojawił się błysk niepokoju. Już zanim otworzył usta wiedziała co powie.
- Gdzie jest Lisanna? - spytał.
- To moja winna - zachlipał Happy wlatując w jego ramiona - Mieliśmy polecieć po Mirę, gdy ta dziwna ściana pojawiła się przed nami i ją chwyciła. Nic nie mogłem zrobić. Trzymałem Sherrię bo Lis uparła się by lecieć na własnych skrzydłach, przepraszam - łkał wtulony w niego.
Zdołała jeszcze dostrzec morderczy błysk w oczach Nastu nim jego ciało pokryło się całkowicie płomieniami.

Na szczęście okazało się, że Yukino była tylko trochę poobijana. Choć jeszcze w szoku zdołała im dostarczyć cennych informacji.
- To był demon - powiedziała - demon ja zabrał, gdy użyła klucza lwa. Zamiast niego z bramy wyłoniło się to coś i nim zdążyłyśmy jakoś zareagować po prostu ją wciągnęło. Sama brama była dziwna. Ona eksplodowała. O czymś podobnym jeszcze nigdy nie słyszałam - przycisnęła sobie podany przez Gajeel'a termos do głowy.
- Nie rozumiem - zdziwiła się Levy - Jaki związek mają demony, które jak wiemy są tworami Zeref'a z gwiezdnymi duchami.
- No właśnie apropo duchów - wtrącił Gajeel - Nigdy jakoś się nad tym nie zastanawiałem ale skąd one się wzięły? Jak teraz i im odbija może warto znać źródło.
- Cóż tego do końca nie wiem - odparła Yukino - Pierwsze wzmianki o nich sięgają ponad tysiąca lat wstecz.
- To dość czasu na zmiany zauważyła Levy - Może to co się teraz dzieje w królestwie duchów jest bardziej naturalne niż nam się zdaje.
- Niezupełnie - zaprzeczyła Yukino - Prawa gwiezdnych duchów jasno wskazują, że czasem te się zmieniają. Może to być zmiany wyglądu, charakteru, a czasem nawet mocy jednak to nie dzieje się od tak po prostu. Zresztą gdyby coś się u nich działo ogarnęło by wszystkich, a nie tylko te które należą do Lucy.
- Dobrze, jeszcze jedno pytanie - kontynuował Gajeel - Ogniomiot powiedział, że kiedy do was przyszedł to coś cię jakby testowało, a potem sobie poszło. Długo myśleliśmy, że ta sama osoba przyjdzie i po Lucy ale zniknęła bez śladu.
- Tego niestety nie wiem - Yukino spuściła wzrok - Ale jestem pewna jednego. Lucy jako, że ma więcej kontaktów z gwizdami duchami jest bardzo atrakcyjnym celem dla łowców nagród. Jednak wobec tego co się wokół nas dzieje ci są najmniejszym problemem.
- Nie musisz tego mówić - westchnął Gajeel.
Za okna dało się dojrzeć błyski toczącej się w środku miasta walki. Jego dusza wojownika, aż prosiła o włączenie się do potyczki ale teraz słuchał jedynie głosu swego serca. Kto by pomyślał, że on lubujący się w okrutnym traktowaniu swych wrogów tak zmięknie, gdy w jego pobliżu pojawi się pewna niewinna, niebieskowłosa osóbka. Przy niej czuł się niezwykle dobrze. Mimo, że tego nie okazywał lubił spędzać z nią czas. Irytować ją nazywając maleństwem. Wysłuchiwać jak tłumaczy dojście do celu z jak najmniejszą koniecznością korzystania ze środków lokomocji wcale nie dlatego, że się w trym gubił, a tylko po to by słuchać jej głosu. Teraz, gdy przechodziła przez amnezje po prostu musiał ja wspierać. Nawet za cenę swego życia.

Mirajane cofnęła się o krok kręcąc przy tym głową. Nie mogła tego zrobić. Po prostu nie mogła. Zabicia wroga było ostatecznością do której nigdy nie chciała dopuścić, a zabicie przyjaciela nawet nie przechodziło jej przez myśl.
- Nie zgadzam się - krzyknęła - Musisz z tym walczyć.
Laxus coraz bardziej spychał ja do pozycji w której niewiele mogła zrobić. Nawet w formie duszy szatana, która wzmacniała jej odporność była coraz bardziej wyczerpana. Ona się tylko broniła podczas gdy ataki Laxus'a wciąż przybierały na sile.
- Może tak łaskawie mnie znokautujesz - warknął Laxus, gdy kolejna z jego błyskawic trafiła ją w ramię.
Raptownie się cofnęła, a jej noga nieopatrznie zaczepiła o przewrócone krzesło. Nawet się nie zorientowała kiedy wylądowała jak długa na podłodze. Widząc zbliżającego się Laxusa, kumulującego potężny piorun kulisty nostalgicznie przypomniała sobie o wszystkich walkach w ich gildii. Często po nich było gorsze pobojowisko niż te tutaj. Różnica była taka, że teraz zamiast radosnych spojrzeń swych towarzyszy widziała lodowaty wzrok demonicy oraz skołowany Laxus'a.
- Wiem, że potrafisz mnie powstrzymać - wyszeptał - Proszę zrób to jak należy. Nadal masz kogoś kto cię potrzebuje. Lisanna nie może zostać sama.
Tych słów nie mogła znieść. Może i był kontrolowany ale wciąż potrafił powiedzieć coś takiego, że budziło to w niej prawdziwego demona.
- Przegiąłeś - krzyknęła podrywając się i łapiąc go za kołnierz
Momentalnie złapała go za kołnierz i zrobiła najmniej spodziewaną przez wszystkich rzecz. Pocałowała go tak namiętnie jak tylko potrafiła. W tym samym momencie przez jej ciało przetoczyła się spora dawka elektryczności.

Natsu czuł wszechogarniającą złość. Otaczające go płomienie strzelały wysoko w górę. Po raz kolejny ją stracił. Ok, może i to nie to samo co z Edolas ale i tak nie mógł sobie tego darować. Miał być przy niej, a tymczasem znów wkręcił się w te całe szukanie smoka. Igneel był dla niego niezwykle ważny ale od jego zniknięcia poznał znacznie więcej osób za które był gotowy skoczyć w ogień. No dobra w jego przypadku tym ogniem była wkurzona Erza ale przekaz był mniej, więcej ten sam. Chciał teraz spalić wroga. Rzucił porozumiewawcze spojrzenie dla stojącej obok Tytanii. Chciał po prostu zająć się tym osobiście.
- Masz ostatnią szansę by ją oddać - krzyknął w stronę demona.
Miał szczerą ochotę nie tylko go pokonać jak każdego dotychczasowego przeciwnika ale zgładzić go tak by przestał istnieć. Takiej ochoty nie miał ani wtedy, gdy Phantom Lord zniszczyli jego gildię, ani gdy większość jego towarzyszy została zmieniona w kryształ, gdy przenieśli się do Edolas. Nawet gdy niedawno Erza była torturowana przed tego Szkieletona na ich oczach nic nie mogli zrobić nie czuł takiej żądzy spopielenia kogoś. Ten kłąb czarnego dymu odpowiadał za zabranie mu bardzo cennej osoby.
- Masz ją oddać - powtórzył - inaczej ci nie podaruje.
- Niby czemu mam słuchać się takiego robaka jak ty - zaśmiał się demon - Jam jest potężny Smog.
- A ja Natsu ale to ci się na niewiele zda - odparł dziwnie stanowczym jak na siebie tonem.
- W takim razie i ja nie będę się powstrzymywał - mruknął Smog.
Tworzący go dym zaczął wpełzać pod stopy Natsu ale natychmiast się cofnął. Nogi smoczego zabójcy wytwarzały taką temperaturę, że nie potrafił ich dotknąć.
- Co to za podejrzana moc - warknął wściekle Smog - My demony jesteśmy odporne na tak skrajne temperatury. To nie jest ogień.
- Sorki ale jednak jestem smoczym zabójcą ognia z małą domieszką błyskawicy - odparł Natsu - Nie mam pojęcia co to znaczy ten twój bełkot o czymś skrajnym ale to chyba oznacza, że mam przewagę - przerwał i spojrzał w stronę Erzy - Bo to akurat to znaczy, prawda? - upewnił się.
- Owszem to właśnie oznacza odporność - potwierdził zza szkarłatnowłosą Jellal.
Bardzo zainteresowały go słowa demona. Są odporne na gorąco, a jednak coś w Natsu podziałało na tego. Pytanie tylko czy to Salamander wytwarza zbyt duże ciepło, czy jego rodzaj magii jest zupełnie inny niż oni sami myśleli.

Meredy wbiegła do małej kafejki w chwili, gdy jej oczom ukazał się upiorny widok. Laxus trzymał w dłoniach nieprzytomną demonice. Właściwie przez moment myślała, że to bogu ducha winna dziewczyna ale zobaczyła te rogi. Nie można było mówić o przypadku. Tuż obok na podłodze leżała nieprzytomna Mirajane.
- Co tu się stało? - wyszeptała.
- Przez to coś - rzucił znokautowaną demonice na podłogę - Skrzywdziłem Mirę. Ma jakąś podejrzaną zdolność kontroli.
- Coś jak moc opętania Ul? - spytała ostrożnie podchodząc do barmanki.
- Nie, ja cały czas byłem świadomy. Mogłem z nią rozmawiać ale ciało mnie nie słuchało - odparł - Co z nią? Wydobrzeje?
- Nie martw się - uśmiechnęła się lekko - Tylko zesłabła ale Wendy nie powinna mieć problemów z poskładaniem jej do kupy.
- To dobrze - odetchnął z wyraźną ulgą - Masz coś by ją związać?
- Niezbyt - zaprzeczyła - ale zawsze możemy użyć konwencjonalnych metod - to mówiąc podniosła z ziemi gruby sznur - Na długo to nie starczy ale może dzięki temu uda nam się ją przetransportować do gildii.
Laxus nieco w to wątpił. Dziadek może i swego czasu zrobił kilka anty magicznych cel, które głównie służyły by uciszyć zapędy Natsu, gdy ten pieklił się, że znów nie awansował na klasę S, czy chciał zrobić jakieś głupstwo i nie zostawiał im wyjścia. Niestety to działało bo ten był magiem ale czy zadziała na demona dysponującego klątwami?

Kiedy tylko Yukino doszła do siebie na tyle by samej iść Gajeel chciał natychmiast zaprowadzić czarodziejki do gildii. Przebywanie w mieszkaniu w którym przed chwilą zniknęła bez śladu Lucy było nieco ryzykowne.
- Mała - zwrócił się do Levy - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli tym razem poniosę tą koleżankę zamiast ciebie.
- Naprawdę nie musisz traktować mnie jako bagażu - skarciła go - Ile razy mam powtarzać, że straciłam pamięć ale funkcjonuje normalnie.
- No właśnie i nie pamiętasz naszych wspólnych chwil - odparł po czym dodał - Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Mam dość siły by ponieść was obie.
Przysłuchująca się tej wymianie zdań Yukino nawet nie zdążyła zareagować gdy chwycił ją pod jedną pachę. Za to przerzucona przez drugie ramie Levy zatonęła we własnych rozmyślaniach. Czy dobrze rozumiała znaczenie słów „Wspólne chwile”?

Jellal, Erza i Gray wraz z Ame, która bardziej była odepchnięta tam przez Natsu, wycofali się pod barierę stworzoną przez Kaishi'ego. Nawet zza niej dało się odczuć rosnącą temperaturę. Jellal od dawna wiedział, że przyjaciel szkarłatnowłosej jest ponad przeciętnie silny ale to co się teraz z nim działo było dość zagadkowe. Znał magię ognia i został wychowywany przez smoka co już samo w sobie było dziwne ale teraz wydzielał z siebie tak wielkie ciepło, że nawet demon nie mógł go dotknąć. Co gorsza to gorąco zaczęło oddziaływać i na nich. Kilka stróżek potu zaczęło spływać po jego twarzy.
- Natsu powstrzymuj się nieco - krzyknął do niego.
- To na nic Jellal - odpowiedziała Erza - Natsu wpadł w jakiś amok.
Miała zacięte spojrzenie utkwione w smoczym zabójcy. Zauważył, że stoi dość sztywno ale nie zamierza się wtrącać.
- Czy on już kiedyś coś takiego robił? - spytał.
- Tylko raz - odparła - Wtedy gdy Lisanna rzekomo umarła.
- A teraz ta sana osoba została porwana i nie wiadomo gdzie jest - podsumował Kaishi.
Jellal rzucił mu szybkie spojrzenie. Od tego ich ostatniego zajścia trudno było powiedzieć by choć trochę go lubił. Wszyscy jego niechęć odbierali jako zwykłą zazdrość. Teraz mógł przyznać, że z porządku rzeczywiście tak było. Nie chciał by ten zbliżał się do Erzy tylko dlatego, że był zazdrosny o ich dobre relacje. Co ciekawe takiego uczucia nie żywił wcale do Natsu, Gray'a czy innych kumpli szkarłatnowłosej. Może dlatego, że prawie każdy z nich miał już wyjątkowo ważną dla siebie osobę. Kaishi zaś dużo czasu spędzał w towarzystwie Erzy. Teraz już zdecydowanie by wolał by ten po prostu był zakochany w Tytanii niż skrycie planował jej krzywdę. Pamiętał jak jeszcze dziś usłyszał jak Juvia z Meredy żartowały jak sprawić by ten zszedł się z Scarlet. Pamiętał jak do niedawna bardzo nie lubił, gdy ta po prostu z nim rozmawiała to teraz się tego bał. Cały czas analizował jak znaleźć rozwiązanie by Erza znów była bezpieczna. Teraz to uczucie się spotęgowało. Demony znów ruszyły do ataku i tym samym zrodziło się kolejne zagrożenie. Nie zamierzał tego tak po prostu tolerować.
- Coś długo nad tym myślałeś - rzucił wściekle - Może jeszcze powiesz skąd posiadasz takie informacje.
- No bo sam demon nam to powiedział geniuszu - odparła Bisca prawie trafiając go trzymaną w ręku strzelbą - Coś z tobą jest ostatnio naprawdę nie tak - oświadczyła przeładowując swoją broń - Zachowujesz się nieco jak zwierzyna, którą obieram sobie za cel. Wiesz, że coś ci grozi a jednocześnie nic nie możesz na to poradzić.
Te słowa nieco zmieszały niebieskowłosego maga. Przecież sam demon przed chwilą to powiedział. Co do reszty wypowiedzi to zielonowłosa kobieta nawet nie wiedziała jak celnej metafory użyła. Rzeczywiście biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności mógł być jak zwierzyna. Nie mógł nic konkretnego zrobić by wydostać się poza obręb zagrożenia. Bez słowa przeniósł spojrzenie na Natsu. Ta walka powinna być przecież na ten moment najważniejsza. Zlikwidowanie tego co obecnie im zagraża zwykle jest priorytetem. Tymczasem niewiele go interesowała. Czuł się jak w wielkiej psychologicznej klatce. A może, jak zauważyła Bisca, rzeczywiście w takiej tkwił.
- Em, a po co ja wam tutaj jestem potrzebna? - rozległ się głos a ich plecami.
Była to Ame na która nikt do tej pory nie zwracał szczególnej uwagi. Stała za nimi spokojnie przypatrując się temu co się wokół niej dzieje.
- Czego tu od nas chcesz - krzyknął Macao odskakując jak oparzony w tył - Ostrzegam swego czasu byłem szanowanym mistrzem tutejszej gildii.
- Nic na to nie poradzę. To syn Igneel'a mnie tu wepchnął - odparła - ale nie mówiłam do ciebie tylko do Kaishi'ego.
- Do Kaishi'ego - teraz to Erza była zaskoczona - To wy się znacie?
Jellal od razu obrócił się w jego stronę. Ujawnił się od tak? Choć słynną już z lekkiego podejścia do „napiętych spraw” nie był też głupcem by od tak się przyznać przy wszystkich.
- Ano znamy - potwierdziła Ame - ale to trochę skomplikowane.
- Tak to cała jesteś skomplikowana - rzucił Gray - Raz nam pomagasz, a potem znów chcesz walczyć, czy zrobić jakieś inne dziwactwo.
- Ja to wytłumaczę - zadeklarował szybko Kaishi - Widzicie sprawa z Ame jest nieco bardziej skomplikowana niż się wydaje na pierwszy rzut oka...
Ogromna ściana ognia uderzyła w barierę. To trwało tylko chwilę ale temperatura wewnątrz środka drastycznie wzrosła.
- Co on wyprawia - krzyknął Gray wypuszczając tak wiele chłodnego powietrza jak tylko był w stanie - Rozumiem, że teraz walczy z pragnieniem zemsty ale jak tak dalej pójdzie ugotuje nas wszystkich zanim pokona wroga.
Natsu ledwie zauważył samo przybycie Erzy i reszty. Nie było to teraz dla niego ważne. To co się liczyło to zmiażdżenie wroga. Nie wiedział jak długo zbierał energię o ciosu ale gdy w końcu wybuchł rozrzucając wokół siebie płomienie. Nigdy wcześniej nie używał tego ataku. Wypruło to z niego niemal całą energię ale było skuteczne. Każdy najmniejszy fragment Smoga zniknął. Nie czuł już demona. Wygrał. Zmiótł go. Jednak nie czuł nawet najmniejszej satysfakcji.
- Lisanna - krzyknął uderzając pięściami w ziemię - Gdzie jesteś?
Kaishi zdjął barierę i wszyscy zaczęli do niego podchodzić. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Fakt pokonania wroga nie zmywał faktu, że po raz kolejny kogoś stracili. Nagle smoczy zabójca poderwał się z ziemi i zbliżył się do Ame.
- Ty - warknął - wcześniej wysłałaś gdzieś Elfman'a, a teraz zabrano nam też Lis.
- Nie wiem gdzie - Ame nadęła policzki - Przyszłam tutaj tylko po to by z tobą zawalczyć.
- Ale za zniknięcie Elfman'a odpowiadasz - zauważył Jellal.
- No ej - Kaishi przerwał tę wymianę zdań - Właśnie chciałem wam powiedzieć, że to co zrobiła nie jest do końca jej winą.
- W porządku - odpowiedział Bisca - W takim razie może nadszedł czas byś się przed nami nieco otworzył? Chętnie wysłuchamy też ciebie Ame. Wiele możemy zrozumieć ale musimy wpierw wiedzieć o co chodzi.
Kaishi uśmiechnął się dając podstawy sądzić, że zaraz coś powie ale przerwał im nagły rozbłysk światła. Obok nich otworzył się portal z którego niespodziewanie wypadł muskularny, białowłosy mężczyzna.
- Elfman - krzyknął ktoś z tłumu.

Starszy człowiek bacznie przypatrywał się uwięzionej w magicznej pułapce kobiecie. Runy podane im przez pierwszą zadziałały idealnie. Nawet niesamowicie silny mag nie mógł się z niej uwolnić jak nie spełni praw danej pułapki. Nie podejrzewał jednak, że wróg da się złapać tak łatwo.
- Postaw tylko krok za obręb świecącego okręgu, a zostaniesz rozerwana na strzępy - ostrzegł - Nie chcemy cię skrzywdzić ale nie możemy cię też wypuścić nim nie udzielisz nam konkretnych informacji.
Trick odrzuciła z głowy kaptur odsłaniając swą smukłą twarz i długie czarne włosy. Mimo niesprzyjających dla siebie okoliczności nie przestawała się uśmiechać.
- Witam drogich mistrzów - odpowiedziała nonszalancko - Naprawdę cieszę się, że to niemal kompletne spotkanie najważniejszych głów gildii tego kraju.
- Teraz to będziesz udawać milutką - rzucił wściekle Goldmine żując w zębach wykałaczkę - Kurcze czemu złe laski są tak ładne.
- Odbieraj to sobie jak chcesz ale chyba nie myślisz, że weszłam w gniazdo starych os jak głupia dziewczynka - zaśmiała się - Ale nie wszyscy są takimi debilami, prawda panienko Mavis?
- Jesteś mądrzejsza niż podejrzewałam - odparła pierwsza mistrzyni materializując się przed nią - Dodatkowo wyczuwasz moją obecność, a przecież mogą zrobić to tylko ci co mają znak Fairy Tail.
- Owszem taka jest teoria tej magii - odparła spokojnie Trick - ale od teorii do praktyki jest spory kawałek drogi. A na tej drodze jest pełno dziur w które można wpaść.
To mówiąc rozpłynęła się w powietrzu i po chwili pojawiła się na schodach prowadzących na piętro.
- Jak to możliwe - Mavis była w szoku - przecież wykonałam tą pułapkę idealnie.
- Owszem - potwierdziła Trick - ale będąc ścisłym. Wykonałaś ją dokładnie tak jak była opisana w książce z której uzyskałaś ową wiedzę.
- Nie przyszłaś tu chyba jednak walczyć, co? - spytał Bob przenikając przez połowę biurka.
- Owszem - Trick jakby to było naturalne w tych okolicznościach skierowała się do wyjścia.
Nikt nie chciał jej powstrzymać, gdy powoli ich mijała. Zatrzymała się dopiero w progu by wypowiedzieć ostatnie zdanie przed swoim zniknięciem.
- Ktoś z waszych znajomych niebezpiecznie zbliża się do poznania prawdy, która nigdy nie powinna zostać odkryta.

Białowłosa czarodziejka drżała na całym ciele. Wokół niej było niesamowicie zimno. Była całkowicie naga. Podkuliła nogi pod siebie chcąc choć trochę się ogrzać. Została tu sprowadzona chwile potem jak czarny dym ją pochłoną. Bała się. Mogła w każdej chwili zginąć ale jednocześnie wierzyła. Wierzyła, że Natsu ją odnajdzie.

Blondwłosa czarodziejka czuła, że leży na czymś miękkim. Nie od razu do niej doszło co się stało. W głowie łomotało jej jak nigdy dotąd. Powoli zaczęło dochodzić do niej co się właśnie zdarzyło. Pamiętała eksplodujący portal i czarne, złowrogie ręce wysuwające się z niego. Kiedy ją chwyciły straciła przytomność. Doszło do niej, że została porwana. Znowu to ona wpadła w kłopoty z których tradycyjnie będą musieli wyciągać ją przyjaciele.
- Widzę, że się panienka zaczyna budzić - usłyszała nieznany głos.
Błyskawicznie poderwała się do pozycji siedzącej. Obok niej stała postać, którą najszybciej można by porównać do wysokiego mnicha w czerwonym kitlu. Odruchowo sięgnęła do paska ale nie zastała tam kluczy.
- Tego szukasz - Mężczyzna wyjął z kieszeni saszetkę z kluczami.
Pokiwała ostrożnie głową, a te zrobił rzecz jakiej się najmniej spodziewała. Oddał je jej. Jej kluczom nic się nie stało. Były tu wszystkie, które miała przy sobie. Wszystkie z wyjątkiem jednego. Klucza lwa. Loki. Wzywała go, gdy to wszystko się rozpoczęło. Prawdopodobnie upuściła go na podłogę w jej mieszkaniu. To była drobnostka bo skoro tak to musiał zostać znaleziony przez jej przyjaciół ale i tak czuła się winna. Czuła, że w pewien sposób wiodła ducha lwa.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała, gdy wreszcie odzyskała głos.
- Właściwie to nic złego jak możesz w tej chwili sądzić. Mam ci do zaproponowania pewien korzystny dla obu stron układ - powiedział jej rozmówca - ale przedtem odpowiedz mi na jedno pytanie. Chcesz stać się silniejsza? 
--------------------------------------------------------------------------------
29. Pomocna dłoń wroga.
Ok. Zdaje sobie sprawę, że rozdział nie jest najwyższych lotów, ani nie jest tak krwawy jak zaplanowała. Pisany był w niezłym stresie ale nie chciałam znów mieć kolejnego miesiąca bez rozdziału. Z osobistych powodów chyba przyśpieszą akcję szybciej niż chciałam by się toczyła. Tak, czy inaczej w kolejnym rozdziale skupię się nieco bardziej na relacjach uczuciowych naszych par. Tak, głównie Jerzy. No postaram się by notka była w sierpniu (pod koniec) ale obiecać nie mogę.