Jellal złapał ja nim upadła na
rozmokłą trawę. Strach o ukochaną kobietę był niemal
paraliżujący. Erza leżała w jego ramionach oddychając szybko i
ciężko. Nawet nie zauważył Natsu, który widząc co się dzieje
odpuścił gardę i nie zważając na Ame podbiegł do nich.
- Co z nią? - dopytywał się smoczy
zabójca.
Pokręcił tylko głową nie widząc co
odpowiedzieć. Znów czuł się winny. Powinien był przewidzieć, że
znów może coś ją spotkać. Przecież po wizycie w jej starej
wiosce i spotkaniu kilku naprawdę dziwnych osobistości dowiedzieli
się, że tym łotrom to o nią chodzi. Dotknął dłonią jej czoła.
Była cała rozpalona choć wokół padał chłodny deszcz.
- Jellal - wyszeptała - To tak parzy.
Za wszelką cenę
starał się zachować spokój ale nie było to wcale łatwe. Po raz
kolejny stanął mu przed oczami obraz martwej Erzy w jego ramionach.
- Spokojnie to
tylko nagły atak przeziębienia - starał się przekonać nie tylko
ją ale i siebie.
Domyślał się co
to może być. Pierwsze oznaki nadmiaru magii w jej ciele. Spojrzał
na Ame. Myślał, że smocza zabójczyni wyczuje okazję do
swobodnego ataku ale ta tylko się im przypatrywała z gałęzi.
- Nie zamierzasz
nas teraz zaatakować - wycedził chcąc móc jak najszybciej zabrać
szkarłatnowłosą do Porlyusicy.
- Nie zamierzam -
odpowiedziała uśmiechając się niewinnie - Chcę się pobawić
tylko z płomyczkiem. Wy możecie sobie iść.
Jellal nie wiedział
co zrobić. Z jednej strony nie mógł sam zostawić Natsu z tak
potężnym przeciwnikiem, a z drugiej Erza. Osoba, którą musiał
chronić za wszelką cenę.
- Natsu -
wyszeptała w gorączce Tytania - Musimy pomóc Natsu.
- Nie Erza -
pokręcił głową - Ty powinnaś odpocząć.
Czasem nie wiedział
czemu jest, aż tak zawzięta. Mogła ledwo żyć, a i tak nie
odpuszczała co już kilkakrotnie udowodniła.
- Zabierz ją stąd
- polecił Natsu, który też zdawał sobie sprawę ze złego stanu
Scarlet - Skoro chce mnie to pokażę jej na co stać smoczego
zabójcę ognia.
- A właśnie - Ame
jakby nagle sobie coś przypomniała - Wy też czujecie obecność
demonów?
Gajeel położył
Yukino na strzępach pozostałości kanapy. Był to i tak najlepiej
uchowany mebel w tym mieszkaniu. Levy przewalała jeszcze gruzy i
kawałki czegoś co kiedyś musiało być szafką z drobiazgami w
nadziei, że znajdzie coś jeszcze.
- To na nic mała -
rzucił przez ramię ale nawet nie ukrywał troski - Tu jej nie ma.
- Wiem -
odpowiedziała - ale to nie Lucy szukam.
To mówiąc
odsunęła na bok kawałek gruzu i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiedziałam, że
powinny tu gdzieś być - powiedziała podnosząc z ziemi klucz lwa -
Jej duchy powinny coś wiedzieć.
- Dobra znalazłaś
klucz ale jak przesłuchamy te astralne zombie? - westchnął nie
mogąc ukryć swej naturalnej zgryźliwości - Czy ja wyglądam ci na
skąpo ubraną panienkę?
- Wiem, że ty nie
dasz rady ale mogłaby to zrobić Yukino, gdy się ocknie -
wyjaśniła.
- Ok - zgodził się
smoczy zabójca - Ty jesteś ta mądra ale odpowiedz mi jeszcze na
jedno. Nasz blondyneczka dba jednakowo o wszystkich, więc czemu Leoś
wala się na podłodze podczas gdy reszta nie wiadomo gdzie jest.
- Prawdopodobnie
przy niej - Levy mimo amnezji nie traciła zdolności logicznego
postrzegania sytuacji - Skoro klucz leżał na podłodze mogła go
upuścić, gdy to coś się właśnie stało.
Gray czuł jak drży
każda jego najmniejsza część ciała. Kyouka pokazała mu zdjęcie.
Zdjęcie na którym był Silver. Stał otoczony upiornymi kreaturami
uśmiechając się do nich jak do starych przyjaciół. Nie miał
pojęcia skąd ta kreatura zna jego ojca. Nawet jeśli kłamała, a
zdjęcie było fotomontażem on nie mógł od tak jej zostawić i
odpuścić. Była wrogiem jego gildii. Musiał ją powstrzymać by
uchronić swych bliskich. Jeśli była demonem z księgi Zerefa
musiał starać się od samego początku. Nie ważne co mu pokaże,
nie może ulec.
- Chyba nie
myślisz, że będę z wami się kumplował - prychnął - Kłamstwo
czuć na kilometr. Takie ścierwa jak wy trzeba jak najszybciej
unicestwić. Nie mam zamiaru patrzeć jak stwory pokroju Deilory
pustoszą kolejne miasto. Tak się składa, że tym razem macie
pecha. Nie jestem już słabym dzieciakiem i zamierzam skopać wam
wszystkim dupska. Możesz być pierwsza jeśli już się nawinęłaś.
- Tylko kto
powiedział, że chce cię zabić, czy coś w tym stylu - Kyouka
posłała mu ważny, acz lodowaty uśmiech - Jestem tu by cię
przekonać do przejścia na naszą stronę.
- Cokolwiek zrobisz
odpowiedź będzie brzmiała przecząco - to mówiąc uformował w
dłoniach lodowatą lace.
- Przeznaczenie tak
czy inaczej zacznie cię doganiać jeszcze tej doby - odpowiedziała
spokojnie - To coś na co nie masz wpływu.
- Sugerujesz, że w
ciągu następnych dwudziestu czterech godzin zdradzę mych bliskich
spikając się z wami - rzucił pogardliwie - Słuchaj nie jestem
dobry w rozmowach ale za to mogę ci spokojnie skopć dupsko. Może
to cię przekona.
- Właściwie jeśli
ci zależy na nich to właśnie powinieneś zrobić - Kyouka nie
zdradzała żadnych uczuć - Zmiany w tobie wkrótce zaczną o sobie
dawać znać. A wtedy by nie krzywdzić bliskich przyjdziesz do nas.
Gray miał już
dość. Chciał właśnie rzucić lodową bronią w demonice ale
wówczas za jego plecami rozległy się krzyki przerażonych
mieszkańców. Mimo, że od placu Magnolii dzieliła go spora
odległość były one bardzo głośne. Odruchowo obejrzał się, a
gdy znów miał skupić się na walce okazało się, że demonicy nie
ma. Na trawie leżało tylko to zdjęcie, które mu wcześniej
pokazywała.
Kaishi otoczył
magiczną barierą część placu. Pod stworzoną przez niego kopułą
zgromadził się tłum mieszkańców. W oczach większości dało się
dostrzec strach. Trudno było się temu dziwić biorąc pod uwagę
fakt, że jeszcze przed chwilą beztrosko się bawili. Czarny dym
niemiłśernie napierał na osłonę zmuszając go do podtrzymywania
zaklęcia.
- Lisanna nie mogę
walczyć na poważnie, gdy wokół jest tyle postronnych - krzyknął
w stronę krążącej nad nim czarodziejki - Sprowadź swoją siostrę
i Laxus'a. Ich pomoc będzie niezbędna.
- To trochę
dziwne, że sami tu nie przyszli - zdziwił się Happy - Zwykle jest
wrażliwa na każdy hałas.
- Może, aż tak
pochłonęła ich potęga miłości - zachwyciła się nieco Sherry -
Choć muszę przyznać, że to strasznie nie na miejscu - dodała
szybko wyłapując spojrzenie innych.
- Wypadałoby też
sprawdzić co z Erzą i Jellal'em - zauważyła Carla - Jeśli moja
wizja jest prawdziwa to życie Erzy-san może być w
niebezpieczeństwie.
- W takim razie
rozdzielmy się - zdecydowała pośpiesznie Wendy - Ja, Carla, Happy
i Sherry polecimy do Erzy-san, a ty sprowadź tu Mirę-san.
Młoda czarodziejka
czuła jak puchate łapki Exceed'ki zaciskają się mocno na jej
bluzie. Zadarła głowę by na nią spojrzeć. Choć jej twarz
pokrywało białe futerko mogłaby przysiąc, że jest bardzo blada.
- Nie widziałam
dokładnie kto stał za zamachem w mojej wizji - uprzedziła jej
pytajne - Nie mogę, więc wykluczyć, ani stwierdzić, czy teraz nie
mamy do czynienia z tą osobą.
- Dobra miło się
gada ale może najpierw zajmiemy się tym dymiącym problemem, a
potem go przeanalizujmy pod kątem wróżbitki - przerwał im
zniecierpliwiony Kaishi.
Co ciekawe głos,
który ewidentnie należał do ich oprawcy nie odezwał się już ani
razu odkąd oznajmił, że mu śpieszno. Lisannie skojarzył się on
z samozwańczym stróżem stróżem prawa. Katem, na którego przed
laty polowała z rodzeństwem. Osoba ta miała w zwyczaju podchodzić
do ofiary i mówić jej tylko to, że zaraz ją zabije. Nie ważne
jak długo trwała potem walka nie odzywał się ani słowem. Z tym,
że ten nie wytrzymał pięciu minut walki z Mirą.
- Dobra lecę po
nich - krzyknęła.
Odwracała się już
w powietrzu, gdy czarna chmura dymu zagrodziła jej drogę.
Laxus jako pierwszy
zareagował wybuchając głośnym śmiechem. Dla niego sytuacja
przedstawiała się jednoznacznie. Jakaś dziewczynka nauczyła się
magi demonicznego przejęcia i teraz chce przyrównywać się do
Mirajane.
- Słuchaj mała -
zaczął - nie wiem do jakiej gildii należysz ale powiem ci jedno.
Nikt nie zasługuje na miano demona bardziej niż nasza barmanka,
więc może znajdziesz sobie inną ksywkę.
- Nawet jeśli
jestem prawdziwym demonem - nowo przybyła osoba miała uprzejmy, acz
nieśmiały ton głosu. Dłonie zakryte znacznie za długimi rękawami
przyciskała sobie do ust obserwując ich uważnie.
- Dobra bądź
sobie kim tam chcesz ale możesz nam nie przeszkadzać jesteśmy w
trakcie no wiesz... - ostatnie słowo jakoś nie chciało mu przejść
przez gardło.
- Randki -
dokończyła za niego Mirajane.
Blondyn kiwnął
tylko potwierdzająco głową. Choć między nim a białowłosą
zdawało się być wszystko wyjaśnione zaczął odczuwać pewien
dyskomfort. Mimo swych seksistowskich uwag swego czasu nigdy nie miał
prawdziwej dziewczyny. Kiedy jest się w pobliżu kogoś tak
zaborczego jak Freed trudno o bliższy kontakt. Lubił gościa ale
jego uwielbienie bywało męczące. Zwłaszcza kiedy graniczyło z
gejowskimi podchodami. W sumie nawet po tylu latach znajomości nie
był pewien co do jego właściwej orientacji. Teraz nie było go
przy nim przez co nie musiał zawracać sobie głowy wysłuchiwaniem
jaki to on nie jest wspaniały. Było to miłe, acz na dłużą metę
bardzo męczące.
- Dobra paniusi
jeśli tak bardzo chcesz to możemy zawalczyć, a wtedy pokażesz mi
jak bardzo to nie jesteś zła - rzucił chcąc mieć to zajście jak
najszybciej z głowy.
- Zgadzam się -
odpowiedziała - W takim razie potraktuj swoją towarzyszkę
piorunem.
Laxus był zbyt
zaskoczony by choć próbować zareagować. Jego ręka samowolni
podniosła się do góry po czym uformował się w niej ładunek
elektryczny. Błyskawica przeszyła powietrze trafiając w lewe ramię
Miry.
- Co ty robisz? -
wyszeptała równie zaskoczona tym zajściem co on.
- Nie mam pojęcia
- odparł nie kryjąc szoku - Moje ciało mnie nie słucha.
Ledwie to
powiedział z jego ręki wystrzelił kolejny piorun. Tym razem
Mirajane zdołała uskoczyć aktywując jedną ze swoich dusz.
- To twoja sprawka
- krzyknęła rzucając się na demonicę - Ty go kontrolujesz.
- Niezupełnie -
odparła - Kontroluje jego ciało. Jego umysł pozostaje zupełnie
czysty. Możecie nawet porozmawiać w trakcie wzajemnego zabijania.
- Jaki masz w tym
cel? - dopytywała się unikając kolejnych piorunów - Chyba, że
jesteś jednym z tych psycholi, którzy robią to wszystko dla
zabawy.
- Wszystko jest po
coś. Wszystko składa się na Zerefa - powiedziała melancholie -
Obecną cząstką jest zatrzymanie was na miejscu. No w sumie to
trochę nudne, więc można się pobawić. Laxus przejdź na wyższy
poziom.
Mirajane dostrzegła
tylko przerażenie w oczach Laxusa nim jego ciało pokryło się
wyładowaniami elektrycznymi, a wyszczerzone w grymasie
niedowierzania zęby zaczęły coraz bardziej przypominać smocze
kły, Nieomylny znam aktywacji smoczej siły.
Demony. Jellal
potrzebował chwili by ta informacja do niego dotarła. Faktycznie z
kilku miejsc dała się poczuć zła energia. Jeśli to prawda nie
mają zbyt różowych perspektyw na zakończenie tego dnia. Chora
Erza w jego ramionach, smocza przeciwniczka tutaj i kilka plugawych
tworów Zerefa. To wszystko razem nie wróżyło niczego dobrego.
Musiał szybko podejmować każdą decyzje. Poczuł jak głowa Erzy
delikatnie opada na jego tors. Zacisnął zęby.
- Dobra Natsu
zostawiam to tobie - powiedział i ruszył w stronę gildii mając
nadzieję spotkać po drodze Wendy.
Biegnąc przez las
usilnie przekonywał sam siebie, że wszystko będzie dobrze. Erza
wyzdrowieje jeszcze dziś i razem znów wyruszą na wyprawę. Chciał
zabrać ją w to miejsce, które wskazywała kamienna mapa w wiosce
Rosemary. Chciał pójść tam z nią by w końcu odkryć co wiążę
się z powracającymi snami i czemu zaczęły się teraz, a nie
wcześniej. Czemu nagle pojawia się tak wiele osób, które zdają
się coś o niej wiedzieć. Czuł, że musi to jak najszybciej
odkryć. Zesłabnięcie Erzy było pierwszym symptomem na to, że
czasu pozostało coraz mniej. Nawet nie zauważył kiedy za zakrętu
wyszła tajemnicza postać. Biała chusta i krwistoczerwona gwiazda
na ramieniu nie pozostawiały wątpliwości. Od razu go rozpoznał.
To ten sam tajemniczy mężczyzna, który zatrzymał ich w drodze do
Rosemary.
- Widzę, że
szkarłat zaczął rozkwitać - powiedział patrząc prosto na nich.
W innych
okolicznościach najchętniej siłą zmusiłby go do powiedzenia
wszystkiego co wie. Bądź, co bądź przez owe siedem lat nabył
sporo doświadczenia w odpytywaniu tajemniczych typów.
- Nie chrzań tylko
zejdź z drogi - warknął przyciskając do siebie Tytanię - Nie mam
teraz czasu na odebranie zapłaty za twe grzechy.
- Jeśli chodzi o
dawanie to chyba raczej jest coś, co ty powinieneś dać mnie -
zaśmiał się.
- Nigdy jej nie
dostaniesz - krzyknął czując do czego to zmierza - Nie dam wam jej
skrzywdzić.
- Na razie nie jest
nam potrzebna osobiście - odparł niewzruszony - Przybyłem tylko
sprawdzić jak w tym całym zamieszaniu przebiega jej przebudzenie.
- Sprawdzić? -
spytał cofając się o krok - Czyli zamierzasz się na nas pogapić
i odejść jak wtedy.
Zważając na jego
moc unieruchomienia musiał zachować szczególną ostrożność.
- Niezupełnie -
zamaskowany mężczyzna wzruszył ramionami - po prostu doszliśmy do
wniosku, że z pewnymi rzeczami możecie sobie nie radzić. I chyba
słusznie - jego wzrok spoczął na nieprzytomnej Erzie.
Niebieskowłosy mag
wiedział, że nie ma jak zaprzeczyć. Usilnie jednak chciał uniknąć
walki, gdyż każda taka chwila była na wagę złota. Znając jego
magię unieruchomienia nie mógł go tak po prostu wyminąć nie
narażając Scarlet. Z drugiej strony przecież poprzysiągł sobie,
że nie da jej już wyrządzić najmniejszej krzywdy.
- Skoro nie jesteś
tu po nią to czego chcesz? - spytał nie spuszczając z niego
wzroku.
- Ja jestem tylko
zwiadowcą i obserwatorem niczym poza tym. Jednak jak sprawy się
dalej potoczą będziemy musieli ją wcześniej do nas sprowadzić by
nadmiar magii jej nie zaszkodził - stwierdził.
Jellal poczuł, że
nie może już zwlekać. Musi wziąć sprawy w swoje ręce.
Przycisnął do siebie szkarłatnowłosą i z całą siłą natarł
na przeciwnika. Tak jak przepuszczał wzmocniona meteorem pięść
wystarczyła by ten odleciał na kolka metrów do tyłu po
niespodziewanym ciosie. Cofnął się spodziewając kontry ale ta nie
nadeszła. Zamiast tego spokojnie wstał i sięgną po coś do
kieszeni.
- Spokojnie
młodzieńcze, chcę ci tylko coś dać - wyjął mały flakonik
wypełniony przezroczystym płynem - To mój drogi jest płynne
osuszenie. Podawane rozważnie opóźni wybuch mocy panienki, a co za
tym idzie negatywne konsekwencje nadmiaru magii. Ostrzegam tylko, że
to środek czasowy i po jakimś czasie przestanie być skuteczny.
- Niby czemu mam ci
wierzyć? - odparł Jellal.
- Zrobisz jak
zechcesz ale sam wesz dobrze jak mało czasu zostało - powiedział
spokojnie przybysz po czym zniknął zostawiając po sobie jedynie ów
flakonik.
Jellal ostrożnie
podniósł go z ziemi i spojrzał na Erzę. Była wciąż
nieprzytomna, a na jej twarzy malował się ból. Drżenie jej ciała
dawało kolejny sygnał o potrzebie pomocy. Nie miał najmniejszego
zaufania do wroga ale zaczęły targać nim wątpliwości. Im też
zależało na Erzie. Może i działali w sposób, którego nie
potrafił zrozumieć, to kilka razy zdarzyło im się pomóc. Taka
Ame na przykład praktycznie ocaliła życie Levy. Jednak to wszystko
też mogło być podstępem. Typowa taktyka udawanego przyjaciela. Z
drugiej strony, czy ma prawo ryzykować przedarcie się przez szyki
demonów tylko po to by może bezskutecznie szukać tam Wendy?
Zdezorientowany
Gray wpatrywał się w zdjęcie zostawione przez demona. Choć był
oswojony z zimnem teraz przechodził po nim lodowaty dreszcz. Jego
zmarły ojciec stał żywy w otoczeniu okropnych kreatur. Pamięcią
wrócił do owej nocy w której jego wioska została zniszczona przez
Deilorę. Widział rodzinny dom stojący w płomieniach. Słyszał
krzyk matki karzącej mu uciekać. Ona miała znaleźć ojca. On go
wtedy nie widział. Nie zobaczył go już nigdy więcej. Potem
powiedziano mu gdzie rzekomo ich pochowano ale on sam nie widział
ciał. Jak przez mgłę usłyszał głos grabarza. Twoją matkę
poznałem od razu ale co do ciała ojca mam wątpliwości. Wielu
mężczyzn próbowało walczyć i wielu zostało tak poranionych, że
dokładna identyfikacja jest niemożliwa. Za wszelką cenę nie
chciał dopuścić do siebie myśli, że jego ojciec mógłby
dołączyć do wroga, który pozbawił go rodzinnego szczęścia.
Wiedział, że zbliża się czas, gdy będzie musiał sprawdzić na
własną rękę co jest prawdą.
Natsu patrzył na
Ame. Ame patrzyła na Natsu. Oboje uśmiechali się podekscytowani.
Dla Salamandra każda perspektywa walki była ekscytująca, ale ta
była wyjątkowa. Ame wiedziała to czego nie wiedzieli inni,
Wiedziała o smokach. Kierując się swoją własną logiką uznał,
że jeśli ją pokona to zostanie jego przyjaciółką tak jak to
było w przypadku innych smoczych zabójców. Każdy inny uznałby
takie myślenie za absurdalne ale nie Natsu. Dla Natsu to była
najoczywistsza, oczywistość. Przecież jak zlał takiego Laxus'a to
ten od razu złagodniał. Gajeel też przestał być ich wrogiem po
spuszczony łomocie. Podobnie sprawa miała się ze smokami z
szablozębnych. Chyba tylko Wendy była wyjątkiem. No ale ona nie
lubi się bić.
- Uważaj bo od
razu idę na całość - oznajmił.
- Fajniutko -
zaśmiała się Ame - Już dawno nie miałam okazji powalczyć na
poważnie.
Zeskoczyła z
drzewa, a jej ręce zmieniły się w smocze łapy. Chwilę się
uśmiechała po czym ruszyła na Natsu. Ten instynktownie zasłonił
się ramionami ale to nie uchroniło go przez poważnym zranieniem.
Jej szpony były bardzo ostre.
- Niech cię -
krzyknął - Ryk ognistego smoka.
Ame spokojnie
przyjęła atak bez żadnej kontry. Prócz poprzepalanych ubrań nie
było po niej widać najmniejszego śladu jakichkolwiek obrażeń.
- Oj no miałeś
iść na całość - zamarudziła - Mówiłeś, że masz te piorunki.
Ja chcę je zobaczyć.
Natsu nie trzeba
było dwa razy powtarzać. Otoczył się piorunami i ponownie natarł
na Ame. Tym razem, gdy się zderzyli na twarzy smoczej zabójczyni
pojawił się przelotny grymas, który jednak szybko zmienił się w
uśmiech. Taki sam towarzyszył często Natsu, gdy ten mierzył się
z silnymi przeciwnikami. W jej oczach błysnęła ekscytacja.
- Jak wygram to
pozwolisz mi zobaczyć się z twoim smokiem - oświadczył Salamender
wyskakując do góry i kumulując w dłoniach
- Po co skoro masz
swojego? - zdziwiła się zagradzając się wodną ścianą.
Bariera pochłonęła
całość ataku wzniecając w powietrze kłęby gorącej pary. Znał
wodną magię głównie przez Juvię. No dobra właściwie to obrywał
od niej jakąś falą, gdy ta ubzdurała sobie, że może czuć coś
do pewnego lodowego dupka. Ame na szczęście nie sprawiała wrażenia
osoby choć w małym stopniu zainteresowanej tym by zaraz wybudować
temu golasowi pomnik. W dodatku podobnie jak on czerpała radość z
walki.
- No ale nie wiem
jak go znaleźć - odparł - więc, sobie pomyślałem, że twoja
matka mnie do niego zaprowadzi.
Ame przekrzywiła
głowę w identyczny sposób jak on gdy się zamyślał.
- Jak chcesz to
mogę ale by do niej dojść trzeba będzie długiej wyprawy,
zwłaszcza dla kogoś kto nie umie latać - stwierdziła.
- Nie szkodzi i tak
zwykle latam dzięki Happy'emu - odparł podekscytowany tym, że się
zgodziła ale nagle coś go tknęło - Em, a możemy zabrać jeszcze
kogoś? - spytał drapiąc się w tył głowy.
Nie mógł jej
zostawić. Nie po tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło. Już raz
ją stracił i nie zamierzał więcej spuszczać jej z oka, gdy nie
mógł być pewien bezpieczeństwa. Usiał zabrać ze sobą Lisannę.
No w sumie fajnie by było gdyby Lucy i reszta też się z nimi
zabrali ale coś czuł, że to się nie uda. Heartofilia straciła
dostęp do duchów ze złotych kluczy i choć to samo w sobie mu nie
przeszkadzało, więcej walki dla niego, to zachowywała się tak
dziwnie, że zupełnie nie wiedział, czy zaraz nie oszaleje.
Zabranie Erzy przy obecnej obsesji Jellal'a też nie wchodziło w grę
bo z pewnością ten znalazłby multum powodów by pójść z nimi i
zachowywać się przy okazji jak Emo. Zostawał Gray, a oczywistym
było, że bez Erzy obok z nim nie wytrzyma.
- Mnie nie
przeszkadza - wzruszyła ramionami - a co będzie jeśli ja wygram?
- No nie wiem. Może
zrobię ci super wypasione ciasto - zasugerował.
Ok. Tak naprawdę
miał w planach ubłaganie Erzy lub Miry by je zrobiła ale ona nie
musiała o tym wiedzieć.
- Lubię ciacha,
więc umowa stoi - zgodziła się z uśmiechem.
Mieli właśnie
ponownie skrzyżować swe pięści, gdy usłyszał krzyk. Jej krzyk.
Krzyk Lisanny.
Nie tylko ona
krzyknęła. Wendy, która miała właśnie odlecieć z Carlą
wydobyła z siebie zduszony pisk. Lisanna po prostu zniknęła
pochłonięta przez dym.
- Gdzie Lis -
zaczął przerażony Happy.
Trzymana przez
Sherry uderzyła rykiem bogów w ziemię, gdzie jeszcze kłębił się
dym. Sprawiło to, że się na moment rozstąpił ale pod nim była
tylko goła ziemia.
- Co zrobiłeś z
naszą przyjaciółką? - ryknęła Bisca rozpoczynając salwę z
pistoletu.
- Ej, nie
wygłupiajcie się i wracać pod barierę wszyscy? - zarządził
Kaishi.
- Może zamiast
roztaczać ochronę lepiej się nim zajmij - zwrócił uwagę Alzack
trzymając na rękach swą przerażoną córeczkę - Przecież jesteś
dobry w walce.
- Mógłbym się z
nim zmierzyć ale oznaczałoby to zdjęcie bariery. Widzieliście co
się stało z Lisanną, gdy się oddaliła - chłodna kalkulacja w
jego głosie uciszyła wszystkich - Jeśli ktoś chce zacząć
potyczkę to proszę ale na własną odpowiedzialność.
- Chyba nie
sądzisz, że ona.. - ostatnie słowo nie chciało przejść Sherry
przez gardło.
- Żyje -
odpowiedział demon forując się w wysoką postać odzianą w
czerwony kaptur zakrywający całą twarz - Została przeniesiona do
twierdzy by kolejna część planu mogła się zacząć.
Levy położyła
kompres chłodzący na czole Yukino. Gwiezdna czarodziejka marszczyła
się przez sen ale był to mimo wszystko dobry znak. Zdaniem McGarden
była bliska wybudzenia. Gajeel stojący przy oknie dobrze maskował
uczucie niepokoju. On też czuł wroga. Każda część w jego ciele
wołała o walkę. Jednak ignorował chęć ruszenia w bój. Musiał
być przy tej maleńkiej istotce co nawet po stracie pamięci
dzielnie starała się nieść pomoc innym.
- Hej, ona się
chyba budzi - powiedziała wyrywając go z rozmyśleń.
Yukino uchyliła
powieki. W głowie jej huczało, a ciało bolało. Najbardziej
dokuczało jej lewe ramię.
- Nie ruszaj się
jeszcze - podbiegła do niej Levy - Nie jestem zbyt dobra w
bandażowaniu, a chyba masz złamanie.
- Lucy, gdzie Lucy?
- wyszeptała - Musimy pomóc Lucy. To coś ją po prostu chwyciło.
Choć mówiła
niewyraźnie czułe ucho Gajeel'a bez problemu wychwyciło sens tych
słów. Bądź co bądź miał całkiem dużo wprawy przez
tłumaczenie bełkotu Natsu. Te słowa upewniły ich tylko w obawach.
- Yukino - zaczęła
delikatnie Levy - Wiem, że jeszcze nie doszłaś do siebie ale
musimy wiedzieć co się dokładnie stało. Każda chwila jest cenna.
Delikatny wiatr
powiewał trawą, gdy położył na nią Erzę. W głowie analizował
plan przedarcia się do miasta ale wyraźnie czuł, że i tak trwa
walka. Nie mógł ryzykować. Dotknął palcami jej policzka. Była
cała rozpalona choć wokół panował chłód. Oddychała z trudem.
Zacisnął dłoń na flakoniku z miksturą otrzymaną od nieznanego
maga. Targały nim sprzeczne uczucia. Jeśli jej to poda jej stan
może się jeszcze bardziej pogorszyć. Z drugiej strony jeśli nic
nie zrobi ona może.. Obraz martwej Erzy znów go nawiedził. Czuł
się żałośnie. Niby miał w sobie nie byle jaką moc. Dość
wystarczającą by swego czasu uznano go za świętego maga. Niby
zniszczył nie jedno mroczne ugrupowanie chroniąc tym samym wiele
istnień przed ich wpływem ale los po raz kolejny mu pokazał, że
nie jest w staniu uchronić najważniejszej dla niego osoby.
Doskonale wiedział, że gdyby tylko przybysz chciał mógłby go
unieruchomić jak wtedy na torach i najzwyczajniej ją porwać.
- Wybacz -
wyszeptał do nieprzytomnej ukochanej - Naprawdę nie potrafię cię
chronić.
Wpił palce w
ziemie mierzwiąc ją, gdy te zwinęły się w pięść.
- O też tu
jesteście - usłyszał znajomy głos.
Za drzewa wyszedł
Gray. Na ciele maga nie było widać ran ale z twarzy wyraźnie
wyczytał, że i on ma jakiś poważny problem. Jednak gdy tylko
zobaczył stan Tytanii błyskawicznie spoważniał.
- Co się stało
Erzie? - spytał czarnowłosy kucając przy nich - Znów walczyła
ponad siły?
- Nie - pokręcił
głową - To ten nadmiar magii dał nagle o sobie znać. Do tego
pojawił się jeszcze ten dziwny koleś.
Pośpiesznie
streścił mu wszystko co się działo od momentu, gdy widzieli się
po raz ostatni. Gray wysłuchał go w milczeniu wyraźnie niepokojąc
się o przyjaciółkę.
- Czyli kolejny
dziwak złożył nam wizytę tylko po to by pogadać i dać kolejne
lekarstwo - upewnił się - a co do niego to mogą je zobaczyć?
Bez słowa podał
mu fiolkę. Gray przyglądał mu się przez chwilę uważnie po czym
na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Możesz jej to
bezpiecznie podać - powiedział zwracając fiolkę - Ur miała takie
samo. Podobno kiedyś podawała je Ultear by obniżyć jej nagłe
przyrosty magii.
Jellal poczuł
ulgę. Może i trudno porównać utalentowane ale zwyczajne dziecko z
doświadczoną wojowniczką, która przebrnęła już przez nie jeden
bój. Słowa Gray'a jednak go uspokoiły. Powoli zdjął zawleczkę i
wlał kilka kropel z buteleczki do lekko rozwartych ust Erzy.
- Jeśli to się
nie uda to przepraszam - powiedział przytulając ją.
W tej chwili nie
interesowało go nic poza nią. Nie liczyła się potężna smocza
zabójczyni walcząca z Natsu kilka alejek dalej. Nie liczyły się
demony buszujące w całym mieście. Nie wiedział jak długo trzymał
ją w uścisku kiedy poczuł jak delikatnie się porusza. Odetchnął
z ulgą. Lekarstwo jednak
- Jellal -
powiedziała niezbyt wyraźnie powoli odzyskując świadomość.
Cieszyła się, że
w tej chwili nadal jest nieco czerwona od nagłego przyrostu magii bo
jej twarz zalał równie szkarłatny co włosy rumieniec. Jellal
przyciskał ją do siebie. Było to niesamowicie przyjemne uczucie, a
jednak zrobiło jej się niewiarygodnie przykro. Znów mogłaby
pomyśleć, że chce by było między nimi coś więcej. Nie bądź
głupia. Skarciła samą siebie. To tylko zwyczajna,
przyjacielska troska. Przecież zesłabła na jego oczach. Jellal
delikatnie się od niej odsunął. Bał się, że jak alej będzie
jej dotykał to się zatraci.
- Nic ci nie jest?
- upewnił się.
- Wszystko dobrze -
odparła rzeczowo - Czemu zostawiłeś Natsu samego?
- No to już wiemy,
że wszystko z nią w prządku - podsumował Gray widząc zaciekłość
w oczach przyjaciółki.
- A tobie co? -
zwróciła się do lodowego maga, który od razu znieruchomiał -
Znów zachowujesz się jakbyś coś ukrywał.
Na szczęście dla
Gray'a ich rozmowa została przerwana przez tumany dymu dobiegające
od strony miasta.
- Co tam się
dzieje - Jellal od razu poczuł falę niepokoju.
Oczywiście wszyscy
wiedzieli, że i toczy się walka. Wiedzieli, że są tam ich
przyjaciele z gildii ale jednocześnie wiedzieli, że jest tam też
sporo nie posługujących się magią cywili. Erza od razu przyzwała
na siebie zbroję lotu.
- Porozmawiamy o
tym później - zarządziła - Na razie trwa walka i to na niej
trzeba się skupić.
W tych
okolicznościach było to, że nie musi wyjaśniać Erzie co zaszło.
Czuł, że prędzej czy później o to zapyta ale miał trochę czasu
na znalezienie odpowiednich słów. To dobrze bo sam potrzebował
chwili by poukładać sobie w głowie to co się stało. Czemu ktoś
z ich wrogów, jasno mówiących, że prędzej czy później zechcą
porwać szkarłatnowłosą teraz im pomaga? Przecież logiczniej by
było gdyby od razu ją porwali. Zniewolonego człowieka zdecydowanie
łatwiej do czegoś przymusić niż gdy jest otoczony przez wiernych
przyjaciół.
- Ile jeszcze
będziesz się okłamywał, że możesz uciec od własnego zła? -
usłyszał własny głos choć sam nic nie powiedział.
Obrócił się
gwałtownie. W zniekształconej przez wiatr kałuży wody zauważył
własne odbicie, które uśmiechało się do niego szyderczo.
Mira ledwie
zablokowała napierającego z całą siłą na nią Laxus'a. Wnuk
Makarova nie mogąc kontrolować własnego ciała był prawdziwym
zagrożeniem. Zdecydowanie większym niż wtedy gdy zbuntował się
podczas pamiętnego festynu. Wtedy mimo złości jaką odczuwała
potrafiła go zrozumieć. Dorastał przecież w cieniu wzajemnej
nienawiści ojca i dziadka. To nie mogło być łatwe. Stłumione
emocje musiały znaleźć ujście ale wewnątrz pozostał tym samym
chłopcem, który kocha swoją rodzinę. Teraz ten sam chłopiec mógł
ją zabić. Odskoczyła, gdy kolejna błyskawica przeleciała obok
uderzając w stół przecinając go na pół.
- Mira uciekał -
krzyknął błagalnie Laxus - Nie panuje nad niczym co robię?
- Świadomość
swoich działań w połączeniu z niemożnością ich kontrolowania
musi być prawdziwą torturą - demonica uśmiechnęła się
melancholie - Ciekawe jak wiele uczuć wtedy widać w oczach.
Mirajane zacisnęła
zęby ze złości usilnie udając, że nie słyszy tego co ona mówi.
Nie lubiła walczyć, a już zwłaszcza z kimś bliskim. Teraz jednam
musiała przejść w trym ofensywy. Samą obroną nic nie da. Gra na
przeczekanie z kimś takim jak Laxus nie miała sensu. Prędzej to on
ją zmęczy niż na odwrót. Miał też przewagę możliwości.
Kontrolowany przez demonice nie powstrzymywał się. Każdy jego cios
przybierał na sile. Ona zaś nie chciała go skrzywdzić. Nie
bardziej niż to będzie konieczne w związku z czym nie wkładała w
ataki znaczącej mocy. Nawet prawie w ogóle nie atakowała.
- Laxus spróbuj
się powstrzymać - krzyknęła gdy nie udało jej się wyminąć
kolejnej błyskawicy i z hukiem wylądowała na podłodze.
- Próbuję mała
ale wygląda na to, że to silniejsze ode mnie - wyszeptał Laxus a
w jego oczach pojawiły się prawdziwe łzy - Uderz mnie porządnie.
Wiem, że potrafisz. Użyj tego.
Twarz Miry
przybrała odcień jej włosów. Atak o którym mówił Laxus już
dawno został przez nią ciśnięty w najodleglejsze zakątki umysłu.
Nawet w najostrzejszych walkach nie chciała myśleć o jego użyciu.
Atak, który zawsze zabija trafiony trafioną osobę.
Stracił
koncentracje przez co stał się łatwym celem. Fontanna wody
wystrzelona przez Ame przygniotła go do drzewa.
- Co z tobą? -
spytała Ame zaskoczona zbyt łatwym powodzeniem - Czemu się nie
bronisz? To wcale nie jest zabawne jeśli tylko ja mam cię tłuc.
Posłał jej
otępiałe spojrzenie. Przez te kilka sekund od usłyszenie krzyku
Lisanny zupełnie zapomniał o tym co się dzieje. O walce. Zdziwiona
Ame zatrzymała się kumulując w dłoni.
- Lisanna - odparł
krótko.
Ogarnęło go silne
ukłucie niepokoju. To był bez wątpienia jej głos. Coś się stało
w mieście. Coś z nią. Przeklną się w duchu. Przecież miał jej
pilnować. Czyżby znów spaprał robotę? Najgorsze było, że miał
zablokowany węch smoczego zabójczy.
- Słuchaj Ame -
zaczął powoli - Możesz mi coś powiedzieć zanim wznowimy walkę?
- „Coś” ale
co? Myślałam, że po prostu mamy się ponarażać by sprawdzić,
które z nas jest lepsze - zdziwiła się.
- Chcę cię swoim
prosić byś sprawdziła, czy w mieście nadal ktoś jest -
powiedział - Chodzi o jedną konkretną osobę.
- Niby bym mogła
ale nie znam zapachu o którym mówisz - odparła.
Natsu potrzebował
chwili by uświadomić sobie, że Ame faktycznie może nie znać
Lisanny. Dla niego było to tak oczywiste, że nawet nie brał pod
uwagę tego, że ktoś może mieć zupełnie inny punkt widzenia.
- No wiesz. Taka
wysoka, szczupła, białowłosa - Pomachał rękami jakby obrysowując
jej kształt - Jest bardzo miła dla wszystkich i lubi koty. No
właśnie Happy powinien być gdzieś obok niej.
- Dobra ale co ma
mi pomóc jej wygląd skoro mam kierować się zapachem - Ame była
wyraźnie zdezorientowana - Może lepiej pójdziemy tam i sprawdzimy
ale musisz mi obiecać, że jak już się upewnisz, że wszystko z
nią ok to będziemy znów walczyć na całego.
Gdyby Natsu
częściej analizował to co się wokół niego dzieje, z pewnością
zadał by sobie pytanie czemu ta jest względem niego tak pomocna.
Jednak takie zachowanie było zupełnie nie w jego stylu. Jego tok
rozumowania był prosty. Skoro ktoś chce pomóc to nie może być
przecież zły, prawda? Zresztą od porządku wątpił by
rzeczywiście była taka zła jak twierdzą inni.
- Ok, to lecimy -
zgodził się i razem z Ame pomknęli w kierunku miasta.
Dym napierał na
nich coraz bardziej. Kaishi miał nie małe trudności z utrzymaniem
bariery zwłaszcza, że część osób zdecydowanie za bardzo
tłoczyła się przy nim utrudniając mu koncentracje. Teraz doszły
do tego jeszcze sprzeczne żądania magów. Jedni chcieli by wypuścił
ich walczyć, drudzy kategorycznie tego odmawiali.
- Musimy walczyć -
krzyknęła Sherry - Przecież chowanie się nic nie da.
- To prawda -
potwierdziła Wendy - Być może jakoś uda nam się odzyskać
Kiedy szok opadł
wszyscy zaczęli zastanawiać się jak pomóc Lisannie. Co miał
konkretnie na myśli demon mówiąc, że jest potrzebna do planu.
Nikt nie zamierzał patrzeć jak tracą kolejnego z towarzyszy.
Meredy po kilku minutach wahania, czy nie zostać i pomóc
postanowiła wyruszyć po Mirę i Laxusa zamiast Sherry. Szczerze to
nieco żałował, że to akurat musi być ona. Choć dogadywał się
z prawie każdym członkiem gildii to z nią miał jeden z lepszych
kontaktów. Wendy chciała nadal iść po Erzę ale zdaniem Carli
powinni byli zostać pod barierą. Biała Exceed'a nie chciała nawet
słyszeć o opuszczeniu schronienia. Podejrzewał, że wciąż obawia
się tego co zobaczyła w wizji. Szczerze to sam nie był przekonany,
czy aby teraz nie ma racji. Ostatnie czego chciał to pożegnać się
z tym światem. Z drugiej strony jego pogodna natura kazała mu
zauważyć, że przekręcenie się na jednej z najfajniejszych imprez
roku jest całkiem spoko perspektywą.
- Skoro masz już
ją to czego nadal tu szukasz- wybełkotał panicznym szeptem Reedus
- Nie żeby mi na niej nie zależało ale musimy myśleć o dobru
gildii - dodał szybko - Tak będziemy starali się ją odzyskać
ale...
- Weź się ucisz -
Skarciła go Kinana.
Choć sama nie
umiała posłużyć się żadną magiczną umiejętnością teraz
zapalczywie ściskała w dłoniach pikę będącą do niedawna
częścią wystawy.
- Ja bym poleciał
sprawdzić co z Levy i Gajeel'em - odezwał się Lily - Mieli iść
po Lucy i nie ma od nich kontaktu.
- Najpewniej po
prostu się zabarykadowali w jej mieszkaniu - stwierdził Macao.
- Tak ale Gajeel
nie jest z tych co by siedzieli bezczynnie - zauważył Romeo.
Nagle Asuka wydała
z siebie radosny okrzyk wskazując na coś palcem. Z okolic parku
wybiegali właśnie Erza, Jellal i Gray. Cała trójka błyskawicznie
wskoczyła w tłum włączając się do walki. Erza nie analizowała
tego co się dzieje. Po prostu pruła naprzód chcąc ochronić swych
towarzyszy. Już i tak za dużo czasu stracili na bezczynności.
Obróciła się w stronę Jellal'a.
Niebieskowłosy chłopak wpatrywał się w kałuże z wypisanym na
twarzy strachem. W pierwszym odruchu pomyślała, że może być to
po prostu kolejna z pułapek Ame ale nie było w niej nic
niezwykłego. Dopiero po chwili przypomniała sobie o tym co Jellal
rzekomo widział w lustrze.
- Znów to samo? - spytała łagodnie
kładąc mu rękę na ramieniu.
Niedawno zwierzył jej się z tego
co czasem widzi w odbiciu. Wierzyła mu choć, gdy sama się temu
przypatrywało jego wizerunek w lustrze był całkiem normalny. Za to
w jej sercu pojawiała się kolejna szpilka. W odbiciu byli razem, a
to w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej. Nie byli wcale
razem. Za każdym razem, gdy próbowała się zbliżyć napotykała
na niewidzialną ścianę z jego strony. Wmawiała sobie, że się z
tym pogodziła ale nie była to zupełna prawda. Tak, traktowała go
jak wcześniej ale bycie przyjaciółką osoby, którą tak naprawdę
dążyło się znacznie większym uczuciem było coraz trudniejsze.
Po raz kolejny wokół jej serca narastała zbroja, która miała
chronić ją przed prawdziwymi uczuciami.
- Mówi, że już niedługo okaże
się kim naprawdę jestem - odparł.
Zauważyła, że zaczyna drżeć na
całym ciele. Przeczuwała co musi teraz czuć. Kiedy ona przez osiem
lat dręczyła się tym, że nie może pomóc przyjaciołom wciąż
uwięzionym w wieży niebios on musiał znosić jeszcze większe
męki, kiedy jego ciało robiło to wszystko wbrew jego prawdziwej
woli. Ale klątwa Ultear już dawno minęła, prawda?
- Jellal - zaczęła - Cokolwiek to
jest to raczej nie ma nic wspólnego z tym co już się zdarzyło.
Przecież to niemożliwe byś nadal był pod wpływem zaklęcia.
- To coś mówi, że wcale nie
chodzi i nigdy nie chodziło o zaklęcie - wydyszał - To mówi, że
ja sam w sobie jestem po prostu przeklęty - przerwał na chwilę, a
potem dodał - Erza ja nie chcę by się to powtórzyło. Nie chce
nikogo już krzywdzić. Zwłaszcza ciebie.
Kolejny dwuznaczny sygnał. Znów
miała się zarumienić ale zdusiła to w sobie.
- Jellal - zaczęła - Na pewno
znajdziemy rozwiązanie ale teraz musimy pomóc tym co są w
niebezpieczeństwie.
- Masz racje - powiedział już
opanowany - Przepraszam że przez moment zachowywałem się jak
ostatni egoista. Teraz pomóżmy innym.
Zbyt dobrze go
znała by wierzyć, że naprawdę sobie odpuścił. Też ją to
niepokoiło ale teraz musieli pozbyć się obecnego zagrożenia. Za
pomocą miecza ze zbroi oczyszczenia przedzierała się przez dym.
Specjalną właściwością tej broni było to, że swym ciężarem.
Dym nie był wyjątkiem.
- Uważaj, Erza-san
to coś porwało Lisannę - zawołała Wendy spoza bariery.
Na te słowa
wstąpiła w nią złość. Po raz kolejny jej towarzyszka została
skrzywdzona, gdy była niedaleko. Niedaleko ale nie tuż obok jak
powinna. Gray tuż przy niej starał się stworzyć wokół areny
walki lodową zaporę by ochronić domy mieszkańców miasta. Jellal
wystrzelił kilka świetlistych kul w stronę czarnego dymu ale żaden
z ataków nie skutkował.
- Marne wróżki -
rozległ się głos demona - Myślicie, że to mnie powstrzyma?
- Miecz Erzy jakoś
się przytrzymuje - rzucił nieco żartobliwie Kaishi zza bariery.
- To i tak bez
znaczenia - odparł demon - Zrobiłem już co trzeba i mogę się
bawić do samego końca. Jak pewnie wiecie demony nie umierają nawet
jeśli myślicie, że zostały zabite.
- Nie rozumiem -
krzyknęła Sherria teraz już mając łzy w oczach - Zanim zabrałeś
Lisannę po prostu się nami bawiłeś. Mogłeś to zrobić
wcześniej, prawda? Tak samo jak teraz możesz po prostu zrobić z
nami prawie wszystko. Co masz z tego, że się powstrzymujesz.
- Wy ludzie po
prostu nas nie rozumiecie - odezwał się demon z ironicznym śmiechem
- Dla was niezrozumiałym jest piękno siania czystej trwogi i
niepewności.
Erza nie zamierzała
go dłużej słuchać. Przez jej głowę zaczęły przelatywać
wszystkie możliwe użycia różnych zbroi. Ta, której obecnie
używała mogła go przytrzymać ale nic poza tym. Właściwie
dysponowała jedną odpowiednią na takie sytuacje. Zakupiła ją
jakiś czas temu i jeszcze nie miała okazji przetestować choć
śmiertelne starcie z demonem zdecydowanie nie będzie należało do
łatwych testów. Na szczęście miała coś czego nie miał jej
przeciwnik. Miała przyjaciół.
- Kaishi zdejmij
barierę i przekaż ochronę Gray'owi - rozkazała - Wendy, Sherria
wasza magia też może się przydać.
Wplątanie w to
młodych czarodziejek nie było czymś o czym mogła spokojnie
myśleć. Niestety ich zdolności wydawały jej się być tu
niezbędne.
- Co planujesz? -
spytał ją Jellal - Mogę jakoś pomóc?
Miała już mu
odpowiedzieć, gdy niespodziewanie zza zakrętu wybiegł Natsu w
towarzystwie Ame. Smocza zabójczyni widocznie nie miała względem
nich wrogich zamiarów. To dodało jej otuchy. Ich salamander po raz
kolejny pokazał, że jest dobry w przeciąganiu smoczych zabójców
na właściwą stronę. Jednak w oczach przyjaciela dostrzegła coś
innego. On już wiedział co zaszło. Nie przerwałby przecież
walki, nawet z nowym przyjacielem od tak. W jego oczach pojawił się
błysk niepokoju. Już zanim otworzył usta wiedziała co powie.
- Gdzie jest
Lisanna? - spytał.
- To moja winna -
zachlipał Happy wlatując w jego ramiona - Mieliśmy polecieć po
Mirę, gdy ta dziwna ściana pojawiła się przed nami i ją
chwyciła. Nic nie mogłem zrobić. Trzymałem Sherrię bo Lis uparła
się by lecieć na własnych skrzydłach, przepraszam - łkał
wtulony w niego.
Zdołała jeszcze
dostrzec morderczy błysk w oczach Nastu nim jego ciało pokryło się
całkowicie płomieniami.
Na szczęście
okazało się, że Yukino była tylko trochę poobijana. Choć
jeszcze w szoku zdołała im dostarczyć cennych informacji.
- To był demon -
powiedziała - demon ja zabrał, gdy użyła klucza lwa. Zamiast
niego z bramy wyłoniło się to coś i nim zdążyłyśmy jakoś
zareagować po prostu ją wciągnęło. Sama brama była dziwna. Ona
eksplodowała. O czymś podobnym jeszcze nigdy nie słyszałam -
przycisnęła sobie podany przez Gajeel'a termos do głowy.
- Nie rozumiem -
zdziwiła się Levy - Jaki związek mają demony, które jak wiemy są
tworami Zeref'a z gwiezdnymi duchami.
- No właśnie
apropo duchów - wtrącił Gajeel - Nigdy jakoś się nad tym nie
zastanawiałem ale skąd one się wzięły? Jak teraz i im odbija
może warto znać źródło.
- Cóż tego do
końca nie wiem - odparła Yukino - Pierwsze wzmianki o nich sięgają
ponad tysiąca lat wstecz.
- To dość czasu
na zmiany zauważyła Levy - Może to co się teraz dzieje w
królestwie duchów jest bardziej naturalne niż nam się zdaje.
- Niezupełnie -
zaprzeczyła Yukino - Prawa gwiezdnych duchów jasno wskazują, że
czasem te się zmieniają. Może to być zmiany wyglądu, charakteru,
a czasem nawet mocy jednak to nie dzieje się od tak po prostu.
Zresztą gdyby coś się u nich działo ogarnęło by wszystkich, a
nie tylko te które należą do Lucy.
- Dobrze, jeszcze
jedno pytanie - kontynuował Gajeel - Ogniomiot powiedział, że
kiedy do was przyszedł to coś cię jakby testowało, a potem sobie
poszło. Długo myśleliśmy, że ta sama osoba przyjdzie i po Lucy
ale zniknęła bez śladu.
- Tego niestety nie
wiem - Yukino spuściła wzrok - Ale jestem pewna jednego. Lucy jako,
że ma więcej kontaktów z gwizdami duchami jest bardzo atrakcyjnym
celem dla łowców nagród. Jednak wobec tego co się wokół nas
dzieje ci są najmniejszym problemem.
- Nie musisz tego
mówić - westchnął Gajeel.
Za okna dało się
dojrzeć błyski toczącej się w środku miasta walki. Jego dusza
wojownika, aż prosiła o włączenie się do potyczki ale teraz
słuchał jedynie głosu swego serca. Kto by pomyślał, że on
lubujący się w okrutnym traktowaniu swych wrogów tak zmięknie,
gdy w jego pobliżu pojawi się pewna niewinna, niebieskowłosa
osóbka. Przy niej czuł się niezwykle dobrze. Mimo, że tego nie
okazywał lubił spędzać z nią czas. Irytować ją nazywając
maleństwem. Wysłuchiwać jak tłumaczy dojście do celu z jak
najmniejszą koniecznością korzystania ze środków lokomocji wcale
nie dlatego, że się w trym gubił, a tylko po to by słuchać jej
głosu. Teraz, gdy przechodziła przez amnezje po prostu musiał ja
wspierać. Nawet za cenę swego życia.
Mirajane cofnęła
się o krok kręcąc przy tym głową. Nie mogła tego zrobić. Po
prostu nie mogła. Zabicia wroga było ostatecznością do której
nigdy nie chciała dopuścić, a zabicie przyjaciela nawet nie
przechodziło jej przez myśl.
- Nie zgadzam się
- krzyknęła - Musisz z tym walczyć.
Laxus coraz
bardziej spychał ja do pozycji w której niewiele mogła zrobić.
Nawet w formie duszy szatana, która wzmacniała jej odporność była
coraz bardziej wyczerpana. Ona się tylko broniła podczas gdy ataki
Laxus'a wciąż przybierały na sile.
- Może tak
łaskawie mnie znokautujesz - warknął Laxus, gdy kolejna z jego
błyskawic trafiła ją w ramię.
Raptownie się
cofnęła, a jej noga nieopatrznie zaczepiła o przewrócone krzesło.
Nawet się nie zorientowała kiedy wylądowała jak długa na
podłodze. Widząc zbliżającego się Laxusa, kumulującego potężny
piorun kulisty nostalgicznie przypomniała sobie o wszystkich walkach
w ich gildii. Często po nich było gorsze pobojowisko niż te tutaj.
Różnica była taka, że teraz zamiast radosnych spojrzeń swych
towarzyszy widziała lodowaty wzrok demonicy oraz skołowany Laxus'a.
- Wiem, że
potrafisz mnie powstrzymać - wyszeptał - Proszę zrób to jak
należy. Nadal masz kogoś kto cię potrzebuje. Lisanna nie może
zostać sama.
Tych słów nie
mogła znieść. Może i był kontrolowany ale wciąż potrafił
powiedzieć coś takiego, że budziło to w niej prawdziwego demona.
- Przegiąłeś -
krzyknęła podrywając się i łapiąc go za kołnierz
Momentalnie złapała
go za kołnierz i zrobiła najmniej spodziewaną przez wszystkich
rzecz. Pocałowała go tak namiętnie jak tylko potrafiła. W tym
samym momencie przez jej ciało przetoczyła się spora dawka
elektryczności.
Natsu czuł
wszechogarniającą złość. Otaczające go płomienie strzelały
wysoko w górę. Po raz kolejny ją stracił. Ok, może i to nie to
samo co z Edolas ale i tak nie mógł sobie tego darować. Miał być
przy niej, a tymczasem znów wkręcił się w te całe szukanie
smoka. Igneel był dla niego niezwykle ważny ale od jego zniknięcia
poznał znacznie więcej osób za które był gotowy skoczyć w
ogień. No dobra w jego przypadku tym ogniem była wkurzona Erza ale
przekaz był mniej, więcej ten sam. Chciał teraz spalić wroga.
Rzucił porozumiewawcze spojrzenie dla stojącej obok Tytanii. Chciał
po prostu zająć się tym osobiście.
- Masz ostatnią
szansę by ją oddać - krzyknął w stronę demona.
Miał szczerą
ochotę nie tylko go pokonać jak każdego dotychczasowego
przeciwnika ale zgładzić go tak by przestał istnieć. Takiej
ochoty nie miał ani wtedy, gdy Phantom Lord zniszczyli jego gildię,
ani gdy większość jego towarzyszy została zmieniona w kryształ,
gdy przenieśli się do Edolas. Nawet gdy niedawno Erza była
torturowana przed tego Szkieletona na ich oczach nic nie mogli zrobić
nie czuł takiej żądzy spopielenia kogoś. Ten kłąb czarnego dymu
odpowiadał za zabranie mu bardzo cennej osoby.
- Masz ją oddać -
powtórzył - inaczej ci nie podaruje.
- Niby czemu mam
słuchać się takiego robaka jak ty - zaśmiał się demon - Jam
jest potężny Smog.
- A ja Natsu ale to
ci się na niewiele zda - odparł dziwnie stanowczym jak na siebie
tonem.
- W takim razie i
ja nie będę się powstrzymywał - mruknął Smog.
Tworzący go dym
zaczął wpełzać pod stopy Natsu ale natychmiast się cofnął.
Nogi smoczego zabójcy wytwarzały taką temperaturę, że nie
potrafił ich dotknąć.
- Co to za
podejrzana moc - warknął wściekle Smog - My demony jesteśmy
odporne na tak skrajne temperatury. To nie jest ogień.
- Sorki ale jednak
jestem smoczym zabójcą ognia z małą domieszką błyskawicy -
odparł Natsu - Nie mam pojęcia co to znaczy ten twój bełkot o
czymś skrajnym ale to chyba oznacza, że mam przewagę - przerwał i
spojrzał w stronę Erzy - Bo to akurat to znaczy, prawda? - upewnił
się.
- Owszem to właśnie
oznacza odporność - potwierdził zza szkarłatnowłosą Jellal.
Bardzo
zainteresowały go słowa demona. Są odporne na gorąco, a jednak
coś w Natsu podziałało na tego. Pytanie tylko czy to Salamander
wytwarza zbyt duże ciepło, czy jego rodzaj magii jest zupełnie
inny niż oni sami myśleli.
Meredy wbiegła do
małej kafejki w chwili, gdy jej oczom ukazał się upiorny widok.
Laxus trzymał w dłoniach nieprzytomną demonice. Właściwie przez
moment myślała, że to bogu ducha winna dziewczyna ale zobaczyła
te rogi. Nie można było mówić o przypadku. Tuż obok na podłodze
leżała nieprzytomna Mirajane.
- Co tu się stało?
- wyszeptała.
- Przez to coś -
rzucił znokautowaną demonice na podłogę - Skrzywdziłem Mirę. Ma
jakąś podejrzaną zdolność kontroli.
- Coś jak moc
opętania Ul? - spytała ostrożnie podchodząc do barmanki.
- Nie, ja cały
czas byłem świadomy. Mogłem z nią rozmawiać ale ciało mnie nie
słuchało - odparł - Co z nią? Wydobrzeje?
- Nie martw się -
uśmiechnęła się lekko - Tylko zesłabła ale Wendy nie powinna
mieć problemów z poskładaniem jej do kupy.
- To dobrze -
odetchnął z wyraźną ulgą - Masz coś by ją związać?
- Niezbyt -
zaprzeczyła - ale zawsze możemy użyć konwencjonalnych metod - to
mówiąc podniosła z ziemi gruby sznur - Na długo to nie starczy
ale może dzięki temu uda nam się ją przetransportować do gildii.
Laxus nieco w to
wątpił. Dziadek może i swego czasu zrobił kilka anty magicznych
cel, które głównie służyły by uciszyć zapędy Natsu, gdy ten
pieklił się, że znów nie awansował na klasę S, czy chciał
zrobić jakieś głupstwo i nie zostawiał im wyjścia. Niestety to
działało bo ten był magiem ale czy zadziała na demona
dysponującego klątwami?
Kiedy tylko Yukino
doszła do siebie na tyle by samej iść Gajeel chciał natychmiast
zaprowadzić czarodziejki do gildii. Przebywanie w mieszkaniu w
którym przed chwilą zniknęła bez śladu Lucy było nieco
ryzykowne.
- Mała - zwrócił
się do Levy - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli tym razem
poniosę tą koleżankę zamiast ciebie.
- Naprawdę nie
musisz traktować mnie jako bagażu - skarciła go - Ile razy mam
powtarzać, że straciłam pamięć ale funkcjonuje normalnie.
- No właśnie i
nie pamiętasz naszych wspólnych chwil - odparł po czym dodał -
Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Mam dość siły by ponieść was obie.
Przysłuchująca
się tej wymianie zdań Yukino nawet nie zdążyła zareagować gdy
chwycił ją pod jedną pachę. Za to przerzucona przez drugie ramie
Levy zatonęła we własnych rozmyślaniach. Czy dobrze rozumiała
znaczenie słów „Wspólne chwile”?
Jellal, Erza i Gray
wraz z Ame, która bardziej była odepchnięta tam przez Natsu,
wycofali się pod barierę stworzoną przez Kaishi'ego. Nawet zza
niej dało się odczuć rosnącą temperaturę. Jellal od dawna
wiedział, że przyjaciel szkarłatnowłosej jest ponad przeciętnie
silny ale to co się teraz z nim działo było dość zagadkowe. Znał
magię ognia i został wychowywany przez smoka co już samo w sobie
było dziwne ale teraz wydzielał z siebie tak wielkie ciepło, że
nawet demon nie mógł go dotknąć. Co gorsza to gorąco zaczęło
oddziaływać i na nich. Kilka stróżek potu zaczęło spływać po
jego twarzy.
- Natsu powstrzymuj
się nieco - krzyknął do niego.
- To na nic Jellal
- odpowiedziała Erza - Natsu wpadł w jakiś amok.
Miała zacięte
spojrzenie utkwione w smoczym zabójcy. Zauważył, że stoi dość
sztywno ale nie zamierza się wtrącać.
- Czy on już
kiedyś coś takiego robił? - spytał.
- Tylko raz -
odparła - Wtedy gdy Lisanna rzekomo umarła.
- A teraz ta sana
osoba została porwana i nie wiadomo gdzie jest - podsumował Kaishi.
Jellal rzucił mu
szybkie spojrzenie. Od tego ich ostatniego zajścia trudno było
powiedzieć by choć trochę go lubił. Wszyscy jego niechęć
odbierali jako zwykłą zazdrość. Teraz mógł przyznać, że z
porządku rzeczywiście tak było. Nie chciał by ten zbliżał się
do Erzy tylko dlatego, że był zazdrosny o ich dobre relacje. Co
ciekawe takiego uczucia nie żywił wcale do Natsu, Gray'a czy innych
kumpli szkarłatnowłosej. Może dlatego, że prawie każdy z nich
miał już wyjątkowo ważną dla siebie osobę. Kaishi zaś dużo
czasu spędzał w towarzystwie Erzy. Teraz już zdecydowanie by wolał
by ten po prostu był zakochany w Tytanii niż skrycie planował jej
krzywdę. Pamiętał jak jeszcze dziś usłyszał jak Juvia z Meredy
żartowały jak sprawić by ten zszedł się z Scarlet. Pamiętał
jak do niedawna bardzo nie lubił, gdy ta po prostu z nim rozmawiała
to teraz się tego bał. Cały czas analizował jak znaleźć
rozwiązanie by Erza znów była bezpieczna. Teraz to uczucie się
spotęgowało. Demony znów ruszyły do ataku i tym samym zrodziło
się kolejne zagrożenie. Nie zamierzał tego tak po prostu
tolerować.
- Coś długo nad
tym myślałeś - rzucił wściekle - Może jeszcze powiesz skąd
posiadasz takie informacje.
- No bo sam demon
nam to powiedział geniuszu - odparła Bisca prawie trafiając go
trzymaną w ręku strzelbą - Coś z tobą jest ostatnio naprawdę
nie tak - oświadczyła przeładowując swoją broń - Zachowujesz
się nieco jak zwierzyna, którą obieram sobie za cel. Wiesz, że
coś ci grozi a jednocześnie nic nie możesz na to poradzić.
Te słowa nieco
zmieszały niebieskowłosego maga. Przecież sam demon przed chwilą
to powiedział. Co do reszty wypowiedzi to zielonowłosa kobieta
nawet nie wiedziała jak celnej metafory użyła. Rzeczywiście
biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności mógł być jak zwierzyna.
Nie mógł nic konkretnego zrobić by wydostać się poza obręb
zagrożenia. Bez słowa przeniósł spojrzenie na Natsu. Ta walka
powinna być przecież na ten moment najważniejsza. Zlikwidowanie
tego co obecnie im zagraża zwykle jest priorytetem. Tymczasem
niewiele go interesowała. Czuł się jak w wielkiej psychologicznej
klatce. A może, jak zauważyła Bisca, rzeczywiście w takiej tkwił.
- Em, a po co ja
wam tutaj jestem potrzebna? - rozległ się głos a ich plecami.
Była to Ame na
która nikt do tej pory nie zwracał szczególnej uwagi. Stała za
nimi spokojnie przypatrując się temu co się wokół niej dzieje.
- Czego tu od nas
chcesz - krzyknął Macao odskakując jak oparzony w tył - Ostrzegam
swego czasu byłem szanowanym mistrzem tutejszej gildii.
- Nic na to nie
poradzę. To syn Igneel'a mnie tu wepchnął - odparła - ale nie
mówiłam do ciebie tylko do Kaishi'ego.
- Do Kaishi'ego -
teraz to Erza była zaskoczona - To wy się znacie?
Jellal od razu
obrócił się w jego stronę. Ujawnił się od tak? Choć
słynną już z lekkiego podejścia do „napiętych spraw” nie był
też głupcem by od tak się przyznać przy wszystkich.
- Ano znamy -
potwierdziła Ame - ale to trochę skomplikowane.
- Tak
to cała jesteś skomplikowana - rzucił Gray - Raz nam pomagasz, a
potem znów chcesz walczyć, czy zrobić jakieś inne dziwactwo.
- Ja to wytłumaczę
- zadeklarował szybko Kaishi - Widzicie sprawa z Ame jest nieco
bardziej skomplikowana niż się wydaje na pierwszy rzut oka...
Ogromna ściana
ognia uderzyła w barierę. To trwało tylko chwilę ale temperatura
wewnątrz środka drastycznie wzrosła.
- Co on wyprawia -
krzyknął Gray wypuszczając tak wiele chłodnego powietrza jak
tylko był w stanie - Rozumiem, że teraz walczy z pragnieniem zemsty
ale jak tak dalej pójdzie ugotuje nas wszystkich zanim pokona wroga.
Natsu ledwie
zauważył samo przybycie Erzy i reszty. Nie było to teraz dla niego
ważne. To co się liczyło to zmiażdżenie wroga. Nie wiedział jak
długo zbierał energię o ciosu ale gdy w końcu wybuchł
rozrzucając wokół siebie płomienie. Nigdy wcześniej nie używał
tego ataku. Wypruło to z niego niemal całą energię ale było
skuteczne. Każdy najmniejszy fragment Smoga zniknął. Nie czuł już
demona. Wygrał. Zmiótł go. Jednak nie czuł nawet najmniejszej
satysfakcji.
- Lisanna -
krzyknął uderzając pięściami w ziemię - Gdzie jesteś?
Kaishi zdjął
barierę i wszyscy zaczęli do niego podchodzić. Nikt nie wiedział
co powiedzieć. Fakt pokonania wroga nie zmywał faktu, że po raz
kolejny kogoś stracili. Nagle smoczy zabójca poderwał się z ziemi
i zbliżył się do Ame.
- Ty - warknął -
wcześniej wysłałaś gdzieś Elfman'a, a teraz zabrano nam też
Lis.
- Nie wiem gdzie -
Ame nadęła policzki - Przyszłam tutaj tylko po to by z tobą
zawalczyć.
- Ale za zniknięcie
Elfman'a odpowiadasz - zauważył Jellal.
- No ej - Kaishi
przerwał tę wymianę zdań - Właśnie chciałem wam powiedzieć,
że to co zrobiła nie jest do końca jej winą.
- W porządku -
odpowiedział Bisca - W takim razie może nadszedł czas byś się
przed nami nieco otworzył? Chętnie wysłuchamy też ciebie Ame.
Wiele możemy zrozumieć ale musimy wpierw wiedzieć o co chodzi.
Kaishi uśmiechnął
się dając podstawy sądzić, że zaraz coś powie ale przerwał im
nagły rozbłysk światła. Obok nich otworzył się portal z którego
niespodziewanie wypadł muskularny, białowłosy mężczyzna.
- Elfman - krzyknął
ktoś z tłumu.
Starszy człowiek
bacznie przypatrywał się uwięzionej w magicznej pułapce kobiecie.
Runy podane im przez pierwszą zadziałały idealnie. Nawet
niesamowicie silny mag nie mógł się z niej uwolnić jak nie spełni
praw danej pułapki. Nie podejrzewał jednak, że wróg da się
złapać tak łatwo.
- Postaw tylko krok
za obręb świecącego okręgu, a zostaniesz rozerwana na strzępy -
ostrzegł - Nie chcemy cię skrzywdzić ale nie możemy cię też
wypuścić nim nie udzielisz nam konkretnych informacji.
Trick odrzuciła z
głowy kaptur odsłaniając swą smukłą twarz i długie czarne
włosy. Mimo niesprzyjających dla siebie okoliczności nie
przestawała się uśmiechać.
- Witam drogich
mistrzów - odpowiedziała nonszalancko - Naprawdę cieszę się, że
to niemal kompletne spotkanie najważniejszych głów gildii tego
kraju.
- Teraz to będziesz
udawać milutką - rzucił wściekle Goldmine żując w zębach
wykałaczkę - Kurcze czemu złe laski są tak ładne.
- Odbieraj to sobie
jak chcesz ale chyba nie myślisz, że weszłam w gniazdo starych os
jak głupia dziewczynka - zaśmiała się - Ale nie wszyscy są
takimi debilami, prawda panienko Mavis?
- Jesteś
mądrzejsza niż podejrzewałam - odparła pierwsza mistrzyni
materializując się przed nią - Dodatkowo wyczuwasz moją obecność,
a przecież mogą zrobić to tylko ci co mają znak Fairy Tail.
- Owszem taka jest
teoria tej magii - odparła spokojnie Trick - ale od teorii do
praktyki jest spory kawałek drogi. A na tej drodze jest pełno dziur
w które można wpaść.
To mówiąc
rozpłynęła się w powietrzu i po chwili pojawiła się na schodach
prowadzących na piętro.
- Jak to możliwe -
Mavis była w szoku - przecież wykonałam tą pułapkę idealnie.
- Owszem -
potwierdziła Trick - ale będąc ścisłym. Wykonałaś ją
dokładnie tak jak była opisana w książce z której uzyskałaś
ową wiedzę.
- Nie przyszłaś
tu chyba jednak walczyć, co? - spytał Bob przenikając przez połowę
biurka.
- Owszem - Trick
jakby to było naturalne w tych okolicznościach skierowała się do
wyjścia.
Nikt nie chciał
jej powstrzymać, gdy powoli ich mijała. Zatrzymała się dopiero w
progu by wypowiedzieć ostatnie zdanie przed swoim zniknięciem.
- Ktoś z waszych
znajomych niebezpiecznie zbliża się do poznania prawdy, która
nigdy nie powinna zostać odkryta.
Białowłosa
czarodziejka drżała na całym ciele. Wokół niej było
niesamowicie zimno. Była całkowicie naga. Podkuliła nogi pod
siebie chcąc choć trochę się ogrzać. Została tu sprowadzona
chwile potem jak czarny dym ją pochłoną. Bała się. Mogła w
każdej chwili zginąć ale jednocześnie wierzyła. Wierzyła, że
Natsu ją odnajdzie.
Blondwłosa
czarodziejka czuła, że leży na czymś miękkim. Nie od razu do
niej doszło co się stało. W głowie łomotało jej jak nigdy
dotąd. Powoli zaczęło dochodzić do niej co się właśnie
zdarzyło. Pamiętała eksplodujący portal i czarne, złowrogie ręce
wysuwające się z niego. Kiedy ją chwyciły straciła przytomność.
Doszło do niej, że została porwana. Znowu to ona wpadła w kłopoty
z których tradycyjnie będą musieli wyciągać ją przyjaciele.
- Widzę, że się
panienka zaczyna budzić - usłyszała nieznany głos.
Błyskawicznie
poderwała się do pozycji siedzącej. Obok niej stała postać,
którą najszybciej można by porównać do wysokiego mnicha w
czerwonym kitlu. Odruchowo sięgnęła do paska ale nie zastała tam
kluczy.
- Tego szukasz -
Mężczyzna wyjął z kieszeni saszetkę z kluczami.
Pokiwała ostrożnie
głową, a te zrobił rzecz jakiej się najmniej spodziewała. Oddał
je jej. Jej kluczom nic się nie stało. Były tu wszystkie, które
miała przy sobie. Wszystkie z wyjątkiem jednego. Klucza lwa. Loki.
Wzywała go, gdy to wszystko się rozpoczęło. Prawdopodobnie
upuściła go na podłogę w jej mieszkaniu. To była drobnostka bo
skoro tak to musiał zostać znaleziony przez jej przyjaciół ale i
tak czuła się winna. Czuła, że w pewien sposób wiodła ducha
lwa.
- Czego ode mnie
chcesz? - spytała, gdy wreszcie odzyskała głos.
- Właściwie to
nic złego jak możesz w tej chwili sądzić. Mam ci do
zaproponowania pewien korzystny dla obu stron układ - powiedział
jej rozmówca - ale przedtem odpowiedz mi na jedno pytanie. Chcesz
stać się silniejsza?
--------------------------------------------------------------------------------
29. Pomocna dłoń wroga.
Ok. Zdaje sobie sprawę, że rozdział nie jest najwyższych lotów, ani nie jest tak krwawy jak zaplanowała. Pisany był w niezłym stresie ale nie chciałam znów mieć kolejnego miesiąca bez rozdziału. Z osobistych powodów chyba przyśpieszą akcję szybciej niż chciałam by się toczyła. Tak, czy inaczej w kolejnym rozdziale skupię się nieco bardziej na relacjach uczuciowych naszych par. Tak, głównie Jerzy. No postaram się by notka była w sierpniu (pod koniec) ale obiecać nie mogę.
Przerywać w takim mmencie...
OdpowiedzUsuń-Foch-
Runo
Nadrobiłam wszyściutkie rozdziały i troszkę mi smutno, że tak to mi szybko poszło.
OdpowiedzUsuńAkcja jest przednia! Natomiast pragnę, żeby Jellal wreszcie wyznał miłość Erzie, choć pewnie do tego daleka droga.
Och, Elfman wrócił to Lisanna musiała oczywiście zostać porwana. xD Ciekawe co się dzieje z Caną? Martwię się o mą wróżbitkę. Tak samo martwię się chyba najbardziej o Graya, ponieważ dajesz dużo podpowiedzi, iż coś z nim będzie nie tak. Poczekam cierpliwie na kolejny rozdział, bo to jeden z niewielu blogów w temacie Jerzy. xD
Pozdrawiam Lavana Zoro :)