Jellal czuł, że leży na jakimś
łóżku, a głowa wprost mu pęka. Nie wiedział gdzie jest, ani jak
się tu znalazł. Ostatnie co pamiętał to jak biegł do Magnolii by
upewnić się, ze Erza jest bezpieczna. Erza. Przytomność
wróciła do niego tak szybko, że zwiększyła towarzyszące mu
zawroty głowy. Momentalnie otworzył powieki. Jego oczom ukazał się
śnieżnobiały sufit.
- Wreszcie się obudziłeś – na
krześle obok siedziała zirytowana Meredy z tacą ciastek na
kolanach – Następnym razem trochę pomyśl, zanim zechcesz walnąć
w coś głową. Byłeś nieprzytomny ponad dobę. Wyglądała jakby
siłą powstrzymywała się od walnięcia go w głowę choć w jej
oczach widniała ulga. Czuł, że przysporzył jej swym zachowaniem
sporo zmartwień ale po prostu musiał zadać to pytanie. Musiał się
upewnić.
- Erza, czy z nią...
- W porządku – przerwała mu –
przynajmniej fizycznie. Siedziała tu cały czas. Dopiero jakiś
kwadrans temu Kaishi wyciągnął ją na spacer.
To imię podziałało na niego jak
kubeł zimnej wody. Ignorując tępy ból z tyłu czaszki poderwał
się z łóżka gotów ruszyć za szkarłatną. Skoro była tu
jeszcze niedawno powinien móc ją dogonić.
- Powinieneś leżeć – drzwi
gabinetu lekarskiego otworzyła Wendy. Za nią stał Gajeel ledwie
widoczny z naręcza świeżej pościeli, którą pomagał wnieść
niebiańskiej czarodziejce – Nie masz wstrząsu mózgu, a czaszka
jest cała jednak długo byłeś nieprzytomny co osłabiło twój
organizm.
- A myślałem, że to ja nie cierpię
skrzydła szpitalnego – skomentował wychowanek Metalicany – Na
razie jest spokojnie, więc nie musisz się nigdzie śpieszyć. Nikt
nie podejrzewa, że tu jesteś.
- Meredy-san, ktoś jeszcze się
przebudził podczas naszej nieobecności choć na chwilę – dopiero
po pytaniu niebieskowłosej Jellal zorientował się, że nie są tu
sami.
Tuż za jego plecami byli inni. Na
najbliższym mu łóżku leżał Gray cały pokryty bandażami.
Krzesło dalej zajmowała Mirajane trzymając rękę nieprzytomnej
siostry. Twarz Lisanny była prawie równie biała jak pościel ją
okrywająca. Widząc, że na nich patrzy posłała mu słaby,
przelotny uśmiech i delikatnie szturchnęła dłoń Natsu siedzącego
naprzeciwko. Smoczy zabójca oderwał wzrok od małego łóżka w
którym znajdował się Happy z kilkoma bandażami na głowie.
Rzuciwszy mu przelotne Hej podniósł się i wolnym krokiem
ruszył w ich stronę. Jellal od razu spostrzegł jego przybity wyraz
twarzy. Tylko raz widział go w podobnym stanie. Wtedy gdy Erza
chciała... potrząsną głową odganiając od siebie wspomnienia z
Rajskiej Wieży.
- Co tu się dokładnie stało –
spytał starając się odczytać coś z jego niemal nieobecnego
spojrzenia.
- Żebyśmy to wiedzieli – Dragneel
wzruszył ramionami – są jakieś zmiany u Juvii – skierował
pytanie do Wendy na co ta bezradnie pokręciła głową.
- Porlyusica-san umieściła ją w
magicznym inhibitorze. Mówi, że jej wodne ciało zaabsorbowało
zbyt wiele tego deszczu. Sądzi, że da radę to z niej wydobyć
szkodliwe cząsteczki ale zajmie to sporo czasu.
Młoda smocza zabójczyni podeszła do
Lisanny i zaczęła delikatnie zmieniać jej bandaże. Jellal
spostrzegł jak z wielką starannością wykonuje każdy ruch.
- Będzie dobrze – pocieszająco
zwróciła się do Miry – Mają silne organizmy. Urazy ustępują i
dziś lub jutro powinni się wybudzić.
Wszystkich nieco ożywiła ta
wiadomość. Atmosfera od razu się ożywiła. Jellal jeszcze raz
spróbował wstać ale zrezygnował widząc mordercze spojrzenie
Meredy. Z kolei na twarz Natsu powrócił uśmiech. Wiara, że jego
przyjaciele nadal będą blisko niego zawsze mu pomagała.
- Spokojnie stary – rzucił
rozciągając się chyba pierwszy raz od wielu godzin – Meredy
przekazała nam już tą księgę, którą udało wam się znaleźć.
Levy cały czas stara się ją odszyfrować.
- Jaką książkę – powiedział tak
szybko, że dopiero po kilku sekundach dotarł do niego sens tych
słów. Cały czas myślał o Erzie i odszyfrowanie znaków zeszło u
niego na dalszy plan. To jednak wystarczyło by wszyscy zebrani
spojrzeli na niego z niemałym zdziwieniem. Wendy wykonała ruch ręką
jakby się wahała czy go jeszcze raz nie zbadać.
- No wiesz... - zaczął Gajeel ale
Meredy pokręciła tylko głową z irytacją.
- Spokojnie nic mu nie jest –
zapewniła – Po prostu
Pan-Nadpobudliwie-Zazdrosny-Nie-Ufam-Nikomu-Kto-Podchodzi-Do-Erzy ma
jakieś wąty do waszego nowego znajomego i wyobraża sobie zbyt
wiele.
Jellal otwierał usta by zaprotestować
ale mu przerwała.
- Mam Ci przypomnieć co było po
pierwszym dniu igrzysk?
Gwiazdy świeciły już jasno na
niebie, gdy cała gildia zebrała się w barze by świętować swoje
porażki. Jellal siedział na dachu jednego z mniejszych domów
wpatrując się w okno za którym bawili się członkowie Fairy Tail.
Wielokrotnie przyłapał się na tym, że szukał wzrokiem wśród
tłumu Erzy. Nie było to trudne przez jej rzucający się w oczy,
oryginalny kolor włosów. Tak bardzo za nią tęsknił przez te
siedem lat. Obserwował ja podchodzi do Gray'a z tacą pełną
ciastek. Przez chwilę śmieją się z niesłyszanego mu dowcipu po
czym Gray zrywa się by pognać za Natsu ślizgającym się na
wywróconym, gnanym beczkami stole. Erza przez chwilę ich baszta by
potem z zaskoczeniem powitać niespodziewanego przybysza. Jej nowy
rozmówca przykul też jego uwagę. Ubrany jedynie w luźne brązowe
spodnie i ciemnoniebieską, niedbale zarzuconą na ramiona rzucał
Erzie pożądliwe spojrzenia upijając się alkoholem z podręcznej
butelki. Nie mógł tego wytrzymać. Wpadł do baru, gdy ten mówił:
- No to co Scarlett, przeprowadzimy
mały sparing?
Nim zdołał się zorientować co
sam robi stał już między nim, a Erzą. Na upojoną twarz
nieznanego mu maga wstąpił wyraz szczerego zdziwienia. Pochylił
się patrząc mu prosto w oczy by po chwili wydać z siebie
bełkotliwy śmiech.
- To ty jesteś tym zamaskowanym
dziwakiem z tak zwanego Edolas, który dostał napadu śmiechu
podczas ostatniej walki – spytał przybliżając się jeszcze
bardziej.
Drgnął, miał udawać byłego
członka Fairy Tail ale jeśli wda się w dyskusje jest prawie pewne,
że powie coś co go wyda. Jednak czy w tej sytuacji...
- Co ty wyprawiasz? - syknęła mu
do ucha Erza.
Chciał już powiedzieć, że cel
jego działań jest oczywisty, gdy zdał sobie sprawę z tego co sam
robi i gdzie się znajduje. W barze znajdowała się większość
członków gildii szkarłatnowłosej, zresztą ona sama nie należała
do najsłabszych i z pewnością potrafiłaby o siebie zadbać.
Dotarło do niego, że zadziałał zbyt impulsywnie. Przez swoje
zachowanie o mało się nie zdradził pakując Fairy Tail w niemałe
kłopoty. Nadal był poszukiwanym w całym kontynencie zbiegiem.
- Poznajcie się – niezręczną
ciszę przerwała Erza – Mystogan to jest Bacchus Groh z Quatro
Cerberus. Swego czasu często spotykaliśmy się podczas misji jednak
nigdy nie udało nam się stoczyć w pełni rozstrzygającej walki.
Przepraszam, ale raczej nie pogadacie Mystogan nie należy do zbyt
rozmownych.
Kiwną tylko potwierdzająco głową.
Zastanawiał się jak dyskretnie się wycofać, gdy wyglądająca na
siwiejąca kobieta chwyciła go za dłoń i pociągnęła do wyjścia
- Może pomożesz staruszce wnieść
zakupy po schodach – spytała uśmiechając się do niego miło.
- Oczywiście – odparł szybko i
ruszył z nią do wyjścia – dzięki za ingerencje Ultear –
dodał, gdy byli już w bezpiecznej odległości.
- Następnym razem przemyśl to co
mówimy Ci z Meredy od jakiegoś czasu – fuknęła Milkovich
zdejmując z siebie iluzje – I powiedz jej co czujesz zanim przez
ciebie wpadniemy w poważniejsze tarapaty.
- Wiesz, że nie mogę. Nie po tym
co jej zrobiłem – powiedział odwracając się by jeszcze raz
zobaczyć w oknie sylwetkę szkarłatnowłosej. Chciał by zawsze
była szczęśliwa.
Wiedział, że
wtedy zadziałał pod wpływem chwili ale czuł w kościach, że ta
sytuacja jest zupełnie inna. Kaishi'ego zaakceptowała od razu cala
gildia i choć nigdy wcześniej nie zaatakował żadnego z jej
członków jak było to chociażby w przypadku Gajeel'a lub Juvii coś
w nim nie dawało mu spokoju. Był zbyt idealny i to właśnie go
intrygowało.
- A właśnie
Jellal mówiłeś, że masz narzeczoną. Dlaczego chcesz ją zdradzić
z Erzą – spytał Natsu, a powaga w jego głosie wskazywała, że
wcale nie żartuje.
Meredy wyglądała
na załamaną. Wiedziała wprawdzie, że smoczy zabójcy mają
doskonały słuch ale nigdy nie podejrzewała, że ktoś może się
dać nabrać na tak żałosne kłamstwa Jellala. Znała go od
przeszło siedmiu lat i wiedziała, że nawet gdyby byłby postawiony
przed plutonem egzekucyjnym nie potrafił by zaprzeczyć chociażby
koloru swoich włosów. Teraz pojęła co miała na myśli Juvia
mówiąc „Rywal panicza Gray'a jest słodki ale bardzo naiwny”.
Cóż niebieskowłosy może być dumny udało mu się nabrać już
jedną osobę. Nie spodziewała się jednak jak długo zamie jaj
uświadomienie salamandrowi prawdy.
- Zrozumiałem –
oświadczył wychowanek Igneel'a po dobrych dziesięciu minutach
tłumaczenia blefu Fernandes'a – Jellal wcisnąłeś ten kit bo nie
wiesz jak powiedzieć Erzie, że ją kochasz. Jeśli chcesz zrobię
to za Ciebie – bezproblemowo zadeklarował Natsu.
Jellal zdębiał
słysząc tę propozycję. Co prawda zdawał sobie sprawę z lekkiego
podejścia do życia niektórych członków Fairy Tail ale coś
takiego przerosło jego oczekiwania. Zdał sobie sprawę, że
faktycznie nie potrafi temu zaprzeczyć. Naprawdę kochał Erzę ale
też nie mógł jej tego powiedzieć. Nie zasługiwał na nią ale
jednocześnie słowa Natsu obudziły w nim pewne obawy. Skoro oni
wiedzieli jakim uczuciem darzy szkarłatnowłosą to czy ktoś spoza
gildii może się o tym dowiedzieć. Nie chciał jej na nic narażać.
Sama opinia, że może mieć coś wspólnego z kryminalistą z
pewnością by jej nie posłużyła.
- Aye – ciszę
przerwał znajomy głos. Happy odzyskał przytomność.
Niebieski Exceed
usiadł rozglądając się nieco skołowanym wzrokiem po zebranych.
Jego oczy nieco zaszkliły gdy spostrzegł Lisannę i Gray'a. Natsu
widząc, że z jego przyjacielem wszystko w porządku od razu stracił
zainteresowanie uczuciowymi sprawami Jellal'a.
- Dobrze, że
wreszcie wstałeś – zaśmiał się kładąc mu dłoń na głowie –
Zobaczysz, że oni niedługo też się obudzą, Jego wzrok przez
dłuższy czas zatrzymał się na nieprzytomnej białowłosej.
- Jak ze skrzydłami
– spytał na co ten w odpowiedzi uwolnił swą Arie. Osłabiające
go zaklęcie musiało już minąć.
Przebudzenia
Happy'ego zadziałało też pocieszająco na Mirajane, która od razu
zaproponowała mu przyniesienie jego ulubionej rybki. Po chwili
podeszli do niego też pozostali.
- Na pewno wszystko
z tobą w porządku – do rozmowy włączyła się Meredy
Wykorzystując to
małe zamieszanie Jellal dyskretnie wymknął się z sali.
Lucy szła główną
ulicą miasta ściskając oburącz papierową torbę z zakupami.
Towarzyszący jej mały Plue jak zwykle starał się poprawić jej
humor. Niestety tym razem nawet jego wygłupy nie odnosiły skutku.
Cały czas myślała o niedawnym starciu. Była zmuszona bezczynnie
kryć się w schronie podczas gdy inni narażali życie. Przez
miesiące spędzone w Fairy Tail przywykła do tego, że jest słabsza
niż większość jej członków jednak dotychczas zawsze mogła się
na coś przydać. Zawsze jednak mogła liczyć na pomoc gwiezdnych
duchów. Przystanęła czując. Że zbiera jej się na płacz.
Zamrugała powiekami odganiając od cisnące się do oczu łzy. Wtedy
też zauważyła, że Plue został w tyle. Duszek drżał bardziej
niż zazwyczaj wpatrzony w jeden z ciemnych zaułków.
- Co tam widzisz –
spytała z troską kucając przy nim.
Delikatnie
pogłaskała go po głowie. Fakt, że ma problemy z złotymi kluczami
nie zwalniał jej z odpowiedzialności za wysłanników innych
gwizdanych bram.
- Prawdopodobnie
mnie – naprzeciw niej wyrosła zakapturzona postać.
Spod nakrycia głowy
wysuwało się kilka czarnych kosmyków włosów. Na widocznej części
twarzy malował się melancholijny uśmiech. Lucy zamarła z
przerażenia nie do końca wiedząc czy powoduje je przytłaczająca
magiczna aura, czy czarny rysunek gwiazdy na krwisto czerwonej
rękawicy. Ten sam symbol, który od niedawna był głównym
problemem nie tylko Fairy Tail i innych gildii. Nim Lucy zdołała
jakoś zareagować chwyciła ją za głowę przez co natychmiast
zemdlała.
Erza przystanęła
pod swoim ulubionym drzewem wpatrując się w płynącą dołem
rzekę. Było coś w tym widoku co ją uspokajało. Tak bardzo teraz
tego potrzebowała. Pamięć o ostatnich zdarzeniach wcale jej w tym
nie pomagała. W trakcie natarcia wroga zginęło sześciu
niepowiązanych z gildią mieszkańców miasta. Sześć ofiar. Siedem
jeśli liczyć Elfman'a ale tak bardzo nie chciała wierzyć w stratę
członka gildii, że wciąż odganiała tę myśl. Tak czy inaczej
chłody, lekki wiatr i widok zachodzącego w oddali słońca koiły
jej nerwy.
- Dziękuję, że
jednak mnie wyciągnąłeś Kaishi – szepnęła do stojącego za
nią maga – chyba faktycznie było mi to potrzebne.
- Nie ma sprawy –
odparł wykonując żartobliwy ukłon co wywołało u niej przelotny
uśmiech.
Dalej martwiła się
o swych rannych towarzyszy oraz Jellal'a, którego po odlocie Ame
zlokalizował Natsu. Nadal nie wiedziała dlaczego niebieskowłosy
zachował się tak nierozważnie całą drogę pokonując za pomocą
Meteoru. Nie wątpiła, że zdobyta przez niego księga może
zawierać istotne informacje ale z tego co mówiła Meredy znaleźli
ją już kilka dni temu, więc dlaczego chciał przekazać im ją
właśnie teraz? Czuła, że różowowłosa czarodziejka nie mówi
jej wszystkiego ale zdecydowała się poczekać, aż sam Jellal jej
to powie. Zdaniem Wendy jego stan nie był poważny i powinien
niedługo się sam wybudzić. Przez chwilę oboje stali w ciszy gdy
Kaishi wskazując przed siebie ręką zawołał.
- Chyba wreszcie
się obudził.- mówiąc to pomachał przyjaźnie ręką do idącego
w ich stronę Fernandes'a.
- Jellal dobrze się
czujesz – spytała z troska podbiegając po czym natychmiast go
zbeształa – Dlaczego nie odpoczywasz w łóżku?
Poczuł jak
mimowolnie się uśmiecha. Erza odkąd ją znał troszczyła się o
swoich przyjaciół ale też była bezwzględna co do przestrzegania
zasad.
- Chciałem po
prostu sprawdzić czy z tobą wszystko w porządku – powiedział
siląc się na normalny ton.
- Jak widać –
wzruszyła ramionami – Znów nie mogłam temu zapobiec - chciała
być silna ale nie potrafiła, z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Hej – poczuła
na swoim ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Kaishi stał za nią
uśmiechając się w pocieszający sposób – Istnieje nadzieja, że
wasz przyjaciel wcale nie zginął.
- Jak to? - spytała
z nadzieją, a Jellal poczuł ucisk w żołądku.
Erza była
najważniejszą dla niego osobą. Chciał by była szczęśliwa, to
było jego głównym celem. Nie chciał by płakała. Chciał móc w
każdej chwili zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Spojrzał jeszcze
raz na Kaishi'ego. Może faktycznie źle go ocenia. Może naprawdę
chce również tylko dobra dla szkarłatnowłosej. Może tak jak mówi
Meredy naprawdę zrobił się zazdrosny? Może powinien dać mu
szanse. Choć w głębi serca nadal miał złe przeczucia postanowił
wstrzymać się od działań w jego sprawie. Tak czy inaczej nikt,
nawet Crime Sociere nie wiedział co robić. Znak gwiazdy, Tartaros,
zniszczenie rady magii to wszystko tworzy idealne okazje do
działalności innych mrocznych gildii ale jak mają je teraz
odróżnić ich działania od tych naprawdę istotnych. Co innego
okupywać niewielkie miasteczko, co innego pogrążać powoli cały
kraj w panice.
- Nie jestem pewny
czy to się naprawdę stało – z zamyśleń wyrwał go głos
ciemnowłosego – ale jeśli wierzyć słowom Mirajane mogło być
to zaklęcie „Drogi wody”. Wprawdzie mogę się tylko opierać na
zdobytych informacjach, sam nigdy tego nie widziałem. Jednak
trafiona nią osoba zmienia się na pewien czas w wodę by zostać
niezauważenie przeniesiona w inne, nawet bardzo odległe miejsce.
Niestety nie wiem niczego więcej.
- Mylisz się –
Erza pokręciła głową – to zdecydowanie więcej niż mieliśmy.
Znasz jeszcze jakieś zagadkowe zaklęcia? Może będziemy mogli
czemuś zapobiec i....
- A jaką magią ty
dysponujesz – wtrącił Jellal ale po prostu musiał to wiedzieć
by do końca się upewnić.
- Może teraz nam
to zdradzisz – dodała Erza, a Jellal spojrzał na nią zaskoczony.
Zadał to pytanie by samemu się upewnić, że może bezpiecznie
zostawić z nim Scarlet ale nie podejrzewał że i ona tego nie wie.
Kaishi może nie był w gildii od dawna ale na pewno wystarczająco
długo by lepiej go poznać.
- Gdybym tylko to
wiedział – Kaishi położył się na trawie, a widząc ich
pytające spojrzenia kontynuował – Jak pewnie wiecie magia dzieli
się na dwa podstawowe rodzaje. Magię przedmiotu, która jest
wielokierunkowa tak jak w przypadku twoich zbroi Erzo czy kluczy Lucy
i może się jej nauczyć prawie każdy. Oraz magię Caster, którą
często demonstrują nam w swoich bójkach Natsu i Gray. Większość
też jest, że tak powiem powszechnie dostępna ale niektóre jej
formy potrzebują odpowiednich nauczycieli jak w przypadku smoczych
zabójców. Tu mamy też do czynienia z teorią magii wrodzonej.
- Magii wrodzonej –
automatycznie powtórzył Jellal mimo braku ufności zaintrygowany
jego wiedzą.
- Jesteś Jelly,
dobrze zapamiętałem? Sorki ale nie mam pamięci do imion –
zaśmiał się po czym nie czekając na odpowiedź kontynuował -
Magię wrodzoną charakteryzuje to, że jej użytkownik może jej
użyć nawet jeśli wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że to
potrafi. Tak też było w twoim przypadku Erzo.
- Moim? –
szkarłatnowłosa nie kryła zaskoczenia.
- Tak –
potwierdził – Mówiłaś, że po raz pierwszy użyłaś magii
podczas buntu w tej Wieży Niebios i była to odmiana telekinezy –
kiedy kiwnęła głową Jellal zdziwił się jak bardzo się mu
zwierzała – Nie wiedziałaś wtedy, że w ogóle to potrafisz. Nie
będę tu odnosić się bezpośrednio do tych wydarzeń powiem tylko,
że prawdopodobnie był to wybuch uśpionej w tobie magii i nie
chodzi mi tu o magiczną moc ale prawdziwą magię jaka w tobie
drzemie – ułożył się wygodniej na trawie po czym dodał – ale
to tylko teoria o której kiedyś usłyszałem.
- Rozumiem –
powiedziała Erza prostując się. Nie wiedziała dlaczego ale te
słowa przypomniały jej krótki list jaki niedawno dostała. „Co
wiedziała o sobie?” Nie znała odpowiedzi na to pytanie.
Odruchowo dotknęła medalionu, który z nim przyszedł i z którym
od tej pory się nie rozstawała – Robi się ciemno, wracajmy
lepiej do gildii – stwierdziła – Może mistrz będzie wiedział
coś więcej.
Natsu wpatrywał
się w pogrążoną w śnie Lisannę. Według Wendy zagrożenie
minęło i teraz wystarczy czekać, aż ona i Gray się wybudzą.
Mimo ich licznych starć poczuł ogromną wdzięczność do maga lodu
za to, że przyjął na siebie największą siłę ciosu. Gdyby nie
jego poświęcenie z białowłosą i Happy'm mogło by być znacznie
gorzej. Siedział wsłuchując się w ciche tykanie zegara. Zmęczona
czuwaniem przy siostrze Mirajane zasnęła na krześle, a Porlyusica
zabrała exceed'a na, jak mu tłumaczyła, badania koordynacji
ruchowo-sprawnościowej. Nie wiedział zbytnio co to ma być ale po
tym jak zapewniła roztrzęsionego perspektywą kłucia kotka, że
nic takiego go nie czeka ten zgodził się iść sam na badanie co
Natsu przyjął z ulgą. Meredy, Wendy i Gajeel wyszli natomiast
poszukać Jellal'a, który nagle zniknął. On jednak nie chciał
odejść od łóżka Lisanny. Od kiedy wróciła z Edolas nie miał
okazji z nią dłużej porozmawiać. Następnego dnia po jej powrocie
odbył się test na maga klasy S. Atak Acnologii sprawił, że
zniknęli na siedem lat. Gdy wrócili całe swoje siły skupił na
treningu. Warto też pamiętać, że większość pozostałego do
turnieju czasu spędził w świecie gwiezdnych duchów, gdzie czas
płynął zupełnie inaczej. Turniej się skończył. Udało im się
odeprzeć atak smoków jednak od razu zaczęło dziać się coś
innego. Coś z czym mają kłopoty do tej pory i nie wiedzą jak się
temu przeciwstawić. Mimo to gdyby wczoraj odwrócił się szybciej,
jak radziła mu nawet sama Ame może oni wszyscy teraz by tu nie
leżeli.
- Wybacz, że nadal
nie potrafię chronić naszej małej rodziny – szepnął
przypominając sobie zdarzenie sprzed kilku lat. Wtedy też wpędził
ich w niemałe kłopoty.
Półtoraroczny Happy zataczał koła
nad ich głowami. Od swego wyklucia urósł zaledwie o kilka
centymetrów ale wszystko nadrabiał chartem ducha. Swą
żywiołowością dorównywał nawet Natsu często naśladując jego
zachowania. Niestety to samo tyczyło się też uporu. Tym razem
niebieski kotek oznajmił, że będzie wisiał w powietrzu tak długo,
aż smoczy zabójca zgodzi się zabrać go wreszcie na misje.
- Ale wiesz, że potrafisz utrzymać
Arie tylko przez siedem minut – zaznaczyła Lisanna starając się
ukryć jak bardzo bawi ją kolejna sprzeczka tych dwojga – Natsu
nie chce byś się narażał.
- Nieprawda – odparł natychmiast
salamander – po prostu uważam, że jest za słaby i będzie mi
przeszkadzał.
- Lisanna, on jest okropny –
zapłakany kotek wtulił się w drobną dziewczynę.
- Może zamiast się kłócić coś
zjemy – mała czarodziejka szybko zmieniła temat – Mira-chan
spakowała mi sporo ciastek kilka świeżych rybek i słoik
magicznego ognia.
- Świerze rybki – Happy
natychmiast się ożywił.
- Uwielbiam magiczny ogień –
zawtórował mu Natsu.
Oboje zdawali się zapomnieć o
niedawnej sprzeczce i zaczęli
pomagać Lisannie w jak najszybszym
rozstawieniu kosza piknikowego. Kiedy wszystko było gotowe Exceed od
razu przystąpił do konsumpcji jednej z ryb, natomiast Natsu zaczął
mocować się ze słoikiem w którym był zamknięty ognisty
smakołyk.
- Może ci pomóc – zaproponowała
Lisanna odkładając na chwilę swoją kanapkę z powrotem na talerz.
- Nie ma mowy... Nie poddam się –
warknął nie przestając napierać na zakrętkę – Coś takiego
nie może... - urwał kierując wzrok w stronę lasu.
- Coś się
stało.. - zaczęła Lisanna ale dał jej znać by zamilkła.
Słyszał wyraźnie kilka par butów
uderzających o leśne podłoże. Jego smoczy zmysł węchu pozwalał
mu od razu odgadnąć, że nie należą do ich gildii. Nie byli to
też inni mieszkańcy Magnolii czy okolic. Pachnieli podejrzanie.
Niestety naturalne odgłosy lasu zakłócały mu udane
podsłuchiwanie. Udało mu się jednak wyłapać pojedyncze słowa.
„zasadzka”, „szantaż”, „plan” i „nagroda”.
Natychmiast poderwał się z miejsca. Wiedział, że to ryzykowne ale
po jego ciele rozpłynęło się uczcie silnej ekscytacji. Może jak
się tera wykaże Gildarts przestanie taktować go tak
protekcjonalnie. Słyszał od Macao, że Clive robi sobie przerwę
podczas wykonywania kolejnej misji i za dwa tygodnie wraca do gildii.
Może nawet zgodzi się zabrać go ze sobą na kolejną.
- Dobra nie ma co zwlekać –
krzyknął nie kryjąc, że znów pali się do walki – Lisanna,
Happy załatwmy ich.
- Ich? Ale o kim ty mówisz –
dopiero po słowach Lisanny zdał sobie sprawę, że tylko on słyszał
co się dzieje około kilometra dalej.
- Bo widzicie – zaczął objaśniać
co udało mu się usłyszeć i co mogą teraz zrobić.
- Myślę, że powinniśmy raczej
powiadomić o tym innych – zaniepokoiła się Lisanna – przecież
nie wiemy jak silni są ci przestępcy.
- No proszę – jęknął Natsu –
taka okazja nie zdarza się codziennie. Nie zniosę jeśli ten lodowy
dupek pierwszy ich dorwie. Poszedłbym sam ale znacznie łatwiej
będzie jak dołączysz.
- No dobrze – zgodziła się
widząc, że nie odciągnie go od tego pomysłu. Jak sam zauważył
będzie im łatwiej we dwójkę, trójkę licząc Happy'ego.
- Aye – ucieszył się niebieski
kotek chwytając mniejszy patyk, który dla niego był średniej
wielkości pałką – zobaczycie, że też potrafię walczyć.
Ruszyli ostrożnie stawiając kroki.
Natsu szedł przodem przewodnicząc tej małej grupie. Czuł, że ich
cel się nie przemieszcza najwidoczniej robiąc postój co sprawiało
dla nich dobrą okoliczność do ataku. Był tak podekscytowany, że
podczas kilkunastominutowego skradania się Lisanna kilkakrotnie
zwróciła mu uwagę, że się zapał.
- Jeśli nie będziesz ostrożny
spłoszysz zwierzęta – pouczyła go – a one dadzą znać o
naszym przybyciu.
Wkrótce pomimo kilku takich
trudności dotarli na miejsce. Kucnęli ukryci w krzakach i zaczęli
z bliska obserwować. Na piaszczystej drodze wijącej się przez las
stało pięciu ubranych w czarne skórzane kurtki i luźne dresowe
spodnie mężczyzn. Można było dostrzec, że każdy z nich ma
jednakowy herb jakiejś gildii. Nie znali go co od razu dodawało
pewności przekonaniu, że nie są tutejsi. W ciszy nasłuchiwali ich
rozmów.
- Szefie, co teraz mamy robić –
spytał eden z nich.
- Nic, po prostu czekamy – odparł
najbardziej umięśniony – Słyszałem, że w tej okolicy często
kręcą się szczyle należące do tutejszej gildii. Zaczekamy, aż
jakieś się wychylą i je przechwycimy. Pozostali na pewno zapłacą
sporą sumkę by malcy cali wrócili z powrotem.
Natsu nie czekał na nic więcej.
Wyskoczył z kryjówki zapominając że agresorów jest więcej.
Zapominając, że wciąż jest niedoświadczonym magiem. Zapominając,
że wciąż jest tylko dzieckiem.
To było aż nazbyt łatwe.
Przynajmniej jeśli chodzi o łowców nagród. Schwytanie dwójki
przerażonych maluchów i dziwnego kota nie zajęło im nawet pięciu
minut. Usiedli teraz w kole by przedyskutować dalsze działania.
- To teraz wysyłamy żądanie
okupu, tak szefie – zaczął jeden z oprychów.
- Owszem tak początkowo
zakładaliśmy – odparł ten – lecz wydaje się, że trafiła nam
się niezła okazja. Jak tylko się ściemni wyruszamy w stronę
portu skąd odpłyniemy na naszą wysepkę. Tam postanowimy co dalej.
Zakładam wprawdzie, że ci od pokazów dziwadeł słono zapłacą by
mieć w swojej kolekcji gadającego kota. Podziemia wbrew pozorom
poszukują takich małych dziewczynek jak ta tutaj – wskazał na
Lisannę – a jeśli chodzi o chłopaka – podwiną rękaw
odsłaniając rękę na której widniało świrze oparzenie ciągnące
się od nadgarstka, aż po łokieć. Jego konkretnie chce mieć w
swych szeregach. Kilka miesięcy szkoleń i odpowiedniej terapii, a
zanim się obejrzy będzie jednym z nas.
Odpowiedziały mu zadowolone
pomruki, a chwilę później wszyscy wznieśli toast wypełnionymi po
brzegi alkoholem kuflami.
Natsu zaprzestał walenia w kraty.
To nie przynosiło żadnego efektu. Anty-magiczna klatka skutecznie
uniemożliwiała mu użycie płomieni oraz sprawiała, że znacznie
szybciej się męczył. Byli tu już zamknięci ponad cztery godziny.
Nawet on wiedział, że taka ich nieobecność w gildii nie zrobiła
na nikim wrażenia. Często wracali do domu grubo po zapadnięciu
zmroku.
- Natsu – usłyszał za sobą
cichy głos Lisanny- oni naprawdę to zrobią?
Kiedy się obrócił zauważył w
jej oczach strach. Siedziała w koncie przyciskając do siebie
kolana. Drżała. Taki widok dziewczyny był dla niego nowością. W
przeciwieństwie do swego rodzeństwa była zawsze radosna i pełna
życia. Teraz wydawała się taka bezradna. Przytulała jedną ręką
do siebie Happy'ego wlepiając w niego swe błękitne oczy. Wtedy do
niego po raz pierwszy dotarło przed czym naprawdę miał ich
chronić. Dotarło do niego czym właściwie jest ta inna liga przed,
którą niejednokrotnie go przestrzegano. Dotarło do niego czemu
niektórzy uważali, że jego nadpobudliwość kiedyś doprowadzi do
zguby. Był przecież tylko dzieckiem zdanym teraz na łaskę wroga.
- Kurcze, jak wrócimy już do
gildii to Gray nie da mi żyć przez jakiś tydzień – kucnął
obok Lisanny – Na pewno to planują – odpowiedział na jej
pytanie – ale im na to nie pozwolimy – dodał tonem, który
mógłby wydawać się pocieszający gdyby nie jego złość na
samego siebie. To on ich w to wpakował – Muszę sobie tylko
przypomnieć co mówiła Erza o misji podczas, której znalazła się
w podobnej sytuacji. Mówiła coś o przechytrzeniu przeciwnika i
podstępem skłonienia go do... No właśnie tego nie usłyszał bo
najzwyczajniej w świecie zasnął. Nigdy nie był zbyt dobrym
słuchaczem. Wolał sam działać. Tylko, że teraz nie mógł nic
robić. Nie mógł niczego spalić.
- Natsu, masz na myśli tę misję...
tę o której Erza mówiła nam miesiąc temu.. - spytał nieco
roztrzęsionym tonem Exceed.
- Oczywiście, ale... - potwierdził
ale umilkł gdy zauważył, że ten kieruje się bliżej krat.
Happy zacisnął piąstki po czym
zawołał wciskając pyszczek między kraty:
- Hej, wy – tak pewny głos jak na
kogoś tam małego wystarczył by przykuć uwagę porywaczy.
- Czego chcesz – łypnął na
niego jeden z nich – żreć dostaniecie jak będziemy odjeżdżać
i to tylko jeśli będziecie wystarczająco grzeczni.
- Nie chodzi o jedzenie po postu nie
podoba mi się fakt, że chcecie sprzedać mnie do jakiego cyrku. Też
jestem magiem – z trudem powstrzymywał swe ciało od drżenia.
- Happy co ty.. - zaczął Natsu ale
Lisanna położyła mu rękę na ramieniu i pokręciła delikatnie
głową.
- Zaufaj mu – szepnęła - on ma
jakiś plan. Przecież od urodzenia ma na plecach symbol naszej
gildii.
Chciał zaprotestować ale nie
potrafił. Było w niej coś co sprawiało, że nie mógł się z nią
spierać. Nawet jeśli chodziło o błahą sytuacje jak wtedy, gdy
skłoniła go do mówienia. „Jestem w domu” za każdym razem gdy
odwiedzał ich dziecięcy szałas.
- On to pamięta – dodała po
chwili, a on już wiedział co ma na myśli. Happy wtedy nie zasnął
i faktycznie może coś wiedzieć. Jednak fakt, że to nie on ma
odegrać główną role w tym planie nieco go irytował. Wolał nie
wiedzieć co powie Gray gdy okaże się, że po raz kolejny wpadł w
jakieś kłopot z których sam się nie wyciągnie. Już wystarczy,
że pewnie Mira zechce go zabić za narażenie Lisanny.
- No dobrze – burknął zgadzając
się by powierzyć ich los w łapkach exceed'a.
- Co masz na myśli koteczku –
spytał najbliższy oprych – Jesteś magiem? A co takiego
potrafisz? Uprzedzam, że posiadanie pcheł nie podchodzi pod
posiadanie szczególnych zdolności.
- Tu przecież nie dam rady pokazać
– odparł dzielnie walcząc z swym własnym strachem – ale jeśli
mnie wypuście to wam pokarze – zakończył z chytrym uśmiechem –
chyba nie chcecie zostać wykiwani na tym waszym rynku.
- Ta, to by było irytujące –
szef bandy wgniótł spalonego papierosa butem w ziemię – jednak
znam takie sztuczki. Istnieje zbyt duże ryzyko, że coś wywiniesz i
uwolnisz resztę.
- Nie zrobi tego – wtrąciła
szybko Lisanna – Możecie nas przytrzymać kiedy będzie
demonstrował swą prawdziwą moc. On chce.. to znaczy my chcemy
zrobić wszystko byście nas tylko nie rozdzielali – zakończyła.
Tego się bała najbardziej. Rozłąki
z najbliższymi. Według niej byłoby to o wiele gorsze niż gdyby
chcieli ich zabić.
- No tak... o to nam chodzi –
dodał szybko Natsu, gdy trąciła go łokciem w żebro – tylko, że
ja też nie pokazałem wam wszystkiego – nie mógł się
powstrzymać przed tym oświadczeniem.
- Nie trzeba – fukną na niego
szef bandy – Wiemy już, że nie jesteś słaby. Jednak jeśli
chodzi o kotka to chętnie zobaczymy co potrafi.
Pstryknął palcami, a w chwilę
potem jego podwładni przytrzymywali dwójkę młodych magów
jednocześnie wypychając na zewnątrz Happy'ego.
- No pokazuj co potrafisz, tylko
pamiętnej - ruchem głowy wskazał pozostałych jeńców – bez
numerów bo ktoś może ucierpieć.
Exceed wziął głęboki oddech.
Wiedział, że teraz wszystko zależy od niego. Rozwinął swe
skrzydła. Odczekał, aż zobaczy jak Lisanna kiwnie dyskretnie głową
i momentalnie wystrzelił w górę. Słyszał za sobą rozzłoszczone
krzyki łowców nagród. Jednak gnał dalej. Musiał jak najszybciej
powiadomić gildię. Miał tylko nadzieje, że starczy mu magii na
całą drogę. Wolał nie myśleć co się stanie jeśli zawiedzie.
Zostali brutalnie załadowanie na
tyły zaprzężonego do koni wozu. Czuli jak podskakują na wybojach
w drodze do portu. Choroba lokomocyjna Natsu nie była wtedy jeszcze
taka silna lecz silne zawroty głowy dawały mu się we znaki.
Starając się je ignorować przysunął się bliżej Lisanny.
Widział, że dziewczyna jest przestraszona ale jednocześnie stara
się to ukryć. Starając się rozładować postukiwała palcami w
podłoże z oczami utkwionymi gdzieś przed siebie. Sam nie wiedząc
czemu to robi przykrył jej dłoń swoją.
- Nie martw się – rzucił nie
patrząc w jej stronę – Happy da radę. Sama mówiłaś, że jest
magiem Fairy Tail, a magowie Fairy Tail się nie poddają.
- Natsu – szepnęła, a na jej
twarz powrócił uśmiech.
Nie wiedział jak długo jechali.
Dla smoczego zabójcy każda chwila spędzona w jakimkolwiek środku
lokomocji była dla niego zbyt długa. Przez brak jakichkolwiek okien
nie mógł dokładnie stwierdzić gdzie są. Jedynie dzięki węchowi
zdołał określić, że z każdą chwilą zbliżają się do portu.
Jednak musieli obrać jakąś okrężną drogę przez las bo nadal
docierał do niego intensywny zapach drzew. Nagle koła wozu zaczęły
się ślizgać tak nagle, że oboje zostali siłą pędu rzuceni o
ścianę. Nie minęła chwila, a obok nich błysnął miecz niszcząc,
jednocześnie więżące ich belki.
- Co do … - krzyk bandytów
zadziałał na niego trzeźwiąco.
- Erza, Gray – zawołał Natsu
wygrzebując się z rozwalonego wozu.
- Mira, Elf – dołączyła do
niego Lisanna.
- Żałosne dać się pokonać przez
takie ścierwa – dobiegł do niego głos Laxus'a nokautującego
ostatniego z trzymających się na nogach oprychów.
Natsu miał już się odgryźć, gdy
zauważył, że z pleców Erzy zeskakuje Happy. Kociak bezzwłocznie
podbiegł do niego i wskoczył mu w ramiona cały zdyszany ale
szczęśliwy, że jego przyjaciołom nic nie jest.
- Spisałeś się – stwierdził
smoczy zabójca kładąc mu rękę na głowie – od teraz zawsze
będę cię brał ze sobą na misje.
- Aye – potwierdził z całym
entuzjazmem niebieski exceed.
Przestępcy zostali skuci i
odstawieni do aresztu. W drodze do gildii Mira cały czas przytulała
Lisannę rzucając mu pełne nienawiści spojrzenia. Przywykł już
do tego, że mu nie ufa. Bardziej irytowały go znaczące uśmieszki
Gray'a. Wiedział, że tylko obecność Erzy powstrzymuje go od
wypowiadania kąśliwych uwag. Postanowił sobie, że jak tylko
przekroczą próg gildii roztopi mu ten uśmieszek swymi płomieniami.
Wtedy dość szybko
zapomniał o swej odpowiedzialności, jeśli wcale się wtedy tym
przejął bardziej niż codziennymi starciami z Gray'em. Teraz poczuł
te specyficzne ukłucie w okolicach serca. Był odpowiedzialny za to
co się stało. Niejednokrotnie narażał nie tylko siebie ale i
swoich towarzyszy na rozmaite problemy ale dopiero teraz. Dopiero gdy
mógł ją stracić po raz drugi. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z
tego co dotychczas robił. Nigdy dotąd podczas walk nie przejmował
się zbyt tym co się może stać za chwilę. Nie dopuszczał do
siebie myśli, że coś może się stać jego towarzyszom.
- Natsu – znajomy
szept wyrwał go z zamyślenia.
Wielkie, niebieskie
oczy spoglądały wprost na niego jakby w oczekiwaniu na odpowiedź.
Lisanna odzyskała przytomność. Była jednak nadal bardzo słaba.
Zbyt słaba by się nawet podnieść. Wiedział o tym. Jednak
jednocześnie cieszył się słysząc ponownie jej głos. Nie
wiedział tylko jednak czy zbyt nie przyćmiewa tego uczucia
narastające poczucie winy. To przez niego leżała tu cała w
bandażach. Mimo wszystko nie mógł zrzucić tego na Ame. Przecież
to ona pierwsza zasugerowała mu by się odwrócił. Gdyby posłuchał
może nie oglądałby białowłosej w tym stanie. Zresztą nie tylko
jej. Gray, Happy... Nadal miał w oczach walącą się na nich wieżę
katedry.
- Natsu – dopiero
gdy Lisanna ponownie wypowiedziała jego imię zdał sobie sprawę,
że cały ten czas milczał.
- Przepraszam –
wypalił tak gwałtownie, że wywołało to nieme zaskoczenie na
twarzy dziewczyny – Przepraszam, że nie potrafię chronić
rodziny.
Drżał, wypełniony
na nowo rozgrzaną frustracją. Lisanna musiała to wyczuć bo
delikatnie przykryła jego dłoń swoją. Była taka delikatna,
ciepła a za razem nie sposób było zignorować tego gestu. Uniósł
głowę by zobaczyć jak w jej oczach odbija się troska, czułość
oraz smutek mieszany ze zrozumieniem. Powoli z niemałym trudem
uniosła się do pozycji siedzącej.
- To nie prawda –
zaprzeczyła – uratowałeś nas. Nie wiadomo co by się stało
gdybyś się nie pojawił. Ja i Mira mogłyśmy – przygryzła wargę
pogrążając się na moment w ciszy – Naprawdę nie powinieneś
się winić.
- A co z Elfman'em
– krzyknął tak nagle, że do dopiero po chwili zdał sobie sprawę
z wypowiedzianych słów.
Był przekonany, że
zaraz go uderzy i każe mu się natychmiast wynosić. Mylił się.
Położyła mu głowę na ramieniu w ten sam sposób jak wtedy gdy
pocieszała go gdy byli dziećmi. Ona chciała pocieszyć go kiedy to
on powinien być oparciem.
- Elf zawsze
powtarzał, że jeśli przyjdzie mu wybierać jak ma odejść to
chciałby tego dokonać chroniąc mnie i Mirę – zaczęła – po
za tym mam przeczucie, że on wcale nie zginął – pozwoliła sobie
na nieznaczny uśmiech – Nie wiem skąd te przeczucie ale po prostu
jest i...
- Jego się
trzymajmy – dokończył za nią po czym otoczył ją ramieniem po
czym instynktownie przytulił ją do siebie.
Dopiero teraz,
czując bliskość jej ciała. Wiedząc, że nie opuściła go po raz
drugi. Dopiero teraz poczuł jak ważna jest dla niego ta dziewczyna.
Dotychczas myślał o niej jak o dobrej przyjaciółce. Tak samo jak
o Erzie, Wendy czy Lucy. Czyżby była dla niego kimś więcej?
Zaczął odczuwać dziwny ucisk w żołądku. Jego serce waliło tak
mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z pierwsi. Dreszcze zaczęły
przechodzić po jego ciele, a dziwnie zesztywniałe ręce pocić. Nie
wiedział kiedy ich głowy zaczęły się do siebie zbliżać. Ich
usta dzieliły już tylko minimetry. Działał pod wpływem
instynktu. Nie wiadomo co by się stało gdyby do środka nie wpadł
Happy wracający z badań.
- Porlyusica
powiedziała, że jestem zdrowy i mogę z tobą iść na jakąś
misję – wykrzyczał wparowując do środka jednak zastygł w
bezruchu widząc co się dzieje w pomieszczeniu – coś robicie? -
spytał swym niewinnym tonem patrząc na speszoną twarz Natsu.
Carla i Pantherlily
wracali właśnie z patrolu. Upewniwszy się, że wróg nie powrócił
chcieli jak najszybciej przekazać tą dobrą wiadomość innym. Było
spokojnie, słońce chyliło się już ku zachodowi wylewając na
okolicę złocistą barwę. Mijali właśnie rzekę dzielącą obie
strony miasta, gdy ich uwagę przykuło ciało leżące bezwładnie
na ziemi. Dopiero gdy się zbliżyli zdali sobie sprawę kim jest ta
osoba.
- Lucy – zawołała
Carla lądując tuż przy niedającej znaku świadomości blondynce –
została napadnięta – zwróciła się do czarnego exceed'a
obejmując łapkami głowę gwiezdnej czarodziejki.
- Chyba potrzebny
nam będzie tłumacz – rzucił po dłuższej chwili Lily.
Dopiero teraz
zauważyli, że nieopodal kręci się jedyny świadek zdarzenia,
które miało tu miejsce. Mały gwiezdny duch, Plue upewniwszy się,
że nie są wrogami zaczął ostrożnie się do nich zbliżać.
- On coś trzyma –
zauważyła Carla podchodząc do ducha i odbierając od niego kartkę
papieru. Przez chwilę wpatrywała się w nią z mieszaniną obaw i
niedowierzania po czym podała ją Pantherlily.
- To nie wróży
nic dobrego – powiedział wpatrując się w napis będący z
pewnością kolejną wiadomością od ich wroga.
„Testowanie gwiezdnego maga
zakończone sukcesem. Trwają przygotowania do drugiego etapu”
-----------------------------------------------------------------------------
Pl. Rodzaje magii
Jakimś cudem udało mi się dziwnie szybko napisać kolejną notkę. Tak wiem. Na razie jest mało Jerzy ale to się zmieni. Notkę dedykuje znajomej z DA SilviaInverse. Mam nadzieje, że podobały Ci się momenty Nali.