Słońce wschodziło już ponad
horyzontem oświetlając sylwetki dwojga magów. Meredy leżała na
trawie wpatrując się w kryształową kulę. Cień drzewa zakrywał
jej delikatny uśmiech. Dzięki magicznemu przedmiotowi wiedziała że
członkowie Fairy Tail wrócili do gildii i nie byli nawet sami.
Zachichotała cicho widząc że nowy przyjaciel Erzy od razu złapał
z nią tak drobny kontakt. Słysząc ciche chrząknięcie nawet się
nie odwróciła. Wiedziała że odgłos należy do budzącego się
Jellala.
- Miałaś mnie zbudzić jakieś dwie
godziny temu – powiedział z lekkimi pretensjami w głosie chłopak.
- Gdybym cię zbudziła ciut wcześniej
pewnie byś spokojnie nie poczekał na odpowiedni moment – nie
mówiła wszystkiego. Lubiła się z nim droczyć. Wiedziała że
będzie zazdrosny gdy się o wszystkim dowie choć będzie próbował
to ukryć. Jej zdaniem fakt że ukrywał swe prawdziwe uczucia był
wręcz dzieciny. Zwłaszcza że szkarłatnowłosa bez wątpienie je
odwzajemniała i nie miała mu za złe tego co kiedyś robił.
- Czy choć raz możesz mówić jaśniej
– spytał przeszukując torbę w celu wyjęcia z niej prowiantu.
- Jesteś jeszcze mniej domyślny niż
myślałam – młoda czarodziejka przekręciła znacząco oczami –
Przecież to jasne że chodzi mi o twoją ukochaną. Jest już w
Mongolii tylko zlituj się i zamiast wlepiać oczy w kulę to szykuj
się od drogi.
- Ona nie jest moją ukochaną –
rzucił szybko jednak zaczął natychmiastowe przygotowania.
Zignorował rzucone w niego przekorne „Tak jasne” i
starając się nie patrzeć na towarzyszkę odszedł na bok. Miała
racje. Kłamał, to było zbyt oczywiste by można się tego nie
domyślić. Usilnie jednak przekonywał sam siebie że nie może się
do tego otwarcie przyznać. Nie jest godny Erzy. Teraz jednak
naprawdę potrzebował się z nią spotkać. Powoli zaczął się
szykować do drogi zastanawiając się czy znów Szkarłatnowłosa
nie wyzwoli w nim burzy niekontrolowanych uczuć. Było to jednak
więcej niż pewne. Kochał ją już od pierwszego momentu gdy
została sprowadzona do Wieży Niebios. Przed oczami stanęło mu
właśnie to wspomnienie.
Od kiedy go tu sprowadzono minęły
chyba już dwa tygodnie. Może trochę więcej. Nie liczył czasu.
Każdy dzień był podobny do poprzedniego. Teraz wraz z Millianną,
Sho oraz Wally'm czekał na nową dostawę. Tak zwolennicy Zerefa
nazywali sprowadzanie kolejnych porwanych dzieci. Nienawidzili ich
ale nie mogli się zbuntować. Byli na to za mali i zbyt słabi.
Zresztą nikt z nich nie umiał posługiwać się magią nad którą
panowali poplecznicy czarnego maga. Jakakolwiek próba buntu nie
miałaby sensu. Zginęliby. Ani na chwilę nie przestał jednak
wierzyć że jeszcze będą wolni. Rozmyślenia przerwały mu
mieszające się ze osobą odgłosy krzyków i płaczu. Przywarł do
ściany nasłuchując kroków i zaciskając pięści. Nienawidził
bezsilności. Wkrótce drzwi zaskrzypiały i do środka została
wepchnięta dwójka nowych małych niewolników. Stosunkowo wysoki
jak na swój wiek, czarnowłosy chłopak i wyglądająca na mocno
roztrzęsioną, drobna szkarłatnowłosa dziewczynka.
- Powitajcie nowych współlokatorów
– zaśmiał się strażnik zamykając z trzaskiem drzwi.
Jellal odczekał aż ten się oddali
i powoli podszedł do sprowadzonej dziewczynki i wyciągnął w jej
stronę ostrożnie rękę.
- Hej – powiedział cicho by
jeszcze bardziej jej nie wystraszyć – Nazywam się Jellal
Fernandes – przedstawił się wyciągając ku niej dłoń, którą
po chwili wahania przyjęła. Wyczuł że jest niespokojna lecz kto
by w takiej sytuacji nie był. Mu samemu dopiero niedawno udało się
jako tako przywyknąć do panujących tu warunków.
- Erza.. jestem Erza – wyszeptała
jeszcze drżącym cichym głosem spoglądając mu prosto w oczy.
Zauważył że mają piękny brązowy kolor. Nie wiedział jak długo
i dlaczego w nie tak patrzy. Oderwał się dopiero gdy usłyszał
Milliannę.
- A ty masz jakieś imię –
spytała czarnowłosego chłopca, który do tej pory się nie
odzywał.
- Simon – burknął, a
niebieskowłosy nie mógł oprzeć się wrażeniu że jakoś dziwnie
na niego spojrzał. Wtedy jeszcze nie wiedział że i on darzy
dziewczynę większym uczuciem. Wstał i pomógł Erzie zająć
miejsce obok siebie na jednej z ławek. Postanowił że ze wszystkich
sił postara się ją ochronić przed bezwzględnymi strażnikami.
Simon po chwili wachania dołączył do nich i od razu został
zagadany przez Sho i Wally'ego.
Tak, zakochał się
w niej od pierwszego wejrzenia. Nawet szybko udało im się do siebie
zbliżyć. Zostali najlepszymi przyjaciółmi i większość wolnych
chwil spędzali razem rozmawiając lub wysłuchując opowieści
sprowadzonego niedługo potem Rob'a. Dopiero teraz zdał sobie sprawę
jak brakuje mu ich najnormalniejszych rozmów i to co do niej czuje
nie ma większego znaczenia. Cieszył się że już niedługo się z
nią znów zobaczy. Słysząc wołanie Meredy by mogli zjeść
śniadanie po którym czekała ich spora wędrówka ku Mongolii.
Stolica Fiore
tętniła życiem. Zwykły gwar i hałas wypełniał ulice miasta
zapowiadając kolejny, zwykły dzień. Lucy jak zwykle szła
balansując na małym murku dzielącym drogę od rzeki. Zignorowała
ostrzeżenia rybaków odnośnie konsekwencji upadku i udała się w
stronę gildii. Powitał ją nietypowy widok. Natsu i Gray siedzieli
naprzeciwko siebie mierząc się nieustannie wzrokiem. Wszysko
obserwowała Lisanna wraz z opartym o jej drobne piersi Happy'm. Było
dziwnie spokojnie jak na to miejsce.
- Coś mnie ominęło
– spytała Lucy podchodząc do nich.
- Hej, Lucy widzę
że coraz dłużej śpisz – Happy już na starcie nie mógł
powstrzymać się by się z nią nie podroczyć.
- To przez Erzę –
nim Heartfilia zdążyła zaprotestować do rozmowy włączyła się
najmłodsza Strauss – ma dziś kiepski humor więc ci dwaj wolą
jej nie podpaść i walczyć na inny sposób.
- Co dokładnie
robią – Lucy patrzyła to na jednego, to na drugiego ale żaden
nawet się nie poruszył.
- Sprawdzają,
który najdłużej wytrzyma bez poruszenia się – Happy rozłożył
ręce w geście kapitulacji – my mamy ich sędziować.
- I kto wygrywa –
zapytała przekornym tonem Lucy walcząc z narastającą pokusą by
któregoś z nich połaskotać.
- To chyba
oczywiste – wymamrotał ledwo poruszając wargami Natsu – jak mam
przegrać z tą lodówą?
- Gdybyś nie
kłapał mordą to może miałbyś szansę ale w takim przypadku
oddałeś mi swe domniemane zwycięstwo – triumfował Gray.
- To się nie liczy
– oburzył się smoczy zabójca – mam rację Lisanna?
- Jesteś żałosny.
Po co ja pytasz przecież to jasne że twoja narzeczona będzie
trzymać twoją stronę – prychną lodowy mag.
- To nie jest moja
narzeczona – zaprotestował Natsu podrywając się z miejsca.
- Ta jasne wypieraj
się sklerotyku – Gray również wstał.
Atmosfera sięgnęła
zenitu i po chwili rzucili się na siebie zaczynając kolejną bójkę.
Lisanna zaśmiała się tylko. Oczywistym było że żadną
narzeczoną nigdy nie była. Nawet wtedy gdy o tym wspomniała po
wykluciu Happy'ego, tylko żartowała. W przeciwieństwie do
poddenerwowanej Lucy z uśmiechem przypatrywała się przybierającej
na sile bójce. Będąc w Edolas bardzo tęskniła za typowym dla tej
gildii rumorem. Bijatykę przerwał odgłos skrzypiących drzwi.
Natsu i Gray zastygli w miejscu, przerażeni że to może być Erza.
Jednak wchodzącym okazał się Kaishi.
- Coś mnie ominęło
– spytał widząc miny zebranych.
- Spokojnie, nic
czego już wkrótce możesz nie mieć dość – odpowiedziała Lucy
gdy upewniła się że nie wrócą do walki. Jednak groźba
podpadnięciu Erzie wystarczyła by się uspokoili.
- Dobrze, dobrze
ale widzieliście może Erze – spytał rozglądając się po
gildii.
- Ostatnio była tu
dwie godziny temu – wtrąciła Mirajane odstawiając czysty kufel
na półkę – jest dziś wyjątkowo nerwowa i wolała pobyć sama.
- Poszukam jej –
zakomunikował niespodziewanie najnowszy członek Fairy Tail i nim
ktoś zdążył coś powiedzieć opuścił budynek.
- On ją chyba
llubi – zamruczał wymownie Happy zakrywając łapkami pyszczek.
Gajeel siedział
obok szpitalnego łóżka na którym leżała Levy. Mimo że jej stan
się ustabilizował i musiała tylko wypocząć wyprosił
Porlyusica'e wyprosił by tu z nim została. Chciał by po
przebudzeniu widziała obok siebie towarzyszy z drużyny. Jet i Droy
już się wybudzili choć ich stan wymagał jeszcze obserwacji. Teraz
posyłali ku niemu nerwowe spojrzenia. Doskonale wiedział że za nim
nie przepadają. Jednak miał to w nosie. Poszedłby ale chciał się
upewnić że z Levy wszystko będzie dobrze. Nie wiedział czemu mu
tak na niej zależy. Twardy charakter nie pozwalał mu kierować się
uczuciami. Sam nie wiedział co właściwie czuje do tej małej
czarodziejki. Jej obecność zarazem go irytowała jak i sprawiała
dziwną frajdę. Uwielbiał się z nią droczyć ale nie zamierzał
brać ją ze sobą na treningi i misje. Niewątpliwie była bardzo
mądrą osobą, kto wie czy nie najinteligentniejszą z gildii lecz
siły ofensywnej jej brakowało, a on uwielbiał porządną rozróbę
co jakiś czas.
- Gajeel.... -sama
– do jego uszu dobiegł cichy głos Levy. Zbyt delikatny by
usłyszeli go członkowie Shadow Gear lecz jego smoczy słuch nie
miał z tym najmniejszego problemu.
- Mała dobrze że
już wracasz – na jego twarzy od razu pojawił się typowy
uśmieszek.
- Przepraszam –
te słowa go zaskoczyły. Wszystkiego mógł się spodziewać ale na
pewno nie tego.
- Co ty –
zaprotestował widząc że w oczach McGarden pojawiają się krople
łez – przecież spisałaś się doskonale. Uratowałaś nam tyłki
– tylko tyle zażył powiedzieć nim do łóżka podbiegli Jet i
Droy. Oboje uradowani przebudzeniem przyjaciółki. Wiedząc że tłok
nie służy wracaniu do siebie odsunął się na bok. Zresztą Levy
też martwiła się o członków swej drużyny i na pewno chętnie z
nimi porozmawia.
Erza siedziała pod
drzewem wpatrując się w płynącą dołem rzekę. Konary rzucały
delikatny cień na jej twarz. To miejsce było jej naturalnym
schronem. Przychodziła tu zawsze gdy było jej smutno lub musiała
coś przemyśleć. Słowa, które wypowiedział Bolt'a, który jawnie
stwierdził że jest silniejsza od reszty swoich przyjaciół, a i
tak łatwo ją pokonał. Czuła że nie kłamał. Nie rozumiała
jednak czemu jej oto powiedział skoro nie miała z nim żadnych
szans. Umarłaby, gdyby nie zjawił się Kaishi. Może była to
drobnostka ale to było już drugie dziwne zdarzenie w krótkim
odstępie czasu. Pierwszym było cofnięcie czasu o dobre pół
godziny z którego jako jedyna nic nie pamiętała. Wszyscy mówili
żeby się tym nie martwiła. Mieli racje ale niedawna walka na nowo
rozbudziła jej poddenerwowanie. Zastanawiała się czy te wydarzenia
mają ze sobą coś wspólnego.
- To głupie –
skarciła się na głos potrząsając głową.
- No nareszcie
jesteś – jej uwagę przykul znajomy głos. U podnóża pagórka
stał zdyszany Kaishi.. Sprawiał wrażenie osoby, która przed
chwilą przebiegła sporą część miasta.
- Stało się coś
– spytała spokojnie, delikatnym ruchem odgarniając włosy
opadające na czoło. Nie przepuszczała by było to coś poważnego
bo skontaktowali by się z nią w inny sposób. Zresztą większość
osób doskonale wiedziała że tu chodziła.
- Nic takiego –
chłopak po kilku większych krokach znalazł się przy niej – po
prostu słyszałem że nie masz dziś nastroju. Gray i Natsu ciężko
to znoszą. Strach im nawet się poruszyć – po tych słowach opadł
na ziemie obok niej – może chcesz się wygadać – zasugerował.
- Naprawdę nic się
nie stało – zapewniła opierając głowę o kolana – po prostu
czuję że ostatnie zdarzenia nieco mnie przerosły. Mam mały mętlik
w głowie...
Meredy poprawiła
włosy, związując na nowo kucyk. Do Mongolii dzieliły ich niecałe
dwa kilometry, więc po raz ostatni upewniali się czy wszyscy są na
miejscu oraz którą drogą najlepiej przejść nie narażając się
na zauważenie. Zdawała sobie sprawę że dalej są poszukiwani
przez radę. Jednak przyglądanie się kuli przez Jellal'a się
przeciągało.
- Nie mów że znów
się na nią lampisz – obruszyła się – Daj spokój, właśnie
idziesz się z nią spotkać i naprawdę możesz odpuścić.
- Kim on jest –
warknął tak nagle że poskoczyła. Po jego głosie wyczuła że
wcale jej nie słuchał. Dla świętego spokoju zajrzała mu przez
ramie. W kryształowej kuli majaczył obraz szkarłatnowłosej i
Kaishi'ego. Doskonale wiedziała już o co chodzi.
- To nowy członek
Fairy Tail chyba dołączył do nich po ostatniej misji –
powiedziała po czym rzuciła mu znaczące spojrzenie – Chyba nie
powiesz że jesteś zazdrosny – zaśmiała się.
Jellal nie
odpowiedział. Nie umiał tego jednoznacznie stwierdzić ale coś mu
się nie podobało w owym młodzieńcu. Coś kazało mu sądzić że
jest z nim coś nie tak. Nie podobało mu się że tak szybko zbliżył
się do Erzy. Wymuszając uśmiech zarzucił kaptur na głowę. Może
faktycznie Meredy ma rację i jest zbyt podejrzliwy. Jednak musiał
się upewnić.
- Idźmy już –
powiedział wstając. Schował ostrożnie kulę do torby i szybkim
krokiem ruszył w stronę stolicy.
Wiele kilometrów
dalej siedzący na tronie mężczyzna uśmiechnął się wymownie
wiedząc klęczących przed nim zamaskowanych wojowników.
- Ruszajcie i nie
zwiedźcie mnie – powiedział, odprowadzając ich wzrokiem.
Najwyższy czas zaczynać. Tak długo na to czekał.
Erza po dłuższych
namowach zgodziła się by Kaishi odprowadził ją do gildii. Nie
chciała zadręczać innych swą ponurą miną. Wiedziała że znów
będą się o nią martwić. Nie chciała nikomu zawracać sobą
głowy. To być jej osobisty problem.
- Może za dużo o
tym myślisz – zasugerowała Mirajane podsuwając jej kubek gorącej
herbaty oraz kawałek ciasta truskawkowego, na który tytani
mimowolnie zaświeciły oczy. Wszyscy dobrze wiedzieli że to jej
ulubiony przysmak.
- Chyba pójdę na
jakąś misję – powiedziała po dłuższym milczeniu Scarlet
machinalnie nabijając trochę deseru na widelec. Praca zawsze
pozwalała jej oderwać się od rzeczywistości.
- Popieram –
krzyknął Natsu – o wiele lepiej zrobisz jak wyżyjesz się na
kimś innym. Nas już pewnie masz dość.
- Aye, sir –
zawtórował Happy ale widząc zabójczy wzrok Tytanii schował się
za towarzysza.
- Bez paniki –
wtrącił Gray siedzący kilka krzeseł dalej – Nikt nie chciałby
się aż tak brudzić.
- Coś sugerujesz –
było jasne że wybuchnie kolejna sprzeczka, jednak została zduszona
w zarodku przez Juvie.
- Panicz jest taki
przystojny gdy szykuje się do walki – zachwycała się Lockser –
Ta jego muskularna klata... - powoli zatracała się w swoich
marzeniach.
- Słuchaj Erza,
może mógłbym się zabrać z tobą – Gray przeczuwając co
nadchodzi wolał się jak najszybciej ulotnić.
Po gildii przeszła
fala śmiechu. Wszyscy wiedzieli jaka dziwna relacja łączy ową
dwójkę. Jedynymi, których to nie rozbawiło byli nieco zażenowany
Gray, pogrążona we własnych myślach Erza oraz Juvia, która
sycząc „Rywalka w miłości” gotowała się ze złości.
Nie znosiła gdy jakaś inna dziewczyna kręciła się blisko jej
wybranka. Zwłaszcza gdy miała przebywać z nim sam, na sam.
Sytuacje uratowało pukanie w główne drzwi. W chwilę później
stanęły w nich dwie znajome osoby.
- Jellal, Meredy –
Erza podobnie jak inni nie kryła zdziwienia. Nie wiedziała co ich
tu sprowadza ale widok przyjaciela z dzieciństwa wywołał u niej
uśmiech na twarzy.
- Przepraszamy, że
tak bez zapowiedzi ale chcieliśmy się upewnić że wszystko z wami
w porządku – powiedział Jellal niepewnie wchodząc do środka –
witaj, Erza – zaczął ignorując wymowne spojrzenie różowowłosej
czarodziejki.
- Tak cześć –
odpowiedziała w zamyśleni wiercąc widelcem w kawałku ciasta –
Nie mieliście problemów z dotarciem – spytała.
- Na szczęście
nie – odpowiedział wpatrując się w jej szkarłatne włosy, luźno
opadające na ramiona. Nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę.
Widział że jest cała i zdrowa ale coś nadal nie dawało mu
spokoju.
- A tak naprawdę
to dlaczego tu jesteś – rzuciła mu uważne spojrzenie. Od razu
zauważyła że nie mówi jej całej prawdy.
- Bo widzisz... -
zaczął niepewnie. Zawsze przy niej nie za bardzo wiedział co
mówić. Zbyt mu na niej zależała i robił wszystko byleby jej nie
zranić. Dlatego też nie mógł z nią być. Nie byłaby z nim
szczęśliwa.
- Był niespokojny
po igrzyskach, a teraz musiał się upewnić czy wszystko z tobą w
porządku. Jego zdaniem wasza misja zbyt długo się przeciągała –
odpowiedziała za niego Meredy wiedząc że znów będzie chciał
nieudolnie wymigać się od powiedzenia prawdy. Zresztą przyszli
tutaj by mógł z nią spokojnie porozmawiać. Jeśli tego nie zrobi
znów będzie się zadręczał.
- Dlaczego się tak
martwisz – spytała Erza, gdy przetaczająca się po gildii fala śmiechu nieco ucichła – chyba nie wątpisz w
siłę Fairy Tail.
- Nie, to nie to –
zapewnił unikając jej badawczego spojrzenia – ale pewnie
pamiętasz co stało się gdy walczyliśmy ze smokami.
- Z tego co mi
mówiono umarłam – odpowiedziała. Wprawdzie to nie Jellal jej o
tym powiedział, a Natsu.
- Tak.. tylko –
nie wiedział jak to zacząć ale z pomocą przyszedł mu Kaishi.
- Może wygodniej
będzie wam się rozmawiało na osobności – zasugerował posyłając
w ich stronę jeden ze swoich promiennych uśmiechów.
- Jellal co ty na
to – spytała Erza oddając puste naczynia Mirze.
- Tak chodzimy –
zgodził się prawie natychmiast. O wiele lepiej będzie mu rozmawiać
bez tylu twarzy wpatrujących się w nich. Rzucił tylko przelotne
spojrzenie dyskutującej z Juvią Meredy i razem z szkarłatnowłosą
udał się w poszukiwaniu bardziej zacisznego miejsca. Było już
ciemno i nie powinni zwracać na siebie uwagi. Na wszelki wypadek
zarzucił jednak kaptur na głowę. Ostrożności nigdy za wiele.
Ostatnim czego by chciał to sprawienie szkarłatnowłosej, problemu
swą obecnością.
Pięcioro
zamaskowanych wojowników stało na wzgórzu wpatrując się w
budynek. Fairy Hills wydawało się byś prawie opustoszałe. Tylko w
kilku oknach paliło się światło.
- Pamiętajcie
żadnych świadków – powiedział jeden nich – to co mamy zrobić
może wydawać się drobnostką ale jest niezwykle ważna dla naszego
planu.
Juvia była zajęta
rozmową z Meredy. Według Gray'a była to wielce korzystna
okoliczność. Mógł choć na jeden wieczór uniknąć kolejnych
zaproszeń na wymyślone randki.
- I jak próbowałeś
z nią o tym porozmawiać – zagadała Lucy siadając na krześle
obok niego. Miała oczywiście na myśli wytłumaczenie wodnej
czarodziejce by nieco przystopowała z okazywaniem uczuć. Jednak te
słowa zostały mylnie zinterpretowane przez Lockser. Zacisnęła
nerwowo pięści obrzucając zabójczym wzrokiem blondynkę.
- Ona na pewno już
zmusiła panicza do zerwania z Juvią. Na pewno rzuciła na niego
jakiś czar lub zaszantażowała, że jeśli z nią nie będzie zrobi
coś Juvii. Panicz Gray tak się poświęca lecz Juvia nie może... -
coraz bardziej pogrążała się w wizjach jednocześnie parując i
wylewając może łez.
- Wiesz, jest
prosty sposób by zwrócić na niego swoją uwagę – Kaishi
przysunął się bliżej niej.
- Mam połączyć
ich więzią uczuć – spytała Meredy sącząc lemoniadę – już
raz to robiłam ale...
- Tak, to dobry
pomysł ale.. - zniżył głos do szeptu – trzeba zrobić coś by
się nie zorientował.
- Juvia chętnie
wysłucha – powiedziała patrząc na niego z nadzieją.
- Dobrze, dobrze –
Kaishi dał jej sygnał ręką by osłabiła swój zapał
przynajmniej na chwilę – jednak może przenieśmy się tam gdzie
nas nie podsłuchają.. - nie zdążył dokończyć bo od razu po
wypowiedzeniu tych słów został błyskawicznie wyciągnięty przez
Juvię z gildii.
- Zaczekajcie na
mnie – zawołała Meredy wybiegając za nimi. Otwarcie kibicowała
przyjaciółce w zdobyciu wybranka, więc również chciała poznać
owy plan.
- Mam nadzieję że
to nie będzie nic chorego – stwierdziła Lucy, gdy drzwi zamknęły
się za wychodzącymi.
- Ty masz nadzieję
– jęknął Gray – jeśli ma podobne do niej pomysły to chyba
muszę wyruszyć na poszukiwanie Glidarts'a.
- A czy on nie jest
przypadkiem na kolejnej dziesięcioletniej misji – spytał Happy.
- Tym lepiej –
odparł lodowy mag.
- Nie miałeś iść
z Erzą – przypomniała Lucy.
- Naprawdę jesteś
tak naiwna by sądzić że teraz pójdzie – zaśmiał się Natsu –
nawet jeśli to pewnie będzie woleć pójść z zbiegłym więźniem
niż tym golasem.
- Oni się llubią
– podsumował Happy, gdy za jago plecami zaczynała się kolejna
walka.
Jellal wpatrywał
się w szkarłatne włosy falujące na wietrze. Przybyli właśnie w
zaciszną zatoczkę znajdującą się tuż za Fairy Hils. Erza
wiedziała że nikt poza członkiniami gildii tu nie przychodzi, więc
nie musieli się obawiać niespodziewanych wizyt.
- Przepraszam, że
sprawiam ci kłopot – niebieskowłosy pochylił głowę unikając
jej czujnego spojrzenia. Bał się, że znów zatraci się w jej
brązowych tęczówkach. Ostatnim razem o mało nie posunął się za
daleko. Prawie się pocałowali, a do tego nie mógł dopuścić.
Wtedy po siedmiu latach rozłąki.
Stał na zboczu klifu wpatrując się
w falujące tafle morza, które łagodnie uderzały w jego zbocze. W
ciągu tych siedmiu lat pod osłoną tajemnicy obalili wiele
mrocznych gildii. Jednak on sam nie czuł nawet znikomej sytuacji.
Wszystko robił machinalnie nie zwracając zbytniej uwagi na swe
czyny. Może i robili wiele dobrego dla innych ale on nie potrafił
się tym cieszyć. Te siedem lat spędził zagłębiony we własnych
myślach. Nawet nie potrafił się uśmiechać. Wszystko co czynił,
robił by choć trochę odpokutować krzywdy wyrządzone Erzie. To że
jest teraz na wolności nie ratowało go przed bramami swego umysłu.
Nie mógł pogodzić się z faktem że nigdy już nie zobaczy
szkarłatnowłosej. Brak możliwości sprawdzenia co się z nią
dzieje był o wiele gorszy od perspektywy spędzenia reszty życia
jako wygnaniec. Coraz częściej zastanawiał się czy nie uwierzyć
w to co się według innych stało się na wyspie Tenrou. Nie chciał
jednak dopuścić do siebie myśli że ona faktycznie nie żyje. Dziś
właśnie mijała kolejna rocznica. Kolejny rok jego monotonnej
pokuty. Wiedział jedno. Nigdy sobie nie wybaczy tego co niegdyś jej
zrobił.
- Jellal – słysząc niezwykle
głośny krzyk Meredy.
Obrócił się machinalnie i
zaczekał, aż zdyszana czarodziejka złapie oddech. Zauważył że
jej oczy błyszczą z podekscytowania. Już dawno jej takiej nie
widział. Musiała mieć coś bardzo ważnego do przekazania.
- Miałeś racje – krzyknęła
opadając plecami na trawę. Wyglądała jakby całą drogę z ich
obozowiska przebiegła.
- Ale w czym – nie krył
zdziwienia. Myślał że wszystko omawiają na bieżąco.
- Ale z ciebie bęcwał – już
myślał że Meredy chce się z nim znów zacząć droczyć gdy
niespodziewanie dodała z tajemniczym uśmiechem – Ultear właśnie
obserwowała, powracających z corocznej ceremonii żałobnej,
członków Fairy Tail.
- Jak co roku – wzruszył
ramionami nie wiedząc co w tym tak interesującego. To była smutna
ceremonia, a on sam nie miał odwagi na to patrzeć. Brak jednej
osoby go dobijał.
- Miałeś racje – powtórzyła, a
widząc jego pytające spojrzenie dodała – Wrócili. Wrócili
wszyscy... Razem z Erzą i pozostałymi zaginionymi. Wszyscy żyją...
- Co – przerwał jej podrywając
się tak nagle, że pewnie by przewrócił towarzyszkę gdyby ta już
nie leżała na trawie z rozradowaną miną – Nie zmyślasz – to
była piękna myśl. Zbyt piękna by była prawdziwa.
- Nie zmyśla – ku nim kroczyła
Ultear trzymając w rękach kryształową kulę. Kulę, w której
widniał obraz śmiejącej się przez łzy Erzy. Witała się z dawno
niewidzianymi przyjaciółmi. Wyglądała zupełnie tak samo jak
wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Poczuł że łzy spływają
mu po policzkach ale nie próbował tego ukryć. Był szczęśliwy,
że nigdy nie zwątpił. Ona żyła.
- Jellal
– głos Erzy wraz z bólem głowy wyrwał go z wspomnień.
Dopiero po chwili zrozumiał że go walnęła.
- Przepraszam
– powiedział szybko widząc jej poirytowane spojrzenie –
zamyśliłem się.
- Chyba znów się
nie zacząłeś obwiniać – spytała patrząc mu uważnie w oczy.
Siłą woli powstrzymał się od obrócenia głowy w inną stronę.
Oczy Tytanii znów wywierały na nim hipnotyczny efekt.
- Nie, to nie to –
zapewnił – po prostu przypomniałem sobie moment, gdy dowiedziałem
się że wróciliście z wyspy.
- Do czego
zmierzasz – powędrowała wzrokiem na pojawiające się na niebie
pierwsze gwiazdy.
- Mówiłem ci już,
że nie uwierzyłem w twoją śmierć podczas egzaminu – gdy ta
kiwnęła głową kontynuował – Mimo że okazało się to
nieprawdą to wciąż się boję – spuścił głowę –
szczególnie że nie udało mi się zapobiec.. temu... w trakcie
apokalipsy...
- To nie twoja wina
– Erza posłała mu łagodny uśmiech – Nie rozumiem tylko czemu
sami mi o tym nie powiedziałeś – spytała.
- Zrozum... -
zaczął gdy ciszę przerwał przeraźliwy krzyk.
- To z akademika –
Erza poderwała się z miejsca – idziemy - zarządziła biegnąc w
stronę Fairy Hils. Jellal wiedząc że jej nie powstrzyma,
naciągając kaptur na głowę, ruszł za nią. Sam też chętnie
przekona się o co chodzi. Najważniejsze, że będzie blisko
szkarłatnowłosej.
Ze względu na małą
odległość byli na miejscu już po kilku minutach. Pozornie
wszystko wyglądało normalnie. Zupełnie nic nie wskazywało na coś
złego.
- W też to
słyszeliście – spytała Erza dalej wpatrując się w niczego nie
zdradzający budynek.
- Juvia słyszała
– potwierdziła Lockser – i jest zmartwiona choć tu mieszają
jej rywalki w miłości.
- Wszystko wygląda
jak zawsze – powiedział Jellal zanim zdążył ugryść się w
język. Przecierz normalnie nie powinien wiedzieć nic o akademiku.
- „Jak zawsze”
- zaśmiał się znacząco Kaishi – czyżby ktoś tu, kogoś
szpiegował.
- Wchodzimy –
zarządziła Erza ratując Fernandesa od koonieczności ciągnięcia
dyskusji. Zawał sobie sprawę, że cokolwiek by powiedział, szybko
by się wydał przed szkarłatnowłosą. Nie chciał do tego
dopuścić. Weszli na słabo oświetlony, sporej wielkości korytarz.
Panowała tu niczym nie zmącona cisza. Trochę zbyt dziwna biorąc
pod uwagę wcześniejszy wrzask.
- Chyba zbyt
pośpiesznie zareagowaliśmy – stwierdził Kaishi odwracając się
by chwilę potem zaliczyć zderzenie z stojącą nieruchomo Juvią.
- Coś się stało
– spytała ostrożnie Erza widząc nieobecny wzrok przyjaciółki.
- Juvia czuje
kapiącą wodę – powiedziała po dłuższym milczeniu
niebieskowłosa.
- Może ktoś nie
dokręcił woody – zasugerował Jellal.
- Nie, to nie to –
pokręciła głową czarodziejka – Juvia musi coś sprawdzić –
po tych słowach rzuciła się do drzwi pokoju Laki.
Widok, który
zastali sprawił że zastygli w przerażeniu. W pomieszczeniu unosił
się odór krwi. Na przeciwległej ścianę widiał wymalowany nią
symbol znanej im gwiazdy. Słysząc drobny szelest wszyscy
instynktownie obrucili się ku źódłu owego odgłosu. Z pod
drewnianego biurka wytoczyła się odcięta głowa ich przyjaciółki.
Głowa Laki Olietty. Jej puste, marte oczy utkwiły w zgromadzonych,
powodując że nikt nie mógł wyduścić z siebie słowa. Dopiero
gdy Juvia osuneła się nieprzytomna w ramiona Kaishi'ego otrząsneli
się z poierwzego szoku.
- Jak.. kto – na
wpół zrozpaczona, na wpół wściekła Erza zacisneła pięści
patrząc na nie odrywając wzroku od masakry.
Jellal po chwili
wachania połążył jej rękę na ramieniu, bez słowa pozwalając
by chwilę później się w nie wtuliła. Nikt nie potrafił
odpowiedzień na podstawowe pytanie. Jak komuś się to udało zrobić
to niezauważonemu, gdy oni wszyscy byli w pobliżu.
- Położę ją
gdzieś – ciszę przerwał Kaishi trzymając wciąż nieprzytomną
Juvię.
- Myślę że
powinniśmy powiadomić innych – zasugerował ostrożnie Jellal,
gdy tamten się oddalił. Czuł że szkarłatnowłosa jeszcze drży.
Po chwili spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i kiwnęła głową.
Wiedział co teraz czuje i nie odzywał się gdy szli ścieżką
prowadzącą do gildii. To byłoby zbędne. Jedyne co mógł teraz
zrobić to być przy niej.
Mistrz słuchał
ich uważnie kiwając w zamyśleniu głową. Choć nie wypowiedział
ani słowa wszyscy wiedzieli że jest wściekły. Wpierw ktoś przeprowadził zamach na jednego z założycieli Fairy Tail, a teraz
zamordowano członka ich rodziny tuż przed ich nosem. Nikt jednak
nie wiedział czyje to dzieło. Wszyscy w milczeniu czekali na
decyzję Makarov'a.
- Natychmiast
wyruszam na rozmowę z Guran'em – powiedział po długim milczeniu
– Do tego czasu niech nikt nie myśli wychylać nosa poza Mongolię.
Zakazuję wszelkich walk i misji. Macie oszczędzać energię.
Zrozumiano – zarządził grzmiącym głosem - Natsu chce usłyszeć
twoje słowo – ostatnią wypowiedź skierował prosto do lubiącego
zadymy salamandra.
- Ale dziadku oni
przecież zamordowali.. - pełen frustracji Dragnell uniusł
zaciśniętą pieść ale ucichł gdy Mira pokręiła ze głową –
tak jest - przytaknął.
- Dobrze –
powiedział nienaturalnie spokojnym głosem wydmuchując ustami dym z
trzymanej fajki – Do czasu mego powrotu obowiązki mistrza
przejmuje Laxus. Woprawdzie wolałbbym by zajeła się tym Erza ale
wątopię by obecnie była w pełni sił podołać owemu zadaniu.
Wszyscy patrzyli
jak wstaje i z wolna rusza w kierunku wyjścia.. Zatrzymał się
dopiero przy samych drzwiach by po raz ostatni zwrócić się do
swoich podopiecznych.
- Uważajcie na
siebie i przygotujcie należyty pogrzeb waszej przyjaciółce. Liczę
na was – mimo niż nie uronił ani jednej łzy wszyscy doskonale
wiedzieli jak bardzo teraz cierpi.
--------------
No i się przeniosłam ^^ Polski tytuł notki: trwoga nad Fairy Tail.