Pierwsi do skromnej chatki dotarli Erza z nowym znajomym. Kaishi ostrożnie posadził ją na jednym z krzeseł.
- Mam nadzieję że to ten domek – zażartował – Było by trochę głupio
gdyby okazało się że doniosłem cię tu na próżno – dodał udając wielce
zmęczonego jakby szkarłatnowłosa ważyła znacznie więcej niż w
rzeczywistości chcąc w ten sposób poprawić nastrój towarzyszce.
- Tak – pod dłuższej chwili ciszy powiedziała nieco smutnym tonem. Nadal
gryzł ją fakt że nie udało im się uchronić roślinnego maga przed
najgorszym – Wiesz może czemu ci, których śledziłeś… czemu oni go zabili
– jej głos nieco zadrżał. Mimo wielkiego podziwu jaki budziła w wielu
osobach wcale nie była tak twarda jeśli chodzi o uczucia. Wiedziała że
Warrod siłą nie mógł zagrozić lepszym wojownikom ale do jakich tajemnic
musiał się dokopać by zainteresowała się nim tajna organizacja o której
praktycznie nikt nie słyszał – Kim oni są – dopytywała się podczas gdy
Kaishi zakładał jej prowizoryczny bandaż w zranione miejsca.
- Kiepski ze mnie medyk ale powinno wystarczyć do czasu a zajmą się tobą
w gildii – przerwał biorąc głęboko wdech na znak że ciężko to wszystko
wytłumaczyć – Znam tylko poboczne informacje. Zbyt dobrze się maskują i
nie ufają byle komu. Wiem jednak że już od dawna obserwują Fairy Tail.
- Od kiedy – spytała Scarlet. Jeśli chodziło o sprawy gildii była gotowa
zaryzykować wiele, to też chciała wiedzieć wszystko o jej wrogach, a
coś jej mówiło że nowy jest z zupełnie innej ligi niż ci z którymi mieli
dotychczas do czynienia.
- No więc – zaczął młody mag ale urwał gdy drzwi otworzyły się i stanął q nich Gajeel z nieprzytomną Levy na rękach.
- Hej, Erza – powitał szkarłatnowłosą – a on to kto – spytał podejrzliwie patrząc na Kaishi’ego.
- To przyjaciel – uspokoiła go Tytania – można powiedzieć że zawdzięczam
mu życie, ale co z nią – z niepokojem spojrzała na niebieskowłosą
czarodziejkę, którą smoczy zabójca delikatnie położył na łóżku.
Czarnowłosy przez dłuższą chwilę mierzył go jeszcze spojrzeniem dając
przy tym do zrozumienia że nie zaufa mu od tak.
- Spotkaliśmy Minervę, która chciała wpierw walczyć z Levy – zaczął
opowiadać o tym co się niedawno zdarzyło – nie mogłem jej w żaden sposób
pomóc ale Levy coś na nią rzuciła przez co nokautując ją ta wiedźma
sama się wykończyła – dokończył. Sam do nie miał pojęcia jakiego czaru
użyła jego drobna partnerka ale trzeba było przyznać jej skuteczność.
Niemniej jednak wolałby więcej tego nie robiła zostawiając walkę mu,
choć w tym przypadku nie miał jak wkroczyć do akcji przez tą dziwną
barierę, którą Orlando oddzieliła go od dziewczyny. Mimo że nie dawał po
sobie nic poznać bardzo martwił się obecnym stanem McGarden.
- Chciałbym ci pomóc ale niestety kompletnie jej nie znam zaczęła
współpracę z „Hoshi o nusuma reta” dopiero kilka dni temu – odezwał się
Kaishi.
- A ty skąd niby to wiesz – prychnął wychowanek Metalicany nie spuszczając go z oczu.
- Infiltrowałem ich ale raczej teraz już wiedzą że zbytnio za nimi nie
przepadałem – zaśmiał się Kaiashi czochrając przy tym są purpurową
czuprynę – Może jednak opowiem wam to wszystko gdy już spotkam waszego
mistrza bo trochę dziwnie mi to wszystkim osobno powtarzać –
zaproponował.
- Tak chyba będzie najlepiej – powiedziała Tytania pogrążając się w
rozmyśleniach. Chciała jak najszybciej rozwiązać zagadkę tego co się
stało podczas ataku smoków, cofnięcia czasu oraz tego, co najbardziej
wszystkich nurtowało, znaku na piersi Ultear.
Jellal nerwowo chodził w jedną i drugą stronę większego pnia drzewa. Nie
mógł sprecyzować co go obecnie tak niepokoi. Siłą woli powstrzymywał
się od poproszenia Meredy o połączenie go „więzią uczuć” z Erzą. Czuł że
wyszedł by przed nią niezbyt korzystnie gdyby to zrobił jednak nie mógł
przestać się o nią martwić. Nie po tym co stało się w pamiętną noc
apokalipsy. Słysząc szelest liści odruchowo obrócił się w stronę
nadchodzącego dźwięku.
- Nie jeszcze nie wrócili – odpowiedziała różowłosa czarodziejka
wyłaniając się zza drzewa, trafnie odgadując jego pytające spojrzenie –
Opanowałbyś się wreszcie. Przecież już po niebie nie latają żadne smoki.
- Łatwo ci mówić – warknął siadając na trawie – cały czas widzę jak gaśnie w moich ramionach.
- I powtarzasz to już nie wiadomo, który raz – Meredy przewróciła
znacząco oczami – Dobrze wiesz że jest na razie na misji i to nawet nie
sama. Uspokój się – z trudem powstrzymywała się od wyrzucenia mu że
zachowuje się dziwacznie. Ona też mocno przeżyła to co się wtedy stało.
Ul była dla niej jak matka. Wprawdzie nie została zabita lecz zmieniona w
kamień z którego nie potrafił jej wyrwać sam przewodniczący rady. Ów
człowiek, z tego co zaobserwowała, panicznie bał się znaku gwiazdy
wyrytego na jej piersi. Zastanawiała się co mogą znaczyć jego słowa o
nadejściu nowych mroczny sił i ich rzekomej potędze. Nie sądziła by
kłamał był na to zbyt dostojny jednak brak jakichkolwiek informacji na
ten temat ją niepokoił. Garuan Doma widocznie nie chciał się czymkolwiek
dzielić nawet ze swoimi znajomymi z rady.
- Masz rację – powiedział po chwili Jellal jednak była to dość nieudolna
próba kłamstwa, którą czarodziejka uczuć szybko rozpoznała komentując
tylko cichym westchnięciem.
- Zaparzę wodę, a ty pomyśl jak przy członkach Fairy Tail nie wyjść na
jakiegoś emo lub panikarza – poradziła oddalając się nim mag zdążył jej
odpowiedzieć.
Natsu śmiał się głośno jedząc mięso jakiegoś wyjątkowo dużego
zwierzęcia. Nie miał pojęcia że Flare może mieć tak wielką, i to w
dosłownym tego słowa znaczeniu, rodzinę.
- I mówicie że ten smok był w tej wiosce od wieków – spytał nie wiadomo, który już raz przeżuwając kolejny kęs.
- Tak mikrusie – odezwał się może i normalnym tonem olbrzym ale jego
głęboki głos spowodował że kilka kamieni stoczyło się po wzgórzu –
jednak dopóki się nie zjawiłeś do nikogo się nie odzywał. Tylko z tego
co nam mówili z ojca na syna dowiadywaliśmy że płomień jest żywy.
- Aye – odezwał się Happy zajęty konsumują specjalnie wyłowionej mu
przez jednego z olbrzymów wielkiej ryby – tylko że skoro smok odszedł to
czy nic wam nie będzie – spytał przełykając kęs.
- Nie przejmuj się kocurku – wyglądający na wodza olbrzym przyodziany w
zszyte ze sobą skóry zabitych potworów oraz naszyjnika z ich kłów
spojrzał wprost na siedzącą na jego kolanie Flare – moja córka widocznie
wyczuła że będzie nam potrzebna i wróciła ze swej podróży po świecie.
- Córka olbrzymów – Natsu zachwycił się tak bardzo że o mało nie
ześliznął się z kamienia, który zajmował – ale to super – nie
przepuszczał że ich dawna rywalka może być kimś takim.
- Tylko jaki jej powrót ma związek z Atlasem Flame – z całą powagą
spytał Lily w przeciwieństwie od reszty zajmując się obserwowaniem
terenu w razie zarówno ataku kolejnych przeciwników jak i rozrzuconych
nie wiadomo gdzie towarzyszy, których nigdzie nie mógł wypatrzeć.
- Widzicie moi mali przyjaciele – olbrzym odkładając wielki półmisek
wody na ziemię – Flare nie narodziła się normalnie jak wy. Została
zrodzona z owego świętego płomienia, którego wy mieszkańcy dalekich ziem
znacie jako smoka. Stało się to kilkanaście lat temu, a ów dzień jest u
nas wielkim świętem – przez chwilę zarówno Natsu jak i koty wpatrywali
się z niedowierzaniem w dziewczynę dopóki ta nie kiwnęła nieznacznie
głową.
- Zaraz to znaczy że nie jesteś człowiekiem, a na smoka też mi nie
wyglądasz – Natsu wstał i zaczął chodzić wokół niej nie zważając że
znajdują się na kolanie wielkoluda – to znaczy kim jesteś – spytał
starając się ją obwąchać ale jego nos ciągłe coś jakby zatykało.
- Nigdy tego do końca nie wiedziałam – odparła jakby ze smutkiem
dziewczyna – Tu jest mój dom jednak jak widzicie nie pasuję tu rozmiarem
– zaśmiała się nerwowo – chciałam, więc zacząć żyć wśród was ale to
wywoływało u mnie niekontrolowany sadyzm – posmutniała na wspomnienie
tego co robiła podczas igrzysk.
- Tylko nie pękaj. Teraz gdy wiem że jesteś moją dalszą kuzynką na pewno
ci z tym wszystkim pomogę – oświadczył salamander szczerząc zęby w
uśmiechu.
Gray sam nie wiedział kiedy doszedł do prostej ścieżki prowadzącej
wprost do domku Warrod’a samotnie stojącego w oddali. Cienka strużka
dymu wydobywająca się z komina dawała do zrozumienia że któryś z jego
przyjaciół musiał też już wrócić. Chyba podświadomie wybrali to miejsce
na małą bazę. Było to zresztą rozsądniejsze niż latanie po całej
okolicy, jak nie dalej, w poszukiwaniu towarzyszy. Nie wiedział tylko
czy mu samemu chce się jakiegokolwiek towarzystwa. Ten demon, czy kim
była spotkana przez niego istota wprawdzie nic mu nie zrobiła ale znikła
po wypowiedzeniu kilku słów. Słów, które na dobre wryły mu się w
pamięć. To nie mógł być przypadek bowiem skąd to coś mogło znać imię
jego ojca. Nie rozumiał o jaką moc jej chodziło. Przecież został magiem
już po tym jak Deliora zniszczył jego wioskę zabijając wszystkich
mieszkańców wraz z jego rodzicami. Ocalał tylko on. Nawet widział martwe
ciało ojca, kiedy rozpaczliwie szukał kogokolwiek wśród ruin. Cóż
prawda była taka że dopiero kilka dni później, gdy już otrząsną się z
szoku wrócił tam by pochować swych bliskich. Ciało matki było w tym
samym miejscu ale po jego ojcu nie było śladu. Niejednokrotnie jeszcze
pytał Ur, gdy ta wracała z samotnych misji czy czegoś się o tym
dowiedziała. Wreszcie pogodził się z myślą że zmarłego mogło pożreć
jakieś wygłodniałe zwierzę czy coś w tym stylu. Teraz jednak wspomnienia
tamtych dni wracały z wielokrotną siłą, a słowa demona tylko
powiększały mętlik w jego głowie. Wolnym krokiem doszedł do drzwi i
zastukał w nie z lekka. Otworzył mu młody, choć nieco tarszy od niego
chłopak.
- Kaishi jestem – przedstawił się z uśmiechem odchodząc nieco w tył by wpuścić go do środka.
Szybko spostrzegł że wewnątrz są również Erza, oraz Gajeel siedzący obok
nieprzytomnej Levy leżącej na łóżku. Szybko zorientował się że ona jest
w najgorszym stanie. Po Redfox nie było widać większych urazów, a
Tytania mimo że po części w bandażach była w pełni przytomna.
- Więc i ty tutaj przybyłeś– powiedziała, a w jej głosie słychać było ulgę – na kogo trafiłeś – spytała.
- Na tego dziwaka z chustą – odpowiedział szybko mając nadzieję że
uniknie dalszych pytań. Mimo że wszyscy wiedzieli co niegdyś przeżył to
fakt że istota, której wcześniej nie widział, a która wydawała się na
wskroś zła zna jego ojca był zupełnie inną sprawą. Opadł na jedno z
wolnych krzeseł i sięgnął po dzbanek by nalać sobie herbaty – a ten gość
to co za jeden. Też wkręcili go w tę chorą grę – spytał. Dziś już chyba
nic go nie zaskoczy.
- Nie, ale nie mogłem nie zaingerować – na jego twarzy ponownie pojawił
się uśmiech – choć to chyba nie jest najlepszy moment na tłumaczenia.
Atmosfery chyba też nie warto zagęszczać, prawda – spytał.
- Tak, wpierw poczekajmy na Natsu, Lucy, Happy’ego oraz Lily, a potem
wracajmy jak najszybciej do gildii – odezwał się Gajeel z nietypową dla
siebie czułością delikatnie obmywając Levy namoczoną szmatką.
- To chyba najrozsądniejszy pomysł – zgodziła się Erza – mam nadzieję że
nic im nie jest jeśli… – już miała powiedzieć że zamierza się wybrać na
zwiady gdy Kaishi delikatnie położył jej rękę na ramieniu.
- Nie powinnaś się nadwyrężać. Zresztą w takim stanie i tak się nigdzie
sama nie ruszysz – przypomniał – musimy w nich uwierzyć ale jeśli to
potrwa zbyt długo to sam się rozejrzę choć niezbyt wiem gdzie ich
szukać. Mogli zostać przeniesieni wszędzie.
- I tak już bardzo pomogłeś – Erza czuła że gdyby zjawił się chwilę
później mogłaby już nie żyć – nie mogłabym prosić cię o nic więcej.
- Przecież to nic takiego – odparł. W Kaishim było coś co momentalnie
wzbudzało zaufanie innym. Może przyczyniła się do tego pomoc Erzie oraz
chęć poinformowania ich mistrza o czymś ważnym, mającym prawdopodobnie
związek z bieżącymi wydarzeniami. Tak, czy inaczej roztaczał tak
przyjazną aurę ze mimo przybijającej atmosfery i strachu o przyjaciół
jego towarzystwo w jakiś dziwny sposób pomagało innym poradzić sobie z
napięciem. Przez kilka minut moment panowała cisza przerywana jedynie
miarowym kapaniem wody z zraszaczy roślin. Każdy pogrążony we własnych
myślach zastanawiał się co takiego może się jeszcze zdarzyć w
niedalekiej przyszłości.
Natsu energicznie szedł przed siebie. Wciąż podekscytowany spotkaniem z
olbrzymami i dowiedzenia się tych niesamowitych rzeczy od Flare nie
zważał nawet, którędy idzie. Miał wielką chęć poznać bliżej mieszkańców
wioski jak i historię Corony ale wiedział że puki co musi znaleźć
resztę. Z zamyślenia wyrwało go dopiero drzewo, z którym przez nieuwagę
się zderzył.
- Nic ci nie jest – zatroszczył się Happy podlatując bliżej leżącego na ziemi chłopaka.
- Wszystko w porządku ale to drzewo chyba tu wcześniej nie rosło – rzekł pocierając pulsujące miejsce na głowie.
- A tak właściwie to gdzie jesteśmy – spytał niebieski Exceed rozglądając się na boki.
- Nie mam pojęcia. Myślałem że wy wiedzie – odparł smoczy zabójca.
- Szliśmy za tobą – przypomniał mu Pantherlily uważnie śledząc otoczenie
– nie poznaję tego miejsca. Wygląda na to że się zgubiliśmy.
- Niech to jak się spóźnimy to dostaniemy burę od Erzy – Natsu zadrżał na samą myśl co może się stać jeśli będą zwlekać.
- Wątpię by była zła – wtrącił Lily – raczej będzie zadowolona że… –
urwał spostrzegając że salamander zaczął z wolna posuwać się w stronę
zarośli.
- Natsu gdzie idziesz – Happy’ego nieco zaniepokoiła ta reakcja. Nie
było tu przecież nic co mogło by przykuć większą uwagę. Na dodatek się
zgubili, a tymczasem mag zdawał się celowo brnąć głębiej zamiast trzymać
się, jako takiej ścieżki.
- Nie wiem – powiedział dalej się przedzierając przez co raz to
bujniejsze konary – po prostu czuję że powinienem tędy iść – mimo że
jego smocze zmysły były czymś wciąż blokowane to postanowił zdać się na
przeczucia. Exceedom nie pozostało nic innego jak podążać za nim.
Nie miał pojęcia ile tak szedł choć powodu tego co robił nie znał. Czuł
jednak że powinien to robić. Czuł że jest komuś potrzebny. Nie mylił
się. Po jakimś kwadransie takiej podróży ujrzał znajomą postać leżąca
bezwładnie na ziemi.
- Lucy – krzyknął podbiegając do nieprzytomnej blondynki. Nie zauważył
nikogo więcej. Nie mogli jej przecież tak zostawić, a to oznaczało że
została tu przeniesiona sama. Wiedział że siłą nie mogła dorównać
wrogom. Na szczęście poza zaczerwienieniem na karku nie zauważył żadnych
obrażeń.
- Lushi – wyjąkał niezbyt wyraźnie Happy, gdy wreszcie z Lily dogonili
Natsu. Widok pokonanej towarzyszki wywołał że w kącikach jego oczu
pojawiły się łzy – ona chyba żyje, prawda – spytał niespokojny.
- Przecież widzisz że tylko zemdlała – skrytykował go partner Gajeel’a –
zastanówmy się lepiej o co w tym wszystkim.. – urwał gdy z ust
dziewczyny dobiegł cichy jęk.
Gwiezdna czarodziejka otworzyła nieznacznie oczy. Miała jeszcze zamglone
spojrzenie ale na jej ustach pojawił się nikły uśmiech gdy ukazała się
jej znajoma sylwetka Salamandra.
- No nareszcie – ucieszył się Dragneel – a już miałem cię przygrzać – pokazał płomień na prawej pięści.
- Dlaczego niby – te słowa nieco ją ocuciły. Próbowała się podnieść ale
zawroty głowy skutecznie jej to uniemożliwiały – czy wyglądam ci na
drewno na opał.
- No nie ale jak Erza była skamieniała to jej to pomogła – stwierdził
widocznie uznając tę sytuację do podobnej tamtym wydarzeniom.
Prawdopodobnie tylko fakt że Lucy była zbyt osłabiona uchronił Natsu
przed dostaniem po głowie. Chcąc się wyręczyć w tej sprawie jedyny z
duchów sięgnęła w okolice paska i wtedy jej twarz diametralnie pobladła.
Nie było ich.
- Klucze – wyszeptała spanikowana rozglądając się na boki – nie ma ich.
Wszyscy zaczęli się rozglądać w ich poszukiwaniu. Przez myśl blondynki
zaczęły przewijać się najgorsze scenariusze. Nie wyobrażała sobie bez
nich życia.
- Może je skradziono – podsunął Lily.
- To by nic nie dało – Lucy przygryzła dolną wargę – Duchy są związane
kontraktem ze mną i nikt inny nie będzie mógł otworzyć bramy nawet je
kradnąc. Było by to tylko możliwe gdyby mnie osobiście zabił.
- Znalazłem – wykrzyknął nagle Happy trzymając w łapkach zgubę – Może je upuściłaś. Leżały w krzakach.
- Dziękuję Happy – Lucy ze łzami przytuliła swe klucze. Nie wiedziała
jak się tam znalazły, więc nie mogła zaprzeczy czy potwierdzić. Jedyne
co pamiętała z walki to ból z okolicy karku. Nie było jej nawet dane
spojrzeć w oczy przeciwnikowi.
- Powinniśmy iść dalej – powiedział Pantherlily patrząc w niebo – zaczyna się ściemniać.
Ledwo wypowiedział to zdanie Natsu rzucił w jego ramiona Lucy. Cudem
zdążył przybrać swą bitewną formę, inaczej pewnie by go zgniotła.
- Oszalałeś – syknęła blondynka – czy ja wyglądam na bagaż.
- Happy przecież nas oboje nie uniesie – oświadczył salamander – a tak w
ogóle to którędy mamy wracać – szybko zmienił temat. Jednak odpowiedzi
na to nikt nie znał.
Erza doszła już całkowicie do siebie choć zranienia nadal utrudniały jej
normalne poruszanie się. Kaishi mimo że dopiero się poznali okazywał
jej wielką uwagę. Zresztą pomagał też Gajeel’owi w opiece nad Levy.
Dziewczyna nadal się nie obudziła ale znalezione przez niego maści
Warrod’a pozwoliły na zlikwidowanie większości mniejszych ran. Mimo że
smoczy zabójca nie był osobą zbyt ufną to szybko zaczął się odnosić do
niego przyjaźnie. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy i wszystkich
zaczęła martwić nieobecność pozostałych towarzyszy. Mimo że wszyscy
wybrali to miejsce dość spontanicznie nie mieli innego miejsca w którym
mogli się spotkać po niespodziewanym rozdzieleniu. Z ustaleń wynikało że
jedynym przeciwnikiem został Beerus o którym nic nie wiedzieli.
- Gdzie ten idiota się zawieruszył – ciszę przerwał Gray patrząc przez okno oparty o blat stołu.
- Mam dość – oświadczyła Erza uderzając pięścią w blat – trzeba iść ich szukać.
- Tylko że nawet nie wiemy gdzie są.. – zaczął Gajeel ale zamilkł gdy
ciemność nocy została przerwana przez snop ognia przebiegający po niebie
– no i się znalazł – dokończył.
- Gray, Gajeel sprowadzicie go tu zaraz – rozkazała Szkarłatnowłosa.
- Ja się stąd nie ruszam – zaprotestował Redfox nie chcąc zostawić Levy.
Miał żal do siebie że nie potrafił jej pomóc i nie zamierzał jej
opuścić nawet na chwilę.
- Spokojnie ja mogę iść – zaoferował Kaishi.
- Dobra, nie ważne – zgodził się Gray – tylko ostrzegam że ten ogniomiot
jest strasznie irytujący – po tych słowach oboje ruszyli w kierunku
miejsca z którego błyskał płomień.
Natsu ani na chwilę nie przestawał wysyłać w powietrze swego ognia.
Zapadła noc i Exceed’om trudno było lecieć po omacku. Jedynym sensownym
wyjściem było wylądować i mieć nadzieję że któryś z przyjaciół ich
znajdzie. Lucy odzyskała na tyle sił by stać o własnych siłach choć nie
podołałaby dłuższej wędrówce, a na myśl o spędzeniu nocy na gołej ziemi
przechodziły po niej ciarki.
- Myślisz że nas zauważyli – zapytał Happy podlatując bliżej przyjaciela.
Nie zdążył odpowiedzieć gdy lodowa strzała udaremniła kolejny „ognisty
ryk smoka”. Oczom chłopaka pokazały się dwie sylwetki. W jednej z nich
rozpoznał Gray’a, towarzyszącej mu osoby nie znał.
- No nareszcie jesteś – powiedział czarnowłosy trzymając w ręku latarkę – Erza martwi się że podpalisz las.
- Mówisz o sobie – odgryzł się – dobrze że ten leśniczy cię znalazł bo inaczej by pewnie coś cię zjadło.
- Tak się składa tępaku że to nasz sojusznik – kłótnia trwała w
najlepsze – czyżby twoja skleroza tak się posunęła że nie poznajesz
swoich.
Lucy przysłuchiwała się tej wymianie zdań nie odrywając wzroku od
Kaishi’ego. Nigdy wcześniej go nie widziała ale podejrzewała że tak jak
mówił Gray jest ich przyjacielem.
- Uspokójcie się wreszcie, czy mamy czekać na jakieś bestie co nas
zjedzą – warknęła. Była zła, zmęczona i nie zamierzała znosić dalej tej
sprzeczki.
- Nie jestem rybką, nie chce być pożarty – Happy momentalnie przylgną do jej pleców.
- Widzę że twoi znajomi są impulsywni – zagadał Kaishi patrząc jak kłótnia powoli przeradza się w szarpaninę, a ta w bójkę.
- Tak, ale kim ty jesteś – spytała uznając to za najrozsądniejsze w tej chwili.
- Wyjaśnię to wszystko jak już będziemy w gildii zapewnił – wszyscy już czekają tylko na was.
Do gildii wyruszyli rankiem następnego dnia gdy już trochę odpoczęli.
Droga powrotna dla wszystkich była jednak o wiele bardziej męcząca niż
wtedy gdy ruszali na misję. Levy dalej się nie ocknęła choć dzięki
ziołom znalezionym w chatce Warrod’a jej stan się w miarę ustabilizował.
Gajeel zdeterminował się nieść ją cały czas co zwróciło uwagę innych.
Jednak docinki Natsu i Gray’a zostały szybko przerwane przez mrożące
spojrzenie Erzy. To nie czas i miejsce na wygłupy. Sama Tytania
miała problemy z poruszaniem się z jedną złamaną nogą. Pomimo
początkowych protestów musiała się zgodzić by Kaishi wziął ją na plecy.
- Przepraszam za niewygody ale mówiłem że nie powinnaś iść sama bo
trochę by to zajęło – powiedział upewniając się że nie wyśliźnie mu się z
rąk.
- Masz szczęście mi przypadła Lucy. Jest strasznie ciężka – wtrącił
Happy podtrzymując w powietrzu blondynkę ze co dostał od niej po głowie.
Niektórzy członkowie wymagali jednak opieki i nie mogli zbyt dużo czasu
tracić na żarty. Na miejsce dotarli po wielogodzinnym marszu. Malownicze
miasteczko tętniło życiem nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Z
nieba lało się przyjemnie ciepło, a delikatny wiatr aż zachęcał do
spacerów mieszkańców. U progu gildii przywitał ich wesoły gwar. Wnętrze
tętniło życiem. Jednak gdy weszli oczy wszystkich zwróciły się na nich.
Głównie dlatego że wrócili w powiększonym gronie, a niektórzy z nich
wymagali opieki.
- Niech ktoś zawoła Wendy – rozległ się głos przerażonej Laki.
- Widzę że natrafiliście na większe trudności niż przepuszczałem – ku nim kroczył mistrz Makarov.
Wyjaśnienia wszystkiego zajęło im ponad godzinę w której mistrz uważnie wypytał o najmniejsze aspekty wyprawy.
- Rozumiem – powtórzył po raz kolejny drapiąc się po brodzie podczas gdy Wandy kończyła leczyć Erzę.
- Gotowe – powiedziała ocierając pot z czoła. Uleczenie złamań tytani
było najłatwiejsze jednak dzięki jej wysiłkom wszyscy wrócili do
zdrowia. Levy jeszcze się nie obudziła ale przeczuwała że nie ma na to
wpływu. Zaklęcie, które rzuciła runiczna czarodziejka porządnie ją
zmęczyło i musi teraz najzwyczajniej wypocząć. – jeśli dobrze
zrozumiałam Kaishi-san szpiegował tych.. – urwała nie wiedząc jak
określić wrogą grupę o której tak mało wiedziała – i teraz oni już
wiedzą że jest po naszej stronie. Jestem wdzięczna że chce pan nam pomóc
ale co teraz z panem będzie. Przecież pan tam nie może wrócić – była
wrażliwą osobą i nie potrafiła ukryć troski, nawet jeśli chodziło o
człowieka, którego nie znała.
- Przecież to oczywiste że z nami zostanie – oświadczył Natsu
przełykając spory kęs kurczaka podanego mu przez Mirajane – w końcu ktoś
pomorze mi ustawić tego ekshibicjonistę do pionu – nie trzeba było
długo czekać by lodowa laca świstała mu nad czupryną.
- Oczywiście że powinieneś dołączyć do Fairy Tail – zgodziła się Erza
ignorując toczącą się za jej plecami bójkę – razem na pewno szybciej
powstrzymamy wroga.
- Spokojnie nie chce sprawiać problemu – starał się protestować chłopak.
- O jakim problemie mówisz – zagadał go mistrz – skoro wszyscy jesteśmy
uwikłani w ten kompot znieśmy go wspólnie jako rodzina – wyciągnął w
jego stronę dłoń.
Kaishi sprawiał wrażenie jakby chciał jeszcze zaprotestować ale po
dłuższym milczeniu skiną potwierdzająco głową z uśmiechem na twarzy.
- Wyjmujcie alkohol – zawołała Cana podnosząc do góry pusty kufel –
trzeba należycie przywitać nowego. Idę o zakład że nikt mnie nie
przepije.
————————————————————
jap. świt nowej ery.
Pomoże.xD Pomorze jest całkiem ciekawe, ale nie ma nic wspólnego z tym, co chciałaś napisać. Czyli Kaishi jest jednak tym sojusznikiem, hę? Ciekawe, ciekawe, ale i tak jakoś mu nie ufam. Ten znak na ciele Ultear mnie coraz bardziej męczy. Kobieto, no! Tajemnica goni tajemnice, choć sama nie powinnam tego raczej wypominać.xD
OdpowiedzUsuńW każdym razie idę obczaić kolejny rozdzialik. A no i prawie zapomniałam. Te niebieskie linki mocno gryzą się z szarym tłem. -c-c-
Pozdrawiam Lavana Zoro :)