Jellal klęczał oniemiały tuląc do siebie ciało Erzy. Nie mógł
uwierzyć w to co się właśnie stało. Przecież obiecał sobie że nie
dopuści by cokolwiek złego ją spotkało, że nie da jej skrzywdzić.
Tymczasem chwila nieuwagi została okupiona krwią jedynej osoby na której
naprawdę mu zależało. Krople łez stoczyły się po jego policzkach tonąc w
szkarłatnych włosach Tytani. Czuł że wokół nich dalej krąży chmara
krwiożerczych gadów gotowych w każdej chwili przepuścić atak ale nie
zwracał na nie uwagi. Teraz nic go nie obchodziło, równie dobrze mogli z
nim skończyć. Słysząc kolejne szmery za plecami otulił tylko Erzę
czekając na kończący cios. Chciał już do niej dołączyć. Życie bez tej
dziewczyny traciło jakikolwiek sens. Najgorsze było to że nie przeżywał
tego pierwszy raz. Już kiedyś coś takiego na niego spadło. Wtedy gdy
przed laty dowiedział się o zniszczeniu wyspy Tenoru. Przymkną oczy
pozwalając bolesnym wspomnieniom na powrót.
Siedział w swojej celi opierając się o kamienną ścianę i dysząc
lekko. Świadom tego co właśnie rozegrało się na egzaminie Fairy Tail
odetchną z ulgą gdy poczuł jak Erza wygrywa. Nie mógł jej zobaczyć, nie
mógł się do niej odezwać, pogratulować ale po prostu czuł że udało się
jej zwyciężyć Azumę. Pamięć nadal do niego nie wróciła ale uczucie,
które w nim zostało bardzo ciągnęło go do tej dziewczyny. Ciepło bijące
od jej imienia oraz wspomnienia ich wspólnej walki przeciw Nirwanie mimo
wizji spędzenia reszty życia w więzieniu Rady napawały go dziwnym
szczęściem. Przymkną oczy podnosząc głowę do góry. Wtedy właśnie
uderzyło go to pierwszy raz. Powracające z zawrotną siłą pojedyncze
wspomnienie sprawiło że zakręciło mu się w głowie. „Stał celując
magicznym promieniem w stojącą naprzeciw niego dziewczynę. Kilka kroków
za nią leżał półprzytomny różowowłosy chłopak. Kiedy atak miał już zabić
przeciwniczkę drogę zagrodził mu inny mężczyzna przyjmując go na
siebie. Zaraz potem leżał na ziemi a zapłakana szkarłatnowłosa pochylała
się nad nim. Nie mogła mu niestety pomóc. Niedługo po wyszeptaniu
ostatnich słów zmarł.” Zacisną palce na kamiennej posadzce. Nie miał
wątpliwości że zabitym był Simon. Naprawdę go zabił, doprowadził do
czegoś czego już nie cofnie. Nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu
zapłakanej Erzy. Jej łzy wywoływały w nim o wiele większe cierpienie niż
tortury gotowane co jakiś czas przez strażników więzienia. Stres
związany z powracającą świadomością sprawił że pociemniało mu w oczach,
zaraz potem osuną się nieprzytomnie na podłogę. Obudziły go głośne,
podniesione głosy członków rady. Dyskutowali o czymś gorączkowo idąc
pobliskim korytarzem. Ostrożnie by nie wzbudzać niczyich podejrzeń
przysuną się bliżej krat by podsłuchać dalszą rozmowę. Korytarzem szła
spora grupa osób. Z ich twarzy wyczytał niepokój. Jednak nie był
przygotowany na to co usłyszał.
- A więc nasze obawy były słuszne – po głosie rozpoznał byłego członka drużyny światła Jurę.
- Tak – najdostojniej ubrana postać mająca na sobie odznaczenie lidera
rady pokiwała głową – cała wyspa zniknęła z powierzchni tylko po jednym
ataku czarnego smoka.
- Aknologia znów odleciał i nie wiemy gdzie on jest – przytakną kolejny
rozmówca – musimy uważać bo nie wiemy kiedy ponownie się pokarze.
- Jednak najgorsze jest to że prawdopodobnie nikt z członków Fairy Tail
nie przeżył – Guran Doma ponownie zabrał głos – przeprowadzone w
dzisiejszej nocy skany definitywnie potwierdziły brak oznak życia
dobiegających z tamtego obszaru. Dzisiaj oficjalnie złożę kondolencje
pozostałym członkom muszą oni teraz bardzo cierpieć.
- Pozostała jeszcze kwestia Zerefa….
Rozmówcy oddalili się od niego i nie mógł już nic usłyszeć jednak o to
nie dbał. Erza nie żyła? To coś zwane Aknologią zniszczyło wyspę na
której jeszcze wczoraj walczyła? Przecież jeszcze kilka godzin temu
cieszył się z jej zwycięstwa nad członkiem mrocznej gildii. Nie mógł w
to uwierzyć, nie chciał w to wierzyć. Osoba, która po jego przebudzeniu
okazała mu tyle wsparcia, zmotywowała do tego by szedł naprzód nie mogła
tak po prostu odejść. Czuł łzy spływające po swojej twarzy ale nie
zwracał na nie uwagi. Upadł na kolana waląc pięściami w ziemię.
Poprzysiągł sobie że nie uwierzy w jej śmierć bez względu na to co mu
mówiono, że kiedyś dowie się tego co naprawdę stało się na wyspie. Erza
musi przecież żyć.
Cios kończący jego życie jednak nie nadchodził. Czyżby to nie był
smok, a jeśli tak to dlaczego go oszczędził? Oddychał głęboko drżąc na
całym ciele. Nadal otulał ciało dziewczyny ramionami i patrzył na jej
piękną, pokrytą drobnymi ranami twarz. Teraz nie mógł zaprzeczyć
okrutnej prawdzie. Delikatnym ruchem zaplótł kosmyk szkarłatnych włosów
za ucho królowej wróżek. Nagłe kroki wyrwały go z otępienia.
- Jellal – znajomy głos sprawił że momentalnie się odwrócił za nim stała
młoda, przypominająca nieco kota dziewczyna, która teraz przypatrywała
się mu z niedowierzaniem – co tu się dzieje – te słowa wypowiedziała
bardziej do siebie niż niego.
- Millianna…. – chciał jej wszystko wytłumaczyć ale nie wiedział od
czego zacząć. Z drugiej strony ona go teraz nienawidziła więc wątpił że
zechce wysłuchać tego co ma do powiedzenia. Wiedział również że to co
kiedyś zrobił kociej czarodziejce było zwyczajnie okrutne był więc
przygotowany jeśli ona teraz będzie chciała wymierzyć swoją
sprawiedliwość.
- Erza…. – wzrok dziewczyny powędrował na zakrwawione ciało Scarlet.
Zauważył że oczy napełniają się jej od łez. Wykonała nerwowy ruch jakby
zarówno chciała podejść bliżej jak i uciec stąd. Zachwiała się na nogach
ale została wpatrując się w niego wzrokiem domagającym się
jakichkolwiek wyjaśnień.
- Millianna ja…. – zaczął niepewnie próbując się jednocześnie podnieść z
wciąż trzymaną przez siebie dziewczyną jednak członkini zespołu Mermaid
Hell przerwała mu zamaszystym gestem ręką.
- Zamilcz – krzyknęła a po jej twarzy ciekły strumienie łez – Wszystko
widziałam, walczyłeś z nią… zmuszałaś nas do budowy tej przeklętej wieży
nie pozwalając z niej wyjść przez bite osiem lat… a teraz walczyłeś ze
smokami, chciałeś ją chronić… dlaczego? Nic nie rozumiem – upadła na
kolana patrząc tępo na chłopaka. Jellal miał już coś powiedzieć gdy
usłyszeli kobiecy chichot i po chwili stanęła przed nimi Ultear
Milkovich. Czarne włosy swobodnie opadały jej na ramiona a na twarzy
widniał zagadkowo rozbawiony wyraz.
- Myślisz się koteczko – zachichotała kierując do nich swe kroki –
wygnanie Erzy, budowa systemu R, nieudana próba złożenia tej dziewczyny w
ofierze dla Zerefa to wszystko moja zasługa. To ja byłam tą, która
kontrolowała go z ukrycia.
- Co takiego – wyjąkała po dłuższym chwili Millianna. Nie wiedziała co
myśleć o tym co właśnie usłyszała. To by znaczyło że zupełnie nie
zdawała sobie sprawy z tego co się przed laty stało.
- Słuchaj malutka jeśli uda ci się przeżyć tą katastrofę wezmę na siebie
twój gniew – powiedziała machając niedbale ręką jakby ta sytuacja
zupełnie po niej spływała.
- Ultear ani słowa więcej – zarządził Jellal. Nie chciał by kobieta
która wydobyła go z więzienia, dała szanse odkupienia grzechów tworząc z
nim i Meredy Crime Sorciere skupiła na siebie jego winy. Tak,
kontrolowała go ale on przez całe osiem lat nic nie robił by się temu
przeciwstawić, nie podejmował jakiejkolwiek próby walki z jej zaklęciem.
- Kiedy to prawda, nie ma czemu zaprzeczać – czarnowłosa zaśmiała się
wymownie – nigdy nie byłam aniołem. Zło leży w mojej naturze – po tych
słowach jej oczy spoczęły na Erzie – nie żyje – bardziej orzekła niż
zapytała.
- Tak – przyznał bezbarwnie po długim milczeniu. Wiedział że nie może
negować tego co się stało. Przypomniało mu to jednak ich pierwszą
rozmowę po oswobodzeniu go z rąk rady.
Po raz pierwszy od roku patrzył na rozgwieżdżone niebo znajdujące się
nad jego głową. Wziął głęboki wdech przez nos i usiadł na zwalonym pniu
starego drzewa.
- To prawda – spytał już kolejny raz patrząc wyczekująco na kobiety.
- Tak, niestety to ja cię kontrolowałam teraz tego żałuje – przyznała czarnowłosa.
- Nie o to pytam – odparł prawie natychmiast spuszczając wzrok na ziemię
– Erza… wyspa czy to pewne – nie wierzył, po prostu nie wierzył że
umarła. Mogli mówić co chcieli on nadal uważał że musi istnieć jakieś
inne wytłumaczenie tego że jej teraz nie ma. Przez ten czas spędzony w
areszcie wspomnienia do niego powróciły. Pamiętał już wspólną budową
systemu R, wtedy poznał Erzę od razu poczuł do niej coś więcej choć byli
tylko dziećmi, wymyślił jej nazwisko a ona je zaakceptowała choć było
kiepską improwizacją dotyczącą koloru jej włosów. Zaraz potem zrobił coś
co na zawsze zmieniło jej postrzeganie życia, gdy mogli już być wolni
wygnał ją, jej przyjaciołom wmówił że ich zdradziła, zmusił ich do
kończenia budowli, której tak nienawidzili, potem zabił Simona i o mało
co nie zabił samej Erzy. Nie wiedział jak udało jej się przeżyć bo
ostatnim co zdążył zobaczyć przed utratą przytomności był obraz tkwiącej
w bryle lakrymy Eterionu, a obok klęczy Natsu bezskutecznie próbując
dostać się do środka i ją wyciągnąć. Poświęcała się by ocalić
przyjaciół, po raz kolejny. Mogło więc wydawać się oczywistym że umarła,
jej ciało zostało rozerwane na atomy chroniąc tym samym znajdujące się
wewnątrz ruin budynku i okolic osoby. Wiedział że jeśli wtedy doszło by
do wybuchu, który powstrzymała Fiore wyglądało by zupełnie inaczej.
Miała zapłacić za to najwyższą cenę ale jednak przeżyła i mógł z nią się
spotkać podczas walki z Nirwaną. Wtedy to właśnie niej nie oszalał gdy
okazało się że nic nie pamięta. To głównie dla niej postanowił zmierzyć
się ze swoją przeszłością. Dlatego też nie wierzył że zgineła. Musi być
jakieś rozwiązanie by znów mógł ją ujrzeć.
- Znów to – spytała niecierpliwie jednak już milszym tonem w którym
pojawiał się cień współczucia – Meredy przecież próbowała już rzucić na
ciebie połączenie uczuć z Erzą jednak nie skutkowało, a to znaczy tylko
jedno. Musisz to w końcu sobie uświadomić inaczej nie pójdziesz na
przód. Ona nie żyje i… – nie dokończyła bo przerwał jej silny cios
Jellala, którym spowodował jej upadek na ziemię.
- Posłuchajcie – zarządził niebieskowłosy mag patrząc na nią
ostrzegawczo – mogę dołączyć do tej całej gildii, mogę z wami starać się
odkupić swe winny choć wątpię by kiedykolwiek zostały mi wybaczone,
mogę nawet w tym celu ryzykować życie ale nigdy ale to nigdy nie pozwolę
byście mówili o niej w czasie przeszłym. Ona jest… więc macie ją tak
traktować.
Wtedy nie uwierzył i miał rację. Ponownie się spotkali na kilka dni
przed igrzyskami w których trakcie codziennie zdążyli zamienić kilka
słów. Wprawdzie zawsze trwało to maksymalnie kwadrans ale to mu
wystarczyło by napełnić jego życie i misje jakąś nadzieją. Teraz
wiedział że nie może temu zaprzeczyć gdy nieruchome ciało Erzy
spoczywało w jego ramionach. Stojąca za nim Millianna zrobiła niepewnie
kilka kroków w jego stronę po czym powoli położyła swą dłoń na jego
ramieniu. Czuł jak drży wpatrując się w szkarłatnowłosą.
- Czemu ona – pociągnęła nosem z cichym miauknięciem wypełnionym żalem.
Sam zadawał sobie to pytanie. Nie zauważył kiedy kocia czarodziejka
odeszła w boczną uliczkę.
- Na twoim miejscu też bym się ruszyła – powiedziała Ultear wymijając go
– wiesz dobrze co by ona powiedziała na takie zachowanie.
- Ja już nie wiem co mam robić…. zawiodłem ją – odparł wsłuchując się w
oddalające się kroki kobiety. Nie miał zamiaru walczyć. Nie wiedział że
jest uważnie przez kogoś obserwowany.
Było już bardzo późno jednak chyba nikt nie myślał o choć chwili snu.
Smoki pustoszyły miasto a ich jedynym celem było nieść śmierć i
rozpacz. Szczęściem w nieszczęściu był fakt że zostali tu sami magowie,
ludzie którzy nie potrafili się bronić zostali ewakuowani poza stolicę
przez Kinana Alzack i Bisca zostali z nimi by w razie najgorszego służyć
im pomocą. Pozostali walczyli. Jedną z takich osób była Levy.
Dziewczyna raz, po raz wymachiwała ręką tworząc nowe „żelazo” dla wciąż
chwiejącego się na nogach Gajeel’a bezskutecznie chcącego zaszkodzić
olbrzymiemu smokowi.
- Cholerstwo jest wytrzymałe – warkną ocierając dolną wargę – Trzymasz się Levy – spytał.
- Daje radę ale…. – nie skończyła bo przed nimi przeleciała kula ognia, a gdy kurz opadł ich oczom ukazała się znajoma sylwetka.
- Natsu – zdziwiła się gdy smoczy zabójca posłał im swój znany uśmiech –
nic ci nie jest – spytała oceniając wzrokiem jego obrażenia.
- Dragneel co ty tutaj robisz – zdenerwował się Gajeel, obecność członka
gildii widocznie mu się nie podobała – ten smok jest mój i masz się nie
wtranżalać, kapujesz – warkną zaciskając pięść i zupełnie ignorując już
bestie z którą powinienem walczyć.
- Słuchaj metalowy dupku to nie ciebie szukam tylko jej – wskazał na
zdezorientowaną Levy – mogę poprosić o trochę ognia – spytał.
- Dobrze – zgodziła się wystrzelając w powietrze napis danego żywiołu.
Jednak gdy tylko Natsu zjadł „poczęstunek” spotkał się z pięścią
Gajeel’a. Cios był na tyle silny że ten zachwiał się i cofną o kilka
kroków.
- Słuchaj no, wara od mego prywatnego dostawcy – czarnowłosy złapał go za kołnierz i podciągną bliżej swojej twarzy.
- Tak? Do twojej wiadomości to… – ognisty mag nie skończył się odgrażać gdy muskularna łapa smoka wymusiła ich rozdzielenie.
- Nie cierpię gdy ktoś mnie lekceważy – zaryczał po raz kolejny rozwierając swe pazury by zranić walczących.
Natsu z twarzą wyrażająca kompletny brak zainteresowania spojrzał w jego
stronę, a w chwilę później jego źrenice momentalnie się zwęziły. W
jednej z łap smoka tkwiło kilka znajomych ostrzy. Bez trudu rozpoznał w
nich miecze Erzy. Tyle razy widział już je w akcji że nie miał
najmniejszych wątpliwości że to do niej należą.
- Erza-san – Levy zakryła sobie dłonią usta chcąc powstrzymać płacz. Z
jej oczu popłynęły łzy, a drobnym ciałem wstrząsnęły dreszcze. Po chwili
na ramieniu poczuła silną wychowanka Metalicana. Zauważyła że mężczyzna
patrzy przed siebie z twarzą nie wyrażającą żadnych uczuć.
- Czy ty z nią walczyłeś – spytał Salamander, a na zaciśniętych
pięściach pojawił się ogień. Czuł już co się mogło stać. Erza nie
należała do osób, które pozwalają swym przeciwnikom uciec zwłaszcza gdy
ci mogą zagrozić jej przyjaciołom, a skoro jej z nim nie było. Mimo to
trudno mu było pogodzić się z przerażającą prawdą.
- Kiehehe – zaśmiał się smok – to było tak proste że walką tego nazwać
nie można. Jak tylko wyleciała w powietrze nie miałem trudności z
wbiciem w nią szponów. Uwielbiam gdy me pazury przebijają ludzkie ciała.
Niestety przez jej zbroję miałem problemy z pozbyciem się jej z łapy.
Na szczęście jakiś inny niebieskowłosy kurdupel mi w tym pomógł –
wszystko to mówił przepełnionym wesołą ironią głosem.
- Ty warkną – miał już w niego walnąć, chciał pomścić śmierć
przyjaciółki, która już nie raz ratowała mu tyłek ale mimo gniewu czuł
że to była by daremna walka. Wyczuł już że smoki znacznie ich
przewyższają. Stał dygocząc na całym ciele gdy na niebie przeleciała
wielka kula ognia. To nie był atak maga lecz kolejny smok, którego całe
ciało składało się z ognia.
- Zajmij się nim – krzykną biegnąc rozwaloną ulicą – i pamiętaj masz mu
porządnie przywalić za to co zrobił. Ja muszę kogoś dogonić. Nie był
pewny czy rodzący się w jego głowie plan wypali ale raczej nie miał
innego wyboru. Musi to zrobić inaczej ofiara Lucy z przyszłości oraz
samej Erzy pójdzie na marne. Tym razem nie przegra.
Ultear Milkovich wolno kroczyła przez opustoszałą ulicę. W głowię
kłębiły jej się niezliczone myśli. Zawsze taka była. Zawsze była zła.
Nieudolne próby nawrócenia się na prawidłową ścieżkę zawsze kończyły się
i tak obudzeniem w niej pierwotnych instynktów. Łudziła się że coś
zmieni zakładając Crime Sorciere, że uda jej się uwolnić od przeszłości i
odkupić swe winy. Jakie to było żałosne. Minęło siedem lat, siedem lat
podczas których starała się niszczyć to co złe lecz wcale się nie
zmieniła. Nawet teraz była gotowa zabić niewinnego człowieka tylko po to
by teraźniejszość uniknęła swej odpowiedzialności. Była tam, widziała
jak walczy w obronie miasta, a ona sama szukała tylko dogodnej okazji do
zadania mu śmiercionośnego ciosu. Rogue Cheney był jednak teraz dobrą
osobą niczym nie przypominającą swego odpowiednika z przyszłości. Choć
jego przyszłość była niepewna potrafił dojrzeć jasną stronę swego życia.
Chciał za wszelką cenę chronić tego kota, Frosch’a. Nawet Sting nie
stracił do niego zaufania choć już dobrze wiedział co może czekać jego
kompana. Przeciwnie widząc ich wspólną walkę z dwoma smokami doszła do
wniosku że ich przyjaźń się tylko przez to umocniła. Natomiast ona
jeszcze przed minutą chciała go zabić. Dobrze zrobiła że wtedy odeszła
bo pewnie ciemna strona wzięła by w niej górę i dokonała by tego co
planowała dokonać. Idąc w samotności pokręciła głową próbując odgonić od
siebie te myśli. Chciała dokonać zbrodni a przecież zakładając gildię
myślała właśnie o próbie naprawienia złych czynów. Postępując przeciwnie
do zawartej w niej idei poznała swoje prawdziwe oblicze. Nigdy nie uda
jej się być w pełni dobrą osobą. Spojrzała na majaczący w górze czerwony
księżyc, a na jej twarzy pojawił się specyficzny uśmiech. Podniszczona
wieża zegarowa wskazywała godzinę wpół do drugiej.
- Tak to chyba dobre miejsce – powiedziała do siebie klękając na ziemi.
Podjęła już decyzje. Użyje swego najpotężniejszego czaru. Zaklęcia tego
nauczyła się już jako mała dziewczynka, gdy dołączyła o gildii Grimoire
Heart. Mistrz Hades przestrzegł ją jednak czas który się cofnie zależy
od samego człowieka. Konkretnie wartości jego życia, im było więcej
warte tym więcej czasu zostanie oddane. Jednak używający go mag płaci
największą cenę. Cenę, którą jest jego własne życie. Zaraz po jego
wykonaniu umrze, była tego świadoma ale nie zamierzała się wycofać.
Jeśli może kogokolwiek uratować nie podda się. Nie wątpiła ze część
słabszych lub bardziej oddanych walce magów poniosła już klęskę. Wojna
zawsze niosła za sobą ofiary. To powszechnie panująca norma, której się
nie zmieni. Nie widziała ile jej poświęcenie przyniesie dodatkowego
czasu pozostałym. Mogła mieć tylko nadzieję że komuś się przyda. Lecz
czy życie takiej osoby jak ona jest cokolwiek warte? To pytanie ciągle
szumiało jej w głowie gdy zaczęła przygotowywania do rzucenia zaklęcia.
Wymagało ono czasu i skupienia. Czuła jak zebrana energia krąży w jej
ciele, jak jej ciałem wstrząsają dreszcze, włosy unoszą się ku górze.
Była gotowa wypowiedzieć słowa kończące zaklęcia, a potem pożegnać się z
własnym życiem. Przycisnęła mocniej dłonie do ziemi, zamknęła oczy i
gdy już to miało się stać usłyszała dobiegające z tyłu czyjeś kroki.
Ktoś staną tuż za nią.
——————————————-
Polski tytuł: Bolesne wspomnienia
Ok, więc kolejna notka już za mną. Tremy mniej ale nadal jest. Pomysłów
za to wiele więc raczej nadal będzie mnie ona zjadać. Pozdrawiam
wszystkich i zapraszam do czytania następnych rozdziałów.
Ale się wciągnęłam ^^ Rozdział bardzo przyjemnie się czytało, nie skupiłam się na błędach, lecz fabule (jak zwykle), więc... Ercia nie żyje :'( Ah, ale tyle Jerzy było, że mogę ci wybaczyć. XD Ale mam nadzieje, że to wszystko się odkręci i Erza przeżyje. Musi, bo inaczej Jellal zacznie myśleć jak samobójca! Przypomina mi to pewną osóbkę ...
OdpowiedzUsuńNatsu: Mam nadzieje, że nie mówisz o NIEJ.
Ja: A właśnie, że tak. ^^
Natsu: Przecież ona nigdy nie chciała popełnić samobójstwa, więc dlaczego ona ci się z tym kojarzy?
Ja: Głównie przez strój i zachowanie. Cały czas chodzi poważna! Pesymistka z niej i tyle!
Natsu: Ja bym raczej powiedział, że realistka, ale jak uważasz. Może wytłumaczysz autorce o kogo chodzi?
Ja: Ups, prawie bym zapomniała. Chodzi o moje Alter Ego! Związku z tym, że jestem nieuleczalną optymistką to moje alter ego jest moim przeciwieństwem. Nie pojawia się zbyt często, bo ja rzadko co miewam kiepski humor :P
Ja kończę na dziś, bo już późno, więc Oyasumi!
Przesyłam dużo weny i pozdrawiam ^^
Jak się czyta, to wciąga, lecz niekiedy mam dość tych opisów i przewijam. Staraj się ograniczyć w tych opisać do 10 zdań. Max 20.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać... Dlaczego mi to robisz, mózgu!? Nom nie ważne.
OdpowiedzUsuńErza wracaj! Już! Teraz! Bo jak nie to cię zjem, a Jellal pójdzie z tobom do łóżka!
.
.
.
A czekaj! To nie jest kara! To przyjemność! Dla ciebie, twojego partnera do barabara i oczywiście dla...Tuturutututu! Mnie! Dla mnie!
Hmmmm...To może zróbmy tak. Jellal zrobi z tobom barabara, ale musisz wrócić. NIE PRZYJMUJĘ ODMOWY!
A więc... Dziękuję za uwagę! Znikam jak penis w kobiecie!
Twoja kochana, psychopatyczna czytelniczka <3