piątek, 19 czerwca 2015

9.Fairy tail no kyōfu

Słońce wschodziło już ponad horyzontem oświetlając sylwetki dwojga magów. Meredy leżała na trawie wpatrując się w kryształową kulę. Cień drzewa zakrywał jej delikatny uśmiech. Dzięki magicznemu przedmiotowi wiedziała że członkowie Fairy Tail wrócili do gildii i nie byli nawet sami. Zachichotała cicho widząc że nowy przyjaciel Erzy od razu złapał z nią tak drobny kontakt. Słysząc ciche chrząknięcie nawet się nie odwróciła. Wiedziała że odgłos należy do budzącego się Jellala.
- Miałaś mnie zbudzić jakieś dwie godziny temu – powiedział z lekkimi pretensjami w głosie chłopak.
- Gdybym cię zbudziła ciut wcześniej pewnie byś spokojnie nie poczekał na odpowiedni moment – nie mówiła wszystkiego. Lubiła się z nim droczyć. Wiedziała że będzie zazdrosny gdy się o wszystkim dowie choć będzie próbował to ukryć. Jej zdaniem fakt że ukrywał swe prawdziwe uczucia był wręcz dzieciny. Zwłaszcza że szkarłatnowłosa bez wątpienie je odwzajemniała i nie miała mu za złe tego co kiedyś robił.
- Czy choć raz możesz mówić jaśniej – spytał przeszukując torbę w celu wyjęcia z niej prowiantu.
- Jesteś jeszcze mniej domyślny niż myślałam – młoda czarodziejka przekręciła znacząco oczami – Przecież to jasne że chodzi mi o twoją ukochaną. Jest już w Mongolii tylko zlituj się i zamiast wlepiać oczy w kulę to szykuj się od drogi.
- Ona nie jest moją ukochaną – rzucił szybko jednak zaczął natychmiastowe przygotowania. Zignorował rzucone w niego przekorne „Tak jasne” i starając się nie patrzeć na towarzyszkę odszedł na bok. Miała racje. Kłamał, to było zbyt oczywiste by można się tego nie domyślić. Usilnie jednak przekonywał sam siebie że nie może się do tego otwarcie przyznać. Nie jest godny Erzy. Teraz jednak naprawdę potrzebował się z nią spotkać. Powoli zaczął się szykować do drogi zastanawiając się czy znów Szkarłatnowłosa nie wyzwoli w nim burzy niekontrolowanych uczuć. Było to jednak więcej niż pewne. Kochał ją już od pierwszego momentu gdy została sprowadzona do Wieży Niebios. Przed oczami stanęło mu właśnie to wspomnienie.

Od kiedy go tu sprowadzono minęły chyba już dwa tygodnie. Może trochę więcej. Nie liczył czasu. Każdy dzień był podobny do poprzedniego. Teraz wraz z Millianną, Sho oraz Wally'm czekał na nową dostawę. Tak zwolennicy Zerefa nazywali sprowadzanie kolejnych porwanych dzieci. Nienawidzili ich ale nie mogli się zbuntować. Byli na to za mali i zbyt słabi. Zresztą nikt z nich nie umiał posługiwać się magią nad którą panowali poplecznicy czarnego maga. Jakakolwiek próba buntu nie miałaby sensu. Zginęliby. Ani na chwilę nie przestał jednak wierzyć że jeszcze będą wolni. Rozmyślenia przerwały mu mieszające się ze osobą odgłosy krzyków i płaczu. Przywarł do ściany nasłuchując kroków i zaciskając pięści. Nienawidził bezsilności. Wkrótce drzwi zaskrzypiały i do środka została wepchnięta dwójka nowych małych niewolników. Stosunkowo wysoki jak na swój wiek, czarnowłosy chłopak i wyglądająca na mocno roztrzęsioną, drobna szkarłatnowłosa dziewczynka.
- Powitajcie nowych współlokatorów – zaśmiał się strażnik zamykając z trzaskiem drzwi.
Jellal odczekał aż ten się oddali i powoli podszedł do sprowadzonej dziewczynki i wyciągnął w jej stronę ostrożnie rękę.
- Hej – powiedział cicho by jeszcze bardziej jej nie wystraszyć – Nazywam się Jellal Fernandes – przedstawił się wyciągając ku niej dłoń, którą po chwili wahania przyjęła. Wyczuł że jest niespokojna lecz kto by w takiej sytuacji nie był. Mu samemu dopiero niedawno udało się jako tako przywyknąć do panujących tu warunków.
- Erza.. jestem Erza – wyszeptała jeszcze drżącym cichym głosem spoglądając mu prosto w oczy. Zauważył że mają piękny brązowy kolor. Nie wiedział jak długo i dlaczego w nie tak patrzy. Oderwał się dopiero gdy usłyszał Milliannę.
- A ty masz jakieś imię – spytała czarnowłosego chłopca, który do tej pory się nie odzywał.
- Simon – burknął, a niebieskowłosy nie mógł oprzeć się wrażeniu że jakoś dziwnie na niego spojrzał. Wtedy jeszcze nie wiedział że i on darzy dziewczynę większym uczuciem. Wstał i pomógł Erzie zająć miejsce obok siebie na jednej z ławek. Postanowił że ze wszystkich sił postara się ją ochronić przed bezwzględnymi strażnikami. Simon po chwili wachania dołączył do nich i od razu został zagadany przez Sho i Wally'ego.

Tak, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Nawet szybko udało im się do siebie zbliżyć. Zostali najlepszymi przyjaciółmi i większość wolnych chwil spędzali razem rozmawiając lub wysłuchując opowieści sprowadzonego niedługo potem Rob'a. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak brakuje mu ich najnormalniejszych rozmów i to co do niej czuje nie ma większego znaczenia. Cieszył się że już niedługo się z nią znów zobaczy. Słysząc wołanie Meredy by mogli zjeść śniadanie po którym czekała ich spora wędrówka ku Mongolii.

Stolica Fiore tętniła życiem. Zwykły gwar i hałas wypełniał ulice miasta zapowiadając kolejny, zwykły dzień. Lucy jak zwykle szła balansując na małym murku dzielącym drogę od rzeki. Zignorowała ostrzeżenia rybaków odnośnie konsekwencji upadku i udała się w stronę gildii. Powitał ją nietypowy widok. Natsu i Gray siedzieli naprzeciwko siebie mierząc się nieustannie wzrokiem. Wszysko obserwowała Lisanna wraz z opartym o jej drobne piersi Happy'm. Było dziwnie spokojnie jak na to miejsce.
- Coś mnie ominęło – spytała Lucy podchodząc do nich.
- Hej, Lucy widzę że coraz dłużej śpisz – Happy już na starcie nie mógł powstrzymać się by się z nią nie podroczyć.
- To przez Erzę – nim Heartfilia zdążyła zaprotestować do rozmowy włączyła się najmłodsza Strauss – ma dziś kiepski humor więc ci dwaj wolą jej nie podpaść i walczyć na inny sposób.
- Co dokładnie robią – Lucy patrzyła to na jednego, to na drugiego ale żaden nawet się nie poruszył.
- Sprawdzają, który najdłużej wytrzyma bez poruszenia się – Happy rozłożył ręce w geście kapitulacji – my mamy ich sędziować.
- I kto wygrywa – zapytała przekornym tonem Lucy walcząc z narastającą pokusą by któregoś z nich połaskotać.
- To chyba oczywiste – wymamrotał ledwo poruszając wargami Natsu – jak mam przegrać z tą lodówą?
- Gdybyś nie kłapał mordą to może miałbyś szansę ale w takim przypadku oddałeś mi swe domniemane zwycięstwo – triumfował Gray.
- To się nie liczy – oburzył się smoczy zabójca – mam rację Lisanna?
- Jesteś żałosny. Po co ja pytasz przecież to jasne że twoja narzeczona będzie trzymać twoją stronę – prychną lodowy mag.
- To nie jest moja narzeczona – zaprotestował Natsu podrywając się z miejsca.
- Ta jasne wypieraj się sklerotyku – Gray również wstał.
Atmosfera sięgnęła zenitu i po chwili rzucili się na siebie zaczynając kolejną bójkę. Lisanna zaśmiała się tylko. Oczywistym było że żadną narzeczoną nigdy nie była. Nawet wtedy gdy o tym wspomniała po wykluciu Happy'ego, tylko żartowała. W przeciwieństwie do poddenerwowanej Lucy z uśmiechem przypatrywała się przybierającej na sile bójce. Będąc w Edolas bardzo tęskniła za typowym dla tej gildii rumorem. Bijatykę przerwał odgłos skrzypiących drzwi. Natsu i Gray zastygli w miejscu, przerażeni że to może być Erza. Jednak wchodzącym okazał się Kaishi.
- Coś mnie ominęło – spytał widząc miny zebranych.
- Spokojnie, nic czego już wkrótce możesz nie mieć dość – odpowiedziała Lucy gdy upewniła się że nie wrócą do walki. Jednak groźba podpadnięciu Erzie wystarczyła by się uspokoili.
- Dobrze, dobrze ale widzieliście może Erze – spytał rozglądając się po gildii.
- Ostatnio była tu dwie godziny temu – wtrąciła Mirajane odstawiając czysty kufel na półkę – jest dziś wyjątkowo nerwowa i wolała pobyć sama.
- Poszukam jej – zakomunikował niespodziewanie najnowszy członek Fairy Tail i nim ktoś zdążył coś powiedzieć opuścił budynek.
- On ją chyba llubi – zamruczał wymownie Happy zakrywając łapkami pyszczek.

Gajeel siedział obok szpitalnego łóżka na którym leżała Levy. Mimo że jej stan się ustabilizował i musiała tylko wypocząć wyprosił Porlyusica'e wyprosił by tu z nim została. Chciał by po przebudzeniu widziała obok siebie towarzyszy z drużyny. Jet i Droy już się wybudzili choć ich stan wymagał jeszcze obserwacji. Teraz posyłali ku niemu nerwowe spojrzenia. Doskonale wiedział że za nim nie przepadają. Jednak miał to w nosie. Poszedłby ale chciał się upewnić że z Levy wszystko będzie dobrze. Nie wiedział czemu mu tak na niej zależy. Twardy charakter nie pozwalał mu kierować się uczuciami. Sam nie wiedział co właściwie czuje do tej małej czarodziejki. Jej obecność zarazem go irytowała jak i sprawiała dziwną frajdę. Uwielbiał się z nią droczyć ale nie zamierzał brać ją ze sobą na treningi i misje. Niewątpliwie była bardzo mądrą osobą, kto wie czy nie najinteligentniejszą z gildii lecz siły ofensywnej jej brakowało, a on uwielbiał porządną rozróbę co jakiś czas.
- Gajeel.... -sama – do jego uszu dobiegł cichy głos Levy. Zbyt delikatny by usłyszeli go członkowie Shadow Gear lecz jego smoczy słuch nie miał z tym najmniejszego problemu.
- Mała dobrze że już wracasz – na jego twarzy od razu pojawił się typowy uśmieszek.
- Przepraszam – te słowa go zaskoczyły. Wszystkiego mógł się spodziewać ale na pewno nie tego.
- Co ty – zaprotestował widząc że w oczach McGarden pojawiają się krople łez – przecież spisałaś się doskonale. Uratowałaś nam tyłki – tylko tyle zażył powiedzieć nim do łóżka podbiegli Jet i Droy. Oboje uradowani przebudzeniem przyjaciółki. Wiedząc że tłok nie służy wracaniu do siebie odsunął się na bok. Zresztą Levy też martwiła się o członków swej drużyny i na pewno chętnie z nimi porozmawia.

Erza siedziała pod drzewem wpatrując się w płynącą dołem rzekę. Konary rzucały delikatny cień na jej twarz. To miejsce było jej naturalnym schronem. Przychodziła tu zawsze gdy było jej smutno lub musiała coś przemyśleć. Słowa, które wypowiedział Bolt'a, który jawnie stwierdził że jest silniejsza od reszty swoich przyjaciół, a i tak łatwo ją pokonał. Czuła że nie kłamał. Nie rozumiała jednak czemu jej oto powiedział skoro nie miała z nim żadnych szans. Umarłaby, gdyby nie zjawił się Kaishi. Może była to drobnostka ale to było już drugie dziwne zdarzenie w krótkim odstępie czasu. Pierwszym było cofnięcie czasu o dobre pół godziny z którego jako jedyna nic nie pamiętała. Wszyscy mówili żeby się tym nie martwiła. Mieli racje ale niedawna walka na nowo rozbudziła jej poddenerwowanie. Zastanawiała się czy te wydarzenia mają ze sobą coś wspólnego.
- To głupie – skarciła się na głos potrząsając głową.
- No nareszcie jesteś – jej uwagę przykul znajomy głos. U podnóża pagórka stał zdyszany Kaishi.. Sprawiał wrażenie osoby, która przed chwilą przebiegła sporą część miasta.
- Stało się coś – spytała spokojnie, delikatnym ruchem odgarniając włosy opadające na czoło. Nie przepuszczała by było to coś poważnego bo skontaktowali by się z nią w inny sposób. Zresztą większość osób doskonale wiedziała że tu chodziła.
- Nic takiego – chłopak po kilku większych krokach znalazł się przy niej – po prostu słyszałem że nie masz dziś nastroju. Gray i Natsu ciężko to znoszą. Strach im nawet się poruszyć – po tych słowach opadł na ziemie obok niej – może chcesz się wygadać – zasugerował.
- Naprawdę nic się nie stało – zapewniła opierając głowę o kolana – po prostu czuję że ostatnie zdarzenia nieco mnie przerosły. Mam mały mętlik w głowie...

Meredy poprawiła włosy, związując na nowo kucyk. Do Mongolii dzieliły ich niecałe dwa kilometry, więc po raz ostatni upewniali się czy wszyscy są na miejscu oraz którą drogą najlepiej przejść nie narażając się na zauważenie. Zdawała sobie sprawę że dalej są poszukiwani przez radę. Jednak przyglądanie się kuli przez Jellal'a się przeciągało.
- Nie mów że znów się na nią lampisz – obruszyła się – Daj spokój, właśnie idziesz się z nią spotkać i naprawdę możesz odpuścić.
- Kim on jest – warknął tak nagle że poskoczyła. Po jego głosie wyczuła że wcale jej nie słuchał. Dla świętego spokoju zajrzała mu przez ramie. W kryształowej kuli majaczył obraz szkarłatnowłosej i Kaishi'ego. Doskonale wiedziała już o co chodzi.
- To nowy członek Fairy Tail chyba dołączył do nich po ostatniej misji – powiedziała po czym rzuciła mu znaczące spojrzenie – Chyba nie powiesz że jesteś zazdrosny – zaśmiała się.
Jellal nie odpowiedział. Nie umiał tego jednoznacznie stwierdzić ale coś mu się nie podobało w owym młodzieńcu. Coś kazało mu sądzić że jest z nim coś nie tak. Nie podobało mu się że tak szybko zbliżył się do Erzy. Wymuszając uśmiech zarzucił kaptur na głowę. Może faktycznie Meredy ma rację i jest zbyt podejrzliwy. Jednak musiał się upewnić.
- Idźmy już – powiedział wstając. Schował ostrożnie kulę do torby i szybkim krokiem ruszył w stronę stolicy.

Wiele kilometrów dalej siedzący na tronie mężczyzna uśmiechnął się wymownie wiedząc klęczących przed nim zamaskowanych wojowników.
- Ruszajcie i nie zwiedźcie mnie – powiedział, odprowadzając ich wzrokiem. Najwyższy czas zaczynać. Tak długo na to czekał.

Erza po dłuższych namowach zgodziła się by Kaishi odprowadził ją do gildii. Nie chciała zadręczać innych swą ponurą miną. Wiedziała że znów będą się o nią martwić. Nie chciała nikomu zawracać sobą głowy. To być jej osobisty problem.
- Może za dużo o tym myślisz – zasugerowała Mirajane podsuwając jej kubek gorącej herbaty oraz kawałek ciasta truskawkowego, na który tytani mimowolnie zaświeciły oczy. Wszyscy dobrze wiedzieli że to jej ulubiony przysmak.
- Chyba pójdę na jakąś misję – powiedziała po dłuższym milczeniu Scarlet machinalnie nabijając trochę deseru na widelec. Praca zawsze pozwalała jej oderwać się od rzeczywistości.
- Popieram – krzyknął Natsu – o wiele lepiej zrobisz jak wyżyjesz się na kimś innym. Nas już pewnie masz dość.
- Aye, sir – zawtórował Happy ale widząc zabójczy wzrok Tytanii schował się za towarzysza.
- Bez paniki – wtrącił Gray siedzący kilka krzeseł dalej – Nikt nie chciałby się aż tak brudzić.
- Coś sugerujesz – było jasne że wybuchnie kolejna sprzeczka, jednak została zduszona w zarodku przez Juvie.
- Panicz jest taki przystojny gdy szykuje się do walki – zachwycała się Lockser – Ta jego muskularna klata... - powoli zatracała się w swoich marzeniach.
- Słuchaj Erza, może mógłbym się zabrać z tobą – Gray przeczuwając co nadchodzi wolał się jak najszybciej ulotnić.
Po gildii przeszła fala śmiechu. Wszyscy wiedzieli jaka dziwna relacja łączy ową dwójkę. Jedynymi, których to nie rozbawiło byli nieco zażenowany Gray, pogrążona we własnych myślach Erza oraz Juvia, która sycząc „Rywalka w miłości” gotowała się ze złości. Nie znosiła gdy jakaś inna dziewczyna kręciła się blisko jej wybranka. Zwłaszcza gdy miała przebywać z nim sam, na sam. Sytuacje uratowało pukanie w główne drzwi. W chwilę później stanęły w nich dwie znajome osoby.
- Jellal, Meredy – Erza podobnie jak inni nie kryła zdziwienia. Nie wiedziała co ich tu sprowadza ale widok przyjaciela z dzieciństwa wywołał u niej uśmiech na twarzy.
- Przepraszamy, że tak bez zapowiedzi ale chcieliśmy się upewnić że wszystko z wami w porządku – powiedział Jellal niepewnie wchodząc do środka – witaj, Erza – zaczął ignorując wymowne spojrzenie różowowłosej czarodziejki.
- Tak cześć – odpowiedziała w zamyśleni wiercąc widelcem w kawałku ciasta – Nie mieliście problemów z dotarciem – spytała.
- Na szczęście nie – odpowiedział wpatrując się w jej szkarłatne włosy, luźno opadające na ramiona. Nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę. Widział że jest cała i zdrowa ale coś nadal nie dawało mu spokoju.
- A tak naprawdę to dlaczego tu jesteś – rzuciła mu uważne spojrzenie. Od razu zauważyła że nie mówi jej całej prawdy.
- Bo widzisz... - zaczął niepewnie. Zawsze przy niej nie za bardzo wiedział co mówić. Zbyt mu na niej zależała i robił wszystko byleby jej nie zranić. Dlatego też nie mógł z nią być. Nie byłaby z nim szczęśliwa.
- Był niespokojny po igrzyskach, a teraz musiał się upewnić czy wszystko z tobą w porządku. Jego zdaniem wasza misja zbyt długo się przeciągała – odpowiedziała za niego Meredy wiedząc że znów będzie chciał nieudolnie wymigać się od powiedzenia prawdy. Zresztą przyszli tutaj by mógł z nią spokojnie porozmawiać. Jeśli tego nie zrobi znów będzie się zadręczał.
- Dlaczego się tak martwisz – spytała Erza, gdy przetaczająca się po gildii fala śmiechu nieco ucichła – chyba nie wątpisz w siłę Fairy Tail.
- Nie, to nie to – zapewnił unikając jej badawczego spojrzenia – ale pewnie pamiętasz co stało się gdy walczyliśmy ze smokami.
- Z tego co mi mówiono umarłam – odpowiedziała. Wprawdzie to nie Jellal jej o tym powiedział, a Natsu.
- Tak.. tylko – nie wiedział jak to zacząć ale z pomocą przyszedł mu Kaishi.
- Może wygodniej będzie wam się rozmawiało na osobności – zasugerował posyłając w ich stronę jeden ze swoich promiennych uśmiechów.
- Jellal co ty na to – spytała Erza oddając puste naczynia Mirze.
- Tak chodzimy – zgodził się prawie natychmiast. O wiele lepiej będzie mu rozmawiać bez tylu twarzy wpatrujących się w nich. Rzucił tylko przelotne spojrzenie dyskutującej z Juvią Meredy i razem z szkarłatnowłosą udał się w poszukiwaniu bardziej zacisznego miejsca. Było już ciemno i nie powinni zwracać na siebie uwagi. Na wszelki wypadek zarzucił jednak kaptur na głowę. Ostrożności nigdy za wiele. Ostatnim czego by chciał to sprawienie szkarłatnowłosej, problemu swą obecnością.

Pięcioro zamaskowanych wojowników stało na wzgórzu wpatrując się w budynek. Fairy Hills wydawało się byś prawie opustoszałe. Tylko w kilku oknach paliło się światło.
- Pamiętajcie żadnych świadków – powiedział jeden nich – to co mamy zrobić może wydawać się drobnostką ale jest niezwykle ważna dla naszego planu.

Juvia była zajęta rozmową z Meredy. Według Gray'a była to wielce korzystna okoliczność. Mógł choć na jeden wieczór uniknąć kolejnych zaproszeń na wymyślone randki.
- I jak próbowałeś z nią o tym porozmawiać – zagadała Lucy siadając na krześle obok niego. Miała oczywiście na myśli wytłumaczenie wodnej czarodziejce by nieco przystopowała z okazywaniem uczuć. Jednak te słowa zostały mylnie zinterpretowane przez Lockser. Zacisnęła nerwowo pięści obrzucając zabójczym wzrokiem blondynkę.
- Ona na pewno już zmusiła panicza do zerwania z Juvią. Na pewno rzuciła na niego jakiś czar lub zaszantażowała, że jeśli z nią nie będzie zrobi coś Juvii. Panicz Gray tak się poświęca lecz Juvia nie może... - coraz bardziej pogrążała się w wizjach jednocześnie parując i wylewając może łez.
- Wiesz, jest prosty sposób by zwrócić na niego swoją uwagę – Kaishi przysunął się bliżej niej.
- Mam połączyć ich więzią uczuć – spytała Meredy sącząc lemoniadę – już raz to robiłam ale...
- Tak, to dobry pomysł ale.. - zniżył głos do szeptu – trzeba zrobić coś by się nie zorientował.
- Juvia chętnie wysłucha – powiedziała patrząc na niego z nadzieją.
- Dobrze, dobrze – Kaishi dał jej sygnał ręką by osłabiła swój zapał przynajmniej na chwilę – jednak może przenieśmy się tam gdzie nas nie podsłuchają.. - nie zdążył dokończyć bo od razu po wypowiedzeniu tych słów został błyskawicznie wyciągnięty przez Juvię z gildii.
- Zaczekajcie na mnie – zawołała Meredy wybiegając za nimi. Otwarcie kibicowała przyjaciółce w zdobyciu wybranka, więc również chciała poznać owy plan.
- Mam nadzieję że to nie będzie nic chorego – stwierdziła Lucy, gdy drzwi zamknęły się za wychodzącymi.
- Ty masz nadzieję – jęknął Gray – jeśli ma podobne do niej pomysły to chyba muszę wyruszyć na poszukiwanie Glidarts'a.
- A czy on nie jest przypadkiem na kolejnej dziesięcioletniej misji – spytał Happy.
- Tym lepiej – odparł lodowy mag.
- Nie miałeś iść z Erzą – przypomniała Lucy.
- Naprawdę jesteś tak naiwna by sądzić że teraz pójdzie – zaśmiał się Natsu – nawet jeśli to pewnie będzie woleć pójść z zbiegłym więźniem niż tym golasem.
- Oni się llubią – podsumował Happy, gdy za jago plecami zaczynała się kolejna walka.

Jellal wpatrywał się w szkarłatne włosy falujące na wietrze. Przybyli właśnie w zaciszną zatoczkę znajdującą się tuż za Fairy Hils. Erza wiedziała że nikt poza członkiniami gildii tu nie przychodzi, więc nie musieli się obawiać niespodziewanych wizyt.
- Przepraszam, że sprawiam ci kłopot – niebieskowłosy pochylił głowę unikając jej czujnego spojrzenia. Bał się, że znów zatraci się w jej brązowych tęczówkach. Ostatnim razem o mało nie posunął się za daleko. Prawie się pocałowali, a do tego nie mógł dopuścić. Wtedy po siedmiu latach rozłąki.

Stał na zboczu klifu wpatrując się w falujące tafle morza, które łagodnie uderzały w jego zbocze. W ciągu tych siedmiu lat pod osłoną tajemnicy obalili wiele mrocznych gildii. Jednak on sam nie czuł nawet znikomej sytuacji. Wszystko robił machinalnie nie zwracając zbytniej uwagi na swe czyny. Może i robili wiele dobrego dla innych ale on nie potrafił się tym cieszyć. Te siedem lat spędził zagłębiony we własnych myślach. Nawet nie potrafił się uśmiechać. Wszystko co czynił, robił by choć trochę odpokutować krzywdy wyrządzone Erzie. To że jest teraz na wolności nie ratowało go przed bramami swego umysłu. Nie mógł pogodzić się z faktem że nigdy już nie zobaczy szkarłatnowłosej. Brak możliwości sprawdzenia co się z nią dzieje był o wiele gorszy od perspektywy spędzenia reszty życia jako wygnaniec. Coraz częściej zastanawiał się czy nie uwierzyć w to co się według innych stało się na wyspie Tenrou. Nie chciał jednak dopuścić do siebie myśli że ona faktycznie nie żyje. Dziś właśnie mijała kolejna rocznica. Kolejny rok jego monotonnej pokuty. Wiedział jedno. Nigdy sobie nie wybaczy tego co niegdyś jej zrobił.
- Jellal – słysząc niezwykle głośny krzyk Meredy.
Obrócił się machinalnie i zaczekał, aż zdyszana czarodziejka złapie oddech. Zauważył że jej oczy błyszczą z podekscytowania. Już dawno jej takiej nie widział. Musiała mieć coś bardzo ważnego do przekazania.
- Miałeś racje – krzyknęła opadając plecami na trawę. Wyglądała jakby całą drogę z ich obozowiska przebiegła.
- Ale w czym – nie krył zdziwienia. Myślał że wszystko omawiają na bieżąco.
- Ale z ciebie bęcwał – już myślał że Meredy chce się z nim znów zacząć droczyć gdy niespodziewanie dodała z tajemniczym uśmiechem – Ultear właśnie obserwowała, powracających z corocznej ceremonii żałobnej, członków Fairy Tail.
- Jak co roku – wzruszył ramionami nie wiedząc co w tym tak interesującego. To była smutna ceremonia, a on sam nie miał odwagi na to patrzeć. Brak jednej osoby go dobijał.
- Miałeś racje – powtórzyła, a widząc jego pytające spojrzenie dodała – Wrócili. Wrócili wszyscy... Razem z Erzą i pozostałymi zaginionymi. Wszyscy żyją...
- Co – przerwał jej podrywając się tak nagle, że pewnie by przewrócił towarzyszkę gdyby ta już nie leżała na trawie z rozradowaną miną – Nie zmyślasz – to była piękna myśl. Zbyt piękna by była prawdziwa.
- Nie zmyśla – ku nim kroczyła Ultear trzymając w rękach kryształową kulę. Kulę, w której widniał obraz śmiejącej się przez łzy Erzy. Witała się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Wyglądała zupełnie tak samo jak wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Poczuł że łzy spływają mu po policzkach ale nie próbował tego ukryć. Był szczęśliwy, że nigdy nie zwątpił. Ona żyła.

- Jellalgłos Erzy wraz z bólem głowy wyrwał go z wspomnień. Dopiero po chwili zrozumiał że go walnęła.
- Przepraszam – powiedział szybko widząc jej poirytowane spojrzenie – zamyśliłem się.
- Chyba znów się nie zacząłeś obwiniać – spytała patrząc mu uważnie w oczy. Siłą woli powstrzymał się od obrócenia głowy w inną stronę. Oczy Tytanii znów wywierały na nim hipnotyczny efekt.
- Nie, to nie to – zapewnił – po prostu przypomniałem sobie moment, gdy dowiedziałem się że wróciliście z wyspy.
- Do czego zmierzasz – powędrowała wzrokiem na pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy.
- Mówiłem ci już, że nie uwierzyłem w twoją śmierć podczas egzaminu – gdy ta kiwnęła głową kontynuował – Mimo że okazało się to nieprawdą to wciąż się boję – spuścił głowę – szczególnie że nie udało mi się zapobiec.. temu... w trakcie apokalipsy...
- To nie twoja wina – Erza posłała mu łagodny uśmiech – Nie rozumiem tylko czemu sami mi o tym nie powiedziałeś – spytała.
- Zrozum... - zaczął gdy ciszę przerwał przeraźliwy krzyk.
- To z akademika – Erza poderwała się z miejsca – idziemy - zarządziła biegnąc w stronę Fairy Hils. Jellal wiedząc że jej nie powstrzyma, naciągając kaptur na głowę, ruszł za nią. Sam też chętnie przekona się o co chodzi. Najważniejsze, że będzie blisko szkarłatnowłosej.
Ze względu na małą odległość byli na miejscu już po kilku minutach. Pozornie wszystko wyglądało normalnie. Zupełnie nic nie wskazywało na coś złego.
- W też to słyszeliście – spytała Erza dalej wpatrując się w niczego nie zdradzający budynek.
- Juvia słyszała – potwierdziła Lockser – i jest zmartwiona choć tu mieszają jej rywalki w miłości.
- Wszystko wygląda jak zawsze – powiedział Jellal zanim zdążył ugryść się w język. Przecierz normalnie nie powinien wiedzieć nic o akademiku.
- „Jak zawsze” - zaśmiał się znacząco Kaishi – czyżby ktoś tu, kogoś szpiegował.
- Wchodzimy – zarządziła Erza ratując Fernandesa od koonieczności ciągnięcia dyskusji. Zawał sobie sprawę, że cokolwiek by powiedział, szybko by się wydał przed szkarłatnowłosą. Nie chciał do tego dopuścić. Weszli na słabo oświetlony, sporej wielkości korytarz. Panowała tu niczym nie zmącona cisza. Trochę zbyt dziwna biorąc pod uwagę wcześniejszy wrzask.
- Chyba zbyt pośpiesznie zareagowaliśmy – stwierdził Kaishi odwracając się by chwilę potem zaliczyć zderzenie z stojącą nieruchomo Juvią.
- Coś się stało – spytała ostrożnie Erza widząc nieobecny wzrok przyjaciółki.
- Juvia czuje kapiącą wodę – powiedziała po dłuższym milczeniu niebieskowłosa.
- Może ktoś nie dokręcił woody – zasugerował Jellal.
- Nie, to nie to – pokręciła głową czarodziejka – Juvia musi coś sprawdzić – po tych słowach rzuciła się do drzwi pokoju Laki.
Widok, który zastali sprawił że zastygli w przerażeniu. W pomieszczeniu unosił się odór krwi. Na przeciwległej ścianę widiał wymalowany nią symbol znanej im gwiazdy. Słysząc drobny szelest wszyscy instynktownie obrucili się ku źódłu owego odgłosu. Z pod drewnianego biurka wytoczyła się odcięta głowa ich przyjaciółki. Głowa Laki Olietty. Jej puste, marte oczy utkwiły w zgromadzonych, powodując że nikt nie mógł wyduścić z siebie słowa. Dopiero gdy Juvia osuneła się nieprzytomna w ramiona Kaishi'ego otrząsneli się z poierwzego szoku.
- Jak.. kto – na wpół zrozpaczona, na wpół wściekła Erza zacisneła pięści patrząc na nie odrywając wzroku od masakry.
Jellal po chwili wachania połążył jej rękę na ramieniu, bez słowa pozwalając by chwilę później się w nie wtuliła. Nikt nie potrafił odpowiedzień na podstawowe pytanie. Jak komuś się to udało zrobić to niezauważonemu, gdy oni wszyscy byli w pobliżu.
- Położę ją gdzieś – ciszę przerwał Kaishi trzymając wciąż nieprzytomną Juvię.
- Myślę że powinniśmy powiadomić innych – zasugerował ostrożnie Jellal, gdy tamten się oddalił. Czuł że szkarłatnowłosa jeszcze drży. Po chwili spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem i kiwnęła głową. Wiedział co teraz czuje i nie odzywał się gdy szli ścieżką prowadzącą do gildii. To byłoby zbędne. Jedyne co mógł teraz zrobić to być przy niej.

Mistrz słuchał ich uważnie kiwając w zamyśleniu głową. Choć nie wypowiedział ani słowa wszyscy wiedzieli że jest wściekły. Wpierw ktoś przeprowadził zamach na jednego z założycieli Fairy Tail, a teraz zamordowano członka ich rodziny tuż przed ich nosem. Nikt jednak nie wiedział czyje to dzieło. Wszyscy w milczeniu czekali na decyzję Makarov'a.
- Natychmiast wyruszam na rozmowę z Guran'em – powiedział po długim milczeniu – Do tego czasu niech nikt nie myśli wychylać nosa poza Mongolię. Zakazuję wszelkich walk i misji. Macie oszczędzać energię. Zrozumiano – zarządził grzmiącym głosem - Natsu chce usłyszeć twoje słowo – ostatnią wypowiedź skierował prosto do lubiącego zadymy salamandra.
- Ale dziadku oni przecież zamordowali.. - pełen frustracji Dragnell uniusł zaciśniętą pieść ale ucichł gdy Mira pokręiła ze głową – tak jest - przytaknął.
- Dobrze – powiedział nienaturalnie spokojnym głosem wydmuchując ustami dym z trzymanej fajki – Do czasu mego powrotu obowiązki mistrza przejmuje Laxus. Woprawdzie wolałbbym by zajeła się tym Erza ale wątopię by obecnie była w pełni sił podołać owemu zadaniu.
Wszyscy patrzyli jak wstaje i z wolna rusza w kierunku wyjścia.. Zatrzymał się dopiero przy samych drzwiach by po raz ostatni zwrócić się do swoich podopiecznych.
- Uważajcie na siebie i przygotujcie należyty pogrzeb waszej przyjaciółce. Liczę na was – mimo niż nie uronił ani jednej łzy wszyscy doskonale wiedzieli jak bardzo teraz cierpi.

--------------
No i się przeniosłam ^^ Polski tytuł notki: trwoga nad Fairy Tail.

2 komentarze:

  1. O cholera! Czyżby Kaishi zamordował Laki? I dlaczego to zrobił? Ale i tak był najzabawniejsze z tym, że zamiast do Magnolii, wybierają się do Mongolii.xD Tak się ubawiłam, że nie wiem. Taki mały błąd, lecz jednak humorek może poprawić. -c-c- Nie mam weny na komenty, szkoda bo chciałam dłuższy zostawić.
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdzial! :D
    Sorry, że tak późno ;_;
    Kaishi! <333
    Pozdrawiam i weny.

    OdpowiedzUsuń