piątek, 19 czerwca 2015

3.Kōgōshī sain

Nagły błysk światła nagle przetoczył się przez horyzont oślepiając zarówno walczących jak i pośrednie ewakuujące się w pośpiechu osoby. Jellal zamrugał powiekami chcąc pozbyć się niemiłych mroczków i oniemiał. Stał pośród małych, uparcie do nich strzelających promieniami z pyska smoków. Przecież już dawno uciekły przed większym od nich gadem. Niezbyt wiedząc co się właśnie stało przekręcił głowę nieco w prawo. Omal nie stracił równowagi z zaskoczenia. Obok niego stała Erza siłująca się mieczem z jednym z nich. Nic jej nie było. Żyła. Jej piękne szkarłatne włosy powiewały targane wiatrem.
- Co z tobą – krzyknęła tak nagle że podskoczył wyrwany z zamyślenia – mamy tu zbytni bałagan na podziwianie gwiazd – po tych słowach odcięła głowę przeciwnikowi.
- Ja – zaczął nie bardzo wiedząc co się właśnie stało. Jednak wszystko wskazywało na to że czas się cofną. Nadal ma szansę. Zrobił krok do przodu – tak się cieszę – po tych słowach przytulił zaskoczoną dziewczynę do siebie. Ciepło jej ciała, miarowy oddech i bicie serca utwierdziły go w przekonaniu że to się naprawdę dzieje.
- Jellal – spojrzała na niego z mieszaniną troski i zdziwienia – wszystko z tobą w porządku – spytała. Zrozumiał że nic nie pamięta, on jednak nie zapomniał. Czuł że ów straszny obraz konającej w jego ramionach ukochanej jeszcze długo będzie go prześladować. Nie spuszczając z niej wzroku odsuną się na nieznaczną odległość. Drugi raz tego błędu nie popełni. Jak zaraz zjawi się tu ten smok on będzie przygotowany.
- Tak – odparł wymuszając uśmiech – po prostu się o ciebie martwiłem – przyznał.
- Naprawdę uważasz że jestem taka słaba – uniosła brew do góry jednocześnie wyrzucając za siebie kilka mieczy, które skończyły żywot reszty mniejszych gadów.
- Nie, ale – zaprzeczył ruchem głowy jednak jego wzrok powędrował na podejrzenie spokojne niebo rozciągające się nad nimi – mamy przecież kilka większych sztuk na karku – to było dziwnie podejrzane. Do tej pory owa bestia co zabiła Erzę powinna się już zjawić. Chciał jak najszybciej się jej pozbyć by nie dopuścić do ponowienia tego czarnego scenariuszu.
- Pewnie walczą gdzie indziej – teraz i ona spojrzała w niebo. Gwiazdy odbijały się od jej pięknych, brązowych tęczówek. Skoro nie wiedziała że umarła, nie pamiętała pewnie tego co jej powiedział. Może to i lepiej. Nie zasługuje na nią, nie potrafił nawet uchronić jej przed śmiercią. Znał tylko jedną osobę, która mogła tak zmanipulować czasem by nic podobnego się nie zdarzyło. Kobieta o nieprzeciętnych zdolnościach. Ponownie spojrzał w górę. Niebezpiecznie czerwony księżyc nadal błyszczał na niebie ale oni nadal walczyli i na pewno się nie poddadzą, a on już więcej nie dopuści by cokolwiek złego spotkało szkarłatnowłosą.
- Ultear, dziękuję – wyszeptał do siebie w myślach gdy razem z Erzą kroczyli przez zrujnowaną ulicę miasta wprost do głównego placu.
Tajemnicza, zakapturzona postać wyłoniła się z cienia rzucanego przez jedyną ocalałą kolumnę. Szyderczy wyraz twarzy nie zwiastował niczego dobrego.
- Jesteś pewien że powinieneś dziękować chłopcze – powiedział w ciemność za oddalającymi się sylwetkami pewien że i tak tego nie usłyszą – was ludzi tak łatwo jest zadowolić ale niedługo poznacie prawdziwe oblicze terroru.

 Gajeel po raz kolejny walną stojącego obok nich smoka. Gad przed chwilą wylądował choć jemu samemu zdawało się że mierzył się z nim od jakich piętnastu minut.
- E, Levy też masz takie wrażanie że coś jest nie tak – spytał towarzyszki łapiąc kolejne stworzone przez nią „żelazo”. Musiał przyznać że jej twór jest jednym z najlepszych jakie spożywał.
- Ewidentnie mamy do czynienia z załamaniem się czasu – stwierdziła przygryzając w zamyśleniu wargę – ktokolwiek to zrobił sporo mu możemy zawdzięczać.
- Mów za siebie ja nie cierpię jak ktoś mi się wtranżala w walkę. Przecież już prawie dobiłem tego skubańca, a… – umilkł widząc dziwne spojrzenie McGarden – a tobie co – spytał może typowym dla siebie tonem ale dało się słyszeć w tym nutkę niepokoju.
- Myślisz – zaczęła, a w jej oczach pojawiły się ślady łez – myślisz że Erza-sama, że jeśli czas się cofną ona…
- Na pewno – uśmiechną się targając wolną ręką jej bujną czuprynę. To było dziwne ale lubił w ten sposób się z nią droczyć – Erza nie jest osobą, którą można pokonać dwa razy tą samą sztuczką – posłał jej typowy uśmieszek – poza tym ten gad nie ma tym razem śladów walki z nią. Czas już się zmienił, a wszystko wskazuje że zrobił to tylko na naszą korzyść, więc… – ponownie uderzył smoka swą pięścią sprawiając że ten zaczął się cofać – nie stój jak kołek i spraw mi jeszcze kilka porcji żelaza. Coś mi mówi że znów będę musiał się z nim pomęczyć.
- Dobrze – zgodziła się odzyskując zapał do walki po czym zamachała dłonią wytwarzając posiłek dla towarzysza – tak swoją drogą ciekawe co teraz dzieje się z Natsu. Miał chyba walczyć z ognistym smokiem ale skoro go tu nie było… – zastanowiła się.
- Nie obchodzi mnie co robi ten leszcz. Szczerze to jestem zadowolony że nie będzie mi się plątał pod nogami – prychną czarnowłosy nie chcąc przyznać przed samym sobą że też nad tym rozmyśla.

 Natsu stał na szczycie wieży zegarowej i uważnie przeglądał horyzont. Gdzieś musiał być i ona. To właśnie jego szukał. Być może dzięki pomocy owego osobnika uda mu się pokonać Rogue z przyszłości. Musi to zrobić dla Lucy pochodzącej z tamtego okresu. Przechylił głowę wciągając nosem powietrzne. Było tu jednak tyle zapachów że i jemu trudno było namierzyć ten konkretny zwłaszcza że go dobrze nie znał. Za to coś znajomego bardzo szybko się do niego zbliżało.
- Happy – zawołał w stronę nadlatującego niebieskiego kota – co ty tutaj robisz.
- Jak to co – obruszył się Exceed – przyszedłem ci pomóc. Nie zostawię cię samego w takiej sytuacji.
- Dziękuję – wyszeptał uśmiechając się do niego – a co teraz dzieje się z Lucy – spytał.
- Z nią i Yukino już wszystko w porządku. Teraz pomagają w obronie pałacu – oznajmił po czym zbliżając się do chłopaka spytał niepewnym tonem – Nastu ty też masz wrażenie że czas się cofną. Myślałem że latam po okolicy już kilka minut, a tu nagle znów pojawiłem się w punkcie z którego zacząłem cię szukać.
- Tak – powiedział – cofną się, a my otrzymaliśmy dodatkową szansę na skopanie im tyłków – na jego zaciśniętych pięściach pojawiły się płomienie – tylko dodatkowo się napaliłem.
- Aye – zgodził się pogodnym tonem Happy po czym jego źrenice się zwęziły – Natsu coś do nas leci – jego głos zadrżał gdy dotarło do niego że to gigantyczny płonący smok.
- Tutaj jesteś – ucieszył się salamander – Happy podrzuć mnie na jego grzbiet zanim znów gdzieś się zawieruszy – zawołał.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – zawahał się kot ale posłusznie złapał go za ubrania i uniósł w powietrze
- Happy teraz – krzykną gdy byli tuż nad jego grzbietem – teraz wracaj na plac i chroń Lucy – polecił za oddalającym się przyjacielem – dopilnuj by nie robiła nic głupiego – z tymi słowami zacisną ręce na płomieniach przeciwnika. Czuł ich ciepło ale nie robiły mu większej krzywdy. Tak jak przepuszczał jego magia dawała mu pełną odporność.
- Hej ty – zaryczała wściekle bestia – Jakim prawem takie coś jak ty ma czelność po mnie stąpać – zaczął się miotać ale to nie chłopak dał radę utrzymać równowagę.
- Zjem cię – wyszczerzył zęby w swym firmowym uśmiechu i zaczął wciągać okalający jego przeciwnika ogień – Wiesz to jest przepyszne. Chyba najlepszy płomień jaki do tej pory jadłem – zawołał tak radośnie jakby fakt że zwraca się do wroga zupełnie po nim spływał. Nie trzeba być ekspertem by stwierdzić jaki to wszystko wywołało szok u smoka. On sam doznawał właśnie niezwykłego uczucia. Ten oto człowiek stąpał po nim jak po kwiecistej łące, a płomienie wytwarzane przez ciało nie robiły na nim wrażenia choć ich temperatura wystarczała by z kilkudziesięciu metrów odstraszać ludzi. Do tego dochodziło dziwne przeczucie. Przeczucie jakby znał tego chłopca choć widzi go pierwszy raz na oczy.
- Ej, no możesz mi choć łaskawie wyjawić kim tak konkretnie jesteś – zdołał w końcu spytać przestając się szamotać. Podświadomie czuł że nie jest w stanie mu się przeciwstawić.
- Ja – wybełkotał Natsu przełykają porcję płomienie – Natsu z Fairy Tail, a ty – spytał nadal z przesadzoną co do okoliczności beztroską.
- Jam jest Atlas Flame jeden z ognistych strażników dawnego świata – przedstawił się smok – czuję od ciebie dziwną aurę. Powiedz mi no czy coś cię może łączy z Igneel’em.
- Igneel to mój tata niestety od siedmiu lat nie mogę go nigdzie znaleźć – powiedział wkładając kolejny płomień do ust – zaraz, poczekaj mieliśmy przeskok gdy hibernowaliśmy na wyspie więc teraz to będzie jakieś – wytężył umysł by wyłonić odpowiednią datę. Liczenie nigdy nie było jego mocną stroną.
- Igneel powiadasz – zdumiał się smok wyrywając salamandra z jego jakże skomplikowanych obliczeń – wychował cię sam król ognistych smoków, Ignell to dlatego twoja moc jest tak potężna a i dziwnie znajoma.
- Co on był jakimś tam królem – Natsu wytrzeszczył oczy ze zdumienia – a mi nigdy o tym nie powiedział skurczybyk jeden – Flame musiał zwolnić by nagle obrażony chłopak odzyskał równowagę – Ciekawe o czym jeszcze nie wiem – poirytował się – a właśnie wujaszku wiesz może czemu Rogue fatygował się zdominować świat w swym czasie. Przecież takie rządzenie musi być nudne – zmienił temat tak nagle że można by wnioskować że wcześniejsza walka nie miała miejsca i teraz są ze smokiem kumplami.
- A skąd mam to wiedzieć dzieciaku – prychną smok woląc nie drążyć dlaczego został właśnie nazwany wujaszkiem choć dziwnym trafem wcale mu to nie przeszkadzało – przecież przybyłem tu z przeszłości, a nie przyszłości i to dość odległej.
- To nie jest przypadkiem to samo – prosty tok myślenia chłopaka nie po raz pierwszy wprawił jego rozmówce w osłupienie – No nie ważne weź mnie do niego zabierz bo mam mu parę spraw do wygarnięcia – oznajmił definitywnie pewien że są już na tyle blisko by prosić o takie przysługi.
- Dlaczego chcesz ze mną współpracować przecież stoimy po przeciwnych stronach – spytał w końcu Atlas.
- No tak – Natsu podrapał się w tył głowy – ale przyda mi się dodatkowa para skrzydeł by dolecieć do Rogue, a Happy jest zbyt słaby na taką walkę.
Smok zawahał się lecz duch drzemiący w ciele chłopaka, tak podobny do ducha jego mistrza skłonił go do spełnienia tej prośby.

 Juvia patrzyła ze łzami spływającymi po policzkach na maga lodu. To co przeżywała przez kilka ostatnich minut było nie do opisania. Widziała śmierć jedynego człowieka, który znaczył dla niej więcej niż cokolwiek na świecie. To właśnie on pokazał Juvi że nie musi być ciągle smutni samotna. To on odgonił jej chmury. To on sprawił że deszcz wreszcie przestał padać. Widziała jak poświęca własne życie by ją samą uchronić przed jego stratą. Teraz jednak znów widziała go całego. Zupełnie jakby to wszystko się nigdy nie wydarzyło.
- Juvia tak się cieszy – rzuciła się na szyję równie zaskoczonego co reszta Gray’a – Juvia myślała że panicz Gray jest – reszta słów utonęła jej w potoku łez.
- Jak my wszyscy – podszedł do nich Lyon i położył dłoń na ramieniu kolegi – jednak kto zmanipulował czasem na tyle byśmy zdołali – mówiąc to wystrzelił lodową lancę w kierunku zgliszcz z których wyłaniał się niczego nie podejrzewający, mały smok. Cios błyskawicznie strącił mu głowę – wyjść z tego cało – dokończył gdy martwe ciało przeciwnika padło na ziemię.
- To musiała być Ul – powiedziała Meredy jej głos dziwnie drżał jakby się czegoś bała – ale przecież ona obiecała mi że nigdy tego nie zrobi – spojrzała w dół chcąc ukryć pojawiającą się ochotę do płaczu.
- Nie ma co się na nią złościć – Gray otrząsną się już z szoku po swej wizji śmieci – Nie wiem czemu ukrywała tę zdolność ale to zapewni nam teraz drobną przewagę.. – nie dokończył widząc upiorny wraz twarzy młodej czarodziejki.
- Ty nic nie rozumiesz – krzyknęła przez łzy – powodem dla którego do tej pory go nie używała jest fakt że rzucający ten czar wyrzeka się swojego życia – zaczęła się trząść. Lyon obiją ją ramieniem by nie upadła pogrążona w rozpaczy.
Wszyscy momentalnie zamarli. Spodziewali usłyszeć się wiele różnych powodów. Jednak groza śmierci tej kobiety spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Nawet Lyon, który za bardzo nie znał przeszłości córki Ur zacisną pięści. Strach malujący się na twarzy jego przyjaciela mówił sam za siebie. Zresztą i on nigdy do końca nie uwierzył że potomkini jego dawnej mistrzyni może być rzeczywiście złą do szpiku kości wiedźmą.
- Juvia, Meredy może jeszcze nie wszystko stracone – ciszę przerwał Gray – wy dwie rozejrzyjcie się po okolicy. Jeśli jest nadzieja że uda się nam ją znaleźć musimy ją wykorzystać. Wierzę że uda nam się ją ocalić – wstał – ja i Lyon pójdziemy na zamek do reszty pomóc w obronie dajcie znak jak coś znajdziecie – oznajmił. Nie ma sensu byśmy wszyscy latali po mieście. Innym też trzeba pomóc – ciszę nocy przerwał po raz kolejny ryk jednego ze smoków – a z tego co słyszę tam zebrała się cała śmietanka.
- Juvia prosi byś uważał – powiedziała Lockser gdy się rozdzielali – Juvia nie chce być wdową przed ślubem.
- Też o siebie dbajcie – odparł czarnowłosy ignorując tym razem kolejne zachwycanie się jego osobą przez władczynie wody. To nie był odpowiedni czas na zawracanie sobie głowy tego typu bzdurami.

Natsu rozglądał się uważnie na wszystkie strony. Niestety dalej nie widział celu swej podniebnej podróży.
- Wujaszku jesteś pewien że dobrze lecimy – spytał po kilku minutach – jakoś nie widzę gościa.
- Bez wątpienia jest niedaleko – odparł smok – sam się dziwie że jeszcze go nie dostrzegliśmy ale… – dalsza wypowiedź utonęła w czyimś upiornym śmiechu.
- Głupcze, byłem tutaj przez cały czas – ciemność jakby się rozerwała ukazując przyszłego Rouge na dwukrotnie większym od Atlasa smoku – ukrycie się w mroku dla maga cienia nie stanowi większego wyzwania. Nawet tak nieogarnięty smoczy zabójca jak ty powinieneś o tym wiedzieć – mówiąc to patrzył na niego z wyższością – widzę również że mamy tu jakiegoś zdrajce – zwrócił się do płonącego smoka.
- Robię to co uważam za słuszne. Krew Igneela drzemie w tym chłopcu a jako sługa pana ognia winienem i jemu służyć – teraz Atlas był już przekonany że dobrze robi buntując się przeciw podróżnikowi w czasie.
- W takim razie zginiesz razem z nim – ten pozostawał nadal niewzruszony. Stał nieruchomo patrząc na nich z pogardą.
- Coś ty powiedział – wściekł się Natsu – jestem sto razy bardziej zajebisty od ciebie – wokół niego również zaczęły wirować płomienie – Zaraz odechce ci się żartów. Pięść ognistego smoka – krzykną mknąc na niego jednak Rouge bez większego wysiłku zatrzymał go gołą dłonią.
- A więc to jest ów salamander o którym teraz tak głośno – zaśmiał się – no cóż w moich czasem nie możesz nawet kiwnąć palcem. Smoki niezaprzeczalnie stały się władcami ziemi, a taki robak jak ty nie może nic na to poradzić choć większość twych przyjaciół już dawno gryzie ziemię.
- Chcesz przez to powiedzieć że mimo wszystko nie udało ci się jednak zdeptać tego robaka – odgryzł się Natsu z wyzywającym uśmieszkiem wywołując złość u przeciwnika – w takim razie może to czas byś posmakował jego siły – z tymi słowami ich pięści ponownie się skrzyżowały, a niebo przysłonił rozbłysk płomienia mieszanego z cieniem. 

Lucy Heartfilia z uwagę przyglądała się potężnym wrotom z których jeszcze nie tak dawno wydostały się smoki.
- Mówi pan że jeśli zniszczymy te wrota smoki wrócą do swoich czasów – spytała ponownie Arcadiosa.
- Nie możemy być tego do końca pewni – odparł a jego wzrok powędrował na ze mury pałacu wprost na walczących z jadeitowym smokiem Wendy i Laxusa. Mimo że oboje władali magią smoczych zabójców niewiele mogli mu zrobić.
– Jeśli dobrze zrozumiałam twierdzi pan że gwiezdne duchy wszystkich bram zodiaku dadzą z tym radę – odezwała się Yukino – zrobimy co w naszej mocy by pomóc, prawda Lucy-chan – spytała blondynki.
- Racja – blondynka zacisnęła ręce w geście determinacji – moja przyszła wersja liczy na nas.
- Zaraz – przed tłum wystąpił Hibiki – jeśli jeszcze raz zużyjecie taką ilość magicznej energii może się to dla was źle skończyć – stwierdził – wedle moich obliczeń może się to również odbić na waszej magii.
- Z całym szacunkiem proszę pana – powiedziała zdecydowanym tonem Yukino – nawet jeśli czeka nas śmierć to przyjmujemy takie ryzyko. Co oznaczają dwa istnienia w porównaniu do tysięcy innych.
Dowódca Eskardy nie zdołał jednak odpowiedzieć gdy usłyszeli czyjeś nawoływania i chwilę potem podbiegli do nich Lyon z Grayem.
- Jak się mają tu sprawy – spytał czarnowłosy stając obok swojej przyjaciółki – dlaczego patrzycie na te drzwi spytał – chyba mi nie powiecie że mają wyjść jeszcze kolejne – wolał być przygotowany na wypadek najgorszego.
- Na szczęście nie ale jeśli je zniszczymy smoki mogą zostać przeniesione z powrotem z nie – odpowiedziała księżniczka – przepuszczamy że może dokonać tego magia gwiezdnych duchów.
- Jaki więc mamy plan – na plac dotarli właśnie Erza i przebrany za Mystogana Jellal. Jego przebranie na szczęście było w miejscu w którym je ukrył. Przez pewien czas myślał że ucierpiało już w walce. Po tym co przeżył nie chciał zostawić Erzy. Wiedział że jest silna, wiedział że żyje i puki co jest bezpieczna. Wiedział że umie znakomicie walczyć ale jego jakoś to nie przekonywało. Odetchnie dopiero jak te skrzydlate gady odejdą w zapomnienie.
- Pośpieszmy się – ponagliła Lucy spoglądając na pole bitwy – Wendy i inni smoczy zabójcy już długo nie wytrzymają. Nie wiem też co z Natsu. Happy powiedział że walczy teraz z Rouge a więc każda sekunda ma znaczenie. Wiem że jest silny ale on to jakiś potwór – poczuła jak łzy ciekną jej po twarzy.
- Jesteście pewne że chcecie to zrobić – spytał jeszcze raz Hibiki martwiąc się o i tak już wyczerpane zamykaniem wrót dziewczyny. Teraz na dodatek spadła na nie odpowiedzialność ich zniszczenia.
- Tak nie mamy innego wyboru – zdeterminowana Yukino sięgnęła po swoje dwa złote klucze – gotowa Lucy – spytała.
- Zaczynajmy – zawołała blondynka chwyciła dłoń białowłosej po czym zaczęły razem recytować – gwiazdy prosimy jeszcze raz użycie nam swej pomocy. Złote ścieżki niech się otworzą Zodiack.
Wszystkie duch wystrzeliły ku drzwiom uderzając w nie niemal jednocześnie. Tumany kurzu i pyłu wzbiły się w powietrze zasłaniając wszystkim widok. Każdy z napięciem oczekiwał momentu kiedy opadną.
- To chyba jakieś żarty – Gray podobnie jak reszta patrzył z niedowierzaniem na nietknięte drzwi czasu – jak niby w takim razie mamy to coś rozwalić.
- Proszę nie przestawajcie atakować – Lucy zwróciła się do swych astralnych przyjaciół – to trzeba za wszelką cenę powstrzymać.
- My też pomożemy – Erza przywdziała zbroję Niebiańskiego koła i posłała całą salwę mieczy w ich stronę.
- Racja – Gray błyskawicznie stworzył lodową armatę, a w chwilę potem wszyscy zebrani na placu magowie dołączyli do ostrzału.
Mimo że utrzymywali go dobrych kilka minut wrota pozostawały nietknięte.
- Że też – zaklną pod nosem Arcadios – wiedziałem że są w pewnym stopniu uodpornione na magię ale nie przepuszczałem że aż tak.
- Nie możemy przestać – wysapała Lucy ledwo trzymając się na nogach. Utrzymanie tylu bram sporo ją kosztowało. Nie było to tak męczące jakby oficjalnie otworzyła każdą z nich ale przyzwanie Zodiacu, nawet jeśli duchy nie wymagały od niej użycia jej własnej energii nie należało do lekkich zadań. Musiała jednak wytrwać. Obroni przyszłość nie tylko dla siebie, nie tylko dla przyjaciół ale i dla samej siebie z przyszłości, która się paradoksalnie dla niej poświęciła.
- Lucy – zaczął Alzack – lepiej się odsuńcie – po tych słowach odepchną Lucy i Yukino na ziemię a zaraz potem coś co przypominało ognistą kometę mieszaną z czarnymi smugami uderzyło we wrota. Po chwili ujrzeli dwie sylwetki w tym jedną znajomą.
- Natsu – krzykną Gray – Co tu robisz… – zaczął ale Erza uciszyła go ruchem ręki. Posłusznie podążył za jej wzrokiem obok salamandra stał Rougę z przeszłości, a tuż nad ich głowami mierzyły się dwa smoki.
- No, no – powiedział podróżnik w czasie – może potrafisz nieco więcej niż robaczek ale jedynym twoim sukcesem w tej bitwie jest zniszczenie mojego ubrania podczas gdy ty już ledwie stoisz na nogach.
- Ta jestem do niczego – powiedział choć na jego twarzy gościł uśmiech – za to ty jesteś potężny. Na tyle potężny by samemu strzelić sobie gola.
- O czym ty mówisz – zamarł, odwrócił się do tyłu. Wrota łączące go z tym światem były w kawałkach. Nim zdążył cokolwiek jeszcze powiedzieć jego ciało zaczęło znikać – Nie myśl jednak że wygrałeś Salamandrze być może staniemy do ponownego boju szybciej niż myślisz – a widząc pytające spojrzenie chłopaka dodał – za około rok ten Rouge, którego nasz ze swoich czasów stoczy się w otchłań. Wszystko zapoczątkuje śmierć Frosha.
Natsu stał przez moment oszołomiony tymi słowami. Więc to był powód jego szaleństwa. Utrata najlepszego przyjaciela. Chciał jeszcze o coś spytać. Dowiedzieć się czegoś więcej by powstrzymać nienachodzące nieszczęście. Wiedział jednak że to koniec ciało zaczęło lśnić po czym przybrało formę świecącej kuli, która malała stopniowo wznosząc się do nieba. Taki sam los spotkał wszystkie smoki, które wyszły z bramy jak ich mniejsze twory. Wszyscy odetchnienie z ulgą wiedzieli że to koniec walki. Przed tłum wystąpiła księżniczka.
- My ludzie i wy smoki nie mamy powodów do walki – powiedziała wznosząc oczy do nieba – dzielą nas tysiące lat. Gdyby nie sprytnie uknuty podstęp nigdy nie dane byłoby nam się spotkać Proszę nie miejcie nam za złe że wyrwaliśmy was z waszego świata. Możecie jednak już do niego wrócić, żegnajcie.
- Tak do zobaczenia wujaszku – szepną ognisty smoczy zabójca.
Kiedy wszyscy myśleli już że nic ich dziś już nie czeka usłyszeli szybkie roki a na plac wbiegła zdyszana Juvia.
- Gray-sama – wydyszała opierając ręce na kolanach – Juvia i Meredy znalazły ale – jej wzrok nie wróżył najlepszych wieści.
 Nastał nowy dzień. Prawie wszyscy zmęczeni walką rozeszli się by zarzyć wreszcie zasłużonego odpoczynku. No cóż prawie. Zgromadzeni w pobliżu ruin zegara członkowie Fairy Tail wliczając nadal przebranego za Mystogana Jellala , dowódcy królestwa jak i kilka postronnych osób wkuwali oczy w kamienny posąg kobiety. Ultear Milkovich.
- Chyba mi nie chcecie wmówić że to ta sama kobieta, która przed laty szpiegowała radę i była sprawczynią zniszczenia jej budynku – pierwszy głos zabrał dowódca straży runicznych rycerzy.
- Tak to bez wątpienia ona – ku zdumieniu zebranych na miejsce przybyła rada jeden z jej członkó wystąpił przed szereg.
- Nie zaprzeczą jednak państwo że to dzięki niej sporu walczących udało się wyrwać ze szponów śmierci – zaczął dość pogodnym tonem Makarov.
– Nie to nie ona – na przód wysuną się najwyżej postawiony członek rady, Garuan Doma – zaklęcie cofania czasu, które najpewniej chciała rzucić nie wywołuje skamienienia lecz tylko pociąga użytkownika za sobą – jego głos był dziwnie niespokojny, a oczy utkwione w posągu, którym teraz była kobieta.
- Wie pan co konkretnie, a raczej kto to zrobił – po dłuższej chwili spytał mistrz Fairy Tail.
- Myślałem że już nigdy nie zobaczę tego znaku – unius rękę i wskazał ręką na coś na co nikt wcześniej nie zwrócił większej uwagi. Na kamiennej piersi Ultear był wypalony symbol gwiazdy zamkniętej w okręgu.
- Chwila – wtrącił się Natsu – właśnie co uporaliśmy się z tymi smokami a pan chce nam powiedzieć że bardziej od nich lęka się jakiejś małej gwiazdki.
- Natsu – skarciła go Erza i pokręciła głową z taką miną że natychmiast umilkł.
- Tak – po dłuższej chwili odparł starzec a w jego głosie powiewała trwoga – to znak powrotu sił o których tak bardzo chciałem zapomnieć. Sił przekraczających możliwości magii któregokolwiek z nas.
——————————————————————————

3 komentarze:

  1. Hmm nawet fajnie to wszystko opisałaś, ale za bardzo przypomina to co się dzieje w anime. Nie, żeby było to do kitu, ale myślałam, że więcej będzie z twojej głowy niż z anime. :P
    Coś wolno idzie mi czytanie, ale taki upał, że nie można wyrobić. :'(
    Ślę wenę i pozdrawiam ^^
    ~ Natsuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Nosz oczywiśnie! Jejku zapomniałam o tym cofnięciu czasu! Brawo ja! *klask klask* No to w takim razie daruję ci życie... Ale nie myśl, że to koniec! Jak coś złego jeszcze zrobisz to wyrok śmierci będzie gorszy od poprzedniego... Muhahahahahaha!

    Twoja kochana, psychopatyczna czytelniczka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Właśnie wróciłam do pierwszych rozdziałów Twojego opowiadania. xD
    Zapomniałam jak bezcenny był fragment o Levy jako prywatnej dostawczyni Gajeela i fragment z Gruvią. xDDD Jerza też oczywiście pięknie została przedstawiona. Idę dalej, ponieważ się z powrotem wciągnęłam w Twoje dzieło i chcę naprawdę już być na bieżąco. Następny komentarz chyba będzie na rozdziale, którego na pewno wcześniej nie skomentowałam/przeczytałam. ^^
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń